Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: biuro tłuaczeń
Temat: Uostanoom w Naszyj pamjyn'ci. Rodzi się nowy słownik Samouczek śląskiego Ponad 14 tysięcy haseł będzie zawierał polsko-śląski słownik, którego wydanie w najbliższym czasie planuje Ruch Autonomii Śląska. Publikacja ma służyć pomocą tym Ślązakom, którzy zapomnieli śląskiej godki i chcą sobie przypomnieć określenia oraz sformułowania, jakimi posługiwali się dziadowie. Działacze Ruchu chcą jeszcze przeprowadzić konsultacje z polonistami, bohemistami i germanistami. Ich zdaniem język śląski, którego istnienie kwestionują językoznawcy, to efekt współistnienia wielu kultur polskiej, niemieckiej, czeskiej. Planują wydanie słownika w około 2, a może 3 tysiącach egzemplarzy. Czy to dobry sposób budzenia śląskiej tożsamości? - Jeżeli słownik ma służyć udowodnieniu, że język śląski istnieje i stać się orężem walki politycznej, to sprzeciwiam się tej inicjatywie - mówi Piotr Spyra z Ruchu Obywatelskiego Polski Śląsk. - Jeśli jednak ma przypomnieć bogactwo śląskiej gwary, to nie mam nic przeciwko wydaniu takiego dzieła. Nie można zapominać, że śląska gwara należy do języka polskiego i ma wiele odmian. Inaczej mówi się w Zabrzu, a inaczej na Opolszczyźnie. Ciekawe, która z odmian wybiorą autorzy słownika jako podstawową? - Przez kilkanaście lat, wskutek sporów językoznawców, nie udało się wydać wielotomowego języka gwary śląskiej. Spory dotyczyły właśnie tego, którą gwarę uznać za wiodącą - mówi Jan Rzymełka, poseł PO, którego rodzina od 300 lat zamieszkuje Śląsk. - Gwara żyje przede wszystkim w języku mówionym. Także u mnie w rodzinie. Marian Pyrek w 1998 roku założył pierwszą stronę internetową, za pośrednictwem której Ślązacy z całego świata pisali maile gwarą. Można powiedzieć, że była to pierwsza nieoficjalna próba kodyfikacji języka, bez żadnych podtekstów politycznych, z myślą o zachowaniu tradycji i kultury. - Zorganizowaliśmy msze święte po śląsku, a nawet tłumaczenia fragmentów Ewangelii - mówi Pyrek, który oblicza, że śląskich maili przez sieć przeszło grubo ponad 50 tysięcy. Strona funkcjonuje nadal. Swego czasu był tam nawet dostępny słownik, który wyszukiwał gwarowe odpowiedniki słów literackiej polszczyzny. RAŚl poprzez stworzenie słownika chce udowodnić, że język śląski istnieje. Język śląski został przez tę organizację wpisany do Europejskiego Biura Języków Mniej Używanych. Ruch jest jednym z założycieli polskiego oddziału biura. Obecnie na rynku istnieją liczne publikacje dotyczące gwary śląskiej, a w Opolu jest właśnie drukowany wielotomowy słownik, będący kompendium wiedzy na temat śląskiej godki. AGATA PUSTUŁKA Dziennik Zachodni nr 138 16 czerwca 2005 r. Podpis pod zdjęciem: Marian Pyrek założył pierwszą stronę internetową (www.gornyslask.pl/beranie/index.htm), za pośrednictwem której Ślązacy z całego świata mogą pisać maile gwarą. Temat: Nie nadaję się do żadnej pracy... Nie nadaję się do żadnej pracy... Za chwilę mnie chyba wywalą z pracy... Znów zrobiłam kolejny błąd :( Moja wina,wiem. Ale ja już po prostu nie wytrzymuję tego wyścigu. Mam w pracy bardzo dziwne stanowisko - od wszystkiego, co nikt inny nie robi (a jest to agencja tłumaczeń). Czyli zajmuję się: marketingiem, składem tekstu i grafiki, pracami biurowymi (papierki, artykuły biurowe,poczta),sprawdzaniem tekstów we wszystkich możliwych językach oprócz angielksiego,niemieckiego i francuskiego (czyli właściwie żmudne sprawdzanie czy ilość zdań i cyfr się zgadza - bo wiadomo,że 20 języków nie znam), kontaktami z klientami, którzy chcą czegoś więcej,niż standardowe tłumaczenie w Wordzie (czyli np. tłumaczenie www, złożenie od nowa katalogu w innym języku, założenie konta FTP itd...) i załatwianie z nimi wszystkich tych spraw. Ostatnio to wszystko tak zaczęło się piętrzyć, że przestaję się wyrabiać; codziennie nie mam w co ręce włożyć, żeby zdążyć ze wszystkim się wyrobić; pracowałam cały weekend,siedziałam wczoraj w pracy po godzinach... Skutek - zaczynam robić coraz więcej błędów. Kompletnie idiotycznych: niepostawienie przecinka, niezauważenie cyferki,naklejenie nie tego znaczka... Za co jestem systematycznie ochrzaniana w pracy. I słusznie. Nikt sobie nie życzy pracownika, który nie wywiązuje się z obowiązków. Tyle,że pochwały za coś, co zrobiłam dobrze w tej firmie po 2 latach też nigdy nie usłyszałam. A ruganie w stylu "Jesteś beznadziejną idiotką" za każdy przysłowiowy "niepostawiony przecinek" jest co najmniej normą. Zapewniam,że nie zdarza mi się to ani codziennie, ani raz na tydzień. Ale zdarza się :( Jestem niedokładna. Im bardziej jestem spięta i się staram, im bardziej sprawdzam, tym bardziej się nie wyrabiam z resztą swoich obowiązków, tym częściej robię błędy, tym agresywniejszymi wyzwiskami jestem obrzucana przez swoją szefową biura. Nie wyrabiam się. Fizycznie i psychicznie. Wziełam sobie dziś wolne,żeby odpocząć po 8 dniach pracy po rząd i mój pech mnie dogonił... Zadzwonili właśnie z biura,że znów jakąś cyferkę nie zauważyłam... Wyłączyłam telefon. I nie mogę go włączyć z powrotem, bo zostawiłam PIN w domu. Siedzę w innym mieście i myślę, co by ze sobą zrobić. Powinnam wrócić do pracy i naprawić błąd. Ale aż się zrzymam w środku,jak znów zobaczę te kwaśne miny i znów zostanę opi#na. Nie nadaję się chyba do żadnej pracy. Kto potrzebuje niedokładnego pracownika??? W łeb sobie chyba strzelę i rozwiążę tym samym problemy. Nie chcę już nigdzie gnać. Nie mam sił. Nie mam ochoty. Nie chcę nikogo widzieć. Mam totalnego doła i boję się zadzwonić do pracy. Chociażby z automatu. A powinnam... Temat: CZARNA LISTA firm DEVELOPERSKICH 27.11.06 Nr 276 Rzeczpospolita NASZE INTERWENCJE PEKAO PIRELLI REAL ESTATE Klienci wciąż bez umów przedwstępnych Ceny mieszkań nieznane Ile będą kosztować mieszkania w wieżowcu przy ul. Okopowej, który wznosi Pekao Pirelli Real Estate? Nie wiadomo, mimo że klienci podpisywali umowy rezerwacyjne ponad rok temu. Wiadomo jedynie, że ceny będą wyższe, niż obiecywano Ile będą kosztować mieszkania przy Okopowej - wyjaśni się dopiero w grudniu KUBA KAMIŃSKI Miało być pięknie. Wymarzone, luksusowe mieszkanie w kaskadowym wysokościowcu u zbiegu ul. Anielewicza i Okopowej w Warszawie. Umowy rezerwacyjne z chętnymi do zamieszkania w budynku wznoszonym przez Pekao Pirelli Real Estate ( PPRE) zaczęto podpisywać latem 2005 roku. Mieszkania kosztować miały 5,3 tys. zł za mkw. Do dziś jednak klientom nie przedstawiono umów przedwstępnych, chociaż rezerwacyjne już dawno wygasły. - Nikt nie chce nam powiedzieć, ile tak naprawdę będą kosztowały zarezerwowane mieszkania - mówią rozżalenie klienci PPRE. Historia, jakich dziesiątki Jeden z klientów PPRE lokal przy ul. Okopowej zarezerwował w sierpniu ubiegłego roku. - Umowę przedwstępną mieliśmy podpisać w ciągu miesiąca - opowiada nasz czytelnik (nazwisko do wiadomości redakcji). - Deweloper już po rozpoczęciu robót zmienił jednak projekt architektoniczny wieżowca i wystąpił o zamienne pozwolenie na budowę - przypomina klient PPRE. Niedoszły właściciel mieszkania przy ul. Okopowej podkreśla, że deweloper poinformował klientów, że w ratuszu przedłużają się procedury związane z wydaniem zamiennego pozwolenia na budowę. - Ale zapewniano nas, że nie będzie to miało wpływu ani na ceny, ani na warunki umowy - twierdzą klienci PPRE. - Jeszcze w czerwcu tego roku obiecywano, że umowy zostaną podpisane lada dzień, a ceny się nie zmienią - przypominają. Klienci zaczęli się niepokoić dopiero na początku lipca. Deweloper po raz kolejny przesunął termin podpisywania umów przedwstępnych - tym razem na koniec miesiąca. - Ale jednocześnie zastrzegł, że stanie się tak tylko pod warunkiem, że otrzyma nowe pozwolenie budowlane - przypominają klienci PPRE. - W przeciwnym razie umowy rezerwacyjne miały wygasnąć. I wygasły, mimo że pozwolenie na budowę miasto wydało już 5 lipca. Ale deweloper zastrzegł wtedy, że nie jest ono prawomocne. Ceny preferencyjne, czyli jakie Pozwolenie na budowę uprawomocniło się 31 października. Ale ci, którzy wciąż są zainteresowani mieszkaniem przy ul. Okopowej, nadal nie wiedzą, ile będzie ono kosztować. - Umowy przedwstępne będą zawierane po finalnym podsumowaniu ostatecznych kosztów, jakie musieliśmy ponieść w związku z opóźnieniem - tłumaczy Ryszard Danielewicz, prezes PPRE i jednocześnie prezes spółki Nowe Ogrody, realizującej inwestycję przy Okopowej. - Nowe warunki będą znane na początku grudnia, o czym będziemy informować pisemnie klientów, którzy podpisali z nami rezerwacje, czyli jednostronne oświadczenie o zainteresowaniu inwestycją - dodaje prezes. I zapewnia, że dla tej grupy klientów oferta cenowa zostanie przygotowana jako preferencyjna. - Będzie niższa niż ceny rynkowe - twierdzi Ryszard Danielewicz. Inwestor zapewnia także, że ci klienci mają zagwarantowane prawo pierwokupu wcześniej zarezerwowanych mieszkań. Dziś wiadomo, że ceny na pewno się zmienią. A co z deklaracjami? Przypomnijmy, że na początku lipca pracownica biura sprzedaży spółki twierdziła na łamach " Rz", że ceny będą utrzymane. - Nigdy nie zapewnialiśmy, że ceny mieszkań nie ulegną zmianie. Zmiany są niestety konieczne i wynikają wyłącznie z opóźnień w wydaniu uprawomocnionego zamiennego pozwolenia na budowę; związane są np. z kosztami utrzymania budowy - twierdzi tymczasem Ryszard Danielewicz. - Do 31 października nie wiedzieliśmy, kiedy pozwolenie ostatecznie się uprawomocni, a co za tym idzie, kiedy będziemy mogli kontynuować budowę. W takiej sytuacji deklarowanie jakichkolwiek cen nie było możliwe - dodaje. Jeden z klientów PPRE podkreśla tymczasem, że tłumaczenia dewelopera są niezadowalające. - Inwestycja ruszyła na mocy starego pozwolenia na budowę w kwietniu - mówi nasz czytelnik. - I szła pełną parą aż do momentu, gdy budynek osiągnął wysokość, od której miały zacząć się zmiany architektoniczne. I dopiero wtedy deweloper mógł mówić, że czeka na zatwierdzenie projektu budowlanego. Przestój na placu robót trwał nie więcej niż trzy tygodnie. I to te tygodnie mają decydować o podwyżkach cen? - pada pytanie. Aneta Gawrońska ________________________________________ Temat: Nekacz jestem zatrudniona na czas nieokreślony i mam stałą umowę o pracę.Zmiana pracy nie załatwi sprawy, bo jeżeli on mnie śledzi-to i tak się dowie,gszie pracuję a jak zrobi mi znowu jakąś akcję w pracy, a szczególnie w nowej pracy, to wątpię żeby ktoś stanął w mojej obronie i słuchał tłumaczeń. Dzisiaj przyjechał rano do mnie do pracy- legalnie sobie wszedł, bo precież może i nie dał mi wejść do biura,bo "chciał porozmawiać". Jednak szłam ze swoim kierownikiem i jakoś mi się udało przejśc (na szczęście mam świadka tej sytuacji).Miał równiez do zakomunikowania moj.kier. "ciekawhistorie z mojego życia"-jakie / nie wiem. Kier. na to:że nie interesują go moje prywatne sprawy i gość się zamknął. Mój kierownik powiedział,że również uważa żeby tego dalej nie rozgłaszać, bo to się dobrze nie skończy. Wariat napiał mi później 2 maile, że "bronię się jakimś szczeniaczkiem"=moim kierownikiem i "niczego innego się nie spodziewał po mojej reakcji", a później "że się zasłaniam Xsińskim+=nazwisko kolegi z pokoju+(chyba mysłą ż eto on, bo on nie wie ża ja mam nowego młodego faceta za kierownika i..."następnym razem poprosi większego przeciwnika". Mój kierownik to jest dla mnie ostatni szczebel do którego u mnie w pracy to może dojść, tak żeby to było dla mnie bezpieczne. Ja naprawdę nie chcę zmieniac pracy, tu się realizuję i mam dobrą pensję, a ponadto tak jak napisałam wyżej,w nowej pracy on może mi jeszcze więcej zaszkodzić niż tu, bo tu może ktoś zawsze stanąć w mojej obronie. Odnośnie drukowania moich wyciągów - to jest to tak. Pracujemy w Wwie on jest z miasta X. jego 2 znajome również z miasta X pracują równiez w naszej firmie, ale one mnie nie znają. On z nimi wynajmuje mieszkanie, bo już nie mieszka z żoną. Jedna z nich-jednak nie wiem która, nie mam pojęcia jak się nazywa, ma dostęp do wsyst.bankowego wszystkich rachunków. I jetem przekonana że mu udostępnia takie informacje, poniewaz on do mnie parę razy dzwonił i mi mówił że mam już na swoim koncie pensję czy np premię i w jakiej wysokości!!! Co do mobbingu, to może i jest to jakiś pomysł, jednak z tego co się zorientowałam o odszkodowanie miałabym się ubiegać od zakładu pracy -tak? a ja nic do zakładu pracy nie mam, tylko do niego. Ponadto przypominam, że jego każde spotkanie ze mną to dla niego wielka rozkosz! Mówiłam, że on na mnie coś szykuje.....za spokojnie było. On wie, że nie może mi grozić więc mnie "kocha". Po tym wszystkim co się dzisiaj stało, na koniec dnia jakby nigdy nic przesła mi kawał=humor ("cóż z niego za wspaniały kolega, dba o mój dobry humor"), a o godz 15:50 zadzwonił sprawdzić czy jeszcze jestem w pracy -ale ja się nie odzywam jak odbieram. Podczas tego jego dzisiejszego występu poczułam jakby np. mojego kierownika traktował jako mojego faceta lub faceta który jest dla niego jakąś konkurencją... nie wiem dlaczego odniosłam takie wrażenie. Do mojego męża na razie przestał dzwonić /mimo tego ze zmieniliśmy nr kom. dowiedział się jaki ma mój mąż bo ma na firmę i jest tj, 24 servisem i musi odbierać i nie może bez przerwy zmieniac nr, ja mam na kartę). Zaczynam mieć obawy, że on mnie zabije za to, że ja go nie chcę tylko dlatego, zeby nie "miał" (jestem chyba rzeczą dla niego) mnie nikt inny oprócz niego. Dlaczego to ja muszę uciekać.... dlaczego on musi być reżyserem sytuacji? Dlaczego on robi co chce a ja jetem bezsilna i patrzę na ten cyrk i mnie to wykańcza... dlaczego on może mnie tak niszczyć? Co do pomysłu forumowicza H. to uważam,że może to i dobry pomysł, natomiast nie znam osoby równie mało madrej jak "on", która by miałą tyle czasu i chęci żeby się na nim mścić. Takie predyspozycje mają właśnie "nękacze". Zatrudnić nękacza? i mieć kolejny problem na głowie? Boję się jutra... Chyba osiągnął swój cel. Dzisiaj przyjechał rano i czekał na mnie w pracy więc może i jutro wstanie wcześnie i też przyjedzie....Nie mam innego wejścia, któym mogłabym się dostać do pracy. Boże, dlaczego mam sie zachowywać jak jakaś sarna? Czy o to mu chodzi, czy czerpie z tego satysfakcję? Sądzę że bardzo wielką. Dzisiaj starałam się mieć twarz pokerzysty i nie dac po sobie poznać ż się boję,, ale chyba cały świat słyszał jak ze strachu wali mi serce. Temat: TRATWĄ PRZEZ BAŁTYK - raz jeszcze TRATWĄ PRZEZ BAŁTYK - raz jeszcze Ahoj! TRATWĄ PRZEZ BAŁTYK - raz jeszcze Motto wyprawy: \"Gwiazdy gasną, marzenia nie gasną nigdy\" Niestrudzony ANDRZEJ URBAŃCZYK wyrusza w kolejny rejs. Tym razem na świerkowej NORD VIII, dla upamiętnienia 50 rocznicy, głośnej eskapady Tratwą przez Bałtyk (1957). Wyprawa pożegluje pod banderą Polskiego Związku Żeglarskiego, The Explorers Club of America i National Geographic Magazine - sponsora rejsu. Pół wieku temu, czterech kaskaderów przepłynęło Bałtyk świerkową tratwą NORD. Eskapadę uznano za szaleństwo najczystszej wody. Między innymi, ze względu na całkowite zamknięcie Bałtyku dla żeglarstwa przez władze komunistyczne. Wyprawa NORD była pierwszym wyłomem w murze, zamykającym przed nami świat. Była też pierwszą powojenną wyprawą - na dziesięć lat przed rejsem Leonida Teligi i jedną z niewielu, które przyniosły biało-czerwonej banderze europejski rozgłos. Warto dodać, że nie mniejsze znaczenie od żeglarskiego wyczynu, wywołał fakt, iż cała czwórka po wylądowaniu w Szwecji powróciła do kraju w komplecie. Wytworzona, na przestrzeni półwiecza, swoista legenda rejsu, bestseller \"Tratwą przez Bałtyk\" (sześć tłumaczeń zagranicznych) i niezwykłe losy załogi sprawiły, że dwójce weteranów zagrało w sercach: \"Odpalmy rzecz jeszcze raz\". Tak powstał pomysł rocznicowego powtórzenia wyprawy. „Zabraliśmy się do roboty i zacząłem podpisywać czterocyfrowe czeki - opowiada kapitan Urbańczyk - pożeglujemy na wiernej kopii starej NORD, starając się zachować wszystko tak jak w roku 1957. Od czteroosobowej załogi, przez staroświecki dziś sprzęt nawigacyjny, do socjalistycznego menu naszego kambuza.\" Na anons Urbańczyka o kompletowaniu załogi (\"Tylko dla orłów – poszukujemy pełnomorskich i niezatapialnych matrosów\") nadeszło ponad 300 zgłoszeń. Wśród nich, kapitanowie marynarki handlowej, kilkanaście kobiet w tym doktor oceanografii, kapitanowie jachtowi, biznesmen, niewidomy, ksiądz i telepata… Kapitan zebrał zespół na swoją miarę – okrętując niemal pół uniwersytetu. Wraz z Urbańczykiem będą moknąć i \"walczyć z falami\": Wojciech Wolcendorf - inżynier technologii drewna - uczestnik szalonego rejsu otwartą szalupą NORD VII przez Północny Pacyfik, Jacek Juściński - doktor kardiochirurg, żeglarz, ratownik, nurek, Jan Szulc - fizyk, żeglarz, ratownik, himalaista, uczestnik zimowej wyprawy na K-2. Tratwa z siedmiu potężnych świerkowych pni, o ponad półmetrowej średnicy, została zbudowana w Stoczni Gdańskiej przez Choreń Design - firmę naszego znanego konstruktora. Mierzy 10 m długości, 5 m szerokości i waży 7 ton. Jej pomarańczowe żagle, uszyte w Chinach, mają 40 m kw. Start do próbnego rejsu nastąpił już na początku lipca bieżącego roku. Będziemy informowali na bieżąco o tym niezwykłym przedsięwzięciu. Kontakt z biurem wyprawy, dla mających propozycje komercjalne, promocyjne lub edukacyjne: telefonicznie: USA - 001-650-563-9164, satelitarnie - 8816-2143- 6099, radiowo - WRQ 607060527. Temat: WERSAL PODLASKI - KEN II etap Strasznie kolega Paweł nerwowy, rozumiem rozgoryczenie bo też myślałem, że mieszkanie będzie najpóźniej do czerwca ale po co tak ostro.. Pikety pod biurem Wersalu raczej nic nie dadzą, myślę, ze prostszą metodą jest po prostu umówienie się z prezesem i zadanie mu wszystkich nurtujących pytań. Postaram się co nieco wyjasnić na temat tego jak sprawy wyglądają w tej chwili, ale nie wiem czy to sie nie mija z celem, bo kolega sam na swoje listy już odpowiada. Z tymi 300 pracownikami to chyba trochę kolega przesadził - budowa była przewidziana na 2 lata a nie na 2 miesiące. Na początek chciałem powiedzieć, że najgorsze z naszym developerem to moim zdaniem mamy już dawno dawno (od mniej więcej 3/4 roku) za sobą, a dokładnie od pozytywnej decyzji Rheinhyp-BRE o przyznaniu kredytu. Też mam mieć mieszkanie w KN4. I już od paru miesięcy starałem się wyjaśnic co się dzieje i przede wszystkim dlaczego w znacznie szybszym tempie powstaje KN3. Zadałem sobie trochę trudu, spotkalem sie z panem prezesem, porozmawialem z pracowniczką Rheinhyp odpowiedzialną za kredyt finansujacy II etap i powiem szczerze, ze sytuacja nie wygląda aż tak źle. Mieszkania w KN4 gotowe na czerwiec to z pewnoscią nie będą. Raczej spodziewałbym się przełomu sierpnia/września - tak więc około 2,5 miesiąca opóźnienia można liczyć. A to naprawdę nie jest źle biorąc pod uwagę to co działo się na rynku developerskim w przypadku innych firm, proponuje sobie poczytać inne wątki na forum... A KN3 bylo budowane szybciej bo: -wersja banku - jest tam więcej sprzedanych mieszkań -wersja WP - a) bo jest tam wiecej sprzedanych mieszkań, b) bo wczesniej zaczeli, c) bo chcieli szybko skonczyc czesci KN3 przylegające do KN2 zeby nie utrudniac zycia mieszkancom KN2 - no to zaczeli od tamtych klatek i szli w strone KN4 Tlumaczenia takie sobie, ale moze i prawdziwe. Ja oczywiscie wolalbym zeby zaczynali od KN4 ale nie zaczeli... Co do garaży to moze zajmie to rzeczywićie jeszcze dłużej. Pozytywna informacja jest taka, że WP Development będzie moim zdaniem mocno starał się aby do sierpnia 2003 złożyć wnioske w gminie o wydanie pozwolenia na użytkowania. Uważam, że jesli nawet nie stanie się to w sierpniu, to będzie to we wrześniu. Wniosek będzie obejmował oba budynki. A oznacza to mniej więcej tyle, ze do sierpnia max września powinien być zagospodarowany teren dookoła naszych budynków. Zaraz po tym powinny byc podpisywane akty notarialne. I to jest dla mnie kluczowe, bo nie miałbym ochoty mieszkać rok na budowie. Na KN4 rzeczywiscie wszystko szlo ostatnio bardzo powoli ale to glownie dlatego ze na KN3 szlo bardzo szybko i dopiero mają przezucać ekipy jak tam skończą, co podobno już następuje, w sobotę wyboiorę sięna budowę to sprawdzę osobiscie. Poza wszystkim innym wykańczanie KN4 powinno zając znacznie mniej czasu niz KN3 (całkowita powierzchnia i ilosc mieszkan jest znacznie mniejsza), więc jak tylko wkroczą dodatkowe ekipy to powinno wszystko szybko się skończyć. Na koniec życzę wszystkim aby jak najszybciej odebrali swoje mieszkania a osobom, któe denerwują się polecam porozmawianie z bankiem lub z p. prezesem. I sugeruje jednak rzeczową a nie emocjonalną wymianę informacji i poglądów na tym forum, w przeciwnym razie straci ono swoj sens. Temat: Strajk generalny na kolei od 20.30 Jedzie pociąg z daleka - Solidarność nie czeka. Nie oszukujmy sie tutaj panie i panowie. Wszystkie miejsca które były “kolebkami” Solidarności już nie żyją – poza PKP – oczywiście. No gdzie jest teraz Stocznia Gdańska, na przykład? W tym samym miejscu gdzie PKP będzie za pare miesięcy. Cala „rewolucja” Solidarnościowa była oparta na idiotycznych przesłankach a zniszczenie współpracy gospodarczej z Rosja na nawet gorszych. Podczas gdy rozsądna cześć społeczeństwa protestowała po cichu przeciwko na przykład komuchom z PKP którym się wydawało ze to oni jakaś specjalna arystokracja która ma prawo (na przykład) na bezczelność w stosunku do klientów; komuchom ze Stoczni, Kopaln, i PKP wydawało się ze Solidarność da każdemu z nich Mercedesa. A tu nie tylko Mercedesa nie będzie ale nawet być może pracy i chleba na stole. Kolejarze może nie sa najwspanialsi, ale wciąż sa lepsi od komuchów – biurokratów którzy nie tylko przetrwali „rewolucje” ale zwiększyli swoje kręgi i moc dzięki „wspaniałym” regulacjom unijnym i innym. Ostatnio miałem na przykład ciekawa przygodę z jednym z wyższych urzędów (który tak a propos zajmuje się sprawami wyłącznie międzynarodowymi). Oczywiście wszystkie dokumenty dla takiego „międzynarodowego” biura rządu Polskiego trzeba tłumaczyć u tłumaczy przysięgłych podczas gdy absolwentki anglistyki rozdają (na przykład) próbki sera w TESC-u. (Ja znam języki – ale nie wolno mi złożyć własnego zaprzysiegnietego tłumaczenia) Gdyby to nie było wystarczające zwrócono mi dokumenty bo wyciąg z banku który niechętnie dołączyłem po długiej walce był rzekomo „po Angielsku”. To było na tyle ciekawe ze wyciąg był z Polskiego banku – wiec ja się uparłem i powiedziałem ze nie będę tego nosił do tłumacza przysięgłego. Powiedziano mi ze musze be panienki nie wiedza co to na przykład znaczy PLN, USD, i EUR. Do czego tutaj zmierzam – jak ktoś na prawdę chce o cos konstruktywnego walczyć i strajkować – to proszę zacząć od strajkowania po to aby co najmniej 90% dziedzicznych postkomunistycznych państwowych biurokratów było wywalonych na zbity pysk i musiało starać się o prace na podstawie umiejętności a nie powiązań rodzinnych i znajomości. Dopóki tego się nie zrobi to nie tylko nie będzie pieniędzy na dotowanie nierentownych przedsięwzięć typu przewozy regionalne ale nawet całkiem zdrowe przedsięwzięcia (typu ekspresy intercity jeżeli mówimy o kolei) będą upadać jeden po drugim – bo nikt na świecie nie może w nieskończoność utrzymywać bandy utrudniających, upośledzonych umysłowo, komunistycznych biurokratów. Temat: Uwaga! ScanHoliday - hotel Dedalos Beach Rethymno Uwaga! ScanHoliday - hotel Dedalos Beach Rethymno W czerwcu byłam wraz z rodziną na wczasach w hotelu Dedalos Beach na Krecie. Po przyjeździe na miejsce spotkało mnie rozczarowanie. Okazało się, że wraz z innymi Polakami zostałam zakwaterowana w innym hotelu, który na nasz przyjazd został przechszczony z "Sofia" na "Dedalos II".Był on oddalony od "Dedalosa" ok. 100 m., dwa hotele i tawernę. Jak się okazało standard "Sofii" odbiegał znacząco od hotelu, za który zapłaciliśmy nie małe pieniądze. Nie posiadał stołówki i basenu. Na posiłki trzeba było przejść do "Dedalosa". Nasze zmęczenie tego dnia nie pozwoliło na podjecie walki. Rano bliżej poznaliśmy naszą rezydentkę - Małgorzatę Ż. Jak sie okazało w "Dedalosie" był już komplet gości - głównie Niemców. Wówczas usłyszeliśmy tłumaczenia Pani Małgosi o sprawiedliwości, że każdy z Polaków będzie tydzień w "Sofii" i "Dedalosie" i to jest wszystko co ona może zrobić. Po naszych protestach Pani Małgosia wzięła swoje rzeczy i stwierdziła, że straciła z nami godzinę swego cennego czasu , a przecież nie sprzedała jeszcze wycieczek. Po walce z grecką właścicielką otrzymaliśmy obietnicę przekwaterowania w piątek o godzinie 12. Tak więc dzień ten upłynął nam na warowaniu przy recepcji. Mięliśmy dużo szczęścia, gdyż wyjeżdżała duża grupa Niemców. Otrzymaliśmy pokój przy basenie z widokiem na morze. Polacy z poprzedniego turnusu nie mięli tyle szczęścia i mieszkali dwa tygodnie w "Sofii". Od tego momentu nie mieliśmy zastrzeżeń do wykupionej oferty. Pokoje były nowocześnie urządzone. Codziennie były sprzątane, co dwa dni wymieniano ręczniki i pościel. Obsługa hotelowa była bardzo miła (poza recepcją).Wyżywienie - śniadanie i obiadokolacja były zróżnicowane. Sniadanie było standardowe- bez szaleństw. Drugi posiłek powinien nazywać się objadokolacja- od objadania sie. Był bardzo urozmaicony- dania ciepłe i na zimno łączyły kuchnie tradycyjną z greckimi smakołykami. Minusem była konieczność dokupienia napoju. Hotel położony jest na końcu świata.Prawdą jest,że do Rethymno jest 10km, ale poza tym nie ma bliżej nawet najmniejszej miejscowości. Dojazd do Rethymno autobusem graniczy z cudem. Jedyna szansą zobaczenia Krety jest wynajem samochodu - np. u Neronki, jeśli masz za dużo pieniędzy.Cena benzyny nie odbiega od cen polskich- 0.81E za litr. Problemem jest jazda Greków- trąbienie, jazda pod prąd, stawanie na awaryjnych światłach nawet pod zakazem zatrzymywania się .Wrażenia po zwiedzeniu Krety są niezapomniane- romantyczne zachody słońca, zapierające dech w piersiach widoki podczas jazdy po górskich serpentynach, spacery po wąskich uliczkach Rethymno, Chanii, Agios Nikolaos, gratka historyczna- minojski pałac w Knossos i Fejstos oraz turkusowe wody Elafonisi i niespotykane plaże w Matalii i Moni Prevelii. Dla porównania proponuję zobaczyć ofertę "Dedalosa" w katalogu "ScanHoliday" i stronę "Sofii" - www.sofiahotel.gr Życząc udanych wakacji proponuję nie sugerować się wielkością i prestiżem biura podroży podczas wybierania ofert wczasowych, gdyż jak widać nawet ScanHoliday nie gwarantuje wypoczynku bez przykrych niespodzianek. W porzednich latach podróżowaliśmy z "EL Grecco" w "Almiros River" na Krecie i "Big Blue" w "Marathon" na Rodos i wczasy uważamy za bardzo udane. Temat: CZY FIRMA ITC TO KANT???????? przekopiowalem ponizej czesc informacji jakie dostalem z ITC, jak ktos jest zainteresowany to moge na email przyslac cale 3 strony w Wordzie to co dostalem od ITC na email. Dodam ze sam jestem po 0.5 rocznym kursie angielskiego w Australii, tam mam zdany certyfikat IELTS na poziom 6.0 co jest dobrym wynikiem troche wyzej niz poziom FCE; w trakcie trwania kursu pracowalem tam legalnie w restauracji jako kelner/barman 5 tygodni, jako pracownik na lini produkcyjnej 12 tygodni i troche na budowie moze z miesiac; moje papiery wystawione po angielsku nie zrobily na nich wrazenia, tak samo to ze dosc dobrze znam angielski, raczej bylo to negatywne wrazenie, a teraz sedno: Koszt programu Opłata za program wynosi 800 funtów. Po otrzymaniu listu intencyjnego z Londynu potwierdzającego rejestrację na programie oraz faktury VAT pro forma należy dokonać pierwszej części płatności za program w wysokości 400 funtów. Pozostałą część płatności (£400) należy uiścić przy otrzymaniu pozwolenia na odbywanie praktyk/stażu Do pierwszej wpłaty oraz do pozostałej części płatności należy doliczyć każdorazowo koszty bankowej opłaty operacyjnej (pokrywającej koszty przelewów do Wielkiej Brytanii) w wysokości 100 PLN (osobno za pierwszą wpłatę oraz osobno za pozostałą część płatności). Kurs przeliczeniowy funtów na złotówki będzie obliczony wg kursu sprzedaży funta brytyjskiego umieszczonego na stronie Narodowego Banku Polskiego www.nbp.pl w dniu sprzedaży usługi. Warunki udziału w programie W celu rozpoczęcia procedury kwalifikacyjnej należy złożyć następujące dokumenty (w języku angielskim): 1. CV (wg wzoru ITC); 2. list aplikacyjny (wg wzoru ITC). Po ich otrzymaniu kandydaci odbędą rozmowę w języku angielskim (osoby pragnące zakwalifikować się na powyższy program powinny posługiwać się językiem angielskim w stopniu co najmniej podstawowym). Po rozmowie zostaną przesłane e- mailem do kandydata poniższe dokumenty, które podpisane należy dostarczyć do ITC: 1. formularz zgłoszeniowy; 2. warunki wyjazdu; 3. opis programu. Do dokumentów należy dołączyć zdjęcie legitymacyjne (również w formie elektronicznej) oraz ksera: świadectwa maturalnego lub dyplomu ukończenia technikum/liceum zawodowego lub zaświadczenia/dyplomu ze studiów. Osoby, które nie posiadają matury i/lub dyplomu ukończenia szkoły średniej powinny złożyć zaświadczenie potwierdzające co najmniej 6-miesięczne doświadczenie w branży hotelarskiej/gastronomicznej lub pracy na stanowisku barmana/kelnera. Ponadto należy złożyć w ITC posiadane referencje w od byłych pracodawców i/lub z uczelni oraz kopie wszystkich posiadanych dyplomów i certyfikatów. Dokumenty te w razie potrzeby zostaną przetłumaczone na język angielski przez tłumacza przysięgłego za pośrednictwem ITC. Szczegóły w dziale: Tłumaczenia. Po otrzymaniu w/w dokumentów zostaną one przesłane do organizatora brytyjskiego do Londynu. Na około 2 tygodnie przed planowanym wyjazdem kandydat otrzyma informacje o konkretnym miejscu odbywania programu. Procedura zorganizowania miejsca stażu od momentu wpłaty zadatku wynosi od 4 do 8 tygodni (uzależnione jest to od Home Office w Londynie – urzędu zajmującego się wydawaniem odpowiednich pozwoleń w Wielkiej Brytanii). Zalecane jest opłacenie dodatkowo ubezpieczenia KL i NW, szczegóły w dziale Ubezpieczenia. Dojazd do Wielkiej Brytanii może być zorganizowany za pośrednictwem ITC. Szczegóły w dziale: Przewozy autokarowe i lotnicze. W przypadku rezygnacji z uczestnictwa w programie potrącona zostanie opłata w wysokości 400 funtów. I co wy na to zwolennicy uczciwosci firmy ITC? bo ja po przeczytaniu takeigo czegos i udaniu sie osobiscie z moimi papierami do biura ITC, rozmowie tam mam opinie wyrobiona na temat tych oszustow, jestem teraz w Anglii i to bez pomocy oszukanczej firmy ITC, sam sobie dalem rade. Polcam wwszystkim omijanie tej firmy z daleka. Temat: Ciekawostki z innych stron Irena i Lucjan Lucjan Kydryński był związany z festiwalem sopockim od samego początku. Najlepszym jego pomysłem było zaproszenie do współpracy w prowadzeniu koncertów młodej, pulchniutkiej dziewczyny o wyglądzie aniołka, z długimi blond włosami, w przezroczystej białej sukience, z torebką przewieszoną przez ramię. Wychodził z nią na scenę, zapowiadał, ona stała z boku, nic nie mówiła i wracali za kulisy. Za trzecim razem na widowni i przed telewizorami wrzało: kto to jest? O co chodzi? Dlaczego ona nic nie mówi? Lucjan po trzecim wyjściu poinformował zaintrygowaną widownię, że ta młoda osoba to praktykantka, która przygotowuje się do prowadzenia następnego festiwalu zamiast Ireny Dziedzic. Na razie oswaja się ze sceną. Zawrzało. Rozdzwoniły się telefony z kierownictwa telewizji, komitetów partyjnych, biur, urzędów… Na nic nie zdały się tłumaczenia, że to żart… - Jak ona może zapowiadać przyszły festiwal, kiedy nie potrafi nawet ust otworzyć?! Rano budzi mnie centrala telefoniczna Grand Hotelu i łączy z jakimś wielkim, ważnym zakładem pracy, gdzie już rano odbyła się masówka pod hasłem: "Załoga naszego zakładu na zebraniu w dniu… jednoznacznie wyraża swoje potępienie i uchwala, aby ta osoba nie występowała w następnym festiwalu, gdyż nie potrafi w ogóle mówić…". Nie ukazała się już więcej w amfiteatrze. Ale można ją oglądać w ciągle powtarzanym Czterdziestolatku, w scenach z laboratorium, gdzie czasami… mówi. Z zapowiadającymi festiwal był stały kłopot. Para: Irena Dziedzic i Lucjan Kydryński, najbardziej utkwiła mi w pamięci. Być może dlatego, że rywalizacja między tymi ówczesnymi "personalities" rozpalała spory, domysły i plotki. To było dwoje ambitnych, inteligentnych ludzi, których osobowości przeważały często to, co było samą zawartością festiwalu: czyli śpiewania z orkiestrą. Jakoś pasowali do siebie, mimo że prywatnie nie przepadali za sobą. Ale ich obecność na estradzie nadawała całemu wydarzeniu pewien charakter spotkania towarzyskiego. Publiczność miała poczucie, że jest zaproszona na to spotkanie. Czuła się zaszczycona. A jeszcze, gdy Irena zatańczyła z Demisem Roussosem podczas koncertu, wszyscy oszaleli. A później, gdy zmieniali się organizatorzy festiwalu, zaczęto wydziwiać z ludźmi, których lansowano w roli konferansjerów. Aktorzy, redaktorzy, piosenkarze, dyrektor wydziału kultury z Gdańska, a nawet reżyser festiwalu na jubileuszowe wydanie, czyli Jerzy Gruza. Było lepiej, było gorzej, ale nigdy tak, jak za czasów Lucjana i Ireny. Nikt nie lubi ciężko pracować. Kto lubi? A koncerty-giganty wymagały nieludzkiej pracy wszystkich zespołów. Podejrzewam, że najlepiej wspominają wszyscy ten festiwal sopocki, podczas którego ogłoszono żałobę narodową. Festiwal miał trwać cztery dni, a trwał dwa tygodnie. Tuż przed koncertem inauguracyjnym umarł przewodniczący Rady Państwa Aleksander Zawadzki. Jak tu śpiewać wesołe piosenki, bawić się, klaskać… W Warszawie przygotowania do uroczystości pogrzebowych, w Sopocie urlop na koszt państwa. Festiwal-ideał! Mikrofony wyłączone, światła wygaszone i już tylko morze, słońce i dalsza integracja indywidualna na tle męsko-damskim w pomieszczeniach Grand Hotelu. Ale dostojnicy partyjni i państwowi niechętnie schodzili z tego świata podczas festiwalu sopockiego. Raczej zjawiali się w amfiteatrze. I wtedy obowiązkowo kierowano kamery na ich szczęśliwe, zdrowe i zadowolone oblicza. Tak jest do dzisiaj. J.Gruza No a teraz czas na mecz... Temat: DEDALOS BEACH (***) - Kreta - Rethymon DEDALOS BEACH (***) - Kreta - Rethymon (cyt. Gość: MC 04.07.2004 21:17) W czerwcu byłam wraz z rodziną na wczasach w hotelu Dedalos Beach na Krecie. Po przyjeździe na miejsce spotkało mnie rozczarowanie. Okazało się, że wraz z innymi Polakami zostałam zakwaterowana w innym hotelu, który na nasz przyjazd został przechszczony z "Sofia" na "Dedalos II".Był on oddalony od "Dedalosa" ok. 100 m., dwa hotele i tawernę. Jak się okazało standard "Sofii" odbiegał znacząco od hotelu, za który zapłaciliśmy nie małe pieniądze. Nie posiadał stołówki i basenu. Na posiłki trzeba było przejść do "Dedalosa". Nasze zmęczenie tego dnia nie pozwoliło na podjecie walki. Rano bliżej poznaliśmy naszą rezydentkę - Małgorzatę Ż. Jak sie okazało w "Dedalosie" był już komplet gości - głównie Niemców. Wówczas usłyszeliśmy tłumaczenia Pani Małgosi o sprawiedliwości, że każdy z Polaków będzie tydzień w "Sofii" i "Dedalosie" i to jest wszystko co ona może zrobić. Po naszych protestach Pani Małgosia wzięła swoje rzeczy i stwierdziła, że straciła z nami godzinę swego cennego czasu , a przecież nie sprzedała jeszcze wycieczek. Po walce z grecką właścicielką otrzymaliśmy obietnicę przekwaterowania w piątek o godzinie 12. Tak więc dzień ten upłynął nam na warowaniu przy recepcji. Mięliśmy dużo szczęścia, gdyż wyjeżdżała duża grupa Niemców. Otrzymaliśmy pokój przy basenie z widokiem na morze. Polacy z poprzedniego turnusu nie mięli tyle szczęścia i mieszkali dwa tygodnie w "Sofii". Od tego momentu nie mieliśmy zastrzeżeń do wykupionej oferty. Pokoje były nowocześnie urządzone. Codziennie były sprzątane, co dwa dni wymieniano ręczniki i pościel. Obsługa hotelowa była bardzo miła (poza recepcją).Wyżywienie - śniadanie i obiadokolacja były zróżnicowane. Sniadanie było standardowe- bez szaleństw. Drugi posiłek powinien nazywać się objadokolacja- od objadania sie. Był bardzo urozmaicony- dania ciepłe i na zimno łączyły kuchnie tradycyjną z greckimi smakołykami. Minusem była konieczność dokupienia napoju. Hotel położony jest na końcu świata.Prawdą jest,że do Rethymno jest 10km, ale poza tym nie ma bliżej nawet najmniejszej miejscowości. Dojazd do Rethymno autobusem graniczy z cudem. Jedyna szansą zobaczenia Krety jest wynajem samochodu - np. u Neronki, jeśli masz za dużo pieniędzy.Cena benzyny nie odbiega od cen polskich- 0.81E za litr. Problemem jest jazda Greków- trąbienie, jazda pod prąd, stawanie na awaryjnych światłach nawet pod zakazem zatrzymywania się .Wrażenia po zwiedzeniu Krety są niezapomniane- romantyczne zachody słońca, zapierające dech w piersiach widoki podczas jazdy po górskich serpentynach, spacery po wąskich uliczkach Rethymno, Chanii, Agios Nikolaos, gratka historyczna- minojski pałac w Knossos i Fejstos oraz turkusowe wody Elafonisi i niespotykane plaże w Matalii i Moni Prevelii. Dla porównania proponuję zobaczyć ofertę "Dedalosa" w katalogu "ScanHoliday" i stronę "Sofii" - www.sofiahotel.gr Życząc udanych wakacji proponuję nie sugerować się wielkością i prestiżem biura podroży podczas wybierania ofert wczasowych, gdyż jak widać nawet ScanHoliday nie gwarantuje wypoczynku bez przykrych niespodzianek. W porzednich latach podróżowaliśmy z "EL Grecco" w "Almiros River" na Krecie i "Big Blue" w "Marathon" na Rodos i wczasy uważamy za bardzo udane. Temat: SAVITA5* Savita Reasort & Spa, 5*, Sharm El Sheikh - uwaga ignorancik 16.09.07, 22:22 Odpowiedz !!! Uwaga !!! Ten hotel nie zasługuje nawet na 4 gwiazdki i pracują tam naciągacze !!! Po przyjeździe do hotelu od razu podczas oczekiwania na zameldowanie rzuciło nam się w oczy niechlujne wykończenie (brak fugi w niektórych miejscach, szczeliny przy wylotach klimatyzacji zapaćkane jakby od niechcenia), miało się wrażenie jakby hotel miał juz z 10 lat a nie rok, ale pomyśleliśmy że spieszyli się aby oddać przed szczytem sezonu. Po wejściu do pokoju lekka ulga, duży i w miarę czysty, piękny widok na morze z dużego tarasu, ale już po chwili zauważamy na ścianie ślad po przeprowadzeniu kabla już po wykończeniu pokoju zapaćkany w podobny sposób jak szczeliny przy wylocie klimatyzacji, dziurę w zasłonce, spadające z prowadnic drzwi od szafy, zacieki z klimatyzacji a po jakimś czasie kapiącą z niej wodę. Lecz największym szokiem dla nas była łazienka - na wannie i na ścianach wciąż pozostałości po tynkowaniu i malowaniu, ale już w niektórych miejscach takich jak łuszcząca się fuga, czy uchwyty wanny pojawia się dobrze znany czarny, lub czarno brunatny nalot. Panu sprzątającemu za pomocą miotełki zamiast odkurzacza udawało się codziennie zebrać około 50% nagromadzonych zanieczyszczeń, a resztę przegarniał z miejsca na miejsce, ale to nie jego wina, że w takiego "Hoover'a" został wyposażony, mógłby chociaż raz za to porządnie domyć wannę, ale cóż, może w środki do mycia też nie został wyposażony. Plaży jako takiej nie ma, ale są wykute półki w skale, wysypane żwirem, a najwyższa na poziomie basenów jest wyłożona pięknym, miękkim, dywanem z żywej trawy. Rafa koralowa piękna, jedzenie dość różnorodne i dobre, obsługa ogólnie miła chociaż momentami trochę spięta i chaotyczna (może się wyrobią), więc pomimo tych drobnych niedogodności postanowiliśmy, że nic nam nie zepsuje urlopu, lecz nie wiedzieliśmy w jak wielkim jesteśmy błędzie. W trakcie pobytu często zdarzało się, że w barach pomiędzy basenami a plażą brakowało piwa, lub jednorazowych kubków (nieraz i jednego i drugiego) i goście byli odsyłani od jednego do drugiego, a bar przy basenie był zamykany pomimo, że świeciło jeszcze słońce. Przez cały okres pobytu umilał nam czas młot pneumatyczny, koparki oraz wesoło trąbiący kierowcy ciężarówek z budowanej obok dyskoteki i kolejnej plaży. Natomiast w dniu wyjazdu, gdy i tak podsumowując raczej nie polecalibyśmy tego hotelu przyszedł najgorszy moment – po wymeldowaniu z pokoju wezwano nas do uiszczenia opłaty za dziurę w zasłonce, którą zastaliśmy po naszym przyjeździe i nie pomogły tłumaczenia, prośby ani groźby, panowie na recepcji zachowywali się jak by było to naturalne, że każdy z gości niszczy podczas swojego pobytu coś w hotelu i musi za to zapłacić. Podczas drogi na lotnisko pracownik biura prywatnie przyznał, że też nie lubi tego hotelu, bo zawsze są jakieś problemy. Jeżeli ktoś z Państwa jednak zdecyduje się na ten hotel, to proponuję zrobić zaraz po wniesieniu bagażu protokół z zauważonych usterek, bo w przeciwnym razie będą Państwo słono płacić przy wymeldowaniu (przykładowo dziura z zasłonce 60 $ ). Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 205 rezultatów • 1, 2, 3 |