Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro Horyzont Wrocław
Temat: promy z Sewastopola TO bardzo miłe, że są ludzie, którzy też się pozytywnie zapatrują na tą niesamowitą przygodę, jaką jest podróż z Krymu do Turcji statkiem. Totalny odjazd! Polecam. Napiszę wkrótce więcej wrażeń. 3 lata temu zrealizowałem swoje marzenie i popłynąłem sam do Istambułu. Mam przyjaciela w Sewastopolu, organizacyjnie wychodzi tak: Pływa "Szewczenko" z Sewastopola, rzadko, kto kupuje rejs w jedną stronę (jak to było w moim przypadku)- 100$ Większość płynie na zakupy:) Na 100% z Jałty kupisz bilet, ale należy to zrobić w miarę wcześnie. Turcja od strony Krymu, Bosfor, radary, Azja na horyzoncie-- totalny S U P E R odjazd. Więc tak, kupiwszy bilet kilka dni wcześniej, zgłosiłem się z bagażem w Sewastopolu, na przedmieściach pod siedzibą Biura turystycznego- organizatora rejsu, jak sie okazało bardzo przygodowego. Wzięli pasażerów do 2 busów, bagaże do przyczepy i odjazd w kierunku północnego Krymu (obwód Chersoński), długo się jechało, ale szybko znalazłem sobie "koleżankę"- to miłe. Celem był malutki port w miasteczku SKADOVSK. Tak to wtedy robili, bo na Szewczenkę już miejsc nie było. Odprawa celna rozpoczęła się o godz. 3.00 rano, to był dla mnie szok. Deklaracje na 3 str. w języku rosyjskim i częściowo TR, pomogła "koleżanka". Celnikami byli goście, którzy byli w wojsku w Brzegu i Legnicy, więc dla jedynego Polaka zrobili przysługę. Najważniejsze to opis elektroniki, którą wywozisz z UA, także komórki. To życzenie strony Tureckiej. Zaopiekowano się mną troskliwie, 3 posiłki, własna kajuta, szampan, TV (jak oni to zrobili), chyba analog z SAT Piervyj kanal. 32 godziny słonecznej, spokojnej podróży z "handlowcami" z torbami w kratkę. Koleżanka była miła i szybko działała, przynajmniej doradzili mi hotel w dzielnicy rosyjskiej za 10euro z widokiem na Bosfor i Orientalne centrum Stambułu. PAMIĘTAJ: wizy dla Polaków: 10$ turist na 30dni, reszta 20$, ale celnik turecki dobrze o tym wiedział. Odprawa trwała 3 godziny, słoneczny Istambuł w zasięgu ręki. Taxa i za 10.000.000 TRL kurs do hotelu. Ciekawostka: jak powiedziałem,że przypłynąłem statkiem z Ukrainy, to celnicy tureccy puścili mnie.. przed siebie bez kontroli. No cóż, szlak przeżutowy BLISKI WSCHÓD-UKR-POL-ZACHÓD Warto było wydać te wszystkie pieniądze i 7 dni samemu poznawać niesamowite miasto, jakim jest Istambuł. 15mln ludzi, 1/3 Polski 2 kontynenty, super widoki, kluby piłkarskie, piwo Efez, Rakija, smaczniutkie jedzonko za 10$ full, menu po Polsku. Wiem napewno, że tam wrócę.... A potem kierunek Syria i dalej.. KRYM był i będzie zawsze moją 2-gą ojczyzną. Bywam tam co roku. Pozdrawiam i zapraszam. Marek z Wrocławia Temat: "Inne tempo" Jacek Gutorow "Inne tempo" to tom bardzo różnorodny. Znajdziemy tu cykle, jak "Metamorfozy", "Bug", "Z notatnika: grudniowe spacery" i "Zbliżenia", oraz wiersze rozproszone. Niektóre z nich to zaledwie jedna myśl, krótkie pytanie, mały aforyzm, jak ten zatytułowany "Akt poetycki": "Taki krótki?/ Będę się z nim procesował". Inne wiersze, jak "Śliwy", "Kasztan" lub "Temat z Kitaja", mają formę bogatą, są właściwie bliższe prozie poetyckiej niż wierszowi. Niektóre dotyczą powołania poetyckiego, uprawiania poezji, panowania nad językiem, kiedy próbuje się coś wyrazić. Tak jest w wierszu "Czego nie namalowali Holendrzy": "Jaskółki biorą jeszcze jeden zakręt./ Chcę wyjść poza ramę wiersza - ku temu, co bezimienne./ Chcę zrzucić poezję jak starą skórę". Podobnie jest w skromnym, ale znakomitym cyklu "Zbliżenia". Gutorow pisze: "Wyjść z ładnych wierszy/ i nie dać nic po sobie poznać./ Zrozumieją?" - to w wierszu "Jadąc na wieczór poezji". W wierszu "Sznurowadło" najpierw bawi się skojarzeniami słownymi, drwi, ale później daje wspaniałą puentę: "Ale słowo. Mógłbym z nim pojechać/ na poetycką wiosnę lub literacką jesień./ Łączy cholewki wysokiego buta/ i dociska język do nogi./ A dociśnięty język to przecież poezja". W wierszu "Na temat" na wstępne pytanie "Skąd się biorą wiersze" poeta odpowiada: "Wyskakują/ z ciemnych miejsc,/gdzie było im niewygodnie./ Potem toczą się jak dojrzałe jabłka/ i wpadają wprost w otwarte ręce". Ale wiersze Gutorowa nie są tylko o wierszach. Przeciwnie - to poezja próbująca opisu świata. Często pojawiają się przedstawienia przyrody. W cyklu "Z notatnika: grudniowe spacery" jest "gwiazda wycięta na niebie", "zamarznięte jezioro", "brunatne pola naciągnięte po horyzont", "dwie brzozy na tle żółtego nieba", "ślady zwierząt na śniegu", "w końcu jest wiatr i śnieg./ Sapiący wiatr i w koleinach śnieg". Obrazy natury pojawiają się także w wierszu "Bug" ("ciemne zakola", "piaszczyste ścieżki"), w "Rytuałach" ("gęstwa lasu", "śliwy i czereśnie", "polne dróżki, które prowadziły na świat/ i te kręte drogi wiodące donikąd, donikąd"). Albo w "Łubinach" - "stado dzikich gęsi przelatuje po niebie", chociaż, jak przyznaje w tym wierszu Gutorow, "poezja zasłania mi widok na ogród". Poeta stara się jednak iść jeszcze dalej, dotyka w wierszu codzienności, jej małych, zwykłych przejawów. Poetycki fragment prozą pod językoznawczym tytułem "Parataksa" jest właśnie próbą uchwycenia i opisania najprostszego dziania się, zwykłości. To z tych codziennych chwilowych drobiazgów składa się życie: "właśnie w tej chwili powietrze jakby czyste, choć śniegu ani widu; rano pomarańczowa tarcza słońca nisko nad horyzontem, w gałęziach drzew", "właśnie w tej chwili zrobiłem kawę, a ty rozpuściłaś włosy takim gestem, jakby miały opaść do samej ziemi", "właśnie w tej chwili kaczor donald zamienia się w superkwęka a goofy szuka odkurzacza", "właśnie w tej chwili jem żeberka w ciechanowicach". Inne tempo, Jacek Gutorow, Biuro Literackie Wrocław Źródło: Gazeta Wyborcza Temat: Wątek wyborczy! Człowiek z osobowością. Bogdan Zdrojewski zdobył najwięcej głosów Czy teraz przeprowadzi się do stolicy? Nie jest rodowitym wrocławianinem. Urodził się w Kłodzku. Do Wrocławia przeprowadził się z rodzicami jako osiemnastolatek. Bogdan Zdrojewski z wykształcenia jest: kolejarzem (przepracował nawet rok jako młodszy maszynista), filozofem (pierwsze studia), kulturoznawcą (drugi kierunek) i menedżerem (po prawie 12 latach rządzenia miastem). W politykę poszedł na studiach. Tak jak wielu w latach 80. zaangażował się w opozycję demokratyczną - w stanie wojennym był szefem Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Uniwersytecie Wrocławskim. Potem była służba wojskowa (w artylerii) i studia doktoranckie. Prezydentem Wrocławia został przez przypadek. Był jednym z 70 kandydatów na radnych Komitetu Obywatelskiego. Do Rady Miejskiej dostało się 69. Wśród nich Bogdan Zdrojewski. Ale to nie jego zaproponowano na prezydenta. Już wtedy miał nim zostać Rafał Dutkiewicz, szef KO. - To ironia losu - śmieje się Jarosław Obremski, wiceprezydent Wrocławia, z samorządem związany od 1990 roku. - Rafał nie chciał tej posady i wypromował Bogdana, który mu się zrewanżował dwanaście lat później. Władzę w mieście objęli głównie byli działacze NZS. Może dlatego nie bali się niczego. W ciągu czterech lat stoczyli batalię o handel (sprywatyzowali wszystkie sklepy we Wrocławiu), zrobili z wymarłego wrocławskiego Rynku miejsce tętniące życiem i zaczęli pierwsze remonty dróg. Bogdan Zdrojewski zaczynał rządy w wieku 33 lat. Koledzy podkreślają, że nawet w tym najcięższym czasie bardzo ważna była dla niego rodzina. Miał wtedy małe dzieci. - Wszyscy wtedy byliśmy biedni - wspomina Barbara Zdrojewska. - Ale był zapał, jakiego dzisiaj czasami brakuje. Na zdjęciach widać, że nie wszyscy współpracownicy Zdrojewskiego mieli garnitury, a sam prezydent chodził w jednym - brązowym w prążki. To się powoli zmieniało, podobnie jak zmieniał się Wrocław pod rządami chłopców z NZS. Zbliżał się Kongres Eucharystyczny. Mieszkańcy przeklinali władzę, która totalnie rozkopała Rynek i okolice, by wyremontowanym centrum przywitać polskiego papieża. Wszyscy szybko zapomnieli o kłopotliwej modernizacji. Kilka miesięcy po Kongresie wielka woda zalała Wrocław. - Wtedy objawił się autorytet Bogdana - opowiada Obremski. - Gdy odwiedzaliśmy podtopione osiedla, bodaj na Pilczycach, zobaczyłem rodzinę w drzwiach domku jednorodzinnego. Woda prawie wlewała się im za próg. Zapytałem, dlaczego nie uciekają, i usłyszałem: - Był tu prezydent Zdrojewski. Powiedział, że fala powodziowa się zatrzyma i dalej nie pójdzie. Obremski mówi, że wtedy zobaczył siłę osobowości: - Ludzie mu autentycznie wierzyli. Barbara Zdrojewska przyznaje, że powódź była jednym z najcięższych okresów w życiu rodziny. - Mąż strasznie się bał, że przepadnie dorobek miasta - mówi. Sam Zdrojewski wielokrotnie podkreślał, że nie chodziło mu tylko o straty materialne, ale głównie o zniechęcenie mieszkańców. Na szczęście przekuł klęskę w zwycięstwo. Udało mu się zmobilizować wrocławian, którzy od powodzi zaczęli identyfikować się ze swoim miastem jak nigdy dotąd. A straty materialne udało się szybko nadrobić, zaś urzędnicy nauczyli się pozyskiwać pieniądze dla miasta z zewnątrz. Rozmawiając o Bogdanie Zdrojewskim z politykami, trudno znaleźć wrogów byłego prezydenta. Co najwyżej wytykają mu egocentryzm. Mówią także, że zdarza mu się podchwycić cudze pomysły i przedstawiać jako własne. Ale zaraz dodają, że z wielką pracowitością, determinacją i konsekwencją dąży do ich zrealizowania. Wielką politykę zaczynał krótką przygodą z Senatem. Po dwóch latach zrezygnował z Warszawy, kiedy musiał wybierać między parlamentarnym mandatem a prezydenturą Wrocławia. W tym czasie zresztą jego biurem kierowała... Aleksandra Natalli--Świat, która wcześniej pracowała w prezydenckim biurze w Sukiennicach. Dzisiaj spotykają się w sejmowych korytarzach jako przeciwnicy polityczni. Wydawało się, że po prawie 12-letnim zarządzaniu miastem Zdrojewski ma ochotę na polityczną emeryturę. Zmęczony, pod koniec trzeciej kadencji w ratuszu, odszedł ze stanowiska. Został dyrektorem w dużej firmie, kupił mercedesa i odkrył uroki normalnego życia. Wprawdzie niespełna rok później został posłem, ale dla wrocławian zniknął z politycznego horyzontu. - Bogdan zawsze był prezydentem, w Sejmie okazało się, że ma trudności z grą zespołową - mówi Obremski. - Ale nauczył się. Został przecież szefem klubu parlamentarnego PO, w całej Polsce jest postrzegany jako rozważna twarz Platformy. Cicho o nim było do czasu prokuratorskiego oskarżenia o niegospodarność. Wrocław za jego prezydentury nie płacił podatku VAT od sprzedanych nieruchomości. Bogdan Zdrojewski nie zgodził się z tym zarzutem. Zrzekł się immunitetu i w procesie sądowym udowodnił, że wszystko robił zgodnie z prawem i dla dobra miasta. Teraz głosowało na niego 213 tysięcy osób. Mówi się, że może objąć ważną tekę w rządzie. Można go spotkać w supermarketach. Uprzejmie odpowiada, zagadnięty przed kasami. Od lat mieszka z rodziną w domu, który sam wybudował na Kuźnikach. Barbara Zdrojewska, przewodnicząca wrocławskiej Rady Miejskiej, kontynuuje rozpoczętą przez męża pracę. - Nie wyobrażam sobie przeprowadzki do Warszawy. Mąż też. W stolicy można tylko pracować. Żyje się we Wrocławiu - mówi Barbara Zdrojewska. Marek Szempliński, Hanna Wieczorek - Słowo Polskie Gazeta Wrocławska |