Biuro Tłumaczy Gliwice

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro Tłumaczy Gliwice




Temat: Niemiecki - tłumaczenia
Biuro tłumaczeń na ul. Młyńskiej 1/1 adres: http://www.niuans.com.pl/pl/index.htm można zadzwonić i popytać

i jeszcze znalazłam:
Samełko Waltrauda, mgr. Tłumacz przysięgły jęz. niemieckiego
44-100 Gliwice, Arkońska 1/4
Tel/fax: 0322382246





Temat: [Praca] Estoński, litewski, łotewski
Biuro Tłumaczeń Finansowych i Prawnych PERLA poszukuje obecnie tłumaczy języka estońskiego, litewskiego i łotewskiego. Jeżeli są Państwo zainteresowani nawiązaniem współpracy z naszym biurem, prosimy o przesłanie CV i oferty określającej: - doświadczenie w wyżej określonych dziedzinach - kombinacje językowe - stawkę za 1800 znaków (zwykle/ ekspres/przysięgłe) i 1 godz./blok tłumaczenia ustnego.

Miłosława Kilarska,
PERLA Biuro tłumaczeń finansowych i prawnych,
ul. Ociepki 4/4,
44-121 Gliwice,
tel/fax (32) 270 64 20,
biuro@perlabt.pl,
www.perlabt.pl






Temat: Szukam pracy biurowej
Poszukujemy do naszego biura w Bełchatowie (na terenie elektrowni) osoby na stanowisko:

Sekretarki - Recepcjonistki

Do głównych zadań na tym stanowisku należeć będzie:
Obsługa centrali telefonicznej; Archiwizacja korespondencji przychodzącej do biura; Zamawianie artykułów biurowych; Współpraca z dostawcami w zakresie: biletów lotniczych i kolejowych, przesyłek kurierskich, tłumaczeń, rezerwacji hoteli, pośrednictwa w organizacji konferencji; Koordynacja pracy biura oraz budowanie pozytywnego wizerunku firmy w kontaktach z klientami wewnętrznymi i zewnętrznymi

Osobę na tym stanowisku powinny cechować:

* wysoka kultura osobista,
* bardzo dobra organizacja czasu pracy,
* umiejętność efektywnej komunikacji,
* umiejętność pracy w grupie,
* rzetelność i sumienność,
* umiejętności analityczne,
* dobra znajomość języka angielskiego w mowie i piśmie,
* dobra znajomość obsługi komputera

W zamian oferujemy:

* profesjonalne przygotowanie do realizacji powierzonych zadań
* pracę w miłym, dynamicznym, międzynarodowym zespole
* stałą pracę na okres min. 2 lat
* atrakcyjne wynagrodzenie i nowoczesne narzędzia pracy

Oferty zawierające: CV, list motywacyjny i aktualne zdjęcie prosimy kierować na adres: janm@karrena.pl,
lub Karrena Sp. z o.o. ul. Toszecka 101; 44-117 Gliwice z dopiskiem "Sekretarka - Bełchatów"

Pozdrawiam i czekam na ofertę.
Marek Janiak



Temat: [pr] Warszawa odrzuciła wnioski o dofinansowanie...


  Dopiero w poniedziałek po południu dostaliśmy z Warszawy pismo z
prośbą o wyjaśnienie pewnych spraw   mówi Maciej Krawczyk, wiceprezes
zarządu PKM w Gliwicach. Firma wystąpiła o 1,8 mln euro głównie za
zakup nowych autobusów. Ministerstwu nie spodobało się, że PKM nie
podało linii, na których jeździłyby pojazdy.   Nie sądziliśmy, że to
aż tak istotne. Pozy tym, chcieliśmy, żeby nowe autobusy jeździły na
różnych liniach   tłumaczy Maciej Krawczyk.


Przeciez jest logiczne, ze przedsiebiorstwo bedzie wystawiac nowe busy na
wszystkie linie, ktore obsluguja...


Urzędnicy uznali, że w gliwickim wniosku brakuje również przedsięwzięć
związanych z rozwojem infrastruktury.   Przecież nie będziemy stawiać
nowych dworców czy przystanków, bo to nie należy do naszych zadań. My
tylko wozimy pasażerów na trasach, gdzie wygramy przetarg. Inaczej
wygląda sytuacja w Warszawie, gdzie przewoźnik jest jednocześnie
organizatorem komunikacji   twierdzi Maciej Krawczyk.


Wlasnie... Urzedasy (pan Krawczyk tez notabene) siedza gleboko w komunie...


Na poczucie rzeczywistości urzędników liczy Tomasz Sołtysik, który
przygotowywał wniosek KZK GOP.   Planujemy rozbudowę punktów obsługi
pasażerów. Co roku chcemy otwierać dwa nowe biura. Pierwsze powstaną w
Gliwicach i Sosnowcu. Mamy tam już wynajęte pomieszczenia.
Ministerstwo domaga się podania dokładnych lokalizacji kolejnych biur,
a my znamy tylko miejscowości   mówi Tomasz Sołtysik.   Przecież nie
możemy już teraz wynająć pomieszczeń, które przez dwa lata będą stały
puste   dodaje.


Biura, he? Tylko biur im sie zachciewa... :P

Pzdr
Karol Tyszka





Temat: Plac przy Jana Pawła II

Drodzy forumowicze. Pare dni temu moja siorka (zainteresowana mieszkaniem z TBS-u) szukala na necie czegos o tym i znalazla taka informacje, iz na tym wlasnie placu powstaja budynki TBS-u. Ja jej jednak powiedzilem (sugerujac sie wszymi postami) ze tam powstaje budownictwo zaminne dla "ofiar" srednicowki gliwickiej. Wkoncu siorka przeszla sie do ich biura w gliwicach i zapytala sie co i jak i sie dowiedziala ze cos tkeigo jak budownictwo zamiienne na tym obszarze nie powstaje i oni pierwszy raz o tym slysza. CO Wy na to????:)

tutaj coś piszą o tym:

http://dziennik.atlas.com.pl/Ekspres.ns ... d&Count=10

a tu cały tekst:

GLIWICE: BUDOWA DOMU Z MIESZKANIAMI NA ZAMIANĘ

Między ulicami Jana Pawła II i Mikołowską, w bezpośrednim sąsiedztwie kościółka ormiańskiego, w ciągu najbliższego roku zostanie wybudowany czteropiętrowy dom. Zgodnie z założeniem, powstaną tu pierwsze mieszkania dla osób, które zostaną wykwaterowane z zajmowanych obecnie lokali z powodu budowy Drogowej Trasy Średnicowej.

– W budynku przy ul. Jana Pawła II powstaną 72 mieszkania. Ilość ta nie zabezpiecza jednak jeszcze całej ilości lokali niezbędnych dla przeprowadzenie wszystkich ludzi – tłumaczy Marianna Arabas z Wydziału Przedsięwzięć Gospodarczych i Usług Komunalnych. Znajdą się tu mieszkania o różnej wielkości – od kawalerki do trzypokojowych o powierzchni ok. 80 mkw. Lokale oczywiście również z kuchnią i łazienką. Wyposażone zostaną w CO oraz kuchenki elektryczne. W budynku nie będzie gazu. Nowy dom ma kosztować 11,5 mln zł.

To jednak nie koniec inwestycji związanych z wykwaterowaniem. Obecnie prowadzone są rozmowy z Kompanią Węglową na temat ewentualnego przejęcia od niej byłego hotelu przy ul. Żeromskiego. Po niezbędnym remoncie powstałyby tu kolejne mieszkania. Całkiem nowy budynek ma również powstać przy ul. Jasnej. W tym przypadku jest już gotowy projekt, brakuje natomiast jeszcze pozwolenia na budowę. Dwie ostatnie inwestycje mają w sumie kosztować kolejne 5 mln zł. Łączna kwota 16,5 mln zł została uzgodniona z DTŚ jako niezbędna na realizację budownictwa zamiennego.



Temat: Inne miasta - ciekawe przykłady, dobre wzorce
Myślę, że przyda się temat, w którym możnaby poruszać kwestie dobrych wzorców w inwestycjach w innych polskich i nie tylko miastach, a także pokazać inwestycje, które powinny mobilizować gliwickie władze do podążania w tym kierunku.

Na początek inwestycja z Opola. Nie koniecznie dobry wzorzec, co mały alarm - u nas biur się nie buduje, nie buduje się wysokościowców. A powinno, przynajmniej kilka. Czekam na obiecane "gliwickie city", a tam...

Opole > Sky Tower - zobacz najwyższy budynek w mieście
Kaskada Sky Tower ma mieć 143 metry wysokości i 37 pięter. W wysokościowcu zaplanowano biura oraz luksusowy hotel.
Gdy we wtorek (26 lutego) ujawniliśmy pomysł budowy wieżowca tuż obok domu handlowego Kaskada rozgorzała publiczna dyskusja. Kontrowersje wzbudziła wysokość (dla porównania najwyższy budynek w mieście to wieże katedry wysokie "tylko" na 73 metry), a także lokalizacja tak blisko centrum miasta.

Inwestor dopiero w środę zgodził się pokazać projekt wieżowca, którym niebawem zajmie się także komisja urbanistyczna, opiniująca ważne inwestycje w mieście.

- Pomysł na budowę wieżowca to odpowiedź na zapotrzebowanie rynku. W Polsce trwa boom gospodarczy i wieżowce pojawiają się nie tylko w Warszawie, ale także we Wrocławiu, gdzie nikogo już nie dziwią - tłumaczy Jerzy Kwiatkowski, właściciel warszawskiego biura projektowego DFP Design. - Koncepcja jest przemyślana przez zagranicznego inwestora, który ocenił, że zapotrzebowanie na powierzchnie biurowe i usługi hotelarskie będzie rosnąć.

- Zdaję sobie sprawę, że ten projekt wywołał dyskusje i znajdą się osoby, którym on nie będzie pasował. To naturalne, nie można przecież zadowolić wszystkich - dodaje Kwiatkowski.

Architekt podkreśla, że inwestor jest gotowy do dyskusji nad projektem.

http://www.nto.pl/apps/pbcsi.dll/bilde? ... =0&title=1

________________________________
póki co to tylko takie przedwiośnie, ale interesujące, że w Opolu również myśli się o wysokim budowaniu. Trzeba zdopingować Gliwice



Temat: Nowa elewacja Akademii Polonijnej
Bartosz! Pozwolilem sobie wkleic te tresc, bo moze potem zniknac w archiwum!

DZIENNIK ZACHODNI

Akademia Polonijna łamie prawo?

Wtorek, 8 lutego 2005r.

Co piąta niepaństwowa uczelnia wyższa w Polsce zawiera w umowach postanowienia, w których zastrzega sobie prawo do zmiany wysokości czesnego, łamiąc w ten sposób zapisy kodeksu cywilnego – alarmuje Urząd Ochrony Konsumentów i Konkurencji.

W gronie uczelni co do których UOKiK ma wątpliwości, znalazła się Akademia Polonijna, której filia znajduje się w Gliwicach. – Zastrzeżenia dotyczą punktu regulaminu mówiącego o przeliczaniu czesnego – wyjaśnia dyrektor katowickiej delegatury UOKiK, Alicja Kral.

UOKiK analizował wzorce umów zawieranych ze studentami. – Student rozpoczynając naukę, która trwa kilka semestrów, wiąże się długoterminową umową z konkretną placówką. Podpisując dokument musi mieć możliwość oceny oferty, by oszacować, czy jest w stanie ponieść koszty. Niestety, analizowane wzorce umów nie zapewniają studentom poczucia bezpieczeństwa – mówi Dariusz Łomowski z biura prasowego UOKiK. Jedną z uczelni, która znalazła się na „cenzurowanym”, jest Akademia Polonijna. Jej główna siedziba działa w Częstochowie. W filii w Gliwicach studiuje 300 osób. Podstawą do wszczęcia postępowania był zapis figurujący w regulaminie szkoły, mówiący, iż przeliczenie kwoty czesnego następuje co najmniej raz w roku i wynika z zarządzenia rektora. – Niestety, uczelnia nie precyzuje, jaki to przelicznik i na czym ma polegać przeliczenie kwoty czesnego, która na dodatek podana jest w euro – dodaje Alicja Kral.

UOKiK ma poważne zastrzeżenia również co do sformułowania „co najmniej”. Oznacza to, że czesne mogłoby być ustalane i zmieniane kilka razy w roku. UOKiK nakazał Akademii Polonijnej zmianę zapisu. Jeśli uczelnia nie dostosuje się do wymogu, sprawa zostanie skierowana na drogę sądową.
Urząd wydał decyzję 3 lutego. Jak twierdzi Robert Smoliński, rzecznik Akademii Polonijnej, informacja o wszczęciu postępowania jeszcze do uczelni nie dotarła. – Dlatego powstrzymamy się od komentarza – mówi Smoliński.

Alicja Kral tłumaczy, że szkoły wyższe w wielu przypadkach nie zdają sobie sprawy, że ich umowy są niezgodne z prawem.

– Wskazana jest jak najszybsza korekta – podkreśla.



Temat: warsztaty "ocena i terapia bolu kregoslupa" Lodz
PERSPEKTYWY ROZWOJU REHABILITACJI W POLSCE: Ocena i terapia bólu kręgosłupa"

PHU Technomex we współpracy z Polskim Towarzystwem Fizjoterapii oraz przy udziale Wyższej Szkoły Informatyki w Łodzi ma przyjemność zaprosić na warsztaty przykonferencyjne organizowane przy V OGÓLNOPOLSKIEJ KONFERENCJI „PERSPEKTYWY ROZWOJU REHABILITACJI W POLSCE: Ocena i terapia bólu kręgosłupa.

Termin szkolenia: 06-07.11.2008r.
Miejsce szkolenia: Wyższa Szkoła Informatyki ul. Rzgowska 17a, Łódź 93-008

Temat szkolenia: Ocena i terapia bólu kręgosłupa
06.11.2008r – cześć teoretyczna:
Godz. 9.00 -17.00

* Ocena bólu kręgosłupa (9.00-11.00)
* Nowoczesna terapia bólu kręgosłupa (11.30-13.30)
* Europejskie wytyczne diagnozy i terapii bólu kręgosłupa (14.30-16.30)

Prowadzenie: Andreas Vleeming (Spine & Joint Centre The Netherlands)

07.11.2008r – część praktyczna
Godz. 10.00 -17.00

* Aktywna terapia bólu kręgosłupa – warsztaty praktyczne ok. 2h (w ustalonych dzień wcześniej grupach)
* Prowadzenie: Andreas Rooker (Proxomed Medizintechnik)

Koszt: 200 zł. (płatne w terminie do 20.10.2008).
Dla uczestników V OGÓLNOPOLSKIEJ KONFERENCJI „PERSPEKTYWY ROZWOJU REHABILITACJI W POLSCE” organizowanej przez PTF (płacących składki) koszt uczestnictwa 150zł.

Dla uczestników szkolenia i konferencji przewidziany jest certyfikat oraz punkty edukacyjne.

Spotkanie jest skierowane dla osób zajmujących się rehabilitacją pacjentów z dolegliwościami bólowymi kręgosłupa

Organizator zapewnia tłumaczenia na jeżyk polski oraz poczęstunek.

W przypadku jakichkolwiek pytań prosimy o kontakt:

Osoba kontaktowa Technomex:
Bogusława Łysakowska-Będek: 032 238 27 93, biuro@technomex.pl

Zgłoszenia należy przesyłać na adres:
Fax: 032 238 27 93,
Email: biuro@technomex.pl
Lub pocztą:
PHU TECHNOMEX Sp. z o.o.
Ul. Knurowska 45a
44-100 Gliwice



Temat: Możesz umrzeć a i tak TPSA nie poda Twego adresu!

Do Centrum Ratownictwa w Gliwicach zadzwonił 45-letni mężczyzna, który
zanim zdążył podać swój adres, stracił przytomność. Gdy TP odmówiła
dyspozytorkom pomocy w zlokalizowaniu wyświetlonego numeru, poradziły
sobie same i uratowały mężczyźnie życie

Dyspozytorki z Gliwic Dorota Bławicka i Lucyna Kusz odebrały telefon od
mężczyzny, który resztkami sił wyszeptał: - Potrzebuję pomocy. Potem
połączenie się urwało.

Dyspozytorki połączyły się z informacją TP. Poprosiły o adres abonenta,
z którego numeru wzywano pomocy. Telefonistka odmówiła, zasłaniając się
ustawą o ochronie danych osobowych. Przełączyła do szefa, ale połączenie
zostało przerwane.

Kobiety sprawdziły komputerową bazę centrum, szukając numeru podobnego
do wyświetlonego. Tak odnalazły trzy zgłoszenia z Pniowa z numerem
bardzo podobnym do tego, skąd wzywano pomocy. Ustaliły adres i wysłały
tam pogotowie. Karetka przy pomocy sąsiadów odszukała 45-letniego
Wernera Fabiana i uratowano mu życie. Mężczyzna miał zawał.

Pracownicy Centrum Ratownictwa są oburzeni zachowaniem TP. Chcą, by
ustaliła jasne kryteria postępowania, by taka sytuacji już nigdy więcej
się nie powtórzyła.

Maria Piskier z biura prasowego TP SA twierdzi, że telefonistka
postąpiła prawidłowo. - Mając tylko numer telefonu, absolutnie nie mogła
podać prywatnego adresu abonenta. Nawet w tak tragicznej sytuacji
obowiązuje ją ustawa o ochronie danych osobowych - tłumaczy Piskier.

Innego zdania jest Iwona Czaplicka z biura prasowego Generalnego
Inspektora Ochrony Danych Osobowych. - W sytuacji gdy chodzi o ludzkie
życie, zasłanianie się ustawą o ochronie danych osobowych jest
niewłaściwe. Należało udostępnić te dane, tym bardziej że prosił o nie
nie anonimowy obywatel lecz instytucja publiczna.





Temat: Znowu o nowych paszportach
Nie wszędzie w województwie wydadzą nam paszport nowej generacji

Wczoraj weszła w życie nowa ustawa, na mocy której możemy starać się o paszport biometryczny. Jest to tak droga operacja, że tylko siedem delegatur paszportowych w województwie będzie je wydawać, a w 17 punktach można jedynie składać wnioski.

Nowe paszporty będą miały na dokumencie dane biometryczne: wizerunek twarzy, zapis linii papilarnych palców, zapis tęczówki oka. To zabezpieczenie ma na celu eliminację fałszerstw. Jest jednak bardzo drogie. Wszystkie punkty przyjmujące wnioski i punkty wydające dokumenty muszą zostać wyposażone w nowy sprzęt informatyczny z odpowiednim oprogramowaniem.

- Ze względu na ograniczone fundusze przeznaczone na wprowadzanie biometrii, skarb państwa nie ma pieniędzy na wyposażenie punktów paszportowych, które wydawały rocznie najwyżej kilkaset dokumentów - tłumaczy Tomasz Skłodowski, rzecznik MSWiA. - Dlatego wojewodowie musieli wybrać optymalne rozmieszczenie punktów paszportowych tak, aby zapewnić wszystkim obywatelom możliwość uzyskania paszportu w ustawowym terminie.

Jak informuje biuro prasowe wojewody śląskiego, punkty paszportowe (przyjmujące jedynie wnioski o wydanie paszportu) czynne będą w: Będzinie, Chorzowie, Dąbrowie Górniczej, Jastrzębiu Zdroju, Jaworznie, Lublińcu, Pszczynie, Raciborzu, Rudzie Śląskiej, Sosnowcu, Tarnowskich Górach, Tychach, Wodzisławiu Śląskim, Zabrzu, Zawierciu, Żorach i Żywcu. Natomiast pełny zakres obsługi paszportowej, czyli składanie wniosków i odbieranie gotowych paszportów będzie możliwe w 7 delegaturach paszportowych: w Wydziale Spraw Obywatelskich i Migracji Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach, w Katowicach przy ul. Żwirki i Wigury oraz w Bielsku-Białej, Częstochowie, Bytomiu, Gliwicach i Rybniku.

Każdy mieszkaniec województwa będzie mógł złożyć wniosek paszportowy w dowolnej delegaturze lub dowolnym punkcie, jednak odbiór paszportu będzie możliwy tylko w jednej z siedmiu delegatur paszportowych, właściwej dla danego zasięgu terytorialnego. O tym, gdzie będziemy mogli to zrobić, poinformują nas w punkcie składania wniosku.

Wszystkie wydane do tej pory paszporty, zarówno konwencjonalne, jak i z nowymi fotografiami o wymiarach 3,5 na 4,5 cm na jednolitym jasnym tle (twarz musi zajmować 70-80 proc. powierzchni zdjęcia), zachowują ważność do tego terminu, który jest w nich zawarty.

Beata Sypuła - Dziennik Zachodni

źródło



Temat: {GOP-pr] Droższe bilety mies ięczne na pociągi pospieszne
www.gazeta.pl/katowice
Droższe bilety miesięczne na pociągi pospieszne

Judyta Watoła (21-07-02 23:18)

Nie możemy już jeździć pociągami pospiesznymi korzystając z biletów
miesięcznych. Chyba że zapłacimy dwa razy więcej

- Nowy miesięczny kupiłam tydzień temu. Co drugi pociąg na tej trasie to
pospieszny, więc trudno na taki nie trafić. Wsiadłam jak zwykle, a tu
konduktor mnie wyprasza - oburza się pani Katarzyna, która codziennie z
Gliwic dojeżdża do pracy w Katowicach. Twierdzi, że nowe zasady koleje
wprowadziły cichaczem. - Jak ogłaszali podwyżkę, to mówili, że na lokalnych
trasach bilety nie zdrożeją. Trochę to było nieścisłe - rzuca z przekąsem.
Myślała, że jeśli dalej zechce dojeżdżać do Katowic pospiesznymi, to do
nieco ponad stu zł będzie musiała dopłacić połowę. Czyli tyle, ile zwykle
dopłaca się do biletu na pociąg pospieszny. Czekało ją zaskoczenie, bo
dopłata jest o wiele wyższa. Spółka PKP Przewozy Regionalne postanowiła
bowiem wprowadzić ryczałt na "miesięczne pospieszne". Na trasy do 40 km
wszystkie bilety kosztują 172 zł. Na trasy do 100 km (np. Gliwice-Katowice-
Zawiercie) już 277 zł!

- Na przejazdy z biletami miesięcznymi według dotychczasowych zasad już nas
nie stać - uważa Anna Lenarczyk, dyrektorka Biura Przewozowego i Taryf
spółki PKP Przewozy Regionalne. - Poza tym pospiesznymi dojeżdża niewielu
ludzi - dodaje.

- Takie koleje mam w d... - denerwuje się Piotr z Zabrza, pracownik jednej z
firm ubezpieczeniowych w Katowicach. Dojeżdżał pociągiem od dwóch lat, choć
ma samochód. Teraz zrezygnował. - Odpadła mi połowa pociągów, a za bilet na
pospieszne zapłacę niewiele mniej niż za paliwo - tłumaczy.

Choć liczba pasażerów kolei z roku na rok spada, Lenarczyk nie wydaje się
być zmartwiona. - Będzie inaczej, jak dostaniecie wspólny bilet na pociągi,
autobusy i tramwaje - zapewnia.

http://wyborcza.gazeta.pl/info/artykul.jsp?xx=942814&dzial=kak0004





Temat: Promocja Kielc i regionu - realizacja

Kielce chcą zostać "Miastem dla dzieci"
Joanna Gergont
2009-01-15, ostatnia aktualizacja 2009-01-15 19:12

Muzeum Zabawek i Zabawy walczy w konkursie o Europejską Nagrodę "Miasto dla dzieci". Ale Kielce mają większe ambicje, chcą stać się miastem, które będzie przyjazne dzieciom.

Konkurs ogłosiła Europejska Sieć Miast dla Dzieci. To organizacja stworzona przez miasto Stuttgart przy wsparciu Fundacji Roberta Boscha. W Polsce do sieci należą już Kraków, Wrocław, Łódź i Gliwice. Najogólniej ideą organizacji jest kreowanie bardziej sprzyjającego środowiska dla dzieci, młodych ludzi oraz rodzin.

- W całej Europie widoczny jest trend do wyludniania się miast. Rodziny z małymi dziećmi chętnie wyprowadzają się poza ścisłe centrum, a nawet poza miasto, gdzie środowisko dla ich dzieci jest bardziej przyjazne - mówi Dorota Lasocka, kierowniczka Biura Projektów Aktywizujących Gospodarczo Miasto Kielce, które wspólnie z Muzeum Zabawek i Zabawy przygotowało wniosek do konkursu.

- W centrach brakuje miejsc do wypoczynku, terenów zielonych, placów zabaw. Dziecko nie może bezpiecznie opuścić mieszkania, bo zaraz za domem ma ruchliwą ulicę, główne trakty opanowane są przez siedziby firm, banki, telefonie komórkowe. To nie jest przestrzeń przyjazna dziecku - podkreśla Lasocka.

Aby zachęcić samorządy i władze lokalne do zmiany takiego stanu rzeczy, organizacja ogłosiła konkurs o Europejską Nagrodę "Miasto dla dzieci". Wziąć w nim udział mogą wszystkie miasta europejskie powyżej 100 tys. mieszkańców. Kielce też się zgłosiły, w kategorii "Projektowanie przestrzeni i placów użytkowanych przez dzieci i młodzież". - Długo zastanawialiśmy się, co wybrać. Braliśmy pod uwagę na przykład tor rowerowy na Ślichowicach, który pięknie wpisywał się w założenia konkursu, bo powstawał przy udziale samej młodzieży. Także miejskie place zabaw w śródmieściu i las komunalny ze ścieżkami dydaktycznymi, rowerowymi, górkami do jazdy na sankach. Ale ostatecznie uznaliśmy, że zgłosimy Muzeum Zabawek i Zabawy - wylicza kierowniczka biura.

Tłumaczy, że powody były dwa. Pierwszy to niezwykle ciekawa oferta i aktywna działalność placówki. - Ale jest i powód drugi. Chcemy wypromować to miejsce - podkreśla.

Urzędnicy chcą pokazać muzeum jako miejsce, które łączy pokolenia. - Organizujemy olimpiady zabaw dawnych, warsztaty, zajęcia, podczas których bawią się całe rodziny. Dziadek pokazuje wnukowi, jak kiedyś grało się w fajerkę, a po chwili wnuczek tuż obok może przysiąść z dziadkiem i zagrać w gry RPG - opowiada Agnieszka Kozłowska-Piasta, która z ramienia muzeum koordynuje projekt. Atutem placówki jest to, że dzieci nie tylko uczą się tam, jak zachowywać się w tradycyjnym muzeum, gdzie wędruje się i zwiedza eksponaty, ale także, zważywszy na percepcję dziecka, kąciki zabaw, gdzie może wyładować swoją energię, bawiąc się zabawkami. - Dzieci mogą się tu czuć swobodnie, podobnie jak ich opiekunowie - mówi Kozłowska-Piasta.

Rozstrzygnięcie konkursu zaplanowano na lipiec, ale o szansach naszego muzeum będzie wiadomo wcześniej. Po pierwszej weryfikacji do wytypowanych obiektów przyjadą członkowie międzynarodowego jury konkursu.

- Myślę, że Kielce wpisują się w taką filozofię tworzenia miasta przyjaznego dziecku. Powoli realizowany jest projekt utworzenia stref rekreacji dziecięcej, który zakłada, że w wielu punktach miasta powstaną miejsca zabaw i wypoczynku dla dzieci i młodzieży. Miasto wspólnie ze spółdzielniami realizuje osiedlowe place zabaw, powstają place, przestrzenie publiczne, gdzie odbywają się koncerty, które gromadzą całe rodziny. I o to w tym chodzi - podkreśla kierowniczka Lasocka.

Jakie jest twoje zdanie

Czy Kielce mogą już nazywać się "Miastem dla dzieci"? Jeśli nie, to czego nam brakuje, co trzeba zmienić? Czekamy na Państwa opinie. Można pisać na adres: redakcja@kielce.agora.pl lub dzwonić pod numer telefonu: 041 249 83 03

Źródło: http://miasta.gazeta.pl/kielce/1,35255,6166190,Kielce_chca_zostac__Miastem_dla_dzieci_.html




Temat: ~ sport w Gliwicach, kluby, sekcje, medaliści, osiągnięcia ~
Trochę długi ten artykuł ale jest w nim i trochę historii i dalsze konkretne inwestycje i plany na przyszłość.
Przy okazji kilka zdjęć ze strony oficjalnej klubu. Ich autorem jest Zbynio. Zdjęcia (twarze) są specjalnie trochę zamazane. Nazwijmy to ochroną danych osobistych

http://www.alker.com.pl/fotki/2/piast-pogon.jpg.html

Inauguracja jupiterów - rewolucja na stadionie Piasta Gliwice

Mecz Piasta z Pogonią Szczecin przeszedł do historii Gliwic. Był pierwszym, który rozegrano przy sztucznym oświetleniu.

Stadion przy ul. Okrzei, na którym obecnie rozgrywają swoje mecze piłkarze Piasta, powstał w latach 20. XX wieku. Swego czasu mieściło się na nim nawet 15 tys. widzów. Był już kilkakrotnie przebudowywany i modernizowany. Piast na dobre zagościł na nim dopiero w 1997 r., po tym, jak od zera odbudowano sekcję piłkarską w Gliwicach. Wcześniej piłkarze Piasta swoje mecze rozgrywali przede wszystkim na stadionie XX-lecia i przy ul. Robotniczej.

Obiekt przy Okrzei jest własnością miasta i to ono decyduje o sposobie jego modernizacji. Od dwóch lat stadion jest unowocześniany według koncepcji przygotowanej przez gliwicki Inwestprojekt. - Na razie nie ma pomysłu na budowę zupełnie nowego stadionu w Gliwicach. Jeśli uda się zrealizować już istniejącą koncepcję przebudowy obiektu przy ul. Okrzei, to powstanie stadion na dobrym krajowym poziomie - tłumaczy Jacek Krzyżanowski, prezes Piasta.

Uruchomione wczoraj oficjalnie oświetlenie powstało kosztem 2,6 mln zł. Maszty oświetleniowe, które stanęły na stadionie, mają 44 m wysokości i 2 m szerokości. Na każdym znajduje się 50 naświetlaczy projektowych o mocy 2 tys. watów każdy. Oświetlenie będzie miało moc 1460 luksów. Istnieje jednak możliwość jego regulowania tak, by dostosować je np. do potrzeb treningu czy wymagań telewizji.

- Następną inwestycją, która wykonamy jeszcze w tym roku, będzie budowa nowoczesnego monitoringu. Ten, który istnieje obecnie, to prowizorka. Koszt jego powstania to ok. 550 tys. zł. W tej chwili przygotowujemy się już do przetargu na jego wykonanie - mówi Leszek Gajdziński, kierownik referatu realizacji inwestycji w wydziale inwestycji Urzędu Miasta w Gliwicach

O ile znajdą się fundusze, to w przyszłym roku rozpocznie się budowa bocznego boiska ze sztuczną nawierzchnią. - Staramy się pozyskać pieniądze na ten cel z dwóch niezależnych źródeł - Norweskiego Mechanizmu Finansowego i Regionalnych Programów Operacyjnych Unii Europejskiej - wyjaśnia Paweł Kopczyński, naczelnik Biura Rozwoju Miasta.

W kolejce czekają już projekty budowy nowych trybun na 10 tys. osób, zadaszenia, powiększenia budynku klubowego, budowa hali sportowej przy stadionie. - Koszt wszystkich inwestycji wyniósłby w sumie pewnie 50 mln zł. Dlatego stadion będziemy modernizować stopniowo. Oczywiście, jeśli znalazłby się sponsor, to można by to zrobić w mig - dodaje Gajdziński.

Prezes Piasta jest spokojny o to, że jeśli drużyna awansuje w przyszłym roku do ekstraklasy, to znajdą się pieniądze na inwestycje niezbędne do uzyskania licencji do gry na tym szczeblu. - Nikt rozsądny w Gliwicach nie odmówi pomocy w przygotowaniu obiektu do gry w ekstraklasie - zapewnia Krzyżanowski.

Światła to rarytas

W naszym regionie zaledwie kilka stadionów posiada sztuczne oświetlenie. Jupitery są oczywiście zainstalowane na Stadionie Śląskim (1400 luksów) oraz na stadionach klubów występujących w ekstraklasie - Górnika Zabrze (1600) i Odry Wodzisław (1400). Spośród klubów II ligi posiada je - obok Piasta - także Ruch Chorzów (1715). W III lidze mecze przy sztucznym oświetleniu mogą oglądać kibice GKS-u Katowice (niegdyś miało moc nawet 1800 luksów) i GKS-u Jastrzębie (1200). Światła są także na stadionie w Rybniku (występuje tam IV-ligowy ROW oraz żużlowy RKM, 1600).

Źródło: gazeta.pl[url][/url][url][/url][url][/url][url][/url]



Temat: Gliwice - Bytom

Przyznac sie. Czy ktos z was doradzal temu kabaretowi?

http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,2830812.html

Obciach w Bytomiu po występie kabaretu Ciach

Kabaret Ciach ogłosił w telewizji: w Bytomiu jest brud, smród i huty. Urażony rzecznik magistratu twierdzi, że artyści obrazili miasto. - Bezpodstawne naigrywanie się jest szczytem złego smaku - mówi.
Zielonogórska grupa wystąpiła podczas ostatniej Mazurskiej Nocy Kabaretowej. Występy były transmitowane na żywo w publicznej telewizji. W jednym ze skeczy klient biura podróży wybiera się na wakacje. Ma jednak problem, bo już wszędzie był. Sam zaproponował, że pojedzie do Bytomia. - Bytom? Ale przecież tam jest brud, smród i żeby nie powiedzieć ubóstwo to powiem... huty - usłyszał w odpowiedzi.
Program oglądał bytomianin Piotr Smętek: - Wiem, że to tylko żart, ale pewne granice zostały przekroczone! - zżyma się. Zapewnia, że to, co mówi o jego mieście Ciach, to kłamstwo. - Tu się przecież wiele dzieje! Nieprawda, że jest brud.
Napisał w tej sprawie mail do kabaretu: "Nie wiem, o co wam chodziło i następnym razem, zanim użyjecie jakiejś nazwy miasta, pomyślcie trochę. To nie boli" - czytamy w liście.
O skeczu słyszeli też miejscy urzędnicy. Jacek Wicherski, rzecznik magistratu wzdycha: - Robi się przykro, gdy słyszymy takie rzeczy. Twierdzi, że Bytom nie zasługuje na takie traktowanie, a żart jest prymitywny. - W ten sposób obraża się Bogu ducha winnych mieszkańców. Bezpodstawne naigrywanie się jest szczytem braku dobrego smaku - mówi Wicherski.
Przypomina, że w mieście są Opera Śląska, Dolomity - Sportowa Dolina, Muzeum Górnośląskie i odbywa się Konferencja Tańca Współczesnego. Miasto zdobywa też sporo unijnych dotacji na inwestycje.
Janusz Rewers, menedżer i członek kabaretu Ciach, mówi, że kabaret to sztuka, która opiera się na stereotypach. - Niestety, stereotyp Śląska jest taki, a nie inny. Nie mamy nic przeciwko mieszkańcom Bytomia. Pozdrawiam ich - mówi Rewers.
Tłumaczy, że kabaret do skeczu potrzebował miasta, które w ogóle nie kojarzy się z turystyką. - Nikt chyba nie pomyśli, by jechać do Bytomia na urlop. Nie chcieliśmy jednak nikogo urazić. Przepraszamy tych, którzy poczuli się dotknięci - dodaje.
To nie przekonuje Wicherskiego. Mówi, że stereotypy to żadne wytłumaczenie.
- Świadczą o braku wiedzy. Nie wiem, czy zaprosimy Ciach do Bytomia. Nadszedł moment, żeby przemyśleli swój repertuar - mówi rzecznik.

To nie pierwszy problem Ciachu ze Śląskiem. W oryginalnej wersji skeczu z biura podróży występuje nie Bytom, ale Gliwice. - Zmieniliśmy miasto, bo nasi znajomi ze Śląska powiedzieli nam, że Gliwice są najładniejszym miastem regionu. Doradzili nam za to Bytom, gdzie pod względem turystycznym pięknie nie jest - wyjaśnia Rewers.
Marek Jarzębowski (z dumą): - Co do tego, że Gliwice są właśnie takie jak je określił kabaret, nigdy nie miałem żadnych wątpliwości.


Słuchałem (i oglądałem) dziś na TVPolonia ten skecz w oryginale. Z Gliwicami, niestety...
Nie byłbym sobą, gdybym jednak nie zabrał głosu w temacie brzydoty Bytomia, bo bywam tam bardzo często (dojeżdżam 850) . Jestem przerażony upadkiem tego miasta. Na pierwszy (i drugi) rzut oka ma ono więcej zabytków niż Gliwice - zwłaszcza przykładów secesjii ma mnóstwo.. Ale, ludzie! W jakim to jest stanie! Koszmar po prostu!
Miasto bez gospodarza i tyle. A może wpływ ma na to brak własnej wyższej uczelni = brak młodych. Jak myślicie: ma to jakiś wpływ, czy nie?
A przed wojną ?!
Sami popatrzcie:
http://www.vogel-soya.de/Beuthen_Galerie_1.html

Pozdrawiam.



Temat: Gliwice - Bytom
Przyznac sie. Czy ktos z was doradzal temu kabaretowi?

http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,2830812.html

Obciach w Bytomiu po występie kabaretu Ciach

Kabaret Ciach ogłosił w telewizji: w Bytomiu jest brud, smród i huty. Urażony rzecznik magistratu twierdzi, że artyści obrazili miasto. - Bezpodstawne naigrywanie się jest szczytem złego smaku - mówi.
Zielonogórska grupa wystąpiła podczas ostatniej Mazurskiej Nocy Kabaretowej. Występy były transmitowane na żywo w publicznej telewizji. W jednym ze skeczy klient biura podróży wybiera się na wakacje. Ma jednak problem, bo już wszędzie był. Sam zaproponował, że pojedzie do Bytomia. - Bytom? Ale przecież tam jest brud, smród i żeby nie powiedzieć ubóstwo to powiem... huty - usłyszał w odpowiedzi.
Program oglądał bytomianin Piotr Smętek: - Wiem, że to tylko żart, ale pewne granice zostały przekroczone! - zżyma się. Zapewnia, że to, co mówi o jego mieście Ciach, to kłamstwo. - Tu się przecież wiele dzieje! Nieprawda, że jest brud.
Napisał w tej sprawie mail do kabaretu: "Nie wiem, o co wam chodziło i następnym razem, zanim użyjecie jakiejś nazwy miasta, pomyślcie trochę. To nie boli" - czytamy w liście.
O skeczu słyszeli też miejscy urzędnicy. Jacek Wicherski, rzecznik magistratu wzdycha: - Robi się przykro, gdy słyszymy takie rzeczy. Twierdzi, że Bytom nie zasługuje na takie traktowanie, a żart jest prymitywny. - W ten sposób obraża się Bogu ducha winnych mieszkańców. Bezpodstawne naigrywanie się jest szczytem braku dobrego smaku - mówi Wicherski.
Przypomina, że w mieście są Opera Śląska, Dolomity - Sportowa Dolina, Muzeum Górnośląskie i odbywa się Konferencja Tańca Współczesnego. Miasto zdobywa też sporo unijnych dotacji na inwestycje.
Janusz Rewers, menedżer i członek kabaretu Ciach, mówi, że kabaret to sztuka, która opiera się na stereotypach. - Niestety, stereotyp Śląska jest taki, a nie inny. Nie mamy nic przeciwko mieszkańcom Bytomia. Pozdrawiam ich - mówi Rewers.
Tłumaczy, że kabaret do skeczu potrzebował miasta, które w ogóle nie kojarzy się z turystyką. - Nikt chyba nie pomyśli, by jechać do Bytomia na urlop. Nie chcieliśmy jednak nikogo urazić. Przepraszamy tych, którzy poczuli się dotknięci - dodaje.
To nie przekonuje Wicherskiego. Mówi, że stereotypy to żadne wytłumaczenie.
- Świadczą o braku wiedzy. Nie wiem, czy zaprosimy Ciach do Bytomia. Nadszedł moment, żeby przemyśleli swój repertuar - mówi rzecznik.

To nie pierwszy problem Ciachu ze Śląskiem. W oryginalnej wersji skeczu z biura podróży występuje nie Bytom, ale Gliwice. - Zmieniliśmy miasto, bo nasi znajomi ze Śląska powiedzieli nam, że Gliwice są najładniejszym miastem regionu. Doradzili nam za to Bytom, gdzie pod względem turystycznym pięknie nie jest - wyjaśnia Rewers.
Marek Jarzębowski (z dumą): - Co do tego, że Gliwice są właśnie takie jak je określił kabaret, nigdy nie miałem żadnych wątpliwości.



Temat: Gdzie na sylwestra? 2007/2008
Gdzie na sylwestra 2007/08? Na pewno nie na katowicki rynek...

Sylwester na rynku nie dla katowiczan

Jeśli nie wykupiłeś sobie karnetu na sylwestrową imprezę w klubie, kinie czy teatrze i nie masz ochoty wyjeżdżać poza Śląsk, to raczej nie licz na to, że magistrat zaprosi cię na miejską zabawę. Włącz telewizor i zobacz, co się dzieje w dużych miastach w innych częściach Polski.

Karnety na sylwestrowe imprezy organizowane przez śląskie kluby, teatry i kina właśnie się kończą albo już ich nie ma. Alternatywą dla spragnionego noworocznych szaleństw mieszkańca regionu jest "domówka", przy braku inwencji spędzona przed telewizorem, lub wyprawa na dworzec - bynajmniej nie po to, żeby tam oddawać się zabawie, ale żeby kupić bilet do Krakowa czy Wrocławia. W tych miastach w sylwestra powinno być ciekawie, a na śląskich rynkach będzie się działo niewiele.

Największa plenerowa zabawa w regionie odbędzie się w Chorzowie, gdzie główną gwiazdą będzie zespół Trzy Korony, grający piosenki z repertuaru Czerwonych Gitar. Niczego nie ujmując organizatorom, bo coroczna impreza na rynku cieszy się sporym powodzeniem wśród mieszkańców, to jednak raczej nie może się równać z atrakcjami, jakie czekają mieszkańców dużych miast w innych częściach Polski. Śląskie i zagłębiowskie miasta zapraszają w większości tylko na pokazy sztucznych ogni. - Organizowanie dużych sylwestrowych imprez zwyczajnie się nam nie opłaca, bo wtedy wszystko jest droższe. A tak zamiast jednej drogiej zabawy możemy w innym terminie zrobić dwie inne - tłumaczy Joanna Zagórska z Wydziału Kultury i Promocji Miasta UM w Gliwicach.

W Katowicach - stolicy regionu promującej się jako "miasto wielkich wydarzeń" - tym razem obejdzie się bez wielkiego wydarzenia. Sylwestrowej zabawy, tak jak rok temu, nie będzie. Wszystko dlatego, że znów rozpoczną się prace przy przebudowie kanalizacji na rynku. - Niebawem pojawią się tam koparki. Poza tym masowe imprezy w centrach miast cieszą się dziś mniejszą popularnością niż w latach 90. Wróciła moda na sylwestry domowe - tłumaczy Waldemar Bojarun, rzecznik UM, ale zapewnia, że miasto nie chce rezygnować z noworocznych imprez w centrum. Być może już w przyszłym roku taką zorganizuje. Tylko że pewnie nie na rynku, bo to nie najlepsze miejsce. Choćby dlatego, że biegnące nad nim trakcje tramwajowe znacznie ograniczają możliwości wielbicieli fajerwerków. - Zastanawiamy się nad innym miejscem, na przykład dużym placem przed Spodkiem, który doskonale sprawdził się podczas finałów Ligi Światowej - dodaje Bojarun i tłumaczy, dlaczego, chociaż plac się sprawdził, w sylwestra nic tam się nie będzie działo. - Jego remont skończył się niedawno i nie było czasu, żeby zaplanować dużą imprezę. Plac to nowy pomysł, jeszcze nie wiadomo, co z tego wyjdzie - mówi.

Katowice się zastanawiają, a w tym czasie mieszkańców regionu zjednuje sobie Kraków. Organizowana na Rynku przez podlegające prezydentowi miasta Krakowskie Biuro Festiwalowe i telewizję Polsat Sylwestrowa Moc Przebojów reklamowana jest na billboardach i citylightach w całej Polsce, ale na Śląsku szczególnie intensywnie i to nie tylko w największych miastach. - Zawsze przyjeżdża do nas bardzo wielu gości z Górnego Śląska. Jak kiedyś pytałam ludzi bawiących się w sylwestra na Rynku, skąd przyjechali, to okazało się, że co druga osoba jest właśnie od was - mówi Maja Drexler z Krakowskiego Biura Festiwalowego. Zainteresowanie tłumaczy niewielką odległością Krakowa od Śląska i niezwykłym klimatem miasta, które w okresie świątecznym jeszcze bardziej pięknieje. - Miasto w to inwestuje. Sylwestrowa impreza to potężna machina promocyjna. Tworząc taki produkt turystyczny, pracujemy dla wszystkich - dla sklepikarzy, przewoźników i hotelarzy. Kiedy ludzie przyjeżdżają do nas na sylwestrową zabawę, zwykle zostają w mieście kilka dni. A dzięki współpracy z telewizją może zobaczyć nas cała Polska - dodaje.

Wrocławski Sylwester pod Dobrą Gwiazdą będzie transmitowany w TVP2, Zakochaj się w Warszawie ze stolicy w TVN. Kiedy w sylwestra pod dobrą gwiazdą będzie się można zakochać w Katowicach, nie wiadomo.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

http://miasta.gazeta.pl/k...007-12-14-03-06



Temat: Inwestycje Kolejowe w Bytomiu
A ja znalazłem taki artykuł opublikowany wczoraj :


To dobra wiadomość dla tych, którzy każdego dnia pokonują trasę Bytom-Gliwice-Bytom. Od lutego przyszłego roku wraca połączenie kolejowe między tymi dwoma miastami.

Decyzję o zlikwidowaniu pociągu podjęto pod koniec maja 2001 roku. Połączenie poszło do kasacji, bo przewożenie ludzi z Bytomia do Gliwic i z powrotem było niedochodowe. Dwa lata temu jednak pojawił się pomysł ponownego uruchomienia pociągu. - Zrodził się w Urzędzie Marszałkowskim w Katowicach. O ogłoszeniu przetargu zadecydowały wyniki badań Politechniki Śląskiej. Specjaliści stwierdzili, że infrastruktura jest w dobrym stanie. Trzeba ją będzie częściowo odnowić, ale na remont nie trzeba wyłożyć ogromnych pieniędzy - mówił w zeszłym roku Witold Trulka z biura prasowego Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach. Przetarg, który miał wyłonić przewoźnika, był ogłaszany dwa razy i ani razu nie udało się wyłonić przewoźnika. Bo albo nie było zainteresowania przetargiem, albo startujące w przetargu firmy składały niekompletne dokumenty. - Uznaliśmy więc, że skoro przewoźnicy nie interesują się przetargiem, to wykorzystamy fakt, że już i tak mamy podpisaną umowę z PKP Przewozy Regionalne, więc rozszerzymy naszą współpracę na jeszcze jedno połączenie - tłumaczy Jacek Stumpf, dyrektor Wydziału Komunikacji i Transportu Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach.

Powrót bytomsko-gliwickiego połączenia jest pewny. To już jest fakt. Wszystko zostało potwierdzone i ustalone - zapewnia Michał Lipiński z biura prasowego Przewozów Regionalnych. Stumpf w opiniach jest ostrożniejszy. - Są bardzo duże szanse na uruchomienie pociągu, ale ze stwierdzeniem, że jest to pewne bym się wstrzymał. Będzie to zależało od tego, jaką ofertę przedstawią Przewozy Regionalne, a rozmowy praktycznie dopiero się zaczęły - mówi dyrektor. Na razie nie wiadomo ile dokładnie będzie kosztowało ponowne uruchomienie połączenia między Bytomiem a Gliwicami. - Ale będzie to kilka milionów złotych - dodaje Stumpf. Pieniądze będą pochodziły z budżetu województwa. Trasę będą każdego dnia obsługiwały 42 pociągi.

Pociąg przyda się obu miastom. - Gliwice się rozwijają. Jest tam strefa ekonomiczna, która przyciąga pracowników. Bytom też najgorsze lata ma już za sobą. Oba miasta mają wyższe szkoły, do których dojeżdżają studenci - mówi Stumpf. Pociąg jest potrzebny, ale to, czy utrzyma się na torach będzie zależało od tego, czy ktoś będzie chciał nim jeździć. - Oferta będzie atrakcyjna. Zrobimy wszystko, by koszt przejazdu pociągiem był porównywalny z kosztami ponoszonymi na transport drogowy. Na razie trudno jeszcze mówić o konkretnych kwotach. To będzie zależało od zakończenia rozmów z Przewozami Regionalnymi - tłumaczy Stumpf. Od ilości pasażerów będzie też zależało, z jaką częstotliwością po roku pociąg będzie jeździł. Przejazd pociągiem z Bytomia do Gliwic ma zajmować 20 minut, podczas gdy pokonanie trasy drogą zajmuje 40 minut.

Na tym nie koniec kolejowych inwestycji. Trwają przygotowania do uruchomienia szybkiej kolei dojazdowej z Katowic do Pyrzowic. Pociąg będzie jeździł po dwóch torach. Jego trasa będzie prowadziła z Katowic-Załęża, przez Chorzów, Bytom, Piekary Śląskie, Bobrowniki, Dobieszowice, aż do lotniska w Przyrzowicach. Część linii będzie wiodła wzdłuż autostrady A1. Cała trasa będzie miała 38 km długości. Przejazd całą trasą, razem z postojami na pięciu przystankach, zajmie pociągowi 29 minut. - Od granicy Bytomia do Pyrzowic pociąg będzie jeździł po nowych torach. Na pozostałym odcinku zostanie wykorzystana już istniejąca infrastruktura - informuje Stumpf. - Koszt uruchomienia tej linii to kilkaset milionów złotych. Bez środków unijnych nie ma szans, by to połączenie mogło ruszyć. Dlatego Polskie Linie Kolejowe, które są inwestorem, będą się starały o dofinansowanie z Unii Europejskiej. My będziemy ich w tym wspierać - mówi Stumpf.

W Bytomiu nowa kolej będzie biegła w rejonie ulicy Siemianowickiej, w kierunku Piekar Śląskich. - Podróż z Bytomia do Katowic potrwa 15 minut. Miasto zyska także bezpośrednie połączenie z lotniskiem w Pyrzowicach - mówi Jerzy Sikorski, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miejskiego w Bytomiu. - Aglomeracja będzie miała sprawne połączenie z lotniskiem. Dzisiaj mamy dwa miliony pasażerów. Za kilka lat będzie kilka milionów pasażerów. Trudno wymagać, by podróżowali tylko po drogach - podkreśla Stumpf.

Połączenie Katowice-Pyrzowice ma być gotowe do 2012 roku. Trzeba jeszcze stworzyć projekt całej linii i wyłonić przewoźnika. - Liczę na to, że do tego czasu pojawią się nowi przewoźnicy, którzy będą zainteresowani obsługą linii - podsumowuje Stumpf.




Temat: Zoo odbiło się od dna


Po raz pierwszy od wielu lat dyrekcja śląskiego ogrodu zoologicznego nie martwi się tym, że zabraknie pieniędzy na jedzenie dla zwierząt czy łatanie przeciekającego dachu. Zaczęto używać zapomnianego już prawie w zoo słowa - inwestycje.

Przygotowanie audytu energetycznego dla wszystkich 60 obiektów na terenie ogrodu to jeden z dwóch największych wydatków zaplanowanych na 2009 rok. Uzyskanie certyfikatu jest niezbędne do przeprowadzenia modernizacji systemu produkcji i dostawy ciepła do budynków.

- Mamy 32 kotłownie, które powstawały w różnych okresach na przestrzeni ostatnich 40 lat. Wiele z nich już dawno zostało wyeksploatowanych - tłumaczy Kazimierz Dul, dyrektor śląskiego zoo. - Inwestycja będzie realizowana przez kilka najbliższych lat. Zostanie ograniczona ilość kotłowni maksymalnie do trzech, a oprócz wymiany sieci ciepłowniczej czeka nas termo-modernizacja budynków oraz założenie kolektorów słonecznych do podgrzewania wody w kotłowniach. Całość kosztować ma około 10-12 milionów złotych, ale już otrzymaliśmy wstępne potwierdzenie, że w znacznym stopniu pomoże nam finansowo Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach - dodaje.


Przed tygodniem tygrysem bengalskim o imieniu Tarzan zaopiekowała się Ruda Śląska

Z większych zakupów ujętych w tegorocznym budżecie znalazła się nowa brama do pawilonu słoni. Sporo planuje się też remontów. Naprawy wymagają przede wszystkim dachy, skorodowane rynny i okucia. Na ten cel zostanie w bieżącym roku wydanych 485 tys. zł. Za 97 tys. zł zostanie położony nowy asfalt na alejkach, które w wielu miejscach, po licznych naprawach podziemnych instalacji i na skutek rozrastania się korzeni drzew, przypominają ser szwajcarski. Dawny blask za 63 tys. zł odzyskać ma brama wejściowa i ogrodzenie zoo. Pawilony i wewnętrzne ogrodzenia czeka wielkie malowanie.

Nie zapomniano o kamiennych dinozaurach. Figury przedpotopowych gadów pokryje się żywicą, uzupełni ubytki i odmaluje.

Od sierpnia ubiegłego roku, kiedy to zoo stało się samodzielną jednostka podlegająca samorządowi województwa, wiele już się zmieniło.

- Środki przygotowane przez marszałka i sejmik województwa śląskiego w pełni pokrywają się z naszymi oczekiwaniami. Wreszcie mamy zapewnione pieniądze na bieżącą działalność, a przez wiele lat nawet z tym było bardzo krucho - przyznaje Dul.

Zoo imało się różnych sposobów na pozyskiwanie finansów. Jednym z pomysłów, który sprawdza się do dziś, jest sponsorowanie zwierząt. A samorządy biją się o zwierzaki. Najlepiej duże, silne i groźne. Tak, aby za niewielką kasę dobrze i skutecznie promować wizerunek swoich miast. Bo obok jego klatki można ustawić logo miasta.

Katowice i Gliwice powalczyły o lwy. Z boju zwycięsko wyszły Katowice, teraz płacą 1.6 tys. zł miesięcznie za utrzymanie dwóch lwów. Bez twarzy zostały Gliwice.

- Na pewno wykorzystamy adopcję w celach marketingowych, ale przy okazji pomożemy ogrodowi. Lew pasuje do Katowic, kojarzy się z królem dżungli, z siłą i potęgą, tak jak stolica aglomeracji. Z Gliwicami chcieliśmy się podzielić oddalibyśmy jednego lwa, a w zamian zaadoptowalibyśmy inne zwierze - wyjaśnia Jakub Jarząbek z katowickiego biura prasowego.

Jednak w Gliwicach odpuścili. - Były przymiarki do lwa, ale Katowice nas uprzedziły - dowiedzieliśmy się w magistracie.

- Idea polega na objęciu patronatu nad którymś ze zwierząt, chodzi o ochronę przyrody - mówi Dul.

Mniej idealistyczne są pobudki samych samorządów. To raczej mania wielkości, niż postawa proekologiczna. Gliwice nie dostały lwa, więc obrażone nie przygarnęły żadnego innego zwierzaka.

Do adopcji przymierzają się też kluby sportowe. Po tym jak Polonia Bytom przygarnęła i sponsoruje orla bielika, GKS Katowice zapragnął mieć tygrysa. Jak się okazało tygrysa sprzed nosa zgarnęła piłkarzom z Bukowej Ruda Śląska. Zarząd klubu adopcje odpuścił.

W sumie swoich finansowych opiekunów posiada ponad dwadzieścia zwierzaków. m.in. gepard, żyrafa, sowa śnieżna, wilk grzywiasty, koza karłowata, puma czy tapir.

Za tygrysa Ruda na konto zoo będzie co miesiąc przelewać 1.000 zł.

- Koszty utrzymania poszczególnych zwierząt są znacznie wyższe - przyznaje Marek Kocurek, asystent dydaktyczny zoo. - Bardziej chodzi o to, by mieszkańcy poczuli się odpowiedzialni za losy zwierząt oraz ogrodu, który przecież jest nasz, śląski.

A.Widera, J. Przybytek - POLSKA Dziennik Zachodni



Temat: [pr] Warszawa odrzuciła wnioski o dofinansowanie...
za: http://katowice.naszemiasto.pl/gospodarka/391920.html

Warszawa odrzuciła wnioski o dofinansowanie komunikacji na Śląsku

Trybuna Śląska, Piątek, 13 sierpnia 2004r.

Urzędnicy Ministerstwa Gospodarki doszukali się błędów we wszystkich
wnioskach o dofinansowanie komunikacji publicznej, jakie spłynęły z
miast województwa śląskiego. Wnioskodawcy dostali na poprawki
niespełna tydzień. Jeśli nie zdążą, ponad 10 milionów euro z Unii
Europejskiej może im przejść koło nosa.

Śląsk nie jest wyjątkiem. Ministerstwo zakwestionowało wszystkie
wnioski przygotowane w kraju. Ich autorzy dostali do 16 sierpnia czas
na uzupełnienie braków i wyjaśnienie wszystkich nieścisłości.

Nie podali linii

Stawka jest spora. Na rozwój transportu publicznego w aglomeracjach
liczących ponad 500 tys. mieszkańców Unia dała Polsce 168 mln euro. O
dofinansowanie z tej puli przygotowanych projektów wystąpiło do
Ministerstwa Gospodarki dwanaście instytucji. Wśród nich Komunikacyjny
Związek Komunalny GOP oraz Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej z
Katowic, Gliwic i Sosnowca.

  Dopiero w poniedziałek po południu dostaliśmy z Warszawy pismo z
prośbą o wyjaśnienie pewnych spraw   mówi Maciej Krawczyk, wiceprezes
zarządu PKM w Gliwicach. Firma wystąpiła o 1,8 mln euro głównie za
zakup nowych autobusów. Ministerstwu nie spodobało się, że PKM nie
podało linii, na których jeździłyby pojazdy.   Nie sądziliśmy, że to
aż tak istotne. Pozy tym, chcieliśmy, żeby nowe autobusy jeździły na
różnych liniach   tłumaczy Maciej Krawczyk.

Co z dworcami?

Urzędnicy uznali, że w gliwickim wniosku brakuje również przedsięwzięć
związanych z rozwojem infrastruktury.   Przecież nie będziemy stawiać
nowych dworców czy przystanków, bo to nie należy do naszych zadań. My
tylko wozimy pasażerów na trasach, gdzie wygramy przetarg. Inaczej
wygląda sytuacja w Warszawie, gdzie przewoźnik jest jednocześnie
organizatorem komunikacji   twierdzi Maciej Krawczyk.

Na poczucie rzeczywistości urzędników liczy Tomasz Sołtysik, który
przygotowywał wniosek KZK GOP.   Planujemy rozbudowę punktów obsługi
pasażerów. Co roku chcemy otwierać dwa nowe biura. Pierwsze powstaną w
Gliwicach i Sosnowcu. Mamy tam już wynajęte pomieszczenia.
Ministerstwo domaga się podania dokładnych lokalizacji kolejnych biur,
a my znamy tylko miejscowości   mówi Tomasz Sołtysik.   Przecież nie
możemy już teraz wynająć pomieszczeń, które przez dwa lata będą stały
puste   dodaje.

Ministerstwo uspokaja

Przedstawiciele Ministerstwa Gospodarki nie chcą mówić o konkretnych
zastrzeżeniach.   To może zrobić tylko beneficjent   stwierdza Monika
Majewska z biura prasowego MG. Jesienią resort zamierza zorganizować
kolejną turę naboru wniosków.   Jeśli ktoś nie zdąży z poprawkami do
16 sierpnia, będzie mógł wtedy ponownie złożyć wszystkie dokumenty  
zapowiada Monika Majewska.   Jeśli pula środków znowu nie zostanie
wyczerpana, w drugim kwartale 2005 roku odbędzie się trzecia tura
naboru   podsumowuje Monika Majewska.

Igor Cieślicki





Temat: Silesia City Center


Silesia City Center, największe na Śląsku centrum handlowe, zwyciężyło w międzynarodowym konkursie World Leadership Awards 2007. W kategorii gospodarka i zatrudnienie pokonało 400 innych projektów z całego świata.

Konkurs odbył się w Londynie już po raz trzeci. Organizuje go organizacja pozarządowa The World Leadership Forum. Przyznaje nagrody miastom i inwestorom za projekty z różnych dziedzin, w tym architektury, transportu, kultury i sztuki, edukacji, zdrowia. W 14 kategoriach wybierane są miasta, które można uznać za lidera w danej gałęzi. Promowane są innowacyjne rozwiązania.

W zeszłym roku Kraków otrzymał nagrodę w kategorii gospodarka i zatrudnienie za projekt rozwoju turystycznego. W tym roku w tej samej dziedzinie wygrały Katowice, które reprezentowało Silesia City Center. Jego inwestorowi, węgierskiej firmie TriGranit, udało się pokonać projekty z 400 miast całego świata, w tym indyjską Kalkutę i Nelson Mandela Bay z RPA.

SCC startowało już po raz drugi w konkursie, w zeszłym roku próbowało swych szans w kategorii planowanie miejskie. - Tym razem wygraliśmy, bo przekonująco pokazaliśmy, jak 30 hektarów zdegradowanego obszaru przekształciliśmy w centrum miejskie, gdzie oprócz handlu będzie można wkrótce zamieszkać oraz wynająć biura. Pracuje tutaj już 3 tys. osób. To znacznie więcej, niż zatrudnia General Motors w Gliwicach - zachwala Dariusz Rudziński, dyrektor zarządzający SCC.



Rudziński dodaje, że centrum daje też pracę wielu firmom serwisowym, a także niebagatelne wpływy z tytułu podatków do miejskiej kasy. - Otwarcie Silesii było dla wielu lokalnych przedsiębiorstw trampoliną. Przykładem firma sprzątająca, która teraz przekształciła się już w duży zakład, czy też katowicka firma zajmująca się zielenią, która realizuje teraz zamówienia nawet w Rumunii - tłumaczy Rudziński.

Z nagrody dla SCC zadowoleni są włodarze miasta. - To także wyróżnienie dla Katowic. Ale przede wszystkim promocja, bo nazwa miasta widnieje teraz w wielu publikacjach na całym świecie - mówi Józef Kocurek, wiceprezydent Katowic.

Samo miasto startowało w konkursie w kategorii rewitalizacja miejska. - Prezentowaliśmy dzielnicę Zawodzie, która ze zdegradowanej staje się jedną z lepszych do zamieszkania dzięki inwestycjom w budownictwo społeczne - dodaje wiceprezydent. Jednak projekt TBS-ów "Bulwary Rawy - etap III" przeszedł w Londynie bez echa.

TriGranit ma dalekosiężne plany w stosunku do Katowic. Tuż obok centrum handlowego buduje osiedle Dębowe Tarasy na tysiąc mieszkań, pierwsze bloki zostaną oddane do użytku już w 2008 roku. Od strony średnicówki postawi też dwa biurowce - Silesia Towers, które razem będą mieć około 60 tys. m kw. Deweloper rozpoczął starania, by te budynki znalazły się w Katowickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej wzorem biurowców Altus i Chorzowska 50.

Deweloper startuje również w konkursie na przebudowę katowickiego dworca kolejowego. Koncepcję jego modernizacji opracowuje jeden z najlepszych polskich architektów Stefan Kuryłowicz z Warszawy, ten sam, który zaprojektował wieżowce Silesia Towers. - Nie możemy zdradzić planów co do dworca, ale nie będzie tam żadnej strzelistej zabudowy. Chcemy, by nowe obiekty wpisały się w śródmiejską zabudowę i złączyły dwie strony miasta rozdzielone torami. Będzie tam mniej handlu, a więcej usług: biur czy funkcji hotelowych - tłumaczy Jacek Wachowicz, prezes zarządu TriGranit Development Polska.

Inwestor zapowiada, że interesuje go też przebudowa centrum Katowic. Będzie startował w konkursie na wykonawcę koncepcji, jaką dla obszaru alei Korfantego pomiędzy Spodkiem a rynkiem opracował architekt Tomasz Konior.

Tomasz Malkowski



Temat: Śląsk: wicemarszałek zatrzymany pod zarzutem korupcji
Prokuratura: wicemarszałek wziął pół miliona

Grzegorz Sz., związany z PiS-em wicemarszałek województwa śląskiego, jest podejrzany o przyjęcie pół miliona zł łapówek. We wtorek prokuratura złożyła wniosek o aresztowanie zarówno jego, jak i ośmiu dyrektorów szpitali z naszego regionu.
Według prokuratury zatrzymani w poniedziałek przez ABW mężczyźni mieli brać łapówki za ustawianie przetargów na dostawy aparatury medycznej do swoich szpitali. Do specyfikacji zamówienia wpisywali takie warunki techniczne sprzętu, że spełniała je tylko jedna firma.

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, chodzi o Philips Polska, który sprzedaje szpitalom mnóstwo urządzeń: od aparatów rentgenowskich po tomografy komputerowe i wyposażenie pracowni kardiologicznych. To właśnie pracownik działu medycznego tej firmy Marian R. miał dostarczać do szpitali szczegółowe dane o sprzęcie. Za takie ustawianie przetargów dyrektorzy szpitali mieli dostawać ok. 5 proc. wartości zamówienia.

- Mamy dowody, że Grzegorz Sz. jako dyrektor chorzowskiego Centrum Pediatrii i Onkologii w taki sposób rozstrzygnął trzy przetargi. Wziął za to łapówkę w wysokości 535 tys. zł - ujawnił wczoraj prokurator Andrzej Laskowski, rzecznik prasowy biura przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej w Poznaniu.

Trzy zarzuty usłyszał też Wojciech O., dyrektor Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach. Według śledczych za ustawienie przetargów wziął 70 tys. zł. - Pozostali dyrektorzy brali od kilkunastu do kilkudziesięciu tys. zł - tłumaczy Laskowski.

Pozostali to m.in. Włodzimierz M., dyrektor Szpitala im. Leszczyńskiego w Katowicach, Jaromir W., dyrektor Szpitala Wielospecjalistycznego w Gliwicach, Marek S., dyrektor dwóch szpitali miejskich w Sosnowcu, oraz Andrzej P., dyrektor Szpitala Klinicznego im. Mielęckiego w Katowicach.

Wczoraj podejrzani byli konfrontowani z aresztowanymi w sierpniu Marianem R. i drugim pracownikiem Philipsa, którzy ujawnili, komu, kiedy i ile płacili. Dyrektorzy ze Śląska nie przyznali się do winy, dlatego późnym popołudniem prokuratura zdecydowała, że złoży wniosek o ich tymczasowe aresztowanie. - Jest to podyktowane obawą matactwa oraz zagrożeniem wysoką karą - tłumaczy rzecznik prokuratury.

Według "Gazety" nazwisko związanego z PiS-em wicemarszałka pojawiło się w korupcyjnym śledztwie jeszcze przed wyborami. Prokuratura celowo jednak zwlekała z rozwijaniem tego wątku. Sprawa nabrała tempa dopiero na przełomie października i listopada. - Nie działamy politycznie, wszystkie czynności przeprowadzaliśmy wtedy, kiedy to było możliwe - mówi Laskowski.

Wewnętrzne śledztwo dotyczące przetargów trwa także w Philips Polska. Prowadzą je ludzie z centrali koncernu w Amsterdamie. - Postępowanie trwa i nie możemy jeszcze podać żadnych ustaleń. Jedno jest pewne: nigdy nie istniał w naszej firmie żaden specjalny fundusz na łapówki dla dyrektorów szpitali - zapewniła w rozmowie "Gazetą" Beata Ptaszyńska-Jedynak, rzeczniczka firmy.

Niemal wszyscy zatrzymani dyrektorzy to cenieni menedżerowie szpitali. Żaden nie dopuścił do długów. Przeciwnie - ich szpitale uchodziły za prężnie rozwijające się placówki.

Na Śląskim Uniwersytecie Medycznym, właścicielu dwóch szpitali, w których zatrzymano dyrektorów, nie ukrywano zaskoczenia. - Ani prokuratura, ani ABW nie poinformowały nas o ich zatrzymaniu i toczącym się postępowaniu. O całej sprawie dowiedzieliśmy się nieoficjalnie od pracowników tych szpitali, kiedy na miejscu pojawiła się prokuratura z nakazem wydania dokumentów przetargowych - mówi Bernadeta Kuraszewska, kanclerz ŚUM.

Oficjalnie dyrektorzy GCM i szpitala na Francuskiej wzięli urlopy na żądanie. Władze Gliwic i Sosnowca dopiero wczoraj ustaliły, którego z dyrektorów ich szpitali zatrzymano. Wyjątek to dyrektor Szpitala Wojewódzkiego im. Leszczyńskiego w Katowicach, który sam zadzwonił do urzędu marszałkowskiego z informacją o swoim zatrzymaniu.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice



Temat: Budowa autostrady A1
Sośnica, Gorzyczki: Budowa A1 krytykowana przez ekologów
http://gliwice.naszemiasto.pl/wydarzenia/930370.html

Komisja Europejska przygląda się budowie śląskiego fragmentu autostrady A1, na odcinku od Sośnicy do granicy państwa w Gorzyczkach. Czyni to na wniosek organizacji pozarządowych, które powiadomiły unijnych urzędników o niedostatecznej, ich zdaniem, ochronie płazów. Przyrodnicy szykują też kolejną skargę, dotyczącą kolejnego odcinka A1, od Sośnicy do Pyrzowic. Jeśli wyczulona na punkcie ochrony środowiska Komisja Europejska dopatrzy się uchybień, może wstrzymać unijne dotacje z udziałem których realizowane są obie inwestycje, a nawet nakazać ich zwrot. Chodzi o ponad 400 milionów euro!

Niedostateczne zapisy chroniące płazy z autostradowego "Raportu oddziaływania na środowisko" kwestionuje wrocławskie stowarzyszenie Eko-Unia. Jak przyznaje jej szef Radosław Gawlik, zrobił to na prośbę osób, które na własną rękę sprawdzają, jak budowlańcy i inwestor dbają o znajdujące się pod ochroną płazy, w tym te zagrożone wymarciem i wpisane do Czerwonej Księgi Zwierząt. Jedną z tych osób jest dr Marek Sołtysiak, który udokumentował masakrę płazów na istniejącej już trasie koło rezerwatu przyrody Morzyk (droga S1) oraz na placu budowy w okolicy knurowskiego stawu Moczury. Był jednym ze współautorów przygotowanego przez Fundację Wspierania Inicjatyw Ekologicznych z Krakowa opracowania o szkodach w środowisku powstałych w związku z budową autostrady. Zgłoszenie o szkodach trafiło na biurko wojewody śląskiego. Ekspertyzę wraz z dokumentacją otrzymała teraz Komisja Europejska.

- Błędy popełniono już na etapie przygotowania inwestycji, a potem powtórzono w trakcie trwania budowy. Np. niepoprawnie zinwentaryzowano miejsca rozrodu płazów, nie wskazano obszarów ich migracji, a szereg miejsc występowania tych zwierząt pominięto. Autorom raportów zabrakło też wiedzy na temat faz życia płazów, bo np. w rejonie potoku Żernickiego planują - i słusznie - nie prowadzić prac przez okres migracji, ale już zapomnieli o okresie, gdy przeobrażone płazy zaczną wychodzić z wody na ląd. Już tylko o ignorancji budowlańców może świadczyć fakt, że w trakcie budowy nie zakrywają studzienek kanalizacyjnych, w efekcie czego nie tylko płazy, ale i większe zwierzęta wpadają do nich i giną - wylicza dr Marek Sołtysiak.

Jak twierdzi, nie chodzi o torpedowanie inwestycji, a o poważne potraktowanie ochrony drobnych zwierząt. I dodaje, że u źródła problemu leży niewiedza inwestora oraz stare nawyki panujące na budowach, nie zaś brak metod ochrony zwierząt, bo te są od dawna doskonale znane.

- Komisja Europejska działa powoli, ale skutecznie. To może być zimny prysznic dla inwestora i niezbędna lekcja na przyszłych placach budowy. Tak jak kierowcom potrzebne są autostrady, tak do zachowania równowagi w ekosystemie niezbędne są płazy - tłumaczy Radosław Gawlik z Eko-Unii.

Urzędnicy twierdzą, że samozwańczy opiekunowie przyrody niepotrzebnie wszczynają alarm, bo straty w przypadku zakrojonych na szeroką skalę przedsięwzięć są nieuniknione. A autostradowe przedsięwzięcia są dopracowane i nie obawiają się ich zanegowania przez KE.

- Nasze wyjaśnienia zostały już wysłane Komisji. Nie mieliśmy jeszcze przypadku odebrania pieniędzy projektom współfinansowanych przez Fundusz Spójności ze względu na niespełnienie warunków środowiskowych. Nie sądzę, by stało się tak tym razem. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad realizuje zapisy decyzji środowiskowej wydanej przez wojewodę. Przecież w tych pracach bierze udział m.in. herpetolog, czyli specjalista od płazów - wyjaśnia Anna Konik-Żurawska, rzecznik Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Pewien, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wybroni się przed Komisją Europejską, jest także Artur Mrugasiewicz z biura prasowego GDDKiA. - Prace prowadzimy pod nadzorem specjalistycznych firm, a nadzór inwestorski co miesiąc przekazuje raporty dotyczące działań minimalizujących wpływ budowy na środowisko. Na bieżąco analizujemy możliwość wykonywania dodatkowych zabezpieczeń. To wszystko powoduje, że nie zachodzi obawa o ograniczenie liczebności płazów na tym terenie, ani tym samym odebranie unijnych pieniędzy - zapewnia.

Jeśli unijni urzędnicy nie dopatrzą się uchybień, odcinek A1 do Gorzyczek powinien powstać do 2010 r. Jej koszt to ponad 4 mld złotych. Europejskie dofinansowanie odcinka od Sośnicy do Bełku wynosi 83 proc. (193 mln euro, a od Bełku do Gorzyczek - 66 proc. (224 mln euro).

Joanna Heler - POLSKA Dziennik Zachodni




Temat: 26.04 Mistrzostwa Jastrzebia w Parkowym BnO, JZ - OWN
Witam!
Cieszę się, że mój post na forum wywołał tyle emocji. Być może przesadziłem z sarkastycznym tonem wypowiedzi, ale tylko w ten sposób mogłem zwrócić uwagę na pewne rzeczy. Burzliwa dyskusja przeniosła sie poza forum - na gg, maila i telefon.

Pisząc go nie było moim zamiarem wziąć odwetu na wszystkich klubach dookoła, bo chyba musiłbym być wariatem, ani tym bardziej odgryźć się konkretnym osobom. A jednak poprzez umieszczenie w poście kilku dodatkowych, niezweryfikowanych w pośpiechu faktów, wyraziłem opinie krzywdzące innych kolegów, którym tak jak i mnie zależy na propagowaniu tej dyscypliny wśród zwykłych ludzi oraz podniesieniu umiejętności zawodników naszego regionu.

Najprościej byłoby edytować poprzedni post, pozmieniać fakty i udawać, że nic się nie stało, ale ja chciałbym aby każdy wiedział o czym mówię i do jakich błędów chciałbym się przyznać.

Przede wszystkim skrzywdziłem organizatorów poprzednich, bardzo fajnych zresztą, zawodów w Gliwicach stwierdzeniem, że ich biuro pracowało 4 godziny, licząc od startu do ogłoszenia wyników, podobnie zresztą jak i organizatorów z Tychów, gdzie w młodszych kategoriach wyniki były przecież dosyć szybko. Mało eleganckie było również nazywanie wszystkich zawodników i opiekunów z zaproszonych klubów Profesjonalistami. Chciałem Was za to w tym miejscu przeprosić, mając nadzieję, że mój czarny humor nie przekreśli naszych wieloletnich i nowych znajomości.

Po co więc pisałem tego posta?

Chodzi o dwie rzeczy:

Po pierwsze - zwrócenie uwagi na zasady fair-play. Każdy startujący w zawodach uczestnik chciałby oczywiście zająć super miejsce a najlepiej wygrać. Nie może się to jednak odbywać w nieuczciwej walce. Nie może być tak, że któryś z zawodników wyrabia sobie przewagę nad innymi niszcząc lub przestawiając elementy trasy (tylko na tych zawodach: ktoś poprzewieszał wstążki w dwóch miejscach - robiąć skróty do dwóch PK, ktoś podobnie jak w Gliwicach, poprzestawiał o kilkanaście metrów cztery PK, w tym jeden dwukrotnie!!!, czy wreszcie ktoś urwał jedyny perforator ze stojaka). Inną rzeczą jest penetrowanie terenów zawodów przed startem i słuchanie relacji wracających kolegów. Musimy z tymi praktykami zdecydowanie walczyć, a nie udawać, że nic się nie stało, że prawie zawsze tak jest, a my nie mamy wpływu na to kto do nas przyjeżdża. Właśnie że mamy i naszym obowiązkiem jest w pierwszej kolejności tego uczyć! Sam również, i przyznaję się do tego, przyłożyłem rękę do złamania zasad, udostępniając mapę terenu przed zawodami. Myślałem jednak, że udostępnianie map dzień czy dwa dni wcześniej, skoro maja one być zawodami rekreacyjnymi, nie będzie złamaniem dobrych praktych, a początkującym da możliwość przyjrzenia się takiej mapie, dopytania o niejasne szczegóły, elementy i opisy. Udostępnienie mapy przed poprzednimi zawodami było przyjęte pozytywnie, tu znowu było to chyba błędem, i nie tłumaczy mnie nawet fakt, że o tym, że te zawody są zgłoszone do PZOS dowiedziałem sie dosłownie kilkanaście dni przed ich rozpoczęciem (zresztą uważni czytelnicy widzieli, że w pierwszej wersji Regulaminu Zawodów nie było mowy, że są one zaliczane do rankingu).

Druga rzecz to formuła tych biegów - tereny i trasy będą na wszystkie zawody dobierane z myślą o osobach początkujących, bez względu na kategorię wiekową i to jest zapisane w Regulaminie Ligi. I tu nie przewiduję żadnych odstępstw, bez względu na to czy ranga którychś z tych zawodów będzie miała być podwyższona czy też nie. Myślę jednak, że nawet proste trasy w nieznanym terenie mogą dać satysfakcję i podnosić umiejętności zawodników klubowych.
Dlatego cieszę się, że kluby korzystają z moich zaproszeń i mam nadzieję, że ten dzień nic w tej sytuacji nie zmieni, choć fermentu tym postem narobiłem niezłego.

Pozdrawiam wszystkich urażonych moim postem oraz tych, którzy przyjęli go z przymrużeniem oka. Miejmy nadzieję, że takie dyskusje, choć po części prowadzone poza forum publicznym, wyprowadzą nasze Kluby z szarej rzeczywistości.

Pozdrawiam. Rafał

PS. Napiszcie co myślicie o publikowaniu nowych map i udostępnianiu ich przed zawodami, bo jeśli chodzi o same opisy PK, to myślę, że nie warto z tego rezygnować - w Czechach naprawdę nie byłem jeszcze na zawodach, na których nie miałbym przed startem w ręce opisów całej mojej trasy, a na zawody do Czech jeżdżę dwa razy częściej niż na nasze (w tym roku byłem już 7 razy)




Temat: BlaBlaBla...czyli wyraź się @_@
Bo tak to jest, jak się coś zaplanuje i wszystko nadle pójdzie...
Miały być Ateny, a są Gliwice
Cholerne warsztaty...

Jeden z najoryginalniejszych i najwyższych budynków w stolicy stanie zapewne przy rondzie Daszyńskiego - będzie to 170-metrowa wieża z przeszklonymi loggiami na fasadzie, które nocą mają się jarzyć dziesiątkami kolorów niczym kalejdoskop.

Wieżowiec ma powstać na ukośnej działce na południowo-zachodnim narożniku skrzyżowania Prostej i Towarowej. W przekroju będzie przypominać jajko - chodziło m.in. optymalne ułożenie mieszkań względem stron świata - tłumaczy Andrzej M. Chołdzyński, projektant budynku.

Ton elewacji będzie nadawać charakterystyczna "plecionka" przeszklonych loggii. W dolnej części, przeznaczonej na biura, rytm splotów będzie inny niż w górnej, mieszkalnej (tam przeszklone kubiki będą nieco wystawać z płaszczyzny fasady, jak łuski szyszki). Każda z loggii będzie małym ogrodem zimowym chłodzonym latem i podgrzewanym zimą, by roślinność kwitła jak w szklarni.

Jeszcze ciekawiej wieża będzie wyglądać w nocy - część szyb każdej loggii będzie opalizująca, z folią przezroczystą od wewnątrz, ale od zewnątrz nadającą kolor. Dzięki temu po zmroku budynek będzie jarzyć się gamą barw od bladego błękitu poprzez zielony aż do szarości. Stąd nazwa budynku - Kaleidoscope, czyli kalejdoskop. - Marzyłem o ognistej hiszpańskiej czerwieni, ale inwestor mnie w tym entuzjazmie hamuje - wyznaje Andrzej M. Chołdzyński.

Jest nim hiszpański deweloper Pro Urba . Ma już warunki zabudowy dla 120-metrowego budynku. - Ale to miejscy urbaniści skontaktowali się z nami, przekonując, że ze względów kompozycyjnych lepsza byłaby wysokość ok. 170 metrów - twierdzi architekt. - Wtedy budynek będzie widoczny aż ze skrzyżowania Kasprzaka i Płockiej i będzie podkreślać rondo Daszyńskiego. A to skrzyżowanie nabiera ogromnego znaczenia, bo ma tu powstać stacja drugiej linii metra , planowane jest też tu kilka innych wieżowców .

Na przeciwległym narożniku ronda, na miejscu centrum handlowego Jupiter, 120-metrowy wieżowiec chce stawiać hiszpańska firma Torca, a w rogu południowo-wschodnim - 150-metrowy biurowiec przypominający kształtem żagiel deski windsurfingowej, firma Ghelamco. Ona też chce budować ponadstumetrowy budynek w pierzei ul. Towarowej, w tym samym narożniku co Pro Urba . Pomiędzy wieżowcami Pro Urba i Ghelamco powstanie wąska, ok. 150-metrowa uliczka prowadząca ukosem od ronda Daszyńskiego do drugiej inwestycji hiszpańskiego dewelopera w tym rejonie - osiedla na 1,3 tys. mieszkań (powstanie na działce kupionej od Bumaru Waryński).

- Kalejdoskopowa wieża to nie jest przypadkowy wieżowiec wtykany w miejską tkankę ot dlatego, że ktoś dostał warunki zabudowy - podkreśla Chołdzyński. I tłumaczy, że trzy lata temu na zlecenie miasta jego pracownia przygotowała studium dla tego obszaru, radząc, jak zszyć Wolę z Ochotą . W założenia tego opracowania wpisane jest osiedle na terenach Bumaru, podporządkowuje się im także projekt wieżowców przy rondzie.

Deweloper nie chce mówić o koszcie wieżowca. - Wciąż rozmawiamy o kształcie budynku, a przy wieżowcu tych rozmiarów nawet drobna zmiana elewacji oznacza dużą zmianę kosztów. Tym bardziej że chcemy, by to był budynek spektakularny - mówi Jacek Putaj z Pro Urba .

Nie potrafi też określić, kiedy zacznie się budowa, bo to zależy od miejskich urzędników. Wiadomo tylko, że zajmie co najmniej dwa i pół roku. W tym rejonie grunt jest podmokły, więc być może budynek trzeba będzie oprzeć na palach wbitych w ziemię lub na szerokiej żelbetowej płycie.



Temat: [pr] Nowatorski system kontroli biletów w autobusach


Każdy z wsiadających po wciśnięciu się do środka musiał na "dzień
dobry" pokazać kierowcy bilet.


Straszne. Zamach na swobody i wolność. Pod Trybunał Stanu Romana U. za to...


Na kolejnym przystanku pierwsze zamieszanie. Do autobusu ustawiła się
kolejka pasażerów, nerwowo szukająca biletów, a w autobusie
zdezorientowana grupa gimnazjalistów nie wiedziała, którędy ma się
wydostać na zewnątrz. Potem było już tylko gorzej. Starsi ludzie
czekali na otwarcie wszystkich drzwi, bo nie chcieli się tłoczyć do
pierwszych, ryzykując wywrotkę na oblodzonej nawierzchni przystanków.


No tak - tylko pod pierwszymi drzwiami było oblodzone. Poszedłbym dalej
- ze to właśnie przyjazd autobusu spowodował oblodzenie!
A może to drzwi się otwarły i ze środka wypłynęła woda, która zamarzła?


-  To nie do pomyślenia, żeby cały autobus pozamykać na cztery spusty,
a wszyscy mają się tłoczyć na początku. Czyżby pozwalniali wszystkich
kontrolerów? - zastanawiał się starszy mężczyzna.


To nie do pomyślenia, żeby bilety sprawdzać w Bądziniu i okolicach !


-  Już jestem spóźniona na przesiadkę i nie zdążę dziś na czas do
pracy. Kto mi uwierzy, że wszystko przez kierowcę-kontrolera. A poza
tym, kogo to będzie interesowało? Autobus powinien przecież jeździć
zgodnie z rozkładem jazdy - denerwowała się młoda pasażerka.


A pasaażerowie powinni kasować bilety. Jak pasażerowie nie kasują, to
czemu autobus ma jeździć?


I rzeczywiście. Koło będzińskiego ronda autobus linii 125 zatrzymał
się o godz. 8.50, podczas gdy według planu miał tam być osiem minut
wcześniej. Kilku pasażerów o mało nie połamało sobie nóg, biegnąc w
pośpiechu na tramwaj linii 27, który właśnie podjechał.


PRzypominam - to wszystko przez lód, który przybył wraz z autobusem i
spowodował oblodzenie okolicy.


Jak poinformowano nas w KZK GOP, nowy system będzie obowiązywał
zwłaszcza na początkowych przystankach.

- Wiemy, że to może początkowo wydłużyć nieco czas wsiadania
pasażerów, dlatego żeby nie dopuścić do dodatkowych utrudnień, nowy
sposób kontroli biletów przez kierowcę w pierwszej kolejności
obowiązuje tylko na liniach mniej obciążonych - wyjaśnia Alodia
Ostroch z Biura Prasowego KZK GOP.


Wot technika. Nowa pani rzecznik i od razu Biuro Prasowe! Nono... Chyba,
że to wymysł dziennikarza (jakoś bardziej przekonująco brzmi).

Może by się nam pani rzecznik na pmtm wypowiedziała :-)


- Rosnące koszty dotkliwie odbiły się na budżetach firm przewozowych w
transporcie zbiorowym, które zostały przez to zmuszone do szukania
dodatkowych oszczędności. Elementem istotnym dla pasażerów jest fakt,
że dzięki takiemu systemowi kontroli poprawiło się także
bezpieczeństwo podróżujących, którzy jak na razie nie zgłaszali
większych zastrzeżeń - przyznaje Alodia Ostroch.


No i coz tego, że KZK ma więcej kasy a przeowźnikom koszty wzrosły? No
pani Alodio - chyba jużpani zna sposób rozliczania KZK z wykonawcami
usług i zasady waloryzacji stawek.


Taki system kontroli zdaniem KZK GOP z powodzeniem wprowadził już
Transgór Mysłowice, obsługujący linie łączące m.in. Mysłowice, Tychy,
Mikołów i Gliwice. Interesują się nim także kolejni przewoźnicy. Na
razie trwają analizy i badania wyznaczonych linii oraz wzajemne
negocjacje. Podobny system wsiadania przednimi drzwiami autobusu, a
wysiadania tylnymi stosowany jest ponoć w wielu krajach Unii
Europejskiej, np. Berlinie, a także w Polsce, m.in. w Częstochowie.



zamysł dziennikarza - od razu z czegośtakiego sensacja wyziera.


źródło: Piotr Sobierajski: "KZK GOP tłumaczy, że to tylko eksperyment,
ale znów niestety kosztem klientów", NaszeMiasto.pl


No biedni pasażerowie... Tylko ile kosztuje ich jazda gapowiczów to pan
redkator nie napisze, bo i po co?
Lepiej wywołać sensację z jakiejś rozsądnej (w założeniach) akcji.

pozdr
eMeM





Temat: [PPKS Rybnik]Prywatyzacja.
Po prywatyzacji słuch zaginął, ale może komunalizacja??

Rząd chce oddać kulejące PKS-y samorządom

Ministerstwo Skarbu chce darmo przekazywać samorządom PKS-y. Większość z nich ledwo zipie, więc przejście na garnuszek samorządów może być dla nich jedyną szansą na przetrwanie - informuje resort.

Chociaż Warszawa nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji, z szansy jako pierwszy na Śląsku i jeden z pierwszych w Polsce chce skorzystać Racibórz. Urzędnicy właśnie wysłali do ministerstwa wniosek w tej sprawie.

Podobne pismo do ministerstwa wystosował jeszcze tylko marszałek województwa podkarpackiego.

O ile w całym kraju podobne przedsiębiorstwa rezygnują z kolejnych kursów, bo wożenie pasażerów przestaje się opłacać, raciborski PKS ma się dobrze, więc jest dla miasta łakomym kąskiem.

- W ostatnim czasie kupiliśmy 13 nowych autobusów, w tym dziewięć nowoczesnych mercedesów. Za raty leasingowe zapłaciliśmy w ubiegłym roku ponad 800 tys. zł. I starczyło nam jeszcze na przeprowadzenie remontów biur za 200 tys. zł - mówi Kazimierz Kitliński, prezes raciborskiego PKS-u. Każdego miesiąca przedsiębiorstwo płaci 70 tys. zł raty za autobusy i wciąż jest na plusie! PKS powiększa również załogę i obecnie zatrudnia 137 osób. Do ra-ciborskiego przedsiębiorstwa uciekają kierowcy z innych zakładów. I nie ma się czemu dziwić. Średnia wypłata brutto wynosi tu 2,6 tys. zł.

Kazimierz Kitliński nie chce zdradzić tajemnicy sukcesu. - Po prostu nam się udało - mówi prezes przedsiębiorstwa, które jeszcze trzy lata temu było na minusie.

- Nie mamy żadnych wątpliwości, że jego przejęcie bardzo by nam się opłacało. Działające na naszym terenie przedsiębiorstwo jako jedno z niewielu jest w znakomitej kondycji _- mówi Mirosław Lenk, prezydent Raciborza.

Aleksander Grad, minister skarbu, tłumaczy, że takie zmiany leżą w interesie zarówno PKS-ów, jak i samorządów.

- Decyzja dotycząca ewentualnego przekazania akcji jakichkolwiek PKS-ów zostanie poprzedzona m.in. analizą strategii rozwoju województwa, na obszarze którego znajdują się spółki, jak również możliwości skorzystania przez jednostki samorządu terytorialnego ze środków unijnych, które przeznaczone zostałyby na niezbędne inwestycje związane m.in. z odnowieniem taboru autobusowego - donosi resort skarbu.

Przejecie PKS-ów przez samorządy to dla większości przedsiębiorstw w kraju jedyna szansa na uniknięcie upadłości. - W ubiegłym roku nasze przedsiębiorstwo przyniosło 120 tys. zł strat. Każdego miesiąca likwidujemy kolejne nierentowne kursy. A wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej, bo ceny paliwa idą w górę - mówi Jerzy Siwica, prezes PKS-u w Rybniku. Z przedsiębiorstwa uciekają kolejni kierowcy. Nie ma pieniędzy na podwyżki.

W tej sytuacji w ubiegłym tygodniu Siwica wystosował pisma do Urzędu Miasta w Rybniku oraz starostw powiatowych w Rybniku i Wodzisławiu Śląskim w sprawie ich ewentualnej opieki nad przedsiębiorstwem. - W ten sposób możemy zatrzymać niepokojący proces. Samorządy mają większe pole manewru - mówi Siwica. Prezes zdaje sobie jednak sprawę z tego, że urzędy nie będą zabijać się o zakład zatrudniający 300 osób i przynoszący każdego roku straty.

http://gliwice.naszemiasto.pl/wydarzenia/836157.html




Temat: Fotoradar w Zabrzu
Czy strażnicy miejscy mogą obsługiwać fotoradar?

Piątek, 23 grudnia 2005r.

Strażnicy miejscy powołują się na rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych i administracji z 30 grudnia 2002 r. i obsługują fotoradary, wypisując przekraczającym prędkość kierowcom mandaty karne. Możliwe jednak, że nie mają takiego prawa. Mimo obowiązującego rozporządzenia.
– Naszym zdaniem minister wydał rozporządzenie w tej sprawie niezgodnie z prawem. Przepis normujący obsługę fotoradaru przez funkcjonariuszy straży miejskiej należało wprowadzić na drodze uchwały, a nie rozporządzenia – uważa Stanisław Wileński z biura Rzecznika Praw Obywatelskich w Warszawie.
Odpowiednie stanowisko RPO skierowano już do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Teraz w resorcie fachowcy głowią się, co z tym fantem zrobić.
Chociaż w pierwszej kolejności wynik prawniczych dociekań ma otrzymać Rzecznik Praw Obywatelskich, to z niepokojem na niego wyczekują też strażnicy, którzy teraz nie wiedzą, czy wystawiali mandaty zgodnie z prawdą. W grę wchodzą spore pieniądze. Ukarani kierowcy z kolei liczą, że mimo niezaprzeczalnego złamania przepisów ruchu drogowego, tym razem uda im się wywinąć i może nawet otrzymają zwrot wpłaconych na mandaty pieniędzy.

Tylko w Tychach, na podstawie zapisu fotoradaru, strażnicy wystawili 650 mandatów, na ponad 85 tys. zł. W Rudzie Śl. jeszcze więcej: ok. 2600 mandatów, które opiewają na co najmniej 390 tys. zł. – Wszystko jest jak najbardziej legalne. Nikt nie używałby fotoradaru bez konkretnej podstawy prawnej. To z resztą nie dotyczy tylko naszego miasta. Tak robili strażnicy w całej Polsce – upiera się Adam Draczyński, zastępca komendanta Straży Miejskiej w Tychach.

Nie do końca można się z tym zgodzić. Fotoradary nie były nigdy w użyciu przez funkcjonariuszy SM m.in. w Katowicach, Chorzowie, Gliwicach i Bytomiu. W tych miastach wszyscy odetchnęli z ulgą – prawne rozbieżności ich ominą.

Nie brakuje też miast, w których fotoradar był używany tylko przez pewien czas. Tak jest np. w Zabrzu. – Sprzęt używaliśmy od stycznia do lipca bieżącego roku. Potem zrezygnowaliśmy, między innymi ze względu na ograniczony stan osobowy jednostki – tłumaczy Janusz Wiaterek, szef zabrzańskich strażników.

Co się stanie, jeżeli jednak resortowi spece od prawa stwierdzą, że rzeczywiście obsługa fotoradarów przez strażników miejskich nie może być określona rozporządzeniem, tylko ustawą? Pewnie szybko powstanie odpowiedni projekt ustawy. Ale co z tymi wszystkimi mandatami wymierzonymi do tej pory? Biorąc pod uwagę cały kraj, to rzeczywiście mowa jest o milionach złotych.

– To już pytanie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji – odcina się od tego problemu Stanisław Wileński.

– Nie ma sensu aż tak daleko wybiegać w przyszłość – odpowiada z kolei rzecznik MSWiA. – Jak już będzie gotowa ekspertyza, to wtedy będziemy mogli się martwić – dodaje Tomasz Skłodowski.

/źródło: DZ, wp.pl/



Temat: Opis kompetencji gminy
Może nie do końca w temacie - ale lepszego miejsca nie znalazłem.


Samorządy nie lubią ciekawskich obywateli
Michał Kosiarski 04-02-2008, ostatnia aktualizacja 04-02-2008 09:16

Ludziom trudno uzyskać wiadomości o decyzjach podejmowanych przez urzędników i o mieniu, którym zarządzają. Urzędy nie lubią też pytań zadawanych e-mailem

Widać to po wyrokach sądów administracyjnych, które kilkakrotnie w ostatnim czasie stwierdziły naruszenie przez lokalne władze ustawy o dostępie do informacji publicznej.

Ustawa ma umożliwić zwykłym obywatelom zdobycie interesujących ich urzędowych informacji. – Ludzie pytają o drogi, oświetlenie, mieszkania komunalne itp. Są to przede wszystkim pytania dotyczące ich samych – podkreśla Anna Dyksińska z biura prasowego gdańskiego magistratu. – W trybie dostępu do informacji publicznej coraz częściej pytania kierują też media – mówi Kajus Augustyniak, rzecznik ratusza w Łodzi. Zasadą jest jawność urzędowych dokumentów. Praktyka często bywa inna.

Tajne wyceny…

Jeden z mieszkańców Opola chciał kopię wyceny działki sprzedanej spółdzielni mieszkaniowej. Miasto odmówiło. Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał, że urzędnicy nie mieli racji – wycena działki nie miała bowiem charakteru prywatnego, bo dotyczyła majątku publicznego. Sąd orzekł, że za informację publiczną uważa się nie tylko dokumenty wytworzone przez organ, ale i takie, których używa on do realizacji swoich zadań, nawet gdy nie pochodzą wprost od niego. Sąd jednak odesłał sprawę do ratusza, zaznaczając, że to on powinien zdecydować, czy udostępnić wyceny proszącemu.

… i pozwolenia

Mieszkaniec Wielkopolski wystąpił do starostwa o kopię pozwolenia na budowę u sąsiada. Starosta ujawnił jedynie fragment, który określał oddziaływanie inwestycji na działkę zainteresowanego. Wojewoda – do którego trafiło odwołanie – nakazał przesłanie całości pozwolenia, chyba że publikacja jakichś jego fragmentów naruszy prywatność budujących dom. Ten werdykt podtrzymał poznański sąd. Starosta jeszcze raz oceni, co ujawnić zainteresowanemu, z tym że odmowę musi uzasadnić. Podobną sprawą zajmował się WSA w Gliwicach – tam chodziło o odpis decyzji o warunkach zabudowy.

Czy potrzebny e-podpis

Z kolei wojewoda pomorski dostał prośbę o informacje o oświadczeniach majątkowych radnych. Wpłynęła ona zwykłym e-mailem. Wojewoda uznał, że nie było to podanie, bo brakowało bezpiecznego podpisu elektronicznego. Wymaga tego art. 63 § 3a kodeksu postępowania administracyjnego. Sąd uznał, że bezpieczny e-podpis był konieczny, ale jego brak nie powoduje bezskuteczności wniosku, lecz jedynie stanowi brak formalny podania (sygn. II SAB/Gd 25/07).

– Wniosek o udostępnienie informacji publicznej jest rodzajem podania w indywidualnej sprawie administracyjnej. Podanie można złożyć drogą elektroniczną, ale musi być opatrzone bezpiecznym kwalifikowanym podpisem elektronicznym – tłumaczy Grzegorz Sibiga, adiunkt w Instytucie Nauk Prawnych PAN. Brak e-podpisu to wada formalna, którą trzeba uzupełnić. Inaczej wniosek pozostanie bez rozpoznania. Sibiga dodaje jednak, że urzędy mają obowiązki określone przepisami o informatyzacji. Powinny przyjmować dokumenty elektroniczne za pośrednictwem specjalnej elektronicznej skrzynki podawczej, która automatycznie wygeneruje urzędowe poświadczenie odbioru pisma.

Nie oznacza to, że do urzędu nigdy nie można przesłać zwykłego e-maila z prośbą o informację publiczną. Często informacja może być udostępniona niezwłocznie, a w takiej sytuacji ustawa nie żąda składania pisemnego wniosku. Wystarczy osobista wizyta w urzędzie, rozmowa telefoniczna albo zwykły e-mail.

– Szkopuł w tym, że ustawa nie mówi, co rozumieć przez „niezwłoczne udostępnienie”. Jeśli więc chcemy mieć pewność merytorycznego rozpatrzenia sprawy, to wniosek wysyłany e-mailem powinniśmy opatrzyć kwalifikowanym e-podpisem, bo inaczej podanie może być uznane za wadliwe – przekonuje Sibiga.

Urzędową odmowę można zaskarżyć

Ustawa przewiduje, że każdy ma prawo do uzyskania informacji o działaniach władz. Co więcej, od zainteresowanego nie można żądać wykazania się interesem prawnym ani faktycznym. Urzędnicy powinni najpóźniej w ciągu 14 dni albo udostępnić dane informacje, albo też wydać decyzję odmowną, od której można się odwołać.

Z orzecznictwa wynika, że informacją publiczną jest np. treść dokumentów wytworzonych przez organy władzy, treść wystąpień i ocen, których dokonują – i to niezależnie od tego, do jakiego podmiotu są one kierowane i jakich spraw dotyczą.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

m.kosiarski@rp.pl
Źródło : Rzeczpospolita
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl



  • Strona 1 z 2 • Wyszukiwarka znalazła 37 rezultatów • 1, 2
    Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex