Biuro Karier pozań

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro Karier pozań




Temat: Jak wygląda konflikt Warszawa-prowincja
Jak wygląda konflikt Warszawa-prowincja
Ci z prowincji są zachłanni i zakompleksieni. Ci z Warszawy to zarozumiali
egoiści. To typowe opinie, jakie wyrażają o sobie nawzajem ci, którzy w
metryce urodzenia mają wpisaną Warszawę i ci, którzy wpisanej jej nie mają.
Z braku wolnych stolików w pobliskich knajpach, warszawianka Ewa Ratkowska,
studentka IV roku kulturoznawstwa, poszła do nielubianego przez nią Cinnamonu.
To najmodniejszy obecnie klub w stolicy, salon wystawowy aktorów serialowych,
stylistek i fryzjerów. – Patrzę, a tam przy drinku siedzi dziewczyna, która
sprzedaje w warzywniaku obok mojego bloku. Pamiętam, że kiedyś mówiła mi, że
pochodzi spod Siedlec – opowiada Ewa. Zdaniem warszawiaków to typowy przykład
leczenia kompleksów prowincjuszy poprzez aspirowanie do „towarzystwa”. – Takim
„pannom na kartoflach” wydaje się, że przyjechały do Nowego Jorku i od razu
zostają nowojorczykami, ludźmi wielkiego świata – mówi urodzony w Warszawie
Zbyszek, student psychologii społecznej. Panna na kartoflach – to jedno z
tysiąca określeń na przyjezdnych. Warszawiacy nawet Gdańsk czy Poznań nazywają
prowincją. A prowincja nazywa Warszawę największą wsią w Polsce. Podobnie
sprawa wygląda w całej Europie. Konflikt stolica – reszta kraju nie jest
bowiem typowy tylko dla Polski.

W szwedzkim Umei czy w Malmö stwierdzenie „ty zero ósemko” jest najgorszą z
możliwych obelg. „08” to numer kierunkowy do znienawidzonego na szwedzkiej
prowincji Sztokholmu…

Warszawiacy nie znoszą przyjezdnych i odmawiają uznania ich za obywateli
stolicy, bo obawiają się o swoje miejsca pracy i tożsamość miasta. Na pytanie
OBOP-u, co najbardziej denerwuje ich w przyjezdnych, niemal wszyscy odparli:
„że zostają tu na stałe”.

Konflikt Warszawy i reszty kraju jaskrawo widać w sferze pracy. Ludzie z
prowincji oskarżani są o demoralizowanie pracodawców – demoralizują, bo
pracują za półdarmo. – To warszawiacy sami nakręcają ten młyn. Z jednej strony
wolą zarobić na przyjezdnych, z drugiej oskarżają nas o odbieranie im pracy.
No to, kto jest w końcu winny? – irytuje się pochodzący ze Słupska Mariusz
Kalukin. – Nie zaniżamy pensji, to raczej warszawiak wietrzy spisek, że mało
zarabia przez przyjezdnych, choć tak naprawdę jest po prostu słaby. Lub słaba
jest firma, która go zatrudnia – dodaje Edyta Oskierko, która do Warszawy
przyjechała pięć lat temu z Mazur. Jej pierwszą pracą było smażenie
hamburgerów w sieci fast foodów. Pracując kilkanaście godzin dziennie, z
trudem zarabiała na czesne w studium technik prac biurowych. Po fast foodzie
nadszedł awans zawodowy w postaci pracy na recepcji w hotelu, potem asystentki
szefa w biurze handlowym, aż wreszcie etat producenta programu telewizyjnego w
Polsacie, gdzie dziś pracuje. Warszawiacy byli zirytowani tą karierą – im
przecież w znalezieniu pracy pomaga mama czy ciocia, a przyjezdni są z reguły
w Warszawie pozostawieni sami sobie.
kiosk.onet.pl/dlaczego/1230488,1920,artykul.html






Temat: spytałem Warszawiaków o ich prezydenta :
to ja wam powiem jak Kaczyński prezydentuje Wawie
Lech Kaczyński spowodował regres w finansach Warszawy, nie uporządkował żadnej
sfery życia miasta. Tak zaczyna się książka zatytułowana „Lech Kaczyński w
Warszawie 2002–2005”. Co ciekawe, autorem tej pozycji zawierającej litanię
dobrze udokumentowanych zarzutów jest dr inż. Maciej Białecki, warszawski radny
wybrany z listy Platformy Obywatelskiej, partii, która po wyborach chce razem z
Kaczyńskimi utworzyć rząd.

Dr Białecki jest oszczędny w komentowaniu. Koncentruje się na faktach
kompromitujących Kaczyńskiego jako polityka i jako kandydata do najwyższych
urzędów w państwie.

Były wiceburmistrz dzielnicy Praga Południe informuje, że polityk PiS w trzy
lata podwoił zadłużenie miasta. Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie nie
zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich ledwie
sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt.

Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca
Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska,
żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym
Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu –
informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach
pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”.

Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi
rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków PiS
Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława
Gosiewskiego, posła PiS.

Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz
nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne
szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe
nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia
Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej
również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po
1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł.

Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie
rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na
inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc.

Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a więc
za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź wybudować
wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych.

Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży
Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów
Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł.

Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003
r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później wzrosły
do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46 mln rok do
roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą administrację w
Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na nią 203 zł. W
Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł.

Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce oszczędności
z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie 6 mld zł
rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w administracji o 20
proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy Lecha Kaczyńskiego w
Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja zapewnień o zmniejszeniu
kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli Kaczyńscy mówią, że będzie tanie
państwo, a w Warszawie administracja jest wyjątkowo kosztowna, choć też miała
być tańsza, to znaczy, że po dojściu do władzy Kaczorów wydatki na
administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia nagle nie zmienią swoich
skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój, a w Warszawie jest zastój w
inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po wyborach pisuarowcy dorwą się
do władzy, będziemy mieli w Polsce regres cywilizacyjny.

Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim
układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD).

Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most
Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego
rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty,
których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy tyle,
co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w
najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony
przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości.
Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć
mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego
Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki.

Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko
wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech
Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi w
stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego” prezydenta
Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum
Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak
twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli w
Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której
3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za rzeź
Woli.

* * *

Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część
obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie
Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy.

Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z
niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech
Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale
niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem
kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim.





Temat: Chcecie mieć Warszawę w Radomiu? Przeczytajcie...
Chcecie mieć Warszawę w Radomiu? Przeczytajcie...
Kaczyński rządząc blisko trzy lata stolicą już pokazał, że nie potrafi.
Chcecie tego w skali kraju?

Lech Kaczyński spowodował regres w finansach Warszawy, nie uporządkował
żadnej sfery życia miasta. Tak zaczyna się książka zatytułowana „Lech
Kaczyński w Warszawie 2002–2005”. Co ciekawe, autorem tej pozycji
zawierającej litanię dobrze udokumentowanych zarzutów jest dr inż. Maciej
Białecki, warszawski radny wybrany z listy Platformy Obywatelskiej, partii,
która po wyborach chce razem z Kaczyńskimi utworzyć rząd.

Dr Białecki jest oszczędny w komentowaniu. Koncentruje się na faktach
kompromitujących Kaczyńskiego jako polityka i jako kandydata do najwyższych
urzędów w państwie.

Były wiceburmistrz dzielnicy Praga Południe informuje, że polityk PiS w trzy
lata podwoił zadłużenie miasta. Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie
nie zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich
ledwie sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt.

Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca
Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska,
żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym
Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu –
informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach
pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”.

Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi
rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków
PiS Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna –
Przemysława Gosiewskiego, posła PiS.

Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz
nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne
szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe
nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia
Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej
również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po
1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł.

Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie
rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na
inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc.

Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a
więc za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź
wybudować wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych.

Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży
Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów
Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł.

Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003
r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później
wzrosły do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46
mln rok do roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą
administrację w Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na
nią 203 zł. W Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł.

Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce
oszczędności z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie
6 mld zł rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w
administracji o 20 proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy
Lecha Kaczyńskiego w Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja
zapewnień o zmniejszeniu kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli
Kaczyńscy mówią, że będzie tanie państwo, a w Warszawie administracja jest
wyjątkowo kosztowna, choć też miała być tańsza, to znaczy, że po dojściu do
władzy Kaczorów wydatki na administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia
nagle nie zmienią swoich skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój,
a w Warszawie jest zastój w inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po
wyborach pisuarowcy dorwą się do władzy, będziemy mieli w Polsce regres
cywilizacyjny.

Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim
układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD).

Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most
Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego
rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty,
których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy
tyle, co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się,
że w najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został
unieważniony przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady
anonimowości. Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli
usłyszeć mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha
Kaczyńskiego Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki.

Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko
wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech
Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi
w stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego”
prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w
Muzeum Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu.
Jak twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście
walczyli w Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna
formacja, z której 3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera
odpowiedzialnego za rzeź Woli.

* * *

Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część
obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie
Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy.

Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z
niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech
Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale
niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem
kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim.

Autor : Henryk Schulz
Źródło: www.nie.com.pl/main.php?dzial=akt&id=6300



Temat: jak Kaczyński prezydentuje Warszawie
jak Kaczyński prezydentuje Warszawie
Kaczyński rządząc blisko trzy lata stolicą już pokazał, że nie potrafi.
Chcecie mieć to samo w skali kraju?

Lech Kaczyński spowodował regres w finansach Warszawy, nie uporządkował
żadnej sfery życia miasta. Tak zaczyna się książka zatytułowana „Lech
Kaczyński w Warszawie 2002–2005”. Co ciekawe, autorem tej pozycji
zawierającej litanię dobrze udokumentowanych zarzutów jest dr inż. Maciej
Białecki, warszawski radny wybrany z listy Platformy Obywatelskiej, partii,
która po wyborach chce razem z Kaczyńskimi utworzyć rząd.

Dr Białecki jest oszczędny w komentowaniu. Koncentruje się na faktach
kompromitujących Kaczyńskiego jako polityka i jako kandydata do najwyższych
urzędów w państwie.

Były wiceburmistrz dzielnicy Praga Południe informuje, że polityk PiS w trzy
lata podwoił zadłużenie miasta. Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie
nie zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich
ledwie sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt.

Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca
Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska,
żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym
Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu –
informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach
pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”.

Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi
rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków
PiS Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna –
Przemysława Gosiewskiego, posła PiS.

Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz
nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne
szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe
nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia
Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej
również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po
1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł.

Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie
rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na
inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc.

Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a
więc za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź
wybudować wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych.

Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży
Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów
Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł.

Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003
r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później
wzrosły do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46
mln rok do roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą
administrację w Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na
nią 203 zł. W Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł.

Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce
oszczędności z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie
6 mld zł rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w
administracji o 20 proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy
Lecha Kaczyńskiego w Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja
zapewnień o zmniejszeniu kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli
Kaczyńscy mówią, że będzie tanie państwo, a w Warszawie administracja jest
wyjątkowo kosztowna, choć też miała być tańsza, to znaczy, że po dojściu do
władzy Kaczorów wydatki na administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia
nagle nie zmienią swoich skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój,
a w Warszawie jest zastój w inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po
wyborach pisuarowcy dorwą się do władzy, będziemy mieli w Polsce regres
cywilizacyjny.

Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim
układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD).

Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most
Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego
rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty,
których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy
tyle, co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się,
że w najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został
unieważniony przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady
anonimowości. Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli
usłyszeć mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha
Kaczyńskiego Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki.

Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko
wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech
Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi
w stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego”
prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w
Muzeum Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu.
Jak twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście
walczyli w Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna
formacja, z której 3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera
odpowiedzialnego za rzeź Woli.

* * *

Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część
obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie
Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy.

Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z
niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech
Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale
niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem
kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim.

Autor : Henryk Schulz
źródło: www.nie.com.pl/main.php?dzial=akt&id=6300



Temat: Reformy PiS kosztują 14 mld zł
bzdury i duby smalone, a głupi wierzą a
Kaczyński rządząc blisko trzy lata stolicą już pokazał, że nie potrafi. Chcecie
tego w skali kraju?
Lech Kaczyński spowodował regres w finansach Warszawy, nie uporządkował żadnej
sfery życia miasta. Tak zaczyna się książka zatytułowana „Lech Kaczyński w
Warszawie 2002–2005”. Co ciekawe, autorem tej pozycji zawierającej litanię
dobrze udokumentowanych zarzutów jest dr inż. Maciej Białecki, warszawski radny
wybrany z listy Platformy Obywatelskiej, partii, która po wyborach chce razem z
Kaczyńskimi utworzyć rząd.
Dr Białecki jest oszczędny w komentowaniu. Koncentruje się na faktach
kompromitujących Kaczyńskiego jako polityka i jako kandydata do najwyższych
urzędów w państwie.
Były wiceburmistrz dzielnicy Praga Południe informuje, że polityk PiS w trzy
lata podwoił zadłużenie miasta. Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie nie
zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich ledwie
sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt.
Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca
Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska,
żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym
Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu –
informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach
pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”.
Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi
rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków PiS
Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława
Gosiewskiego, posła PiS.
Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz
nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne
szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe
nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia
Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej
również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po
1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł.
Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie
rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na
inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc.
Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a więc
za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź wybudować
wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych.

Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży
Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów
Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł.

Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003
r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później wzrosły
do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46 mln rok do
roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą administrację w
Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na nią 203 zł. W
Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł.
Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce oszczędności
z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie 6 mld zł
rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w administracji o 20
proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy Lecha Kaczyńskiego w
Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja zapewnień o zmniejszeniu
kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli Kaczyńscy mówią, że będzie tanie
państwo, a w Warszawie administracja jest wyjątkowo kosztowna, choć też miała
być tańsza, to znaczy, że po dojściu do władzy Kaczorów wydatki na
administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia nagle nie zmienią swoich
skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój, a w Warszawie jest zastój w
inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po wyborach pisuarowcy dorwą się
do władzy, będziemy mieli w Polsce regres cywilizacyjny.
Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim
układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD).
Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most
Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego
rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty,
których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy tyle,
co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w
najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony
przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości.
Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć
mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego
Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki.
Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko
wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech
Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi w
stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego” prezydenta
Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum
Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak
twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli w
Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której
3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za rzeź
Woli.
* * *
Korzystne dla Kaczorów wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część
obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie
Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy.
Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z
niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech
Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale
niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem
kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim.



Temat: Zasłyszane na forum warszawskim ...
Zasłyszane na forum warszawskim ...
W celu obiektywnej oceny obu kandydatow na "prezia" i natarczywej agitacji
osob z PIS pozwolilem sobie zacytowac wypowiedz osoby z Wawy (a jest ich
zdecydowanie wiecej), ktorzy maja to watpliwe "szczescie" bycia rzadzonym
przez prezydenta Lech K. Polecam zatam poczytac ciut wiecej opinii na forum
warszawskim, w koncu to oni, jego mieszkancy najmocniej
odczuwaja "kompetencje" piastujacego tam urzad Lecha K.

+++++++++++++
Kaczyński w trzy lata podwoił zadłużenie miasta (do sprawdzenia na stronie
Urzędu Miasta). Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie nie zbudowano ani
jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich ledwie sto, a w
przyszłym – kilkadziesiąt.

Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca
Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska,
żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym
Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu –

informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach
pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”.

Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi
rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków
PiS
Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława
Gosiewskiego, posła PiS.

Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz
nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne
szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe
nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia
Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej
również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po
1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł.

Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie
rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na
inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc.

Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a
więc
za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź
wybudować
wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych.

Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży
Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów
Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł.

Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003
r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później
wzrosły
do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46 mln rok
do
roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą administrację w
Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na nią 203 zł. W
Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł.

Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce
oszczędności
z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie 6 mld zł
rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w administracji o
20
proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy Lecha Kaczyńskiego w
Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja zapewnień o
zmniejszeniu
kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli Kaczyńscy mówią, że będzie tanie
państwo, a w Warszawie administracja jest wyjątkowo kosztowna, choć też miała
być tańsza, to znaczy, że po dojściu do władzy Kaczorów wydatki na
administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia nagle nie zmienią swoich
skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój, a w Warszawie jest zastój
w
inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po wyborach pisuarowcy dorwą się
do władzy, będziemy mieli w Polsce regres cywilizacyjny.

Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim
układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD).

Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most
Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego
rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty,
których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy
tyle,
co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w
najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony
przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości.
Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć
mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego
Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki.

Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko
wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech
Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi
w
stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego”
prezydenta
Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum
Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak
twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli
w
Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z
której
3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za
rzeź
Woli.

* * *

Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część
obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie
Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy.

Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z
niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech
Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale
niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem
kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim.

+++++++++++



Temat: ciekawy artykuł o prezydenturze Kaczyńskiego
ciekawy artykuł o prezydenturze Kaczyńskiego
Kaczyński rządząc blisko trzy lata stolicą już pokazał, że nie potrafi.
Chcecie tego w skali kraju?

Lech Kaczyński spowodował regres w finansach Warszawy, nie uporządkował
żadnej sfery życia miasta. Tak zaczyna się książka zatytułowana „Lech
Kaczyński w Warszawie 2002–2005”. Co ciekawe, autorem tej pozycji
zawierającej litanię dobrze udokumentowanych zarzutów jest dr inż. Maciej
Białecki, warszawski radny wybrany z listy Platformy Obywatelskiej, partii,
która po wyborach chce razem z Kaczyńskimi utworzyć rząd.

Dr Białecki jest oszczędny w komentowaniu. Koncentruje się na faktach
kompromitujących Kaczyńskiego jako polityka i jako kandydata do najwyższych
urzędów w państwie.

Były wiceburmistrz dzielnicy Praga Południe informuje, że polityk PiS w trzy
lata podwoił zadłużenie miasta. Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie
nie zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich
ledwie sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt.

Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca
Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska,
żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym
Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu –
informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach
pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”.

Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi
rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków
PiS Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna –
Przemysława Gosiewskiego, posła PiS.

Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz
nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne
szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe
nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia
Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej
również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po
1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł.

Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie
rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na
inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc.

Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a
więc za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź
wybudować wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych.

Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży
Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów
Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł.

Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003
r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później
wzrosły do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46
mln rok do roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą
administrację w Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na
nią 203 zł. W Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł.

Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce
oszczędności z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie
6 mld zł rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w
administracji o 20 proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy
Lecha Kaczyńskiego w Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja
zapewnień o zmniejszeniu kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli
Kaczyńscy mówią, że będzie tanie państwo, a w Warszawie administracja jest
wyjątkowo kosztowna, choć też miała być tańsza, to znaczy, że po dojściu do
władzy Kaczorów wydatki na administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia
nagle nie zmienią swoich skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój,
a w Warszawie jest zastój w inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po
wyborach pisuarowcy dorwą się do władzy, będziemy mieli w Polsce regres
cywilizacyjny.

Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim
układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD).

Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most
Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego
rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty,
których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy
tyle, co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się,
że w najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został
unieważniony przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady
anonimowości. Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli
usłyszeć mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha
Kaczyńskiego Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki.

Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko
wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech
Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi
w stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego”
prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w
Muzeum Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu.
Jak twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście
walczyli w Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna
formacja, z której 3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera
odpowiedzialnego za rzeź Woli.

* * *

Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część
obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie
Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy.

Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z
niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech
Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale
niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem
kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim.

Autor : Henryk Schulz



Temat: Chcecie tego w skali kraju?
Chcecie tego w skali kraju?
Kaczyński rządząc blisko trzy lata stolicą już pokazał, że nie potrafi.
Chcecie tego w skali kraju?
Lech Kaczyński spowodował regres w finansach Warszawy, nie uporządkował
żadnej sfery życia miasta. Tak zaczyna się książka zatytułowana „Lech
Kaczyński w Warszawie 2002–2005”. Co ciekawe, autorem tej pozycji
zawierającej litanię dobrze udokumentowanych zarzutów jest dr inż. Maciej
Białecki, warszawski radny wybrany z listy Platformy Obywatelskiej, partii,
która po wyborach chce razem z Kaczyńskimi utworzyć rząd.
Dr Białecki jest oszczędny w komentowaniu. Koncentruje się na faktach
kompromitujących Kaczyńskiego jako polityka i jako kandydata do najwyższych
urzędów w państwie.Były wiceburmistrz dzielnicy Praga Południe informuje, że
polityk PiS w trzy lata podwoił zadłużenie miasta. Mimo że przez ostatnie dwa
lata w Warszawie nie zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku
powstanie ich ledwie sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt.
Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca
Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska,
żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym
Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu –
informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach
pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”.Poplecznictwo i klasyczne
kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi rządami. Karierę w
samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków PiS Mariusza i
Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława
Gosiewskiego, posła PiS. Lech Kaczyński nie żałuje forsy na
wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz nagród dla urzędników ratusza
wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne szpitale były zadłużone na 170 mln
zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan
Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w
rządzonej również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali
nagrody po 1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5
tys. zł.Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet
członkowie rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że
fundusze na inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc. Tylko za połowę
tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a więc za ok. 17,5
mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź wybudować wielkie i
piękne schronisko dla bezdomnych.Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł
2,5 mln zł. Komendant straży Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na
dofinansowanie warszawskich hospicjów Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5
mln zł. Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać,
że w 2003 r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok
później wzrosły do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków
(plus 46 mln rok do roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma
najdroższą administrację w Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak
rocznie łoży na nią 203 zł. W Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160
zł.
Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce
oszczędności z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie
6 mld zł rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w
administracji o 20 proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy
Lecha Kaczyńskiego w Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja
zapewnień o zmniejszeniu kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli
Kaczyńscy mówią, że będzie tanie państwo, a w Warszawie administracja jest
wyjątkowo kosztowna, choć też miała być tańsza, to znaczy, że po dojściu do
władzy Kaczorów wydatki na administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia
nagle nie zmienią swoich skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój,
a w Warszawie jest zastój w inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po
wyborach pisuarowcy dorwą się do władzy, będziemy mieli w Polsce regres
cywilizacyjny.
Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim
układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD). Kaczor opluł most
Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most Siekierkowski zbudowano
za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego rozstrzygnęli konkurs
na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty, których realizacja
miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy tyle, co krytykowany
przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w najbliższych
latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony przez Urząd
Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości. Spowolnienie
budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć mieszkańcy
prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego Tadeusz
Sementkowski, burmistrz Białołęki.Lech Kaczyński aspiruje do funkcji
prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko wiąże się z uprawianiem dyplomacji.
Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech Kaczyński uporczywie wymigiwał się od
kontaktów z ambasadorami akredytowanymi w stolicy. Skompromitował się podczas
wizyty w Polsce „dynastycznego” prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa.
Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum Powstania Warszawskiego tablicę
ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak twierdzi prawicowy historyk
Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli w Warszawie, ale po stronie
Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której 3 kompanie włączono do
brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za rzeź Woli.
* * *
Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część
obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie
Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy. Startując do
urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z niezamożnych
warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech Kaczyński
powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale niechże
wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem
kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim.
Autor : Henryk Schulz




Temat: Ratusz nasila kampanię sukcesów Lecha Kaczyńskiego
jak wygląda prezydentura Kaczyńskiego
Kaczyński w trzy lata podwoił zadłużenie miasta (do sprawdzenia na stronie
Urzędu Miasta). Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie nie zbudowano ani
jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich ledwie sto, a w
przyszłym – kilkadziesiąt.

Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca
Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska,
żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym
Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu –
informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach
pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”.

Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi
rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków PiS
Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława
Gosiewskiego, posła PiS.

Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz
nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne
szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe
nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia
Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej
również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po
1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł.

Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie
rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na
inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc.

Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a więc
za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź wybudować
wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych.

Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży
Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów
Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł.

Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003
r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później wzrosły
do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46 mln rok do
roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą administrację w
Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na nią 203 zł. W
Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł.

Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce oszczędności
z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie 6 mld zł
rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w administracji o 20
proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy Lecha Kaczyńskiego w
Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja zapewnień o zmniejszeniu
kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli Kaczyńscy mówią, że będzie tanie
państwo, a w Warszawie administracja jest wyjątkowo kosztowna, choć też miała
być tańsza, to znaczy, że po dojściu do władzy Kaczorów wydatki na
administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia nagle nie zmienią swoich
skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój, a w Warszawie jest zastój w
inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po wyborach pisuarowcy dorwą się
do władzy, będziemy mieli w Polsce regres cywilizacyjny.

Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim
układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD).

Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most
Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego
rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty,
których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy tyle,
co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w
najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony
przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości.
Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć
mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego
Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki.

Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko
wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech
Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi w
stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego” prezydenta
Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum
Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak
twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli w
Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której
3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za rzeź
Woli.

* * *

Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część
obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie
Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy.

Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z
niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech
Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale
niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem
kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim.



Temat: A.Lepper ma się czego wstydzić ze swojej przeszł..
cd.
Wronkach. W jednej celi z katującymi go kryminalistami miał czekać na wizytę u
psychiatry. Kolejka okazała się długa. Mimo próśb nie dostarczono mu jego leku
na serce. Przez wiele miesięcy nie pozwalano kontaktować się z rodziną.
Siedział w jednej koszuli i jednych spodniach.

Po wielu miesiącach doczekał się rozmowy z psychiatrą Włodzimierzem Cierpką.
Ten uznał, że konieczna będzie obserwacja w szpitalu psychiatrycznym.

Brak leków i skandaliczne warunki w więzieniu skończyć mogły się tylko w jeden
sposób. - Krew rzuciła mi się ustami i nosem - mówi Dziubała.

Karetka na sygnale przewiozła go do szpitala w Poznaniu. Lekarze stwierdzili
zawał. Po leczeniu Dziubałę skierowano na oddział obserwacji sądowo-
psychiatrycznej Szpitala Aresztu Śledczego w Poznaniu.

Po pół roku lekarze orzekli, że rolnik jest... poczytalny i może odpowiadać
przed sądem.

W Kłodzisku Dziubała przekazuje nam długą listę rolników poszkodowanych przez
Leppera. Niebieskim flamastrem zaznacza na niej tych, którzy "byli w
psychiatrówku".

Ponad 30 nazwisk. Zaczynamy żmudną weryfikację. Po paru miesiącach nie mamy
wątpliwości - Dziubała i Trznadel mówią prawdę! Oprócz pisanych na kolanie
opinii psychiatrów badane sprawy łączy jedno - tajemniczy adwokat Marek Lech.

Nie rzucim ziemi, skąd nasz dług

Andrzej Lepper i jego zastępca Marek Lech na początku lat 90. byli jak papużki
nierozłączki. Jeździli po kraju, budując struktury Samoobrony.

Samoobrona zdobyła poparcie rolników, którzy na początku 90. lat nie z własnej
winy popadli w długi. Zachęceni perspektywami rodzącego się kapitalizmu
zaciągnęli kredyty. Z powodu galopującej inflacji nie byli w stanie ich
spłacić. Wielu straciło też na załamaniu rynku w krajach byłego ZSRR i upadku
banków spółdzielczych.

Pułapka zadłużeniowa uderzyła w najlepszych: tych, którzy mieli zabezpieczenie
dla swoich kredytów. Nagle stracili wszystko. Wielu popełniło samobójstwa. "Nie
rzucim ziemi, skąd nasz dług" - pod takim hasłem zaczynała działalność
Samoobrona. Kołem ratunkowym rzuconym przez władzę miał być powołany w 1992 r.
Fundusz Restrukturyzacji i Oddłużenia Rolnictwa.

Afera FRiOR to jedna z najbardziej skandalicznych i wciąż nie do końca
zbadanych afer w historii polskiej transformacji. Pieniądze przeznaczone na
pomoc dla rolników zostały w dużej części rozkradzione przez chłopskich
polityków i związane z nimi spółdzielcze banki. Sporą część pieniędzy przejęły
firmy z rolnictwem nie mające nic wspólnego.
Kim, do cholery, jest ten człowiek

Andrzej Lepper ma się czego wstydzić ze swojej przeszłości. Jak opisaliśmy w
tekście "Gang oddłużania" ("GP" nr 6 z 6 lutego 2002 r.), jeżdżąc po kraju wraz
ze współpracownikami wyłudzał od rolników ostatni grosz, w zamian obiecywał
oddłużenie we FRiOR, a potem w powstałej po jego likwidacji agencji.

W wielu przypadkach Lepper pieniądze wziął, ale oddłużenia nie załatwił,
dobijając zadłużonych rolników. Ludzie tacy jak Trznadel i Dziubała stali się
niewygodni dla chłopskiego przywódcy robiącego błyskotliwą karierę.

W 1993 r. pomiędzy Andrzejem Lepperem i Markiem Lechem doszło podczas
posiedzenia władz Samoobrony do widowiskowej bijatyki. Lech odszedł z
Samoobrony i zaczął rozpowiadać o ciemnych sprawkach Andrzeja Leppera.
Zapowiedział utworzenie konkurencyjnego ugrupowania. Wkrótce jednak zniknął z
publicznej sceny. Jak się okazało - przejął ewidencję ludzi, których odwiedzał
Lepper i ruszył w jego ślady.

- W dwa lata z Markiem Lechem objechałem po kraju po kraju ok. tysiąca rodzin -
mówi Bogdan Dziubała. Lech brał pieniądze od rolników na działalność w ich
obronie.

Wkrótce do sądów całym kraju zaczęły trafiać pisma produkowane przez Marka
Lecha, a podpisane przez rolników. Pisma, do których docieramy, wprawiają nas w
osłupienie.

"Arkadiusz Wołoszczuk, osoba działająca pod presją wrogich Polsce ośrodków
zagranicznych, wykonując zlecone czynności zaciera dowody przestępstw
popełnionych na moją szkodę" - takimi słowami obraził sędziego rolnik Dziubała.

Dzwonimy do biura senatora Zbigniewa Romaszewskiego.

- Trznadel pisał coś o niemieckich nazistach - słyszymy.

- Te głupoty napisał mi Marek Lech - potwierdza nasze podejrzenia Trznadel.
Docieramy do kolejnych rolników. "Szczególną aktywnością w działalności na
szkodę Polski wykazał się Benedykt Brzeziński [sędzia z Trzcianki - przyp. PL]
działający na rzecz wrogich Polsce ośrodków zagranicznych" - pod pismem tej
treści skierowanym do szefa UOP Zbigniewa Nowka podpisali się: Marek Lech,
Sławomir Mitoraj, Zbigniew Hetman, Ryszard Dorna, Piotr Grochocki, Zdzisław
Kozdęba.

Czytamy też pismo Lecha o rolniku, który "został pozbawiony praw człowieka
przez bojówkę faszystowską o koneksjach międzynarodowych, której jednym z
przywódców jest Zygmunt Zgierski, sędzia wizytator SSW w Łodzi".




Temat: Lotnisko w metropolii - 13 mln strat za rok 2008
nie wazne gdzie urzeduje marszalek (mowilem ze znaczenie ma czy sa w
> regionie inne silne osrodki czy jest jeden dominujacy-uczą tego na
> niektorych kierunkach studiów czy nie? - po prostu nie ma zbyt
duzo
> kasy do podziału, sa potrzebniejsze wydatki niz deficytowe
lotnisko
> czy tak trudno to pojac?)

wlasnie to jest najwazniejsze...czy myslisz, ze gdyby marszalek
lubuskiego byl w gorzowie to rozwijano by babimost?

a co do osrodka dominujacego to w tym przypadku nie ma to wiekszego
znaczenia gdyz lotnisko mamy tylko jedno! wiec nie ma rywalizacji
czy dolozyc do lotniska w bydgoszczy czy toruniu( chociaz jeszcze
rok temu snuto radosne wizje lotniska w tym miescie)

po prostu marszalka srednio interesuja bydgoskie problemy...a nie
uwaza on lotniska za sprawe regionu( taka jak starowke w toruniu, z
ktorej przeciez zysk czerpie tylko torun)ale za sprawe
bydgoszczy...wszedzie jest inaczej...

CSW , BWA i inne kulturalne w calym
> regionie oraz sport musza byc dotowane. szkonczyles jakas powazna
> szkole? uczyli tego czy niebardzewicz

dla Twoje informacji, skonczylem studia dzienne magisterskie na umk
w toruniu...

Akurat torun walczyl o to i
> dostal, bydgoszcz dostala co innego,

teraz to juz piszesz nieprawde bo bydgoszcz nic za csw nie dostala...
a co do dofinansowania kultury to wyjasnij mi sens budowania od
podstaw deficytowej( w zalozeniu) placowki, ze slabymi i nielicznymi
zbiorami skoro sa juz 2 takie w regionie( znane i z bogatymi
zbiorami)? a lotniska nie ma zadnego i na nie nie ma kasy...

jaka bieznia za 40 mln?

widze slabo jestes zorientowany w temacie to Cie oswiece: marszalek
stwierdzil ze da 40 baniek z kasy regionu na sale w toruniu( 30%
kosztow) jezeli w tej hali znajdzie sie pelnowymiarowa bieznia do
max 2 imprez rocznie) oczywiscie torun przychylil sie do tej
prosby...juz teraz wiesz o co chodzi?

to byc moze bedzie hala (chyba
> tyylko torun wsrod miast powyzej 150 tys nie ma podobnej hali, ma
> tylko hale przy szkołach)a bieznia to jakis tam dodatek. Nie tylko
> torun dostal czesc kasy na salę.

to wymien miasto powyzej 150 tysiecy w naszym regionie ktore dostalo
regionalne pieniadze na sale?

czekam!

Jak za pare lat bedzie postap i mniejsze zadluzenie to moze znajda
> sie pieniadze na ten biznes i dalszy rozwoj bo na razie nie stac
nas
> na przejadanie takich srodkow.

a do tego czasu co? lotnisko to nie mieso, ze zamrozisz i wyjmniesz
jak bedziesz chccial zjesc...poza tym za kilka lat gdy wszyscy
naokolo zainwestuja mnostwo kasy to czym bedziemy z nimi konkurowac?
teraz szkoda kilku milionoe na reklame a potem wydamy kilkaset na
budowe od nowa wszystkiego?

Tam sa osrodki centralne troche lepiej zlokalizowane niz Byd

jakie osrodki centralne? chodzi Ci, ze tam jest marszalek i
wojewoda? u nas torun z marszalkiem sa 45 km od lotniska co to za
problem? zobacz gdzie lezy goleniow...kawalek od szczecina..
lotnisko mamy tylko jedno i ewentualna siedziba wladz nie powinna
miec zadnego wplywu na jego funkcjonowanie bo to jest lotnisko
regionalne a nie miejskie....

Mozna pobudowac lotniska w kazdym miescie powiedzmy
> powyzej 100 tys mieszkancow ale po co? Jak mowisz małe lotnisko ma
> niewielka Zielona gora ( tam akurat jest marszalkiem ale brakuje
> wojewody) moglby miec wloclawek, Gdynia, czestochowa, torun albo
> bialystok, ale po co dokladac skoro maja niedaleko do innych
> lepszych i do tego az tyle z niego nie korzystają

dla Twej informacji: bialystok bedzie budowal lotnisko...ja nie
pisze o budowie lotniska przez kazde miasto ale o posiadaniu przez
region jednego lotniska...widzisz roznice?

Jakby bydgoskie
> bylo oplacalne to na pewno marszalek by dolozyl zeby je rozwinac.

nie rozsmieszaj mnie...wlasnie po to jest kasa regionu zeby pomoc
takim inwestycjom...to dlaczego torun nie zbuduje sali za swoje
pieniadze skoro to taki zyskowny biznes? a jezeli nie jest zyskowny
to dlaczego marszalek do tego doplaca?

Teraz to jest strata kasy -to glownie Bydgoszcz zreszta czerpie z
> tego biznesu profity (tzn gdyby sie udawalo) ,

z torunskiej starowki i przyszlej sali to kto bedzie czerpal
korzysci wszystkie?

Gdyby np. Bydgoszcz korzystala madrze z
> kasy w czasach gdy byla wojewodztwem do 75 roku to na pewno nie
> pozwolila by sie dogonic innym miejszym osrodkom (i mialaby
> oczywiscie lepszą lokalizacje bo to chyba jest najistotniejsze).

jakim mniejszym osrodkom dala sie dogonic? bo nie wiem o czym
piszesz...i dlaczego wtedy mialaby lepsza lokalizacje? przeciez
pisales, ze ma fatalna lokalizacje bo blisko jest poznan i
gdansk...wiec o co Ci chodzi?

Mam wielu znajomych w bydzi i nie mam nic do bydzi ale wkurzajace
> jest to ze caly czas sie mowi w pewnych gronach ze torun okrada
> bydgoszcz, podobnie bylo przeciez jak byd byla miastem dyktujacym
> przed 75tym ale w toruniu az tym wszystkim sie tak ludze nie
> podniecają, no moze pare osob tutaj ale to sa najczesciej reakcje
na
> oskarzenia z drugiej strony..

jezeli dla Ciebie fakt ze na torunianina wypada 2 razy wiecej
srodkow unijnych niz na bydgoszczanina to nie problem to faktycznie
nie ma sprawy...ponadto marszalek jest urzednikiem regionalnym a nie
miasta torunia...a zachowuje sie jak by dalej byl pracownikiem
torunskiego magistratu...

Pozdrawiam i do spotkania w Twoim albo moim biurze:).

pozdrawiam, ale kariery politycznej nie planuje...;-) wiec spotkamy
sie w Twoim biurze:-)




Temat: Gorzowowi potrzebna jest politechnika
>> Szczecin ma problemy z naborem, Poznan, to w Gorzowie, jak ktos sie
zglosi, to juz totalne dno bedzie. Juz teraz jest czesto ponizej 1
osoby na miejsce - wiec wystarczy miec mature zeby sie dostac!!! A
wy chcecie kolejna techniczna proznie w Gorzowie robic... miastu by
sie przydala, ale pod warunkiem, ze bedzie ksztalcic inzynierow, a
nie pustkami swiecic...

a jak w tej chwili to wygląda? Dzieciaki po liceum/technikum idą na studia
gorzowskie w większości, mało kto się wybije żeby wyjechać do innego miasta,
dużo ludzi studiować musi na miejscu. Idzie na kierunki jakie są, jakie najb.
odpowiadają. Do wyboru ma: kilka humanistycznych, informatyka jedynie jest
techniczna ale po tym nie ma pracy w Gorzowie. No i teraz co ludzie robią? Idą
na studia humanistyczne żeby
a) przedłużyć sobie dzieciństwo
b) podwyższyć kwalifikacje na rynku pracy
c) dla papierka
d) bo chcą sie uczyć
e) dla prestiżu posiadania per hrabiego magistra
f) bo chcą mieć w przyszłosći dobrą prace i więcej zarabiać

Punkt F jest główną przyczyną studiowania.

Więc idą na te tpu studia a później zderzają się z rynkiem pracy. I ten ich
weryfikuje - humanista - na kasę proszę bardzo, humanista do sklepu proszę
bardzo, na taśmę produkcyjną w TPV proszę bardzo. Kierowca - nie bo nie ma
uprawnień - na kurs zawodowy.

Po co studia? Żeby wyjechać. A jaka praca na wyjeździe? na zmywaku w Anglii.

No i dobra i po co ludzie studiują? Niech sie palną w ten pusty łeb.
Albo zamknąć należy pwsz-ta bo w Gorzowie nie opłaca sie studiować tego co tam
jest, albo nie wiem, zrobić kierunki techniczne.

Nie mam wszechwiedzy nt ścieżek karier absolwentów wiem tylko ze sie gnieżdżą po
Gorzowie na stanowiskach obsługi klienta/doradcy, na poczcie, w salonach
sprzedaży telefonów komórkowych, jak ma ktoś grupę inwalidzką albo znajomości w
rodzinie to ma fuchę za biurkiem bo nie muszą dzięki temu płacić kary do pfronu itd.

Gorzowski rynek pracy to 50% handel usługi, ubezpieczenia i doradcy bankowi, 12%
budownictwo, branża gastronomiczna i hotelarska 8%, administracja publiczna 7%,
branża związana z zaopatrywaniem w energię i gaz - 6%. Niewiele tego przemysłu
jak widzisz jest.

Oni sie szczycą że tylko 8,4% bezrobotnych stanowią osoby po studiach. No tak
ale na 100% ludzi tylko 10% ma wyższe więc jaki morał? O prace trudno tak samo
niezależnie od tego jakie ma się wykształcenie.

w Gorzowie/landsbergu w r. 1950 liczba ludności zatrudnionej w przemyśle
wynosiła 32,7 % ogółu zatrudnionych, w r. 1955 — 38,4 %, a w r. 1960 — 50,3 %.

Nie bój się jak zrobią kierunek mechatronika w Gorzowie to będzie dużo chętnych.

W tej chwili co warto studiować w pwsz: turystyka - nie bardzo no bo po co, jak
nie ma turystyki w mieście, parę biur podróży na krzyż i w nich pracuje rodzina
właściciela, ratownikiem zeby był (marne zarobki) nie trzeba mieć turystycznego
wykształcenia. AWF - no ilu tych wuefistów i trenerów jeszcze jest potrzebnych w
Gorzowie? Administracja? Jak w rodzinie nie masz urzędnika co cie wciągnie na
staż i później do pracy to nie ma szans nic dostać. Administracje europejska - w
UE dostać prace z dyplomem pwsz? powodzenia. Rachunkowość i zarządzanie
finansami - no to księgowość. Ale po czorta to robić. Na księgowego wystarczy
średnie ekonomiczne + 3 lata dośw w księgowaniu. Studia są niepotrzebne i to
tylko dla kobiet - bardzo rzadko się zdarza żeby facet księgował. Wezmą prędzej
babe przyjmą. Zarządzanie - no to warto studiować pod warunkiem że się chce
założyć działalność gosp i czerpać z niej zyski. Warto zrobić zaocznie a w ciągu
dnia pracować. Informatyka w zarządzaniu - bardzo fajne przedmioty, konkretne,
ale pracy po tym nie ma bo: żeby księgować to biorą pierw tych po rachunkowości
i z nimi nie wygrasz, żeby administrować siecią komputerową to wygrają ci po
wiszu bo są bardizej techniczni, kierownik/dyrektore jak najb tylko trzeba mieć
dośw na stanowisku kierowniczym, właściciel przedsiębiorstwa - idealne. Tylko
zero możliwości pomocy ze strony państwa - bo inkubatory zajęte, po 4 osoby na 1
pomieszczenie, żyranci, odrzucanie wniosków - 20 na 1 miejsce itd.

Filologia polska - no w biliotece jak ktoś chce pracować ale cieżko o taką prace
- trzeba mieć chody. Czasem ktoś się załapie na dziennikarza do gorzo24.pl itd.

Filologia angielska - jak najb. warto to robić, filologia niemicka - również.
Pracy jako nauczyciel po tym może się nie dostanie (choć po tych kierunkach
najłatwiej znaleźć prace w zawodzie nauczyciela), łatwo wyjechać za granicę,
łatgwiej znaleźć komuś takiemu prace w jakichś firmach oddziałąch zagranicznych,
często babki robią też kursy specj ds kadr i właśnie po filologii są co tak
oceniają ludzi nie znając sie na niczym tylko sprawdzajać angielski.

Rynek pracy w gw to tak naprawde mnóstwo oddziałów punktów banków pożyczki
ubezpieczenia doradca/sprzedawca i sklepy 50% rynku gorzowskiego, trochę
budownictwo, trochę administracji państwowej, kilka dużych fabryk volkswagen,
tpv, faurecia.

I tak pracy jest dla kierowców wózków widłowych, sprzedawców, doradców klienta,
w administracji jak sie jakieś ukazują to dotyczą budownictwa - inspektor
nadzoru jakoś tak, dla informatyków zero ofert. Ten gościu z prosica robi 20 na
dobę to chyba obskakuje cały Gorzów. Jest trochę pracy dla kierowców, dla
spawaczy (ponoć bo ogłoszeń nie widziałem), czasem się zdarzy jakiś elektryk.
Jest trochę ofert dla mechaników samochodowych, księgową.

I to w zasadzie wszystko. Nie wiem czego tu można więcej szukać w gorzowie. I
jakie tu kierunki powinny być w GW to oceńcie sami - jak praca jest głównie w
handlu i doradztwie. Firmy czasem mówią ze im by sie przydał tam jakiś fachowiec
inżynier no ale ogłoszeń za bardzo nie widać. Samo w TPV ciężko znaleźć
ogłoszenie jakieś, tam w środku w zakładzie jest wywieszone na tablicy ale
zwykły śmiertelnik tam nie ma dostępu żeby codziennie chodzić sprawdzać.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 75 rezultatów • 1, 2, 3
    Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex