Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: biura turystyczne Los Angeles
Temat: Nabici w butelkę <1998> Grupa francuskich turystów wyrusza z paryskiego lotniska na objazdową wycieczkę po zachodnich stanach USA. Cała impreza jest zorganizowana przez biuro podróży o wdzięcznej nazwie "Dream Tour". W Los Angeles przybyszów z Francji odbiera młody przewodnik Mathias, który jest już poinformowany, że biuro podróży niestety zbankrutowało. Matiasa jednak nie zraża ta wiadomość, postanawia nie psuć humoru turystom i bierze sprawy w swoje ręce. Teraz dopiero zabawa rozpocznie się na dobre... Produkcja: Francja Gatunek: Komedia Data premiery: 1998-09-02 Reżyseria: Jean-Paul Salomé Scenariusz: Bruno Dega, Jean-Paul Salomé, Jérôme Tonnerre Obsada: Emma de Caunes: Claire Samuel Le Bihan: Mathias Bruno Solo: Jeff Bernard Le Coq: Jean-Michel Estelle Larrivaz: Suzy Judith Henry: Elvira Hubert Koundé: Aimé Bruno Lochet: Gwenaël ed2k://|file|Restons.groupes.1998.PL.DVDRiP.XviD.AC3.-.4P2P.(OSiOLEK.com).avi|1429123072|D8DCEC82AB3D444577F68472184DCA99|/ Temat: OKE GDAŃSK ---MAtura 2008 ZESTAW 6 Uzyskiwanie i udzielanie informacji: Jestem w biurze turystycznym i intereseuje mnie lot z Nowego Yorku do Los Angeles 1)ile kosztuja bilety 2)o której jest samolot 3) rezerwacja miejsca w jakims terminie Relacjonowanie wydarzen: Opowiadam o wystawie na której byłam: 1) gdzie i kiedy była ta wystawa 2)co tam było 3) co mówił artysta Negocjowanie: mam dwa bilety do filharmoni i zapraszam kolezanke która miała isc ze znajomymi do pubu 1)zapytaj sie czy pojdzie z toba 2) nie zgodz sie z jej opinia 3) rozwiazanie kompropmisowe Obrazek: mezczynza i kobieta sa w kuchni, ona przygotowuje jakies jedzenie a on jej cos podaje 1) czy wygądaja na szczesliwych 2) jakie role pełni kobieta i facet w rodzinie Temat: OKE ŁÓDZ-----Matura 2008 zestaw nr 6 : Uzyskiwanie i udzielanie informacji: Jestem w biurze turystycznym i intereseuje mnie lot z Nowego Yorku do Los Angeles 1)ile kosztuja bilety 2)o której jest samolot 3) rezerwacja miejsca w jakims terminie Relacjonowanie wydarzen: Opowiadam o wystawie na której byłam: 1) gdzie i kiedy była ta wystawa 2)co tam było 3) co mówił artysta Negocjowanie: mam dwa bilety do filharmoni i zapraszam kolezanke która miała isc ze znajomymi do pubu 1)zapytaj sie czy pojdzie z toba 2) nie zgodz sie z jej opinia 3) rozwiazanie kompropmisowe Obrazek: mezczynza i kobieta sa w kuchni, ona przygotowuje jakies jedzenie a on jej cos podaje 1) czy wygądaja na szczesliwych 2) jakie role pełni kobieta i facet w rodzinie Zestaw z pomorskiego. Temat: Na wlasne oczy :) @ Setup Co do atrakcji turystycznych LA, to rację ma i bb2, i miniokator. Zależy jak na to spojrzeć. Miasta w Stanach zwiedza się inaczej niż w Europie. Jak już pisałem wcześniej, niemal wszyscy mieszkają w domach, więc zazwyczaj parterowe i podobne do siebie domki ciągną się dziesiątkami kilometrów. Nie ma tam nic ciekawego i ciężko to zwiedzać. O jakieś atrakcje trudno też w centrum, które jest zbiorowiskiem kilkudziesięciu drapaczy chmur, ale są to same biura. Nie da się tego zwiedzać jak miast europejskich, gdzie wszystko jest dużo bardziej ściśnięte i dużo starsze. Np. w Paryżu można w 1,5 godziny wykonać spacer Wieża Eiffela - Łuk Triumfalny - Pola Elizejskie - Luwr i zaliczyć prawie wszystkie najważniejsze zabytki na raz. W USA się tak nie da. Trzeba wsiąść w samochód i jechać od jednej atrakcji, do drugiej. Wyjątkiem może jest NYC, gdzie wszystko co trzeba zobaczyć, ściśnięte jest na Manhattanie, który swym zagęszczeniem przypomina centra europejskich miast. Dodatkowo, jak pisał bb2, miasta w USA są młode, a na zachodnim wybrzeżu w szczególności. W Los Angeles najstarszym zabytkiem jest El Pueblo, czyli kilkanaście najstarszych budynków. Są to prostokątne pawilony, których w Polsce są pewnie setki. Na mnie nie zrobiły absolutnie żadnego wrażenia. Stare Miasta w Gdańsku, Warszawie, czy Krakowie są znacznie większą atrakcją turystyczną. Z drugiej strony LA to przecież Hollywood i wszystkie atrakcje, o których pisał miniokator. Według mnie, trzeba po prostu wiedzieć, co się chce zobaczyć. Można oglądać rezydencje gwiazd, można zobaczyć miejsca, w których kręcone są/były ulubione seriale lub filmy, zobaczyć gdzie nagrywają ulubieni muzycy. Trzeba tylko znaleźć jakiś swój pomysł na zwiedzania tego miasta i zwiedzać pod określonym kątem. Osobiście, w zwiedzaniu lubię poznawać życie mieszkających w różnych miejscach ludzi, tzn. atrakcje turystyczne, typu Hollywood Sign, chętnie obejrzę, ale lubię zejść z głównego, turystycznego szlaku i zobaczyć jak to wszystko wygląda od tyłu. Jak żyją, pracują i wypoczywają zwykli ludzie. Co jedzą i robią, jak się zachowują. Na tym się skupiłem i po muzeach raczej nie chodziłem. Podsumowując, specyfika amerykańskich miast jest inna niż europejskich i inaczej też się je zwiedza. Trudno to opisać, trzeba zobaczyć samemu. A co do San Francisco, to znajduje się ono od LA tzw. "amerykańskie blisko" czyli ok. 600 km. Planowałem nawet taką wycieczkę, ale ponad 1200 km do zrobienia w obie strony mnie zniechęciło. MOJE must see w LA: 1. Staples Center i Downtown 2. Hollywood Sign 3. Walk of Fame 4. The Forum 5. Venice Beach 6. Broadway 7. Chinatown 8. Kodak Theatre i Chinese Theatre 9. Beverly Hills 10. Mulholland Drive Temat: witam wszystkich! | Czymś to powinni zaznaczyć. kawalkiem czerwonej szmatki? choragiewka? transparentem?
w jaki sposob?
MSZ kazda interpretacja dziela sztuki jest 'hipoteza pomocnicza'. jak
zgoda co do nosferatu, ale moje lata 30. odnosily si eraczej do
ale czy uwazasz, ze wtedy ktokolwiek by sie przejmowal takim rezyserem
wybacz, ale porownanie zupelnie bez sensu. PH i T byly 100% na
w sytuascji turystycznej to, co mowisz, ma sens, ale czy uwazasz, ze
Temat: Chiny Na przestrzeni ostatnich 25 lat, Chiny zmieniły się z kraju zacofanego i uciskanego w ramach prymitywnej wersji komunistycznej ideologii marksistowskiej, w nowoczesną potęgę przemysłową, rozwijającą się jako gospodarka rynkowa, której odchody przemysłowe przyczyniają się już dziś do zanieczyszczenia środowiska od Los Angeles do Moskwy. Szef biura pisma Financial Times w Azji, James Kynge opisał niesłychany rozwój gospodarki Chin, oraz globalne skutki tego fenomenalnego rozwoju, w książce pod tytułem: „Chiny Wstrząsają Światem: Poprawa Bytu Biednych Mas” („China Shakes The World: The Rise of a Hungry Nation”). Wstrząsający zjawiskiem naszych czasów jest jednoczenie się sił rosnących Chin z siłami Rosji, która ma kolosalny obszar i jest bogata w zasoby mineralne, ale cierpi na zapaść demograficzną. Pijaństwo zakorzenione od czasów kiedy żydowscy karczmarze sprzedawali chłopom wódkę kredyt, do dziś jest jedną z głównych przyczyn zapaści demograficznej, tak że do połowy dwudziestego pierwszego wieku, w Rosji ubędzie jedna czwarta ludności, a połowa ludności ubędzie na Ukrainie i w Mołdowej gdzie karczmarze żydowscy dokonali najwiekszych szkód. Przez setki lat Chiny i Rosja były geopolitycznymi przeciwnikami i nikt nie przepowiadał powstania tego przymierza, którego siły wojskowe w roku 2007 będą odbywały wielkie manewry na terenach między Wołgą i Uralem. Przymierze to zostało spowodowane agresywną polityką neokonserwatywno-sjonistycznego rządu w Waszyngtonie, który zerwał rozbrojeniowy traktat Start II i wznowił wyścig zbrojeń nuklearych, przy jednoczesnym katastrofalnym „przebudowywaniu” Bliskiego Wschodu na korzyść Izraela. Książka „Chiny Wstrząsają Światem: Poprawa Bytu Biednych Mas” opisuje nadzwyczajny rozwój Chin i Chińczyków, w oparciu o ich kulturę i rytuał pracy, oraz oszczędzania, w perspektywie historycznej. Na podstawie tej książki można lepiej zrozumieć jak dalece nierprzewidzianą i groźną konsekwencją dla cywilizownego świata jest niespodziewane połączenie się sił Chin i Rosji. W czasie kiedy były początki rewolucji przemysłowej w Anglji około 230 lat temu, gospadarka Chin stanowiła, według historyków rozwoju ekonomicznego, jedną trzecią gospodarki całego świata. W roku 1979, po trzydziestu latach rządów komunistów, gospodarka Chin stanowiła tylko dwa procenty gospodarki światowej. Obecnie gospodarka Chin przedstawia więcej niż pięć procent gospodarki światowej i dalej rośnie. Chiny są dziś bardzo ważną siłą gospodarczą na świecie, ale znajdują się one dopiero we wczesnym stadium rozwoju nowoczesnej gospodarki. Mimo tego Chiny zaczynają odgrywać coraz bardziej kluczową rolę na świecie. Na przestrzeni nadchodzącej dekady zapotrzebowanie Chin na import stanowisk pracy z zagranicy, na surowce, na paliwo i na żywność zmieni handel światowy, przemieści kapitały inwestycyjne i zmieni podstawowo geopolitykę świata. Już dziś połowa wszystkich pieniędzy na świecie jest we wschodniej Azji. Chiny w coraz większym stopniu będą zalewały świat swoimi produktami przemysłowymi, będzie się widzieć coraz wiecej turystów z Chin i coraz wiecej studentów na wyższych uczelniach w krajach zachodu. Inwestcje chińskie, tak korporacyjne jak i prywatne, będą odgrywać coraz wiekszą rolę na świecie. Konkurencja chińska będzie coraz bardziej odczuwana w gospodarkach całej Ameryki i Europy, według Kynge’a. Rozwój Chin odbywa się kosztem niesłychanego zatrucia środowiska. Kynge przewiduje kryzys socialny w Chinach z powodu rosnącego braku zaufania do biurokracji partyjnej i braku nowoczesnej umowy społecznej w Chinach. System finansowy Chin ulega koprupcji, tak jak i rządząca biurokracja. Wybuchy wewnętrznych konfliktów w Chinach będą miały reprekusje na całym świecie. Skutki jakichkolwiek niepowodzeń w pośpiesznym rozwoju Chin, na drodze do nowoczesności, lub nawet jakakolwiek chwilowa zapaść ekonomiczna, w szybko rosnącej gospodarce Chin, będzie mieć poważne znaczenie dla gospodarki całego globu. Według Kynge’a Chiny będą miały wpływ na każdy aspekt nowoczesnego życia na świecie. Temat: Nowości Wydawnicze: "Festung Breslau" Za "Gazeta Wyborcza" /Kliknij!/ Komisarz Eberhard Mock promuje miasto Agnieszka Kołodyńska2006-08-22, ostatnia aktualizacja 2006-08-23 11:43 Wrocław zaangażował się w promocję najnowszej książki Marka Krajewskiego "Festung Breslau". Kilkaset billboardów w całej Polsce reklamujących powieść zaprasza do odwiedzenia "miasta spotkań" Takiej promocji nie miała jeszcze żadna powieść napisana we Wrocławiu i o Wrocławiu. O książce informuje 500 billboardów i 300 tzw. citylightów w Warszawie, Krakowie, Szczecinie, Poznaniu, w Trójmieście i na Górnym Śląsku. Znalazła się na nich okładka książki, czarno-białe zdjęcie zrujnowanej al. Słowackiego z widokiem na pl. Dominikański, napis "Ostatnie śledztwo Eberharda Mocka" oraz slogan "Wrocław miastem spotkań". - Promowaliśmy już nasze książki w ten sposób, ale po raz pierwszy robimy to na taką skalę - przyznaje Edyta Woźnica z wydawnictwa WAB. Kosztami kampanii podzieliły się wydawnictwo, sponsorzy i miasto. Paweł Romaszkan z Biura Promocji Wrocławia ma nadzieję, że już niedługo śladami Eberharda Mocka spacerować będą turyści - miłośnicy przygód przedwojennego policjanta: - To nietypowy sposób promocji, ale może się sprawdzić, jak w Paryżu, odwiedzanym przez tysiące fanów "Kodu Leonarda da Vinci" Dana Browna. Mit literacki jest miastu potrzebny. Cieszymy się, że Marek Krajewski przychylił się do pomysłu wykorzystania swoich książek do promocji Wrocławia. Jego bohater, komisarz Mock, jest Niemcem, ale przede wszystkim wrocławianinem. A nam zależy na pokazaniu, że nie wstydzimy się wielonarodowej przeszłości. Poza tym kryminały Krajewskiego budują niesamowitą atmosferę. A to przyciąga turystów. - Kryminały Marka Krajewskiego bez wątpienia dodają splendoru miastu - mówi prof. Stanisław Bereś z Instytutu Filologii Polskiej UWr. - Czas pokaże, czy Eberhard Mock ma szansę stać się symbolem Wrocławia. Promowanie przez literaturę to dobra strategia i świetny interes zarówno dla autora i wydawnictwa, jak i dla miasta. Mamy jednak dużo więcej postaci wartych promowania, choćby Angelusa Silesiusa. "Festung Breslau", czwarty i jak na razie ostatni kryminał o przygodach Mocka, trafi do księgarń już jutro. Policjant tropi tym razem w Breslau, oblężonym przez Armię Czerwoną, zabójców siostrzenicy pewnej pięknej hrabiny. - Gdyby czytelnicy i wydawca chcieli, abym napisał kolejne powieści o Mocku, to jestem otwarty na takie sugestie. Na razie nie planuję jednak powrotu do przedwojennego Breslau i do mojego bohatera - mówi Marek Krajewski. Marek Krajewski spotka się z czytelnikami w piątek o godz. 19 w Empiku Megastore (Rynek 50). Tego samego dnia rozmowa z Markiem Krajewskim w "Wieży Ciśnień" Słynne postacie literackie i ich miasta Sherlock Holmes - Londyn (kryminały Arthura Conan Doyle'a) Wojak Szwejk - Praga ("Przygody dobrego wojaka Szwejka" Jaroslava Haąka) Oskar Matzerath - Gdańsk (Günter Grass "Blaszany bębenek") Mistrz - Moskwa ("Mistrz i Małgorzata" Michaił Bułhakow) Leopold Bloom - Dublin (James Joyce "Ulisses") Philip Marlowe - Los Angeles (kryminały Raymonda Chandlera) Robert Langdon - Paryż ("Kod Leonarda da Vinci" Dan Brown) Temat: witam wszystkich!
pozdrowienia, Temat: Miasteczko na haju Arcata w Kalifornii jest miła i zadbana. Żyje w niej 17 tysięcy mieszkańców i sześć tysięcy studentów. W powietrzu unosi się zapach marihuany. Miejscowość ta leży w centrum Szmaragdowego Trójkąta na północnym zachodzie amerykańskiego wybrzeża Pacyfiku – doskonałego rejonu dla nielegalnej uprawy konopi indyjskich ze względu na porośnięte bujną roślinnością wzgórza i liberalną postawę mieszkańców wobec narkotyków. Dziesięć lat temu przegłosowali Propozycję 215, stanową inicjatywę zmierzającą do legalizacji uprawy marihuany jako środka przeciwbólowego między innymi dla chorych na raka i AIDS. Mogą ją również hodować licencjonowane placówki i sprzedawać osobom mającym stosowne zalecenie od swego lekarza. Sytuacja wymknęła się jednak spod kontroli. Rozeźleni obywatele pytają, dlaczego w mieście są aż cztery dozwolone oficjalnie punkty sprzedaży marihuany i tylko dwie normalne apteki. Jeszcze bardziej złości ich to, że nielegalni hodowcy i handlarze narkotyków po cichu wprowadzili się do miasta, zamieniając około 1000 mieszkań w nielegalne szklarnie. Niektórym ze sprzedawców zarzuca się, że nie zwracają zbytniej uwagi na to, czy pacjenci są naprawdę chorzy, czy też mają jedynie lewe zaświadczenie, uzyskane od lekarza dzięki "konsultacji" za 200 dolarów. W jednym z punktów sprzedaży produkty z marihuaną o nazwach takich jak "Wstrząs mózgu" i "Różowa mgiełka" stoją na wystawie, a kupują je często całkiem zdrowo wyglądający studenci. Klienci płacą różne ceny w zależności od swych dochodów i stopnia utraty zdrowia, ale zwykle jest to 40 dolarów za 3,5 grama. Narkotyk ten pali się zwykle w postaci skręta lub w fajeczce, choć niektórzy wolą wchłaniać go w ciasteczkach. Co najmniej jeden punkt oferuje marihuanę w postaci pastylek do ssania o smaku miętowym oraz substancji wziewnej wytwarzanej z liści – dla tych, którzy chcą przyjąć działkę bardziej dyskretnie, na przykład w biurze. Humboldt Co-operative, punkt działający w dawnym salonie samochodowym, ma 6000 zarejestrowanych pacjentów z całej północnej Kalifornii, z czego 2000 kupuje specyfik regularnie. Carla Ritter, szefowa tej placówki mówi: – Trudno jest stwierdzić, czy ktoś używa marihuany ze względów medycznych, czy dla relaksu, ale dokładamy wszelkich starań, by sprawdzać, czy pacjent ma zalecenie od lekarza. Kevin Hoover, wydawca lokalnej gazety "Arcata Eye" opowiada, że od czasu, gdy prowadzi kampanię przeciwko nielegalnym uprawom konopi w mieście, otrzymuje pogróżki, że zginie nagłą śmiercią. – Jesteśmy przywiązani do naszej liberalnej tradycji i popieramy stosowanie marihuany do celów medycznych, ale teraz stał się to bezwzględny biznes. Okolice naszego miasta przekształcane są w strefy produkcji narkotyków. Skala problemu ujawniła się po pożarach, jakie wybuchły w dwóch domowych hodowlach na skutek wadliwej instalacji elektrycznej. Dochodzi też do wielu napadów z bronią w ręku dokonywanych w celu kradzieży narkotyków, a w mieście osiedlają się przybysze z pitbullami, wzbudzając powszechny lęk. Mieszkańcy Arcaty, którzy niegdyś przymykali oko na hipisów i turystów wabionych sławnymi na cały świat uprawami, teraz zwierają szyki przeciwko nowej inwazji. Wade DeLashmutt, stolarz mieszkający tu od urodzenia, odkrył, że jeden z jego sąsiadów hoduje nielegalnie 600 krzaków konopi. – Wpuściliśmy przestępców do naszego miasta i nikt nie reaguje – mówi. – Jesteśmy bardzo liberalni, a oni to bezwzględnie wykorzystują. Burmistrz Mark Wheatley dodaje, że mieszkańcy są wstrząśnięci nasileniem się przestępczości. – Jesteśmy społecznością bardzo tolerancyjną, ale miarka się przebrała. Ludzie mają dosyć. Musimy jasno dać do zrozumienia tym przybyszom, że nie są tu mile widziani. Dzięki ulepszeniom technologicznym każda domowa szklarnia może bez trudu produkować rocznie z czterech zbiorów 50 kilogramów przetworzonej marihuany. Nielegalny towar sprzedawany jest za ponad 6000 dolarów za kilogram, a odbiorcami są klienci z San Francisco, Los Angeles i jeszcze dalszych okolic. Szef miejscowej policji, Randy Mendosa jest bardzo zaniepokojony tym, że jego miasto tak szybko zyskuje złą reputację, ale przyznaje, że nie ma środków, by powstrzymać kwitnący proceder. – Musimy pokazać tym ludziom, że ich u nas nie chcemy. Powstało przekonanie, że Arcata jest miejscem, gdzie można przyjechać i bezpiecznie prowadzić narkotykowe interesy, w dodatku zgodnie z prawem. Tak nie jest. Nasz problem to przestarzała liberalna polityka i brak ludzi egzekwujących prawo. Rezultat każdy widzi, ale myślę, że wahadło zaczyna wychylać się w przeciwną stronę. Najwyższy czas. To nie jest już kwestia polityki i medycyny, ale przestępczego biznesu – mówi. Podczas dyskusji w ratuszu nad nadużywaniem liberalnego prawa najbardziej poruszający był głos 42-letniej Brendy Saavedry, którą przywiózł na wózku inwalidzkim jej mąż Michael. Brenda stosuje marihuanę, by ulżyć swym cierpieniom związanym z chorobą Huntingtona, nieuleczalnym schorzeniem centralnego układu nerwowego. Oboje obawiają się, że planowane kroki uderzą także w nich. – Jedyną pomocą są dla nas apteki z marihuaną i pracujący w nich, współczujący ludzie – mówi Brenda głosem zniekształconym przez chorobę. – Bardzo wiele im zawdzięczamy. Źródło: Daily Telegraph Temat: "Miasteczko na haju" "Miasteczko na haju" Arcata w Kalifornii jest miła i zadbana: żyje w niej 17 tysięcy mieszkańców i sześć tysięcy studentów. W powietrzu unosi się zapach marihuany. Miejscowość ta leży w centrum Szmaragdowego Trójkąta na północnym zachodzie amerykańskiego wybrzeża Pacyfiku: doskonałego rejonu dla nielegalnej uprawy konopi indyjskich ze względu na porośnięte bujną roślinnością wzgórza i liberalną postawę mieszkańców wobec narkotyków. Dziesięć lat temu przegłosowali Propozycję 215, stanową inicjatywę zmierzającą do legalizacji uprawy marihuany jako środka przeciwbólowego między innymi dla chorych na raka i AIDS. Mogą ją również hodować licencjonowane placówki i sprzedawać osobom mającym stosowne zalecenie od swego lekarza. Sytuacja wymknęła się jednak spod kontroli. Rozeźleni obywatele pytają, dlaczego w mieście są aż cztery dozwolone oficjalnie punkty sprzedaży marihuany i tylko dwie normalne apteki. Jeszcze bardziej złości ich to, że nielegalni hodowcy i handlarze narkotyków po cichu wprowadzili się do miasta, zamieniając około 1000 mieszkań w nielegalne szklarnie. Niektórym ze sprzedawców zarzuca się, że nie zwracają zbytniej uwagi na to, czy pacjenci są naprawdę chorzy, czy też mają jedynie lewe zaświadczenie, uzyskane od lekarza dzięki "konsultacji" za 200 dolarów. W jednym z punktów sprzedaży produkty z marihuaną o nazwach takich jak "Wstrząs mózgu" i "Różowa mgiełka" stoją na wystawie, a kupują je często całkiem zdrowo wyglądający studenci. Klienci płacą różne ceny w zależności od swych dochodów i stopnia utraty zdrowia, ale zwykle jest to 40 dolarów za 3,5 grama. Narkotyk ten pali się zwykle w postaci skręta lub w fajeczce, choć niektórzy wolą wchłaniać go w ciasteczkach. Co najmniej jeden punkt oferuje marihuanę w postaci pastylek do ssania o smaku miętowym oraz substancji wziewnej wytwarzanej z liści: dla tych, którzy chcą przyjąć działkę bardziej dyskretnie, na przykład w biurze. Humboldt Co-operative, punkt działający w dawnym salonie samochodowym, ma 6000 zarejestrowanych pacjentów z całej północnej Kalifornii, z czego 2000 kupuje specyfik regularnie. Carla Ritter, szefowa tej placówki mówi: -Trudno jest stwierdzić, czy ktoś używa marihuany ze względów medycznych, czy dla relaksu, ale dokładamy wszelkich starań, by sprawdzać, czy pacjent ma zalecenie od lekarza. Kevin Hoover, wydawca lokalnej gazety "Arcata Eye" opowiada, że od czasu, gdy prowadzi kampanię przeciwko nielegalnym uprawom konopi w mieście, otrzymuje pogróżki, że zginie nagłą śmiercią. -Jesteśmy przywiązani do naszej liberalnej tradycji i popieramy stosowanie marihuany do celów medycznych, ale teraz stał się to bezwzględny biznes. Okolice naszego miasta przekształcane są w strefy produkcji narkotyków. Skala problemu ujawniła się po pożarach, jakie wybuchły w dwóch domowych hodowlach na skutek wadliwej instalacji elektrycznej. Dochodzi też do wielu napadów z bronią w ręku dokonywanych w celu kradzieży narkotyków, a w mieście osiedlają się przybysze z pitbullami, wzbudzając powszechny lęk. Mieszkańcy Arcaty, którzy niegdyś przymykali oko na hipisów i turystów wabionych sławnymi na cały świat uprawami, teraz zwierają szyki przeciwko nowej inwazji. Wade DeLashmutt, stolarz mieszkający tu od urodzenia, odkrył, że jeden z jego sąsiadów hoduje nielegalnie 600 krzaków konopi. -Wpuściliśmy przestępców do naszego miasta i nikt nie reaguje- mówi. -Jesteśmy bardzo liberalni, a oni to bezwzględnie wykorzystują. Burmistrz Mark Wheatley dodaje, że mieszkańcy są wstrząśnięci nasileniem się przestępczości. -Jesteśmy społecznością bardzo tolerancyjną, ale miarka się przebrała. Ludzie mają dosyć. Musimy jasno dać do zrozumienia tym przybyszom, że nie są tu mile widziani. Dzięki ulepszeniom technologicznym każda domowa szklarnia może bez trudu produkować rocznie z czterech zbiorów 50 kilogramów przetworzonej marihuany. Nielegalny towar sprzedawany jest za ponad 6000 dolarów za kilogram, a odbiorcami są klienci z San Francisco, Los Angeles i jeszcze dalszych okolic. Szef miejscowej policji, Randy Mendosa jest bardzo zaniepokojony tym, że jego miasto tak szybko zyskuje złą reputację, ale przyznaje, że nie ma środków, by powstrzymać kwitnący proceder. -Musimy pokazać tym ludziom, że ich u nas nie chcemy. Powstało przekonanie, że Arcata jest miejscem, gdzie można przyjechać i bezpiecznie prowadzić narkotykowe interesy, w dodatku zgodnie z prawem. Tak nie jest. Nasz problem to przestarzała liberalna polityka i brak ludzi egzekwujących prawo. Rezultat każdy widzi, ale myślę, że wahadło zaczyna wychylać się w przeciwną stronę. Najwyższy czas. To nie jest już kwestia polityki i medycyny, ale przestępczego biznesu- mówi. Podczas dyskusji w ratuszu nad nadużywaniem liberalnego prawa najbardziej poruszający był głos 42-letniej Brendy Saavedry, którą przywiózł na wózku inwalidzkim jej mąż Michael. Brenda stosuje marihuanę, by ulżyć swym cierpieniom związanym z chorobą Huntingtona, nieuleczalnym schorzeniem centralnego układu nerwowego. Oboje obawiają się, że planowane kroki uderzą także w nich. -Jedyną pomocą są dla nas apteki z marihuaną i pracujący w nich, współczujący ludzie- mówi Brenda głosem zniekształconym przez chorobę. -Bardzo wiele im zawdzięczamy. |