Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro szwedzkie
Temat: Czy Big Blue jest rzeczywiscie tragiczne? Nie panikuj. Będzie Ok. Kreta jest piekna i nawet najgorsze biuro nie moze popsuc pobytu na tej wyspie. Ja byłem w ubieglym roku z Big Blue na krecie w miejscowosci Sissi. Było Ok. Ponizej cytuje moj opis z ubieglego roku. Pewnie niewiele sie tam zmieniło. Jezeli jedziesz w to samo miejsce, to jakies informacje sie przydadzą.Jest tylko jedna niepokojaca informacja: juz w kilku polskich biurach słyszałem opinię, ze Big Blue robi bokami, ze bardzo potrzebuje gotówki, w związku z tym tak obnizyło ceny, że może to się skończyc jakąś niewypłacalnością wobec przewozików, kłopotami z powrotami itp. Ale ja bym sie tym specjalnie nie przejmował, bo po pierwsze te informacje to mogą byc jakieś dymy wysyłane przez konkurencję, a po drugie nawet jeżeli Big Blue zbankrutuje przed Twoim powrotem, to przecież nikt was tam na wyspie nie zostawi (chociaż ja bym chetnie zostal), wrócicie jakimś rządowym samolotem, dostaniecie odszkodowanie, bedziecie mieli dodatkową przygodę - słowem: lepiej byc nie może. Jedź, nie przejmuj sie drobiazgami. Kreta jest piękna, jej mieszkańcy bardzo goscinni. Trzeba się tylko wyluzować, nastawić na wypoczynek i delektować tym niezwykłym miejscem na ziemi. Zazdroszę Ci wyjazdu. Poniżej moja ubiegłoroczna relacja, która odszukałem w starych watkach. Bylem w lipcu w Sissi z tym samym biurem (Hotel chyba Sissi by lub cos w tym rodzaju). Jest tam hotel z klimatyzowanymi pokojami i apartamenty (bez klimatyzacji). Byłem w apartamentach. Sa bardzo Ładnie położone, wśród zieleni, blisko morza, na granizcy miasta, więc tłumu ludzi tam nie ma. W hotelu i apartamentach byli Niemcy i Polacy (pól na pół). Byliśmy bardzo zadowowleni. Dzięki zieleni brak klimatyzacji w apartamentach nie dokuczał. Dwie osoby z bardzo małymi dziećmi nie były zadowolone, ale kto jedzie z niemowlętami na taki upał...? Dla wszystkich gości jest w hotelu basen (ze sloną wodą). Plaża piaszczysta jest ok. 800 m. należy do niemieckiego ośrodka (jakiś Neckerman), więc trzeba płacić za ewentualne korzystanie z parasoli i leżaków (mozna nie korzystać). W tym ośrodku są dwa baseny ze słodką wodą, z których wszyscy korzystają. Śniadania b dobre w postaci tzw. szwedzkiego stołu, obiado-kolację (duzy wybór dobzych dań greckich w postaci szwedzkiego stołu) najlepiej wykupić na miejscu. W Sissi nie ma bankomatu. Trzeba pojechąc do pobliskiej Malii lub wypłacac pieniądze przy okazkji jakichś wycieczek, więc nie stanowi to problemu. Biuro organizuje różne wycieczki fakultatywne. Na pewno warto jechac na wyspe Spinalonga i do Knossos. Odradzam tzw wieczór grecki w tamtym wydaniu. jest to spęd na jakieś 500 osób, jedzenie bardzo słabe, wino paskudne, tłok, gorąco itp. Lepiej chyba pójśc na bardziej kameralna imprezę. Warto wynająć samochód i pojezdzic po okolicy, która jes bardzo ladna. Sissi polecałbym raczej na spokojne wczasy rodzinne. Nie ma tam dyskotek, klubów mlodzieżowych, więc młodzież na szaleństwa musi jeździć do Malii lub trochę dalej - do Hersonisos. Były z nami dziewczyny z Polski i z Niemiec, które chciały sie pobawić i dac się poderwać i nie było to na miejscu łatwe (ja z kolegą, gdy żony nie widziały, trochę rozweselalismy im życie, ale na jakieś wieksze zaangażowanie nie moglismy sobie pozwolić ;) W sumie polecam - jeżeli jedziesz do tego samego hotelu. Bo faktycznie Polaków w okolicy spotyka sie sporo (ale to chyba dobrze, bo przecież lepiej spotykać Polaków niz jakichś Niemców, którzy chodza po knajpach i szukaja zupy z uchem swini i kiełbasy w sosie pomidorowym. Pozdrawiam Temat: NIEMCY KRADNĄ KOPERNIKA I MOZARTA Problem z Żydami i nie tylko Gość portalu: . napisał(a): Żydzi jako nie-chrześcijanie byli traktowani jako orębna > grupa i oni sami > okrelślali się jako naród.>>>>>>>> > 2>>>>>>>>< > > Oj,bebokku,roznie to bywalo. Ja napisałem o sytuacji Żydów do XIX wieku, a nie dziś. > Mazowiecki i Walesa,bodajze,przed wyborami do siodmego kolana spowiadac sie > musieli,czy aby nie przechrzty? Nie spowiadali się. > Ty chcesz mnie wmowic,ze ja jako narod w polsce sie okreslalem? Żydzi do XIX wieku byli odrębną grupą. Dopiero na poczatku XIX wieku dostali prawa jak chrześcijanie i np. nazwiska. Wymyślał je pewien pruski poeta, romantyk Hoffmann tworząc Wawelbergów, Rosenbaumów itd. > Za Gomulki byl jeden narod-Polak.To mnie odpowiadalo. > Teraz jako oddzielny narod-inne reguly gry-tez OK! > Ale widac z tego,ze reguly mozna zmieniac. > A tak,pozatem,ciekawe czasy w UE nastaja. Pożyjemy, zobaczymy. > O,fajnie! > Byly definicje panstw. > Byly definicje Narodow. > Definicja ziomkow!? To raczej chodzi o ziomkostwa, czyli nacjonalistyczne organizacje niemieckie dawnych wypędzonych, skupiające ludzi myślących jak Rycho, czyli każdy znający niemiecki jest Niemcem, bez pytania się takiego kogoś o zgodę. > Jak do Szwecji przyjechalem. > Kursy jezykowe skonczylem. > Prace otrzymalem. > Z szefem na obiad poszedlem. > Polski byl ciekaw.Historii troche.O krolach nawet "wspolnych" wiedzial. > Ale jak go zapytalem,czy jest patriota szwedzkim,to sie zdziwil pytaniu. > Po wyjasnieniu,co sie rozumie pod patriotyzmem-Odpowiedzial,ze naconalizm to > nie jego gebit. Ludzie są różni. Ale Szwedzi to napewno patrioci w praktyce. > Byl sobie kiedys prezydent NRF-FRN,nazwisko nie pamietam. > Na pytanie,czy kocha Niemcy,odpowiedzial:"Kocham swoja zone". I dobrze powiedział > P.S > Po kilku miesiacach pracy przyszedl do mnie ktoregos ranka,wielce > ucieszony. > (Zaznaczyc musze,ze jezyk wtedy strasznie kaleczylem,Stwierdzono > ze mam indywidualny dialekt jezyka szwedzkiego) > I mowi do mnie: > "Ciesz sie bedziesz mial teraz z kim pogadac dowoli". > To sie ucieszylem. > Na drugi dzien przychodzi kobiecina-starsza ode mnie. > Tez ze Wschodu-tyle ze WEGIERKA. > Po polsku,oczywiscie,ani w zab.I Polsce pojecie mgliste. > Na pytanie,dlaczego mnie oklamal.Przeprosil i stwierdzil,ze sie > pomylil: > Myslal,ze w Europie Wschodniej wszyscy jednym jezykiem rozmawiaj. > Szef ten - szwedzki mgr.inz-szef biura kontrukcyjnego. > Nic wam to nie daje do myslenia? Znam lepszy numer. Jak moja matka za Gierka przyjechała do RFN z wizytą, to jakiś Niemiec zadał jej pytanie : "Są w Polsce teatry ?" Temat: NIEMCY KRADNĄ KOPERNIKA I MOZARTA 1.>>>>>>>>>>>>Gość portalu: . napisał(a): Żydzi jako nie-chrześcijanie byli traktowani jako orębna > grupa i oni sami > okrelślali się jako naród.>>>>>>>> > 2>>>>>>>>< > > Oj,bebokku,roznie to bywalo. Ja napisałem o sytuacji Żydów do XIX wieku, a nie dziś.>>>>>>>>>>>>>> To zdaje sie ty,napisales,ze do XIX wieku istnialo poddansrwo. Wiec jako poddani KROLA POLSKIEGO musieli byc POLAKAMI? Roznice religijne tutaj nie bierzemy pod uwage-inna historia. =============================================================================== 2.>>>>>>>>>>> Mazowiecki i Walesa,bodajze,przed wyborami do siodmego kolana spowiadac sie > musieli,czy aby nie przechrzty? Nie spowiadali się.<>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>> Spowiadali sie!!!!!!!!!!!!!! Wiem!!! To jest fakt niezaprzeczalny! W gazetach poszperaj. ========================================================= 3.>>>>>>>>>>>> Ty chcesz mnie wmowic,ze ja jako narod w polsce sie okreslalem? Żydzi do XIX wieku byli odrębną grupą. Dopiero na poczatku XIX wieku dostali prawa jak chrześcijanie i np. nazwiska. Wymyślał je pewien pruski poeta, romantyk Hoffmann tworząc Wawelbergów, Rosenbaumów itd.>>>>>>>>>>>>> Odrebnych grup w Polsce bylo sporo,nie tylko Zydzi. Pozatym i wczesniej bylo wielu przechrztow. Niektorzy,nawet,szlachectwo otrzymali. Co do nazwisk i poety,to historia otrzymania nazwisk rozna bywala. A tak dla ciekawostki: Z Potockim studiowalem.Opwiadal mnie,ze dziadek jego,czy pradziadek jakis, chlopem panszczyznianym byl u pana co wrogiem byl Potockich. To pan ten,psa swego i dziadka Potockim,na zlosc,"ochrzcil". I z nazwiskami zydowskimi tez roznie bywalo. ===================================================================== 4.>>>>>>><Ludzie są różni. Ale Szwedzi to napewno patrioci w praktyce.>>>>>>> Moze? Ale oni o tym nie wiedza. ================================================================= 5.>>>>>>>> P.S > Po kilku miesiacach pracy przyszedl do mnie ktoregos ranka,wielce > ucieszony. > (Zaznaczyc musze,ze jezyk wtedy strasznie kaleczylem,Stwierdzono > ze mam indywidualny dialekt jezyka szwedzkiego) > I mowi do mnie: > "Ciesz sie bedziesz mial teraz z kim pogadac dowoli". > To sie ucieszylem. > Na drugi dzien przychodzi kobiecina-starsza ode mnie. > Tez ze Wschodu-tyle ze WEGIERKA. > Po polsku,oczywiscie,ani w zab.I Polsce pojecie mgliste. > Na pytanie,dlaczego mnie oklamal.Przeprosil i stwierdzil,ze sie > pomylil: > Myslal,ze w Europie Wschodniej wszyscy jednym jezykiem rozmawiaj. > Szef ten - szwedzki mgr.inz-szef biura kontrukcyjnego. > Nic wam to nie daje do myslenia? Znam lepszy numer. Jak moja matka za Gierka przyjechała do RFN z wizytą, to jakiś Niemiec zadał jej pytanie : "Są w Polsce teatry ?">>>>>>>>>>>> NO,TO SPOR O CO CALY w watku tym? Temat: Club FARANA - Sharm el Sheikh (****) Hmmm... Przebywałem w Faraanie od 11.07. do 25.07.2006 (za pośrednictwem Alfa Star). Zatem chyba w okresie tej "epidemii salmonelli". Faktycznie dość powszyechnymi były głosy o licznych zachorowaniach i wielu dniach i wieczorach spędzonych w pokoju. Mnie/nas (bo nie byłem sam) w zupełności to nie dotknęło. Myslę, że jest to bardzo indywidualna specyfika każdego organizmu. Oczywiście - jak ze wszystkim - w niektórych sytuacjach można losowi pomagać. Nie martwiłbym sie jednak aż tak bardzo, a juz na pewno nie próbował kombinacji z zamiana hotelu etc. Poza tym pobytem w Faraanie jestem zachwycony. Nie dostrzegłem nigdy i nigdzie żadnych pływających odchodów. Co do kubków w basenie. No cóż. Uwarunkowane jest to tylko i wyłącznie kulturą wczasowiczów, bo nikt inny tylko oni są na tyle leniwi i ciężko im podejść do dośc gęsto usytuowanych koszy. Jednak nie mogę zarzucić obsłudze, że nie sprzątali, bo sam nie raz widziałem rano ich prace. Włosi i animacje. I tu znów mam odmienne zdanie niz iit2. W lipcu tez było mnóstwo Włochów. Myślę, że więcej niż nas ( Faraana należy podobno do sieci hoteli włoskich) i codziennie te animacje były. Na plaży w cuiągu dnia. Wczesnym wieczorem i późnym też przy głównym basenie. O 22.00 w teatrze. Fakt, że były one po włosku (tu niestety zastrzeżenie do naszych biur podróży, że nie wykazali się żadną troską o zabezpieczenie polskich animatorów) i adresowane głównie dla Włochów. Jednak ja zarówno na plaży, jak i podczas wieczorów w teatrze bawiłem się bardzo dobrze. Kwestia wytężenia nieco wyobraźni Animatorzy sa bardzo kontaktowi i absolutnie nie są zamknieci tylko dla swoich rodaków. Jedzenie. My mieliśmy opcję SNACK. W zupełności wystarczało. Szwedzki stół na sniadanie i kolację zaspokajała w 100% zapotrzebowanie na wyżywiwenie. a snacki w ciągu dnia snacki tez były niezłe. Owszem nie wszsytkie, ale zawsze codziennie było coś na ciepło (shoaremka, niby hot-dog lub niby hamburger), co również było smaczne. Ale pwoiedzmy sobie szczerze. Jeszcze sie taki nie urodził, co by wszystkim dogodził, a w kwestii jedzenia jest to tym bardziej trudne. Ja chodziłem najedzony i na brak wyboru narzekac nie mogłem. I co mnie miło zaskoczyło. Mimo wielu potraw, które pojawiały się codziennie, zawsze było cos co podczas 2-tygodniowego pobytu zaskakiwało.Może faktycznie należy uważać na potrawy z majonezem itp. Koparki przy plaży. Są i kopia. Nie zakłócaja jednak w żaden sposób plażowania. Nie mieliśmy również jakichś problemów z droga na i z plaży. baseny wszystkie działały. Rafa super, podobno jedna z najładniejszych w Sharmie (poza Ras Mohammed i Tiranem). Cóż. Z przyjemnością wróciłem wspomnieniami do pobytu w Egipcie. Hotel i biuro podróży jak najbardziej polecam. I życze wszystkim tak udanego pobytu w Club Faraana. Temat: Gdynia centrum finansowym Pomorza?Nie, chyba? Jesli kiedys pojedziesz do prawdziwej metropoli np Berlina,to zobaczysz ze tam w miescie zadnych hipermarketow nikt nie buduje.Hipermarkety buduje sie na wiochach za Berlinem.Obojetnie w ktora strone wyjedziesz ZA MIASTO,zobaczysz hipermarket.Przyczyna jest prosta.Na wsi jest tania ziemia.Podatki sa nizsze,a wiesniakom mniej sie placi.Te 20-30 km kazdy dojedzie samochodem lub autobusem.To sie oplaci.W miastach buduje sie mieszkania,lokale uslugowe,biura. Od cwierc wieku gdansk buduje swoj,pozal sie boze "manchatan"Faktycznie,jak na gdanska miare to "manchatan"Gdynianie zbudowali "Klif"w czasie kiedy Gdanszczanie kupowali jeszcze w GSie.Za pieniadze mieszkancow Gdyni,i tu zostaja podatki.Hipermarket wybudowany za pieniadze Niemieckie czy Francuskie obywatelom tamtych panstw da zysk.Gdanszczanom pozostanie "samoobrona" i beda mogli krzyczec "Balcerowiczmusi odejsc".Gdynia rowniez za gdynskie pieniadze zbudowala "Batorego"a teraz buduje nastepny dom handlowy via,a vis poczty przy 10 lutego.Gdynia bez glupawych przechwalek wybudowala drugi terminal kontenerowy.Estakada Kwiatkowskiego pochlonela z kasy miasta 250 milionow zlotych.Estakada jest w uzytku.Most wantowy w Gdansku stoi w krzakach.Zdaje sie ze chroni ten wspanialy most firma ochroniarska,aby go zmyslni gdanszczanie nie rozebrali na zlom.Za pare lat nie uzywany sam sie rozleci.Nowo pobudowane centra chandlowe maja chyba wszystkie Gdynskie dzielnice.Ma chylonia,ma Witomino.To ze w koncu wybudowano wreszcie cos w Gdansku stalo sie sensacja na skale ogolnoposka.Popatrzcie jak wyglada Wrzeszcz,Wajdeloty i okolica,Orunia,Oliwa.To to zgroza.Idzcie dzisiaj o godzinie 22 do gdanskiego salonu-na Dluga.Umarle misto.Popatrzcie jak klasyfikowane sa Gdanskie szkoly.Gdynska"trojka"od lat miesci sie w pierwszej piatce w skali kraju.Najlepsze Gdanskie liceum na 60 miejscu.(Leborskie na 30)Szkoly wyzsze tez w drugiej polowie stawki krajowej. Gdynia jest znana z Cuty Sark,Teatru na Plazy,Festiwalu Filmowego,Letniej sceny Baletowej.Koles z Jelitkowa nie musi pisac ze mozna tam dostac w "ryja"To wie kazdy.Gdansk jest slynny w Europie i na swiecie z urody starego miasta,Walesy i...zlodziei.Biura turystyczne calego swiata ostrzegaja przed wizyta w Gdansku.Czy trzeba przypomninac chocby "przyjemnosci"jakie spotkaly Szwedzkich sportowcow?Moze napisac o tych obcokrajowcach ktorzy zlecili w Gdansku budowe jachtu i zanim jacht byl gotowy stracili 4 samochody?Idzcie zalatwic jakakolwiek sprawe w Gdanskich urzedach.Potem zrobcie to w Gdyni.Ktos tu pial jak zalatwial zaswiadczenie lekarskie w Gdansku i dostal w Gdyni.Gdynia ma jeszcze wspaniala drozyne koszykarek,i rozpoczela budowe pieknej hali sportowej.Trwa rozbudowa kortow tenisowych Arki.Tylko patrzec jak turniej tenisowy przeniesie sie z Kobylogrodka do Gdyni.Ile i jakie obiekty sportowe wybudowal Gdansk? Sopocianinie.Idz lepiej na tor wascigowy,obstaw jakiegos konia.Popatrz jak piekne sa konie w galopie.I siedz cicho.Twoje smieszne odglosy przypominaja ujadanie pinczera.Proporcjonalne do wielkosci Twojej kobylej Metropoli. Temat: Sindbad Al Mashrabeya - Hurghada (4****) Sindbad Al Mashrabeya - Hurghada (4****) hotel przyjemny ale liczie ze ma 2-3 europejskie gwiazdki. położony około 10 minut na południe od Sakalli (nowego centrum Hurghady) obok nowego deptaka. do Daharu (starego centrum) około 20 minut. busiki do 2200 za 1EGP (0,50PLN) od osoby, nocą dojazd za 10EGP taksówką, cena za kurs (od 1 do 10 osób). blisko hotelu sklep nocny (Abu Ashara-ceny bardzo niskie, nie negocjowalne),internet cafe,kawiarnia, lokalne biuro podrózy. wszystkie napoje itp. można bez problemu wnieść do pokoju. hotel sympatyczny, choć goście HB muszą za wiele rzeczy płacić (bilard, napoje przy kolacji, bar przy plaży), i to słono-dwa razy drożej niż w knajpach na mieście! do dyspozycji są pokoje w głównym budynku (z balkonów na piętrach widok na morze!) oraz bungalowy. ja wolałem budynek, w bungalowach jest ciemno! pomiędzy plażą a głównym budynkiem znajduje sie dosyć duży świetnie utrzymany ogród, ale wyłącznie do oglądania! plaża i basen ok. basen ze słodką wodą, leżaki, ręczniki, bar (dla HB płatny!). sympatyczni panowie prowadzą przy basenie dwa razy dziennie program animacyjny: głównie nauka tańca jedzenie moim zdaniem PYSZNE, w formie szwedzkiego stołu. nie ma problemu z jedzeniem wegetariańskim. obsługa miła, chociaż często sprzątający pokoje prawie nie znają angielskiego! wtedy najlepiej udać sie do recepcji-tam znają dosyć dobrze i można wszystko załatwić. codziennie nowa pościel, nowe ręczniki, zmyta podłoga. NIE MYJĄ DOBRZE ŁAZIENKI! to kwestia przyzwyczajenia, mnie to przestało po jakimś czasie przeszkadzać klimatyzator w moim pokoju właściwie nie działał na szczęście nie było gorąco (wielkanoc)... ciepła woda płynie w dziwny dosyć sposób: pulsacyjnie... około minuta ciepłej, potem ciśnienie ciepłej spada na 30 sekund i znowu minuta ciepłej... też po dwóch dniach nie przeszkadzało. ogólnie standard niezbyt wygórowany, nie ma np. niemców, bo dla nich to zbyt niski standard. mnie się podobało, ponieważ w hotelu tylko spałem i jadłem a za różnice w cenie wolałem poszaleć na mieście albo na wycieczkach - o tym niżej poza pokojem można siedzieć na zadaszonym tarasie, przy basenie, na plaży... ocena łączna: pojechałbym tam jeszcze raz bez wahania spokojna okolica, wszedzie dobry dojazd, świetne jedzenie, infrastruktura OK. KILKA UWAG O SAMYM POBYCIE: 1) życie toczy się tam niemal do rana, więc nie bójcie się pojechać do centrum np. o 2200 i zostać tam do 0300! 2) standard czystości jest zupełnie inny niż w europie... bardzo szybko się do tego turysta przyzwyczaja i nie ma problemu skoro oni żyją to i wy przeżyjecie!!! 3) pyszne są soki z trzciny cukrowej i świeżych owoców. kupić je można poza główną ulicą, podobnie jak pyyyyszne jedzenie lokalne. ceny jak za darmochę, nie jedzcie w restauracjach, bo jest drogo! myśmy jedli wszystko i nic nam nie było )) nie ma obawy aby w Hurghadzie zapuścić sie pomiędzy boczne uliczki albo zjeść w bistro pomiędzy arabami. 4) ZEMSTA FARAONA. nie unikniecie jej, bo bakterie są wszędzie. w wodzie, w powietrzu, na szklankach... wszedzie! nie ma sensu np. jedzenie tylko w hotelu albo mycie zębów wodą mineralną! jeśli macie zachorować, to i tak odchorujecie! wskazana jest dezynfekcja wewnętrzna P przez pierwsze trzy dni polecam picie czystej wódki (albo czegoś podobnego) w specjalny sposób: najwiecej bakterii rozwija się NA DZIĄSŁACH! dlatego pijąc, najpierw płuczecie usta wódką, a potem połykacie całość działa bez zarzutu! poza tym polecam osobiście gin z tonikiem. odstrasza dodatkowo komary, jeśli pijecie dwa drinki dziennie. do tego pobyt jest znaaaaacznie przyjemniejszy DD 5) chodzenie po Hurghadzie. chodzimy po ulicy. nie po chodniku )) brzegiem jezdni, idąc obok zaparkowanych samochodów, nie bojąc się rąbiących na okrągło samochodów. wierzcie mi, że po przełamaniu pierwszych oporów, tak jest znacznie wygodniej DD 6) WYCIECZKI kupcie koniecznie w lokalnym biurze. blisko hotelu (za Abu Ashara market) jest biuro w którym obsługuje polak -Mirek NIE KUPUJCIE WYCIECZEK U REZYDENTÓW!!! to są te same wycieczki, tylko dwa razy droższe! jedyna różnica jest taka, że nie dostaniecie suchego prowiantu z hotelu (( polski przewodnik w Luksorze był fatalny, jeśli możecie, weźcie angielskiego. program obowiązkowy: motor safari (jazda czterokołowcami po pustyni) 30 USD snurkling na rafie koralowej 20 USD luksor 35 USD jeśli jesteście na dłużej - jedźcie na wszystko na początku, żeby potem móc jechać jeszcze raz na quady i rafę!!! 7) bez angielskiego albo niemieckiego ani rusz! Temat: Amerykanie ubożeją Mieszkam od 10 lat w Denver w stanie Colorado. Nie jest tajemnica, ze USA, jak i reszta swiata, jest w recesji. Z recesja na ogol wiaze sie nizszy poziom wydatkow i wyzszy poziom gromadzenia oszczednosci w banku, dlatego tez FED obnizyl stopy procentowe juz kilka razy, aby pobudzic gospodarke, i zniechecic ludzi do chomikowania oszczednosci. To mozna osiagnac z niskimi stopami procentowymi i niskimi podatkami. Szkoda ze europejscy ekonomisci nie pojmuja tej prostej by sie wydawalo koncepcji, bo podatki w Polsce tylko rosna. Pomimo recesji, bezrobocie w USA jest nadal na granicy 5%, wiec ludzie sobie jakos radza pomimo statystyki. $1500 brutto, to ponad $8.65 na godzine w 8-mio godzinnym/5-cio dniowym tygodniu pracy, wiec nie jest to az tak tragiczne bo minimum socjalne jest ustanowione na okolo $6. Poza tym podatki sa ustanowione od poziomu zarobkow i ktos co zarabia ponizej 20000 rocznie pewnie placi okolo 10% (nie sprawdzalem, ale moge jakby ktos chcial), a do tega dostaje rabaty podatkowe na rodzine itd. $1500 miesiecznie - mowimy tutaj tez o ludziach bez wyksztalcenia, nielegalnych imigrantach, ludziach uzaleznionych od roznych substancji chemicznych, no i oczywiscie biednych ludzi ktorzy stracili nadzieje na lepsze zycie. Gazety w USA sa pelne, PELNE, ogloszen z praca. Trzeba tylko tej pracy chciec. To jest wlasnie najwieksza roznica pomiedzy kapitalistycznym USA a socjalistyczna Europa. Tutaj w USA trzeba podciagnac rekawy i samemu wyjsc z nory i isc miedzy ludzi aby samemu znalezc swoj dobrobyt. Tutaj biuro zatrudnienia do goscia nie przyjdzie, trzeba samemu isc do pracodawcy i starac sie o prace, nie raz czy dwa, ale az do skutku. Mieszkalem w Szwecji 16 lat temu jak bylem na uniwersytecie. Chodzili ze mna na wyklady ludzie ktorzy mieli 30, 40 i 50 lat. Zdobywali oni nowe wyksztalcenie, bo byli bezrobotni przez wiele lat i nie widzieli swiatla w tunelu. Byli na socjalu, dostawali zapomoge od rzadu na nauke, jak ktos mial male dzieci to tez dostawal zapomoge na rodzine. Niektorzy co byli na socjalu tez pracowali na czarno. Dzisiaj 10 lat pozniej, czytam szwedzki dziennik "Dagens Industri" przez internet i dowiaduje sie ze 40% Szwedow obawia sie utraty pracy i biedy. Najwieksze i najbardziej prosperujace firmy wyniosly sie za granice ze wzgledu na podatki i prawo. USA jest w recesji, ale i caly swiat jest w recesji. Roznica jest taka ze USA wyciaga sie sama z kryzysow o wiele sprawniej niz reszta swiata. Jak dotej pory, choc jestem imigrantem z Polski, zyje mi sie tutaj bardzo dobrze i nikt tez mi tutaj nie dal niczego za darmo. Na samym poczatku pracowalem za mniej niz $1500 miesiecznie, bo pomimo ze mialem wyksztalcenie, nie mialem praktyki zawodowej w tym kraju. Dopiero po roku czy dwoch zaczynaja sie dobre zarobki Pozdrowienia dla rodakow w kraju i na swiecie. Temat: Ilu łodzian wyłudziło nieruchomości? A co biuro prawne UMŁ robiło wcześniej? Biorą niemałą kasę z naszych podatków i co? Wystarczy przejrzeć kilka niezależnych portali i wszystko jasne... Ale trzeba chcieć. Pomiędzy Rządem PRL a dwunastoma krajami podpisano w latach 1948 - 1971 tzw. umowy indemnizacyjne. (Umowy te nie były w PRL opublikowane. Jedynie umowa ze Stanami Zjednoczonymi została opublikowana w Zbiorze umów międzynarodowych z 1960 r., PISM, Warszawa 1962 r. Państwa zachodnie publikowały te umowy w UN Treaty Series. Niektóre z umów zostały też opublikowane w Polsce przez W. Dudka, Międzynarodowe aspekty nacjonalizacji w Polsce, Warszawa 1976, s. 248 (jako Aneks do pozycji) - źrodło Były to: 1) Układ z 19 marca 1948 r. dotyczący udzielenia przez Polskę odszkodowania dla interesów francuskich dotkniętych przez ustawę polską z 3 stycznia 1946 r. o nacjonalizacji; 2) Protokół nr 1 w sprawie interesów i mienia duńskiego w Polsce z 12 maja 1949 r. i Protokół nr 2 w sprawie interesów i mienia duńskiego w Polsce 26 lutego 1953 r.; 3) Układ między Rzeczpospolitą Polską a Konfederacją Szwajcarską dotyczący odszkodowania dla interesów szwajcarskich w Polsce z d 25 czerwca 1949 r.; 4) Układ między rządem polskim a rządem szwedzkim w sprawie odszkodowania dla interesów szwedzkich w Polsce zaw. w Sztokholmie 16 listopada 1949 r.; 5) Układ z 11 listopada 1954 r. pomiędzy rządem PRL a rządem Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej dotyczący załatwienia spraw finansowych; 6) Układ między Królewskim Rządem Norweskim a rządem PRL dotyczący likwidacji wzajemnych roszczeń finansowych z 29 grudnia 1955 r.; 7) Umowa między rządem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i rządem PRL dotycząca roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych z 16 lipca 1960 r.; 8) Układ z 14 listopada 1963 r. między rządem PRL z jednej strony a rządem Belgii i rządem Wielkiego Księstwa Luksemburga z drugiej strony dotyczący odszkodowania za niektóre interesy belgijskie i luksemburskie w Polsce; 9) Układ z dnia 22 listopada 1963 r. między rządem PRL a królewskim rządem Grecji dotyczący odszkodowania za interesy greckie w Polsce; 10) Układ między rządem PRL a rządem Królestwa Holandii dotyczący odszkodowania za niektóre interesy holenderskie w Polsce z 20 grudnia 1963 r.; 11) Układ z dnia 6 października 1970 r. między PRL a Republiką Austrii o uregulowaniu określonych zagadnień fi nansowych; 12) Układ między rządem PRL a rządem Kanady dotyczący uregulowania spraw fi nansowych z 15 października 1971 r. Pomimo takiego stanu faktycznego do rządu RP zgłaszają się obecnie osoby, które skorzystały z dobrodziejstwa tych umów i z tego tytułu otrzymały odszkodowania. Dziś nie chcą o tym wiedzieć lub zapominają. To nie są tajne dokumenty. Widocznie komuś zależy, aby wyłudzać pieniądze z naszych podatków Temat: BLUE BAY (***) -Rodos Właśnie wczoraj wróciłam z hotelu Blue Bay na Rodos. Lecieliśmy z Itaką - dwoje dorosłych i dwójka dzieci, na dwa tygodnie. Hotel Blue Bay to kompleks hotelowy składający się z kilku budynków: głównego, bungalowów, Family Center i troche dalej połóżonego budynku Sunland. Zakwaterowano nas w Family Center (inni, którzy lecieli z nami zakwaterowani byli w budynku głównym). Pokój składał się z dwóch pomieszczeń, w jednym były dwa pojedyńcze łóżka, w drugim łóżko małżeńskie. Na wyposażeniu był także telewizor (bez polskich kanałów) i lodówka. Duży taras, z którego mogliśmy podziwiać piękny widok na morze (mieszkaliśmy na drugim pietrze). Sam pokój był wygodny, choc przydałby mu się mała renowacja. Sprzątany codziennie, wymiana reczników i pościeli tez codziennie. Przy budynku Family odzdzielny basen, o dość finezyjnym kształacie, max. 1,5m głębokości. Ponadto w całym kompleksie jeszcze dwa wieksze baseny, przy każdym brodzik dla dzieci. Jeden z basenów dla dzieci, ten położony po lewej stronie hotelu był brudny - ścianki w brodziku były pokryte czymś czarnym i tłustym. Pozostałe baseny były w miare ok jeśli chodzi o czystość. "Życie" koncentrowało się przy głównym, dość dużym basenie (max głębokość 2,5m). Przy nim znajduja się bary, organizowane są zabawy. Niestety nie wiem jak wygladały pokoje w pozostałych budynkach. Wiem, że w budynku głównym w pokojach wystepowało robactwo, widziałam jak ludzie składali reklamacje między innymi z tego powodu. W oddalonym od głównego budynku Sunland znajdowały się apatramenty i studia o podwyższonym standardzie (mieli oddzielny basen, swoje bary). Natomiast bungalowy sa po prostu dość niefortunnie położone - znajduja się wzdłuż alejek i każdy przechodzący jak to się mówi "zagląda w okna". Cały hotel pełen jest zieleni - kwitnace krzewy wzdłuż alejek, trawniki, drzewa piniowe, palmy. Jedzenia dużo, różnorodnie i dość smacznie. Posiłki i napoje (szwedzki bufet) są podawane w restauracji głównej oraz pool barze pomiędzy głównym basenem a plażą. Codziennie (oprócz wtorków) animacje dla dzieci i dorosłych: w ciągu dnia areobik, waterpolo, siatkówka, ping pong, mini golf, tańce i inne zabawy, wieczorem mini disco, zawsze jakies przedstawienie, na koniec wyczytywani są i zapraszani na scenę zwycięzcy poszczególnych konkurencji organizowanych w ciągu dnia. Wszystko prowadzone przez bardzo sympatycznych animatorów. Oczywiście jest "piosenka turnusowa", którą odtańcowuje się pod ich kierownictwem. Wszystkie organizowane przez nich zabawy były bardzo fajne (widać, że Ci ludzie lubią to co robią). We wtorki - greckie wieczory (odpłatne: dorośli 18e, dzieci 6e). Niestety nie byłam, ciężko ocenić czy warto. Plaża - piaszczysto kamienista, z przewagą tych drugich. Jeśli się chce popluchać w morzu (a raczej poskakać po falach), to warto zabrać specjalne obuwie kąpielowe. Przy wejściu do morza jest dość szeroki pas kamieni, po których naprawde ciężko się chodzi na bosaka! Leżaki są płatne - 2,5e od sztuki. Nie dają do nich materacy. Po wschodniej cześci wyspy wciąż wieje wiatr, stąd są tam znakomite warunki dla uprawiania windserfingu i jego pochodnych. Przy samym hotelu zanjduje się baza windserfingu, gdzie można pobierać nauki tego sportu oraz wypożyczyć sprzęt. Na terenie hotelu znajduje się jeszcze dyskoteka, sklepiki z różnościami, płatny drink bar, kilka stołów do bilarda (1 gra - 1,5e) Cały kompleks hotelowy wart jest polecenia, szczególnie dla tych, którzy wybierają się tam z dziećmi. O ile oczywiście nie trafi się jak cześć naszych rodaków na pokoje z robactwem czy innym paskudztwem. I nie jest to hotel na 4 gwiazdki, raczej na 3, ewentualnie 3 i pół. Wg mnie ITAKA sie spisała (wyjazd oceniam na 5), choć wiem, tak jak pisałam wcześniej, nie wszyscy, którzy lecieli z tego biura byli równie zadowoleni jak ja. Szczególnie polecam spędzenie chwili na tarasie pomiędzy pool barem a plażą, z widokiem na wybrzeże Turcji. Gosia Temat: POLITYKA....można i o polityce...a może trzeba? Próba łamania Gdy mija zaskoczenie i szok, przychodzi czas na uporczywe grzebanie w pamięci. Odtwarzanie możliwych sytuacji kontaktu z SB. Zwłaszcza składania podpisów. Maria Zielińska pamięta, że grudniowej nocy, gdy ją zatrzymano, podpisała lojalkę. – Ale zaraz po wyjściu opowiedziałam o wszystkim Helenie Łuczywo, a potem kolegom z opozycji. Jolanta Strzelecka twierdzi: – Ja nawet nie podpisywałam protokołów z przesłuchań. Jest prawnikiem, zwraca na to uwagę, chyba by pamiętała. Pewność mąci jednak doświadczenie ostatnich dni. Przy okazji sprawy Małgorzaty Niezabitowskiej przeglądała pożółkłe numery „Tygodnika Solidarność” z 1981 r. Znalazła tam artykuły podpisane swoim nazwiskiem, a nie przypomina sobie, żeby je pisała. – Więc mogę się mylić – zapowiada. SB wykorzystywała starania o paszport. Wiedziała, że dla naukowców oraz ludzi sztuki pokusa wyjazdu jest szczególnie nęcąca. A kontakt ze światem niezbędny do pracy. Jan Grosfeld pamięta, że starając się o wyjazd do znajomych, którzy po 1968 r. wyemigrowali do Szwecji, został wezwany do Biura Paszportowego na Kruczą. We wskazanym pokoju zamiast znudzonej urzędniczki zastał dwóch mężczyzn. – Jest pan bardzo inteligentnym człowiekiem – komplementowali. – Może przy okazji wyjazdu powiedziałby pan nam po powrocie, co się dzieje w środowisku szwedzkiej opozycji? Zagrozili, że z paszportu będą nici. Odpowiedział, że z tą inteligencją to bez przesady. Poza tym może wypoczywać w Polsce. Po wyjściu relacjonował znajomym tę rozmowę. Paszport dostał, wyjechał. Teraz mówi: – Nie pamiętam, czy moim przyjaciołom w Szwecji też opowiadałem. Po latach Dariusz Urbaniak przypomina sobie kilka sygnałów, które powinny go zaniepokoić. – W sytuacjach towarzyskich zbierano informacje na temat moich kolegów, przyjaciół – mówi. Wtedy do tego nie przywiązywał wagi. Teraz nie byłby już tak niefrasobliwy. Grażyna Ignaczak-Bandych nigdy nie myślała o sobie jako o zasłużonym działaczu. Żyła w przekonaniu, że inni mieli większe zasługi i to nimi, a nie skromną studentką, wedle wszelkich zasad logiki, powinno interesować się SB. Nigdy nie była zatrzymana, pałowana, nie starała się o paszport, nikt nie wzywał jej na rozmowy do Pałacu Mostowskich. Teraz jednak, jak to sobie analizuje, uważa, że mogli się nią zainteresować podczas strajku. Mógł też coś powiedzieć znajomy, swego czasu bywalec domu, który pewnego dnia po prostu zniknął. Odnalazł się za granicą. Okazało się, że dostał paszport w najgorszym czasie, kiedy rzadko dawano je za darmo. SB szukała współpracowników w zakładach pracy. Chcieli wiedzieć, co naprawdę myśli i mówi klasa robotnicza. Bandzerewicz domyśla się, że teczkę mogli mu założyć po tym, gdy złożył wniosek racjonalizatorski, ale mimo namowy, nie zgodził się na patent. Za to go zdegradowali. – Więc teraz chcę zobaczyć, co oni tam zbierali na mnie. Nie podejrzewam, że coś strasznego, ale mogę się dowiedzieć, kto był taki usłużny! Pozostają jeszcze sąsiedzi, znajomi. K., znany wydawca, którego nazwisko figuruje na liście, wie, że niczego nie podpisał i na nikogo nie donosił. Ale wie również, że u sąsiada na górze SB zainstalowała kiedyś podsłuch. Kilka lat temu sąsiad spotkał żonę na ulicy i o podsłuchu opowiedział. K. nie sprawdzał, czy jego nazwisko figuruje na liście. – Ale dlaczego jest tam moje? – zastanawia się. Strzelecka w czasie stanu wojennego wraz z Jackiem Ambroziakiem pełniła funkcję pogotowia prawnego dla ludzi z „Tygodnika”. Wtedy z własnej inicjatywy chodzili na Rakowiecką pytać o losy kolegów. Po wznowieniu „Tygodnika Powszechnego”, jeszcze chyba w stanie wojennym była sprawozdawcą parlamentarnym gazety. Wtedy wzięła na siebie rolę łącznika między władzą a opozycją. Przekazywała marszałek Halinie Skibniewskiej nazwiska osób z podziemia, które chciały się ujawnić. Skibniewska oddawała je jakiemuś pułkownikowi, a na następnej sesji przekazywała, na jakich warunkach to ujawnienie może nastąpić. – Była to forma uznania przeze mnie, że taka instytucja jak SB istnieje. Czy to wystarczyło, by znaleźć się na liście? I tylko rodzina Marii U., pochowanej z honorami na Powązkach, nie ma wątpliwości, dlaczego kapitan figuruje na liście Wildsteina. Była etatowym pracownikiem MSW, nie SB. Zmarła bezpotomnie. Choć przez tych kilka dni nic w sferze faktów związanych z jej osobą się nie zmieniło, rodzina będzie stawiać znicze na jej grobie bardziej drżącą ręką. Do najbliższych dotarła bowiem prawda, że nie wiedzą, kim naprawdę była. Temat: Ile na 10 dniowy pobyt na Rodos Witam, Nie wiem od czego zacząć tyle pytań zadałes:) postaram się odpowiedzieć na wszystkie po kolei. Zacznę może od tego, że spędziłam w tym hotelu 3 tygodnie w czerwcu zeszłego roku i naprawdę nie ma się do czego przyczepić (przynajmniej z mojego punktu widzenia). Hotel jak pewnie wiesz ma 3*, usytułowany jest dosłownie 3 minutki piechotką w dół do morza (podejścia przez kilka pierwszych razy mogą być męczące:)) 15-20 minut od starego miasta i około 10 minut piechotą od Bar Street. Sam hotel nie wyróżnia się niczym specialnym, kilkupiętrowy budynek z małym, ale zadbanym basenem. Leżaki przy basenie bezpłatne, natomiast leżaki na plaży z tego co pamiętam 3.5 euro.Pokoje czyste sprzatane codziennie, sredniej wielkosci, mila obsluga:)Za tak atrakcyjną cenę naprawde wart polecenia. Ponizej podaje Ci link na strone hotelu: www.semiramishotel.com Plażę trudno nazwać piaszczysto-żwirową jest poprostu kamienista, przynajmniej ta plaża najbliżej hotelu. W opcji wyżywieniowej miałam tylko śniadnia (mój świadomy wybór), i powiem szczerze, że wszystko było OK, przede wszystkim czysto podane, świeze i smaczne ( kwestia gustu tak naprawdę - mi smakowały). Wybór w sumie też byl ok, m.in. jajecznica, parowki, wedlina - kilka roznych, ser zolty, nabial, dzemiki, kilka rodzajow pieczywa, owoce w syropach, kruche ciasteczka, soki, kawa herbata, ogólnie dało sie przezyć:) Jeśli masz ochotę możesz wykupić posiłek w hotelu, ale prawdę mówiąc to zadna atrakcja, za tę samą cenę można zjeść porządny posiłek w tawernie serwującej typowo greckie przysmaki, nie pamiętam już jak wyglądało to cenowo, ale wiem, iż ceny były porównywalne (cos mi świta w głowie w granicach 8-10 euro od osoby-szwedzki stół, ale dość skromny). Jeśli chodzi o miasto Rodos i jego plaże to nie zwiedziłam ich wielu (Mąz podpowiada mi, że przy Oceanarim plaża była piaszczysta), plażowałam na tej najbliżej hotelu ze względu na to, że tłok na niej był znacznie mniejszy niż na innych. Zejście do morza usłane jest kamyczkami, ale wystarczy kupic sobie przed wyjazdem lub tam na miejscu odpowiednie obuwie i problem mamy z głowy. Tak jak pisałam wcześniej do Bar Street około 10 minut marszu wzdłuż nadmorskiej promenady z super widokiem. Barów, knajp i dyskotek do wyboru do koloru, zawsze na plaży roznoszone są ulotki reklamujące rózne knajpy, można więc śmiało zwiedzać wszystkie, az do wyłonienia faworyta;) Jeśli chodzi o ceny jedzenia, to powiem szczerze, ze to wszystko zalezy od wymagań i oczekiwań konsumenta, giros około 3 euro, II danie z piwem średnio 15 euro, piwo w knajpie około 2-4 euro, ceny są dośc zróznicowane, wszystko zależy od kanjpy. Jeśli mogę się wtrącić co do Twojego wyboru - to moim skromnym zdaniem miasto Rodos ma duzo więcej do zaoferowania niż Faliraki, łączy dwa w jednym - można pozwiedzać nie ruszając się za bardzo z miejsca i wyszaleć się wieczorem, (wycieczki kupuj tylko i wyłącznie przy porcie, nie daj się omamić Pani rezydentce:), ceny za wycieczki kupione w porcie są prawie 50% niższe niż te oferowane przez biuro). faliraki to (moim zdaniem) miejscowość w której miło uprawia się sporty wodne (w Rodos też oczywiście są takie mozliwości), plażuje i bawi, ale jeśli oczekujesz jeszcze czegoś to chyba lepszym wyborem będzie miasto Rodos. Napewno nie będzie się nudził:) Faliraki z pewnego punktu widzenia może okazać się poprostu nudne, ponieważ oprócz życia nocnego i sportów, które ma rownież Rodos nie ma za bardzo co zaoferować turyście. W tym roku nie byłam jeszcze i już pewnie nie pojadę do Grecji, wybrałam sobie za cel wakacyjnej podrózy Tunezje:) Jeśli będziesz miał jeszcze jakieś pytania pisz śmiało. Pozdrawiam Asia Temat: BLUE BAY (***) -Rodos Autor: ~gosiagw 04-09-2005 18:04 wyślij odpowiedź Właśnie wczoraj wróciłam z hotelu Blue Bay na Rodos Lecieliśmy z Itaką - dwoje dorosłych i dwójka dzieci, na dwa tygodnie. Hotel Blue Bay to kompleks hotelowy składający się z kilku budynków: głównego, bungalowów, Family Center i troche dalej połóżonego budynku Sunland. Zakwaterowano nas w Family Center (inni, którzy lecieli z nami zakwaterowani byli w budynku głównym). Pokój składał się z dwóch pomieszczeń, w jednym były dwa pojedyńcze łóżka, w drugim łóżko małżeńskie. Na wyposażeniu był także telewizor (bez polskich kanałów), klimatyzator i lodówka. Duży taras, z którego mogliśmy podziwiać piękny widok na morze (mieszkaliśmy na drugim pietrze). Sam pokój był wygodny, choc przydałby mu się mała renowacja. Sprzątany codziennie, wymiana reczników i pościeli tez codziennie. Przy budynku Family odzdzielny basen, o dość finezyjnym kształacie, max. 1,5m głębokości. Ponadto w całym kompleksie jeszcze dwa wieksze baseny, przy każdym brodzik dla dzieci. Jeden z basenów dla dzieci, ten położony po lewej stronie hotelu był brudny - ścianki w brodziku były pokryte czymś czarnym i tłustym. Pozostałe baseny były w miare ok jeśli chodzi o czystość. "Życie" koncentrowało się przy głównym, dość dużym basenie (max głębokość 2,5m). Przy nim znajduja się bary, organizowane są zabawy. Niestety nie wiem jak wygladały pokoje w pozostałych budynkach. Wiem, że w budynku głównym w pokojach wystepowało robactwo, widziałam jak ludzie składali reklamacje między innymi z tego powodu. W oddalonym od głównego budynku Sunland znajdowały się apatramenty i studia o podwyższonym standardzie (mieli oddzielny basen, swoje bary). Natomiast bungalowy sa po prostu dość niefortunnie położone - znajduja się wzdłuż alejek i każdy przechodzący jak to się mówi "zagląda w okna". Cały hotel pełen jest zieleni - kwitnace krzewy wzdłuż alejek, trawniki, drzewa piniowe, palmy. Jedzenia dużo, różnorodnie i dość smacznie. Posiłki i napoje (szwedzki bufet) są podawane w restauracji głównej oraz pool barze pomiędzy głównym basenem a plażą. Codziennie (oprócz wtorków) animacje dla dzieci i dorosłych: w ciągu dnia areobik, waterpolo, siatkówka, ping pong, mini golf, tańce i inne zabawy, wieczorem mini disco, zawsze jakies przedstawienie, na koniec wyczytywani są i zapraszani na scenę zwycięzcy poszczególnych konkurencji organizowanych w ciągu dnia. Wszystko prowadzone przez bardzo sympatycznych animatorów. Oczywiście jest "piosenka turnusowa", którą odtańcowuje się pod ich kierownictwem. Wszystkie organizowane przez nich zabawy były bardzo fajne (widać, że Ci ludzie lubią to co robią). We wtorki - greckie wieczory (odpłatne: dorośli 18e, dzieci 6e). Niestety nie byłam, ciężko ocenić czy warto. Plaża - piaszczysto kamienista, z przewagą tych drugich. Jeśli się chce popluchać w morzu (a raczej poskakać po falach), to warto zabrać specjalne obuwie kąpielowe. Przy wejściu do morza jest dość szeroki pas kamieni, po których naprawde ciężko się chodzi na bosaka! Leżaki są płatne - 2,5e od sztuki. Nie dają do nich materacy. Po wschodniej cześci wyspy wciąż wieje wiatr, stąd są tam znakomite warunki dla uprawiania windserfingu i jego pochodnych. Przy samym hotelu znajduje się baza windserfingu, gdzie można pobierać nauki tego sportu oraz wypożyczyć sprzęt. Na terenie hotelu znajduje się jeszcze dyskoteka, sklepiki z różnościami, płatny drink bar, kilka stołów do bilarda (1 gra - 1,5e), stoły do cymbergaja. Cały kompleks hotelowy wart jest polecenia, szczególnie dla tych, którzy wybierają się tam z dziećmi. O ile oczywiście nie trafi się jak cześć naszych rodaków na pokoje z robactwem czy innym paskudztwem. I nie jest to hotel na 4 gwiazdki, raczej na 3, ewentualnie 3 i pół. Wg mnie ITAKA sie spisała (wyjazd oceniam na 5), choć wiem, tak jak pisałam wcześniej, nie wszyscy, którzy lecieli z tego biura byli równie zadowoleni jak ja. Szczególnie polecam spędzenie chwili na tarasie pomiędzy pool barem a plażą, z widokiem na wybrzeże Turcji. Pozdrawiam Gosia Temat: Pijani polscy żołnierze spowodowali wypadek w Iraku To ty jesteś śmieszny JZ, Hussein agentem CIA www.irak.pl Wierzysz w szklane okienko i wizję poloit. gazety sponsorawanej przez CFR? Spójrz na oficjalne linki na stronie www.irak.pl 6.08.2003 Blix: inwazja na Irak pogwałceniem Karty NZ Były szef ONZ-owskich inspektorów rozbrojeniowych, Szwed Hans Blix skrytykował amerykański atak na Irak, uznając go za pogwałcenie prawa międzynarodowego. Zakwestionował też motywy Waszyngtonu. Interwencja wojskowa w Iraku, a zwłaszcza jej uzasadnienie, nie były zgodne z Kartą Narodów Zjednoczonych i osłabiły autorytet Rady Bezpieczeństwa ONZ - powiedział w szwedzkim radiu. Blix podał w wątpliwość, czy Saddam Husajn stanowił bezpośrednie zagrożenie dla sąsiadów i dla Stanów Zjednoczonych. Powiedział, że administracja USA musiała mieć inne motywy poza oficjalnie głoszoną misją znalezienia i zniszczenia broni masowego rażenia. ONZ i Międzynarodowy Trybunał Karny powinny nałożyć sankcje karne na USA - za bezprawną wojnę, wspieranie i dozbrajanie przez dziesiątki lat Husseina, pomimo pełnej wiedzy o prześladowaniach szyickiej i kurdyjskiej opozycji - masakrę w Halabdży wspomaganą z amerykańskich helikopterów i urządzeń satelitarnych - sprzedaż gazów chemicznych przez firmę m.in. "Bechtel" i "Searle" Rumsfelda zarówno Irakowi, jak i Iranowi (poprzez CIA-Mossad w "Iran-contras") - sankcje, które spowodowały śmierć 1,5 mln osób - stosowanie depleted uranium, napalmu i bomb rozpryskowych - wywołanie przez Busha seniora powstania, krwawo następnie stłumionego wraz z Husseinem w 1991r., gdy wytworzyła się próżnia polityczna. Odnajdywane teraz masowe groby pochodzą właśnie z 1991r. ! - z rzezi, którą sprowkował i za którą winien odpowiedzieć ojciec obecnego prezydenta USA. Irakijczykom należy się odszkodowanie za nielegalną agresję (z budżetu USA, W.Brytanii i Polski, a nie ze sprzedaży ich własnej ropy) za zniszczenia, śmierc dziesiątek tysięcy mieszkańców i destabilizację kraju. Gen. Franks, Rumsfeld, Bush, Blair, Kwaśniewski i Miller powinni być sądzeni za zbrodnie wojenne. Takie obowiązuje prawo. Putin podejmowany jest z honorami przez Blaira i królową (notabene Windsor wspierał onegdaj reżim Nazi), a żaden z polityków - autorów agresji na Irak - nie wspomina o dramacie czeczeńskim. W zamian za ugody w ramach "war on terrorism" - czyli w wojnie o złoża naturalne - Putin dostaje "wolna rękę" w Czeczenii. Do Hagi. (29.07.2003 PAP) Ateńscy adwokaci wnieśli skargę do Międzynarodowego Trybunału Karnego ONZ w Hadze przeciwko przywódcom brytyjskim o "zbrodnie przeciwko ludzkości" popełnione w czasie wojny w Iraku - Tony'emu Blairowi, ministrowi spraw zagranicznych Jackowi Straw, ministrowi obrony Geoffowi Hoonowi, sekretarzowi stanu ds. obronnych A.Ingramowi oraz wielu innym funkcjonariuszom rządowym. Wojska Wielkiej Brytanii i USA pogwałciły bardzo wiele artykułów statutu MTK. Dokument wylicza 22 przypadki zbrodni i 110 przypadków pogwałcenia statutu MTK związanych ze zbrodniami wojennymi, zbrodniami przeciwko ludzkości i zbrodniami ludobójstwa. Nie złożono skargi przeciw G. W. Bushowi i Stanom Zjednoczonym, ponieważ Ameryka nie ratyfikowała układu w sprawie utworzenia MTK. Biuro głównego prokuratora MTK, Luisa Moreno- Ocampo potwierdziło przyjęcie skargi, zapowiadając zbadanie przesłanych materiałów. www.irak.pl Temat: Pierwszy wyjazd i trochę pytań Doroto, my też mieliśmy 2 posiłki (śniadania + obiadokolacje) i szczerze mówiąc w zupełności nam to wystarczało, no, ale wiadomo, z dzieckiem jest inaczej..:-) Jeśli chodzi o te wliczone w cenę 2 posiłki, są one podawane w postaci stołu szwedzkiego (czyli można brać wszystko, ile się tylko chce..) Natomiast jeśli chodzi o jakość tych posiłków, no cóż, przez pierwszy tydzień wydawały nam się bardzo urozmaicone (bo naprawdę były!!!), ale w drugim już nie chciało nam się jeść, mimo że tyle tego było! A propo! Egipcjanie mają bzika na punkcie ciastek z miodem albo z dżemem posypanych cukrem pudrem (ich tasbusa jest naprawdę wyśmienita:). Oczywiście nie wszyscy... W hotelu znajdują się jeszcze 2 bary (restauracje), w których serwowane jest bardzo dobre jedzenie. My, niestety, mieliśmy okazję jeść tam tylko 2 razy (pod koniec pobytu nie mieliśmy juz tylu pieniędzy). To w hotelu. A poza nim bardzo blisko znajduje się sporo sklepów z artykułami spożywczymi i z wieloma pamiątkami. Niestety, w pobliżu nie widziałam miejsc, gdzie można by kupić frytki czy hamburgery (chyba dlatego, że nie przepadam za takiego typu jedzeniem). Za to w centrum Hurghady (Sakkala) - niedaleko hotelu, można znaleźć bardzo dużo barów i kawiarń z tego typu jedzeniem.. Wystarczy tylko wyjść z hotelu i zatrzymać busa.. Aha! Dobra rada! Zanim wchodziliśmy do busa, pytaliśmy się kierowcy, ile chce za przejazd, żeby już na miejscu nie "rzucił" nam nie wiadomo jak wysoką ceną. Jeśli wymienił cenę powyżej 1 funta, to targowaliśmy się, a jeśli się nie udawało (a zdarzało sie to bardzo rzadko), po prostu nie wsiadaliśmy. Przy targowaniu trzeba być BARDZO stanowczym. Mój znajomy Egipcjanin, że oni zawsze wyczuwają, ile turysta ma pieniędzy w kieszeni i na ile może sobie pozwolić..chyba coś w tym jest.. Wbrew krążącej opinii Egipcjanie bardzo lubią się targować, sprawia im to po prostu przyjemność i wielką frajdę. Pamietam, jak na początku mój znajomy trochę się na mnie obraził, kiedy ja, kupując u niego pewna rzecz, wyciągnęłam bez żadnych słów i wręczyłam mu wcale nie małą sumke pieniędzy (do teraz nie potrafię sobie odżałować i stukam sie w czoło..:-)) Ale po kilku dniach w targowaniu nie miałam sobie równych! Jeśli chodzi o wycieczki już tam na miejscu, proponuję nie kupować ich w hotelu (tzn. z biura, od którego się jedzie). To zdzierstwo. Naprawdę! My kupowaliśmy je od tamtejszych i było super (czasem jest 2/3 taniej, a już na pewno o połowę). Poszczególne ceny - woda mineralna 1,5 l - od 1,5 - 3 LE (funty egipskie) - kawa - 1,5 - 2 - piwo - ok. 5 LE - hamburger - ok. 5 LE - pizza - 6 LE Za bardzo nie wiem, ile chcecie poświęcić na tę wycieczkę, więc trudno mi powiedzieć.. Między innymi zależy to od stopnia skuteczności targowania się (aha! w sklepie nie należy pokazywać, że coś Wam się spodobało, raczej w sposób chłodny podchodzić do czegoś - w przeciwnym razie wpadniecie jak śliwka w kompot..!) Aha, no i trochę pieniędzy trzeba przeznaczyć na bakszysz, np. dla boya hotelowego za posprzątanie Waszego pokoju (my dawalismy przewaznie po 1 funcie..) serdecznie pozdrawiam Temat: Kulisy wspolpracy R.Dmowskiego z Rosja Daj spokój, chłopic znalazł w sieci prowokacjyjną stroniczkę i cytuje bez podawania źródła. NAtomiast auter tego texciku o Dmowskim pisze o sobie tak: "Andrzej Krzemiński - święty i błazen W latach 40-tych uczestnik kampanii afrykańskiej, odznaczony Krzyżem Rycerskim z Mieczami. W 1947 r. w kraju, jeden z przywódców powstania antykomunistycznego w Pułtusku. W latach 50-tych bryluje na salonach Petersburga. Przyjaźni się z samym Aleksandrem Puszkinem i niejakim Cziczikowem. W wolnej chwili rzuca bombę w kierunku cesarza Aleksandra. Wyrzucony na pysk z salonów. Wraca do Afryki, tu wraz z Arturem Rimbaud i Kongo Millerem przemyca broń dla murzyńskich kacyków. Niestety, z powodu drobnych komplikacji zdrowotnych Artura i nagłej potrzeby zmiany zawodu Millera wypada z obiegu. Czuje się rozczarowany. Znajduje zatrudnienie jako tragarz w misji Świętego Officium w Hondurasie. Na miejscu z zapałem oddaje się ściganiu sodomitów, kacerzy i innych antychrystów. W czasie wolnym pali starożytne azteckie foliały. W Cesarstwie Brazylii, w czasie ogólnokrajowego referendum opowiada się za zniesieniem niewolnictwa. Po zastanowieniu zmienia zdanie. Lata 60-te zastają go w Szwecji, gdzie realizuje serię animowanych filmów eksperymentalnych. Twórczość ta spotyka się z wrogą reakcją tradycyjnie już sfaszyzowanej publiczności szwedzkiej. Zniechęcony emigruje do USA, gdzie widać go w filmie "Woodstock", w 3 457 rzędzie widowni na lewo od kamery. Zaś w Paryżu... panie kochany, żem się jako osoba delikantna sfrustrował, nie, wziełem armie i dawaj na tych ruskich, uważasz pan, nie, stanołem sobie raz obozem pod Borodinem, myśle żeby uderzyć zagonem pancernym, a dołem puścić Krecika, aż jak mi nagle coś nie chwyci za nagawkie, pudziesz cholero, pudziesz Kutuzow, dym się jakiś zrobił, nieprzyjemnie, a ja tam żaden cham nie jestem, jak się zrobi ciemno, to wychodzę, kumpel Józek dał mnie tyły nad rzeką, tego no, od wielkości..o kurna, ale tego błota nanieśli... Zaś w Paryżu na wypoczynku, w trakcie przewracania słupa telefonicznego zostaje Krzemiński zatrzymany przez żandarmerię. Za, rzekomo zbyt długi nos zostaje deportowany karnie do Gujany, na Wyspę Diabelską. Po 20 latach amnestionowany, Francuzi likwidują obóz i budują kosmodrom. Krzemiński wysiada. W latach 70-tych bierze z biura miesięczny urlop i wybiera się z Waldemarem Łysiakiem do Afryki, gdzie na zlecenie CIA walczy z wojskami kubańskimi. Po odniesieniu szeregu zwycięstw powraca do kraju i pracy biurowej. Wydaje pod pseudonimem Leszek Kołakowski pracę "Główne nurty marksizmu", w której rozprawia się zdecydowanie z młodoheglizmem i staromarksizmem. W latach 80-tych jako uczeń szkoły podstawowej wstępuje do organizacji podziemnej, o której wie tylko tyle, ze nosi nazwę "Region Mazowsze". Walczy, sabotuje, uderza. W 1987 r. umykając przed ścigającymi go ubekami zrywa w bramie pewnej kamienicy plakat informujący o referendum. Wpada z trofeum do domu, zamyka się na dwie godziny w ubikacji. Po perswazjach swego przyjaciela Asmodeusza wychodzi z ubikacji. Na odprawie Organizacji szef mówi mu, że Krzyż Żelazny na jak w banku. W 1989 r. występuje z organizacji i przy okazji dowiaduje się, ze jej pełna nazwa brzmiała "Koło młodych - Werwolf - Region Mazowsze". Przełomowy rok 1989 zastaje go (nie wiedzieć dlaczego) jako młodzieńca 15-letniego bez grosza przy duszy - szef mazowieckiego Werwolfu odmawia zwrotu płaconych przez lata składek organizacyjnych. W latach 90-tych umieszczony (przez przypadek) na 92 pozycji listy bogaczy pisma "Wprost". Obecnie skromny emeryt, regularnie grywający w Totolotka. Autor niewydanej pozycji autobiograficznej "Moje życie, moja walka"." No, jeżeli texty takich kpiarzy "szatan" traktuje poważnie, to świadczy to wyłącznie o jego głupocie, albo świadomej prowokacji. Ale chociaż źródło swoich rewelacji by podał, bo inaczej to plagiat. Ale co taki lewacki diabełek (gdziez mu tam do szatana) może wiedzieć o uczciwości? P. Temat: WYBORCZA, KOSZER I REWIZJONIZM utrata suwerennosci Rzeczpospolitej Obojga Narodow Z Euromirowym opisem celow rosyjskich komunistow zgadam sie i nie widze spraw do dyskusji. Gość portalu: EUROMIR napisał(a): > UE, i Polski don akcesja, upraszczjac oczywiscie, podobne ma korzenie. Z tym, > iz europejskie sily lewicowe, ideologicznie podobne sowieckim (nie tozsame, a > jedynie podobne), wyrosle z tej samej marksistowsko- trockistowskiej tradycji, > o wiele lepiej zorhanizowane, dysponuja dzis, bez porownania wieksza sila, i > zapleczem logistycznym, anizeli ZSSR. Wcielenie wiec w zycie sowieckich planow > budowy nowego swiata, tym razem pod egida Unijna (ograniczonych, poki co, tylko > do naszego kontynentu) powinno pojsc duzo latwiej. Porownujac formacje ideowo-polityczne Euromir dokonuje powaznego naduzycia. Ideowo w zasadzie wszystkie partie i ruchy propanstwowe sa podobne. Jedynie anarchisci stawiaja sobie zupelnie inne cele. W zwiazku z tym wyroznianie sposrod partii propanstwowych jakichkolwiek na podstawie tendencji do globalizacji, centralizycji i regulacji spolecznych i gospodarczych jest powaznym naduzyciem. To robia wszystkie partie (poza anarchistami) rozniac sie jedynie skala i intensywnoscia. Dokonajmy podstawienia w tekscie Euromira. Wcielenie wiec w zycie amerykanskich planow budowy nowego swiata, tym razem pod egida Unijna (ograniczonych, poki co, tylko do naszego kontynentu) powinno pojsc duzo latwiej. Czy UE bedac nadzbiorem panstwowym ma zatracac cechy organizmow panstwowych? Czy jedynym hegemonem w swiecie ma pozostac na wsze czasy USA? Czy karykaturalne zmiany demokracji w USA nie upodabniaja ich stopniowo do sowieckiej fasadowej demokracji ludowej? Dlaczego Europa nie mialaby dazyc do odbudowy swej ekonomicznej i politycznej potegi? Dlaczego integracja mialaby byc zlym sposobem odbudowy potegi? > Dla nas, ewentualnych nowych poddanych (albo by zabrzmiec dumniej obywateli) > wazne jest odczytanie wzorow przeksztalcen, ktore maja sie przecie odbywac na > naszym ciele. Cel jest dosc jasny: Europa od Lizbony po Wladywostok. Interesy panstw basenu Morza Srodziemnego moga sprawic, ze poludniowa jej granica rozciagac sie bedzie od Sahary do Indonezji. Organizm o tej wielkosci byc moze bedzie w stanie przeciwstawic sie zarowno USA jak i Chinom. Jezel chodzi o sposoby dojscia do tego celu to nie sadze aby odbywalo sie to droga podboju. Metody sa znane gdyz odbywa sie wszystko przy otwartej kurtynie. Wiekszosc dokumentow jest dostepnych nawet w internecie. Jedynym problemem jest ilosc informacji do przetrawienia. Przy tak skomplikowanej materii jak integracja panstw powinno byc to zrozumiale. Czytelnik aby sprawy pojac musi poswiecic duzo czasu na czytanie i podstawowe studia politologiczne i inne. Matrial jest obszerniejszy od Biblii Panie Euromirze i ma bardziej skomplikowane zwiazki przyczynowo- skutkowe. Brak jest sily sprawczej religijnej lub podobnej do Biura Politycznego lub Episkopatu. > Decyzje o przyszlym chatakterze tego tworu oficjalnie przeciez jeszcze nie > zapadly. Czy bedzie to Europa Ojczyzn, czy tez lewicowe Superpanstwo, > scentralizowane, nie pozostawiajace swym czlonkom wiekszego marginesu > suwerennosciowego, jak prawo do uzywania kolorow narodowych, i spiewania > hymnow, z okazji rozgrywanych meczow pilkarskich. Chyba Panie Euromirze nie minela Panu szwedzka depresja zimowa. Z okazji rozgrywanych meczow pilkarskich kazdy spiewa w UE co chce. Druzyny bywaja w roznych ligach i sa kojarzone zawsze z jakims terytorium. W piatej lidze hymn Koziej Wolki jest wazniejszy od hymnu Polski. A regulacje UE nie zajmuja sie takimi sprawami. Odnosnie kolorow narodowych to recze, ze jeszcze nikt nie zakazuje uzywania ogolnie znanych barw bawarskich. Inne barwy sa moze mniej znane ale tez czesto uzywane. Tworzenie mitycznych zagrozen jest raczej domena pismakow, ktorych chcial Pan w tym watku krytykowac. Kultura polska moze jedynie zyskac na przystapieniu do UE. Bardziej to bedzie jednak zalezalo od samych Polakow niz od eurokratow z Brukseli. Odnosnie dyskusji o suwerennosci to przypominam sobie zalozony przez Pana watek, w ktorym nie podjal Pan tematu utraty suwerennosci Rzeczpospolitej Obojga Narodow na rzecz Gdanska. Mowiac o suwerennosci mamy zupelnie co innego na mysli. Pozdrawiam Rycho - mieszczanski Europejczyk z korzeniami od Adygi do Agygei (Wladykawkaz) Temat: Konsolidacja i expansja warszawskiej giełdy Konsolidacja i expansja warszawskiej giełdy Wciąż nie wiadomo z kim i kiedy połączy siły warszawska giełda. Andrzej Stec 21-02-2003, ostatnia aktualizacja 21-02-2003 18:02 Maleją szanse na pozyskanie przez warszawską giełdę inwestora strategicznego jeszcze przed przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Parkiet węgierski nie traci czasu i romansuje z giełdą niemiecką. Przyjęty na początku ubiegłego roku dokument rządowy "Zarys strategii rozwoju rynku kapitałowego" przewidywał włączenie Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie (GPW) i odpowiedzialnego za m.in. rozliczanie transakcji giełdowych Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych w struktury europejskie do końca tego roku. Do tego czasu ma też nastąpić "ukształtowanie struktury własnościowej" tych instytucji (obecnie 98 proc. akcji GPW ma skarb państwa). Działania te mają umożliwić obu podmiotom sprostanie konkurencji w zjednoczonej Europie. Z dużym prawdopodobieństwem można jednak założyć, że plany te pozostaną jedynie zapisem na kartce papieru. Resort skarbu o prywatyzacji i strategii czołowych instytucji finansowych milczy. Złudzeń nie mają też przedstawiciele giełdy. - W tym roku nie będzie żadnej decyzji o sojuszu. Proces ewentualnego wyboru sojusznika nie będzie procesem łatwym i trzeba dać sobie czas na refleksję nad każdą propozycją - powiedział na piątkowym spotkaniu z dziennikarzami Wiesław Rozłucki, prezes GPW. Tyle tylko, że żadnych propozycji od potencjalnych sojuszników na razie nie ma i szybko nie będzie. Rozłucki kolejny raz powtórzył, że w celu rozpoznania rynku zwróci się z oficjalnym zapytaniem ofertowym do głównych rozgrywających w Europie: giełdy londyńskiej, niemieckiej, Euronextu, fińskiego Hex-u i szwedzkiego Noreksu. - Jak na razie środowisko, przede wszystkim biura maklerskie, nie wyraziło na to zgody. Chcemy zapytać o możliwości sojuszu strategicznego w drugim kwartale tego roku. - stwierdził prezes. - Jestem przekonany, że odpowiedzi uzyskamy do końca roku. Możemy dojść jednak do wniosku, iż żadna propozycja nam nie będzie odpowiadać - dodał. Dotychczas integracyjne działania warszawskiej giełdy z konkurentami kończyły się podpisaniem umów o ściślejszej współpracy w zakresie wymiany informacji o oferowanych produktach i promocji. Porozumienia takie zawarto z giełdą londyńska, wileńską, moskiewską i Euronextem. Z tą ostatnią instytucją, GPW łączy też podpisany w 2001 roku list intencyjny, który ma skutkować zawarciem umowy o wzajemnym członkostwie. Umożliwi ono krajowym biurom maklerskim oraz ich klientom bezpośredni dostęp do wszystkich spółek notowanych na giełdach tworzących sojusz Euronext (w Paryżu, Amsterdamie, Brukseli i Lizbonie) i na odwrót. Kiedy to nastąpi? Na razie nie wiadomo. W piątek Rozłucki poinformował jednak, że na ostatnim posiedzeniu Rada Giełdy zmieniła regulamin, który po akceptacji Komisji Papierów Wartościowych i Giełd otworzy zagranicznym biurom maklerskim bezpośredni dostęp do działania na warszawskim parkiecie. Również w piątek francuski regulator określił GPW za tzw. "rynek uznany", co umożliwia francuskim brokerom realizowanie transakcji w Warszawie. Tymczasem giełda budapeszteńska (BSE), jeden z głównych konkurentów GPW w tej części Europy, nie marnuje czasu. W mijającym tygodniu podpisała z Deutsche Boerse umowę, która umożliwi węgierskim brokerom podłączenie do niemieckiego systemu giełdowego i zakupy akcji we Frankfurcie. Przypomnijmy, że od dłuższego czasu przedstawiciele BSE, a nawet tamtejszego rządu, głośno mówią o utworzeniu z GPW sojuszu i stworzenie lokalnej giełdy Środkowoeuropejskiej. - Nasze rozmowy z Budapesztem ciągną się latami. Ale nie otrzymaliśmy żadnej oficjalnej propozycji współpracy - powiedział na czwartkowym seminarium BRE Banku i CASE Rozłucki. Temat: Horison Sharm Hotel - Sharm (* * * *) Byłam w Horison w kwietniu z Alfa Starem. Takie moje uwagi: • plaża – fakt, że do plaży dojeżdża się busem, który wg „rozkładu” odjeżdża co pół godziny(!) nie jest tu najistotniejszy. Teren „plaży” nie jest jeszcze w zupełności zagospodarowany. Owszem – leżaki i parasole stały na swoim miejscu. Jednakże plaża była brudna i wejście do morza praktycznie niemożliwe (kamienie i brud), bar na plaży i prysznic są dopiero w budowie – w związku z tym „wypoczynek” plażowy musiałam odbywać w asyście betoniarek oraz wszelkich smrodów i hałasów jakie są możliwe na placu budowy. „Toaletę” zostawiam jako osobny temat. Naprawdę nie życzę nikomu takich wrażeń, jakie gwarantowało wejście do tej, wprawdzie murowanej, chaty. Na dodatek nie zawsze było to możliwe, bo trwały tam prace budowlane i murarze nie zamierzali przerywać sobie pracy odsyłając do tzw. męskiej toalety. Nie sposób opisać tego co mnie tam spotkało. Pomijając tor przeszkód z wiader z cementem i desek nie mogłam wytrzymać tam dłużej niż sekundę – uciekłam o mało nie wymiotując. W związku z tym skorzystanie z toalety było możliwe po 45 minutach czekania na busa, który dowiózł mnie do hotelu. • jedzenie – jedyną zjadliwą rzeczą podczas śniadania był omlet, podczas kolacji – pomarańcze. Wielokrotnie bywałam w hotelach różnego standardu i dotychczas nie trafiłam na tak „specyficzną” kuchnię i zasady. Bufet szwedzki polegał na tym, że nie można było sobie mięsa nałożyć samemu, obejrzeć co się w pojemniku znajduje również nie. Kucharz strzegący pilnie zawartości samodzielnie wydzielał skąpe porcje czegoś co niewiele przypominało mięso lub rybę. Cała reszta – także totalnie niezjadliwa – rozumiem, że to podobno kwestia gustu, ale zapewniam że moje wymagania nie są wygórowane i w żadnym z odwiedzanych przeze mnie hotelach egipskich (a było ich 7 – także 4 gwiazdkowych) nie miałam zastrzeżeń. Warto jeszcze wspomnieć formułę All Inclusive – okazuje się, że nie zawiera ona kawy i herbaty (!). Wręcz przeciwna informacja znajduje się na stronie internetowej Alfa Staru. • obsługa – wyjątkowo nachalna i nieprzyjemna, głupie żarty polegające na zabieraniu talerza sprzed nosa lub ingerowanie w to co i ile ma się na talerzu było niesłychanie irytujące. W szumnie nazwanej kawiarni nie mogłam otrzymać reszty z kwoty 20 funtów egipskich. Kasjer nic nie zamierzał z tym zrobić – po prostu nie ma i koniec. W hotelu nie ma kantoru, więc pomogła dopiero interwencja w recepcji hotelowej. Prawdziwa bądź nie – informacja o braku reszty powtarzała się przy każdym zakupie. Przeczytałam informację na stronie alfastar:”Mimo dołożenia wszelkich starań nie gwarantujemy, że publikowane informacje i opisy nie zawierą uchybień lub błędów, które nie mają jednak być podstawą do roszczeń. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości prosimy przed podjęciem decyzji o kontakt z działem sprzedaży.” Zastanawiające jest pojęcie „dołożenie wszelkich starań” gdyż po rozmowie z rezydentami okazuje się, że w tym hotelu problemy są zawsze i zasady obsługi gości (jak np. all inclusive bez kawy i herbaty) są , jak to określił, „dziwne”. W związku z tym na czym polega dołożenie wszelkich starań, skoro sytuacja w tym hotelu znana jest pracownikom biura nie od dziś. Chciałabym również nadmienić fakt, że reklamację tego hotelu zgłosiłam rezydentowi telefonicznie. Oczekiwałam przyjęcia reklamacji na piśmie i zamiany hotelu. Rezydent jednak nie stawił się na umówione spotkanie w recepcji i nie skontaktował się ze mną do końca pobytu (mimo, że sam to zadeklarował). Zakończenie pobytu w Sharm nie było również przyjemne. Na prom do Hurghady odebrał nas bus. Niestety zabrakło opieki polskiego rezydenta. Egipcjanin, który wręczył nam bilety nie mówił po polsku. Byłam jedyną osobą w grupie posługującą się językiem angielskim, więc dowiedziałam się, że ten człowiek nie jest naszym opiekunem, jest tu przy okazji bo jedzie na wakacje. W związku z tym cała odprawa na prom odbywała się na zasadzie „koniec języka za przewodnika”. Plątaliśmy się po terenie portu nie wiedząc gdzie mamy się udać i co dalej zrobić. Ostatecznie się udało, ale nie tego się spodziewaliśmy. Nie rozumiem za co hotel Horison dostał 4* i uważam za nieuczciwe ze strony Alfa Staru oferowanie go. Temat: Polskie kolonie? Polacy lepsi od Niemców... Polskie kolonie? Polacy lepsi od Niemców... Polskie kolonie Tygodnik "Wprost", Nr 1080 (10 sierpnia 2003) Kilkanaście miejscowości we Włoszech, Austrii, na Węgrzech i Słowacji żyje niemal wyłącznie z gości z Polski Maso Corto we włoskim Tyrolu, Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w hiszpańskiej Katalonii, austriackie kurorty Kaprun i Zell am See czy węgierski Hajduszoboszló to właściwie polskie miejscowości. Utrzymują je bowiem w znacznej mierze turyści z Polski. Właściciele hoteli, moteli i pensjonatów zapraszają dla nich polskich artystów, a personel uczy się języka polskiego. Już kilkanaście miasteczek we Włoszech, Austrii, na Węgrzech czy Słowacji nastawiło się głównie na gości z Polski. Nic dziwnego, na Słowacji Polacy są drugą po Czechach najliczniej reprezentowaną grupą turystów. I to wcale nie najbiedniejszych. Z danych Szwedzkiej Izby Turystyki wynika, że podczas wakacji w Skandynawii Polacy wydają więcej niż Niemcy. - Hotelarze i restauratorzy, którzy nastawili się głównie na wczasowiczów z Polski, nie odczuwają recesji. Polacy to bodaj najbardziej rozwojowa grupa turystów. Zagraniczne miasteczka, w których mówi się po polsku, nie narzekają na wyludnione plaże czy puste wyciągi - mówi Witold Bartoszewicz z Instytutu Turystyki. - Samorządowcy i hotelarze zapraszają Polaków, bo mają dobre doświadczenia z gośćmi z naszego kraju - opowiada Katarzyna Gałuszko z agencji Testa PR, ściągającej polskich turystów do Włoch. Maso Corto - Na przyjazd do Polski, a potem przestawienie się na polskich turystów namówił mnie cztery lata temu jeden z gości mojego hotelu. Teraz uważam, że dokonałem najlepszego wyboru - mówi Sepp Platzgummer, współwłaściciel kompleksu hotelowego w Maso Corto. Jak wspomina Franz Kurtz, wspólnik Platzgummera, postawienie na polskich turystów wymagało przezwyciężenia stereotypu Polka, który pije wódkę, kradnie w sklepach i pracuje na czarno. Efekty propolskiej orientacji widać szczególnie wyraźnie w porównaniu z sąsiednimi miejscowościami: w tym roku w Maso Corto wszystkie pokoje hotelowe są zarezerwowane (80 proc. gości stanowią Polacy), zaś w pobliskim Vernago, dokąd Polacy nie jeżdżą, wolnych jest połowa miejsc. Od dwóch lat w Maso Corto organizowane są Dni Polskie. W tym roku naszych turystów bawili tam polscy artyści: Reni Jusis, Norbi, Tercet czyli Kwartet oraz Wujek Samo Zło. Specjały polskiej kuchni prezentował włoskim kucharzom Maciej Kuroń z grupą pomocników. - Polacy gromadzą się w tych samych miejscowościach wczasowych za granicą, bo w grupie, wśród swoich, czują się pewniej. A kiedy dominują wśród turystów, nie są traktowani jak przybysze drugiej kategorii - mówi Andrzej Zachwański, socjolog turystyki. Hajduszoboszlo Węgierski kurort Hajduszoboszló swój rozkwit w ostatnich latach zawdzięcza głównie Polakom. Jak wspomina Beata Dombi, kierowniczka miejscowego biura Thermal Tourist, na początku przyjeżdżały tam rodziny polskich robotników zatrudnionych przy budowie cukrowni w pobliskiej miejscowości Kaba. W ubiegłym roku tylko w lipcu i sierpniu spędziło tu urlop prawie 30 tys. turystów z Polski. W Hajduszoboszló kelnerzy i recepcjoniści muszą obowiązkowo nauczyć się przynajmniej kilkunastu zwrotów w języku polskim. Wszystkie napisy w mieście oraz karty dań w restauracjach są dwujęzyczne: węgierskie i polskie. Bezrobocie, które w tym regionie sięga 9 proc., dzięki polskim turystom w Hajduszoboszló nie istnieje. Polacy zostawiają tu o 30 proc. więcej pieniędzy niż Niemcy i aż o 70 proc. więcej niż Węgrzy - wynika z tegorocznego raportu Węgierskiej Izby Turystyki. - Polscy turyści mają niespotykaną u innych cechę: jeśli okaże im się serdeczność i zrozumienie, następnego lata wracają. Tymczasem na przykład Niemcy wolą co roku bywać w innej miejscowości - mówi László Sóvágó, burmistrz Hajduszoboszló. Santa Susanna - O miejscowości Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w Katalonii mówi się jako o śląskiej kolonii w Hiszpanii. Od sześciu lat odbywają się tutaj coroczne Schlesiertreffen (śląskie spotkania). Ich inicjatorem jest Peter Poloczek. Tegoroczne spotkanie Ślązaków prowadziła aktorka Aldona Orman, a uczestniczyło w nim ponad 1000 osób. Piotr Krzyżanowski Pełny tekst ukaże się w najbliższym numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 4 sierpnia. Temat: Wpływy Polskie... Feliks Koneczny Polskie kolonie? Jesteśmy lepsi od Niemców? Polskie kolonie Tygodnik "Wprost", Nr 1080 (10 sierpnia 2003) Kilkanaście miejscowości we Włoszech, Austrii, na Węgrzech i Słowacji żyje niemal wyłącznie z gości z Polski Maso Corto we włoskim Tyrolu, Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w hiszpańskiej Katalonii, austriackie kurorty Kaprun i Zell am See czy węgierski Hajduszoboszló to właściwie polskie miejscowości. Utrzymują je bowiem w znacznej mierze turyści z Polski. Właściciele hoteli, moteli i pensjonatów zapraszają dla nich polskich artystów, a personel uczy się języka polskiego. Już kilkanaście miasteczek we Włoszech, Austrii, na Węgrzech czy Słowacji nastawiło się głównie na gości z Polski. Nic dziwnego, na Słowacji Polacy są drugą po Czechach najliczniej reprezentowaną grupą turystów. I to wcale nie najbiedniejszych. Z danych Szwedzkiej Izby Turystyki wynika, że podczas wakacji w Skandynawii Polacy wydają więcej niż Niemcy. - Hotelarze i restauratorzy, którzy nastawili się głównie na wczasowiczów z Polski, nie odczuwają recesji. Polacy to bodaj najbardziej rozwojowa grupa turystów. Zagraniczne miasteczka, w których mówi się po polsku, nie narzekają na wyludnione plaże czy puste wyciągi - mówi Witold Bartoszewicz z Instytutu Turystyki. - Samorządowcy i hotelarze zapraszają Polaków, bo mają dobre doświadczenia z gośćmi z naszego kraju - opowiada Katarzyna Gałuszko z agencji Testa PR, ściągającej polskich turystów do Włoch. Maso Corto - Na przyjazd do Polski, a potem przestawienie się na polskich turystów namówił mnie cztery lata temu jeden z gości mojego hotelu. Teraz uważam, że dokonałem najlepszego wyboru - mówi Sepp Platzgummer, współwłaściciel kompleksu hotelowego w Maso Corto. Jak wspomina Franz Kurtz, wspólnik Platzgummera, postawienie na polskich turystów wymagało przezwyciężenia stereotypu Polka, który pije wódkę, kradnie w sklepach i pracuje na czarno. Efekty propolskiej orientacji widać szczególnie wyraźnie w porównaniu z sąsiednimi miejscowościami: w tym roku w Maso Corto wszystkie pokoje hotelowe są zarezerwowane (80 proc. gości stanowią Polacy), zaś w pobliskim Vernago, dokąd Polacy nie jeżdżą, wolnych jest połowa miejsc. Od dwóch lat w Maso Corto organizowane są Dni Polskie. W tym roku naszych turystów bawili tam polscy artyści: Reni Jusis, Norbi, Tercet czyli Kwartet oraz Wujek Samo Zło. Specjały polskiej kuchni prezentował włoskim kucharzom Maciej Kuroń z grupą pomocników. - Polacy gromadzą się w tych samych miejscowościach wczasowych za granicą, bo w grupie, wśród swoich, czują się pewniej. A kiedy dominują wśród turystów, nie są traktowani jak przybysze drugiej kategorii - mówi Andrzej Zachwański, socjolog turystyki. Hajduszoboszlo Węgierski kurort Hajduszoboszló swój rozkwit w ostatnich latach zawdzięcza głównie Polakom. Jak wspomina Beata Dombi, kierowniczka miejscowego biura Thermal Tourist, na początku przyjeżdżały tam rodziny polskich robotników zatrudnionych przy budowie cukrowni w pobliskiej miejscowości Kaba. W ubiegłym roku tylko w lipcu i sierpniu spędziło tu urlop prawie 30 tys. turystów z Polski. W Hajduszoboszló kelnerzy i recepcjoniści muszą obowiązkowo nauczyć się przynajmniej kilkunastu zwrotów w języku polskim. Wszystkie napisy w mieście oraz karty dań w restauracjach są dwujęzyczne: węgierskie i polskie. Bezrobocie, które w tym regionie sięga 9 proc., dzięki polskim turystom w Hajduszoboszló nie istnieje. Polacy zostawiają tu o 30 proc. więcej pieniędzy niż Niemcy i aż o 70 proc. więcej niż Węgrzy - wynika z tegorocznego raportu Węgierskiej Izby Turystyki. - Polscy turyści mają niespotykaną u innych cechę: jeśli okaże im się serdeczność i zrozumienie, następnego lata wracają. Tymczasem na przykład Niemcy wolą co roku bywać w innej miejscowości - mówi László Sóvágó, burmistrz Hajduszoboszló. Santa Susanna - O miejscowości Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w Katalonii mówi się jako o śląskiej kolonii w Hiszpanii. Od sześciu lat odbywają się tutaj coroczne Schlesiertreffen (śląskie spotkania). Ich inicjatorem jest Peter Poloczek. Tegoroczne spotkanie Ślązaków prowadziła aktorka Aldona Orman, a uczestniczyło w nim ponad 1000 osób. Piotr Krzyżanowski Pełny tekst ukaże się w najbliższym numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 4 sierpnia. Temat: Wrocław w czołówce europejskich metropolii Europejskie metropolie z szybką siecią Europejskie metropolie z szybką siecią FastWeb, Mediolan Jedną z pierwszych europejskich firm, które zbudowały sieć Metro Ethernet, był włoski FastWeb. Udziałowcem firmy jest mediolańska spółka komunalna AEM. FastWeb zaoferował sieć o trzech prędkościach maksymalnych: 10 Mb, 100 Mb i 1Gb na sekundę. Było to jedno z pierwszych przedsięwzięć w Europie, gdzie użytkownicy otrzymali możliwość korzystania z transmisji wideo na żądanie (VoD). Klienci otrzymali do dyspozycji internetową filmotekę z ofertą 2,5 tys. filmów i programów (w cenie 2-3 euro za film) oraz wirtualny magnetowid pozwalający na nagrywanie wybranych programów i odtwarzanie ich w dowolnym czasie. Do skorzystania z usługi nie potrzeba komputera, wystarczy telewizor z odpowiednią przystawką. Poniesione nakłady mają się zwrócić pod koniec tego roku - po 24 miesiącach od uruchomienia usługi. Przychody FastWeb w 2002 r. rosły w tempie 30 proc. rocznie. Niemal 85 proc. z nich pochodziło od klientów biznesowych. FastWeb działa już w kilku dużych włoskich miastach. Bredbandbolaget (B2), Sztokholm Jedną z najbardziej rozwiniętych sieci Metro Ethernet mają Szwedzi. Spółka B2 świadczy usługi szerokopasmowe dla prawie 100 tys. abonentów. Sieć światłowodowa o prędkości 10 Mb/s powstała w ponad 40 miastach Szwecji. Niedawno ruszyła sieć w Sztokholmie. B2 oferuje pełny zakres usług z wideo na żądanie (VoD) i przesyłaniem strumieni multimedialnych na czele. - Potrzebowaliśmy efektywnego kosztowo rozwiązania, które pozwoliłby dostarczyć naszym klientom korporacyjnym szybki internet w oparciu o linie miedziane - mówi Peder Ramel, prezes B2. Lyse, Norwegia Na podobny pomysł jak wrocławski MPEC wpadły władze norweskiego dostawcy usług komunalnych Lyse. Spółka zajmowała się dotychczas przesyłaniem gazu i prądu. Od pewnego czasu 110 tys. klientów w południowej Norwegii ma dostęp do szerokopasmowego internetu. Szybkość na poziomie 10 Mb/s pozwala na swobodne przesyłanie głosu i wideo. Infotech, Ried W 12-tys. austriackim miasteczku Ried koło Salzburga na budowę sieci nie zdecydowały się firmy posiadające niezbędną infrastrukturę - spółka komunalna Energie Ried i operator telekomunikacyjny Telekom Austria. Własną sieć światłowodową w architekturze Metro Ethernet zbudował dla nich dostawca usług internetowych Infotech. Internet o prędkości do 1 Gb/s trafił do 2,5 z 4,5 tys. mieszkań w Ried. Inwestycja pochłonęła ok. 2 mln euro. Niedawno w Ried ruszył pilotażowy program dostarczania usług wideo na żądanie. Infotech zapowiada ekspansję na pozostałe miejscowości regionu. 51o, Londyn Brytyjska spółka 51o rozbudowała istniejącą w Londynie sieć światłowodową, a następnie połączyła użytkowników do superszybkiego internetu. Do końca 2003 r. spółka planuje rozbudowę sieci do 200 km światłowodów. Większość klientów 51o to firmy. Z szerokopasmowych łącz mogą na razie korzystać tylko klienci indywidualni mieszkający w budynkach wielorodzinnych. W sumie z oferty 51o korzysta 17 tys. firm i gospodarstw domowych. Spółka jest własnością francuskiego dostawcy usług komunalnych Electricite de France (EdF). HLkomm, Lipsk i Halle W czerwcu 2003 r. regionalny niemiecki operator telekomunikacyjny HLkomm uruchomił własną sieć Metro Ethernet. Internet o prędkości od 1 Mb/s do 1 Gb/s dostarczany jest głównie klientom biznesowym. Wśród usług oferowanych przez HLkomm znajdują się m.in. połączenia telekonferencyjne i telefoniczne przez internet (Voice over IP) oraz zdalne przechowywanie danych i robienie kopii bezpieczeństwa. HLkomm chce w przyszłości rozszerzyć usługi o centrum bezpieczeństwa, które poprzez system kamer będzie chroniło klientów firmy. Jeśli klient ma więcej niż jedno biuro, HLkomm gwarantuje prędkość połączeń pomiędzy biurami na poziomie 1 Gb/s. MKB Fastighets, Malmö Po Metro Ethernet sięgają nie tylko firmy komunalne. W szwedzkim Malmö na budowę sieci światłowodowej "ostatniej mili" zdecydowała się zarządzająca nieruchomościami firma MKB Fastighets. Szerokopasmowy internet o prędkości 10 Mb/s podłączono do 20 tys. mieszkań. Projekt MKB to tzw. "infrastruktura równego dostępu", która pozwala użytkownikom na wybór dostawcy usług internetowych. Firma oferuje mieszkańcom także własne usługi: rezerwacje mieszkań, zarządzanie systemem przeciwpożarowym i systemami przeciwłamaniowymi. Temat: UWAGA! F a s z y z m ! ! ! UWAGA! F a s z y z m ! ! ! I nie myli już więcej szlachetnego idealizmu z fanatyzmem czy fundamentalizmem, radykalnej krytyki rządzących z populizmem, dumy narodowej z prawicowym ekstremizmem, surowej polityki imigracyjnej z rasizmem, a kontrowersyjnych badań historycznych ze szczuciem na inną nację. I przede wszystkim nie obawia się już "faszyzmu", bo wie, że pojęcia tego wcale nie używa się obecnie w celu opisu jakiegoś, być może niebezpiecznego, fenomenu ideologicznego, a raczej z oczywistym zamiarem moralnej dyskredytacji przeciwnika politycznego zgodnie ze znaną taktyką lewicy lat 60-tych: "Gen. De Gaulle - czołowym faszystą Europy". Groźbą faszyzmu straszone są dzisiaj ludy europejskie przez ludzi potężnych i wpływowych, ludzi, których potęga zasadza się właśnie na propagandowej, socjo-technicznej manipulacji masami. * * * * * * * * Pod koniec ubiegłego roku ukazała się w prasie światowej sensacyjna wiadomość. Amerykańska Anti-Defamattion League (Liga Przeciw Zniesławianiu i Oszczerstwom, mająca biura w Nowym Jorku) zażądała 200 tysięcy dolarów odszkodowania, przeprosin i publicznego wyrażenia skruchy od przedstawicieli wielkiego, szwedzkiego koncernu meblowego IKEA. Zdaniem ADL koncern IKEA posiadał w przeszłości bliżej niesprecyzowane, groźne, faszystowskie powiązania. ADL zagroziła także, iż w wypadku nie spełnienia zadań ogłoszony zostanie przez nią bojkot towarów IKEA-i w całych Stanach Zjednoczonych. Co skłoniło, pytają dociekliwi, organizację o tak przecież szlachetnie brzmiącej nazwie, budzącej zaufanie do przedsięwzięcia doprawdy spektakularnych działan przeciwko firmie meblowej? Czyżzby IKEA wykorzystywała w czasie ostatniej wojny pracę niewolniczą, albo też wspomagała niemiecki przemysł zbrojeniowy? Otóż nic podobnego. Okazuje się bowiem, że powodem tej zdecydowanej reakcji amerykańskich obrońców czci i honoru był fakt, że założyciel i właściciel IKEA- i, szwedzki przedsiębiorca Ingvar Kamprad w czasach studenckich, pod koniec lat 40-tych i na początku 50-tych, uczęszczał w Malmö na prelekcje Pera Engdahla, przywódcy mikroskopijnej partii prawicowej - "Ruch Mlodo-szwedzki", która przed wojną rzeczywiście nie kryła swych wyraźnych sympatii faszystowskich. W tym też czasie Ingvar Kamprad napisał dwa listy do Engdahla, w których wyrażał swoje zainteresowanie ideą korporacyjną i podziw dla intelektu Engdahla. Listy te tafiły 45 lat później w ręce kilku szwedzkich[?] dziennikarzy, którzy nie omieszkali ich odpowiednio wykorzystać. I do tego tylko sprowadza się cała afera, cały "faszyzm" IKEA-i. W grudniu 1995 roku Ingvar Kamprad publicznie wyraził skruchę z powodu grzechu młodości, a kierowany przez niego koncern wpłacił żądaną sumę "Lidze Przeciw Zniesławianiu i Oszczerstwom". Tak więc po 50-ciu latach od zakonczenia II.wojny światowej faszyzm raz jeszcze zostal chwalebnie zwyciężony. Tym razem jednak nie na polach bitewnych, ale w kasie sklepu meblowego. Jarosław Zadencki.......... ________________________ Autor jest abiturientem wydziału filozoficznego Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie jest zatrudniony na uniwersytecie w Uppsali i współpracuje z periodykiem "Stańczyk". Jego publikacje są wysoko cenione przez rewizjonistów historii współczesnej. Powyższy esej, wydrukowany wpierw w "Stańczyku, przetłumaczony na angielski zamieścił „Journal of Historical Review” w Kaliforni w 1996 roku pt. "Attention! Fascism in the Furniture Store!" z uwagą: “An European Look at the Political Correctness”. Ukazuje go również prestiżowa witryna CODOH (Committe on Open Debate on the Holocaust) w jej części polskiej i równie prominentna witryna PAPUREC (Polish-American Public Relations Committee). Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 158 rezultatów • 1, 2, 3 |