Biuro szwedzkie

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro szwedzkie




Temat: Czy Big Blue jest rzeczywiscie tragiczne?
Nie panikuj. Będzie Ok. Kreta jest piekna i nawet najgorsze biuro nie moze
popsuc pobytu na tej wyspie. Ja byłem w ubieglym roku z Big Blue na krecie w
miejscowosci Sissi. Było Ok. Ponizej cytuje moj opis z ubieglego roku. Pewnie
niewiele sie tam zmieniło. Jezeli jedziesz w to samo miejsce, to jakies
informacje sie przydadzą.Jest tylko jedna niepokojaca informacja: juz w kilku
polskich biurach słyszałem opinię, ze Big Blue robi bokami, ze bardzo
potrzebuje gotówki, w związku z tym tak obnizyło ceny, że może to się skończyc
jakąś niewypłacalnością wobec przewozików, kłopotami z powrotami itp. Ale ja
bym sie tym specjalnie nie przejmował, bo po pierwsze te informacje to mogą byc
jakieś dymy wysyłane przez konkurencję, a po drugie nawet jeżeli Big Blue
zbankrutuje przed Twoim powrotem, to przecież nikt was tam na wyspie nie zostawi
(chociaż ja bym chetnie zostal), wrócicie jakimś rządowym samolotem,
dostaniecie odszkodowanie, bedziecie mieli dodatkową przygodę - słowem: lepiej
byc nie może. Jedź, nie przejmuj sie drobiazgami. Kreta jest piękna, jej
mieszkańcy bardzo goscinni. Trzeba się tylko wyluzować, nastawić na wypoczynek
i delektować tym niezwykłym miejscem na ziemi. Zazdroszę Ci wyjazdu. Poniżej
moja ubiegłoroczna relacja, która odszukałem w starych watkach.

Bylem w lipcu w Sissi z tym samym biurem (Hotel chyba Sissi by lub cos w tym
rodzaju). Jest tam hotel z klimatyzowanymi pokojami i apartamenty (bez
klimatyzacji). Byłem w apartamentach. Sa bardzo Ładnie położone, wśród zieleni,
blisko morza, na granizcy miasta, więc tłumu ludzi tam nie ma. W hotelu i
apartamentach byli Niemcy i Polacy (pól na pół). Byliśmy bardzo zadowowleni.
Dzięki zieleni brak klimatyzacji w apartamentach nie dokuczał. Dwie osoby z
bardzo małymi dziećmi nie były zadowolone, ale kto jedzie z niemowlętami na
taki upał...? Dla wszystkich gości jest w hotelu basen (ze sloną wodą). Plaża
piaszczysta jest ok. 800 m. należy do niemieckiego ośrodka (jakiś Neckerman),
więc trzeba płacić za ewentualne korzystanie z parasoli i leżaków (mozna nie
korzystać). W tym ośrodku są dwa baseny ze słodką wodą, z których wszyscy
korzystają.
Śniadania b dobre w postaci tzw. szwedzkiego stołu, obiado-kolację (duzy wybór
dobzych dań greckich w postaci szwedzkiego stołu) najlepiej wykupić na
miejscu. W Sissi nie ma bankomatu. Trzeba pojechąc do pobliskiej Malii lub
wypłacac pieniądze przy okazkji jakichś wycieczek, więc nie stanowi to
problemu. Biuro organizuje różne wycieczki fakultatywne. Na pewno warto jechac
na wyspe Spinalonga i do Knossos. Odradzam tzw wieczór grecki w tamtym wydaniu.
jest to spęd na jakieś 500 osób, jedzenie bardzo słabe, wino paskudne, tłok,
gorąco itp. Lepiej chyba pójśc na bardziej kameralna imprezę. Warto wynająć
samochód i pojezdzic po okolicy, która jes bardzo ladna.
Sissi polecałbym raczej na spokojne wczasy rodzinne. Nie ma tam dyskotek,
klubów mlodzieżowych, więc młodzież na szaleństwa musi jeździć do Malii lub
trochę dalej - do Hersonisos. Były z nami dziewczyny z Polski i z Niemiec,
które chciały sie pobawić i dac się poderwać i nie było to na miejscu łatwe (ja
z kolegą, gdy żony nie widziały, trochę rozweselalismy im życie, ale na jakieś
wieksze zaangażowanie nie moglismy sobie pozwolić ;)
W sumie polecam - jeżeli jedziesz do tego samego hotelu. Bo faktycznie Polaków
w okolicy spotyka sie sporo (ale to chyba dobrze, bo przecież lepiej spotykać
Polaków niz jakichś Niemców, którzy chodza po knajpach i szukaja zupy z uchem
swini i kiełbasy w sosie pomidorowym. Pozdrawiam






Temat: NIEMCY KRADNĄ KOPERNIKA I MOZARTA
Problem z Żydami i nie tylko
Gość portalu: . napisał(a):
Żydzi jako nie-chrześcijanie byli traktowani jako orębna
> grupa i oni sami
> okrelślali się jako naród.>>>>>>>>
> 2>>>>>>>><
>
> Oj,bebokku,roznie to bywalo.
Ja napisałem o sytuacji Żydów do XIX wieku, a nie dziś.

> Mazowiecki i Walesa,bodajze,przed wyborami do siodmego kolana spowiadac sie
> musieli,czy aby nie przechrzty?
Nie spowiadali się.

> Ty chcesz mnie wmowic,ze ja jako narod w polsce sie okreslalem?
Żydzi do XIX wieku byli odrębną grupą. Dopiero na poczatku XIX wieku dostali
prawa jak chrześcijanie i np. nazwiska. Wymyślał je pewien pruski poeta,
romantyk Hoffmann tworząc Wawelbergów, Rosenbaumów itd.

> Za Gomulki byl jeden narod-Polak.To mnie odpowiadalo.
> Teraz jako oddzielny narod-inne reguly gry-tez OK!
> Ale widac z tego,ze reguly mozna zmieniac.
> A tak,pozatem,ciekawe czasy w UE nastaja.
Pożyjemy, zobaczymy.

> O,fajnie!
> Byly definicje panstw.
> Byly definicje Narodow.
> Definicja ziomkow!?
To raczej chodzi o ziomkostwa, czyli nacjonalistyczne organizacje niemieckie
dawnych wypędzonych, skupiające ludzi myślących jak Rycho, czyli każdy znający
niemiecki jest Niemcem, bez pytania się takiego kogoś o zgodę.

> Jak do Szwecji przyjechalem.
> Kursy jezykowe skonczylem.
> Prace otrzymalem.
> Z szefem na obiad poszedlem.
> Polski byl ciekaw.Historii troche.O krolach nawet "wspolnych" wiedzial.
> Ale jak go zapytalem,czy jest patriota szwedzkim,to sie zdziwil pytaniu.
> Po wyjasnieniu,co sie rozumie pod patriotyzmem-Odpowiedzial,ze naconalizm to
> nie jego gebit.
Ludzie są różni. Ale Szwedzi to napewno patrioci w praktyce.

> Byl sobie kiedys prezydent NRF-FRN,nazwisko nie pamietam.
> Na pytanie,czy kocha Niemcy,odpowiedzial:"Kocham swoja zone".
I dobrze powiedział

> P.S
> Po kilku miesiacach pracy przyszedl do mnie ktoregos ranka,wielce
> ucieszony.
> (Zaznaczyc musze,ze jezyk wtedy strasznie kaleczylem,Stwierdzono
> ze mam indywidualny dialekt jezyka szwedzkiego)
> I mowi do mnie:
> "Ciesz sie bedziesz mial teraz z kim pogadac dowoli".
> To sie ucieszylem.
> Na drugi dzien przychodzi kobiecina-starsza ode mnie.
> Tez ze Wschodu-tyle ze WEGIERKA.
> Po polsku,oczywiscie,ani w zab.I Polsce pojecie mgliste.
> Na pytanie,dlaczego mnie oklamal.Przeprosil i stwierdzil,ze sie
> pomylil:
> Myslal,ze w Europie Wschodniej wszyscy jednym jezykiem rozmawiaj.
> Szef ten - szwedzki mgr.inz-szef biura kontrukcyjnego.
> Nic wam to nie daje do myslenia?
Znam lepszy numer. Jak moja matka za Gierka przyjechała do RFN z wizytą,
to jakiś Niemiec zadał jej pytanie : "Są w Polsce teatry ?"






Temat: NIEMCY KRADNĄ KOPERNIKA I MOZARTA
1.>>>>>>>>>>>>Gość portalu: . napisał(a):
Żydzi jako nie-chrześcijanie byli traktowani jako orębna
> grupa i oni sami
> okrelślali się jako naród.>>>>>>>>
> 2>>>>>>>><
>
> Oj,bebokku,roznie to bywalo.
Ja napisałem o sytuacji Żydów do XIX wieku, a nie dziś.>>>>>>>>>>>>>>

To zdaje sie ty,napisales,ze do XIX wieku istnialo poddansrwo.
Wiec jako poddani KROLA POLSKIEGO musieli byc POLAKAMI?
Roznice religijne tutaj nie bierzemy pod uwage-inna historia.
===============================================================================
2.>>>>>>>>>>> Mazowiecki i Walesa,bodajze,przed wyborami do siodmego kolana
spowiadac sie
> musieli,czy aby nie przechrzty?
Nie spowiadali się.<>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Spowiadali sie!!!!!!!!!!!!!!
Wiem!!!
To jest fakt niezaprzeczalny!
W gazetach poszperaj.
=========================================================
3.>>>>>>>>>>>> Ty chcesz mnie wmowic,ze ja jako narod w polsce sie okreslalem?
Żydzi do XIX wieku byli odrębną grupą. Dopiero na poczatku XIX wieku dostali
prawa jak chrześcijanie i np. nazwiska. Wymyślał je pewien pruski poeta,
romantyk Hoffmann tworząc Wawelbergów, Rosenbaumów itd.>>>>>>>>>>>>>

Odrebnych grup w Polsce bylo sporo,nie tylko Zydzi.
Pozatym i wczesniej bylo wielu przechrztow.
Niektorzy,nawet,szlachectwo otrzymali.
Co do nazwisk i poety,to historia otrzymania nazwisk rozna bywala.
A tak dla ciekawostki:
Z Potockim studiowalem.Opwiadal mnie,ze dziadek jego,czy pradziadek jakis,
chlopem panszczyznianym byl u pana co wrogiem byl Potockich.
To pan ten,psa swego i dziadka Potockim,na zlosc,"ochrzcil".
I z nazwiskami zydowskimi tez roznie bywalo.
=====================================================================
4.>>>>>>><Ludzie są różni. Ale Szwedzi to napewno patrioci w praktyce.>>>>>>>
Moze?
Ale oni o tym nie wiedza.
=================================================================
5.>>>>>>>> P.S
> Po kilku miesiacach pracy przyszedl do mnie ktoregos ranka,wielce
> ucieszony.
> (Zaznaczyc musze,ze jezyk wtedy strasznie kaleczylem,Stwierdzono
> ze mam indywidualny dialekt jezyka szwedzkiego)
> I mowi do mnie:
> "Ciesz sie bedziesz mial teraz z kim pogadac dowoli".
> To sie ucieszylem.
> Na drugi dzien przychodzi kobiecina-starsza ode mnie.
> Tez ze Wschodu-tyle ze WEGIERKA.
> Po polsku,oczywiscie,ani w zab.I Polsce pojecie mgliste.
> Na pytanie,dlaczego mnie oklamal.Przeprosil i stwierdzil,ze sie
> pomylil:
> Myslal,ze w Europie Wschodniej wszyscy jednym jezykiem rozmawiaj.
> Szef ten - szwedzki mgr.inz-szef biura kontrukcyjnego.
> Nic wam to nie daje do myslenia?
Znam lepszy numer. Jak moja matka za Gierka przyjechała do RFN z wizytą,
to jakiś Niemiec zadał jej pytanie : "Są w Polsce teatry ?">>>>>>>>>>>>

NO,TO SPOR O CO CALY w watku tym?




Temat: Club FARANA - Sharm el Sheikh (****)
Hmmm...
Przebywałem w Faraanie od 11.07. do 25.07.2006 (za pośrednictwem Alfa Star).

Zatem chyba w okresie tej "epidemii salmonelli". Faktycznie dość powszyechnymi
były głosy o licznych zachorowaniach i wielu dniach i wieczorach spędzonych w
pokoju. Mnie/nas (bo nie byłem sam) w zupełności to nie dotknęło. Myslę, że
jest to bardzo indywidualna specyfika każdego organizmu. Oczywiście - jak ze
wszystkim - w niektórych sytuacjach można losowi pomagać. Nie martwiłbym sie
jednak aż tak bardzo, a juz na pewno nie próbował kombinacji z zamiana hotelu
etc.

Poza tym pobytem w Faraanie jestem zachwycony.

Nie dostrzegłem nigdy i nigdzie żadnych pływających odchodów.

Co do kubków w basenie. No cóż. Uwarunkowane jest to tylko i wyłącznie kulturą
wczasowiczów, bo nikt inny tylko oni są na tyle leniwi i ciężko im podejść do
dośc gęsto usytuowanych koszy. Jednak nie mogę zarzucić obsłudze, że nie
sprzątali, bo sam nie raz widziałem rano ich prace.

Włosi i animacje. I tu znów mam odmienne zdanie niz iit2. W lipcu tez było
mnóstwo Włochów. Myślę, że więcej niż nas ( Faraana należy podobno do sieci
hoteli włoskich) i codziennie te animacje były. Na plaży w cuiągu dnia.
Wczesnym wieczorem i późnym też przy głównym basenie. O 22.00 w teatrze. Fakt,
że były one po włosku (tu niestety zastrzeżenie do naszych biur podróży, że nie
wykazali się żadną troską o zabezpieczenie polskich animatorów) i adresowane
głównie dla Włochów. Jednak ja zarówno na plaży, jak i podczas wieczorów w
teatrze bawiłem się bardzo dobrze. Kwestia wytężenia nieco wyobraźni
Animatorzy sa bardzo kontaktowi i absolutnie nie są zamknieci tylko dla swoich
rodaków.

Jedzenie. My mieliśmy opcję SNACK. W zupełności wystarczało. Szwedzki stół na
sniadanie i kolację zaspokajała w 100% zapotrzebowanie na wyżywiwenie. a snacki
w ciągu dnia snacki tez były niezłe. Owszem nie wszsytkie, ale zawsze
codziennie było coś na ciepło (shoaremka, niby hot-dog lub niby hamburger), co
również było smaczne. Ale pwoiedzmy sobie szczerze. Jeszcze sie taki nie
urodził, co by wszystkim dogodził, a w kwestii jedzenia jest to tym bardziej
trudne. Ja chodziłem najedzony i na brak wyboru narzekac nie mogłem. I co mnie
miło zaskoczyło. Mimo wielu potraw, które pojawiały się codziennie, zawsze było
cos co podczas 2-tygodniowego pobytu zaskakiwało.Może faktycznie należy uważać
na potrawy z majonezem itp.

Koparki przy plaży. Są i kopia. Nie zakłócaja jednak w żaden sposób plażowania.
Nie mieliśmy również jakichś problemów z droga na i z plaży.

baseny wszystkie działały.

Rafa super, podobno jedna z najładniejszych w Sharmie (poza Ras Mohammed i
Tiranem).

Cóż. Z przyjemnością wróciłem wspomnieniami do pobytu w Egipcie. Hotel i biuro
podróży jak najbardziej polecam.
I życze wszystkim tak udanego pobytu w Club Faraana.




Temat: Gdynia centrum finansowym Pomorza?Nie, chyba?
Jesli kiedys pojedziesz do prawdziwej metropoli np Berlina,to zobaczysz ze tam
w miescie zadnych hipermarketow nikt nie buduje.Hipermarkety buduje sie na
wiochach za Berlinem.Obojetnie w ktora strone wyjedziesz ZA MIASTO,zobaczysz
hipermarket.Przyczyna jest prosta.Na wsi jest tania ziemia.Podatki sa nizsze,a
wiesniakom mniej sie placi.Te 20-30 km kazdy dojedzie samochodem lub
autobusem.To sie oplaci.W miastach buduje sie mieszkania,lokale uslugowe,biura.
Od cwierc wieku gdansk buduje swoj,pozal sie boze "manchatan"Faktycznie,jak na
gdanska miare to "manchatan"Gdynianie zbudowali "Klif"w czasie kiedy
Gdanszczanie kupowali jeszcze w GSie.Za pieniadze mieszkancow Gdyni,i tu
zostaja podatki.Hipermarket wybudowany za pieniadze Niemieckie czy Francuskie
obywatelom tamtych panstw da zysk.Gdanszczanom pozostanie "samoobrona" i beda
mogli krzyczec "Balcerowiczmusi odejsc".Gdynia rowniez za gdynskie pieniadze
zbudowala "Batorego"a teraz buduje nastepny dom handlowy via,a vis poczty przy
10 lutego.Gdynia bez glupawych przechwalek wybudowala drugi terminal
kontenerowy.Estakada Kwiatkowskiego pochlonela z kasy miasta 250 milionow
zlotych.Estakada jest w uzytku.Most wantowy w Gdansku stoi w krzakach.Zdaje sie
ze chroni ten wspanialy most firma ochroniarska,aby go zmyslni gdanszczanie nie
rozebrali na zlom.Za pare lat nie uzywany sam sie rozleci.Nowo pobudowane
centra chandlowe maja chyba wszystkie Gdynskie dzielnice.Ma chylonia,ma
Witomino.To ze w koncu wybudowano wreszcie cos w Gdansku stalo sie sensacja na
skale ogolnoposka.Popatrzcie jak wyglada Wrzeszcz,Wajdeloty i
okolica,Orunia,Oliwa.To to zgroza.Idzcie dzisiaj o godzinie 22 do gdanskiego
salonu-na Dluga.Umarle misto.Popatrzcie jak klasyfikowane sa Gdanskie
szkoly.Gdynska"trojka"od lat miesci sie w pierwszej piatce w skali
kraju.Najlepsze Gdanskie liceum na 60 miejscu.(Leborskie na 30)Szkoly wyzsze
tez w drugiej polowie stawki krajowej.
Gdynia jest znana z Cuty Sark,Teatru na Plazy,Festiwalu Filmowego,Letniej sceny
Baletowej.Koles z Jelitkowa nie musi pisac ze mozna tam dostac w "ryja"To wie
kazdy.Gdansk jest slynny w Europie i na swiecie z urody starego miasta,Walesy
i...zlodziei.Biura turystyczne calego swiata ostrzegaja przed wizyta w
Gdansku.Czy trzeba przypomninac chocby "przyjemnosci"jakie spotkaly Szwedzkich
sportowcow?Moze napisac o tych obcokrajowcach ktorzy zlecili w Gdansku budowe
jachtu i zanim jacht byl gotowy stracili 4 samochody?Idzcie zalatwic
jakakolwiek sprawe w Gdanskich urzedach.Potem zrobcie to w Gdyni.Ktos tu pial
jak zalatwial zaswiadczenie lekarskie w Gdansku i dostal w Gdyni.Gdynia ma
jeszcze wspaniala drozyne koszykarek,i rozpoczela budowe pieknej hali
sportowej.Trwa rozbudowa kortow tenisowych Arki.Tylko patrzec jak turniej
tenisowy przeniesie sie z Kobylogrodka do Gdyni.Ile i jakie obiekty sportowe
wybudowal Gdansk?
Sopocianinie.Idz lepiej na tor wascigowy,obstaw jakiegos konia.Popatrz jak
piekne sa konie w galopie.I siedz cicho.Twoje smieszne odglosy przypominaja
ujadanie pinczera.Proporcjonalne do wielkosci Twojej kobylej Metropoli.



Temat: Sindbad Al Mashrabeya - Hurghada (4****)
Sindbad Al Mashrabeya - Hurghada (4****)
hotel przyjemny ale liczie ze ma 2-3 europejskie gwiazdki. położony około 10
minut na południe od Sakalli (nowego centrum Hurghady) obok nowego deptaka. do
Daharu (starego centrum) około 20 minut. busiki do 2200 za 1EGP (0,50PLN) od
osoby, nocą dojazd za 10EGP taksówką, cena za kurs (od 1 do 10 osób). blisko
hotelu sklep nocny (Abu Ashara-ceny bardzo niskie, nie negocjowalne),internet
cafe,kawiarnia, lokalne biuro podrózy. wszystkie napoje itp. można bez
problemu wnieść do pokoju.

hotel sympatyczny, choć goście HB muszą za wiele rzeczy płacić (bilard, napoje
przy kolacji, bar przy plaży), i to słono-dwa razy drożej niż w knajpach na
mieście! do dyspozycji są pokoje w głównym budynku (z balkonów na piętrach
widok na morze!) oraz bungalowy. ja wolałem budynek, w bungalowach jest ciemno!

pomiędzy plażą a głównym budynkiem znajduje sie dosyć duży świetnie utrzymany
ogród, ale wyłącznie do oglądania! plaża i basen ok. basen ze słodką wodą,
leżaki, ręczniki, bar (dla HB płatny!). sympatyczni panowie prowadzą przy
basenie dwa razy dziennie program animacyjny: głównie nauka tańca

jedzenie moim zdaniem PYSZNE, w formie szwedzkiego stołu. nie ma problemu z
jedzeniem wegetariańskim. obsługa miła, chociaż często sprzątający pokoje
prawie nie znają angielskiego! wtedy najlepiej udać sie do recepcji-tam znają
dosyć dobrze i można wszystko załatwić. codziennie nowa pościel, nowe
ręczniki, zmyta podłoga. NIE MYJĄ DOBRZE ŁAZIENKI! to kwestia przyzwyczajenia,
mnie to przestało po jakimś czasie przeszkadzać klimatyzator w moim pokoju
właściwie nie działał na szczęście nie było gorąco (wielkanoc)... ciepła
woda płynie w dziwny dosyć sposób: pulsacyjnie... około minuta ciepłej, potem
ciśnienie ciepłej spada na 30 sekund i znowu minuta ciepłej... też po dwóch
dniach nie przeszkadzało.

ogólnie standard niezbyt wygórowany, nie ma np. niemców, bo dla nich to zbyt
niski standard. mnie się podobało, ponieważ w hotelu tylko spałem i jadłem a
za różnice w cenie wolałem poszaleć na mieście albo na wycieczkach - o tym
niżej poza pokojem można siedzieć na zadaszonym tarasie, przy basenie, na
plaży...

ocena łączna: pojechałbym tam jeszcze raz bez wahania spokojna okolica,
wszedzie dobry dojazd, świetne jedzenie, infrastruktura OK.

KILKA UWAG O SAMYM POBYCIE:
1) życie toczy się tam niemal do rana, więc nie bójcie się pojechać do centrum
np. o 2200 i zostać tam do 0300!
2) standard czystości jest zupełnie inny niż w europie... bardzo szybko się do
tego turysta przyzwyczaja i nie ma problemu skoro oni żyją to i wy
przeżyjecie!!!
3) pyszne są soki z trzciny cukrowej i świeżych owoców. kupić je można poza
główną ulicą, podobnie jak pyyyyszne jedzenie lokalne. ceny jak za darmochę,
nie jedzcie w restauracjach, bo jest drogo! myśmy jedli wszystko i nic nam nie
było )) nie ma obawy aby w Hurghadzie zapuścić sie pomiędzy boczne uliczki
albo zjeść w bistro pomiędzy arabami.

4) ZEMSTA FARAONA. nie unikniecie jej, bo bakterie są wszędzie. w wodzie, w
powietrzu, na szklankach... wszedzie! nie ma sensu np. jedzenie tylko w hotelu
albo mycie zębów wodą mineralną! jeśli macie zachorować, to i tak
odchorujecie! wskazana jest dezynfekcja wewnętrzna P przez pierwsze trzy dni
polecam picie czystej wódki (albo czegoś podobnego) w specjalny sposób:
najwiecej bakterii rozwija się NA DZIĄSŁACH! dlatego pijąc, najpierw płuczecie
usta wódką, a potem połykacie całość działa bez zarzutu! poza tym polecam
osobiście gin z tonikiem. odstrasza dodatkowo komary, jeśli pijecie dwa drinki
dziennie. do tego pobyt jest znaaaaacznie przyjemniejszy DD
5) chodzenie po Hurghadzie. chodzimy po ulicy. nie po chodniku )) brzegiem
jezdni, idąc obok zaparkowanych samochodów, nie bojąc się rąbiących na okrągło
samochodów. wierzcie mi, że po przełamaniu pierwszych oporów, tak jest
znacznie wygodniej DD

6) WYCIECZKI kupcie koniecznie w lokalnym biurze. blisko hotelu (za Abu Ashara
market) jest biuro w którym obsługuje polak -Mirek NIE KUPUJCIE WYCIECZEK U
REZYDENTÓW!!! to są te same wycieczki, tylko dwa razy droższe! jedyna różnica
jest taka, że nie dostaniecie suchego prowiantu z hotelu (( polski
przewodnik w Luksorze był fatalny, jeśli możecie, weźcie angielskiego.

program obowiązkowy:
motor safari (jazda czterokołowcami po pustyni) 30 USD
snurkling na rafie koralowej 20 USD
luksor 35 USD

jeśli jesteście na dłużej - jedźcie na wszystko na początku, żeby potem móc
jechać jeszcze raz na quady i rafę!!!

7) bez angielskiego albo niemieckiego ani rusz!



Temat: Amerykanie ubożeją
Mieszkam od 10 lat w Denver w stanie Colorado. Nie jest tajemnica, ze USA, jak
i reszta swiata, jest w recesji. Z recesja na ogol wiaze sie nizszy poziom
wydatkow i wyzszy poziom gromadzenia oszczednosci w banku, dlatego tez FED
obnizyl stopy procentowe juz kilka razy, aby pobudzic gospodarke, i zniechecic
ludzi do chomikowania oszczednosci. To mozna osiagnac z niskimi stopami
procentowymi i niskimi podatkami. Szkoda ze europejscy ekonomisci nie pojmuja
tej prostej by sie wydawalo koncepcji, bo podatki w Polsce tylko rosna.

Pomimo recesji, bezrobocie w USA jest nadal na granicy 5%, wiec ludzie sobie
jakos radza pomimo statystyki. $1500 brutto, to ponad $8.65 na godzine w 8-mio
godzinnym/5-cio dniowym tygodniu pracy, wiec nie jest to az tak tragiczne bo
minimum socjalne jest ustanowione na okolo $6. Poza tym podatki sa ustanowione
od poziomu zarobkow i ktos co zarabia ponizej 20000 rocznie pewnie placi okolo
10% (nie sprawdzalem, ale moge jakby ktos chcial), a do tega dostaje rabaty
podatkowe na rodzine itd. $1500 miesiecznie - mowimy tutaj tez o ludziach bez
wyksztalcenia, nielegalnych imigrantach, ludziach uzaleznionych od roznych
substancji chemicznych, no i oczywiscie biednych ludzi ktorzy stracili nadzieje
na lepsze zycie.

Gazety w USA sa pelne, PELNE, ogloszen z praca. Trzeba tylko tej pracy chciec.
To jest wlasnie najwieksza roznica pomiedzy kapitalistycznym USA a
socjalistyczna Europa. Tutaj w USA trzeba podciagnac rekawy i samemu wyjsc z
nory i isc miedzy ludzi aby samemu znalezc swoj dobrobyt. Tutaj biuro
zatrudnienia do goscia nie przyjdzie, trzeba samemu isc do pracodawcy i starac
sie o prace, nie raz czy dwa, ale az do skutku.

Mieszkalem w Szwecji 16 lat temu jak bylem na uniwersytecie. Chodzili ze mna na
wyklady ludzie ktorzy mieli 30, 40 i 50 lat. Zdobywali oni nowe wyksztalcenie,
bo byli bezrobotni przez wiele lat i nie widzieli swiatla w tunelu. Byli na
socjalu, dostawali zapomoge od rzadu na nauke, jak ktos mial male dzieci to tez
dostawal zapomoge na rodzine. Niektorzy co byli na socjalu tez pracowali na
czarno. Dzisiaj 10 lat pozniej, czytam szwedzki dziennik "Dagens Industri"
przez internet i dowiaduje sie ze 40% Szwedow obawia sie utraty pracy i biedy.
Najwieksze i najbardziej prosperujace firmy wyniosly sie za granice ze wzgledu
na podatki i prawo.

USA jest w recesji, ale i caly swiat jest w recesji. Roznica jest taka ze USA
wyciaga sie sama z kryzysow o wiele sprawniej niz reszta swiata. Jak dotej
pory, choc jestem imigrantem z Polski, zyje mi sie tutaj bardzo dobrze i nikt
tez mi tutaj nie dal niczego za darmo. Na samym poczatku pracowalem za mniej
niz $1500 miesiecznie, bo pomimo ze mialem wyksztalcenie, nie mialem praktyki
zawodowej w tym kraju. Dopiero po roku czy dwoch zaczynaja sie dobre zarobki

Pozdrowienia dla rodakow w kraju i na swiecie.




Temat: Ilu łodzian wyłudziło nieruchomości?
A co biuro prawne UMŁ robiło wcześniej?
Biorą niemałą kasę z naszych podatków i co?

Wystarczy przejrzeć kilka niezależnych portali i wszystko jasne...
Ale trzeba chcieć.

Pomiędzy Rządem PRL a dwunastoma krajami podpisano w latach 1948 - 1971 tzw.
umowy indemnizacyjne.

(Umowy te nie były w PRL opublikowane. Jedynie umowa ze Stanami Zjednoczonymi
została opublikowana w Zbiorze umów międzynarodowych z 1960 r., PISM, Warszawa
1962 r. Państwa zachodnie publikowały te umowy w UN Treaty Series. Niektóre z
umów zostały też opublikowane w Polsce przez W. Dudka, Międzynarodowe aspekty
nacjonalizacji w Polsce, Warszawa 1976, s. 248 (jako Aneks do pozycji) - źrodło

Były to:
1) Układ z 19 marca 1948 r. dotyczący udzielenia przez Polskę odszkodowania dla
interesów francuskich dotkniętych przez ustawę polską z 3 stycznia 1946 r. o
nacjonalizacji;

2) Protokół nr 1 w sprawie interesów i mienia duńskiego w Polsce z 12 maja 1949
r. i Protokół nr 2 w sprawie interesów i mienia duńskiego w Polsce 26 lutego
1953 r.;

3) Układ między Rzeczpospolitą Polską a Konfederacją Szwajcarską dotyczący
odszkodowania dla interesów szwajcarskich w Polsce z d 25 czerwca 1949 r.;

4) Układ między rządem polskim a rządem szwedzkim w sprawie odszkodowania dla
interesów szwedzkich w Polsce zaw. w Sztokholmie 16 listopada 1949 r.;

5) Układ z 11 listopada 1954 r. pomiędzy rządem PRL a rządem Zjednoczonego
Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej dotyczący załatwienia spraw
finansowych;

6) Układ między Królewskim Rządem Norweskim a rządem PRL dotyczący
likwidacji wzajemnych roszczeń finansowych z 29 grudnia 1955 r.;

7) Umowa między rządem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i rządem PRL
dotycząca roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych z 16 lipca 1960 r.;

8) Układ z 14 listopada 1963 r. między rządem PRL z jednej strony a rządem
Belgii i rządem Wielkiego Księstwa Luksemburga z drugiej strony dotyczący
odszkodowania za niektóre interesy belgijskie i luksemburskie w Polsce;

9) Układ z dnia 22 listopada 1963 r. między rządem PRL a królewskim rządem
Grecji dotyczący odszkodowania za interesy greckie w Polsce;

10) Układ między rządem PRL a rządem Królestwa Holandii dotyczący odszkodowania
za niektóre interesy holenderskie w Polsce z 20 grudnia 1963 r.;

11) Układ z dnia 6 października 1970 r. między PRL a Republiką Austrii o
uregulowaniu określonych zagadnień fi nansowych; 12) Układ między rządem PRL a
rządem Kanady dotyczący uregulowania spraw fi nansowych z 15 października 1971 r.

Pomimo takiego stanu faktycznego do rządu RP zgłaszają się obecnie osoby,
które skorzystały z dobrodziejstwa tych umów i z tego tytułu otrzymały
odszkodowania.

Dziś nie chcą o tym wiedzieć lub zapominają.

To nie są tajne dokumenty. Widocznie komuś zależy, aby wyłudzać pieniądze z
naszych podatków



Temat: BLUE BAY (***) -Rodos
Właśnie wczoraj wróciłam z hotelu Blue Bay na Rodos.
Lecieliśmy z Itaką - dwoje dorosłych i dwójka dzieci, na dwa tygodnie. Hotel
Blue Bay to kompleks hotelowy składający się z kilku budynków: głównego,
bungalowów, Family Center i troche dalej połóżonego budynku Sunland.
Zakwaterowano nas w Family Center (inni, którzy lecieli z nami zakwaterowani
byli w budynku głównym). Pokój składał się z dwóch pomieszczeń, w jednym były
dwa pojedyńcze łóżka, w drugim łóżko małżeńskie. Na wyposażeniu był także
telewizor (bez polskich kanałów) i lodówka. Duży taras, z którego mogliśmy
podziwiać piękny widok na morze (mieszkaliśmy na drugim pietrze). Sam pokój był
wygodny, choc przydałby mu się mała renowacja. Sprzątany codziennie, wymiana
reczników i pościeli tez codziennie. Przy budynku Family odzdzielny basen, o
dość finezyjnym kształacie, max. 1,5m głębokości. Ponadto w całym kompleksie
jeszcze dwa wieksze baseny, przy każdym brodzik dla dzieci. Jeden z basenów dla
dzieci, ten położony po lewej stronie hotelu był brudny - ścianki w brodziku
były pokryte czymś czarnym i tłustym. Pozostałe baseny były w miare ok jeśli
chodzi o czystość. "Życie" koncentrowało się przy głównym, dość dużym basenie
(max głębokość 2,5m). Przy nim znajduja się bary, organizowane są zabawy.
Niestety nie wiem jak wygladały pokoje w pozostałych budynkach. Wiem, że w
budynku głównym w pokojach wystepowało robactwo, widziałam jak ludzie składali
reklamacje między innymi z tego powodu. W oddalonym od głównego budynku Sunland
znajdowały się apatramenty i studia o podwyższonym standardzie (mieli oddzielny
basen, swoje bary). Natomiast bungalowy sa po prostu dość niefortunnie
położone - znajduja się wzdłuż alejek i każdy przechodzący jak to się
mówi "zagląda w okna".
Cały hotel pełen jest zieleni - kwitnace krzewy wzdłuż alejek, trawniki, drzewa
piniowe, palmy.
Jedzenia dużo, różnorodnie i dość smacznie. Posiłki i napoje (szwedzki bufet)
są podawane w restauracji głównej oraz pool barze pomiędzy głównym basenem a
plażą.
Codziennie (oprócz wtorków) animacje dla dzieci i dorosłych: w ciągu dnia
areobik, waterpolo, siatkówka, ping pong, mini golf, tańce i inne zabawy,
wieczorem mini disco, zawsze jakies przedstawienie, na koniec wyczytywani są i
zapraszani na scenę zwycięzcy poszczególnych konkurencji organizowanych w ciągu
dnia. Wszystko prowadzone przez bardzo sympatycznych animatorów. Oczywiście
jest "piosenka turnusowa", którą odtańcowuje się pod ich kierownictwem.
Wszystkie organizowane przez nich zabawy były bardzo fajne (widać, że Ci ludzie
lubią to co robią). We wtorki - greckie wieczory (odpłatne: dorośli 18e, dzieci
6e). Niestety nie byłam, ciężko ocenić czy warto.
Plaża - piaszczysto kamienista, z przewagą tych drugich. Jeśli się chce
popluchać w morzu (a raczej poskakać po falach), to warto zabrać specjalne
obuwie kąpielowe. Przy wejściu do morza jest dość szeroki pas kamieni, po
których naprawde ciężko się chodzi na bosaka!
Leżaki są płatne - 2,5e od sztuki. Nie dają do nich materacy.
Po wschodniej cześci wyspy wciąż wieje wiatr, stąd są tam znakomite warunki dla
uprawiania windserfingu i jego pochodnych. Przy samym hotelu zanjduje się baza
windserfingu, gdzie można pobierać nauki tego sportu oraz wypożyczyć sprzęt.
Na terenie hotelu znajduje się jeszcze dyskoteka, sklepiki z różnościami,
płatny drink bar, kilka stołów do bilarda (1 gra - 1,5e)
Cały kompleks hotelowy wart jest polecenia, szczególnie dla tych, którzy
wybierają się tam z dziećmi. O ile oczywiście nie trafi się jak cześć naszych
rodaków na pokoje z robactwem czy innym paskudztwem. I nie jest to hotel na 4
gwiazdki, raczej na 3, ewentualnie 3 i pół. Wg mnie ITAKA sie spisała (wyjazd
oceniam na 5), choć wiem, tak jak pisałam wcześniej, nie wszyscy, którzy
lecieli z tego biura byli równie zadowoleni jak ja.
Szczególnie polecam spędzenie chwili na tarasie pomiędzy pool barem a plażą, z
widokiem na wybrzeże Turcji.
Gosia



Temat: POLITYKA....można i o polityce...a może trzeba?
Próba łamania

Gdy mija zaskoczenie i szok, przychodzi czas na uporczywe grzebanie w pamięci.
Odtwarzanie możliwych sytuacji kontaktu z SB. Zwłaszcza składania podpisów.
Maria Zielińska pamięta, że grudniowej nocy, gdy ją zatrzymano, podpisała
lojalkę. – Ale zaraz po wyjściu opowiedziałam o wszystkim Helenie Łuczywo, a
potem kolegom z opozycji.

Jolanta Strzelecka twierdzi: – Ja nawet nie podpisywałam protokołów z
przesłuchań. Jest prawnikiem, zwraca na to uwagę, chyba by pamiętała. Pewność
mąci jednak doświadczenie ostatnich dni. Przy okazji sprawy Małgorzaty
Niezabitowskiej przeglądała pożółkłe numery „Tygodnika Solidarność” z 1981 r.
Znalazła tam artykuły podpisane swoim nazwiskiem, a nie przypomina sobie, żeby
je pisała. – Więc mogę się mylić – zapowiada.

SB wykorzystywała starania o paszport. Wiedziała, że dla naukowców oraz ludzi
sztuki pokusa wyjazdu jest szczególnie nęcąca. A kontakt ze światem niezbędny
do pracy. Jan Grosfeld pamięta, że starając się o wyjazd do znajomych, którzy
po 1968 r. wyemigrowali do Szwecji, został wezwany do Biura Paszportowego na
Kruczą. We wskazanym pokoju zamiast znudzonej urzędniczki zastał dwóch
mężczyzn. – Jest pan bardzo inteligentnym człowiekiem – komplementowali. – Może
przy okazji wyjazdu powiedziałby pan nam po powrocie, co się dzieje w
środowisku szwedzkiej opozycji? Zagrozili, że z paszportu będą nici.
Odpowiedział, że z tą inteligencją to bez przesady. Poza tym może wypoczywać w
Polsce. Po wyjściu relacjonował znajomym tę rozmowę. Paszport dostał, wyjechał.
Teraz mówi: – Nie pamiętam, czy moim przyjaciołom w Szwecji też opowiadałem.

Po latach Dariusz Urbaniak przypomina sobie kilka sygnałów, które powinny go
zaniepokoić. – W sytuacjach towarzyskich zbierano informacje na temat moich
kolegów, przyjaciół – mówi. Wtedy do tego nie przywiązywał wagi. Teraz nie
byłby już tak niefrasobliwy.

Grażyna Ignaczak-Bandych nigdy nie myślała o sobie jako o zasłużonym działaczu.
Żyła w przekonaniu, że inni mieli większe zasługi i to nimi, a nie skromną
studentką, wedle wszelkich zasad logiki, powinno interesować się SB. Nigdy nie
była zatrzymana, pałowana, nie starała się o paszport, nikt nie wzywał jej na
rozmowy do Pałacu Mostowskich. Teraz jednak, jak to sobie analizuje, uważa, że
mogli się nią zainteresować podczas strajku. Mógł też coś powiedzieć znajomy,
swego czasu bywalec domu, który pewnego dnia po prostu zniknął. Odnalazł się za
granicą. Okazało się, że dostał paszport w najgorszym czasie, kiedy rzadko
dawano je za darmo.

SB szukała współpracowników w zakładach pracy. Chcieli wiedzieć, co naprawdę
myśli i mówi klasa robotnicza. Bandzerewicz domyśla się, że teczkę mogli mu
założyć po tym, gdy złożył wniosek racjonalizatorski, ale mimo namowy, nie
zgodził się na patent. Za to go zdegradowali. – Więc teraz chcę zobaczyć, co
oni tam zbierali na mnie. Nie podejrzewam, że coś strasznego, ale mogę się
dowiedzieć, kto był taki usłużny!

Pozostają jeszcze sąsiedzi, znajomi.

K., znany wydawca, którego nazwisko figuruje na liście, wie, że niczego nie
podpisał i na nikogo nie donosił. Ale wie również, że u sąsiada na górze SB
zainstalowała kiedyś podsłuch. Kilka lat temu sąsiad spotkał żonę na ulicy i o
podsłuchu opowiedział.

K. nie sprawdzał, czy jego nazwisko figuruje na liście. – Ale dlaczego jest tam
moje? – zastanawia się.

Strzelecka w czasie stanu wojennego wraz z Jackiem Ambroziakiem pełniła funkcję
pogotowia prawnego dla ludzi z „Tygodnika”. Wtedy z własnej inicjatywy chodzili
na Rakowiecką pytać o losy kolegów. Po wznowieniu „Tygodnika Powszechnego”,
jeszcze chyba w stanie wojennym była sprawozdawcą parlamentarnym gazety. Wtedy
wzięła na siebie rolę łącznika między władzą a opozycją. Przekazywała marszałek
Halinie Skibniewskiej nazwiska osób z podziemia, które chciały się ujawnić.
Skibniewska oddawała je jakiemuś pułkownikowi, a na następnej sesji
przekazywała, na jakich warunkach to ujawnienie może nastąpić. – Była to forma
uznania przeze mnie, że taka instytucja jak SB istnieje. Czy to wystarczyło, by
znaleźć się na liście?

I tylko rodzina Marii U., pochowanej z honorami na Powązkach, nie ma
wątpliwości, dlaczego kapitan figuruje na liście Wildsteina. Była etatowym
pracownikiem MSW, nie SB. Zmarła bezpotomnie. Choć przez tych kilka dni nic w
sferze faktów związanych z jej osobą się nie zmieniło, rodzina będzie stawiać
znicze na jej grobie bardziej drżącą ręką. Do najbliższych dotarła bowiem
prawda, że nie wiedzą, kim naprawdę była.




Temat: Ile na 10 dniowy pobyt na Rodos
Witam,
Nie wiem od czego zacząć tyle pytań zadałes:) postaram się odpowiedzieć na
wszystkie po kolei.
Zacznę może od tego, że spędziłam w tym hotelu 3 tygodnie w czerwcu zeszłego
roku i naprawdę nie ma się do czego przyczepić (przynajmniej z mojego punktu
widzenia). Hotel jak pewnie wiesz ma 3*, usytułowany jest dosłownie 3 minutki
piechotką w dół do morza (podejścia przez kilka pierwszych razy mogą być
męczące:)) 15-20 minut od starego miasta i około 10 minut piechotą od Bar
Street. Sam hotel nie wyróżnia się niczym specialnym, kilkupiętrowy budynek z
małym, ale zadbanym basenem. Leżaki przy basenie bezpłatne, natomiast leżaki na
plaży z tego co pamiętam 3.5 euro.Pokoje czyste sprzatane codziennie, sredniej
wielkosci, mila obsluga:)Za tak atrakcyjną cenę naprawde wart polecenia.
Ponizej podaje Ci link na strone hotelu:
www.semiramishotel.com
Plażę trudno nazwać piaszczysto-żwirową jest poprostu kamienista, przynajmniej
ta plaża najbliżej hotelu.
W opcji wyżywieniowej miałam tylko śniadnia (mój świadomy wybór), i powiem
szczerze, że wszystko było OK, przede wszystkim czysto podane, świeze i smaczne
( kwestia gustu tak naprawdę - mi smakowały).
Wybór w sumie też byl ok, m.in. jajecznica, parowki, wedlina - kilka roznych,
ser zolty, nabial, dzemiki, kilka rodzajow pieczywa, owoce w syropach, kruche
ciasteczka, soki, kawa herbata, ogólnie dało sie przezyć:) Jeśli masz ochotę
możesz wykupić posiłek w hotelu, ale prawdę mówiąc to zadna atrakcja, za tę
samą cenę można zjeść porządny posiłek w tawernie serwującej typowo greckie
przysmaki, nie pamiętam już jak wyglądało to cenowo, ale wiem, iż ceny były
porównywalne (cos mi świta w głowie w granicach 8-10 euro od osoby-szwedzki
stół, ale dość skromny).
Jeśli chodzi o miasto Rodos i jego plaże to nie zwiedziłam ich wielu (Mąz
podpowiada mi, że przy Oceanarim plaża była piaszczysta), plażowałam na tej
najbliżej hotelu ze względu na to, że tłok na niej był znacznie mniejszy niż na
innych. Zejście do morza usłane jest kamyczkami, ale wystarczy kupic sobie
przed wyjazdem lub tam na miejscu odpowiednie obuwie i problem mamy z głowy.
Tak jak pisałam wcześniej do Bar Street około 10 minut marszu wzdłuż
nadmorskiej promenady z super widokiem. Barów, knajp i dyskotek do wyboru do
koloru, zawsze na plaży roznoszone są ulotki reklamujące rózne knajpy, można
więc śmiało zwiedzać wszystkie, az do wyłonienia faworyta;)
Jeśli chodzi o ceny jedzenia, to powiem szczerze, ze to wszystko zalezy od
wymagań i oczekiwań konsumenta, giros około 3 euro, II danie z piwem średnio 15
euro, piwo w knajpie około 2-4 euro, ceny są dośc zróznicowane, wszystko zależy
od kanjpy.
Jeśli mogę się wtrącić co do Twojego wyboru - to moim skromnym zdaniem miasto
Rodos ma duzo więcej do zaoferowania niż Faliraki, łączy dwa w jednym - można
pozwiedzać nie ruszając się za bardzo z miejsca i wyszaleć się wieczorem,
(wycieczki kupuj tylko i wyłącznie przy porcie, nie daj się omamić Pani
rezydentce:), ceny za wycieczki kupione w porcie są prawie 50% niższe niż te
oferowane przez biuro). faliraki to (moim zdaniem) miejscowość w której miło
uprawia się sporty wodne (w Rodos też oczywiście są takie mozliwości), plażuje
i bawi, ale jeśli oczekujesz jeszcze czegoś to chyba lepszym wyborem będzie
miasto Rodos. Napewno nie będzie się nudził:)
Faliraki z pewnego punktu widzenia może okazać się poprostu nudne, ponieważ
oprócz życia nocnego i sportów, które ma rownież Rodos nie ma za bardzo co
zaoferować turyście.
W tym roku nie byłam jeszcze i już pewnie nie pojadę do Grecji, wybrałam sobie
za cel wakacyjnej podrózy Tunezje:)
Jeśli będziesz miał jeszcze jakieś pytania pisz śmiało.
Pozdrawiam
Asia




Temat: BLUE BAY (***) -Rodos
Autor: ~gosiagw 04-09-2005 18:04 wyślij odpowiedź

Właśnie wczoraj wróciłam z hotelu Blue Bay na Rodos
Lecieliśmy z Itaką - dwoje dorosłych i dwójka dzieci, na dwa tygodnie. Hotel
Blue Bay to kompleks hotelowy składający się z kilku budynków: głównego,
bungalowów, Family Center i troche dalej połóżonego budynku Sunland.
Zakwaterowano nas w Family Center (inni, którzy lecieli z nami zakwaterowani
byli w budynku głównym). Pokój składał się z dwóch pomieszczeń, w jednym były
dwa pojedyńcze łóżka, w drugim łóżko małżeńskie. Na wyposażeniu był także
telewizor (bez polskich kanałów), klimatyzator i lodówka. Duży taras, z którego
mogliśmy podziwiać piękny widok na morze (mieszkaliśmy na drugim pietrze). Sam
pokój był wygodny, choc przydałby mu się mała renowacja. Sprzątany codziennie,
wymiana reczników i pościeli tez codziennie. Przy budynku Family odzdzielny
basen, o dość finezyjnym kształacie, max. 1,5m głębokości. Ponadto w całym
kompleksie jeszcze dwa wieksze baseny, przy każdym brodzik dla dzieci. Jeden z
basenów dla dzieci, ten położony po lewej stronie hotelu był brudny - ścianki w
brodziku były pokryte czymś czarnym i tłustym. Pozostałe baseny były w miare ok
jeśli chodzi o czystość. "Życie" koncentrowało się przy głównym, dość dużym
basenie (max głębokość 2,5m). Przy nim znajduja się bary, organizowane są zabawy.
Niestety nie wiem jak wygladały pokoje w pozostałych budynkach. Wiem, że w
budynku głównym w pokojach wystepowało robactwo, widziałam jak ludzie składali
reklamacje między innymi z tego powodu. W oddalonym od głównego budynku Sunland
znajdowały się apatramenty i studia o podwyższonym standardzie (mieli oddzielny
basen, swoje bary). Natomiast bungalowy sa po prostu dość niefortunnie położone
- znajduja się wzdłuż alejek i każdy przechodzący jak to się mówi "zagląda w okna".
Cały hotel pełen jest zieleni - kwitnace krzewy wzdłuż alejek, trawniki, drzewa
piniowe, palmy.
Jedzenia dużo, różnorodnie i dość smacznie. Posiłki i napoje (szwedzki bufet)
są podawane w restauracji głównej oraz pool barze pomiędzy głównym basenem a plażą.
Codziennie (oprócz wtorków) animacje dla dzieci i dorosłych: w ciągu dnia
areobik, waterpolo, siatkówka, ping pong, mini golf, tańce i inne zabawy,
wieczorem mini disco, zawsze jakies przedstawienie, na koniec wyczytywani są i
zapraszani na scenę zwycięzcy poszczególnych konkurencji organizowanych w ciągu
dnia. Wszystko prowadzone przez bardzo sympatycznych animatorów. Oczywiście jest
"piosenka turnusowa", którą odtańcowuje się pod ich kierownictwem. Wszystkie
organizowane przez nich zabawy były bardzo fajne (widać, że Ci ludzie lubią to
co robią). We wtorki - greckie wieczory (odpłatne: dorośli 18e, dzieci 6e).
Niestety nie byłam, ciężko ocenić czy warto.
Plaża - piaszczysto kamienista, z przewagą tych drugich. Jeśli się chce
popluchać w morzu (a raczej poskakać po falach), to warto zabrać specjalne
obuwie kąpielowe. Przy wejściu do morza jest dość szeroki pas kamieni, po
których naprawde ciężko się chodzi na bosaka!
Leżaki są płatne - 2,5e od sztuki. Nie dają do nich materacy.
Po wschodniej cześci wyspy wciąż wieje wiatr, stąd są tam znakomite warunki dla
uprawiania windserfingu i jego pochodnych. Przy samym hotelu znajduje się baza
windserfingu, gdzie można pobierać nauki tego sportu oraz wypożyczyć sprzęt.
Na terenie hotelu znajduje się jeszcze dyskoteka, sklepiki z różnościami,
płatny drink bar, kilka stołów do bilarda (1 gra - 1,5e), stoły do cymbergaja.
Cały kompleks hotelowy wart jest polecenia, szczególnie dla tych, którzy
wybierają się tam z dziećmi. O ile oczywiście nie trafi się jak cześć naszych
rodaków na pokoje z robactwem czy innym paskudztwem. I nie jest to hotel na 4
gwiazdki, raczej na 3, ewentualnie 3 i pół. Wg mnie ITAKA sie spisała (wyjazd
oceniam na 5), choć wiem, tak jak pisałam wcześniej, nie wszyscy, którzy
lecieli z tego biura byli równie zadowoleni jak ja.
Szczególnie polecam spędzenie chwili na tarasie pomiędzy pool barem a plażą, z
widokiem na wybrzeże Turcji.
Pozdrawiam Gosia



Temat: Pijani polscy żołnierze spowodowali wypadek w Iraku
To ty jesteś śmieszny JZ, Hussein agentem CIA
www.irak.pl
Wierzysz w szklane okienko i wizję poloit. gazety sponsorawanej przez CFR?
Spójrz na oficjalne linki na stronie www.irak.pl
6.08.2003 Blix: inwazja na Irak pogwałceniem Karty NZ

Były szef ONZ-owskich inspektorów rozbrojeniowych, Szwed Hans Blix skrytykował
amerykański atak na Irak, uznając go za pogwałcenie prawa międzynarodowego.
Zakwestionował też motywy Waszyngtonu. Interwencja wojskowa w Iraku, a
zwłaszcza jej uzasadnienie, nie były zgodne z Kartą Narodów Zjednoczonych i
osłabiły autorytet Rady Bezpieczeństwa ONZ - powiedział w szwedzkim radiu. Blix
podał w wątpliwość, czy Saddam Husajn stanowił bezpośrednie zagrożenie dla
sąsiadów i dla Stanów Zjednoczonych. Powiedział, że administracja USA musiała
mieć inne motywy poza oficjalnie głoszoną misją znalezienia i zniszczenia broni
masowego rażenia.
ONZ i Międzynarodowy Trybunał Karny powinny nałożyć sankcje karne na USA
- za bezprawną wojnę, wspieranie i dozbrajanie przez dziesiątki lat Husseina,
pomimo pełnej wiedzy o prześladowaniach szyickiej i kurdyjskiej opozycji
- masakrę w Halabdży wspomaganą z amerykańskich helikopterów i urządzeń
satelitarnych
- sprzedaż gazów chemicznych przez firmę m.in. "Bechtel" i "Searle" Rumsfelda
zarówno Irakowi, jak i Iranowi (poprzez CIA-Mossad w "Iran-contras")
- sankcje, które spowodowały śmierć 1,5 mln osób
- stosowanie depleted uranium, napalmu i bomb rozpryskowych
- wywołanie przez Busha seniora powstania, krwawo następnie stłumionego wraz z
Husseinem w 1991r., gdy wytworzyła się próżnia polityczna.

Odnajdywane teraz masowe groby pochodzą właśnie z 1991r. ! - z rzezi, którą
sprowkował i za którą winien odpowiedzieć ojciec obecnego prezydenta USA.

Irakijczykom należy się odszkodowanie za nielegalną agresję (z budżetu USA,
W.Brytanii i Polski, a nie ze sprzedaży ich własnej ropy) za zniszczenia,
śmierc dziesiątek tysięcy mieszkańców i destabilizację kraju. Gen. Franks,
Rumsfeld, Bush, Blair, Kwaśniewski i Miller powinni być sądzeni za zbrodnie
wojenne. Takie obowiązuje prawo.
Putin podejmowany jest z honorami przez Blaira i królową (notabene Windsor
wspierał onegdaj reżim Nazi), a żaden z polityków - autorów agresji na Irak -
nie wspomina o dramacie czeczeńskim. W zamian za ugody w ramach "war on
terrorism" - czyli w wojnie o złoża naturalne - Putin dostaje "wolna rękę" w
Czeczenii.
Do Hagi. (29.07.2003 PAP) Ateńscy adwokaci wnieśli skargę do Międzynarodowego
Trybunału Karnego ONZ w Hadze przeciwko przywódcom brytyjskim o "zbrodnie
przeciwko ludzkości" popełnione w czasie wojny w Iraku - Tony'emu Blairowi,
ministrowi spraw zagranicznych Jackowi Straw, ministrowi obrony Geoffowi
Hoonowi, sekretarzowi stanu ds. obronnych A.Ingramowi oraz wielu innym
funkcjonariuszom rządowym. Wojska Wielkiej Brytanii i USA pogwałciły bardzo
wiele artykułów statutu MTK. Dokument wylicza 22 przypadki zbrodni i 110
przypadków pogwałcenia statutu MTK związanych ze zbrodniami wojennymi,
zbrodniami przeciwko ludzkości i zbrodniami ludobójstwa. Nie złożono skargi
przeciw G. W. Bushowi i Stanom Zjednoczonym, ponieważ Ameryka nie ratyfikowała
układu w sprawie utworzenia MTK. Biuro głównego prokuratora MTK, Luisa Moreno-
Ocampo potwierdziło przyjęcie skargi, zapowiadając zbadanie przesłanych
materiałów.
www.irak.pl



Temat: Pierwszy wyjazd i trochę pytań
Doroto, my też mieliśmy 2 posiłki (śniadania + obiadokolacje) i szczerze mówiąc
w zupełności nam to wystarczało, no, ale wiadomo, z dzieckiem jest inaczej..:-)
Jeśli chodzi o te wliczone w cenę 2 posiłki, są one podawane w postaci stołu
szwedzkiego (czyli można brać wszystko, ile się tylko chce..) Natomiast jeśli
chodzi o jakość tych posiłków, no cóż, przez pierwszy tydzień wydawały nam się
bardzo urozmaicone (bo naprawdę były!!!), ale w drugim już nie chciało nam się
jeść, mimo że tyle tego było!
A propo! Egipcjanie mają bzika na punkcie ciastek z miodem albo z dżemem
posypanych cukrem pudrem (ich tasbusa jest naprawdę wyśmienita:). Oczywiście
nie wszyscy... W hotelu znajdują się jeszcze 2 bary (restauracje), w których
serwowane jest bardzo dobre jedzenie. My, niestety, mieliśmy okazję jeść tam
tylko 2 razy (pod koniec pobytu nie mieliśmy juz tylu pieniędzy).
To w hotelu. A poza nim bardzo blisko znajduje się sporo sklepów z artykułami
spożywczymi i z wieloma pamiątkami. Niestety, w pobliżu nie widziałam miejsc,
gdzie można by kupić frytki czy hamburgery (chyba dlatego, że nie przepadam za
takiego typu jedzeniem). Za to w centrum Hurghady (Sakkala) - niedaleko hotelu,
można znaleźć bardzo dużo barów i kawiarń z tego typu jedzeniem.. Wystarczy
tylko wyjść z hotelu i zatrzymać busa.. Aha! Dobra rada! Zanim wchodziliśmy do
busa, pytaliśmy się kierowcy, ile chce za przejazd, żeby już na miejscu
nie "rzucił" nam nie wiadomo jak wysoką ceną. Jeśli wymienił cenę powyżej 1
funta, to targowaliśmy się, a jeśli się nie udawało (a zdarzało sie to bardzo
rzadko), po prostu nie wsiadaliśmy.
Przy targowaniu trzeba być BARDZO stanowczym. Mój znajomy Egipcjanin, że oni
zawsze wyczuwają, ile turysta ma pieniędzy w kieszeni i na ile może sobie
pozwolić..chyba coś w tym jest..
Wbrew krążącej opinii Egipcjanie bardzo lubią się targować, sprawia im to po
prostu przyjemność i wielką frajdę. Pamietam, jak na początku mój znajomy
trochę się na mnie obraził, kiedy ja, kupując u niego pewna rzecz, wyciągnęłam
bez żadnych słów i wręczyłam mu wcale nie małą sumke pieniędzy (do teraz nie
potrafię sobie odżałować i stukam sie w czoło..:-)) Ale po kilku dniach w
targowaniu nie miałam sobie równych!
Jeśli chodzi o wycieczki już tam na miejscu, proponuję nie kupować ich w hotelu
(tzn. z biura, od którego się jedzie). To zdzierstwo. Naprawdę! My kupowaliśmy
je od tamtejszych i było super (czasem jest 2/3 taniej, a już na pewno o
połowę).
Poszczególne ceny - woda mineralna 1,5 l - od 1,5 - 3 LE (funty egipskie)
- kawa - 1,5 - 2
- piwo - ok. 5 LE
- hamburger - ok. 5 LE
- pizza - 6 LE
Za bardzo nie wiem, ile chcecie poświęcić na tę wycieczkę, więc trudno mi
powiedzieć.. Między innymi zależy to od stopnia skuteczności targowania się
(aha! w sklepie nie należy pokazywać, że coś Wam się spodobało, raczej w sposób
chłodny podchodzić do czegoś - w przeciwnym razie wpadniecie jak śliwka w
kompot..!)
Aha, no i trochę pieniędzy trzeba przeznaczyć na bakszysz, np. dla boya
hotelowego za posprzątanie Waszego pokoju (my dawalismy przewaznie po 1
funcie..)
serdecznie pozdrawiam



Temat: Kulisy wspolpracy R.Dmowskiego z Rosja
Daj spokój, chłopic znalazł w sieci prowokacjyjną stroniczkę i cytuje bez
podawania źródła.
NAtomiast auter tego texciku o Dmowskim pisze o sobie tak:

"Andrzej Krzemiński - święty i błazen

W latach 40-tych uczestnik kampanii afrykańskiej, odznaczony Krzyżem Rycerskim
z Mieczami. W 1947 r. w kraju, jeden z przywódców powstania antykomunistycznego
w Pułtusku.

W latach 50-tych bryluje na salonach Petersburga. Przyjaźni się z samym
Aleksandrem Puszkinem i niejakim Cziczikowem. W wolnej chwili rzuca bombę w
kierunku cesarza Aleksandra. Wyrzucony na pysk z salonów.
Wraca do Afryki, tu wraz z Arturem Rimbaud i Kongo Millerem przemyca broń dla
murzyńskich kacyków. Niestety, z powodu drobnych komplikacji zdrowotnych Artura
i nagłej potrzeby zmiany zawodu Millera wypada z obiegu. Czuje się
rozczarowany.
Znajduje zatrudnienie jako tragarz w misji Świętego Officium w Hondurasie. Na
miejscu z zapałem oddaje się ściganiu sodomitów, kacerzy i innych antychrystów.
W czasie wolnym pali starożytne azteckie foliały.
W Cesarstwie Brazylii, w czasie ogólnokrajowego referendum opowiada się za
zniesieniem niewolnictwa. Po zastanowieniu zmienia zdanie.

Lata 60-te zastają go w Szwecji, gdzie realizuje serię animowanych filmów
eksperymentalnych. Twórczość ta spotyka się z wrogą reakcją tradycyjnie już
sfaszyzowanej publiczności szwedzkiej. Zniechęcony emigruje do USA, gdzie widać
go w filmie "Woodstock", w 3 457 rzędzie widowni na lewo od kamery.

Zaś w Paryżu... panie kochany, żem się jako osoba delikantna sfrustrował, nie,
wziełem armie i dawaj na tych ruskich, uważasz pan, nie, stanołem sobie raz
obozem pod Borodinem, myśle żeby uderzyć zagonem pancernym, a dołem puścić
Krecika, aż jak mi nagle coś nie chwyci za nagawkie, pudziesz cholero, pudziesz
Kutuzow, dym się jakiś zrobił, nieprzyjemnie, a ja tam żaden cham nie jestem,
jak się zrobi ciemno, to wychodzę, kumpel Józek dał mnie tyły nad rzeką, tego
no, od wielkości..o kurna, ale tego błota nanieśli...
Zaś w Paryżu na wypoczynku, w trakcie przewracania słupa telefonicznego zostaje
Krzemiński zatrzymany przez żandarmerię. Za, rzekomo zbyt długi nos zostaje
deportowany karnie do Gujany, na Wyspę Diabelską. Po 20 latach amnestionowany,
Francuzi likwidują obóz i budują kosmodrom. Krzemiński wysiada.

W latach 70-tych bierze z biura miesięczny urlop i wybiera się z Waldemarem
Łysiakiem do Afryki, gdzie na zlecenie CIA walczy z wojskami kubańskimi. Po
odniesieniu szeregu zwycięstw powraca do kraju i pracy biurowej.
Wydaje pod pseudonimem Leszek Kołakowski pracę "Główne nurty marksizmu", w
której rozprawia się zdecydowanie z młodoheglizmem i staromarksizmem.

W latach 80-tych jako uczeń szkoły podstawowej wstępuje do organizacji
podziemnej, o której wie tylko tyle, ze nosi nazwę "Region Mazowsze". Walczy,
sabotuje, uderza.
W 1987 r. umykając przed ścigającymi go ubekami zrywa w bramie pewnej kamienicy
plakat informujący o referendum. Wpada z trofeum do domu, zamyka się na dwie
godziny w ubikacji. Po perswazjach swego przyjaciela Asmodeusza wychodzi z
ubikacji. Na odprawie Organizacji szef mówi mu, że Krzyż Żelazny na jak w
banku.
W 1989 r. występuje z organizacji i przy okazji dowiaduje się, ze jej pełna
nazwa brzmiała "Koło młodych - Werwolf - Region Mazowsze". Przełomowy rok 1989
zastaje go (nie wiedzieć dlaczego) jako młodzieńca 15-letniego bez grosza przy
duszy - szef mazowieckiego Werwolfu odmawia zwrotu płaconych przez lata składek
organizacyjnych.

W latach 90-tych umieszczony (przez przypadek) na 92 pozycji listy bogaczy
pisma "Wprost".

Obecnie skromny emeryt, regularnie grywający w Totolotka. Autor niewydanej
pozycji autobiograficznej "Moje życie, moja walka"."

No, jeżeli texty takich kpiarzy "szatan" traktuje poważnie, to świadczy to
wyłącznie o jego głupocie, albo świadomej prowokacji. Ale chociaż źródło swoich
rewelacji by podał, bo inaczej to plagiat. Ale co taki lewacki diabełek (gdziez
mu tam do szatana) może wiedzieć o uczciwości?
P.




Temat: WYBORCZA, KOSZER I REWIZJONIZM
utrata suwerennosci Rzeczpospolitej Obojga Narodow
Z Euromirowym opisem celow rosyjskich komunistow zgadam sie i nie widze spraw
do dyskusji.

Gość portalu: EUROMIR napisał(a):

> UE, i Polski don akcesja, upraszczjac oczywiscie, podobne ma korzenie. Z tym,
> iz europejskie sily lewicowe, ideologicznie podobne sowieckim (nie tozsame, a
> jedynie podobne), wyrosle z tej samej marksistowsko- trockistowskiej
tradycji,
> o wiele lepiej zorhanizowane, dysponuja dzis, bez porownania wieksza sila, i
> zapleczem logistycznym, anizeli ZSSR. Wcielenie wiec w zycie sowieckich
planow
> budowy nowego swiata, tym razem pod egida Unijna (ograniczonych, poki co,
tylko
> do naszego kontynentu) powinno pojsc duzo latwiej.

Porownujac formacje ideowo-polityczne Euromir dokonuje powaznego naduzycia.
Ideowo w zasadzie wszystkie partie i ruchy propanstwowe sa podobne. Jedynie
anarchisci stawiaja sobie zupelnie inne cele. W zwiazku z tym wyroznianie
sposrod partii propanstwowych jakichkolwiek na podstawie tendencji do
globalizacji, centralizycji i regulacji spolecznych i gospodarczych jest
powaznym naduzyciem. To robia wszystkie partie (poza anarchistami) rozniac sie
jedynie skala i intensywnoscia. Dokonajmy podstawienia w tekscie Euromira.
Wcielenie wiec w zycie amerykanskich planow budowy nowego swiata, tym razem pod
egida Unijna (ograniczonych, poki co, tylko do naszego kontynentu) powinno
pojsc duzo latwiej. Czy UE bedac nadzbiorem panstwowym ma zatracac cechy
organizmow panstwowych? Czy jedynym hegemonem w swiecie ma pozostac na wsze
czasy USA? Czy karykaturalne zmiany demokracji w USA nie upodabniaja ich
stopniowo do sowieckiej fasadowej demokracji ludowej? Dlaczego Europa nie
mialaby dazyc do odbudowy swej ekonomicznej i politycznej potegi? Dlaczego
integracja mialaby byc zlym sposobem odbudowy potegi?

> Dla nas, ewentualnych nowych poddanych (albo by zabrzmiec dumniej obywateli)
> wazne jest odczytanie wzorow przeksztalcen, ktore maja sie przecie odbywac na
> naszym ciele.

Cel jest dosc jasny: Europa od Lizbony po Wladywostok. Interesy panstw basenu
Morza Srodziemnego moga sprawic, ze poludniowa jej granica rozciagac sie bedzie
od Sahary do Indonezji. Organizm o tej wielkosci byc moze bedzie w stanie
przeciwstawic sie zarowno USA jak i Chinom. Jezel chodzi o sposoby dojscia do
tego celu to nie sadze aby odbywalo sie to droga podboju. Metody sa znane gdyz
odbywa sie wszystko przy otwartej kurtynie. Wiekszosc dokumentow jest
dostepnych nawet w internecie. Jedynym problemem jest ilosc informacji do
przetrawienia. Przy tak skomplikowanej materii jak integracja panstw powinno
byc to zrozumiale. Czytelnik aby sprawy pojac musi poswiecic duzo czasu na
czytanie i podstawowe studia politologiczne i inne. Matrial jest obszerniejszy
od Biblii Panie Euromirze i ma bardziej skomplikowane zwiazki przyczynowo-
skutkowe. Brak jest sily sprawczej religijnej lub podobnej do Biura
Politycznego lub Episkopatu.

> Decyzje o przyszlym chatakterze tego tworu oficjalnie przeciez jeszcze nie
> zapadly. Czy bedzie to Europa Ojczyzn, czy tez lewicowe Superpanstwo,
> scentralizowane, nie pozostawiajace swym czlonkom wiekszego marginesu
> suwerennosciowego, jak prawo do uzywania kolorow narodowych, i spiewania
> hymnow, z okazji rozgrywanych meczow pilkarskich.

Chyba Panie Euromirze nie minela Panu szwedzka depresja zimowa. Z okazji
rozgrywanych meczow pilkarskich kazdy spiewa w UE co chce. Druzyny bywaja w
roznych ligach i sa kojarzone zawsze z jakims terytorium. W piatej lidze hymn
Koziej Wolki jest wazniejszy od hymnu Polski. A regulacje UE nie zajmuja sie
takimi sprawami. Odnosnie kolorow narodowych to recze, ze jeszcze nikt nie
zakazuje uzywania ogolnie znanych barw bawarskich. Inne barwy sa moze mniej
znane ale tez czesto uzywane. Tworzenie mitycznych zagrozen jest raczej domena
pismakow, ktorych chcial Pan w tym watku krytykowac. Kultura polska moze
jedynie zyskac na przystapieniu do UE. Bardziej to bedzie jednak zalezalo od
samych Polakow niz od eurokratow z Brukseli. Odnosnie dyskusji o suwerennosci
to przypominam sobie zalozony przez Pana watek, w ktorym nie podjal Pan tematu
utraty suwerennosci Rzeczpospolitej Obojga Narodow na rzecz Gdanska. Mowiac o
suwerennosci mamy zupelnie co innego na mysli.

Pozdrawiam
Rycho - mieszczanski Europejczyk z korzeniami od Adygi do Agygei (Wladykawkaz)



Temat: Konsolidacja i expansja warszawskiej giełdy
Konsolidacja i expansja warszawskiej giełdy
Wciąż nie wiadomo z kim i kiedy połączy siły warszawska giełda.

Andrzej Stec 21-02-2003, ostatnia aktualizacja 21-02-2003 18:02

Maleją szanse na pozyskanie przez warszawską giełdę inwestora strategicznego
jeszcze przed przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Parkiet węgierski
nie traci czasu i romansuje z giełdą niemiecką.

Przyjęty na początku ubiegłego roku dokument rządowy "Zarys strategii rozwoju
rynku kapitałowego" przewidywał włączenie Giełdy Papierów Wartościowych w
Warszawie (GPW) i odpowiedzialnego za m.in. rozliczanie transakcji giełdowych
Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych w struktury europejskie do końca
tego roku. Do tego czasu ma też nastąpić "ukształtowanie struktury
własnościowej" tych instytucji (obecnie 98 proc. akcji GPW ma skarb państwa).
Działania te mają umożliwić obu podmiotom sprostanie konkurencji w
zjednoczonej Europie. Z dużym prawdopodobieństwem można jednak założyć, że
plany te pozostaną jedynie zapisem na kartce papieru. Resort skarbu o
prywatyzacji i strategii czołowych instytucji finansowych milczy. Złudzeń nie
mają też przedstawiciele giełdy.

- W tym roku nie będzie żadnej decyzji o sojuszu. Proces ewentualnego wyboru
sojusznika nie będzie procesem łatwym i trzeba dać sobie czas na refleksję
nad każdą propozycją - powiedział na piątkowym spotkaniu z dziennikarzami
Wiesław Rozłucki, prezes GPW. Tyle tylko, że żadnych propozycji od
potencjalnych sojuszników na razie nie ma i szybko nie będzie. Rozłucki
kolejny raz powtórzył, że w celu rozpoznania rynku zwróci się z oficjalnym
zapytaniem ofertowym do głównych rozgrywających w Europie: giełdy
londyńskiej, niemieckiej, Euronextu, fińskiego Hex-u i szwedzkiego Noreksu.

- Jak na razie środowisko, przede wszystkim biura maklerskie, nie wyraziło na
to zgody. Chcemy zapytać o możliwości sojuszu strategicznego w drugim
kwartale tego roku. - stwierdził prezes. - Jestem przekonany, że odpowiedzi
uzyskamy do końca roku. Możemy dojść jednak do wniosku, iż żadna propozycja
nam nie będzie odpowiadać - dodał.

Dotychczas integracyjne działania warszawskiej giełdy z konkurentami kończyły
się podpisaniem umów o ściślejszej współpracy w zakresie wymiany informacji o
oferowanych produktach i promocji. Porozumienia takie zawarto z giełdą
londyńska, wileńską, moskiewską i Euronextem. Z tą ostatnią instytucją, GPW
łączy też podpisany w 2001 roku list intencyjny, który ma skutkować zawarciem
umowy o wzajemnym członkostwie. Umożliwi ono krajowym biurom maklerskim oraz
ich klientom bezpośredni dostęp do wszystkich spółek notowanych na giełdach
tworzących sojusz Euronext (w Paryżu, Amsterdamie, Brukseli i Lizbonie) i na
odwrót. Kiedy to nastąpi? Na razie nie wiadomo. W piątek Rozłucki
poinformował jednak, że na ostatnim posiedzeniu Rada Giełdy zmieniła
regulamin, który po akceptacji Komisji Papierów Wartościowych i Giełd otworzy
zagranicznym biurom maklerskim bezpośredni dostęp do działania na warszawskim
parkiecie. Również w piątek francuski regulator określił GPW za tzw. "rynek
uznany", co umożliwia francuskim brokerom realizowanie transakcji w Warszawie.

Tymczasem giełda budapeszteńska (BSE), jeden z głównych konkurentów GPW w tej
części Europy, nie marnuje czasu. W mijającym tygodniu podpisała z Deutsche
Boerse umowę, która umożliwi węgierskim brokerom podłączenie do niemieckiego
systemu giełdowego i zakupy akcji we Frankfurcie. Przypomnijmy, że od
dłuższego czasu przedstawiciele BSE, a nawet tamtejszego rządu, głośno mówią
o utworzeniu z GPW sojuszu i stworzenie lokalnej giełdy
Środkowoeuropejskiej. - Nasze rozmowy z Budapesztem ciągną się latami. Ale
nie otrzymaliśmy żadnej oficjalnej propozycji współpracy - powiedział na
czwartkowym seminarium BRE Banku i CASE Rozłucki.




Temat: Horison Sharm Hotel - Sharm (* * * *)
Byłam w Horison w kwietniu z Alfa Starem. Takie moje uwagi:
• plaża – fakt, że do plaży dojeżdża się busem, który wg „rozkładu”
odjeżdża co pół godziny(!) nie jest tu najistotniejszy. Teren „plaży” nie jest
jeszcze w zupełności zagospodarowany. Owszem – leżaki i parasole stały na swoim
miejscu. Jednakże plaża była brudna i wejście do morza praktycznie niemożliwe
(kamienie i brud), bar na plaży i prysznic są dopiero w budowie – w związku z
tym „wypoczynek” plażowy musiałam odbywać w asyście betoniarek oraz wszelkich
smrodów i hałasów jakie są możliwe na placu budowy. „Toaletę” zostawiam jako
osobny temat. Naprawdę nie życzę nikomu takich wrażeń, jakie gwarantowało
wejście do tej, wprawdzie murowanej, chaty. Na dodatek nie zawsze było to
możliwe, bo trwały tam prace budowlane i murarze nie zamierzali przerywać sobie
pracy odsyłając do tzw. męskiej toalety. Nie sposób opisać tego co mnie tam
spotkało. Pomijając tor przeszkód z wiader z cementem i desek nie mogłam
wytrzymać tam dłużej niż sekundę – uciekłam o mało nie wymiotując. W związku z
tym skorzystanie z toalety było możliwe po 45 minutach czekania na busa, który
dowiózł mnie do hotelu.
• jedzenie – jedyną zjadliwą rzeczą podczas śniadania był omlet, podczas
kolacji – pomarańcze. Wielokrotnie bywałam w hotelach różnego standardu i
dotychczas nie trafiłam na tak „specyficzną” kuchnię i zasady. Bufet szwedzki
polegał na tym, że nie można było sobie mięsa nałożyć samemu, obejrzeć co się w
pojemniku znajduje również nie. Kucharz strzegący pilnie zawartości
samodzielnie wydzielał skąpe porcje czegoś co niewiele przypominało mięso lub
rybę. Cała reszta – także totalnie niezjadliwa – rozumiem, że to podobno
kwestia gustu, ale zapewniam że moje wymagania nie są wygórowane i w żadnym z
odwiedzanych przeze mnie hotelach egipskich (a było ich 7 – także 4
gwiazdkowych) nie miałam zastrzeżeń. Warto jeszcze wspomnieć formułę All
Inclusive – okazuje się, że nie zawiera ona kawy i herbaty (!). Wręcz przeciwna
informacja znajduje się na stronie internetowej Alfa Staru.
• obsługa – wyjątkowo nachalna i nieprzyjemna, głupie żarty polegające na
zabieraniu talerza sprzed nosa lub ingerowanie w to co i ile ma się na talerzu
było niesłychanie irytujące. W szumnie nazwanej kawiarni nie mogłam otrzymać
reszty z kwoty 20 funtów egipskich. Kasjer nic nie zamierzał z tym zrobić – po
prostu nie ma i koniec. W hotelu nie ma kantoru, więc pomogła dopiero
interwencja w recepcji hotelowej. Prawdziwa bądź nie – informacja o braku
reszty powtarzała się przy każdym zakupie.

Przeczytałam informację na stronie alfastar:”Mimo dołożenia wszelkich starań
nie gwarantujemy, że publikowane informacje i opisy nie zawierą uchybień lub
błędów, które nie mają jednak być podstawą do roszczeń. W przypadku
jakichkolwiek wątpliwości prosimy przed podjęciem decyzji o kontakt z działem
sprzedaży.”
Zastanawiające jest pojęcie „dołożenie wszelkich starań” gdyż po rozmowie z
rezydentami okazuje się, że w tym hotelu problemy są zawsze i zasady obsługi
gości (jak np. all inclusive bez kawy i herbaty) są , jak to
określił, „dziwne”. W związku z tym na czym polega dołożenie wszelkich starań,
skoro sytuacja w tym hotelu znana jest pracownikom biura nie od dziś.
Chciałabym również nadmienić fakt, że reklamację tego hotelu zgłosiłam
rezydentowi telefonicznie. Oczekiwałam przyjęcia reklamacji na piśmie i zamiany
hotelu. Rezydent jednak nie stawił się na umówione spotkanie w recepcji i nie
skontaktował się ze mną do końca pobytu (mimo, że sam to zadeklarował).
Zakończenie pobytu w Sharm nie było również przyjemne. Na prom do Hurghady
odebrał nas bus. Niestety zabrakło opieki polskiego rezydenta. Egipcjanin,
który wręczył nam bilety nie mówił po polsku. Byłam jedyną osobą w grupie
posługującą się językiem angielskim, więc dowiedziałam się, że ten człowiek nie
jest naszym opiekunem, jest tu przy okazji bo jedzie na wakacje. W związku z
tym cała odprawa na prom odbywała się na zasadzie „koniec języka za
przewodnika”. Plątaliśmy się po terenie portu nie wiedząc gdzie mamy się udać i
co dalej zrobić. Ostatecznie się udało, ale nie tego się spodziewaliśmy.

Nie rozumiem za co hotel Horison dostał 4* i uważam za nieuczciwe ze strony
Alfa Staru oferowanie go.




Temat: Polskie kolonie? Polacy lepsi od Niemców...
Polskie kolonie? Polacy lepsi od Niemców...
Polskie kolonie
Tygodnik "Wprost", Nr 1080 (10 sierpnia 2003)

Kilkanaście miejscowości we Włoszech, Austrii, na Węgrzech i Słowacji żyje
niemal wyłącznie z gości z Polski

Maso Corto we włoskim Tyrolu, Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w
hiszpańskiej Katalonii, austriackie kurorty Kaprun i Zell am See czy
węgierski Hajduszoboszló to właściwie polskie miejscowości. Utrzymują je
bowiem w znacznej mierze turyści z Polski. Właściciele hoteli, moteli i
pensjonatów zapraszają dla nich polskich artystów, a personel uczy się języka
polskiego. Już kilkanaście miasteczek we Włoszech, Austrii, na Węgrzech czy
Słowacji nastawiło się głównie na gości z Polski. Nic dziwnego, na Słowacji
Polacy są drugą po Czechach najliczniej reprezentowaną grupą turystów. I to
wcale nie najbiedniejszych. Z danych Szwedzkiej Izby Turystyki wynika, że
podczas wakacji w Skandynawii Polacy wydają więcej niż Niemcy.
- Hotelarze i restauratorzy, którzy nastawili się głównie na wczasowiczów z
Polski, nie odczuwają recesji. Polacy to bodaj najbardziej rozwojowa grupa
turystów. Zagraniczne miasteczka, w których mówi się po polsku, nie narzekają
na wyludnione plaże czy puste wyciągi - mówi Witold Bartoszewicz z Instytutu
Turystyki. - Samorządowcy i hotelarze zapraszają Polaków, bo mają dobre
doświadczenia z gośćmi z naszego kraju - opowiada Katarzyna Gałuszko z
agencji Testa PR, ściągającej polskich turystów do Włoch.

Maso Corto
- Na przyjazd do Polski, a potem przestawienie się na polskich turystów
namówił mnie cztery lata temu jeden z gości mojego hotelu. Teraz uważam, że
dokonałem najlepszego wyboru - mówi Sepp Platzgummer, współwłaściciel
kompleksu hotelowego w Maso Corto. Jak wspomina Franz Kurtz, wspólnik
Platzgummera, postawienie na polskich turystów wymagało przezwyciężenia
stereotypu Polka, który pije wódkę, kradnie w sklepach i pracuje na czarno.
Efekty propolskiej orientacji widać szczególnie wyraźnie w porównaniu z
sąsiednimi miejscowościami: w tym roku w Maso Corto wszystkie pokoje hotelowe
są zarezerwowane (80 proc. gości stanowią Polacy), zaś w pobliskim Vernago,
dokąd Polacy nie jeżdżą, wolnych jest połowa miejsc.
Od dwóch lat w Maso Corto organizowane są Dni Polskie. W tym roku naszych
turystów bawili tam polscy artyści: Reni Jusis, Norbi, Tercet czyli Kwartet
oraz Wujek Samo Zło. Specjały polskiej kuchni prezentował włoskim kucharzom
Maciej Kuroń z grupą pomocników. - Polacy gromadzą się w tych samych
miejscowościach wczasowych za granicą, bo w grupie, wśród swoich, czują się
pewniej. A kiedy dominują wśród turystów, nie są traktowani jak przybysze
drugiej kategorii - mówi Andrzej Zachwański, socjolog turystyki.

Hajduszoboszlo
Węgierski kurort Hajduszoboszló swój rozkwit w ostatnich latach zawdzięcza
głównie Polakom. Jak wspomina Beata Dombi, kierowniczka miejscowego biura
Thermal Tourist, na początku przyjeżdżały tam rodziny polskich robotników
zatrudnionych przy budowie cukrowni w pobliskiej miejscowości Kaba. W
ubiegłym roku tylko w lipcu i sierpniu spędziło tu urlop prawie 30 tys.
turystów z Polski. W Hajduszoboszló kelnerzy i recepcjoniści muszą
obowiązkowo nauczyć się przynajmniej kilkunastu zwrotów w języku polskim.
Wszystkie napisy w mieście oraz karty dań w restauracjach są dwujęzyczne:
węgierskie i polskie. Bezrobocie, które w tym regionie sięga 9 proc., dzięki
polskim turystom w Hajduszoboszló nie istnieje. Polacy zostawiają tu o 30
proc. więcej pieniędzy niż Niemcy i aż o 70 proc. więcej niż Węgrzy - wynika
z tegorocznego raportu Węgierskiej Izby Turystyki. - Polscy turyści mają
niespotykaną u innych cechę: jeśli okaże im się serdeczność i zrozumienie,
następnego lata wracają. Tymczasem na przykład Niemcy wolą co roku bywać w
innej miejscowości - mówi László Sóvágó, burmistrz Hajduszoboszló.

Santa Susanna
- O miejscowości Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w Katalonii mówi się
jako o śląskiej kolonii w Hiszpanii. Od sześciu lat odbywają się tutaj
coroczne Schlesiertreffen (śląskie spotkania). Ich inicjatorem jest Peter
Poloczek. Tegoroczne spotkanie Ślązaków prowadziła aktorka Aldona Orman, a
uczestniczyło w nim ponad 1000 osób.

Piotr Krzyżanowski

Pełny tekst ukaże się w najbliższym numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży
od poniedziałku 4 sierpnia.




Temat: Wpływy Polskie... Feliks Koneczny
Polskie kolonie? Jesteśmy lepsi od Niemców?
Polskie kolonie
Tygodnik "Wprost", Nr 1080 (10 sierpnia 2003)

Kilkanaście miejscowości we Włoszech, Austrii, na Węgrzech i Słowacji żyje
niemal wyłącznie z gości z Polski

Maso Corto we włoskim Tyrolu, Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w
hiszpańskiej Katalonii, austriackie kurorty Kaprun i Zell am See czy węgierski
Hajduszoboszló to właściwie polskie miejscowości. Utrzymują je bowiem w
znacznej mierze turyści z Polski. Właściciele hoteli, moteli i pensjonatów
zapraszają dla nich polskich artystów, a personel uczy się języka polskiego.
Już kilkanaście miasteczek we Włoszech, Austrii, na Węgrzech czy Słowacji
nastawiło się głównie na gości z Polski. Nic dziwnego, na Słowacji Polacy są
drugą po Czechach najliczniej reprezentowaną grupą turystów. I to wcale nie
najbiedniejszych. Z danych Szwedzkiej Izby Turystyki wynika, że podczas wakacji
w Skandynawii Polacy wydają więcej niż Niemcy.
- Hotelarze i restauratorzy, którzy nastawili się głównie na wczasowiczów z
Polski, nie odczuwają recesji. Polacy to bodaj najbardziej rozwojowa grupa
turystów. Zagraniczne miasteczka, w których mówi się po polsku, nie narzekają
na wyludnione plaże czy puste wyciągi - mówi Witold Bartoszewicz z Instytutu
Turystyki. - Samorządowcy i hotelarze zapraszają Polaków, bo mają dobre
doświadczenia z gośćmi z naszego kraju - opowiada Katarzyna Gałuszko z agencji
Testa PR, ściągającej polskich turystów do Włoch.

Maso Corto
- Na przyjazd do Polski, a potem przestawienie się na polskich turystów namówił
mnie cztery lata temu jeden z gości mojego hotelu. Teraz uważam, że dokonałem
najlepszego wyboru - mówi Sepp Platzgummer, współwłaściciel kompleksu
hotelowego w Maso Corto. Jak wspomina Franz Kurtz, wspólnik Platzgummera,
postawienie na polskich turystów wymagało przezwyciężenia stereotypu Polka,
który pije wódkę, kradnie w sklepach i pracuje na czarno. Efekty propolskiej
orientacji widać szczególnie wyraźnie w porównaniu z sąsiednimi
miejscowościami: w tym roku w Maso Corto wszystkie pokoje hotelowe są
zarezerwowane (80 proc. gości stanowią Polacy), zaś w pobliskim Vernago, dokąd
Polacy nie jeżdżą, wolnych jest połowa miejsc.
Od dwóch lat w Maso Corto organizowane są Dni Polskie. W tym roku naszych
turystów bawili tam polscy artyści: Reni Jusis, Norbi, Tercet czyli Kwartet
oraz Wujek Samo Zło. Specjały polskiej kuchni prezentował włoskim kucharzom
Maciej Kuroń z grupą pomocników. - Polacy gromadzą się w tych samych
miejscowościach wczasowych za granicą, bo w grupie, wśród swoich, czują się
pewniej. A kiedy dominują wśród turystów, nie są traktowani jak przybysze
drugiej kategorii - mówi Andrzej Zachwański, socjolog turystyki.

Hajduszoboszlo
Węgierski kurort Hajduszoboszló swój rozkwit w ostatnich latach zawdzięcza
głównie Polakom. Jak wspomina Beata Dombi, kierowniczka miejscowego biura
Thermal Tourist, na początku przyjeżdżały tam rodziny polskich robotników
zatrudnionych przy budowie cukrowni w pobliskiej miejscowości Kaba. W ubiegłym
roku tylko w lipcu i sierpniu spędziło tu urlop prawie 30 tys. turystów z
Polski. W Hajduszoboszló kelnerzy i recepcjoniści muszą obowiązkowo nauczyć się
przynajmniej kilkunastu zwrotów w języku polskim. Wszystkie napisy w mieście
oraz karty dań w restauracjach są dwujęzyczne: węgierskie i polskie.
Bezrobocie, które w tym regionie sięga 9 proc., dzięki polskim turystom w
Hajduszoboszló nie istnieje. Polacy zostawiają tu o 30 proc. więcej pieniędzy
niż Niemcy i aż o 70 proc. więcej niż Węgrzy - wynika z tegorocznego raportu
Węgierskiej Izby Turystyki. - Polscy turyści mają niespotykaną u innych cechę:
jeśli okaże im się serdeczność i zrozumienie, następnego lata wracają.
Tymczasem na przykład Niemcy wolą co roku bywać w innej miejscowości - mówi
László Sóvágó, burmistrz Hajduszoboszló.

Santa Susanna
- O miejscowości Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w Katalonii mówi się
jako o śląskiej kolonii w Hiszpanii. Od sześciu lat odbywają się tutaj coroczne
Schlesiertreffen (śląskie spotkania). Ich inicjatorem jest Peter Poloczek.
Tegoroczne spotkanie Ślązaków prowadziła aktorka Aldona Orman, a uczestniczyło
w nim ponad 1000 osób.

Piotr Krzyżanowski

Pełny tekst ukaże się w najbliższym numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od
poniedziałku 4 sierpnia.




Temat: Wrocław w czołówce europejskich metropolii
Europejskie metropolie z szybką siecią
Europejskie metropolie z szybką siecią

FastWeb, Mediolan

Jedną z pierwszych europejskich firm, które zbudowały sieć Metro Ethernet, był
włoski FastWeb. Udziałowcem firmy jest mediolańska spółka komunalna AEM.
FastWeb zaoferował sieć o trzech prędkościach maksymalnych: 10 Mb, 100 Mb i 1Gb
na sekundę. Było to jedno z pierwszych przedsięwzięć w Europie, gdzie
użytkownicy otrzymali możliwość korzystania z transmisji wideo na żądanie
(VoD). Klienci otrzymali do dyspozycji internetową filmotekę z ofertą 2,5 tys.
filmów i programów (w cenie 2-3 euro za film) oraz wirtualny magnetowid
pozwalający na nagrywanie wybranych programów i odtwarzanie ich w dowolnym
czasie. Do skorzystania z usługi nie potrzeba komputera, wystarczy telewizor z
odpowiednią przystawką. Poniesione nakłady mają się zwrócić pod koniec tego
roku - po 24 miesiącach od uruchomienia usługi. Przychody FastWeb w 2002 r.
rosły w tempie 30 proc. rocznie. Niemal 85 proc. z nich pochodziło od klientów
biznesowych. FastWeb działa już w kilku dużych włoskich miastach.

Bredbandbolaget (B2), Sztokholm

Jedną z najbardziej rozwiniętych sieci Metro Ethernet mają Szwedzi. Spółka B2
świadczy usługi szerokopasmowe dla prawie 100 tys. abonentów. Sieć
światłowodowa o prędkości 10 Mb/s powstała w ponad 40 miastach Szwecji.
Niedawno ruszyła sieć w Sztokholmie. B2 oferuje pełny zakres usług z wideo na
żądanie (VoD) i przesyłaniem strumieni multimedialnych na czele. -
Potrzebowaliśmy efektywnego kosztowo rozwiązania, które pozwoliłby dostarczyć
naszym klientom korporacyjnym szybki internet w oparciu o linie miedziane -
mówi Peder Ramel, prezes B2.

Lyse, Norwegia

Na podobny pomysł jak wrocławski MPEC wpadły władze norweskiego dostawcy usług
komunalnych Lyse. Spółka zajmowała się dotychczas przesyłaniem gazu i prądu. Od
pewnego czasu 110 tys. klientów w południowej Norwegii ma dostęp do
szerokopasmowego internetu. Szybkość na poziomie 10 Mb/s pozwala na swobodne
przesyłanie głosu i wideo.

Infotech, Ried

W 12-tys. austriackim miasteczku Ried koło Salzburga na budowę sieci nie
zdecydowały się firmy posiadające niezbędną infrastrukturę - spółka komunalna
Energie Ried i operator telekomunikacyjny Telekom Austria. Własną sieć
światłowodową w architekturze Metro Ethernet zbudował dla nich dostawca usług
internetowych Infotech. Internet o prędkości do 1 Gb/s trafił do 2,5 z 4,5 tys.
mieszkań w Ried. Inwestycja pochłonęła ok. 2 mln euro. Niedawno w Ried ruszył
pilotażowy program dostarczania usług wideo na żądanie. Infotech zapowiada
ekspansję na pozostałe miejscowości regionu.

51o, Londyn

Brytyjska spółka 51o rozbudowała istniejącą w Londynie sieć światłowodową, a
następnie połączyła użytkowników do superszybkiego internetu. Do końca 2003 r.
spółka planuje rozbudowę sieci do 200 km światłowodów. Większość klientów 51o
to firmy. Z szerokopasmowych łącz mogą na razie korzystać tylko klienci
indywidualni mieszkający w budynkach wielorodzinnych. W sumie z oferty 51o
korzysta 17 tys. firm i gospodarstw domowych. Spółka jest własnością
francuskiego dostawcy usług komunalnych Electricite de France (EdF).

HLkomm, Lipsk i Halle

W czerwcu 2003 r. regionalny niemiecki operator telekomunikacyjny HLkomm
uruchomił własną sieć Metro Ethernet. Internet o prędkości od 1 Mb/s do 1 Gb/s
dostarczany jest głównie klientom biznesowym. Wśród usług oferowanych przez
HLkomm znajdują się m.in. połączenia telekonferencyjne i telefoniczne przez
internet (Voice over IP) oraz zdalne przechowywanie danych i robienie kopii
bezpieczeństwa. HLkomm chce w przyszłości rozszerzyć usługi o centrum
bezpieczeństwa, które poprzez system kamer będzie chroniło klientów firmy.
Jeśli klient ma więcej niż jedno biuro, HLkomm gwarantuje prędkość połączeń
pomiędzy biurami na poziomie 1 Gb/s.

MKB Fastighets, Malmö

Po Metro Ethernet sięgają nie tylko firmy komunalne. W szwedzkim Malmö na
budowę sieci światłowodowej "ostatniej mili" zdecydowała się zarządzająca
nieruchomościami firma MKB Fastighets. Szerokopasmowy internet o prędkości 10
Mb/s podłączono do 20 tys. mieszkań. Projekt MKB to tzw. "infrastruktura
równego dostępu", która pozwala użytkownikom na wybór dostawcy usług
internetowych. Firma oferuje mieszkańcom także własne usługi: rezerwacje
mieszkań, zarządzanie systemem przeciwpożarowym i systemami przeciwłamaniowymi.




Temat: UWAGA! F a s z y z m ! ! !
UWAGA! F a s z y z m ! ! !
I nie myli już więcej szlachetnego idealizmu z fanatyzmem czy fundamentalizmem,
radykalnej krytyki rządzących z populizmem, dumy narodowej z prawicowym
ekstremizmem, surowej polityki imigracyjnej z rasizmem, a kontrowersyjnych
badań historycznych ze szczuciem na inną nację.

I przede wszystkim nie obawia się już "faszyzmu", bo wie, że pojęcia tego wcale
nie używa się obecnie w celu opisu jakiegoś, być może niebezpiecznego, fenomenu
ideologicznego, a raczej z oczywistym zamiarem moralnej dyskredytacji
przeciwnika politycznego zgodnie ze znaną taktyką lewicy lat 60-tych: "Gen. De
Gaulle - czołowym faszystą Europy". Groźbą faszyzmu straszone są dzisiaj ludy
europejskie przez ludzi potężnych i wpływowych, ludzi, których potęga zasadza
się właśnie na propagandowej, socjo-technicznej manipulacji masami.

* * * * * * * *

Pod koniec ubiegłego roku ukazała się w prasie światowej sensacyjna wiadomość.
Amerykańska Anti-Defamattion League (Liga Przeciw Zniesławianiu i Oszczerstwom,
mająca biura w Nowym Jorku) zażądała 200 tysięcy dolarów odszkodowania,
przeprosin i publicznego wyrażenia skruchy od przedstawicieli wielkiego,
szwedzkiego koncernu meblowego IKEA. Zdaniem ADL koncern IKEA posiadał w
przeszłości bliżej niesprecyzowane, groźne, faszystowskie powiązania. ADL
zagroziła także, iż w wypadku nie spełnienia zadań ogłoszony zostanie przez nią
bojkot towarów IKEA-i w całych Stanach Zjednoczonych.

Co skłoniło, pytają dociekliwi, organizację o tak przecież szlachetnie
brzmiącej nazwie, budzącej zaufanie do przedsięwzięcia doprawdy spektakularnych
działan przeciwko firmie meblowej? Czyżzby IKEA wykorzystywała w czasie
ostatniej wojny pracę niewolniczą, albo też wspomagała niemiecki przemysł
zbrojeniowy?

Otóż nic podobnego. Okazuje się bowiem, że powodem tej zdecydowanej reakcji
amerykańskich obrońców czci i honoru był fakt, że założyciel i właściciel IKEA-
i, szwedzki przedsiębiorca Ingvar Kamprad w czasach studenckich, pod koniec lat
40-tych i na początku 50-tych, uczęszczał w Malmö na prelekcje Pera Engdahla,
przywódcy mikroskopijnej partii prawicowej - "Ruch Mlodo-szwedzki", która przed
wojną rzeczywiście nie kryła swych wyraźnych sympatii faszystowskich. W tym też
czasie Ingvar Kamprad napisał dwa listy do Engdahla, w których wyrażał swoje
zainteresowanie ideą korporacyjną i podziw dla intelektu Engdahla. Listy te
tafiły 45 lat później w ręce kilku szwedzkich[?] dziennikarzy, którzy nie
omieszkali ich odpowiednio wykorzystać.

I do tego tylko sprowadza się cała afera, cały "faszyzm" IKEA-i.

W grudniu 1995 roku Ingvar Kamprad publicznie wyraził skruchę z powodu grzechu
młodości, a kierowany przez niego koncern wpłacił żądaną sumę "Lidze Przeciw
Zniesławianiu i Oszczerstwom". Tak więc po 50-ciu latach od zakonczenia
II.wojny światowej faszyzm raz jeszcze zostal chwalebnie zwyciężony. Tym razem
jednak nie na polach bitewnych, ale w kasie sklepu meblowego.

Jarosław Zadencki..........
________________________
Autor jest abiturientem wydziału filozoficznego Uniwersytetu Warszawskiego.
Obecnie jest zatrudniony na uniwersytecie w Uppsali i współpracuje z
periodykiem "Stańczyk". Jego publikacje są wysoko cenione przez rewizjonistów
historii współczesnej.
Powyższy esej, wydrukowany wpierw w "Stańczyku, przetłumaczony na angielski
zamieścił „Journal of Historical Review” w Kaliforni w 1996 roku
pt. "Attention! Fascism in the Furniture Store!" z uwagą: “An European Look at
the Political Correctness”. Ukazuje go również prestiżowa witryna CODOH
(Committe on Open Debate on the Holocaust) w jej części polskiej i równie
prominentna witryna PAPUREC (Polish-American Public Relations Committee).
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 158 rezultatów • 1, 2, 3
    Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex