Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: biura pracy za granic
Temat: ~M~I~Ł~O~Ś~Ć~ Miłość nie zna granic Iwonie - Twoje oczy rozbłysną, a serce Twe jaśnieć będzie Irmina przyszła do pracy. Robi to od roku, kiedy znowu wróciła do swojego rodzinnego miasta. Ta trzydziestoletnia kobieta dwa lata temu przeżyła straszliwą tragedię. Na tydzień przed ślubem zginął Paweł - jej ukochany, przyjaciel, narzeczony. Dlatego wyjechała - chciała uciec od bólu, od tego ciągłego chodzenia pod to drzewo, które choć niewinne temu co się stało, to jednak zabiło jej umiłowanego. Około południa w biurze pojawił się goniec z pięknym bukietem kwiatów. Trafił tu z sekretariatu, gdzie zapytał o wysoką panią Irminę z działu sprzedaży. Gdy wszedł do biura, od razu ją rozpoznał. Z opisu nadawcy przesyłki wynikało bowiem, że adresatka ma sto osiemdziesiąt dwa centymetry wzrostu. No i oczywiście, że ma na imię Irmina. Podszedł do zaskoczonej dziewczyny i wręczył jej kwiaty. - Oto bilecik proszę pani - powiedział z uśmiechem. - Dziękuję - odparła Irmina, która zachodziła w głowę, któż mógł jej przesłać tak piękne kwiaty. Gdy otworzyła kopertę z bilecikiem, usiadła z wrażenia. - O Boże! - łzy cisnęły jej się z przerażenia, zaskoczenia i nieśmiałej radości. Bilecik był bowiem krótkim listem. Czytała go z niedowierzaniem do końca dnia pracy. "Droga Irminko, Serce moje! To był jedyny sposób bym mógł tobie wysłać te kwiaty. Znalazłem kogoś, kto podjął się spełnić moją prośbę i złożył w moim imieniu zamówienie. Nie potrafię, moja śliczna, sam dokonać tych rzeczy, więc we śnie poprosiłem go o pomoc. Choć bardzo się bał, że możemy ci sprawić ból, zgodził się, więc skorzystałem z okazji. Chcę byś wiedziała, że bardzo cię kocham, lecz muszę odejść. Nie zadręczaj się proszę. Jeszcze się spotkamy. Żyj pełnią szczęścia. Uwolnij siebie i mnie - ja ci błogosławię. Paweł." - Boże, kto może być tak okrutny!? - zastanawiała się wstrząśnięta. Jej równowaga psychiczna została wystawiona na jeszcze jedną próbę. Na odwrocie kartki z listem znalazła rysunek - uśmiechniętą gwiazdkę i podpis: "Tyś jest mą gwiazdą daną mi z nieba". Takim rysunkiem i tym podpisem jej ukochany kończył każdy swój list. Nikt, prócz niej nigdy nie czytał tych listów! Nikt nie mógł więc znać tej swoistej pieczęci, która uwierzytelniała posłańca. To wszystko miało się rozegrać daleko od mojego domu. Ja mieszkam na zachodzie kraju - ona w centralnej Polsce. Fizycznie to właśnie ja chciałem wysłać Irminie te kwiaty. Uczyniłbym to z potrzeby serca. Ni stad ni zowąd poczułem, że chcę to zrobić. Treść i rysunek przyszły mi do głowy tak po prostu. Nigdy Irminy nie widziałem. Rozmawiałem z nią tylko raz w internetowym czacie. Poznałem jej smutną historię. Wiedziałem, że ona nadal boleje nad stratą ukochanego. Bardzo się bałem tego, co ona może poczuć, gdy otrzyma taki list. Dlatego ostatecznie go nie wysłałem. Więc opisana powyżej historia nigdy się nie wydarzyła - stanowiła jedynie notatkę, która powstała w wyniku nagłego uczucia, że chcę to zrobić. To było bardzo silne odczucie, wypływające z głębi serca. Ta pierwsza rozmowa z Irminą dostarczyła mi informacji na temat miejsca jej pracy. To wystarczyło, bym wiedział, gdzie ma trafić moja przesyłka. Rozmowa z Irminą odbyła się we wrześniu 2003 roku. Opowiadanie napisałem pod wpływem impulsu swoich odczuć nie dalej niż dwa dni po naszej rozmowie. Pod koniec października, to jest po upływie miesiąca spotkałem Irminę na internetowym czacie. Przez ten czas używałem różnych nicków (pseudonimów), ale rzadko tego, pod którym rozmawiałem z Irminą. Właśnie w tamtym dniu zalogowałem się pod swoim dawno nieużywanym nickiem: Veryfikator. Praktycznie natychmiast odezwała się do mnie Irmina. Powiedziała mi, że zalogowała się dokładnie przed chwilą - że szukała właśnie mnie. Powiedziała mi też, że od czasu naszej wrześniowej rozmowy jest to jej pierwsze wejście do czatu. Już to stanowiło dla mnie znak, że mam do czynienia z niezwykłym dowodem na istnienie komunikacji duchowej między ludźmi. Telepatia istnieje!!! Irmina opowiedziała mi historię, która przepełniła mnie nabożną radością, gdyż mimowolnie stałem się świadkiem czegoś nieziemskiego, a jednocześnie czegoś wzniosłego - czegoś tak pięknego jak miłość dwojga dusz. Irmina powiedziała mi, że w zeszłą sobotę przeżyła bardzo realne spotkanie ze swoim ukochanym. Paweł przyśnił się jej w nocy i rozmawiał z nią. Rozmawiali o tym, że on powinien odejść, a Irmina powinna żyć na Ziemi. Mną wstrząsnęła poniżej przytoczona część rozmowy: - Bardzo chciałem Ci przesłać kwiaty, lecz osoba, którą o to poprosiłem obawiała się, że może Cię zranić. Dlatego przychodzę dziś do Ciebie sam, by powiedzieć to, co chciałem tobie przekazać za jego pośrednictwem - powiedział Paweł. Gdy usłyszałem te słowa, natychmiast przesłałem Irminie e-mail'em swoje opowiadanie. W odpowiedzi ona wskazała na podpis: "tyś jest mą gwiazdą daną mi z nieba" i rysunek mówiąc: - Tak Paweł podpisywał każdy swój list do mnie!!! Nagle zrozumiałem, że ci których kochasz, nigdy nie oddalają się od ciebie, dzieli was zaledwie odległość myśli.. Zawsze będą przy tobie, gdy ich potrzebujesz, gotowi służyć radą czy pocieszyć. Jeśli przeżywasz w związku z ich utratą udrękę, twoi ukochani przekażą ci znak, sygnał, "wiadomość", która da ci do zrozumienia, że z nimi wszystko w porządku. Wypatruj wtedy "znaku" i nie przegap go. Nie przypisuj go swojej wyobraźni czy zbiegowi okoliczności, nie odrzucaj jako przejawu "pobożnego życzenia". Czekaj na wiadomość i ją odbierz. Temat: Cholera, uratowalismy Niemiachów:(((( Do sukcesu przyczynili się w dużym stopniu Francuzi. Wywiad francuski kupił od pracownika biura szyfrów Reichswehry Hansa-Thilo Schmidta (pseudonim Asche - popiół) kopie księgi szyfrów wraz z instrukcją techniczną i instrukcją obsługi enigmy wraz z kluczami dziennymi. Współpracę z wywiadem francuskim, która trwała nieprzerwanie od 1932 r. do roku 1938, zainicjował sam Schmidt. Francuzi nie potrafili zagospodarować otrzymywanych skarbów, za które bardzo dużo płacili. Przekazywali je więc Brytyjczykom i Polakom. Jednak tylko Polacy materiały otrzymywane z biura kpt. Bertranda przyjmowali i wykorzystywali. Ani słowem nie pisnęli Francuzom, że od kilku już lat masowo łamią meldunki kodowane przez Niemców. Tak było do 26 lipca 1939 r., kiedy to w obliczu nieuchronnej wojny kierownictwo wywiadu Wojska Polskiego postanowiło bezinteresownie podzielić się swoją zdobyczą z sojusznikami. Zaproszono kilkuosobowe delegacje specjalistów z Francji oraz Wielkiej Brytanii. Zdumienie gości nie miało granic, gdy w supertajnym ośrodku wywiadu w Pyrach wprowadzono ich do pokoju, w którym pracowało jednocześnie sześć enigm, rozczytując na bieżąco meldunki Wehrmachtu. Sojusznicy dowiedzieli się, że Polacy od 1934 r. nieprzerwanie rozszyfrowują meldunki niemieckie. Każda delegacja dostała egzemplarz enigmy oraz kompletne materiały umożliwiające rozpracowywanie meldunków niemieckich, w tym projekt bomby kryptologicznej służącej do automatyzowania rozpracowywania kodów dziennych, a także płachty Zygalskiego. Do Anglii Wraz z wybuchem wojny trójka naszych kryptologów przez Rumunię dotarła do Francji. Tam przy życzliwym wsparciu kpt. Bertranda podjęła na nowo prace związane z łamaniem kodów Enigmy w ośrodku wywiadu pod Paryżem. Sprawa była poważna, bowiem w grudniu 1938 r. Niemcy wprowadzili nowy model maszyny szyfrującej, w którym do trzech wcześniejszych tarcz szyfrujących dołożono dwie kolejne, co znakomicie skomplikowało wcześniej rozpracowany w detalach system. Być może za decyzją o tej modyfikacji stało rozpracowanie agenta Asche, którego w 1938 r. zmuszono do samobójstwa. Podjęte we Francji działania zaowocowały pomyślnym złamaniem nowego sytemu. We Francji Polacy spotkali się m.in. z Alanem Tuningiem, brytyjskim superspecem zatrudnionym w tajnym ośrodku Bletchley Park, w którym pracowało około tysiąca specjalistów od kryptografii. Dodatkowe wsparcie Polaków, a prawdopodobnie także stała łączność kablowa między Polakami we Francji a ośrodkiem wywiadu radiowego w Bletchley Park, pomogły Brytyjczykom w uruchomieniu własnego systemu dekryptażu, który nazwali Ultra. Pierwszy meldunek z niemieckiej Enigmy Brytyjczycy rozczytali w styczniu 1940 r., wcześniej nie byli w stanie rozszyfrować żadnego. Dużą pomocą było zdobycie przez flotę brytyjską dwóch statków pogodowych, z których zabrano szyfry Enigmy II. Brytyjczycy od 1940 r. tak jak Polacy przed wojną mieli pełny wgląd w system dowodzenia niemieckiej armii i floty. Polacy przekazali Brytyjczykom nie tylko Enigmę. Przekazaliśmy im także doskonale funkcjonujące sieci wywiadu agenturalnego w Polsce i innych krajach Europy. O niemieckich przygotowaniach do wojny oraz rozmieszczeniu zgrupowań Wehrmachtu do uderzenia na ZSRR najpierw od Polaków dowiedzieli się Brytyjczycy, a potem od nich Rosjanie. Stalin nie zwrócił uwagi na przekazane przez premiera Churchilla informacje. Wręcz je publicznie okpił. W tym czasie był bowiem zajęty ostatnią fazą przygotowań do uderzenia wyprzedzającego na armię niemiecką, rozlokowaną na wschodnich obszarach Rzeczpospolitej. Prof. Jan Ciechanowski twierdzi, że w czasie wojny 40 proc. wszystkich materiałów wywiadowczych dostarczanych do MI6 pochodziło z polskich siatek wywiadowczych. Przezroczyści Niemcy Wyniki pracy polskich kryptologów są nie do przecenienia. Wywiad radiowy Wojska Polskiego na długo przed wybuchem wojny monitorował sytuację w Niemczech, dostrzegając dynamiczną rozbudowę sił zbrojnych i stosownie do zagrożenia informował władze polskie. Wiedza o niebezpieczeństwie nie uratowała nas przed klęską 1939 r. Z naszego dorobku skorzystali natomiast sojusznicy. Wyniki prac polskich kryptologów umożliwiły marszałkowi Montgomery'emu pokonanie w północnej Afryce wojsk gen. Erwina Rommla. Przejęcie przez Brytyjczyków polskiego dorobku i jego twórcze rozwinięcie umożliwiło m.in. wygranie bitwy o Atlantyk. Niemieckie U -booty były zmuszone do podawania swoich pozycji drogą radiową, dzięki czemu niszczono je metodycznie, co umożliwiło przeprowadzanie konwojów bezpiecznymi szlakami. Bezpieczne szlaki żeglugowe to bardziej bezpieczne dostawy uzbrojenia do Związku Radzieckiego, którego armia w wielu operacjach zdmuchnęła hitlerowskie sny o panowaniu nad światem. To także bezpieczny transport uzbrojenia oraz oddziałów amerykańskich m.in. na Wyspy Brytyjskie, skąd w 1944 r. wyprowadzono uderzenie połączonych sił na wojska niemieckie rozmieszczone w zachodniej Europie. Wyniki rozpoznania radiowego znali także Rosjanie. Ich agent John Cairncross teczkami wynosił materiały wywiadu brytyjskiego, które następnie trafiały do sztabów radzieckich. - Rozpracowanie Enigmy pozwoliło skrócić wojnę, a zatem i cierpienia ludności niemieckiej. Niemcy są winni Polakom wdzięczność za pomoc w wyzwoleniu spod dyktatury, na którą Polska musiała czekać jeszcze kilkadziesiąt lat - stwierdziła Sabine Seidler z wydziału politycznego niemieckiej ambasady w Warszawie, oddając sprawiedliwość polskim kryptologom. Adam Nogaj Od 1926 r. wykorzystywano enigmę w Kriegsmarine, od 15 lipca 1928 r. - w Wehrmachcie i w służbach bezpieczeństwa Pierwszy meldunek zaszyfrowany enigmą Polacy złamali w grudniu 1932 r. 75 proc. niemieckich meldunków radiowych zaszyfrowanych enigmą odczytywali Polacy w 1938 r. 100 tys. maszyn szyfrujących wyprodukowali Niemcy podczas wojny Od odpowiedniego ustawienia wirników, czyli tzw. kluczy dziennych, rozpoczynano szyfrowanie Wykorzystując dwa zestawy po trzy wirniki (we flocie - cztery), początkowo uzyskiwano 17 576 kombinacji kluczy dziennych. W kolejnych latach wprowadzono walec odwracający i dodatkowe dwa wirniki, co jeszcze zwiększyło liczbę kombinacji 26 klawiszy służyło do wpisywania jawnego tekstu Litera już zakodowana zapalała się na pulpicie z 26 podświetlanymi literami Odczytując zaszyfrowane meldunki, wpisywano tekst tajny, który wyświetlał się już jako tekst jawny Temat: wychodza na jaw metody pracy ZIobry and Company wychodza na jaw metody pracy ZIobry and Company Sędziowie na tropie prokuratorów Bogdan Wróblewski 2007-10-23, ostatnia aktualizacja 42 minuty temu Czy będzie pierwsze śledztwo obnażające metody prokuratury za rządów PiS? Wczoraj przed Sądem Najwyższym ostrołęccy sędziowie zarzucili policji i prokuraturze, że walcząc z korupcją, posunęły się do: fałszowania i zatajania dokumentów, celowego manipulowania dowodami, inwigilowania sędziów i "przekroczenia granic porozumienia między przestępcami a organami ścigania". Bo wczoraj Sąd Najwyższy zajmował się immunitetem sędziego Ryszarda W. z Ostrołęki. I ostatecznie uznał, że nie ma powodu, by go uchylać. Prokuratura chciała W. postawić zarzut przyjęcia 5 tys. zł łapówki za zawieszenie wykonania kary skazanemu w 2003 r. Pawłowi L. Według prokuratury pieniądze potrzebne sędziemu były na naprawę kupionej wtedy, używanej toyoty corolli. W rzeczywistości sędzia kupił samochód kilka miesięcy wcześniej. Sprzedał stary, na koncie miał oszczędności dwukrotnie przekraczające zarobki i kwotę rzekomej łapówki. Śledztwo opiera się na pomówieniach notorycznej oszustki Bożeny B. (trzy wyroki, czwarta sprawa w sądzie), jej konkubenta (przedstawiał się w śledztwie jako wróżbita). To Bożena B. krzyczała do skazujących ją sędziów: "Ja tego tak nie zostawię, zobaczycie jeszcze!". Napisała do policji anonim, podając się za pracownika sądu, wskazując na Marię K., kierowniczkę jednego z sekretariatów i sędziów, rzekomych łapówkarzy. Tak się zaczęło. W śledztwie o łapówce mówią też Paweł L., któremu sędzia W. utrzymał czteroletni wyrok w II instancji, i jego żona. - Stanęliśmy do nierównej walki z siłami policyjno-prokuratorsko-okultystycznymi - komentowała wczoraj sędzia Marzena Piekarska-Drążek broniąca W. przed uchyleniem immunitetu. Po ponad roku od anonimu śledztwo określane mianem "ostrołęckiej ośmiornicy" skończyło się ośmioma aktami oskarżenia przeciwko ok. 30 osobom - głównie tym, co dawali pieniądze oszustce Bożenie B. Prokuratura chciała oskarżyć też dwoje sędziów - Ryszarda W. i Barbarę S. Sprawa uchylenia immunitetu sędzi Barbary S. (26 lat w ostrołęckim sądzie, w tym na stanowisku prezesa) toczy się od półtora roku. Ją też obciąża oszustka. Gdy Barbara S. stawała przed SN, obecny na rozprawie prof. Andrzej Rzepliński z Fundacji Helsińskiej mówił, że "prokurator w ogóle nie powinien występować z tą sprawą". Sąd dyscyplinarny I instancji odmówił pociągnięcia sędzi B. do odpowiedzialności karnej. Prokuratura ma jeszcze szansę na zażalenie. W I instancji immunitetu nie stracił też sędzia Ryszard W. A wczoraj prokurator przegrał w Sądzie Najwyższym zażalenie. Dopiero tu obrońcy sędziego poznali dowody jego rzekomej winy. I zdębieli. Zdaniem ostrołęckich sędziów policjanci pracujący nad sprawą posunęli się do sfałszowania opinii kryminalistycznej, a prokurator to zatwierdził i użył w śledztwie. Bo jednym z dowodów jest kaseta z prywatnej rozmowy Barbary B. z kierowniczką sekretariatu. Nagranie spisał biegły ekspert, ale prowadzący śledztwo policjant spisał je na nowo i tam, gdzie biegły niesłyszalne fragmenty wykropkował, wpisał "nazwiska adwokatów, prokuratorów, sędziów". Tak spreparowany protokół - pisze sędzia Ryszard W. do SN - "uznany został za jeden z filarów oskarżenia". Dalej wymienia: . celowe manipulowanie dowodami (bo prokuratura pominęła świadczące o jego niewinności dokumenty dotyczące toyoty); . powoływanie się na nieistniejące dowody (m.in. karty w aktach, których nie znaleźli sędziowie SN); . wieloletnie inwigilowanie sędziów (o czym świadczyć mają policyjne notatki). - W okresie ostatnich dwóch lat nie zorientowaliśmy się, że każdy z nas ma swojego oficera prowadzącego i powinniśmy na komendę biec, aby meldować, jaki jest wynik posiedzeń - mówiła z oburzeniem sędzia Piekarska. Dalsze zarzuty sędziów wobec śledczych: . przekroczenie granic porozumienia organów ścigania z przestępcami (wszyscy pomawiający sędziów mieli z tego korzyści, np. kary w zawieszeniu, uchylane areszty), a funkcjonariusze awanse - np. prokurator z prokuratury rejonowej aż do elitarnego biura do walki ze zorganizowaną przestępczością, jeden z funkcjonariuszy na zastępcę komendanta miejskiego; . stosowanie tzw. aresztów wydobywczych i przecieków do mediów itp. Na rozprawie przed SN ujawniono też, że we wrześniu w Ministerstwie Sprawiedliwości proponowano sędzi Piekarskiej funkcję prezesa w sądzie w Ostrołęce. Przeszkoda była jedna - podjęła się obrony swoich kolegów. I nie zrezygnowała. Wczoraj ostrołęccy sędziowie chcieli, by Sąd Najwyższy powiadomił o naruszeniach prawa komendanta głównego policji i prokuratora krajowego. SN odmówił bycia "pośrednikiem". - W najbliższych dniach złożymy zawiadomienie o przestępstwie - zapowiada Piekarska. Z nazwiska wskazani zostaną dwaj policjanci prowadzący korupcyjne śledztwo, nadzorujący ich prokurator i jego przełożeni. Źródło: Gazeta Wyborcza Temat: co się stanie jeśli nie wejdziemy do UE? wolna_galicja napisał: > Gość portalu: unita napisał(a): > > > > > Niestety u nas nikt nie bedzie robil za tyle co Chińczyk czy Hin > dus. > > > To może u nas robić Ukrainiec. Tak jak to teraz się dzieje w gospodar > stwac > > h > > > rolnych i firmach budowlanych. To znaczy robiłby, gdyby UE nie zamknę > ła na > > m > > > wschodniej granicy. > > > > Zmusiłoby to nas do otwarcia się na Ukrainę > > Unia Polsko-Ukraińska, może by dołączyła Białoruś? > > I znowu stara śpiewka - "jeżeli nie UE to Białoruś". Ja mówię o swobodnym > przepływie siły roboczej, czyli "wolnym rynku pracy". Zauważ, że rolnik z > lubelskiego zatrudniający do zbiorów chmielu Ukraińców to przedsiębiorca zyjący > > na własny rachunek. Rolnik pobierający dotacje "z UE" (czyli tak naprawdę z > naszych podatków) to pasożyt. Brutalne ale prawdziwe. > > > > Ale do tego nie trzeba nam UE. Wystarczy Europejski Obszar Gospodarcz > y. Ta > > k > > jak > > Norwegia. > > > > Idziesz w zaparte - Norwegia jest w troche innej sytuacji ekonomicznej. > > Chociażby przez surowce natutralne. > > Nie ma możliwości przystąpienia Polski do EOG bez wstąpienia do UE. > > To nieprawda. Wystarczy zajrzeć do postów Roberta_de_Molesme i p. Macieja > Duszczyka w wątku "Rzetelna Debata?" > > > I tu dyskusja zatacza koło - dla mnie wolny rynek to swoboda przepływu osó > b, > > kapitału, usług i pieniędzy. Nie ma innej możliwości, aby to uzyskać w > europie > > musimy być w UE. > > A dla mnie wolny rynek to brak ingerencji państwa w gospodarkę i niskie podatki > . > > > największą przeszkodą > > w prowadzeniu biznesu w Polsce są nasze własne głupie przepisy, > > biurokracja rozwinięta do granic możliwości i wciąż pączkująca, obecność > > polityki w gospodarce. Czyżbyś sugerował, że wejście do UE może to pogorsz > yć? > > To właśnie sugeruje od ...nastu postów. Ciesze się, że zauwazyłeś :) > > > Przecież tam są tysiące małych, średnich firm, które świetnie się rozwijaj > ą, > > reinwestują zyski i nikt im tego nie zabrania. > > Ale oni nie przeżyli 50 lat komuny i 10 lat rządów UD/PC/SLD/AWS/PSL/UP. Nie > działają na granicy opłacalności zmagając się z biurokracją. A jeśli moje zyski > > zabierze w formie wyzszego podatku (na zapłacenie składki do UE i dopłaty dla > rolników) MinFin to dobra sytuacja small biznesu w krajach zachodnich wcale nie > > poprawi mi samopoczucia. > > > > Moze teraz czas na nastepne kroki? Obniżmy akcyzę na benzynę i zobacz > my, c > > o > > się stanie. A potem znieśmy akcyzę na prąd. A potem obniżmy CIT. A potem P > IT > > > liniowy. A potem... > > > > Piękne, ale nie realne. Przykład wódki jest chwalebny, ale nie do szerszeg > o > > zastosowania w naszym kraju, w którym mentalność ludzi jest czysto > > socjalistyczna i zmusza władze do ściągania kasy z jednych, żeby dać innym > . > > I z tym będziemy żyć. Chyba, że chcemy blokady kolei, strajków w górnictwi > e, > > blokad na drogach, rozrób przed parlamentem i ogólnego zamętu w kraju. > > A czym się to różni od wódki? Wpływy do budżetu wzrosły i zatrudnienie. > Dlaczego to by miało nie pomóc? > A p. Małgorzata Thatcher poradziła sobie z i z górnikami i z kolejarzami i > postawiła gospodarke Zjednoczonego Królestwa na nogi.... > > > Jakie by nie były, będą rzeczywiste. Dla mnie poczucie wolności i spełnien > ie > > realnych założeń liberalizmu (bez skojarzeń z UPR) jest tożsame z uzyskani > em > > przez Polskę swobód wynikających z przystąpienia do UE. To, czy z moich > > podatków jest utrzymywana władza na wiejskiej czy w brukseli mało mnie > > obchodzi, po prostu nie odczuje zadnej róznicy. > > Odczujemy - w liczbach bezwzglednych. Teraz kosztuje nas to dużo mniej. Bo > będzie i władza na wiejskiej i w brukseli i setki urzędników dodatkowo > i "polscy parlamentarzyści europejscy" i ich biura i ich diety i ich delegacje > i rolnicy z dopłatami. > > > Odczuje ją za za to w momencie, kiedy będę mógł swobodnie pojechać np. do > > Anglii, podpisać umowę i uczciwie, legalnie pracować. > > A po co? Przecież w Polsce po wejściu do UE będzie cud-miód? Czy wstępujemy po > to, żeby wyemigrować? Dla mnie to też jest wyjście, ale wolałbym go uniknać... > > To co, kto ostatni gasi światło? Mogę je zgasić: ani ja nie zrozumiem Twoich obaw przed UE, ani Ty nie zrozumiesz mojego poczucia wolności i liberalizmu. Ani tego, że nie uważam, że po wejściu do UE od razu będzie cud-miód. Przepraszam, ale uwążam, że jesteś naiwny sądząc, że jak nie wejdziemy do UE to będziemy mniej łożyć na różnych nierobów, politykierów itp. Będziemy, tyle, że nie będziemy mieli możliwości np. prowawdzania firmy w kraju, w którym tego nie będzie albo kupna działki gdzieś w Alpach żeby tam spokojnie z dala od tego wszystkiego poziwiać piękno gór. Temat: Wychodzi prawda o metodach pracy Ziobro i kolegów Wychodzi prawda o metodach pracy Ziobro i kolegów Sędziowie na tropie prokuratorów Bogdan Wróblewski 2007-10-23, ostatnia aktualizacja 42 minuty temu Czy będzie pierwsze śledztwo obnażające metody prokuratury za rządów PiS? Wczoraj przed Sądem Najwyższym ostrołęccy sędziowie zarzucili policji i prokuraturze, że walcząc z korupcją, posunęły się do: fałszowania i zatajania dokumentów, celowego manipulowania dowodami, inwigilowania sędziów i "przekroczenia granic porozumienia między przestępcami a organami ścigania". Bo wczoraj Sąd Najwyższy zajmował się immunitetem sędziego Ryszarda W. z Ostrołęki. I ostatecznie uznał, że nie ma powodu, by go uchylać. Prokuratura chciała W. postawić zarzut przyjęcia 5 tys. zł łapówki za zawieszenie wykonania kary skazanemu w 2003 r. Pawłowi L. Według prokuratury pieniądze potrzebne sędziemu były na naprawę kupionej wtedy, używanej toyoty corolli. W rzeczywistości sędzia kupił samochód kilka miesięcy wcześniej. Sprzedał stary, na koncie miał oszczędności dwukrotnie przekraczające zarobki i kwotę rzekomej łapówki. Śledztwo opiera się na pomówieniach notorycznej oszustki Bożeny B. (trzy wyroki, czwarta sprawa w sądzie), jej konkubenta (przedstawiał się w śledztwie jako wróżbita). To Bożena B. krzyczała do skazujących ją sędziów: "Ja tego tak nie zostawię, zobaczycie jeszcze!". Napisała do policji anonim, podając się za pracownika sądu, wskazując na Marię K., kierowniczkę jednego z sekretariatów i sędziów, rzekomych łapówkarzy. Tak się zaczęło. W śledztwie o łapówce mówią też Paweł L., któremu sędzia W. utrzymał czteroletni wyrok w II instancji, i jego żona. - Stanęliśmy do nierównej walki z siłami policyjno-prokuratorsko-okultystycznymi - komentowała wczoraj sędzia Marzena Piekarska-Drążek broniąca W. przed uchyleniem immunitetu. Po ponad roku od anonimu śledztwo określane mianem "ostrołęckiej ośmiornicy" skończyło się ośmioma aktami oskarżenia przeciwko ok. 30 osobom - głównie tym, co dawali pieniądze oszustce Bożenie B. Prokuratura chciała oskarżyć też dwoje sędziów - Ryszarda W. i Barbarę S. Sprawa uchylenia immunitetu sędzi Barbary S. (26 lat w ostrołęckim sądzie, w tym na stanowisku prezesa) toczy się od półtora roku. Ją też obciąża oszustka. Gdy Barbara S. stawała przed SN, obecny na rozprawie prof. Andrzej Rzepliński z Fundacji Helsińskiej mówił, że "prokurator w ogóle nie powinien występować z tą sprawą". Sąd dyscyplinarny I instancji odmówił pociągnięcia sędzi B. do odpowiedzialności karnej. Prokuratura ma jeszcze szansę na zażalenie. W I instancji immunitetu nie stracił też sędzia Ryszard W. A wczoraj prokurator przegrał w Sądzie Najwyższym zażalenie. Dopiero tu obrońcy sędziego poznali dowody jego rzekomej winy. I zdębieli. Zdaniem ostrołęckich sędziów policjanci pracujący nad sprawą posunęli się do sfałszowania opinii kryminalistycznej, a prokurator to zatwierdził i użył w śledztwie. Bo jednym z dowodów jest kaseta z prywatnej rozmowy Barbary B. z kierowniczką sekretariatu. Nagranie spisał biegły ekspert, ale prowadzący śledztwo policjant spisał je na nowo i tam, gdzie biegły niesłyszalne fragmenty wykropkował, wpisał "nazwiska adwokatów, prokuratorów, sędziów". Tak spreparowany protokół - pisze sędzia Ryszard W. do SN - "uznany został za jeden z filarów oskarżenia". Dalej wymienia: . celowe manipulowanie dowodami (bo prokuratura pominęła świadczące o jego niewinności dokumenty dotyczące toyoty); . powoływanie się na nieistniejące dowody (m.in. karty w aktach, których nie znaleźli sędziowie SN); . wieloletnie inwigilowanie sędziów (o czym świadczyć mają policyjne notatki). - W okresie ostatnich dwóch lat nie zorientowaliśmy się, że każdy z nas ma swojego oficera prowadzącego i powinniśmy na komendę biec, aby meldować, jaki jest wynik posiedzeń - mówiła z oburzeniem sędzia Piekarska. Dalsze zarzuty sędziów wobec śledczych: . przekroczenie granic porozumienia organów ścigania z przestępcami (wszyscy pomawiający sędziów mieli z tego korzyści, np. kary w zawieszeniu, uchylane areszty), a funkcjonariusze awanse - np. prokurator z prokuratury rejonowej aż do elitarnego biura do walki ze zorganizowaną przestępczością, jeden z funkcjonariuszy na zastępcę komendanta miejskiego; . stosowanie tzw. aresztów wydobywczych i przecieków do mediów itp. Na rozprawie przed SN ujawniono też, że we wrześniu w Ministerstwie Sprawiedliwości proponowano sędzi Piekarskiej funkcję prezesa w sądzie w Ostrołęce. Przeszkoda była jedna - podjęła się obrony swoich kolegów. I nie zrezygnowała. Wczoraj ostrołęccy sędziowie chcieli, by Sąd Najwyższy powiadomił o naruszeniach prawa komendanta głównego policji i prokuratora krajowego. SN odmówił bycia "pośrednikiem". - W najbliższych dniach złożymy zawiadomienie o przestępstwie - zapowiada Piekarska. Z nazwiska wskazani zostaną dwaj policjanci prowadzący korupcyjne śledztwo, nadzorujący ich prokurator i jego przełożeni. Źródło: Gazeta Wyborcza Temat: UWAGA NA OSZUSTA - dostawca Internetu UWAGA NA OSZUSTA - dostawca Internetu UWAGA NA OSZUSTA - dostawca Internetu Doszły mnie słuchy, że firma MTNET, która świadczy usługi dostarczania stałego łącza do mieszkań min. w Debicy, podpinać zaczęła Jasło (lub ma taki zamiar). Wszelkie zapewnienia tej firmy, co do jakości świadczonych przez nich usług można wsadzić między bajki. Jest to grupa niekompetentnych ludzi, którzy po zgarnięciu gotówki za podpięcie automatycznie o kliencie zapominają. Na nic telefony (telefony są nie odbierane) ze skargami na nic email'e, jakość świadczonych przez nich usług jest na tak niskim poziomie, że zmusiło mnie to do napisania tego ostrzeżenia, aby ukrócić proceder oszustwa przez tą firmę. Blokowanie usług ciągłe awarie ograniczanie pasma do maksimum uniemożliwia pobieranie plików z Internetu, występują częste problemy z odbieraniem poczty nie zależnie od pochodzenia konta pocztowego. Problemy z otwieraniem stron przy pomocy połączenia szyfrowanego(banki, płatności, przelewy), gubienie pakietów, bardzo wysokie pingi, zaniki połączenia, nie informowanie potencjalnego klienta o ograniczeniach, jakie zostały narzucone bez jego wiedzy, ciągłe zwodzenie klienta. Wszelkie programy typu p2p są do tego stopnia przytłumione ze uniemożliwia to pobranie pliku wielkości nawet 40kb. Brak umiejętności, wiedzy oraz normalnego podejścia do ludzi płacących za tak podłą jakość. Ekipa serwisowa nie ma pojęcia o swojej pracy nie znają podstawowych specyfikacji sprzętu i systemów są całkowicie niekompetentni, zatrudniani na zasadzie jak najmniejszej pensji, przy czym umiejętności schodzą na ostatni plan. Dodatkowo elementem obrazującym jakość, jaką oferuje ta firma oraz sposób, w jaki traktowani są klienci obrazują posty z lokalnego forum mtnetu: "Chamstwo, gownażeria i kompletna ignoracja klienta ! ! Jedyne takie slowa pasuja do opisu Naszego providera czyli firmy MT-NET. Jak juz wszyscy widza siec dziala strasznie wolno, jesli juz jest. Moze to wplyw wysokiej temperatury ? Nie pomoze telefon do biura obslugi, nie liczcie na to. Rozmowa z niemajacymijasnegopojecia paniami (ale milymi) konczy sie stwierdzeniem "...... wszystko jest w porzadku, ale przekaze ta sprawe adminowi." ........ i tyle zadnej informacji o rozwiazaniu problemu (mazenia) lub potwierdzenia problemu, nie mowiac juz o przeprosinach. Poprostu nic. Pelny profesjonalizm. Glupi bylem ze niedawno zaplacilem im abonament, od miesiaca znow nie place i taka forme protestu proponuje wszystkim. Jesli mnie odetna, no coz na szczescie nie sa monopolistami. Coraz czesciej zastanawiam sie nad przejsciem do Saite - abonament 30 zl i obsluga 24 h na dobe. PS ZAPRASZAM NA FORUM ROWNIEZ WLASCICIELI MTNET - JESLI MAJA TWARZ NIECH JA POKAZA" "Proponuje tak jak któryś z forumowiczów zaprostestować i nie płacić abonamentu. Ja już przestałem płacić, jeśli i to nie pomoże przechodzimy do Saite. Chętni, prosze wpisywać się jako kolejne wypowiedzi do tego posta. Kiedyś zgłaszałem mnóstwo razy problem z siecia, miłe "dziewczynki" z mtnetu odpowiadały że uwzględnią to pod koniec roku, ale ja nie chce pod koniec roku, zresztą za taką jakość jak nam teraz oferują to wychodiz na to że do końca roku już nie płacimy? Chyba tak, więc domagajmy się jakości, a rachunki płaćmy dopiero po nowym roku, wtedy zobaczymy ICH EFEKTY, bo zawsze się chwala ze rozbudowuja sieć ... śmiechu warte, poprostu nie umieja zapanować nad tym gównem w które wpadli. Zwiększają liczbę użytkowników, a przepustowość ta sama... Szkoda gadać, rachunków nie płace." "Lolek To normalne lepiej się przesiąść na modem niż na to co nam oferują. Fajnie Admina tego całego Sebę skwitowała pani jak płaciłem rachunek: "On jest chyba najlepszym adminem w Dębicy, ale jest bardzo leniwy" - i tu mnie rozjebało jak admin ma być leniwy za co ja im płacę przecież ja finansuje tego leniwego jołopa" "Szukam chętnych do wzięcia zemną na spółke jakiegoś łącza DSL albo neostrada (okolice Pana Tadeusza) bo normalnie mt-net mnie luzuje do granic ludzkich możliwości" "Jak ktos bedzie cos podobnego organizowal na Tuwima 7 to sie dolacze:-) MTNET to badziewie. Dzien wolnu od pracy a to kurna nie chodzi. Pozdrawiam" "No jeśli bedzietaka możliwośc na krakowskiej to sie na to pisze!! Qrwa mówią żeby zgłaszać jak net ne chodzi, dali numer komórki i nikt jej nie odbiera coś mi się wydaje że sie jutro do nich przjde!!!!!!!" "Co jest . Dzisiaj tylko jest dostępna strona "naszego kochanego" MT-NET. A inne to co "zamarzły". Co chwilę się zawieszają. TO JEST PPARODIA Z TYM DOSTĘPEM 24-GODZINY NA DOBĘ." "dlatego gromkim głosem namawiam do niepłacenia za cos czego nie otrzymujemy w zamian. Dzisiaj mnie juz wyprowadzili z równowagi człowiek ma wolny dzień włącza komputer i co widzi? ano widzi że jego pieniądze idą w sedes to się do sądu nadaje PRECZ Z OSZUSTAMI I NIEKOMPETENTNYMI USŁUGODAWCAMI!!!" "CO jest z tym netem?? Znowu nie chodzi jaj sobi erobia?? Nawet w świeta nie da rady powiedzieć. qrwa!!!!!!!!!!!!" Większej ilości przytaczać nie ma sensu gdyż każdy post jest w podobnym brzmieniu a i tak wybrałem te łagodniejsze. Myślę, że sami odpowiednie wnioski z powyższego wysuniecie. pozdrawiam Temat: Ucieczka białego kapitału c.d. W Polsce, jak się wchodziło na blok operacyjny, trzeba było odbezpieczać rewolwer. Każdy chirurg chciał robić swoje, a anestezjolog musiał się na wszystko zgadzać albo walczyć, bo pacjent nieprzygotowany do operacji, ale trzeba operować. Znieczulałem trzy operacje i wychodziłem zmęczony, a tu znieczulam 15 albo 20 i idę grać w tenisa. Co pan czuje, jak tu przyjeżdża? - Patrzę na moich kolegów i współczuję im. Bladzi, zmęczeni, sfrustrowani, a ja jak szczypiorek na wiosnę: opalony i szczęśliwy. Kiedy podejmowałem decyzję o wyjeździe, nie chodziło tylko o pieniądze, ale o to, że nie mogłem leczyć pacjentów najnowszymi lekami i najlepszym sprzętem, a rodzinom patrzeć w oczy i mówić, że zrobiłem wszystko, co możliwe. Nie zrobiłem, bo nie mogłem. Leczenie nie jest grą w pchełki, to jest często gra o życie. Prowadziłem oddział intensywnej opieki medycznej w Warszawie w szpitalu akademickim. Miałem 18- letniego chłopaka po wypadku i nie mogłem mu zrobić tomografii głowy, bo w tomografie brakowało jednej pieprzonej żarówki, a sprowadzenie jej kosztowało tyle, że szpitala nie było chwilowo stać, a ja nie mogłem chłopaka przewieźć do innego szpitala, bo nie wytrzymałby transportu. Nie wiem, co on ma w głowie, więc ślinię palec, patrzę, z której strony wiatr wieje, i przypuszczam, że pewnie ma to, ale pewności nie mam żadnej. To jest szaleństwo. Niewiele brakowało, żebym już nie był lekarzem, ale kiedy w Holandii uśpiłem pierwszego pacjenta, wiedziałem, że nie mogę bez tego żyć. Czy Holandia wciąż czeka z otwartymi ramionami na polskich lekarzy? - Oczywiście, ale po co mówimy o Holandii? Niemcy są bliżej. Odgrażali się, że nie otworzą granic, szybko jednak zmienili zdanie, bo w ciągu ostatnich dwóch lat, dzięki nieudanej reformie (podobnej do polskiej), stracili jedną trzecią lekarzy. Wielu przeszło na wcześniejszą emeryturę, bo im się już nie opłacało pracować. Mój kolega, anestezjolog z Polski, na początku roku wysłał swoje CV do biura pośrednictwa w Niemczech i w ciągu tygodnia otrzymał odpowiedź, że chcą go w 10 różnych miejscach. Myśli pan o powrocie do Polski, jeśli w naszej służbie zdrowia coś się zmieni? - Zmienia się cały czas - na gorsze. Nie można zorganizować medycyny na porządnym poziomie bez pieniędzy. Jeżeli płaci się ludziom godziwie, to ludzie pracują produktywnie. Bez względu, jak to fatalnie brzmi, to jest brutalna, lodowata prawda. Jeśli płaci się grosze, to nikt się nie przykłada, bo po co, i tak dostanie marne pieniądze, więc idzie do prywatnego gabinetu, żeby jakoś zarobić na rodzinę. Gdzie popełniono błąd? - Pierwsza ustawa o funduszu ubezpieczeń zdrowotnych, przygotowana przez Solidarność, była bardzo sensowna. Miał być konkurencyjny rynek usług zdrowotnych, zarobki uzależnione od produktywności. To była rewolucyjna ustawa, ale żeby się udała, potrzebne było 14% naszych dochodów. Jak AWS z UD doszedł do władzy, to Balcerowicz, który trzymał kasę, powiedział: guzik - będzie 7%. Minister zdrowia wytargował 7,5%. Nie da się zrobić medycyny za połowę ceny. Zawsze byłem zwolennikiem tak zwanego konserwatyzmu liberalnego: dać ludziom te 7,5% dochodów do ręki i niech się ubezpieczają, u kogo chcą, albo niech się w ogóle nie ubezpieczają i wtedy będą za wszystkie usługi płacić. Dzisiaj państwo zabiera z pensji 7,5% i niewiele oferuje. Bo jesteśmy biednym krajem, w którym na wszystko brakuje. Ale załóżmy, że za kilka lat się uda... - Jest pani marzycielką. Nie uda się. Nie ma takiej woli politycznej, dlatego że partia, która będzie chciała zrobić porządek z medycyną, musi przegrać następne wybory, bo ludzie zostaną obciążeni finansowo. Proszę mi pokazać, która partia chce przegrać wybory? Dlatego kolejne rządy upychają reformę zdrowia następcom. Sam minister zdrowia nie ma żadnej władzy, musi mieć obgadane z ministrem finansów, że dostanie pieniądze. Dzisiaj służba zdrowia to jest trup reanimowany. Każda władza dołożyła do tego swoją cegiełkę. Nie może być tak, że każda partia ma swoją koncepcję. Musi być jedna koncepcja realizowana sumiennie. Politycy muszą się dogadać ponadpartyjnie, tę reformę muszą zrobić razem. Widzi pani taką możliwość? Nie ma takiej możliwości. Nie ma pan czasem ochoty, żeby tu wrócić i zrobić porządek? - Przez dwa lata byłem w Naczelnej Radzie Lekarskiej i próbowałem coś zmienić. To były dwa stracone lata. Proszę mi wierzyć, nie będzie lepiej, bo nie może być. Powiem pani, co się wydarzy. Pod koniec roku pojawi się cudotwórca, który wyjedzie z jakąś koncepcją, tak jak było z Narodowym Funduszem Zdrowia. Wszyscy stwierdzą, że nie wiadomo, czy to jest dobra koncepcja, ale przecież jest tak fatalnie, że już gorzej być nie może. I cudotwórca udowodni, że może. tekst i rozmowa JOANNA GORZELIŃSKA ____________ W POLSCE PRACUJE 89 TYSIĘCY LEKARZY. NA 100 TYSIĘCY MIESZKAŃCÓW PRZYPADA ICH 236. WE FRANCJI TEN WSKAŹNIK WYNOSI 303, W NIEMCZECH 350, W SZWECJI 311, W BELGII 395, W HISZPANII 424. ZACHÓD EUROPY CHCE ZATRUDNIĆ 30 TYSIĘCY LEKARZY Z POLSKI. JEŚLI WYJEDZIE ICH TYLKO 17 TYSIĘCY (CZYLI CI, KTÓRZY CHCĄ WYJECHAĆ), NASZ WSKAŹNIK OBNIŻY SIĘ DO 189. BĘDZIEMY WTEDY NIEWIELE LEPSI OD RUMUNII (184), A ZNACZNIE GORSI OD BUŁGARII (345) CZY CZECH (303). I NIE POMOGĄ AKADEMIE MEDYCZNE, KTÓRE ROCZNIE DOSTARCZAJĄ OKOŁO DWÓCH TYSIĘCY ABSOLWENTÓW, BO CZĘŚĆ Z NICH RÓWNIEŻ WYJEDZIE ZA GRANICĘ, A JEDNOCZEŚNIE WIELU STARSZYCH LEKARZY ODCHODZI Z ZAWODU. (DANE EUROPEJSKIE ZA WHO, Z KOŃCA LAT 90.) ___________ PRZEMYSŁAW JAKUBOWSKI, 41 LAT, LEKARZ ANESTEZJOLOG. SKOŃCZYŁ SZKOŁĘ MUZYCZNĄ I WARSZAWSKĄ AKADEMIĘ MEDYCZNĄ. ODBYŁ TEŻ ROCZNY STAŻ W OKSFORDZIE. W 1999 ROKU STANĄŁ NA CZELE PROTESTU ANESTEZJOLOGÓW. ZWOLNIONY, Z WILCZYM BILETEM PRZEZ PÓŁ ROKU SZUKAŁ PRACY W POLSKIEJ SŁUŻBIE ZDROWIA. BEZ SKUTKU. WRESZCIE WYSŁAŁ CV DO PIĘCIU SZPITALI W HOLANDII. WSZYSTKIE CHCIAŁY GO ZATRUDNIĆ. WYBRAŁ DIRKSLAND NIEDALEKO ROTTERDAMU, GDZIE ZAPROPONOWANO MU NAJLEPSZE WARUNKI. ZAMIAST 800 ZŁOTYCH ZARABIA DZIŚ 25 RAZY WIĘCEJ. Temat: Beddermann o EU do Polaków Swoją przeszłość byłego współpracownika SB próbował ukryć aż do ostatniego momentu; aż ujawniła ją ustawa lustracyjna. Szkoda, że jego reportaże, które pisał wówczas o Zachodzie, nie są dziś publikowane. Szkoda, że nie możemy porównać tego, co wtedy pisał dla swoich komunistycznych pracodawców o Unii Europejskiej. 3. Podobnie główny negocjator Polski w rozmowach z Unią w Brukseli Jan Truszczyński, poprzednio szef Biura Integracji Europejskiej w Kancelarii Prezydenta. Również on był współpracownikiem wywiadu PRL. To typ gorliwego wysokiego urzędnika ? la Unia Europejska. Najwyraźniej tylko z trudem może się doczekać obsadzenia go na jednym z lukratywnych stanowisk w Brukseli. Występując przed kamerami, może już wyliczać trzy czy cztery fundusze unijne, nie tylko po polsku, ale i po angielsku. 4. I jeszcze jedna wysoka osobistość, którą muszę tu wymienić - to prezydent Kwaśniewski. Znamy u nas na Zachodzie to zdjęcie, na którym siedzi on przy Okrągłym Stole naprzeciw Wałęsy, po stronie komunistów. Dobrze, zapomnijmy o tym. Także i inni, którzy wtedy myśleli, że są powołani do wielkich rzeczy, nie przeczuwali, że komunizm stał już na progu jego obalenia. Ale, Panie Prezydencie, człowiek musi rosnąć w swoim zadaniu. To jest Pana ostatnia kadencja. Pozycja Pana jest niezależna i nietykalna. Dlaczego włącza się Pan do chóru tych, którzy twierdzą, że dla Polski nie ma innej alternatywy poza Unią, że Unia to jedyna cywilizacyjna szansa? Chętnie Pan przytacza w tym kontekście Wyspiańskiego: "Miałeś chamie złoty róg, ostał ci się jeno sznur...". Złotym rogiem jest, Pana zdaniem, przystąpienie do Unii. Naprawdę? Czy nie jest raczej odwrotnie? Gdzie się podziała kwota 15-20 miliardów euro rocznie, obiecywana przez Unię jako rekompensata za zbyt szybkie otwarcie granic celnych? PIENIĘDZY Z UNII NIE BYŁO I NIE BĘDZIE - oprócz zwykłej jałmużny, ale DEFICYT HANDLOWY Z PIĘTNASTKĄ W WYSOKOŚCI PONAD PIĘTNASTU MILIARDÓW EURO ZOSTANIE I STALE SIĘ POWIĘKSZA. 5. Nie ma ulgi dla składki członkowskiej, nie ma pełnych dopłat bezpośrednich dla rolników, nie ma koncesji przy używaniu funduszy unijnych, nie ma absolutnie nic. I to ma być złoty róg? Gdyby przynajmniej Unia była unią celną i była w stanie zabronić Polsce wstępu na jej rynki. Ale ona nią nie jest, więc nie może w niczym przeszkodzić! Polacy muszą ten ważny fakt zrozumieć: swoboda handlu jest już zagwarantowana postanowieniami Światowej Organizacji Handlu (WTO). Szwajcarzy, Norwegowie, Japończycy, Koreańczycy, wszyscy oni nie są członkami Unii, a jednak prowadzą ożywiony handel z krajami Piętnastki. Polska przecież też już to robi. Nieprzystąpienie do Unii niczego tu nie pogorszy, przystąpienie niczego nie poprawi. Ten, kto mówi Wam co innego, po prostu kłamie. 6. Wyjątkiem jest rynek rolny. Unia różnymi środkami stosuje u siebie protekcjonizm Są to dopłaty bezpośrednie, subwencje eksportowe, gwarantowane ceny skupu i przede wszystkim ochrona celna. Problem w tym, że większość polskich rolników nie otrzyma z tego nic. Mają zniknąć, w całym tego słowa znaczeniu, mają po prostu zniknąć. To, co się tutaj dzieje i co jest dopiero przygotowywane, jest tak ogromną tragedią, jest takim skandalem wołającym o pomstę do nieba, że chociażby z tego jednego powodu Polacy powinni powstać i gremialnie głosować w referendum NIE. U nas w Niemczech mamy przysłowie: rolnika nie da się zniszczyć, chyba że obetnie mu się stopę i rękę. Od kilku lat dodajemy do tego: albo wystawić go na pastwę polityki rolnej Unii Europejskiej. I właśnie to zaczyna się w Polsce dziać na wielką skalę. Za unijnymi planami tak zwanej restrukturyzacji i modernizacji rolnictwa kryje się tylko jeden cel: polski rolnik ma w przyszłości przejąć rolę taniego producenta i dostawcy surowców rolnych dla przemysłu przetwórstwa spożywczego i handlu. Według Unii i sterujących nią grup interesów, istnieje tylko jedna droga prowadząca do tego celu: usunięcie małych i średnich gospodarstw, aby ich grunty mogły być wykorzystane do wzmocnienia większych, czyli tzw. zdolnych do przeżycia gospodarstw. Spośród 10 mln Polaków, którzy obecnie żyją bezpośrednio lub pośrednio z rolnictwa, według Unii, 8 mln ma być odcięte od obecnego źródła utrzymania. Z wolnych rolników zamierza się zrobić robotników bez ziemi z bardzo miernymi rentami za oddanie ziemi. Ofiary polityki agrarnej Unii, miliony polskich małych i średnich rolników, tak długo jak to możliwe mają pozostać nieświadome prawdziwych celów Unii. Służy temu intensywna akcja propagandowa, w której Unia osiągnęła już duże sukcesy. Dzięki pomocy w większości euroentuzjastycznych pracowników polskich mediów udało się zatuszować objawy zbliżającej się katastrofy socjalnej, którą byłaby tzw. restrukturyzacja polskiego rolnictwa. Spośród dwóch milionów gospodarstw rolnych w Polsce ma pozostać zaledwie 200-300 tys. (dwieście do trzystu tysięcy). Do tego Bruksela przyznaje się otwarcie. Na przynajmniej 2, a możliwe, że na 3 miliony, szacuje się tam liczbę przyszłych bezrobotnych pracowników rolnych, jeśli wszystko przebiegnie według planu. Jakież naiwne są odpowiedzi z Brukseli (ale i ze strony polskich euroentuzjastów) na pytanie, co stanie się z ludźmi: "mają szukać sobie nowych miejsc pracy w przemyśle" albo "dajcie im możliwość rozwijania polskiej wsi poprzez tworzenie nowych zakładów usługowych"! Rolnicza polityka Unii osiągnęłaby w ten sposób to, czego nie udało się osiągnąć gospodarce socjalistycznej w ciągu 45 lat. 7. Koniec z rolnictwem opartym na własności ziemi, koniec wsi polskiej i jej kultury. Koniec również z unikalną na skalę Europy naturą. W Niemczech mamy jeszcze inne przysłowie: kto chce zniszczyć rolników, ten musi postawić jednego NAD drugim. Również i to pod kierunkiem Unii zaczyna mieć w Polsce miejsce. Zamierza się najpierw wyszukać te gospodarstwa, które ze względu na ich wielkość i wyposażenie mają szansę na przetrwanie w warunkach unijnych. Ich właściciele zostaną zapoznani z podstawami rolniczej polityki Unii, według której wszystkie unijne programy pomocy koncentrują się na gospodarstwach dużych, zmechanizowanych i o większym kapitale. Między ich właścicieli zostaną rozdzielone najbardziej wpływowe posady w związkach rolniczych, aby stamtąd prowadzili propagandę na rzecz nowej polityki Unii. To wszystko będzie się działo w ścisłym powiązaniu z wielkim agrobiznesem. Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 63 rezultatów • 1, 2, 3 |