Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro Karier pozań
Temat: Jak wygląda konflikt Warszawa-prowincja Jak wygląda konflikt Warszawa-prowincja Ci z prowincji są zachłanni i zakompleksieni. Ci z Warszawy to zarozumiali egoiści. To typowe opinie, jakie wyrażają o sobie nawzajem ci, którzy w metryce urodzenia mają wpisaną Warszawę i ci, którzy wpisanej jej nie mają. Z braku wolnych stolików w pobliskich knajpach, warszawianka Ewa Ratkowska, studentka IV roku kulturoznawstwa, poszła do nielubianego przez nią Cinnamonu. To najmodniejszy obecnie klub w stolicy, salon wystawowy aktorów serialowych, stylistek i fryzjerów. – Patrzę, a tam przy drinku siedzi dziewczyna, która sprzedaje w warzywniaku obok mojego bloku. Pamiętam, że kiedyś mówiła mi, że pochodzi spod Siedlec – opowiada Ewa. Zdaniem warszawiaków to typowy przykład leczenia kompleksów prowincjuszy poprzez aspirowanie do „towarzystwa”. – Takim „pannom na kartoflach” wydaje się, że przyjechały do Nowego Jorku i od razu zostają nowojorczykami, ludźmi wielkiego świata – mówi urodzony w Warszawie Zbyszek, student psychologii społecznej. Panna na kartoflach – to jedno z tysiąca określeń na przyjezdnych. Warszawiacy nawet Gdańsk czy Poznań nazywają prowincją. A prowincja nazywa Warszawę największą wsią w Polsce. Podobnie sprawa wygląda w całej Europie. Konflikt stolica – reszta kraju nie jest bowiem typowy tylko dla Polski. W szwedzkim Umei czy w Malmö stwierdzenie „ty zero ósemko” jest najgorszą z możliwych obelg. „08” to numer kierunkowy do znienawidzonego na szwedzkiej prowincji Sztokholmu… Warszawiacy nie znoszą przyjezdnych i odmawiają uznania ich za obywateli stolicy, bo obawiają się o swoje miejsca pracy i tożsamość miasta. Na pytanie OBOP-u, co najbardziej denerwuje ich w przyjezdnych, niemal wszyscy odparli: „że zostają tu na stałe”. Konflikt Warszawy i reszty kraju jaskrawo widać w sferze pracy. Ludzie z prowincji oskarżani są o demoralizowanie pracodawców – demoralizują, bo pracują za półdarmo. – To warszawiacy sami nakręcają ten młyn. Z jednej strony wolą zarobić na przyjezdnych, z drugiej oskarżają nas o odbieranie im pracy. No to, kto jest w końcu winny? – irytuje się pochodzący ze Słupska Mariusz Kalukin. – Nie zaniżamy pensji, to raczej warszawiak wietrzy spisek, że mało zarabia przez przyjezdnych, choć tak naprawdę jest po prostu słaby. Lub słaba jest firma, która go zatrudnia – dodaje Edyta Oskierko, która do Warszawy przyjechała pięć lat temu z Mazur. Jej pierwszą pracą było smażenie hamburgerów w sieci fast foodów. Pracując kilkanaście godzin dziennie, z trudem zarabiała na czesne w studium technik prac biurowych. Po fast foodzie nadszedł awans zawodowy w postaci pracy na recepcji w hotelu, potem asystentki szefa w biurze handlowym, aż wreszcie etat producenta programu telewizyjnego w Polsacie, gdzie dziś pracuje. Warszawiacy byli zirytowani tą karierą – im przecież w znalezieniu pracy pomaga mama czy ciocia, a przyjezdni są z reguły w Warszawie pozostawieni sami sobie. kiosk.onet.pl/dlaczego/1230488,1920,artykul.html Temat: spytałem Warszawiaków o ich prezydenta : to ja wam powiem jak Kaczyński prezydentuje Wawie Lech Kaczyński spowodował regres w finansach Warszawy, nie uporządkował żadnej sfery życia miasta. Tak zaczyna się książka zatytułowana „Lech Kaczyński w Warszawie 2002–2005”. Co ciekawe, autorem tej pozycji zawierającej litanię dobrze udokumentowanych zarzutów jest dr inż. Maciej Białecki, warszawski radny wybrany z listy Platformy Obywatelskiej, partii, która po wyborach chce razem z Kaczyńskimi utworzyć rząd. Dr Białecki jest oszczędny w komentowaniu. Koncentruje się na faktach kompromitujących Kaczyńskiego jako polityka i jako kandydata do najwyższych urzędów w państwie. Były wiceburmistrz dzielnicy Praga Południe informuje, że polityk PiS w trzy lata podwoił zadłużenie miasta. Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie nie zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich ledwie sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt. Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska, żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu – informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”. Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków PiS Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława Gosiewskiego, posła PiS. Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po 1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł. Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc. Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a więc za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź wybudować wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych. Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł. Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003 r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później wzrosły do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46 mln rok do roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą administrację w Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na nią 203 zł. W Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł. Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce oszczędności z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie 6 mld zł rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w administracji o 20 proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy Lecha Kaczyńskiego w Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja zapewnień o zmniejszeniu kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli Kaczyńscy mówią, że będzie tanie państwo, a w Warszawie administracja jest wyjątkowo kosztowna, choć też miała być tańsza, to znaczy, że po dojściu do władzy Kaczorów wydatki na administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia nagle nie zmienią swoich skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój, a w Warszawie jest zastój w inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po wyborach pisuarowcy dorwą się do władzy, będziemy mieli w Polsce regres cywilizacyjny. Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD). Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty, których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy tyle, co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości. Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki. Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi w stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego” prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli w Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której 3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za rzeź Woli. * * * Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy. Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim. Temat: Chcecie mieć Warszawę w Radomiu? Przeczytajcie... Chcecie mieć Warszawę w Radomiu? Przeczytajcie... Kaczyński rządząc blisko trzy lata stolicą już pokazał, że nie potrafi. Chcecie tego w skali kraju? Lech Kaczyński spowodował regres w finansach Warszawy, nie uporządkował żadnej sfery życia miasta. Tak zaczyna się książka zatytułowana „Lech Kaczyński w Warszawie 2002–2005”. Co ciekawe, autorem tej pozycji zawierającej litanię dobrze udokumentowanych zarzutów jest dr inż. Maciej Białecki, warszawski radny wybrany z listy Platformy Obywatelskiej, partii, która po wyborach chce razem z Kaczyńskimi utworzyć rząd. Dr Białecki jest oszczędny w komentowaniu. Koncentruje się na faktach kompromitujących Kaczyńskiego jako polityka i jako kandydata do najwyższych urzędów w państwie. Były wiceburmistrz dzielnicy Praga Południe informuje, że polityk PiS w trzy lata podwoił zadłużenie miasta. Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie nie zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich ledwie sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt. Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska, żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu – informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”. Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków PiS Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława Gosiewskiego, posła PiS. Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po 1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł. Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc. Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a więc za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź wybudować wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych. Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł. Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003 r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później wzrosły do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46 mln rok do roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą administrację w Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na nią 203 zł. W Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł. Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce oszczędności z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie 6 mld zł rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w administracji o 20 proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy Lecha Kaczyńskiego w Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja zapewnień o zmniejszeniu kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli Kaczyńscy mówią, że będzie tanie państwo, a w Warszawie administracja jest wyjątkowo kosztowna, choć też miała być tańsza, to znaczy, że po dojściu do władzy Kaczorów wydatki na administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia nagle nie zmienią swoich skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój, a w Warszawie jest zastój w inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po wyborach pisuarowcy dorwą się do władzy, będziemy mieli w Polsce regres cywilizacyjny. Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD). Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty, których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy tyle, co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości. Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki. Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi w stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego” prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli w Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której 3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za rzeź Woli. * * * Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy. Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim. Autor : Henryk Schulz Źródło: www.nie.com.pl/main.php?dzial=akt&id=6300 Temat: jak Kaczyński prezydentuje Warszawie jak Kaczyński prezydentuje Warszawie Kaczyński rządząc blisko trzy lata stolicą już pokazał, że nie potrafi. Chcecie mieć to samo w skali kraju? Lech Kaczyński spowodował regres w finansach Warszawy, nie uporządkował żadnej sfery życia miasta. Tak zaczyna się książka zatytułowana „Lech Kaczyński w Warszawie 2002–2005”. Co ciekawe, autorem tej pozycji zawierającej litanię dobrze udokumentowanych zarzutów jest dr inż. Maciej Białecki, warszawski radny wybrany z listy Platformy Obywatelskiej, partii, która po wyborach chce razem z Kaczyńskimi utworzyć rząd. Dr Białecki jest oszczędny w komentowaniu. Koncentruje się na faktach kompromitujących Kaczyńskiego jako polityka i jako kandydata do najwyższych urzędów w państwie. Były wiceburmistrz dzielnicy Praga Południe informuje, że polityk PiS w trzy lata podwoił zadłużenie miasta. Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie nie zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich ledwie sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt. Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska, żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu – informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”. Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków PiS Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława Gosiewskiego, posła PiS. Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po 1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł. Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc. Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a więc za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź wybudować wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych. Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł. Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003 r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później wzrosły do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46 mln rok do roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą administrację w Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na nią 203 zł. W Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł. Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce oszczędności z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie 6 mld zł rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w administracji o 20 proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy Lecha Kaczyńskiego w Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja zapewnień o zmniejszeniu kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli Kaczyńscy mówią, że będzie tanie państwo, a w Warszawie administracja jest wyjątkowo kosztowna, choć też miała być tańsza, to znaczy, że po dojściu do władzy Kaczorów wydatki na administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia nagle nie zmienią swoich skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój, a w Warszawie jest zastój w inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po wyborach pisuarowcy dorwą się do władzy, będziemy mieli w Polsce regres cywilizacyjny. Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD). Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty, których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy tyle, co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości. Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki. Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi w stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego” prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli w Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której 3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za rzeź Woli. * * * Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy. Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim. Autor : Henryk Schulz źródło: www.nie.com.pl/main.php?dzial=akt&id=6300 Temat: Reformy PiS kosztują 14 mld zł bzdury i duby smalone, a głupi wierzą a Kaczyński rządząc blisko trzy lata stolicą już pokazał, że nie potrafi. Chcecie tego w skali kraju? Lech Kaczyński spowodował regres w finansach Warszawy, nie uporządkował żadnej sfery życia miasta. Tak zaczyna się książka zatytułowana „Lech Kaczyński w Warszawie 2002–2005”. Co ciekawe, autorem tej pozycji zawierającej litanię dobrze udokumentowanych zarzutów jest dr inż. Maciej Białecki, warszawski radny wybrany z listy Platformy Obywatelskiej, partii, która po wyborach chce razem z Kaczyńskimi utworzyć rząd. Dr Białecki jest oszczędny w komentowaniu. Koncentruje się na faktach kompromitujących Kaczyńskiego jako polityka i jako kandydata do najwyższych urzędów w państwie. Były wiceburmistrz dzielnicy Praga Południe informuje, że polityk PiS w trzy lata podwoił zadłużenie miasta. Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie nie zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich ledwie sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt. Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska, żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu – informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”. Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków PiS Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława Gosiewskiego, posła PiS. Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po 1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł. Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc. Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a więc za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź wybudować wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych. Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł. Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003 r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później wzrosły do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46 mln rok do roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą administrację w Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na nią 203 zł. W Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł. Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce oszczędności z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie 6 mld zł rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w administracji o 20 proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy Lecha Kaczyńskiego w Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja zapewnień o zmniejszeniu kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli Kaczyńscy mówią, że będzie tanie państwo, a w Warszawie administracja jest wyjątkowo kosztowna, choć też miała być tańsza, to znaczy, że po dojściu do władzy Kaczorów wydatki na administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia nagle nie zmienią swoich skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój, a w Warszawie jest zastój w inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po wyborach pisuarowcy dorwą się do władzy, będziemy mieli w Polsce regres cywilizacyjny. Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD). Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty, których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy tyle, co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości. Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki. Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi w stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego” prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli w Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której 3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za rzeź Woli. * * * Korzystne dla Kaczorów wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy. Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim. Temat: Zasłyszane na forum warszawskim ... Zasłyszane na forum warszawskim ... W celu obiektywnej oceny obu kandydatow na "prezia" i natarczywej agitacji osob z PIS pozwolilem sobie zacytowac wypowiedz osoby z Wawy (a jest ich zdecydowanie wiecej), ktorzy maja to watpliwe "szczescie" bycia rzadzonym przez prezydenta Lech K. Polecam zatam poczytac ciut wiecej opinii na forum warszawskim, w koncu to oni, jego mieszkancy najmocniej odczuwaja "kompetencje" piastujacego tam urzad Lecha K. +++++++++++++ Kaczyński w trzy lata podwoił zadłużenie miasta (do sprawdzenia na stronie Urzędu Miasta). Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie nie zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich ledwie sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt. Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska, żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu – informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”. Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków PiS Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława Gosiewskiego, posła PiS. Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po 1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł. Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc. Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a więc za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź wybudować wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych. Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł. Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003 r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później wzrosły do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46 mln rok do roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą administrację w Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na nią 203 zł. W Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł. Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce oszczędności z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie 6 mld zł rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w administracji o 20 proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy Lecha Kaczyńskiego w Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja zapewnień o zmniejszeniu kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli Kaczyńscy mówią, że będzie tanie państwo, a w Warszawie administracja jest wyjątkowo kosztowna, choć też miała być tańsza, to znaczy, że po dojściu do władzy Kaczorów wydatki na administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia nagle nie zmienią swoich skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój, a w Warszawie jest zastój w inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po wyborach pisuarowcy dorwą się do władzy, będziemy mieli w Polsce regres cywilizacyjny. Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD). Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty, których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy tyle, co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości. Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki. Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi w stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego” prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli w Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której 3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za rzeź Woli. * * * Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy. Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim. +++++++++++ Temat: ciekawy artykuł o prezydenturze Kaczyńskiego ciekawy artykuł o prezydenturze Kaczyńskiego Kaczyński rządząc blisko trzy lata stolicą już pokazał, że nie potrafi. Chcecie tego w skali kraju? Lech Kaczyński spowodował regres w finansach Warszawy, nie uporządkował żadnej sfery życia miasta. Tak zaczyna się książka zatytułowana „Lech Kaczyński w Warszawie 2002–2005”. Co ciekawe, autorem tej pozycji zawierającej litanię dobrze udokumentowanych zarzutów jest dr inż. Maciej Białecki, warszawski radny wybrany z listy Platformy Obywatelskiej, partii, która po wyborach chce razem z Kaczyńskimi utworzyć rząd. Dr Białecki jest oszczędny w komentowaniu. Koncentruje się na faktach kompromitujących Kaczyńskiego jako polityka i jako kandydata do najwyższych urzędów w państwie. Były wiceburmistrz dzielnicy Praga Południe informuje, że polityk PiS w trzy lata podwoił zadłużenie miasta. Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie nie zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich ledwie sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt. Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska, żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu – informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”. Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków PiS Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława Gosiewskiego, posła PiS. Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po 1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł. Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc. Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a więc za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź wybudować wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych. Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł. Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003 r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później wzrosły do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46 mln rok do roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą administrację w Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na nią 203 zł. W Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł. Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce oszczędności z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie 6 mld zł rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w administracji o 20 proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy Lecha Kaczyńskiego w Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja zapewnień o zmniejszeniu kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli Kaczyńscy mówią, że będzie tanie państwo, a w Warszawie administracja jest wyjątkowo kosztowna, choć też miała być tańsza, to znaczy, że po dojściu do władzy Kaczorów wydatki na administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia nagle nie zmienią swoich skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój, a w Warszawie jest zastój w inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po wyborach pisuarowcy dorwą się do władzy, będziemy mieli w Polsce regres cywilizacyjny. Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD). Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty, których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy tyle, co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości. Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki. Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi w stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego” prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli w Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której 3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za rzeź Woli. * * * Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy. Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim. Autor : Henryk Schulz Temat: Chcecie tego w skali kraju? Chcecie tego w skali kraju? Kaczyński rządząc blisko trzy lata stolicą już pokazał, że nie potrafi. Chcecie tego w skali kraju? Lech Kaczyński spowodował regres w finansach Warszawy, nie uporządkował żadnej sfery życia miasta. Tak zaczyna się książka zatytułowana „Lech Kaczyński w Warszawie 2002–2005”. Co ciekawe, autorem tej pozycji zawierającej litanię dobrze udokumentowanych zarzutów jest dr inż. Maciej Białecki, warszawski radny wybrany z listy Platformy Obywatelskiej, partii, która po wyborach chce razem z Kaczyńskimi utworzyć rząd. Dr Białecki jest oszczędny w komentowaniu. Koncentruje się na faktach kompromitujących Kaczyńskiego jako polityka i jako kandydata do najwyższych urzędów w państwie.Były wiceburmistrz dzielnicy Praga Południe informuje, że polityk PiS w trzy lata podwoił zadłużenie miasta. Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie nie zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich ledwie sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt. Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska, żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu – informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”.Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków PiS Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława Gosiewskiego, posła PiS. Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po 1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł.Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc. Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a więc za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź wybudować wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych.Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł. Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003 r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później wzrosły do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46 mln rok do roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą administrację w Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na nią 203 zł. W Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł. Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce oszczędności z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie 6 mld zł rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w administracji o 20 proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy Lecha Kaczyńskiego w Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja zapewnień o zmniejszeniu kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli Kaczyńscy mówią, że będzie tanie państwo, a w Warszawie administracja jest wyjątkowo kosztowna, choć też miała być tańsza, to znaczy, że po dojściu do władzy Kaczorów wydatki na administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia nagle nie zmienią swoich skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój, a w Warszawie jest zastój w inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po wyborach pisuarowcy dorwą się do władzy, będziemy mieli w Polsce regres cywilizacyjny. Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD). Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty, których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy tyle, co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości. Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki.Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi w stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego” prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli w Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której 3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za rzeź Woli. * * * Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy. Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim. Autor : Henryk Schulz Temat: Ratusz nasila kampanię sukcesów Lecha Kaczyńskiego jak wygląda prezydentura Kaczyńskiego Kaczyński w trzy lata podwoił zadłużenie miasta (do sprawdzenia na stronie Urzędu Miasta). Mimo że przez ostatnie dwa lata w Warszawie nie zbudowano ani jednego mieszkania komunalnego! W tym roku powstanie ich ledwie sto, a w przyszłym – kilkadziesiąt. Prezydent stolicy zatrudnił w swoim gabinecie 20 osób. Szeregowy doradca Kaczora, często ze średnim wykształceniem, zarabia 3 tys. zł. Anna Kamińska, żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, zatrudniona w biurze prasowym Kaczyńskiego, zarabiała ponad 7 tys. zł. Doradców prezydenta jest dziesięciu – informuje Białecki. Po co tylu? Czytelnik znajdzie wyjaśnienie w rozdziałach pt. „Posady dla swoich” i „Ludzie prezydenta”. Poplecznictwo i klasyczne kumoterstwo rozpleniły się w Warszawie pod Kaczymi rządami. Karierę w samorządzie warszawskim zrobiły nie tylko żony polityków PiS Mariusza i Michała Kamińskich, ale także żony – była i obecna – Przemysława Gosiewskiego, posła PiS. Lech Kaczyński nie żałuje forsy na wynagradzanie „swoich”. W 2004 r. fundusz nagród dla urzędników ratusza wyniósł 35 mln zł. W tym czasie stołeczne szpitale były zadłużone na 170 mln zł. Spośród ludzi Kaczyńskiego najwyższe nagrody po 43 tys. zł dostali Lucjan Bełza (bez-pieczeństwo) oraz Aurelia Ostrowska (zdrowie). Dla porównania: w rządzonej również przez prawicę Łodzi dyrektorzy ratuszowych biur dostawali nagrody po 1558 zł, w Krakowie – od 4 do 4,5 tys. zł, w Poznaniu – ok. 3,5 tys. zł. Takich nagród, jakie wzięli ludzie Kaczyńskiego, nie mają nawet członkowie rządu. Dzieje się to w mieście zarządzanym tak nieudolnie, że fundusze na inwestycje wykorzystywane są zaledwie w 50 proc. Tylko za połowę tych niebywale wysokich premii wypłaconych urzędnikom – a więc za ok. 17,5 mln – można by na przykład kupić 20 nowych autobusów bądź wybudować wielkie i piękne schronisko dla bezdomnych. Fundusz nagród dla straży miejskiej wyniósł 2,5 mln zł. Komendant straży Marczuk wziął 20 tys. zł nagrody. Na dofinansowanie warszawskich hospicjów Kaczyński przeznaczył w 2004 r. ok. 0,5 mln zł. Do informacji zawartych w książce dr. Białeckiego należałoby dodać, że w 2003 r. wydatki na administrację Warszawy wynosiły 427 mln zł, a rok później wzrosły do 473 mln zł. Nigdy dotąd nie było takiego skoku wydatków (plus 46 mln rok do roku). Pod rządami Lecha Kaczyńskiego Warszawa ma najdroższą administrację w Polsce. Statystycznie biorąc każdy warszawiak rocznie łoży na nią 203 zł. W Krakowie czy Poznaniu kwota ta wynosi ok. 160 zł. Partia braci Kaczyńskich zapewnia, że po przejęciu władzy w Polsce oszczędności z tytułu zmniejszonych wydatków na administrację wyniosą prawie 6 mld zł rocznie. Kaczyńscy trąbią, że chcą ograniczyć zatrudnienie w administracji o 20 proc. To kłamliwe obiecanki „pod publikę”, skoro rządy Lecha Kaczyńskiego w Warszawie pokazują, jak w praktyce wygląda realizacja zapewnień o zmniejszeniu kosztów funkcjonowania administracji. Jeżeli Kaczyńscy mówią, że będzie tanie państwo, a w Warszawie administracja jest wyjątkowo kosztowna, choć też miała być tańsza, to znaczy, że po dojściu do władzy Kaczorów wydatki na administrację w Polsce wzrosną, bo przecież bracia nagle nie zmienią swoich skłonności. Jeśli mówią, że w Polsce będzie rozwój, a w Warszawie jest zastój w inwestycjach miejskich, to oznacza, że kiedy po wyborach pisuarowcy dorwą się do władzy, będziemy mieli w Polsce regres cywilizacyjny. Lech Kaczyński po przechwyceniu władzy w stolicy wieszał psy na poprzednim układzie rządzącym Warszawą (Platforma i SLD). Kaczor opluł most Siekierkowski głosząc, że kosztował zbyt dużo. Most Siekierkowski zbudowano za ok. 200 mln zł. W kwietniu br. ludzie Kaczyńskiego rozstrzygnęli konkurs na koncepcję mostu Północnego. Wybrali dwa projekty, których realizacja miałaby kosztować pomiędzy 390 a 460 mln zł! Dwa razy tyle, co krytykowany przez Kaczora most Siekierkowski! W końcu okazało się, że w najbliższych latach mostu w ogóle nie będzie. Przetarg został unieważniony przez Urząd Zamówień Publicznych z powodu złamania zasady anonimowości. Spowolnienie budowy mostu to najgorsza wiadomość, jaką mogli usłyszeć mieszkańcy prawobrzeżnej Warszawy – skomentował działania Lecha Kaczyńskiego Tadeusz Sementkowski, burmistrz Białołęki. Lech Kaczyński aspiruje do funkcji prezydenta Najjaśniejszej. To stanowisko wiąże się z uprawianiem dyplomacji. Tymczasem jako prezydent Warszawy Lech Kaczyński uporczywie wymigiwał się od kontaktów z ambasadorami akredytowanymi w stolicy. Skompromitował się podczas wizyty w Polsce „dynastycznego” prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Alijew razem z Kaczyńskim odsłaniał w Muzeum Powstania Warszawskiego tablicę ku czci Azerów walczących w powstaniu. Jak twierdzi prawicowy historyk Krzysztof Kunert – Azerowie rzeczywiście walczyli w Warszawie, ale po stronie Niemców. To była wyjątkowo okrutna formacja, z której 3 kompanie włączono do brygady SS Oskara Dirlewangera odpowiedzialnego za rzeź Woli. * * * Korzystne dla PiS wyniki sondaży przedwyborczych pokazują, że spora część obywateli Najjaśniejszej kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że w istocie Kaczyński skompromitował się na stolcu prezydenta Warszawy. Startując do urzędu prezydenta Warszawy Kaczyński potraktował jednego z niezamożnych warszawiaków pogardliwym: „spieprzaj dziadu”. Tymczasem to Lech Kaczyński powinien jak najszybciej spieprzać z warszawskiego ratusza. Ale niechże wyborcy nie pozwolą mu, żeby – spieprzając z ratusza przed upływem kadencji – schronił się w Pałacu Prezydenckim. Temat: A.Lepper ma się czego wstydzić ze swojej przeszł.. cd. Wronkach. W jednej celi z katującymi go kryminalistami miał czekać na wizytę u psychiatry. Kolejka okazała się długa. Mimo próśb nie dostarczono mu jego leku na serce. Przez wiele miesięcy nie pozwalano kontaktować się z rodziną. Siedział w jednej koszuli i jednych spodniach. Po wielu miesiącach doczekał się rozmowy z psychiatrą Włodzimierzem Cierpką. Ten uznał, że konieczna będzie obserwacja w szpitalu psychiatrycznym. Brak leków i skandaliczne warunki w więzieniu skończyć mogły się tylko w jeden sposób. - Krew rzuciła mi się ustami i nosem - mówi Dziubała. Karetka na sygnale przewiozła go do szpitala w Poznaniu. Lekarze stwierdzili zawał. Po leczeniu Dziubałę skierowano na oddział obserwacji sądowo- psychiatrycznej Szpitala Aresztu Śledczego w Poznaniu. Po pół roku lekarze orzekli, że rolnik jest... poczytalny i może odpowiadać przed sądem. W Kłodzisku Dziubała przekazuje nam długą listę rolników poszkodowanych przez Leppera. Niebieskim flamastrem zaznacza na niej tych, którzy "byli w psychiatrówku". Ponad 30 nazwisk. Zaczynamy żmudną weryfikację. Po paru miesiącach nie mamy wątpliwości - Dziubała i Trznadel mówią prawdę! Oprócz pisanych na kolanie opinii psychiatrów badane sprawy łączy jedno - tajemniczy adwokat Marek Lech. Nie rzucim ziemi, skąd nasz dług Andrzej Lepper i jego zastępca Marek Lech na początku lat 90. byli jak papużki nierozłączki. Jeździli po kraju, budując struktury Samoobrony. Samoobrona zdobyła poparcie rolników, którzy na początku 90. lat nie z własnej winy popadli w długi. Zachęceni perspektywami rodzącego się kapitalizmu zaciągnęli kredyty. Z powodu galopującej inflacji nie byli w stanie ich spłacić. Wielu straciło też na załamaniu rynku w krajach byłego ZSRR i upadku banków spółdzielczych. Pułapka zadłużeniowa uderzyła w najlepszych: tych, którzy mieli zabezpieczenie dla swoich kredytów. Nagle stracili wszystko. Wielu popełniło samobójstwa. "Nie rzucim ziemi, skąd nasz dług" - pod takim hasłem zaczynała działalność Samoobrona. Kołem ratunkowym rzuconym przez władzę miał być powołany w 1992 r. Fundusz Restrukturyzacji i Oddłużenia Rolnictwa. Afera FRiOR to jedna z najbardziej skandalicznych i wciąż nie do końca zbadanych afer w historii polskiej transformacji. Pieniądze przeznaczone na pomoc dla rolników zostały w dużej części rozkradzione przez chłopskich polityków i związane z nimi spółdzielcze banki. Sporą część pieniędzy przejęły firmy z rolnictwem nie mające nic wspólnego. Kim, do cholery, jest ten człowiek Andrzej Lepper ma się czego wstydzić ze swojej przeszłości. Jak opisaliśmy w tekście "Gang oddłużania" ("GP" nr 6 z 6 lutego 2002 r.), jeżdżąc po kraju wraz ze współpracownikami wyłudzał od rolników ostatni grosz, w zamian obiecywał oddłużenie we FRiOR, a potem w powstałej po jego likwidacji agencji. W wielu przypadkach Lepper pieniądze wziął, ale oddłużenia nie załatwił, dobijając zadłużonych rolników. Ludzie tacy jak Trznadel i Dziubała stali się niewygodni dla chłopskiego przywódcy robiącego błyskotliwą karierę. W 1993 r. pomiędzy Andrzejem Lepperem i Markiem Lechem doszło podczas posiedzenia władz Samoobrony do widowiskowej bijatyki. Lech odszedł z Samoobrony i zaczął rozpowiadać o ciemnych sprawkach Andrzeja Leppera. Zapowiedział utworzenie konkurencyjnego ugrupowania. Wkrótce jednak zniknął z publicznej sceny. Jak się okazało - przejął ewidencję ludzi, których odwiedzał Lepper i ruszył w jego ślady. - W dwa lata z Markiem Lechem objechałem po kraju po kraju ok. tysiąca rodzin - mówi Bogdan Dziubała. Lech brał pieniądze od rolników na działalność w ich obronie. Wkrótce do sądów całym kraju zaczęły trafiać pisma produkowane przez Marka Lecha, a podpisane przez rolników. Pisma, do których docieramy, wprawiają nas w osłupienie. "Arkadiusz Wołoszczuk, osoba działająca pod presją wrogich Polsce ośrodków zagranicznych, wykonując zlecone czynności zaciera dowody przestępstw popełnionych na moją szkodę" - takimi słowami obraził sędziego rolnik Dziubała. Dzwonimy do biura senatora Zbigniewa Romaszewskiego. - Trznadel pisał coś o niemieckich nazistach - słyszymy. - Te głupoty napisał mi Marek Lech - potwierdza nasze podejrzenia Trznadel. Docieramy do kolejnych rolników. "Szczególną aktywnością w działalności na szkodę Polski wykazał się Benedykt Brzeziński [sędzia z Trzcianki - przyp. PL] działający na rzecz wrogich Polsce ośrodków zagranicznych" - pod pismem tej treści skierowanym do szefa UOP Zbigniewa Nowka podpisali się: Marek Lech, Sławomir Mitoraj, Zbigniew Hetman, Ryszard Dorna, Piotr Grochocki, Zdzisław Kozdęba. Czytamy też pismo Lecha o rolniku, który "został pozbawiony praw człowieka przez bojówkę faszystowską o koneksjach międzynarodowych, której jednym z przywódców jest Zygmunt Zgierski, sędzia wizytator SSW w Łodzi". Temat: Lotnisko w metropolii - 13 mln strat za rok 2008 nie wazne gdzie urzeduje marszalek (mowilem ze znaczenie ma czy sa w > regionie inne silne osrodki czy jest jeden dominujacy-uczą tego na > niektorych kierunkach studiów czy nie? - po prostu nie ma zbyt duzo > kasy do podziału, sa potrzebniejsze wydatki niz deficytowe lotnisko > czy tak trudno to pojac?) wlasnie to jest najwazniejsze...czy myslisz, ze gdyby marszalek lubuskiego byl w gorzowie to rozwijano by babimost? a co do osrodka dominujacego to w tym przypadku nie ma to wiekszego znaczenia gdyz lotnisko mamy tylko jedno! wiec nie ma rywalizacji czy dolozyc do lotniska w bydgoszczy czy toruniu( chociaz jeszcze rok temu snuto radosne wizje lotniska w tym miescie) po prostu marszalka srednio interesuja bydgoskie problemy...a nie uwaza on lotniska za sprawe regionu( taka jak starowke w toruniu, z ktorej przeciez zysk czerpie tylko torun)ale za sprawe bydgoszczy...wszedzie jest inaczej... CSW , BWA i inne kulturalne w calym > regionie oraz sport musza byc dotowane. szkonczyles jakas powazna > szkole? uczyli tego czy niebardzewicz dla Twoje informacji, skonczylem studia dzienne magisterskie na umk w toruniu... Akurat torun walczyl o to i > dostal, bydgoszcz dostala co innego, teraz to juz piszesz nieprawde bo bydgoszcz nic za csw nie dostala... a co do dofinansowania kultury to wyjasnij mi sens budowania od podstaw deficytowej( w zalozeniu) placowki, ze slabymi i nielicznymi zbiorami skoro sa juz 2 takie w regionie( znane i z bogatymi zbiorami)? a lotniska nie ma zadnego i na nie nie ma kasy... jaka bieznia za 40 mln? widze slabo jestes zorientowany w temacie to Cie oswiece: marszalek stwierdzil ze da 40 baniek z kasy regionu na sale w toruniu( 30% kosztow) jezeli w tej hali znajdzie sie pelnowymiarowa bieznia do max 2 imprez rocznie) oczywiscie torun przychylil sie do tej prosby...juz teraz wiesz o co chodzi? to byc moze bedzie hala (chyba > tyylko torun wsrod miast powyzej 150 tys nie ma podobnej hali, ma > tylko hale przy szkołach)a bieznia to jakis tam dodatek. Nie tylko > torun dostal czesc kasy na salę. to wymien miasto powyzej 150 tysiecy w naszym regionie ktore dostalo regionalne pieniadze na sale? czekam! Jak za pare lat bedzie postap i mniejsze zadluzenie to moze znajda > sie pieniadze na ten biznes i dalszy rozwoj bo na razie nie stac nas > na przejadanie takich srodkow. a do tego czasu co? lotnisko to nie mieso, ze zamrozisz i wyjmniesz jak bedziesz chccial zjesc...poza tym za kilka lat gdy wszyscy naokolo zainwestuja mnostwo kasy to czym bedziemy z nimi konkurowac? teraz szkoda kilku milionoe na reklame a potem wydamy kilkaset na budowe od nowa wszystkiego? Tam sa osrodki centralne troche lepiej zlokalizowane niz Byd jakie osrodki centralne? chodzi Ci, ze tam jest marszalek i wojewoda? u nas torun z marszalkiem sa 45 km od lotniska co to za problem? zobacz gdzie lezy goleniow...kawalek od szczecina.. lotnisko mamy tylko jedno i ewentualna siedziba wladz nie powinna miec zadnego wplywu na jego funkcjonowanie bo to jest lotnisko regionalne a nie miejskie.... Mozna pobudowac lotniska w kazdym miescie powiedzmy > powyzej 100 tys mieszkancow ale po co? Jak mowisz małe lotnisko ma > niewielka Zielona gora ( tam akurat jest marszalkiem ale brakuje > wojewody) moglby miec wloclawek, Gdynia, czestochowa, torun albo > bialystok, ale po co dokladac skoro maja niedaleko do innych > lepszych i do tego az tyle z niego nie korzystają dla Twej informacji: bialystok bedzie budowal lotnisko...ja nie pisze o budowie lotniska przez kazde miasto ale o posiadaniu przez region jednego lotniska...widzisz roznice? Jakby bydgoskie > bylo oplacalne to na pewno marszalek by dolozyl zeby je rozwinac. nie rozsmieszaj mnie...wlasnie po to jest kasa regionu zeby pomoc takim inwestycjom...to dlaczego torun nie zbuduje sali za swoje pieniadze skoro to taki zyskowny biznes? a jezeli nie jest zyskowny to dlaczego marszalek do tego doplaca? Teraz to jest strata kasy -to glownie Bydgoszcz zreszta czerpie z > tego biznesu profity (tzn gdyby sie udawalo) , z torunskiej starowki i przyszlej sali to kto bedzie czerpal korzysci wszystkie? Gdyby np. Bydgoszcz korzystala madrze z > kasy w czasach gdy byla wojewodztwem do 75 roku to na pewno nie > pozwolila by sie dogonic innym miejszym osrodkom (i mialaby > oczywiscie lepszą lokalizacje bo to chyba jest najistotniejsze). jakim mniejszym osrodkom dala sie dogonic? bo nie wiem o czym piszesz...i dlaczego wtedy mialaby lepsza lokalizacje? przeciez pisales, ze ma fatalna lokalizacje bo blisko jest poznan i gdansk...wiec o co Ci chodzi? Mam wielu znajomych w bydzi i nie mam nic do bydzi ale wkurzajace > jest to ze caly czas sie mowi w pewnych gronach ze torun okrada > bydgoszcz, podobnie bylo przeciez jak byd byla miastem dyktujacym > przed 75tym ale w toruniu az tym wszystkim sie tak ludze nie > podniecają, no moze pare osob tutaj ale to sa najczesciej reakcje na > oskarzenia z drugiej strony.. jezeli dla Ciebie fakt ze na torunianina wypada 2 razy wiecej srodkow unijnych niz na bydgoszczanina to nie problem to faktycznie nie ma sprawy...ponadto marszalek jest urzednikiem regionalnym a nie miasta torunia...a zachowuje sie jak by dalej byl pracownikiem torunskiego magistratu... Pozdrawiam i do spotkania w Twoim albo moim biurze:). pozdrawiam, ale kariery politycznej nie planuje...;-) wiec spotkamy sie w Twoim biurze:-) Temat: Gorzowowi potrzebna jest politechnika >> Szczecin ma problemy z naborem, Poznan, to w Gorzowie, jak ktos sie zglosi, to juz totalne dno bedzie. Juz teraz jest czesto ponizej 1 osoby na miejsce - wiec wystarczy miec mature zeby sie dostac!!! A wy chcecie kolejna techniczna proznie w Gorzowie robic... miastu by sie przydala, ale pod warunkiem, ze bedzie ksztalcic inzynierow, a nie pustkami swiecic... a jak w tej chwili to wygląda? Dzieciaki po liceum/technikum idą na studia gorzowskie w większości, mało kto się wybije żeby wyjechać do innego miasta, dużo ludzi studiować musi na miejscu. Idzie na kierunki jakie są, jakie najb. odpowiadają. Do wyboru ma: kilka humanistycznych, informatyka jedynie jest techniczna ale po tym nie ma pracy w Gorzowie. No i teraz co ludzie robią? Idą na studia humanistyczne żeby a) przedłużyć sobie dzieciństwo b) podwyższyć kwalifikacje na rynku pracy c) dla papierka d) bo chcą sie uczyć e) dla prestiżu posiadania per hrabiego magistra f) bo chcą mieć w przyszłosći dobrą prace i więcej zarabiać Punkt F jest główną przyczyną studiowania. Więc idą na te tpu studia a później zderzają się z rynkiem pracy. I ten ich weryfikuje - humanista - na kasę proszę bardzo, humanista do sklepu proszę bardzo, na taśmę produkcyjną w TPV proszę bardzo. Kierowca - nie bo nie ma uprawnień - na kurs zawodowy. Po co studia? Żeby wyjechać. A jaka praca na wyjeździe? na zmywaku w Anglii. No i dobra i po co ludzie studiują? Niech sie palną w ten pusty łeb. Albo zamknąć należy pwsz-ta bo w Gorzowie nie opłaca sie studiować tego co tam jest, albo nie wiem, zrobić kierunki techniczne. Nie mam wszechwiedzy nt ścieżek karier absolwentów wiem tylko ze sie gnieżdżą po Gorzowie na stanowiskach obsługi klienta/doradcy, na poczcie, w salonach sprzedaży telefonów komórkowych, jak ma ktoś grupę inwalidzką albo znajomości w rodzinie to ma fuchę za biurkiem bo nie muszą dzięki temu płacić kary do pfronu itd. Gorzowski rynek pracy to 50% handel usługi, ubezpieczenia i doradcy bankowi, 12% budownictwo, branża gastronomiczna i hotelarska 8%, administracja publiczna 7%, branża związana z zaopatrywaniem w energię i gaz - 6%. Niewiele tego przemysłu jak widzisz jest. Oni sie szczycą że tylko 8,4% bezrobotnych stanowią osoby po studiach. No tak ale na 100% ludzi tylko 10% ma wyższe więc jaki morał? O prace trudno tak samo niezależnie od tego jakie ma się wykształcenie. w Gorzowie/landsbergu w r. 1950 liczba ludności zatrudnionej w przemyśle wynosiła 32,7 % ogółu zatrudnionych, w r. 1955 — 38,4 %, a w r. 1960 — 50,3 %. Nie bój się jak zrobią kierunek mechatronika w Gorzowie to będzie dużo chętnych. W tej chwili co warto studiować w pwsz: turystyka - nie bardzo no bo po co, jak nie ma turystyki w mieście, parę biur podróży na krzyż i w nich pracuje rodzina właściciela, ratownikiem zeby był (marne zarobki) nie trzeba mieć turystycznego wykształcenia. AWF - no ilu tych wuefistów i trenerów jeszcze jest potrzebnych w Gorzowie? Administracja? Jak w rodzinie nie masz urzędnika co cie wciągnie na staż i później do pracy to nie ma szans nic dostać. Administracje europejska - w UE dostać prace z dyplomem pwsz? powodzenia. Rachunkowość i zarządzanie finansami - no to księgowość. Ale po czorta to robić. Na księgowego wystarczy średnie ekonomiczne + 3 lata dośw w księgowaniu. Studia są niepotrzebne i to tylko dla kobiet - bardzo rzadko się zdarza żeby facet księgował. Wezmą prędzej babe przyjmą. Zarządzanie - no to warto studiować pod warunkiem że się chce założyć działalność gosp i czerpać z niej zyski. Warto zrobić zaocznie a w ciągu dnia pracować. Informatyka w zarządzaniu - bardzo fajne przedmioty, konkretne, ale pracy po tym nie ma bo: żeby księgować to biorą pierw tych po rachunkowości i z nimi nie wygrasz, żeby administrować siecią komputerową to wygrają ci po wiszu bo są bardizej techniczni, kierownik/dyrektore jak najb tylko trzeba mieć dośw na stanowisku kierowniczym, właściciel przedsiębiorstwa - idealne. Tylko zero możliwości pomocy ze strony państwa - bo inkubatory zajęte, po 4 osoby na 1 pomieszczenie, żyranci, odrzucanie wniosków - 20 na 1 miejsce itd. Filologia polska - no w biliotece jak ktoś chce pracować ale cieżko o taką prace - trzeba mieć chody. Czasem ktoś się załapie na dziennikarza do gorzo24.pl itd. Filologia angielska - jak najb. warto to robić, filologia niemicka - również. Pracy jako nauczyciel po tym może się nie dostanie (choć po tych kierunkach najłatwiej znaleźć prace w zawodzie nauczyciela), łatwo wyjechać za granicę, łatgwiej znaleźć komuś takiemu prace w jakichś firmach oddziałąch zagranicznych, często babki robią też kursy specj ds kadr i właśnie po filologii są co tak oceniają ludzi nie znając sie na niczym tylko sprawdzajać angielski. Rynek pracy w gw to tak naprawde mnóstwo oddziałów punktów banków pożyczki ubezpieczenia doradca/sprzedawca i sklepy 50% rynku gorzowskiego, trochę budownictwo, trochę administracji państwowej, kilka dużych fabryk volkswagen, tpv, faurecia. I tak pracy jest dla kierowców wózków widłowych, sprzedawców, doradców klienta, w administracji jak sie jakieś ukazują to dotyczą budownictwa - inspektor nadzoru jakoś tak, dla informatyków zero ofert. Ten gościu z prosica robi 20 na dobę to chyba obskakuje cały Gorzów. Jest trochę pracy dla kierowców, dla spawaczy (ponoć bo ogłoszeń nie widziałem), czasem się zdarzy jakiś elektryk. Jest trochę ofert dla mechaników samochodowych, księgową. I to w zasadzie wszystko. Nie wiem czego tu można więcej szukać w gorzowie. I jakie tu kierunki powinny być w GW to oceńcie sami - jak praca jest głównie w handlu i doradztwie. Firmy czasem mówią ze im by sie przydał tam jakiś fachowiec inżynier no ale ogłoszeń za bardzo nie widać. Samo w TPV ciężko znaleźć ogłoszenie jakieś, tam w środku w zakładzie jest wywieszone na tablicy ale zwykły śmiertelnik tam nie ma dostępu żeby codziennie chodzić sprawdzać. Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 75 rezultatów • 1, 2, 3 |