biuro na godziny

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: biuro na godziny




Temat: Co wy na to?
wstalam skoro swit o 11 przed poludniem i rzucilam sie jeszcze przed pierwsza
kawa na forum, zeby sprawdzic nu, mozemy sobie pogratulowac, tymczasem jakos
wytrzymujemy, ale trzeba przyznac, ze bylam lekko rozczarowana, bo watek
zaczyna spadac, zamiast byc na piewszym miejscu. czy naprawde nie ma o czym
innym pisac?
niech sie rozlupaniec nie czepia, bo pisze wam o odczuciach dana vis a vis
obyczaje israelskie. niech sie nie czepia, bo i tak uczepiony.... :)
nie jestem religijna, jak wiecie, ale musze przyznac, ze uwielbiam shabat.
wiem, wiem, wszyscy mamy nasz szab at, nasz weekend, nasz soboto-niedziele, ale
mimo to shabat wyglada troche inaczej, przynajmniej w jerozolimie :)
wogole jerozolima przypomina mi troche lodz: w lodzi byla kiedys spolecznosc
podzielona prawie rowno na 3 czesci polacy, zydzi i niemcy, jerozolima tez ma 3
spolecznosci, chociaz nie wiem dokladnie w jakim stosunku.
jest masa religijnych zydow, wiec i charakter miasta jest bardziej religijny od
tel avivu bardziej europejskiego i haify, bardziej robotniczej, ktora rowniez,
dzieki jej bylemu burmistrzowi Aba Khoushi ma komunikacje w shabat. czego
oczywiscie w jerozolimie nie zobaczycie. wiec juz w piatek, ktory jest jak to
sie u nas mowi "krotkim" dniem, czuje sie zblizajacy szabat. sklepy i niektore
biura, ktore sa otwarte w piatki zamyka sie okolo godziny 13, transport
publiczny ustaje okolo 15. jak jestescie akurat w mea shearim, religijnej
dzielnicy jerozolimy, to widzicie, jak wszyscy sie cholernie spiesza zeby
zdazyc zrobic wszystko przed szabatem: skonczyc prace, zakupy, gotowanie,
przygotowania do szabatu, bo u nich to wtedy absolutne dolce far niente.
ja wracam do domciu, i jak tylko slonce nie pada na moj balkon, to wlasnie
kawka i na balkonik. gdzies okolo 16 slysze muezinna nawolujacego do modlitw
piatkowych. gdzies okolo 19 (u nas to sie roznia godziny rozpoczecia szabatu
zalezy od pory roku) slysze cos w rodzaju syreny jednotonowej, gdzie sie
zawiadamia o rozpoczeciu szabatu i...... nastepuja bloga cisza. wy sie kiedys
wsluchiwaliscie w cisze? Nie? sprobujcie, bo warto. pamietam, ze jak moi
spadkobiercy byli jeszcze mali, to jak ich juz z sukcesem utlamsilam w lozkach
i padlam wykonczona na fotel, to przez dziesiet minut mojemu ishowi nie wolno
bylo ani mowic ani sie ruszac, bo ja sie wsluchiwalam, biedak, nie ma lekko ze
mna, nie? a teraz to ja to na balkonie z kawka. sasiedzkie dzieciaki nie
krzycza, nikt nie trzaska garnkami przy gotowaniu, bo juz nagotowali, jako ze
piatek rowniez swieto u naszych sasiadow w wiosce obok, wiec tam tez cisza i
dzieciaki nie lataja za pilka. mozna czytac, sluchac dobrej muzyki, zrobic
poobiednia sjeste, (rowniez powyklocac sie na forum). i cala sobota tez taka
spokojna. czasem slychac muzyke u sasiadow, ale w sumie jeden wielki odpoczynek.
nie, nie, to nie u wszystkich, to tak u mnie, bo tak lubie. ale inni to w
sobote z samego rana w samochod z cajdanit (to taka lodoweczka reczna)
wypelniona dobrymi rzeczami i na wycieczke..... nigdy nie mialam takiego
spokoju w niedziele jak mieszkalam jeszcze w europie. tam ruch i balagan i
samochody i otwarte sklepy i tramwaje.... zupelnie jak w normalny dzien w
tygodniu. tutaj jest wyrazna roznica miedzy tygodniem pracy a szabatem.
u nas dzisiaj piekna pogoda, nie za goraco, okolo 24 plus, wiec mozna zyc :)
milego dnia wszystkim





Temat: W ramach przyjażni - lecimy do Izraela!
W ramach przyjażni - lecimy do Izraela!
BOŻE NARODZENIE W ZIEMI ŚWIĘTEJ

Trasa: Jerozolima - Betlejem - Galilea - Nazaret - Kana Galilejska -
Tyberiada - Góra Błogosławieństw - Tabha - Kafarnau - Yardenit - Akko -
Hajfa - Tel Aviv

Kraj: Izrael

Ilość dni: 8

Dojazd: samolot

Terminy: 22 - 29.12.2004

RAMOWY PROGRAM IMPREZY

DZIEŃ 1 (22.12) Warszawa - Jerozolima
Zbiórka uczestników o godz.09.30 na lotnisku w Warszawie. Przelot do Tel
Avivu. Transfer do hotelu w Jerozolimie. Zakwaterowanie. Obiadokolacja.
Nocleg.

DZIEŃ 2 (23.12) Jerozolima
Po śniadaniu zwiedzanie Starej Jerozolimy: Góra Oliwna, kościół Pater Noster,
kościól Dominus Flevit, Ogrody Getsemani, Ściana Płaczu, Droga Krzyżowa,
Bazylika Grobu Pańskiego, Góra Syjon - bazylika Zaśnięcia NMP, Wieczernik
(miejsce Ostatniej Wieczerzy), Grób króla Dawida. Spacer po mieście.
Obiadokolacja w hotelu. Nocleg.

DZIEŃ 3 (24.12) Jerozolima - Betlejem
Po śniadaniu zwiedzanie Nowej Jerozolimy: Yad Vashem - pomnik ku czci ofiar
Holocaustu, Kneset - parlament izraelski, Menora - symbol państwa Izrael, Ein
Karem - kościół Narodzenia św. Jana, bazylika Nawiedzenia, dzielnica
artystów. Około godziny 18.00 powrót do hotelu na uroczystą obiadokolację. O
godz. 22.00 wyjazd
na Pasterkę do Bazyliki Narodzenia w Betlejem. Nocleg.

DZIEŃ 4 (25.12) Galilea: Nazaret - Kana Galilejska - Tyberiada
Śniadanie w hotelu. Wyjazd do Galilei. Po drodze zwiedzanie Nazaretu:
bazylika Zwiastowania NMP, kościół św. Józefa. Przejazd do Kany Galilejskiej
- miejsca pierwszego cudu - zamiany wody w wino, kościół Wesela.
Obiadokolacja i nocleg w hotelu w Tyberiadzie.

DZIEŃ 5 (26.12) Góra Błogosławieństw - Tabha - Kafarnaum - Yardenit
Po śniadaniu wyjazd na Górę Błogosławieństw - kościół Błogosławieństw
oraz wspaniała panorama okolicy. Zwiedzanie Tabhy - miejsce rozmnożenia
chleba i ryb - kościół Prymatu. Kafarnaum - miasto św. Piotra, ruiny Domu św.
Piotra, Synagoga w której nauczał Jezus. Rejs po Jeziorze Galilejskim.
Przejazd do Yardenit - symboliczne miejsce Chrztu Pana Jezusa nad rzeką
Jordan. Powrót do hotelu na obiadokolację i nocleg.

DZIEŃ 6 (27.12) Akko - Hajfa - Tel Aviv
Śniadanie w hotelu. Przejazd do Akko - miasta - portu, które liczy 7 tysięcy
lat, założonego przez Krzyżowców. Zwiedzanie Hajfy: spacer po mieśćie,
malownicze Ogrody Bahajów założone przez wyznawców najmłodszej z religii
monoteistycznych świata, panorama miasta z góry Carmel, wizyta w kościele
Stella Maris. Obiadokolacja i nocleg w hotelu w Tel Avivie.

DZIEŃ 7 (28.12) Tel Aviv - Jaffa
Po śniadaniu spacer po Jaffie: kościół św. Piotra, Stary Port, Stare Misto.
Około południa przejazd do centrum Tel Avivu. Zwiedzanie: ulica i plac
Dizengoff, Izaak Rabin Memorial Place. Wypoczynek na plaży lub zakupy.
Obiadokolacja i nocleg w hotelu.

DZIEŃ 8 (29.12) Tel Aviv - Warszawa
We wczesnych godzinach rannych transfer na lotnisko. Przelot do Warszawy.

Cena zawiera:

bilet lotniczy na trasie Warszawa - Tel Aviv - Warszawa
opłaty lotniskowe
opłaty security tax
transfery lotnisko - hotel - lotnisko
transport busem lub autokarem
7 noclegów w hotelach *** (3 x Jerozolima,
2 x Tyberiada, 2 x Tel Aviv)
6 śniadań
7 obiadokolacji
opieka licencjonowanego pilota
ubezpieczenie NW i KL Signal Iduna
podatek Vat.
Cena: 2590 zł + 250 USD

Cena w zł - płatna w biurze, cena w USD - płatne na miejscu.

Cena nie zawiera:
opłat za bilety wstępu i zwyczajowe napiwki, razem około 80 USD.

powrót






Temat: Zawodowa ... uczciwość ?
> klient zleca projekt własnego domu - spędzamy długie godziny określając
> program i inne szczegóły, zatwierdzamy projekt, rozpoczyna się budowa i ...
> tu wkraczają sąsiedzi, dalsza rodzina itd: "a czemu nie zrobiłeś piwnicy -
> mógłbyś jeszcze wydłubać coś pod schodami", "popatrz - jeśli podniesiesz ten
> kawałek dachu - masz dodatkowy pokój" (kwestia piwnicy i ilości pokoi była
> dokładnie omawiana) - itd, itp - w efekcie tych "porad" - rozpoczyna się tzw
> radosna twórczość, której efektem najczęściej jest koszmarek - powinnam
> zatrzymać budowę, ale wtedy rozejdzie się fama niebezpiecznej
pieniaczki....<em_em

Mnie sie zdarzaly podobne sytuacje i w Kraju i w Kanadzie i nie zawsze czlowiek
wychodzil z tego bez "kaca" ze nie "spisal" wszystkich warunkow i zastrzezen
dotyczacych zmian po zatwierdzeniu projektu we wladzach.

Wyjscie z takiej sytuacji z obronna reka i podniesionym czolem jest wlasciwie
wielka sztuka zonglera lawirujacego miedzy wlasnym honorem zawodowym na
zewnatrz, opinia wladz zatwierdzajacych projekty oraz zaspokojeniem "widzi mi
sie " zleceniodawcy.

Po jednej sprawie sadowej w PRL'u jako kierownik budowy skarzony o
odszkodowanie, pozniej jako projektant skarzony o nie dotrzymanie terminu (z
powodu wysmradznia zleceniodawcy i uleganiu, aby nie szkodzic stosunkom z
klientem), doszedlem do wniosku, ze jedyne co mnie chroni to slowo pisane w
odpowiednim czasie doreczane klientowi - chocby za piec dwunasta.

Wedlug mnie, to nalezy nie zatrzymywac budowy a napisac odpowiedni list do
zleceniodawcy z podkresleniem, ze w takim to a takim dniu wszystkie wymagania
wladz zatwierdzajacych i klienta spelnilac i wyslac rachunek za wykonana prace.

Nastepnie podac na zakonczenie, ze skoro wlasciciel (klient) ma nowe pomysly na
zmiany, "wlasne" poprawki i inne inowacje, ktorych w kreslonym czasie uprzednio
nie zglaszal, to Ty jestes sklonna wspolpracowac dalej po uregulowanu
naleznosci za wykonany projekt i rozpoczac nowy etap wspopracy w opracowaniu
zmian wedlug nowych warunkow np/ czas pracy w godzinach (architekta, kreslarza,
maszynstki itp) plus narzuty na prowadznie biura, posiadanie licencji, oplaty
socjalne, zdrowotne itp.

Oczywiscie wszystko musi byc napisane w bardzo strawnym i dyplomatycznym stylu
z prosba o odpowiedz w okreslonym terminie a w medzy czasie dajesz jemu termin
na rozpatrywanie jego wlasnych przyszlych decyzji. W wiekszosci przypadkow po
takim postawieniu sprawy klienci chodza wokol Ciebie delikatnie i zaczynaja
traktowac powaznie, bo - placa za swoje fanaberie. A pieniadz ma ten dziwny
wplyw na rozsadek zleceniodwcy. Nieustanne uleganie lub stawianie sie, szkodzi
sprawie i opinii zawodowej.

Ja tez doswiadczylem, ze najgorzej jest walczyc z podszeptami cioci w sprawach
na ktorych ciocia sie nie zna, ale ma przemozny wplyw w poradach Twojemu
klientowi, a Ty, no coz jestes rzemieslnikiem, ktory chce zadowolic zawodowo
samego siebie, wymagania klienta i wladze miejskie.

Powodzenia w rozwiazaniu dylematu.

PS: Tu tez mialem sprawe o odszkodowanie i zaplate za projekt i nadzor nad
budowa. Sprawa poszla do sadu i jak sedzia poczytal moja korespondencje, to
niedopuscil nawet klienta do dyskusji, tylko zasadzil na nasza korzysc kwote o
jaka byl spor, plus koszta naszego obroncy. Tylko slowo pisane sie liczy,
reszta to prowadzi do niepowodzen i rozczarowan, a czasmi nawet duze straty.




Temat: STREFA HUMORU
Jeszcze dziś wiele osób pisze ręcznie cyfrę 7 z poziomą kreską w połowie wysokości.
Kreska ta zanikła w większości stylów pisma maszynowego i komputerowego - co
można było zauważyć powyżej. Ale czy wiecie dlaczego ta kreska przetrwała do
naszych czasów?
Trzeba powrócić do czasów biblijnych, kiedy to Mojżesz wspiął się na górę Synaj.
Gdy zostało mu podyktowane 10 przykazań zszedł do swego ludu i zaczął odczytywać
im donośnym głosem każde przykazanie. Gdy doszedł do siódmego odczytał:
"Nie wolno Ci cudzołożyć" - na co z tłumu odezwały się liczne głosy:
"Skreśl siódemkę, skreśl siódemkę!".

Dziennikarka skierowana do biura w Jerozolimie zajmuje mieszkanie z oknami
skierowanymi na historyczną Ścianę Płaczu. Każdego dnia kiedy spogląda przez
okno, widzi starego Żyda z brodą energicznie się modlącego. Ponieważ z pewnością
jest on dobrym tematem na wywiad, dziennikarka udaje się w pobliże ściany i
przedstawia się staruszkowi.
Zadaje pytanie:
- Przychodzi pan każdego dnia do ściany, od jak dawna pan to robi i o co się modli?
Mężczyzna odpowiada:
- Przychodzę tutaj, by się modlić każdego dnia od 25 lat. Rano modlę się za
pokój na świecie i za braterstwo ludzi. Idę do domu, piję filiżankę herbaty,
wracam i modlę się o wyeliminowanie chorób i zaraz z ziemi. I o to co bardzo,
bardzo ważne, modlę się o pokój i zrozumienie między Izraelczykami i
Palestyńczykami.
Dziennikarka jest pod ogromnym wrażeniem.
- I jak pan czuje się z tym, że przychodzi tutaj każdego dnia przez 25 lat i
modli się za te wspaniałe rzeczy? - pyta.
Starszy mężczyzna odpowiada spokojnie:
- Jakbym mówił do ściany...

Dwie zakonnice jadą samochodem. Zabrakło im benzyny.
Jedna z sióstr postanowiła iść na stację benzynową i wzięła ze sobą jedyne
naczynie, jakie było dostępne - nocnik.
Wróciła i z tego nocnika wlewa benzynę do baku.
Obok samochodem przejeżdżają dwaj księża.
Jeden mówi do drugiego:
- Siła ich wiary rzuca mnie na kolana...

Żydzi mają ukamienować Magdalenę. Nagle wychodzi przed nich Jezus i mówi:
- Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci w nią kamieniem.
Nagle leci kamień i TRACH... w Magdalenę!
Jezus odwraca się i mówi:
- Matko, jak ty mnie czasami denerwujesz...

Rozmawia dwóch mnichów, młody ze starszym na temat zbiorów znajdujących się w
tamtejszej bibliotece.
- Mistrzu, wybacz, że pytam, ale co by się stało gdyby mnich przepisujący księgi
się pomylił i jakieś zdanie przepisał błędnie?
- Nie, to niemożliwe, nikt się nie myli.
- No, ale jakby się ktoś pomylił, to co by się stało?
- Mówię ci, że nikt się nie myli, znasz tekst biblii na pamięć? Przyniosę ci
jedna z pierwszych kopii i zobaczysz, że nic, a nic nie odbiega od tej z której
i ty się uczyłeś...
- Mnich poszedł po ów tekst i nie ma go godzinę, dwie, trzy... w końcu młody
mnich zniecierpliwił się i poszedł szukać mistrza. Znalazl go w bibliotece
siedzącego nad dwoma tekstami biblii (jeden z którego się wszyscy uczyli, a
drugi ten jeden z pierwszych kopii najbliższych oryginałowi) i płacze...
- Mistrzu co się stało?!?
- W pierwszym tekście jest napisane "będziesz żył w celi bracie", a w kolejnych
kopiach "będziesz żył w celibacie"...



Temat: Pozdrawiam z Tokyo - Dzien 1
witam wszystkich,
nie bylo okazji pisac na bierzaco niestety, po wyjezdzie z Tokio dostep do
internetu sie zakonczyl, no i wogole malo czasu bylo...

dzien 3 - milo i relaksujaco spedzony w onsenie, stacja Hakone Yumoto,
przyjemny hotel, czulam sie jakby czas sie tam zatrzymal...polecam to miejsce
na wypoczynek (hotel Fukuzumiro), troche zwiedzania, potem kolacja podana w
pokoju, troche w stylu jak ja to nazywam francuskim, czyli duzo maltkich dan

dzien 4 - Expo 2005 Aichi, tlumy ogromne choc moze na sam koniec bylo jeszcze
gorzej tzn w weekend. Udalo nam sie rzutem na tasme dostac bez kolejki na pokaz
Toyoty coz czasem dobrze byc obcokrajowcem, o Hitachi i innych bajerach mozna
bylo zapomniec. Jednym slowem aby wszystko zaobaczyc trzeba byloby sie wybrac
ladnych pare razy. Do polskiego domu tez sie nie dostalam, bo byl koncert
pianistki tzn obsluga chciala mnie wpuscic na koncert jak zagadalam po polsku
ale ja nie chcialam tracic calej godziny. Na pierogi tez sie nie doczekalam :o(
za duza byla kolejka do polskiej restauracji...W sumie bylismy na wystawach
wiekszosci krajow azjatyckich, poza japonia bo tam trzeba bylo stac godzinami,
bylismy tez w afryce, ameryce poludniowej, nowej zelandii ;o)
Ogolnie Expo zrobilo na mnie duze wrazenie, warto bylo

dzien 4 - Osaka, trzecie miasto co do wielkosci, piekny zamek...najlepsza
jednak byla restauracja z okonomiyaki, kilka pieter a trzeba bylo stac w
kolejce aby sie dostac...- palce lizac :o)

dzien 5 - Himeji/Kyoto - do tej pory jestem pod wrazeniem zamku, cos
wspanialego. Nie mozna tego przegapic, naprawde. Zaraz przy wejsciu po lewej
stronie mozna sie zalapac na przewodnika (za darmo), tylko trzeba byc wczesnie
rano. Po zwiedzeniu zamku podroz do Kyoto. Miasto jest juz nam znane, wiec
zwiedamy zalegle swiatynie - okazalo sie jednak, ze mielismy zbyt malo czasu,
wszystko zamykaja o 16:30 :o( No coz trzeba bedzie tam znow wrocic ;o) No tak
mam juz pretekst do kolejnej podrozy...

dzien 6/7 - Kanazawa, piekne miejsce...doszlam do wniosku ze chyba lepiej
pojechac tam na wiosne, lub pozna jesienia, ze wzgledu na ogrody. Ciekawa
swiatynia nazwana Ninja Temple, choc niewiele ma to wspolnego z Ninja ;o) aby
zwiedzic ta swiatynie trzeba sie umowic, najlepiej to zrobic w biurze
turystycznym na stacji kolejowej. Przed rozpoczeciem zwiedzania wreczaja
broszurke informacyjna:
Prosze niczego nie dotykac, nie otwierac drzwi bo pozalujesz... czy cos w tym
stylu :o) chodzi o to ze ta swiatynia jest pelna pulapek i zakamarkow,
tajemnych korytarzy itp dlatego trzeba grzecznie podazac za przewodnikiem,
ktory niestety opowiada o swiatyni w jezyku japonskim ale...przy wejsciu
dosatje sie material w jezyku angielskim, tlumaczenie slow przewodnika...

Ok to na tyle pozniej dopisze reszte, jesli macie ochote na czytanie

Nekos: no to prawie sie spotkalismy, nie zwiedzalam zamku w Odawara - niestety,
moze nastepnym razem, dam znac moze dolaczysz :o)))




Temat: no i co Wy na to?
Na wojnę z marihuą....
miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34889,2592103.html

Gazeta.pl > Warszawa > Silva rerum

Środa, 9 marca 2005

Na wojnę z marihuaną

Sejm Szkolny w pierwszym społecznym liceum przy Bednarskiej dyskutował dwa dni
temu jak losować uczniów do badań, które pozwolą wykryć czy ktoś palił
marihuanę. Teraz powstaje specjalny program komputerowy. To pecet zdecyduje kogo
sprawdzić

Joanna Woźniczko 09-03-2005 , ostatnia aktualizacja 09-03-2005 10:20

Czy szkoła może pobierać próbki moczu, by szukać i zwalczać palaczy marihuany?
Jedni twierdzą: - To zamach na wolność. Inni, że każda walka z narkotykami jest
dobra. Nasz wczorajszy artykuł wywołał burzliwe reakcje

Awantura dotyczy akcji antynarkotykowej w liceum na Bednarskiej. Uczniowie nie
znają tam dnia ani godziny - w każdej chwili może podejść dyrektor i zaprosić do
łazienki. Próbka moczu jest pobierana za zgodą ucznia. Badanie wykaże, czy w
ostatnich dniach palił trawkę.

- Chcemy wszystkim wpoić, że szkoła uważa marihuanę za coś okropnego - mówi
dyrektor Jan Wróbel.

Ci, którzy "wpadli", podpisują kontrakty - na kolejne badanie nie mają już prawa
się nie zgodzić. Jeśli wynik jest pozytywny - muszą odejść ze szkoły. W ten
sposób usunięto już kilkanaście osób.

Co z tymi, którzy nie zgodzili się na badania? Ich nazwiska zostają wywieszone
na tablicy.

- To może być skuteczne, ale nie musi. Dla młodych ludzi autorytetem najczęściej
są rówieśnicy. Jeśli większość zgadza się na badania, powstaje presja społeczna
i norma, że niepalenie jest cool. Gorzej, jeśli ktoś popularny powie "nie".
Wtedy inicjatywa może zostać wyśmiana - komentuje dr Agnieszka Golec z Instytutu
Psychologii PAN.

Po naszym tekście kuratorium od rana bombardują różne media. - Prawo oświatowe
nie mówi, że szkoła powinna zajmować się takimi sprawami. Tym powinni zająć się
rodzice - uważa Krystyna Mucha, wizytator ds. przestrzegania praw dziecka i
ucznia w szkołach. - Działalność restrykcyjna nie może zastąpić funkcji
wychowawczej. Za chwilę pojawią się alkomaty, a może i badanie krwi - dodaje.

- Nie oceniajmy tej akcji pochopnie. Ciekawa jestem jej rezultatów - odpowiada
Jolanta Koczurowska, szefowa Monaru.

Według dyrektor Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii Bogusławy
Bukowskiej akcja nic nie da. - Nie ma żadnej różnicy, czy szkoła przeprowadza
takie badania, czy nie. Poziom spożycia marihuany się nie zmienia - twierdzi.

Akcja jest wymierzona w ten narkotyk, bo cieszy się sławą rekreacyjnego i
najmniej szkodliwego. Według badań Warszawskiego Instytutu Psychiatrii i
Neurologii palił ją co trzeci nastolatek



Temat: BUŁGARIA z OPEN TRAVEL
Witam wszystkich. W sierpniu wrocilam z wakacji w Bona Vita. naczytalam sie
przed wyjazdem wielu negatywnych opinii na temat tego hotelu i po przyjezdzie
na miejsce milo sie rozczarowalam. Otrzymalismy czysty pokoj z nowymi meblami i
wykladzina (a mieszkalismy w czesci 2*) z czysta lazienka i recznikami.
sprzatanym regularnie co 2 dni (jak ktos poprosil to nawet czesciej). Jedzenie
bardzo nam smakowalo i bylo go bardzo duzo, i wcale nie
bylo az takie monotonne jak niektorzy mowia - codziennie bylo cos nowego,
owocow i lodow pod dostatkiem, pogoda nam dopisala,
na plaze zjezdzalismy kolejka (wiec nawet nie wiem jak
wyglada "oslawione" zejscie na plaze, bo nie oszczedzalam tego 1E zeby dostac
sie na plaze), trafilismy na fajna grupe
ludzi. bar zaopatrzony w ilosciach zadawalajacych najwiekszego
pijaka:):))a ze wszystkie trunki lokalne - no coz.. taka uroda all inclusive.
Wiec naprawde nie mamy na co narzekac.
jedyne co mi sie nie podobalo to postawa wielu (niestety )
ludzi. z zasady jak cos bylo nie tak (jakis drobiazg - typu ze
nowa wykladzina jest krzywo przycieta...) to z marszu wyklocali
sie zamiast na spokojnie pogadac. (tak , tak ...zaraz ktos mi odpisze ze jestem
pracownikiem biura itd.... i to pewnie zalosnym...bo znowu komus sie nie
spodoba ze jednak wakacje moga byc udane jak czlowiek nie przyp.. sie do
drobiazgow i cieszy sie z wypoczynku)
Osoby wstawaly o godz 5 zeby na lezakach rozlozyc recznik i
zajac miejsce przy basenie bo bar blisko:( ( basenu nie
opuszczaly przez caly dzien nawet jak pogoda nie nadawala sie do
opalania :(:((mowie o recznikach bo czasami nie widzialam
wlasciciela na oczy)
Kolejki na posilki organizowaly sie na dlugo przed otwarciem
restauracji - czego nie moglam zrozumiec bo jedzenia bylo przez
caly czas pod dostatkiem (a nawet jak raz wrocilismy do hotelu
po zamknieciu restauracji tez dostalismy posilek - cieply i w
ilosciach nie mozliwych do przejedzenia przez 8 osob a tu jadlo
tylko 4) .
osoby skarzace sie na rostroj zaladka po posilkach czesto (nie generalizuje bo
moze komus faktycznie zaszkodzilo) same byly
sobie winne (mnie i moim znajomym nic nie bylo) nie nalezy jesc bez
umiaru. sama widzialam jak osoba nie jedzac kolacji pila tylko
drinki i zazerala sie (nie mozna tego inaczj nazwac) paczkami z
kremem budyniowym a potem wiadomo jak to sie skonczylo. ale dla
mnie to brak umiaru i rozsadku . a potem pisali reklamacje
ze jedzenie zaszkodzilo..... - pozostawiam bez komentarza .
Na forum przeczytlam opinie ze nalezy szanowac swoje ciezko zarobione pieniadze
i jezeli sie cos kupilo to sie wymaga. Owszem ale ja wole nie szanowac swoich
pieniedzy ale szanuje swoje wakacje ktorych mam tylko 2 tygodnie w ciagu roku i
pojechalam do Bona Vita zeby odpaczac i dobrze sie bawic i tak bylo!!!.
Polecam ta wycieczke wszystkim pozytywnie nastawionym do wypoczynku bo
pieniaczy to tam juz dosyc bylo...(o juz widze ten krzyk i oburzenie .. zaraz
ktos napisze tez ze pewnie przez caly czas pilam trunki z baru - ale taka jest
moja opinia. i nie jestem pracownikiem OT, pojechalam na wakacje po raz
pierwszy z nimi i nie mam zastrzezen. po powrocie przeczytalam sobie jeszcze
raz opis katalogowy wyjazdu i prawie wszystko zgadzalo sie z opisem. jak ktos
juz byl na wycieczce all incl. to wie ze wszedzie godziny obowiazywania sa
limitowane, w katalogu jak byk bylo napisane ze dojazdowki do Krakowa moga
odbywac sie busami, to samo tyczy sie mozliwosci zakwaterowania po przyjezdzie
i wykwaterowania w momencie wyjazdu, tez bylo wszystko napisane - trzeba czytac
wszystko zanim podpisze sie dokumenty, wtedy nic nie rozczarowuje)nie
kwestonuje tutaj tez absolutnie tego ze na poczatku bylo zle - a wrecz bardzo
latwo moge w to uwierzyc, ale teraz jest duzo lepiej i opisane przez mnie
rzeczy dotycza tylko i wylacznie stanu sierpniowego.
Szkoda Panie Jurku ze nie poznalismy sie na wyjezdzie bo milo by bylo z kims
porozmawiac kto nie narzeka przez caly czas



Temat: Do: W
Witaj z rana (u Ciebie chyba akurat 10.25)
wzczesniej w zaden sposob nie moglem sie odezwac, tzn oderwac sie na Forum.
Ostatnio mam dosc duzy kolowrotek - masa pisaniny (oczywiscie na kompie)
jakies dokumentacje, instrukcje i takie tam...

> ...60-tka to przeciez nie tak az wiele,a oni juz sie takich pozbywaja?

To moze nie do konca az tak. Ja mam dosc specyficzne stanowisko, wiec sie tak
troche "nie pozbywaja", dlatego mam cicha nadzieje, ze to mi sie jeszcze
przeciagnie, dopoki zdrowie pozwoli (okresowe badania kontrolne).
Ale wystrzal byl z dwururki - jeden sygnal to propozycja na przejscie do pracy
w tym biurze, a woleliby kogos "swojego" akurat w tamtym miejscu (tez dosc
specyficznym, choc po prawdzie to nie moj zawod, ale mam orientacje);
a drugi sygnal, to wlasnie zebym przytargal wszystkie posiadane papiery do
naliczenia tej starczej zapomogi.
W sumie pierwszy glos jakos zgasl - ja nie naciskam, bo lepiej mi sie siedzi
tutaj, a oni tez nic nie powiedzieli poza tym, ze sytuacja jest "wyczekujaca" i
w odpowiednim momencie powroca do tematu.
Osobiscie bardziej mi odpowiada to tu, bo mam zmiany 2-tygodniowe. Jest to
najlepszy uklad, jaki ludzie wymyslili - jak sie tu zmeczysz, to jedziesz do
domu, a potem znowu "wypoczywasz" tutaj. A skoro cale zycie nigdy dluzej niz 1
miesiac nie pracowalo sie biurowo (tak od A do Z), to teraz ciezko by sie bylo
przestawic na to dojezdzanie na godzine i ogladanie tych
wszystkich "krawaciarzy" z ich humorami. Teraz przynajmniej sa na odleglosc
telefonu, hi, hi...
A kogos innego to byloby im bardzo ciezko znalezc na moje miejsce. Zdaje sie,
ze wowczas nastapilaby reorganizacja calej tej "czesci". Juz nie ma takich
dinozaurow, a fucha wciaz jest "przydatna". Inni sie przekwalifikowali, wiec
nie sa na biezaco z wymaganymi papierami.

> pociag P-W jechal przez caly tydzien...

Nooooo... (tyle co to nooooo) - w zaleznosci od trasy, przez Mongolie dzien
krocej niz przez Mandzurie (tedy jechalem). Zasadniczo, to cala radocha z
okazji ogladania przez okno jak sie zmienia krajobraz "socjalny" - im dalej na
Zachod, tym wiekszy porzadek, choc i skupisk ludzkich przybywa. A juz totalny
kontrast jak sie przejechalo Bug. No, ale to temat jak cala ta trasa... ;-)))
Tyle, ze zle trafilismy o 2-3 dni, bo tam sie nagle zaczela zima, a ja chcialem
sobie obejrzec te wszystkie kolory syberyjskiej jesieni....
Gdybym byl mlodszy, to zglosilbym sie (tu gdzies na innym Forum GW) do ekipy na
wyprawe transsyberyjska, ale chyba jeepami. Ktos tam dal anons, ze szuka
smialkow. Trzeba bylo miec tylko 1000 PLN, wiec to nawet ciekawa sprawa...

Napisz troche co u Ciebie. U nas (tzn ok 2/3 kraju) juz wiosna. Kwitna magnolie
(widzialem w TV) jest przyjemnie i cieplo. Niestety, akurat dzisiaj tam pogoda
jak drut, tutaj mgla na 30 metrow. Jak nie urok to przemarsz wojsk :)))

Pojutrze zmiana, moge fizycznie nie miec mozliwosci na Forum
Dzisiaj moze jeszcze troche bede, ale juz mam w zasadzie dosc na ten dzien...
Skrobnij czesciej jesli mozesz

I pozgaduj gdzie ja jestem. Dam Ci wskazowke:

/



Temat: Dziennik prezesa spółki Skarbu Państwa
Dziennik prezesa spółki Skarbu Państwa
PONIEDZIAŁEK: Muszę zmienić sekretarkę. Skończyła 19 lat. Za stara.

WTOREK: Dzisiaj zaczyna się szkolenie w Kapsztadzie. Samolot do RPA nie
chciał czekać na mnie 4 godziny. Poleciałem do RPA z dachu mego biurowca
śmigłowcem.

ŚRODA: Podróż trochę się przeciąga. Międzylądowanie w Paryżu. Faktycznie, to
nie kasztany są najlepsze na placu Pigalle.

CZWARTEK: Tankowanie w Kairze. śmigłowiec wypił 1000 litrów. Ja tylko 7.
Naród nieużyty. Kazałem by przynieśli do mnie piramidy. Nie chcieli. Podobno
są bardzo duże. A na zdjęciach mają tylko kilka centymetrów .

PIĄTEK: Spotkałem kumpli w Kapsztadzie. Szkolenie jest O.K. Tankuję już od
poniedziałku.

SOBOTA: Kumpel z RPA ma urodziny. Jest prezesem kopalni diamentów. Dałem mu w
prezencie helikopter. Nie będę ciągnął złomu z powrotem ze sobąą.

NIEDZIELA: Niestety szkolenie się kończy. A zapowiadało się fantastycznie

PONIEDZIAŁEK: Prezes od diamentów obiecał mi w rewanżu sekretarkę. Podobno
jest ciemna. Co tam, wszystkie sekretarki są ciemne. Dorzucił kilo diamentów.
Fajny kumpel.

WTOREK: Powrót do kraju. Tym razem rejsowym samolotem niestety. Żadnego
międzylądowania.

ŚRODA: Rozpakowałem sekretarkę. Okazał o się, że jest ciemna dosłownie.
Zmieniłem wyposażenie biura. Wszystkie meble czarne.

CZWARTEK: Okazało się, ze kolorystycznie jest wszystko w porządku, ale
sekretarka zna tylko angielski i bantu. Zatrudniłem tłumacza. Wszystko
pójdzie w koszty.

PIĄTEK: Dzisiaj moje urodziny. Dostałem od Zarządu nowy helikopter. Ten
poprzedni miał już rok.

SOBOTA: Próbny lot nad Warszaw±. Kazałem obniżyć Pałac Kultury. Za bardzo
przeszkadza w lataniu.

NIEDZIELA: Jak to dobrze, że dziś niedziela. Trochę wytchnienia po tygodniu
kieratu.

PONIEDZIAŁEK: Posiedzenie Zarządu. Skandal. Chcą mi obniżyć pensję o10% -
wychodzi, że o 10 tysięcy. Jak ja zwiążę koniec z końcem?

WTOREK: Zmieniłem Zarząd. Ten poprzedni był już stary. Miał już rok.

ŚRODA: Delegacja załogi. Ach jak ja tego nie lubię. Marudzili, że od pół roku
nie dostają pensji. Jakby nie wiedzieli, że ledwo wiążę koniec z końcem.

CZWARTEK: Delegacja z Chin. Gadają trochę niezrozumiale. Ale najważniejsze,
że dali mi w prezencie nową sekretarkę. Ta czarna już się trochę zużyła. Skąd
ja wezmę żółte meble?

PIĄTEK: Trochę kłopotów z Chinką. Okazało się, że zna tylko chiński. No i
trochę japońskiego. Skąd ja wezmę tłumacza? Chinka egzamin w łóżku zdała
celująco.

SOBOTA: Praca prezesa nigdy się nie kończy. Zrobiłem uroczysty bankiet z
nowym Zarządem. Zamówiłem TIR trunków. Starczyło. Pójdzie w koszty. A
złośliwi śpiewają: "Niech żyją nam prezesi przez szereg długich lat Gdy
prezesi piją w gorzelni wódki brak". Owszem z pierwsząą częścią się
całkowicie zgadzam. Ale druga? - Oczerniają na każdym kroku.

NIEDZIELA: Dziś tylko trzy słowa. Kac, kac, kac.

Ech... najgorsze jest to,że to sama prawda :(((




Temat: "Człowiek z dużym nosem" by aric
"Człowiek z dużym nosem" by aric
Był raz kiedyś człowiek z dużym nosem. Nie to by jego nos był brzydki i
niekształtny. Był po prostu duży. Nie jak u Pinokia i nie jak u Cyrana. Był
duży w najzwyklejszy ze sposobów. I mężczyzna ten, bo człowiek z dużym nosem
nie był kobietą, żył sobie spokojnie w dużym mieście. Miał dobrą pracę w
dużej firmie i ładne, duże mieszkanie. Nie narzekał także na swój duży nos.
Jednak przyszedł dzień, który odmienił jego światopogląd, słowo życie nie
pasuje tu zbytnio z pewnych powodów, ale o tym później. Stało się to wtedy,
gdy nos jego przeżył trzydzieści dwa lata.
Jak zwykle człowiek z dużym nosem skończył swoją pracę o godzinie
siedemnastej sześć, posprzątał pośpiesznie biuro, bo lubił się śpieszyć i
pośpieszył do windy, by pośpiesznie zjechać na parter dużego budynku, w
którym spędzał trzecią część swego życia, całkiem dużo.
Był jedynym pasażerem i nie był zdziwiony, gdyż zawsze był jedynym pasażerem.
Byłoby to całkiem duże marnotrawstwo przestrzeni kabiny, ale jego nos był tak
duży, że zajmował bardzo dużo miejsca. I gdyby nie to, że człowiek z dużym
nosem miał także duży mózg i potrafi niezmiernie dużo, na pewno nie
posiadałby tej posady. To byłaby jawna dyskryminacja, lecz dzięki swoim
wysokim kwalifikacjom, przynoszącym firmie wysokie zyski, nie był
dyskryminowany, przynajmniej jawnie. Posiadał więc wyłączność na podróżowanie
windą w określonych godzinach.
Tym razem jednak stało się inaczej. Kiedy to człowiek z dużym nosem odprężał
się w okolicach dwudziestego piętra, kabina nagle zatrzymała się. Najpierw
kabina, później człowiek, a na końcu nos, gdyż był tak duży, że był
najcięższy. Można sobie wyobrazić jak rozbudowane mięśnie karku posiadał
człowiek z dużym nosem. Ale wracając do zatrzymanej kabiny windy. Drzwi się
rozsunęły i w progu stanął Pan T. Pan T. Był zwierzchnikiem człowieka z dużym
nosem i to właśnie on wydawał mu dyspozycje. Przypadek sprawił, że Pan T.
zjawił się na progu windy. Nastąpiła konsternacja obopólna i Pan T. się
uśmiechnął, chociaż wcale tego nie chciał. Opanował jednak drżenie warg i
rozpoczął rozmowę, uważając by nie zahaczyć o duży nos:
- Wreszcie się spotykamy. – Wybełkotał przez nos w momencie ponownego startu
windy. – Nie miałem nigdy przyjemności pana poznać.
- Mnie też jest miło pana widzieć. – Odparł człowiek z dużym nosem bez
szczególnego entuzjazmu. Nie powiedział nic więcej, jednak postanowił wolniej
oddychać aby nie rozczochrać bujnych włosów Pana T. Pan T. natomiast nie dał
się zbyć krótką odpowiedzią i powolnym oddechem. Postanowił poznać człowieka
z dużym nosem trochę lepiej.
- Ma pan chwilkę czasu? – Zapytał.
- A o co chodzi, czyżby nie był pan zadowolony z mojej pracy? – Zaniepokoił
się właściciel wiadomo czego.
- Ach nie. – Roześmiał się Pan T. – Pomyślałem jedynie, że warto byłoby
poznać lepiej swoich pracowników, a skoro wpadliśmy na siebie może zacznę od
pana.
Człowiek z dużym nosem zastanowił się przez chwilę. Podrapał się palcami po
wewnętrznej stronie prawej dziurki nosowej i stwierdził, że węszy podstęp.
Ktoś z takim nosem powinien pracować w policji kryminalnej. Na całe kilometry
potrafiłby zwęszyć intrygę, spisek czy podstęp. Jednak mimo swoich podejrzeń
postanowił nie odmawiać.

c.d.n.




Temat: Wycofać wojska z Iraku
"Polacy mają dłużej zostać w Iraku"Rzeczpospolita
WOJSKO Zamieszanie po słowach prezydenta

Polacy mają dłużej zostać w Iraku

MON przygotowało plany przedłużenia irackiej misji do połowy 2007 roku.
Zamierza też zmniejszyć liczbę polskich baz w Iraku

Wczoraj panikę w MON wywołała depesza Polskiej Agencji Prasowej. Tuż przed
godziną 15 podałaona, że prezydent podczas pogrzebu poległego w Iraku sierż.
Tomasza Murkowskiego poinformował o przedłużeniu polskiej misji. PAP powołała
się nie tylko na słowa prezydenta, ale i na wypowiedź szefa wojsk lądowych gen.
Waldemara Skrzypczaka.

Wiadomość powtórzyły zagraniczne agencje AFP i DPA. - Musiało nastąpić jakieś
przekłamanie - tłumaczył zdezorientowany rzecznik resortu Piotr Paszkowski.
Jego zdziwienie było tym większe, że o przedłużenie irackiej misji formalnie
musi poprosić prezydenta Rada Ministrów. A wchodzący w jej skład szef MON
Radosław Sikorski nie słyszał o tym, by rząd z takim wnioskiem występował. W
końcu okazało się, że informacja jest pomyłką. - Słowa prezydenta dotyczyły
poprzedniej decyzji o przedłużeniu misji w Iraku i zostały źle zrozumiane -
tłumaczyli "Rz" urzędnicy z biura prasowego Kancelarii Premiera. Po niespełna
dwóch godzinach agencja wycofała błędną depeszę.

Zgodnie z poprzednią decyzją prezydenta Lecha Kaczyńskiego polskie wojska
powinny służyć w Iraku tylko do końca grudnia tego roku. MON przygotowało
jednak plany przedłużenia misji do połowy 2007 roku. Jak się nieoficjalnie
dowiedzieliśmy, Polaków może czekać przeprowadzka.

Mieliby opuścić obóz w Diwanii i stacjonować tylko w jednej bazie: w położonym
niedaleko granicy z Iranem al Kut. W Iraku miałoby nadal służyć około 900
naszych żołnierzy, chociaż MON zastanawia się, czy nie zmniejszyć wielkości
kontyngentu. Decyzja w tej sprawie należy do prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Zdaniem posłów opozycji nie należy przedłużać polskiej misji. - SLD, który był
w rządzie Marka Belki, podjął decyzję o zakończeniu naszej misji w Iraku z
końcem 2005 roku. Była ona podjęta z wyprzedzeniem i skonsultowana z
sojusznikami. Rząd Kazimierza Marcinkiewicza i Lech Kaczyński nie byli niczym
zobowiązani do kontynuowania misji w Iraku. Jej przedłużenie było błędem -
powiedział "Rz" jeden z liderów SLD, były szef MON Jerzy Szmajdziński. - Polska
wykonała swoją misję. Jej kontynuowanie z punktu widzenia politycznego,
wojskowego i społecznego nie jest uzasadnione. Niewykluczone, że złożymy w
Sejmie projekt uchwały pokazujący nasz pogląd na tę sprawę.

Zdaniem analityka wojskowego gen. Stanisława Kozieja Polska zbyt dużo
zainwestowała w operację iracką, by teraz pochopnie się wycofywać. - Powinniśmy
wycofać żołnierzy, gdy misję zakończy cała społeczność międzynarodowa i gdy
Irakijczycy będą już sobie radzić bez wojsk koalicji - uważa gen. Koziej.
Podkreśla jednak, że nasz kraj wciąż nie odniósł z zaangażowania w Iraku
żadnych korzyści poza doświadczeniem wojskowym.

JACEK PRZYBYLSKI, GRZEGORZ PRACZYK




Temat: Lomzynska Fabryka Mebli-list pracownikow
Lomzynska Fabryka Mebli-list pracownikow
Piszemy ten list z rozpaczy,poniewaz wynagrodzenie z styczen otrzymalismy na
raty,druga rate w marcu.Dzisiaj jest 22.03.07 a nie mamy wynagrodzenia za
luty i nie wiemy kiedy je otrzymamy,moze w marcu a moze w kwietniu.Taka
polityke prowadzi Dyrektor Generalny Ireneusz Trabinski.Jak nastal w
zakladzie to wszystko sie pogorszylo.Robi wszystko,a nic w naszym
kierunku,szykuje biura,na ktore wyrzuca pieniadze,zatrudnia Dyrektora
Finansowego ktory pracuje jeden dzien w tygodniu i zarabia okolo 10 tysiecy
zl.Wiec latwo policzyc ile on ma na godzine? Wychodzi na to ze jest to ni
mniej ni wiecej 277,7zl.My pracownicy otrzymujemy srednio 5,40zl-7,00zl.
brutto.Nie ma pieniedzy na podwyzki a Pan Dyrektor na domiar zlego zatrudnia
jeszcze jednego pracownika,kolege,poniewaz zaklad jest stac na rozdawanie
pieniedzy innym.Pan Dyrektor robi rozne przekrety,zatrudnia w zakladzie
pracownikow innych firm aby zgadzal sie stan osobowy,powyzej 405 osob,aby
otrzymac pieniadze z Uzedu Miasta.A tak naprawde nie wiemy ile osob
pracuje,ale z naszych obliczen wychodzi ze 380.To jest nie zgodne z
przepisami i naraza Urzad Miasta na straty.Tym powina zajac sie Izba
skarbowa.Pan Dyrektor wymyslil sobie jeszcze inna sprawe,ktora podwaza
intymne sprawy czlowieka,ktorej nie ma na calym swiecie,a mianowicie poprzez
Pana Choinskiego Szefa Produkcji prowadzi rejestr ile minut dany pracownik
wychodzi za potrzeba fizjologiczna w ciagu dnia i taki rejestry wywieszane sa
co miesiac na tzw. katrolkach.To jest niezgodne z przepisami,to zakrawa na
kpiny.Pracownicy przez to sa wysmiewani i narazani na wiele
nieprzyjemnosci.Tym powinien zajac sie Rzecznik Praw Obywatelskich.Nie wiemy
co jeszcze ten Pan Dyrektor wymysli,ale chodza po zakladzi sluchy ze bedzie
wymienial kadre pracownicza ( dozor ) poniewaz w jego mniemaniu jest ona
nieudolna.Myslimy ze Pan Dyrektor bedzie zatrudnial swoich kolegow,takich
samych jak on. Wlatach poprzednich to znaczy do maja 2006 roku w
zakladzie panowala inna atmosfera,poniewaz do tego czasu w zakladzi zadzil
Pan Boleslaw Zawadzki.Jak jego zabrakowalo w zakladzie stala sie praca
nerwowa i bardzo stresujaca,to jest rowniez przyczyna wypadkow,jakie maja
miejsce w zakladzie.Obecny Dyrektor to dezpota,zachowuje sie jak Stalin,a
takich czasow nie chcemy.Nie poto Polac walczyli w latach 70-tych.aby taki
despota rzadzil zakladem.

Zdesperowani pracownicy Lomzynskiej Fabryki Mebli.

Wrzucilem ten list na prosbe moich kolegow,z ktorymi pracowalem swojego czasu
w tymze zakladzie.Zastanawiam sie czy warto pracowac w takim zakladzie gdzie
srednia wypadkowa stale wzrasta i co jakis czas ktos wyjezdza bez reki lub
palcow.A wyplaty ni widu ni slychu.Fabryka co jakis czas zatrudnia nowych
ludzi bo czesc wyjezdza jako kalecy a reszta ucieka.Ja bym juz nigdy nie
chcial tam pracowac-a wy?



Temat: kiedy szaron podzieli los miloszevicza?
Kto aresztuje Szarona ?
www.republika.pl/xyz234/artykuyz4.htm
Kto ukarze Szarona?

Jaka jest różnica pomiędzy państwowym a indywidualnym aktem terrorystycznym?
Jeśli zrozumiemy tę różnicę, to zrozumiemy także zło amerykańskiej polityki
wobec Bliskiego Wschodu i zbliżającą się katastrofę. Kiedy Jaser Arafat został
oblężony w swoim biurze i trzymany tam przez izraelskie siły okupacyjne jako
zakładnik, był pod nieustanną presją zmuszającą go do potępienia terroru i
walki przeciw terroryzmowi. Izraelski państwowy terroryzm jest określany przez
administrację Stanów Zjednoczonych jako samoobrona, podczas gdy indywidualni
samobójcy z ładunkiem wybuchowym są nazywani terrorystami.

Jest tylko „mała” różnica w tym, że za izraelską agresję bezpośrednio
odpowiedzialni są Ariel Szaron, Beniamin Ben Eliezer, Shimon Peres i Shaul
Mofaz, podczas gdy indywidualne terrorystyczne akty są dokonywane jako akty
desperacji, zwykle wbrew intencjom Arafata. Godzinę po ogłoszeniu przez Arafata
jego poparcia dla wstrzymania ognia i życzeniach skierowanych do
Izraelitów: „Szczęśliwego Passovera”, nastąpił samobójczy bombowy atak w hotelu
Netanya, w wyniku którego zginęły 22 niewinne osoby celebrujące Passover.
Arafat został obarczony odpowiedzialnością za ten czyn, który stał się
uzasadnieniem obecnej ofensywy IDF.

Świat ignoruje zbrodnie wojenne Tel Awiwu

W tym samym czasie odpowiedzialność Sharona za izraelskie zbrodnie wojenne jest
całkowicie ignorowana. Kto powinien zostać aresztowany za wybiórcze zabijanie
[politycznie poprawna nazwa na polityczne morderstwa – przyp. red.] prawie 100
Palestyńczyków? Kto powinien być zaaresztowany za zamordowanie więcej niż 1200
Palestyńczyków i za zbiorową karę dokonaną na ponad 3 000 000 cywilnej ludności
w czasie ostatnich 18 miesięcy? Kto stanie przed Trybunałem Międzynarodowym za
bezprawne zagrabienie i zaludnienie palestyńskiego terytorium i ignorowanie
decyzji ONZ przez więcej niż 35 lat?

Akty desperacji kontra czystki militarne

Samobójcze ataki zabijające niewinnych ludzi muszą być jednoznacznie potępione
jako niemoralne akty, a popełniających je powinno umieszczać się w więzieniu.
Nie mogą one jednak być porównywane z terroryzmem prowadzonym przez państwo
izraelskie. Pierwsze są indywidualnymi aktami desperacji ludzi, którzy nie
widzą nadziei na przyszłość i którzy są ignorowani przez nieuczciwą i
zniekształconą opinię międzynarodową. Drugie są zimnymi i „racjonalnymi”
decyzjami państwa i jego militarnego aparatu, dobrze finansowanego,
wyposażonego i popieranego przez największą potęgę na świecie.

Mimo to w publicznych debatach rządowy terroryzm i indywidualne samobójcze
ataki nie są w ogóle rozróżniane. Państwowo kierowany terroryzm i zbrodnie
wojenne dokonywane przez aparat rządowy Izraela przedstawiany jest
jako „samoobrona”, podczas gdy od Arafata będącego w stanie beznadziejnego
oblężenia wymaga się aresztowania „terrorystów”.




Temat: Straż graniczna sprawdza Arabów--musimy_byc_czujni
Straż graniczna sprawdza Arabów--musimy_byc_czujni
Straż graniczna sprawdza Arabów

Terroryści chcą nawiązać kontakt z polskimi gangami

Polskie służby poważnie traktują pogróżki islamistów. Obywatele krajów
muzułmańskich wjeżdżający do Polski są drobiazgowo kontrolowani. Nawet ci,
którzy mieszkają w naszym kraju od lat.

W miniony piątek dziennikarz ŻW podróżował pociągiem EuroCity z Berlina do
Warszawy. W tym samym przedziale siedział Pakistańczyk, od 9 lat mieszkający
w Warszawie, od 8 lat posiadający kartę stałego pobytu w naszym kraju.

Około 17.30 pociąg zatrzymał się we Frankfurcie nad Odrą. Straż graniczna
rozpoczęła kontrolę pasażerów. Pakistański paszport wzbudził niepokój
pograniczników. Przez 10 minut dokładnie sprawdzali dokumenty podróżnego.
Spisali wszystkie informacje z paszportu i karty stałego pobytu.

Pakistańczyk pomyślnie przeszedł kontrolę graniczną. Okazało się jednak, że
to nie koniec. Dwie godziny później zadzwoniła do niego żona z Warszawy. -
Powiedziała mi, że była u nas w domu policja. Sprawdzali, czy przypadkiem
ktoś inny nie korzysta z moich dokumentów - mówi Pakistańczyk.

To dowód, że nasze służby poważnie traktują groźby, które w zeszłym tygodniu
skierowali pod adresem Polski terroryści. Dokładnie sprawdzani są niemal
wszyscy Arabowie, którzy wjeżdżają do naszego kraju. - Zagrożenie terroryzmem
zmusza nas do szczególnej ostrożności. Dlatego ściśle współpracujemy z
policją i innymi służbami, w tym międzynarodowymi. Często pomagają nam
policje z innych krajów, sprawdzając wiarygodność dokumentów czy oświadczeń
osób wjeżdżających do Polski - mówi por. Mirosław Szaciłło z zespołu
prasowego straży granicznej.

Pakistańczyk, który podróżował z dziennikarzem ŻW, mówi, że nie ma pretensji
do polskich służb. - Rozumiem Polaków. W Pakistanie też nie brakuje
terrorystów, którzy nie mogą darować naszemu prezydentowi, że pomagał
Amerykanom w czasie wojny w Afganistanie. Większość Pakistańczyków jednak nie
popiera terroru - mówi.

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wraz z Centralnym Biurem Śledczym i
strażą graniczną prowadzą w całym kraju podobne kontrole. Cudzoziemcom z
krajów tzw. podwyższonego ryzyka sprawdza się autentyczność dokumentów, a
nazwiska i zdjęcia porównywane są z bazami danych osób powiązanych z
ugrupowaniami terrorystycznymi. Specjalna grupa funkcjonariuszy Centralnego
Biura Śledczego ma pilnować, czy terroryści nie nawiązują kontaktów z naszymi
gangami.

Nieoficjalnie wiadomo, że specsłużby monitorują Internet oraz środowiska
arabskie. Z naszych informacji wynika, że z naszymi władzami bardzo dobrze
współpracują polscy muzułmanie, którzy kategorycznie odcinają się od działań
i ideologii terrorystów.

Terroryści grożą zamachami Musimy być czujni

Data: 2004-07-26




Temat: Dlaczego muzułmanie powinni opuścić europę.
Polska musi wzmocnic czujnosc-islamisci knuja !
Straż graniczna sprawdza Arabów

Terroryści chcą nawiązać kontakt z polskimi gangami

Polskie służby poważnie traktują pogróżki islamistów. Obywatele krajów
muzułmańskich wjeżdżający do Polski są drobiazgowo kontrolowani. Nawet ci,
którzy mieszkają w naszym kraju od lat.

W miniony piątek dziennikarz ŻW podróżował pociągiem EuroCity z Berlina do
Warszawy. W tym samym przedziale siedział Pakistańczyk, od 9 lat mieszkający w
Warszawie, od 8 lat posiadający kartę stałego pobytu w naszym kraju.

Około 17.30 pociąg zatrzymał się we Frankfurcie nad Odrą. Straż graniczna
rozpoczęła kontrolę pasażerów. Pakistański paszport wzbudził niepokój
pograniczników. Przez 10 minut dokładnie sprawdzali dokumenty podróżnego.
Spisali wszystkie informacje z paszportu i karty stałego pobytu.

Pakistańczyk pomyślnie przeszedł kontrolę graniczną. Okazało się jednak, że to
nie koniec. Dwie godziny później zadzwoniła do niego żona z Warszawy. -
Powiedziała mi, że była u nas w domu policja. Sprawdzali, czy przypadkiem ktoś
inny nie korzysta z moich dokumentów - mówi Pakistańczyk.

To dowód, że nasze służby poważnie traktują groźby, które w zeszłym tygodniu
skierowali pod adresem Polski terroryści. Dokładnie sprawdzani są niemal
wszyscy Arabowie, którzy wjeżdżają do naszego kraju. - Zagrożenie terroryzmem
zmusza nas do szczególnej ostrożności. Dlatego ściśle współpracujemy z policją
i innymi służbami, w tym międzynarodowymi. Często pomagają nam policje z innych
krajów, sprawdzając wiarygodność dokumentów czy oświadczeń osób wjeżdżających
do Polski - mówi por. Mirosław Szaciłło z zespołu prasowego straży granicznej.

Pakistańczyk, który podróżował z dziennikarzem ŻW, mówi, że nie ma pretensji do
polskich służb. - Rozumiem Polaków. W Pakistanie też nie brakuje terrorystów,
którzy nie mogą darować naszemu prezydentowi, że pomagał Amerykanom w czasie
wojny w Afganistanie. Większość Pakistańczyków jednak nie popiera terroru -
mówi.

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wraz z Centralnym Biurem Śledczym i strażą
graniczną prowadzą w całym kraju podobne kontrole. Cudzoziemcom z krajów tzw.
podwyższonego ryzyka sprawdza się autentyczność dokumentów, a nazwiska i
zdjęcia porównywane są z bazami danych osób powiązanych z ugrupowaniami
terrorystycznymi. Specjalna grupa funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego
ma pilnować, czy terroryści nie nawiązują kontaktów z naszymi gangami.

Nieoficjalnie wiadomo, że specsłużby monitorują Internet oraz środowiska
arabskie. Z naszych informacji wynika, że z naszymi władzami bardzo dobrze
współpracują polscy muzułmanie, którzy kategorycznie odcinają się od działań i
ideologii terrorystów.

Terroryści grożą zamachami Musimy być czujni

Data: 2004-07-26




Temat: transa mnostu północnego
[ŻW] Tędy dojedziemy do mostu Północnego
www.zw.com.pl/apps/a/tekst.jsp?place=zw2_a_ListNews1&news_cat_id=11&news_id=57379

Tędy dojedziemy do mostu Północnego

Nowej trasy przez Bielany chcą kierowcy i mieszkańcy

Ponad 4 km trzypasmowej, równej jak stół drogi szybkiego ruchu dostaną do
dyspozycji warszawscy kierowcy niedługo po otwarciu mostu Północnego.

Mowa o tzw. trasie mostu, biegnącej przez Bielany wzdłuż południowej granicy
huty. Nie wiadomo jeszcze, jak będzie biegła po stronie Białołeki.

Nie tylko most

Teraz wiadomo, że niedługo po otwarciu mostu, planowanym na przełom 2007 i 2008
roku, budowana będzie trasa, która połączy go z zachodnimi Bielanami. Dzięki
nowej drodze szybko będzie można dostać się z rejonu splotu Pułkowej,
Marymonckiej i Wybrzeża Gdyńskiego w okolice skrzyżowania Wólczyńskiej i
Conrada.Biuro Planowania Rozwoju Warszawy wytyczyło już dokładny przebieg tej
arterii. Z okolic Pułkowej i Marymonckiej trasa mostu Północnego pobiegnie na
zachód po południowej stronie ul. Pstrowskiego, przetnie ul. Kasprowicza, a
potem zostanie poprowadzona między ul. Nocznickiego i południową granicą
terenów należących do Huty Lucchini. Stąd już tylko krok do skrzyżowania
Wólczyńskiej z Nocznickiego i Conrada, które zakończą trasę.

Musi biec przez Bemowo

Aby jednak "trasa mostu" mogła powstać w takim wariancie - a jednoznacznie
opowiada się za nim warszawski samorząd - przez środek Bemowa musi pobiec nowy
drogowy wylot na Gdańsk.

Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, która ten wylot planuje budować,
nie podjęła ostatecznej decyzji. Trwają jeszcze konsultacje, czy trasa na
Gdańsk pobiegnie przez Bemowo, czy po zachodniej granicy miasta, ale wszystko
wskazuje na to, że przetnie Bemowo. Wówczas w okolicach ulic Wólczyńskiej oraz
Nocznickiego spotka się z projektowaną trasą mostu Północnego.

- To będzie rozwiązanie najlepsze z możliwych. W ten sposób logicznie zostanie
zamknięta drogowa układanka, jaką będzie stanowił nowy most i jego trasa oraz
wylot na Gdańsk, którym będzie można jechać również na południe Warszawy.
Samochody będą wygodnie i bez korków przemieszczać się przez miasto - uważa
Witold Chodakiewicz, pełnomocnik prezydenta Kaczyńskiego ds. budowy mostu
Północnego.

Droga bez kontrowersji

Trasa mostu Północnego będzie chyba pierwszą poważną inwestycją drogową w
stolicy od lat, która nie wzbudza kontrowersji. - Potrzebna jest tu nowa droga.
Cieszę się, że powstanie. Codziennie jeżdżę samochodem i wiem, jak trudno
dostać się tu z centrum. W godzinach szczytu ulica Przy Agorze jest nie do
przejechania, a zbudowanie nowej drogi na pewno rozładuje ruch - mówi Życiu
Warszawy Elżbieta Rokicka, mieszkanka ul. Wrzeciono.

- Uważam, że ta trasa i most powinny zostać zbudowane już dawno. Nie obawiam
się o hałas, bo zawsze w takich wypadkach budowane są szczelne ekrany
akustyczne - dodaje Michał Górnicki z ul. Gajcego.

- Nowa trasa będzie nie tylko ułatwieniem dla kierowców, także tutejsi
mieszkańcy na tym bardzo skorzystają, bo dzięki niej w końcu powstanie tu ład i
porządek - ocenia Eugeniusz Kowalski, mieszkaniec ul. Balcerzaka.

- Może pobliski lasek przestanie wreszcie pełnić funkcję "baru pod chmurką" -
dodaje.

Data: 09.02.2005

MARCIN HADAJ mhadaj@zw.com.pl Wsp. ALI, OLA
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 147 rezultatów • 1, 2, 3
    Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex