biuro tłuaczeń

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: biuro tłuaczeń




Temat: Uostanoom w Naszyj pamjyn'ci.
Rodzi się nowy słownik

Samouczek śląskiego

Ponad 14 tysięcy haseł będzie zawierał polsko-śląski słownik, którego wydanie
w najbliższym czasie planuje Ruch Autonomii Śląska.
Publikacja ma służyć pomocą tym Ślązakom, którzy zapomnieli śląskiej godki
i chcą sobie przypomnieć określenia oraz sformułowania, jakimi posługiwali się
dziadowie.
Działacze Ruchu chcą jeszcze przeprowadzić konsultacje z polonistami,
bohemistami i germanistami. Ich zdaniem język śląski, którego istnienie
kwestionują językoznawcy, to efekt współistnienia wielu kultur polskiej,
niemieckiej, czeskiej. Planują wydanie słownika w około 2, a może 3 tysiącach
egzemplarzy.
Czy to dobry sposób budzenia śląskiej tożsamości? - Jeżeli słownik ma służyć
udowodnieniu, że język śląski istnieje i stać się orężem walki politycznej,
to sprzeciwiam się tej inicjatywie - mówi Piotr Spyra z Ruchu Obywatelskiego
Polski Śląsk. - Jeśli jednak ma przypomnieć bogactwo śląskiej gwary, to nie mam
nic przeciwko wydaniu takiego dzieła. Nie można zapominać, że śląska gwara
należy do języka polskiego i ma wiele odmian. Inaczej mówi się w Zabrzu,
a inaczej na Opolszczyźnie. Ciekawe, która z odmian wybiorą autorzy słownika
jako podstawową?
- Przez kilkanaście lat, wskutek sporów językoznawców, nie udało się wydać
wielotomowego języka gwary śląskiej. Spory dotyczyły właśnie tego, którą gwarę
uznać za wiodącą - mówi Jan Rzymełka, poseł PO, którego rodzina od 300 lat
zamieszkuje Śląsk. - Gwara żyje przede wszystkim w języku mówionym. Także
u mnie w rodzinie.

Marian Pyrek w 1998 roku założył pierwszą stronę internetową, za pośrednictwem
której Ślązacy z całego świata pisali maile gwarą. Można powiedzieć, że była to
pierwsza nieoficjalna próba kodyfikacji języka, bez żadnych podtekstów
politycznych, z myślą o zachowaniu tradycji i kultury. - Zorganizowaliśmy msze
święte po śląsku, a nawet tłumaczenia fragmentów Ewangelii - mówi Pyrek, który
oblicza, że śląskich maili przez sieć przeszło grubo ponad 50 tysięcy.
Strona funkcjonuje nadal. Swego czasu był tam nawet dostępny słownik, który
wyszukiwał gwarowe odpowiedniki słów literackiej polszczyzny.
RAŚl poprzez stworzenie słownika chce udowodnić, że język śląski istnieje.
Język śląski został przez tę organizację wpisany do Europejskiego Biura Języków
Mniej Używanych. Ruch jest jednym z założycieli polskiego oddziału biura.
Obecnie na rynku istnieją liczne publikacje dotyczące gwary śląskiej, a w Opolu
jest właśnie drukowany wielotomowy słownik, będący kompendium wiedzy na temat
śląskiej godki.

AGATA PUSTUŁKA

Dziennik Zachodni nr 138
16 czerwca 2005 r.

Podpis pod zdjęciem:
Marian Pyrek założył pierwszą stronę internetową
(www.gornyslask.pl/beranie/index.htm), za pośrednictwem której Ślązacy z całego
świata mogą pisać maile gwarą.






Temat: Nie nadaję się do żadnej pracy...
Nie nadaję się do żadnej pracy...
Za chwilę mnie chyba wywalą z pracy... Znów zrobiłam kolejny błąd :( Moja
wina,wiem. Ale ja już po prostu nie wytrzymuję tego wyścigu.
Mam w pracy bardzo dziwne stanowisko - od wszystkiego, co nikt inny nie robi
(a jest to agencja tłumaczeń). Czyli zajmuję się: marketingiem, składem
tekstu i grafiki, pracami biurowymi (papierki, artykuły
biurowe,poczta),sprawdzaniem tekstów we wszystkich możliwych językach oprócz
angielksiego,niemieckiego i francuskiego (czyli właściwie żmudne sprawdzanie
czy ilość zdań i cyfr się zgadza - bo wiadomo,że 20 języków nie znam),
kontaktami z klientami, którzy chcą czegoś więcej,niż standardowe tłumaczenie
w Wordzie (czyli np. tłumaczenie www, złożenie od nowa katalogu w innym
języku, założenie konta FTP itd...) i załatwianie z nimi wszystkich tych
spraw.
Ostatnio to wszystko tak zaczęło się piętrzyć, że przestaję się wyrabiać;
codziennie nie mam w co ręce włożyć, żeby zdążyć ze wszystkim się wyrobić;
pracowałam cały weekend,siedziałam wczoraj w pracy po godzinach...
Skutek - zaczynam robić coraz więcej błędów. Kompletnie idiotycznych:
niepostawienie przecinka, niezauważenie cyferki,naklejenie nie tego znaczka...
Za co jestem systematycznie ochrzaniana w pracy. I słusznie. Nikt sobie nie
życzy pracownika, który nie wywiązuje się z obowiązków. Tyle,że pochwały za
coś, co zrobiłam dobrze w tej firmie po 2 latach też nigdy nie usłyszałam. A
ruganie w stylu "Jesteś beznadziejną idiotką" za każdy
przysłowiowy "niepostawiony przecinek" jest co najmniej normą. Zapewniam,że
nie zdarza mi się to ani codziennie, ani raz na tydzień. Ale zdarza się :(
Jestem niedokładna. Im bardziej jestem spięta i się staram, im bardziej
sprawdzam, tym bardziej się nie wyrabiam z resztą swoich obowiązków, tym
częściej robię błędy, tym agresywniejszymi wyzwiskami jestem obrzucana przez
swoją szefową biura.
Nie wyrabiam się. Fizycznie i psychicznie. Wziełam sobie dziś wolne,żeby
odpocząć po 8 dniach pracy po rząd i mój pech mnie dogonił... Zadzwonili
właśnie z biura,że znów jakąś cyferkę nie zauważyłam...
Wyłączyłam telefon. I nie mogę go włączyć z powrotem, bo zostawiłam PIN w
domu. Siedzę w innym mieście i myślę, co by ze sobą zrobić. Powinnam wrócić
do pracy i naprawić błąd. Ale aż się zrzymam w środku,jak znów zobaczę te
kwaśne miny i znów zostanę opi#na.
Nie nadaję się chyba do żadnej pracy. Kto potrzebuje niedokładnego
pracownika???
W łeb sobie chyba strzelę i rozwiążę tym samym problemy. Nie chcę już nigdzie
gnać. Nie mam sił. Nie mam ochoty. Nie chcę nikogo widzieć. Mam totalnego
doła i boję się zadzwonić do pracy. Chociażby z automatu. A powinnam...





Temat: CZARNA LISTA firm DEVELOPERSKICH
27.11.06 Nr 276 Rzeczpospolita
NASZE INTERWENCJE
PEKAO PIRELLI REAL ESTATE Klienci wciąż bez umów przedwstępnych
Ceny mieszkań nieznane

Ile będą kosztować mieszkania w wieżowcu przy ul. Okopowej, który wznosi Pekao
Pirelli Real Estate? Nie wiadomo, mimo że klienci podpisywali umowy
rezerwacyjne ponad rok temu. Wiadomo jedynie, że ceny będą wyższe, niż
obiecywano

Ile będą kosztować mieszkania przy Okopowej - wyjaśni się dopiero w grudniu
KUBA KAMIŃSKI
Miało być pięknie. Wymarzone, luksusowe mieszkanie w kaskadowym wysokościowcu u
zbiegu ul. Anielewicza i Okopowej w Warszawie. Umowy rezerwacyjne z chętnymi do
zamieszkania w budynku wznoszonym przez Pekao Pirelli Real Estate ( PPRE)
zaczęto podpisywać latem 2005 roku. Mieszkania kosztować miały 5,3 tys. zł za
mkw. Do dziś jednak klientom nie przedstawiono umów przedwstępnych, chociaż
rezerwacyjne już dawno wygasły. - Nikt nie chce nam powiedzieć, ile tak
naprawdę będą kosztowały zarezerwowane mieszkania - mówią rozżalenie klienci
PPRE.
Historia, jakich dziesiątki
Jeden z klientów PPRE lokal przy ul. Okopowej zarezerwował w sierpniu ubiegłego
roku. - Umowę przedwstępną mieliśmy podpisać w ciągu miesiąca - opowiada nasz
czytelnik (nazwisko do wiadomości redakcji). - Deweloper już po rozpoczęciu
robót zmienił jednak projekt architektoniczny wieżowca i wystąpił o zamienne
pozwolenie na budowę - przypomina klient PPRE.
Niedoszły właściciel mieszkania przy ul. Okopowej podkreśla, że deweloper
poinformował klientów, że w ratuszu przedłużają się procedury związane z
wydaniem zamiennego pozwolenia na budowę. - Ale zapewniano nas, że nie będzie
to miało wpływu ani na ceny, ani na warunki umowy - twierdzą klienci PPRE. -
Jeszcze w czerwcu tego roku obiecywano, że umowy zostaną podpisane lada dzień,
a ceny się nie zmienią - przypominają.
Klienci zaczęli się niepokoić dopiero na początku lipca. Deweloper po raz
kolejny przesunął termin podpisywania umów przedwstępnych - tym razem na koniec
miesiąca. - Ale jednocześnie zastrzegł, że stanie się tak tylko pod warunkiem,
że otrzyma nowe pozwolenie budowlane - przypominają klienci PPRE. - W
przeciwnym razie umowy rezerwacyjne miały wygasnąć. I wygasły, mimo że
pozwolenie na budowę miasto wydało już 5 lipca. Ale deweloper zastrzegł wtedy,
że nie jest ono prawomocne.
Ceny preferencyjne, czyli jakie
Pozwolenie na budowę uprawomocniło się 31 października. Ale ci, którzy wciąż są
zainteresowani mieszkaniem przy ul. Okopowej, nadal nie wiedzą, ile będzie ono
kosztować. - Umowy przedwstępne będą zawierane po finalnym podsumowaniu
ostatecznych kosztów, jakie musieliśmy ponieść w związku z opóźnieniem -
tłumaczy Ryszard Danielewicz, prezes PPRE i jednocześnie prezes spółki Nowe
Ogrody, realizującej inwestycję przy Okopowej. - Nowe warunki będą znane na
początku grudnia, o czym będziemy informować pisemnie klientów, którzy
podpisali z nami rezerwacje, czyli jednostronne oświadczenie o zainteresowaniu
inwestycją - dodaje prezes. I zapewnia, że dla tej grupy klientów oferta cenowa
zostanie przygotowana jako preferencyjna. - Będzie niższa niż ceny rynkowe -
twierdzi Ryszard Danielewicz.
Inwestor zapewnia także, że ci klienci mają zagwarantowane prawo pierwokupu
wcześniej zarezerwowanych mieszkań.
Dziś wiadomo, że ceny na pewno się zmienią. A co z deklaracjami? Przypomnijmy,
że na początku lipca pracownica biura sprzedaży spółki twierdziła na łamach "
Rz", że ceny będą utrzymane. - Nigdy nie zapewnialiśmy, że ceny mieszkań nie
ulegną zmianie. Zmiany są niestety konieczne i wynikają wyłącznie z opóźnień w
wydaniu uprawomocnionego zamiennego pozwolenia na budowę; związane są np. z
kosztami utrzymania budowy - twierdzi tymczasem Ryszard Danielewicz. - Do 31
października nie wiedzieliśmy, kiedy pozwolenie ostatecznie się uprawomocni, a
co za tym idzie, kiedy będziemy mogli kontynuować budowę. W takiej sytuacji
deklarowanie jakichkolwiek cen nie było możliwe - dodaje.
Jeden z klientów PPRE podkreśla tymczasem, że tłumaczenia dewelopera są
niezadowalające. - Inwestycja ruszyła na mocy starego pozwolenia na budowę w
kwietniu - mówi nasz czytelnik. - I szła pełną parą aż do momentu, gdy budynek
osiągnął wysokość, od której miały zacząć się zmiany architektoniczne. I
dopiero wtedy deweloper mógł mówić, że czeka na zatwierdzenie projektu
budowlanego. Przestój na placu robót trwał nie więcej niż trzy tygodnie. I to
te tygodnie mają decydować o podwyżkach cen? - pada pytanie.
Aneta Gawrońska
________________________________________




Temat: Nekacz
jestem zatrudniona na czas nieokreślony i mam stałą umowę o pracę.Zmiana pracy
nie załatwi sprawy, bo jeżeli on mnie śledzi-to i tak się dowie,gszie pracuję a
jak zrobi mi znowu jakąś akcję w pracy, a szczególnie w nowej pracy, to wątpię
żeby ktoś stanął w mojej obronie i słuchał tłumaczeń.
Dzisiaj przyjechał rano do mnie do pracy- legalnie sobie wszedł, bo precież
może i nie dał mi wejść do biura,bo "chciał porozmawiać". Jednak szłam ze swoim
kierownikiem i jakoś mi się udało przejśc (na szczęście mam świadka tej
sytuacji).Miał równiez do zakomunikowania moj.kier. "ciekawhistorie z mojego
życia"-jakie / nie wiem. Kier. na to:że nie interesują go moje prywatne sprawy
i gość się zamknął. Mój kierownik powiedział,że również uważa żeby tego dalej
nie rozgłaszać, bo to się dobrze nie skończy.
Wariat napiał mi później 2 maile, że "bronię się jakimś szczeniaczkiem"=moim
kierownikiem i "niczego innego się nie spodziewał po mojej reakcji", a
później "że się zasłaniam Xsińskim+=nazwisko kolegi z pokoju+(chyba mysłą ż eto
on, bo on nie wie ża ja mam nowego młodego faceta za kierownika i..."następnym
razem poprosi większego przeciwnika".
Mój kierownik to jest dla mnie ostatni szczebel do którego u mnie w pracy to
może dojść, tak żeby to było dla mnie bezpieczne.
Ja naprawdę nie chcę zmieniac pracy, tu się realizuję i mam dobrą pensję, a
ponadto tak jak napisałam wyżej,w nowej pracy on może mi jeszcze więcej
zaszkodzić niż tu, bo tu może ktoś zawsze stanąć w mojej obronie.
Odnośnie drukowania moich wyciągów - to jest to tak.
Pracujemy w Wwie on jest z miasta X. jego 2 znajome również z miasta X pracują
równiez w naszej firmie, ale one mnie nie znają.
On z nimi wynajmuje mieszkanie, bo już nie mieszka z żoną.
Jedna z nich-jednak nie wiem która, nie mam pojęcia jak się nazywa, ma dostęp
do wsyst.bankowego wszystkich rachunków. I jetem przekonana że mu udostępnia
takie informacje, poniewaz on do mnie parę razy dzwonił i mi mówił że mam już
na swoim koncie pensję czy np premię i w jakiej wysokości!!!
Co do mobbingu, to może i jest to jakiś pomysł, jednak z tego co się
zorientowałam o odszkodowanie miałabym się ubiegać od zakładu pracy -tak? a ja
nic do zakładu pracy nie mam, tylko do niego.
Ponadto przypominam, że jego każde spotkanie ze mną to dla niego wielka
rozkosz!
Mówiłam, że on na mnie coś szykuje.....za spokojnie było.
On wie, że nie może mi grozić więc mnie "kocha".
Po tym wszystkim co się dzisiaj stało, na koniec dnia jakby nigdy nic przesła
mi kawał=humor ("cóż z niego za wspaniały kolega, dba o mój dobry humor"), a o
godz 15:50 zadzwonił sprawdzić czy jeszcze jestem w pracy -ale ja się nie
odzywam jak odbieram.
Podczas tego jego dzisiejszego występu poczułam jakby np. mojego kierownika
traktował jako mojego faceta lub faceta który jest dla niego jakąś
konkurencją... nie wiem dlaczego odniosłam takie wrażenie.
Do mojego męża na razie przestał dzwonić /mimo tego ze zmieniliśmy nr kom.
dowiedział się jaki ma mój mąż bo ma na firmę i jest tj, 24 servisem i musi
odbierać i nie może bez przerwy zmieniac nr, ja mam na kartę).
Zaczynam mieć obawy, że on mnie zabije za to, że ja go nie chcę tylko dlatego,
zeby nie "miał" (jestem chyba rzeczą dla niego) mnie nikt inny oprócz niego.
Dlaczego to ja muszę uciekać.... dlaczego on musi być reżyserem sytuacji?
Dlaczego on robi co chce a ja jetem bezsilna i patrzę na ten cyrk i mnie to
wykańcza... dlaczego on może mnie tak niszczyć?
Co do pomysłu forumowicza H. to uważam,że może to i dobry pomysł, natomiast nie
znam osoby równie mało madrej jak "on", która by miałą tyle czasu i chęci żeby
się na nim mścić. Takie predyspozycje mają właśnie "nękacze".
Zatrudnić nękacza? i mieć kolejny problem na głowie?
Boję się jutra...
Chyba osiągnął swój cel.
Dzisiaj przyjechał rano i czekał na mnie w pracy więc może i jutro wstanie
wcześnie i też przyjedzie....Nie mam innego wejścia, któym mogłabym się dostać
do pracy.
Boże, dlaczego mam sie zachowywać jak jakaś sarna? Czy o to mu chodzi, czy
czerpie z tego satysfakcję?
Sądzę że bardzo wielką.
Dzisiaj starałam się mieć twarz pokerzysty i nie dac po sobie poznać ż się
boję,, ale chyba cały świat słyszał jak ze strachu wali mi serce.




Temat: TRATWĄ PRZEZ BAŁTYK - raz jeszcze
TRATWĄ PRZEZ BAŁTYK - raz jeszcze
Ahoj!

TRATWĄ PRZEZ BAŁTYK - raz jeszcze

Motto wyprawy: \"Gwiazdy gasną, marzenia nie gasną nigdy\"

Niestrudzony ANDRZEJ URBAŃCZYK wyrusza w kolejny rejs. Tym razem na
świerkowej NORD VIII, dla upamiętnienia 50 rocznicy, głośnej eskapady Tratwą
przez Bałtyk (1957). Wyprawa pożegluje pod banderą Polskiego Związku
Żeglarskiego, The Explorers Club of America i National Geographic Magazine -
sponsora rejsu.

Pół wieku temu, czterech kaskaderów przepłynęło Bałtyk świerkową tratwą NORD.
Eskapadę uznano za szaleństwo najczystszej wody. Między innymi, ze względu na
całkowite zamknięcie Bałtyku dla żeglarstwa przez władze komunistyczne.
Wyprawa NORD była pierwszym wyłomem w murze, zamykającym przed nami świat.
Była też pierwszą powojenną wyprawą - na dziesięć lat przed rejsem Leonida
Teligi i jedną z niewielu, które przyniosły biało-czerwonej banderze
europejski rozgłos. Warto dodać, że nie mniejsze znaczenie od żeglarskiego
wyczynu, wywołał fakt, iż cała czwórka po wylądowaniu w Szwecji powróciła do
kraju w komplecie.

Wytworzona, na przestrzeni półwiecza, swoista legenda rejsu, bestseller
\"Tratwą przez Bałtyk\" (sześć tłumaczeń zagranicznych) i niezwykłe losy
załogi sprawiły, że dwójce weteranów zagrało w sercach: \"Odpalmy rzecz
jeszcze raz\". Tak powstał pomysł rocznicowego powtórzenia
wyprawy. „Zabraliśmy się do roboty i zacząłem podpisywać czterocyfrowe czeki -
opowiada kapitan Urbańczyk - pożeglujemy na wiernej kopii starej NORD,
starając się zachować wszystko tak jak w roku 1957. Od czteroosobowej załogi,
przez staroświecki dziś sprzęt nawigacyjny, do socjalistycznego menu naszego
kambuza.\"

Na anons Urbańczyka o kompletowaniu załogi (\"Tylko dla orłów – poszukujemy
pełnomorskich i niezatapialnych matrosów\") nadeszło ponad 300 zgłoszeń.
Wśród nich, kapitanowie marynarki handlowej, kilkanaście kobiet w tym doktor
oceanografii, kapitanowie jachtowi, biznesmen, niewidomy, ksiądz i telepata…

Kapitan zebrał zespół na swoją miarę – okrętując niemal pół uniwersytetu.
Wraz z Urbańczykiem będą moknąć i \"walczyć z falami\": Wojciech Wolcendorf -
inżynier technologii drewna - uczestnik szalonego rejsu otwartą szalupą
NORD VII przez Północny Pacyfik, Jacek Juściński - doktor kardiochirurg,
żeglarz, ratownik, nurek, Jan Szulc - fizyk, żeglarz, ratownik, himalaista,
uczestnik zimowej wyprawy na K-2.

Tratwa z siedmiu potężnych świerkowych pni, o ponad półmetrowej średnicy,
została zbudowana w Stoczni Gdańskiej przez Choreń Design - firmę naszego
znanego konstruktora. Mierzy 10 m długości, 5 m szerokości i waży 7 ton. Jej
pomarańczowe żagle, uszyte w Chinach, mają 40 m kw.

Start do próbnego rejsu nastąpił już na początku lipca bieżącego roku.
Będziemy informowali na bieżąco o tym niezwykłym przedsięwzięciu.

Kontakt z biurem wyprawy, dla mających propozycje komercjalne, promocyjne lub
edukacyjne: telefonicznie: USA - 001-650-563-9164, satelitarnie - 8816-2143-
6099, radiowo - WRQ 607060527.




Temat: WERSAL PODLASKI - KEN II etap
Strasznie kolega Paweł nerwowy, rozumiem rozgoryczenie bo też myślałem, że
mieszkanie będzie najpóźniej do czerwca ale po co tak ostro..
Pikety pod biurem Wersalu raczej nic nie dadzą, myślę, ze prostszą metodą jest
po prostu umówienie się z prezesem i zadanie mu wszystkich nurtujących pytań.

Postaram się co nieco wyjasnić na temat tego jak sprawy wyglądają w tej chwili,
ale nie wiem czy to sie nie mija z celem, bo kolega sam na swoje listy już
odpowiada. Z tymi 300 pracownikami to chyba trochę kolega przesadził - budowa
była przewidziana na 2 lata a nie na 2 miesiące.

Na początek chciałem powiedzieć, że najgorsze z naszym developerem to moim
zdaniem mamy już dawno dawno (od mniej więcej 3/4 roku) za sobą, a dokładnie od
pozytywnej decyzji Rheinhyp-BRE o przyznaniu kredytu.

Też mam mieć mieszkanie w KN4. I już od paru miesięcy starałem się wyjaśnic co
się dzieje i przede wszystkim dlaczego w znacznie szybszym tempie powstaje KN3.
Zadałem sobie trochę trudu, spotkalem sie z panem prezesem, porozmawialem z
pracowniczką Rheinhyp odpowiedzialną za kredyt finansujacy II etap i powiem
szczerze, ze sytuacja nie wygląda aż tak źle. Mieszkania w KN4 gotowe na
czerwiec to z pewnoscią nie będą. Raczej spodziewałbym się przełomu
sierpnia/września - tak więc około 2,5 miesiąca opóźnienia można liczyć.
A to naprawdę nie jest źle biorąc pod uwagę to co działo się na rynku
developerskim w przypadku innych firm, proponuje sobie poczytać inne wątki na
forum...

A KN3 bylo budowane szybciej bo:

-wersja banku - jest tam więcej sprzedanych mieszkań
-wersja WP - a) bo jest tam wiecej sprzedanych mieszkań, b) bo wczesniej
zaczeli, c) bo chcieli szybko skonczyc czesci KN3 przylegające do KN2 zeby nie
utrudniac zycia mieszkancom KN2 - no to zaczeli od tamtych klatek i szli w
strone KN4
Tlumaczenia takie sobie, ale moze i prawdziwe. Ja oczywiscie wolalbym zeby
zaczynali od KN4 ale nie zaczeli...

Co do garaży to moze zajmie to rzeczywićie jeszcze dłużej.
Pozytywna informacja jest taka, że WP Development będzie moim zdaniem mocno
starał się aby do sierpnia 2003 złożyć wnioske w gminie o wydanie pozwolenia na
użytkowania. Uważam, że jesli nawet nie stanie się to w sierpniu, to będzie to
we wrześniu.
Wniosek będzie obejmował oba budynki. A oznacza to mniej więcej tyle, ze do
sierpnia max września powinien być zagospodarowany teren dookoła naszych
budynków. Zaraz po tym powinny byc podpisywane akty notarialne. I to jest dla
mnie kluczowe, bo nie miałbym ochoty mieszkać rok na budowie.

Na KN4 rzeczywiscie wszystko szlo ostatnio bardzo powoli ale to glownie dlatego
ze na KN3 szlo bardzo szybko i dopiero mają przezucać ekipy jak tam skończą, co
podobno już następuje, w sobotę wyboiorę sięna budowę to sprawdzę osobiscie.
Poza wszystkim innym wykańczanie KN4 powinno zając znacznie mniej czasu niz
KN3 (całkowita powierzchnia i ilosc mieszkan jest znacznie mniejsza), więc jak
tylko wkroczą dodatkowe ekipy to powinno wszystko szybko się skończyć.

Na koniec życzę wszystkim aby jak najszybciej odebrali swoje mieszkania a
osobom, któe denerwują się polecam porozmawianie z bankiem lub z p. prezesem.
I sugeruje jednak rzeczową a nie emocjonalną wymianę informacji i poglądów na
tym forum, w przeciwnym razie straci ono swoj sens.




Temat: Strajk generalny na kolei od 20.30
Jedzie pociąg z daleka - Solidarność nie czeka.
Nie oszukujmy sie tutaj panie i panowie. Wszystkie miejsca które
były “kolebkami” Solidarności już nie żyją – poza PKP – oczywiście. No gdzie
jest teraz Stocznia Gdańska, na przykład? W tym samym miejscu gdzie PKP będzie
za pare miesięcy.

Cala „rewolucja” Solidarnościowa była oparta na idiotycznych przesłankach a
zniszczenie współpracy gospodarczej z Rosja na nawet gorszych. Podczas gdy
rozsądna cześć społeczeństwa protestowała po cichu przeciwko na przykład
komuchom z PKP którym się wydawało ze to oni jakaś specjalna arystokracja która
ma prawo (na przykład) na bezczelność w stosunku do klientów; komuchom ze
Stoczni, Kopaln, i PKP wydawało się ze Solidarność da każdemu z nich Mercedesa.
A tu nie tylko Mercedesa nie będzie ale nawet być może pracy i chleba na stole.

Kolejarze może nie sa najwspanialsi, ale wciąż sa lepsi od komuchów –
biurokratów którzy nie tylko przetrwali „rewolucje” ale zwiększyli swoje kręgi
i moc dzięki „wspaniałym” regulacjom unijnym i innym.

Ostatnio miałem na przykład ciekawa przygodę z jednym z wyższych urzędów (który
tak a propos zajmuje się sprawami wyłącznie międzynarodowymi). Oczywiście
wszystkie dokumenty dla takiego „międzynarodowego” biura rządu Polskiego trzeba
tłumaczyć u tłumaczy przysięgłych podczas gdy absolwentki anglistyki rozdają
(na przykład) próbki sera w TESC-u. (Ja znam języki – ale nie wolno mi złożyć
własnego zaprzysiegnietego tłumaczenia) Gdyby to nie było wystarczające
zwrócono mi dokumenty bo wyciąg z banku który niechętnie dołączyłem po długiej
walce był rzekomo „po Angielsku”. To było na tyle ciekawe ze wyciąg był z
Polskiego banku – wiec ja się uparłem i powiedziałem ze nie będę tego nosił do
tłumacza przysięgłego. Powiedziano mi ze musze be panienki nie wiedza co to na
przykład znaczy PLN, USD, i EUR.

Do czego tutaj zmierzam – jak ktoś na prawdę chce o cos konstruktywnego walczyć
i strajkować – to proszę zacząć od strajkowania po to aby co najmniej 90%
dziedzicznych postkomunistycznych państwowych biurokratów było wywalonych na
zbity pysk i musiało starać się o prace na podstawie umiejętności a nie
powiązań rodzinnych i znajomości. Dopóki tego się nie zrobi to nie tylko nie
będzie pieniędzy na dotowanie nierentownych przedsięwzięć typu przewozy
regionalne ale nawet całkiem zdrowe przedsięwzięcia (typu ekspresy intercity
jeżeli mówimy o kolei) będą upadać jeden po drugim – bo nikt na świecie nie
może w nieskończoność utrzymywać bandy utrudniających, upośledzonych umysłowo,
komunistycznych biurokratów.




Temat: Uwaga! ScanHoliday - hotel Dedalos Beach Rethymno
Uwaga! ScanHoliday - hotel Dedalos Beach Rethymno
W czerwcu byłam wraz z rodziną na wczasach w hotelu Dedalos Beach na Krecie.
Po przyjeździe na miejsce spotkało mnie rozczarowanie. Okazało się, że wraz
z innymi Polakami zostałam zakwaterowana w innym hotelu, który na nasz
przyjazd został przechszczony z "Sofia" na "Dedalos II".Był on oddalony
od "Dedalosa" ok. 100 m., dwa hotele i tawernę. Jak się okazało
standard "Sofii" odbiegał znacząco od hotelu, za który zapłaciliśmy nie małe
pieniądze. Nie posiadał stołówki i basenu. Na posiłki trzeba było przejść
do "Dedalosa". Nasze zmęczenie tego dnia nie pozwoliło na podjecie walki.
Rano bliżej poznaliśmy naszą rezydentkę - Małgorzatę Ż. Jak sie okazało
w "Dedalosie" był już komplet gości - głównie Niemców. Wówczas usłyszeliśmy
tłumaczenia Pani Małgosi o sprawiedliwości, że każdy z Polaków będzie tydzień
w "Sofii" i "Dedalosie" i to jest wszystko co ona może zrobić. Po naszych
protestach Pani Małgosia wzięła swoje rzeczy i stwierdziła, że straciła z
nami godzinę swego cennego czasu , a przecież nie sprzedała jeszcze
wycieczek. Po walce z grecką właścicielką otrzymaliśmy obietnicę
przekwaterowania w piątek o godzinie 12. Tak więc dzień ten upłynął nam na
warowaniu przy recepcji. Mięliśmy dużo szczęścia, gdyż wyjeżdżała duża grupa
Niemców. Otrzymaliśmy pokój przy basenie z widokiem na morze. Polacy z
poprzedniego turnusu nie mięli tyle szczęścia i mieszkali dwa tygodnie
w "Sofii". Od tego momentu nie mieliśmy zastrzeżeń do wykupionej oferty.
Pokoje były nowocześnie urządzone. Codziennie były sprzątane, co dwa dni
wymieniano ręczniki i pościel. Obsługa hotelowa była bardzo miła (poza
recepcją).Wyżywienie - śniadanie i obiadokolacja były zróżnicowane. Sniadanie
było standardowe- bez szaleństw. Drugi posiłek powinien nazywać się
objadokolacja- od objadania sie. Był bardzo urozmaicony- dania ciepłe i na
zimno łączyły kuchnie tradycyjną z greckimi smakołykami. Minusem była
konieczność dokupienia napoju.
Hotel położony jest na końcu świata.Prawdą jest,że do Rethymno jest 10km,
ale poza tym nie ma bliżej nawet najmniejszej miejscowości. Dojazd do
Rethymno autobusem graniczy z cudem. Jedyna szansą zobaczenia Krety jest
wynajem samochodu - np. u Neronki, jeśli masz za dużo pieniędzy.Cena benzyny
nie odbiega od cen polskich- 0.81E za litr. Problemem jest jazda Greków-
trąbienie, jazda pod prąd, stawanie na awaryjnych światłach nawet pod zakazem
zatrzymywania się .Wrażenia po zwiedzeniu Krety są niezapomniane-
romantyczne zachody słońca, zapierające dech w piersiach widoki podczas jazdy
po górskich serpentynach, spacery po wąskich uliczkach Rethymno, Chanii,
Agios Nikolaos, gratka historyczna- minojski pałac w Knossos i Fejstos oraz
turkusowe wody Elafonisi i niespotykane plaże w Matalii i Moni Prevelii.
Dla porównania proponuję zobaczyć ofertę "Dedalosa" w katalogu "ScanHoliday"
i stronę "Sofii" - www.sofiahotel.gr Życząc udanych wakacji proponuję nie
sugerować się wielkością i prestiżem biura podroży podczas wybierania ofert
wczasowych, gdyż jak widać nawet ScanHoliday nie gwarantuje wypoczynku bez
przykrych niespodzianek. W porzednich latach podróżowaliśmy z "EL Grecco"
w "Almiros River" na Krecie i "Big Blue" w "Marathon" na Rodos i wczasy
uważamy za bardzo udane.



Temat: CZY FIRMA ITC TO KANT????????
przekopiowalem ponizej czesc informacji jakie dostalem z ITC, jak ktos jest
zainteresowany to moge na email przyslac cale 3 strony w Wordzie to co dostalem
od ITC na email. Dodam ze sam jestem po 0.5 rocznym kursie angielskiego w
Australii, tam mam zdany certyfikat IELTS na poziom 6.0 co jest dobrym wynikiem
troche wyzej niz poziom FCE; w trakcie trwania kursu pracowalem tam legalnie w
restauracji jako kelner/barman 5 tygodni, jako pracownik na lini produkcyjnej
12 tygodni i troche na budowie moze z miesiac; moje papiery wystawione po
angielsku nie zrobily na nich wrazenia, tak samo to ze dosc dobrze znam
angielski, raczej bylo to negatywne wrazenie, a teraz sedno:
Koszt programu
Opłata za program wynosi 800 funtów. Po otrzymaniu listu intencyjnego z Londynu
potwierdzającego rejestrację na programie oraz faktury VAT pro forma należy
dokonać pierwszej części płatności za program w wysokości 400 funtów.
Pozostałą część płatności (£400) należy uiścić przy otrzymaniu pozwolenia na
odbywanie praktyk/stażu
Do pierwszej wpłaty oraz do pozostałej części płatności należy doliczyć
każdorazowo koszty bankowej opłaty operacyjnej (pokrywającej koszty przelewów
do Wielkiej Brytanii) w wysokości 100 PLN (osobno za pierwszą wpłatę oraz
osobno za pozostałą część płatności).
Kurs przeliczeniowy funtów na złotówki będzie obliczony wg kursu sprzedaży
funta brytyjskiego umieszczonego na stronie Narodowego Banku Polskiego
www.nbp.pl w dniu sprzedaży usługi.

Warunki udziału w programie
W celu rozpoczęcia procedury kwalifikacyjnej należy złożyć następujące
dokumenty (w języku angielskim):
1. CV (wg wzoru ITC);
2. list aplikacyjny (wg wzoru ITC).

Po ich otrzymaniu kandydaci odbędą rozmowę w języku angielskim (osoby pragnące
zakwalifikować się na powyższy program powinny posługiwać się językiem
angielskim w stopniu co najmniej podstawowym). Po rozmowie zostaną przesłane e-
mailem do kandydata poniższe dokumenty, które podpisane należy dostarczyć do
ITC:

1. formularz zgłoszeniowy;
2. warunki wyjazdu;
3. opis programu.

Do dokumentów należy dołączyć zdjęcie legitymacyjne (również w formie
elektronicznej) oraz ksera: świadectwa maturalnego lub dyplomu ukończenia
technikum/liceum zawodowego lub zaświadczenia/dyplomu ze studiów. Osoby, które
nie posiadają matury i/lub dyplomu ukończenia szkoły średniej powinny złożyć
zaświadczenie potwierdzające co najmniej 6-miesięczne doświadczenie w branży
hotelarskiej/gastronomicznej lub pracy na stanowisku barmana/kelnera.

Ponadto należy złożyć w ITC posiadane referencje w od byłych pracodawców i/lub
z uczelni oraz kopie wszystkich posiadanych dyplomów i certyfikatów. Dokumenty
te w razie potrzeby zostaną przetłumaczone na język angielski przez tłumacza
przysięgłego za pośrednictwem ITC. Szczegóły w dziale: Tłumaczenia.

Po otrzymaniu w/w dokumentów zostaną one przesłane do organizatora brytyjskiego
do Londynu.
Na około 2 tygodnie przed planowanym wyjazdem kandydat otrzyma informacje o
konkretnym miejscu odbywania programu.
Procedura zorganizowania miejsca stażu od momentu wpłaty zadatku wynosi od 4 do
8 tygodni (uzależnione jest to od Home Office w Londynie – urzędu zajmującego
się wydawaniem odpowiednich pozwoleń w Wielkiej Brytanii).
Zalecane jest opłacenie dodatkowo ubezpieczenia KL i NW, szczegóły w dziale
Ubezpieczenia.
Dojazd do Wielkiej Brytanii może być zorganizowany za pośrednictwem ITC.
Szczegóły w dziale: Przewozy autokarowe i lotnicze.
W przypadku rezygnacji z uczestnictwa w programie potrącona zostanie opłata w
wysokości 400 funtów.

I co wy na to zwolennicy uczciwosci firmy ITC? bo ja po przeczytaniu takeigo
czegos i udaniu sie osobiscie z moimi papierami do biura ITC, rozmowie tam mam
opinie wyrobiona na temat tych oszustow, jestem teraz w Anglii i to bez pomocy
oszukanczej firmy ITC, sam sobie dalem rade. Polcam wwszystkim omijanie tej
firmy z daleka.




Temat: Ciekawostki z innych stron
Irena i Lucjan
Lucjan Kydryński był związany z festiwalem sopockim od samego początku.
Najlepszym jego pomysłem było zaproszenie do współpracy w prowadzeniu koncertów
młodej, pulchniutkiej dziewczyny o wyglądzie aniołka, z długimi blond włosami,
w przezroczystej białej sukience, z torebką przewieszoną przez ramię.
Wychodził z nią na scenę, zapowiadał, ona stała z boku, nic nie mówiła i
wracali za kulisy. Za trzecim razem na widowni i przed telewizorami wrzało: kto
to jest? O co chodzi? Dlaczego ona nic nie mówi? Lucjan po trzecim wyjściu
poinformował zaintrygowaną widownię, że ta młoda osoba to praktykantka, która
przygotowuje się do prowadzenia następnego festiwalu zamiast Ireny Dziedzic. Na
razie oswaja się ze sceną.
Zawrzało.
Rozdzwoniły się telefony z kierownictwa telewizji, komitetów partyjnych, biur,
urzędów… Na nic nie zdały się tłumaczenia, że to żart…
- Jak ona może zapowiadać przyszły festiwal, kiedy nie potrafi nawet ust
otworzyć?!
Rano budzi mnie centrala telefoniczna Grand Hotelu i łączy z jakimś wielkim,
ważnym zakładem pracy, gdzie już rano odbyła się masówka pod hasłem: "Załoga
naszego zakładu na zebraniu w dniu… jednoznacznie wyraża swoje potępienie i
uchwala, aby ta osoba nie występowała w następnym festiwalu, gdyż nie potrafi w
ogóle mówić…".
Nie ukazała się już więcej w amfiteatrze.
Ale można ją oglądać w ciągle powtarzanym Czterdziestolatku, w scenach z
laboratorium, gdzie czasami… mówi.
Z zapowiadającymi festiwal był stały kłopot.
Para: Irena Dziedzic i Lucjan Kydryński, najbardziej utkwiła mi w pamięci. Być
może dlatego, że rywalizacja między tymi ówczesnymi "personalities" rozpalała
spory, domysły i plotki. To było dwoje ambitnych, inteligentnych ludzi, których
osobowości przeważały często to, co było samą zawartością festiwalu: czyli
śpiewania z orkiestrą. Jakoś pasowali do siebie, mimo że prywatnie nie
przepadali za sobą. Ale ich obecność na estradzie nadawała całemu wydarzeniu
pewien charakter spotkania towarzyskiego. Publiczność miała poczucie, że jest
zaproszona na to spotkanie. Czuła się zaszczycona. A jeszcze, gdy Irena
zatańczyła z Demisem Roussosem podczas koncertu, wszyscy oszaleli.
A później, gdy zmieniali się organizatorzy festiwalu, zaczęto wydziwiać z
ludźmi, których lansowano w roli konferansjerów. Aktorzy, redaktorzy,
piosenkarze, dyrektor wydziału kultury z Gdańska, a nawet reżyser festiwalu na
jubileuszowe wydanie, czyli Jerzy Gruza.
Było lepiej, było gorzej, ale nigdy tak, jak za czasów Lucjana i Ireny.
Nikt nie lubi ciężko pracować. Kto lubi? A koncerty-giganty wymagały
nieludzkiej pracy wszystkich zespołów. Podejrzewam, że najlepiej wspominają
wszyscy ten festiwal sopocki, podczas którego ogłoszono żałobę narodową.
Festiwal miał trwać cztery dni, a trwał dwa tygodnie. Tuż przed koncertem
inauguracyjnym umarł przewodniczący Rady Państwa Aleksander Zawadzki.
Jak tu śpiewać wesołe piosenki, bawić się, klaskać… W Warszawie przygotowania
do uroczystości pogrzebowych, w Sopocie urlop na koszt państwa. Festiwal-ideał!
Mikrofony wyłączone, światła wygaszone i już tylko morze, słońce i dalsza
integracja
indywidualna na tle męsko-damskim w pomieszczeniach Grand Hotelu.
Ale dostojnicy partyjni i państwowi niechętnie schodzili z tego świata podczas
festiwalu sopockiego. Raczej zjawiali się w amfiteatrze. I wtedy obowiązkowo
kierowano kamery na ich szczęśliwe, zdrowe i zadowolone oblicza.
Tak jest do dzisiaj.
J.Gruza

No a teraz czas na mecz...



Temat: DEDALOS BEACH (***) - Kreta - Rethymon
DEDALOS BEACH (***) - Kreta - Rethymon

(cyt. Gość: MC 04.07.2004 21:17)

W czerwcu byłam wraz z rodziną na wczasach w hotelu Dedalos Beach na Krecie.
Po przyjeździe na miejsce spotkało mnie rozczarowanie. Okazało się, że wraz
z innymi Polakami zostałam zakwaterowana w innym hotelu, który na nasz
przyjazd został przechszczony z "Sofia" na "Dedalos II".Był on oddalony
od "Dedalosa" ok. 100 m., dwa hotele i tawernę. Jak się okazało
standard "Sofii" odbiegał znacząco od hotelu, za który zapłaciliśmy nie małe
pieniądze. Nie posiadał stołówki i basenu. Na posiłki trzeba było przejść
do "Dedalosa". Nasze zmęczenie tego dnia nie pozwoliło na podjecie walki.
Rano bliżej poznaliśmy naszą rezydentkę - Małgorzatę Ż. Jak sie okazało
w "Dedalosie" był już komplet gości - głównie Niemców. Wówczas usłyszeliśmy
tłumaczenia Pani Małgosi o sprawiedliwości, że każdy z Polaków będzie tydzień
w "Sofii" i "Dedalosie" i to jest wszystko co ona może zrobić. Po naszych
protestach Pani Małgosia wzięła swoje rzeczy i stwierdziła, że straciła z
nami godzinę swego cennego czasu , a przecież nie sprzedała jeszcze
wycieczek. Po walce z grecką właścicielką otrzymaliśmy obietnicę
przekwaterowania w piątek o godzinie 12. Tak więc dzień ten upłynął nam na
warowaniu przy recepcji. Mięliśmy dużo szczęścia, gdyż wyjeżdżała duża grupa
Niemców. Otrzymaliśmy pokój przy basenie z widokiem na morze. Polacy z
poprzedniego turnusu nie mięli tyle szczęścia i mieszkali dwa tygodnie
w "Sofii". Od tego momentu nie mieliśmy zastrzeżeń do wykupionej oferty.
Pokoje były nowocześnie urządzone. Codziennie były sprzątane, co dwa dni
wymieniano ręczniki i pościel. Obsługa hotelowa była bardzo miła (poza
recepcją).Wyżywienie - śniadanie i obiadokolacja były zróżnicowane. Sniadanie
było standardowe- bez szaleństw. Drugi posiłek powinien nazywać się
objadokolacja- od objadania sie. Był bardzo urozmaicony- dania ciepłe i na
zimno łączyły kuchnie tradycyjną z greckimi smakołykami. Minusem była
konieczność dokupienia napoju.
Hotel położony jest na końcu świata.Prawdą jest,że do Rethymno jest 10km,
ale poza tym nie ma bliżej nawet najmniejszej miejscowości. Dojazd do
Rethymno autobusem graniczy z cudem. Jedyna szansą zobaczenia Krety jest
wynajem samochodu - np. u Neronki, jeśli masz za dużo pieniędzy.Cena benzyny
nie odbiega od cen polskich- 0.81E za litr. Problemem jest jazda Greków-
trąbienie, jazda pod prąd, stawanie na awaryjnych światłach nawet pod zakazem
zatrzymywania się .Wrażenia po zwiedzeniu Krety są niezapomniane-
romantyczne zachody słońca, zapierające dech w piersiach widoki podczas jazdy
po górskich serpentynach, spacery po wąskich uliczkach Rethymno, Chanii,
Agios Nikolaos, gratka historyczna- minojski pałac w Knossos i Fejstos oraz
turkusowe wody Elafonisi i niespotykane plaże w Matalii i Moni Prevelii.
Dla porównania proponuję zobaczyć ofertę "Dedalosa" w katalogu "ScanHoliday"
i stronę "Sofii" - www.sofiahotel.gr Życząc udanych wakacji proponuję nie
sugerować się wielkością i prestiżem biura podroży podczas wybierania ofert
wczasowych, gdyż jak widać nawet ScanHoliday nie gwarantuje wypoczynku bez
przykrych niespodzianek. W porzednich latach podróżowaliśmy z "EL Grecco"
w "Almiros River" na Krecie i "Big Blue" w "Marathon" na Rodos i wczasy
uważamy za bardzo udane.



Temat: SAVITA5*
Savita Reasort & Spa, 5*, Sharm El Sheikh - uwaga
ignorancik 16.09.07, 22:22 Odpowiedz

!!! Uwaga !!! Ten hotel nie zasługuje nawet na 4 gwiazdki i pracują
tam naciągacze !!!
Po przyjeździe do hotelu od razu podczas oczekiwania na zameldowanie
rzuciło nam się w oczy niechlujne wykończenie (brak fugi w
niektórych miejscach, szczeliny przy wylotach klimatyzacji zapaćkane
jakby od niechcenia), miało się wrażenie jakby hotel miał juz z 10
lat a nie rok, ale pomyśleliśmy że spieszyli się aby oddać przed
szczytem sezonu.
Po wejściu do pokoju lekka ulga, duży i w miarę czysty, piękny widok
na morze z dużego tarasu, ale już po chwili zauważamy na ścianie
ślad po przeprowadzeniu kabla już po wykończeniu pokoju zapaćkany w
podobny sposób jak szczeliny przy wylocie klimatyzacji, dziurę w
zasłonce, spadające z prowadnic drzwi od szafy, zacieki z
klimatyzacji a po jakimś czasie kapiącą z niej wodę. Lecz
największym szokiem dla nas była łazienka - na wannie i na ścianach
wciąż pozostałości po tynkowaniu i malowaniu, ale już w niektórych
miejscach takich jak łuszcząca się fuga, czy uchwyty wanny pojawia
się dobrze znany czarny, lub czarno brunatny nalot. Panu
sprzątającemu za pomocą miotełki zamiast odkurzacza udawało się
codziennie zebrać około 50% nagromadzonych zanieczyszczeń, a resztę
przegarniał z miejsca na miejsce, ale to nie jego wina, że w
takiego "Hoover'a" został wyposażony, mógłby chociaż raz za to
porządnie domyć wannę, ale cóż, może w środki do mycia też nie
został wyposażony. Plaży jako takiej nie ma, ale są wykute półki w
skale, wysypane żwirem, a najwyższa na poziomie basenów jest
wyłożona pięknym, miękkim, dywanem z żywej trawy.
Rafa koralowa piękna, jedzenie dość różnorodne i dobre, obsługa
ogólnie miła chociaż momentami trochę spięta i chaotyczna (może się
wyrobią), więc pomimo tych drobnych niedogodności postanowiliśmy, że
nic nam nie zepsuje urlopu, lecz nie wiedzieliśmy w jak wielkim
jesteśmy błędzie. W trakcie pobytu często zdarzało się, że w barach
pomiędzy basenami a plażą brakowało piwa, lub jednorazowych kubków
(nieraz i jednego i drugiego) i goście byli odsyłani od jednego do
drugiego, a bar przy basenie był zamykany pomimo, że świeciło
jeszcze słońce. Przez cały okres pobytu umilał nam czas młot
pneumatyczny, koparki oraz wesoło trąbiący kierowcy ciężarówek z
budowanej obok dyskoteki i kolejnej plaży. Natomiast w dniu wyjazdu,
gdy i tak podsumowując raczej nie polecalibyśmy tego hotelu
przyszedł najgorszy moment – po wymeldowaniu z pokoju wezwano nas do
uiszczenia opłaty za dziurę w zasłonce, którą zastaliśmy po naszym
przyjeździe i nie pomogły tłumaczenia, prośby ani groźby, panowie na
recepcji zachowywali się jak by było to naturalne, że każdy z gości
niszczy podczas swojego pobytu coś w hotelu i musi za to zapłacić.
Podczas drogi na lotnisko pracownik biura prywatnie przyznał, że też
nie lubi tego hotelu, bo zawsze są jakieś problemy.
Jeżeli ktoś z Państwa jednak zdecyduje się na ten hotel, to
proponuję zrobić zaraz po wniesieniu bagażu protokół z zauważonych
usterek, bo w przeciwnym razie będą Państwo słono płacić przy
wymeldowaniu (przykładowo dziura z zasłonce 60 $ ).
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 205 rezultatów • 1, 2, 3
    Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex