Biuro Turystyczne Polska

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro Turystyczne Polska




Temat: Ale geszeft: sprzedać się i jeszcze dopłacić
Miasteczko Eggesin zna każdy mieszkaniec byłej NRD: przed 1989 r. były tu
największe koszary Armii Ludowej. Wtedy mieszkało tam 12 tys. osób, obecnie - 4
tys., bo dwie trzecie uciekło na zachód. Polka Alina Brummund prowadzi w
Eggesin sklep z obuwiem. Mieszkańcy - Niemcy, namówili ją, by wystartowała w
lokalnych wyborach. Uważają, że tylko tacy jak ona mogą coś w miasteczku
zmienić. - Alina jest jedną z najaktywniejszych osób w całym miasteczku. Gdyby
nasi rodacy byli podobni z optymizmem patrzyłbym w przyszłość - mówi Denis
Gutgesel, burmistrz Eggesin. Alina wcześniej nie mogła kandydować, bo nie miała
niemieckiego obywatelstwa. Członkostwo Polski w UE to zmienia (wystarczy
mieszkać pięć lat na danym terenie). Brummund otworzyła i rozwinęła biznes w
mieście, w którym jej niemieccy konkurenci nie widzieli dla siebie szans.
Zwinęli więc interes i albo wyjechali na zachód, albo są na zasiłku. Burmistrz
Gutgesel twierdzi, że tacy Polacy jak Alina imponują Niemcom i dziś są
właściwie jedyną godną pokazania wizytówką miasta. Kompletnie zmieniły się
stereotypy Polaka i Niemca: to Polak jest obecnie pracowity, solidny,
pomysłowy. Polacy chcą walczyć, konkurować, zarabiać, podczas gdy Niemcom
wystarczają zasiłki.

- Nie tylko musimy sprowadzić Polaków, ale powinniśmy się z tym spieszyć, bo po
polskiej stronie rosną zarobki, gospodarka rozwija się w szybkim tempie, więc
wyjazdy wkrótce staną się dla was nieopłacalne. Dziś jeszcze jesteśmy
atrakcyjni, jutro Polaków trzeba będzie bardzo zachęcać do przyjazdu - mówi
Petra Hintze, przewodnicząca Izby Przemysłowo-Handlowej w Neubrandenburgu.
Federalne zakazy pracy dla Polaków Hintze uważa za absurd. To najlepsza droga
do szybkiego wyludnienia wschodnich landów. Hintze podkreśla, że już dziś -
mimo iż nie ma odpowiednich regulacji prawnych - Polacy ratują przed
popadnięciem w marazm całe miasteczka i branże gospodarki wschodnich landów.
Polnische Doktor

Burmistrzowie miast we wschodnich landach twierdzą, że życie samo weryfikuje
głupie zakazy i ograniczenia chroniące niemiecki rynek pracy przed Polakami.
Widać to choćby w Passewalk, dokąd dojeżdżają polscy lekarze ze Szczecina,
legalnie pracujący w miejscowym szpitalu. W Passewalk pracuje też wielu Polaków
na czarno, ale władze przymykają na to oko, bo dzięki temu w ogóle funkcjonuje
opieka społeczna: Krankenpflege (opieka nad chorymi) i Altenpflege (opieka nad
starcami). Polki zajmujące się osobami starymi i chorymi mają świetną opinię i
są chętnie zatrudniane.

Prof. Udo Wolter, szef Izby Lekarskiej w Brandenburgii, uważa, że polscy
lekarze uratowali służbę zdrowia w tym landzie. Miesiącami musiał jednak
walczyć o zgodę na ich legalne zatrudnienie. Gdyby nie Polacy, lokalnej służbie
zdrowia groziłby paraliż. W szpitalu ginekologiczno-położniczym w Schwedt
pięcioro spośród ośmiu zatrudnionych lekarzy to Polacy. Niemieccy specjaliści
uciekli do klinik w Hamburgu i Berlinie. Zarobki lekarzy w Schwedt są
pięciokrotnie wyższe niż w Polsce. W Saksonii liczba polskich lekarzy tylko w
ostatnim roku wzrosła z 22 do 95 i chętnie zatrudniono by następnych.
Dyrektorzy szpitali i przychodni obawiają się, że jeśli teraz nie przyciągną
chętnych z Polski, później nie zechcą już dla nich pracować, bo będą woleli
przyjmować niemieckich pacjentów u siebie.

Brandenburskie miasto Schwedt, oddalone zaledwie 50 km od Szczecina, przyjęłoby
każdą liczbę polskich specjalistów. Katia Marguardt, pracująca w sklepie
wielobranżowym A-Z Hoffmann, wścieka się, że obok stoi mnóstwo pustych
pawilonów, które chętnie przejęliby Polacy, lecz prawo na to nie pozwala. Do
niedawna Schwedt liczyło około 50 tys. mieszkańców, obecnie - 35 tys. I
ucieczka na zachód wciąż trwa - do Berlina, Kolonii czy Hamburga. Całe osiedla
mieszkaniowe, na przykład przy Friedrich Engels Strasse i Friedrich Wolf Ring,
świecą pustkami. Każdego dnia wyprowadza się stąd kilkanaście kolejnych rodzin.
Opustoszałe jedenastokondygnacyjne budynki z wielkiej płyty, wyludnione i
zdewastowane, są rozbierane, bo utrzymanie pustostanów jest zbyt drogie.
Mieszkanie w Schwedt można dostać od ręki i za darmo. Polacy zajmują je dzięki
stosowanej przez władze sztuczce prawnej - jako mieszkania przydzielone
klientom opieki społecznej. Spotkaliśmy tam m.in. 24-letnią Agnieszkę Bonacką,
która trzy lata temu przyjechała do Niemiec z Mazur. Urządziła się w
czteropokojowym mieszkaniu przy Berta von Sutner Strasse. - W Schwedt brakuje
specjalistów z branży chemicznej, brakuje fryzjerek, manikiurzystek,
instruktorek fitness, mechaników samochodowych. Praca czeka na Polaków w
miejscowej fabryce papieru, w biurach turystycznych (największe takie biuro w
Schwedt prowadzą zresztą Polacy) i przedsiębiorstwach budowlanych.






Temat: Pozdrawiam z Tokyo - Dzien 1
witam wszystkich,
nie bylo okazji pisac na bierzaco niestety, po wyjezdzie z Tokio dostep do
internetu sie zakonczyl, no i wogole malo czasu bylo...

dzien 3 - milo i relaksujaco spedzony w onsenie, stacja Hakone Yumoto,
przyjemny hotel, czulam sie jakby czas sie tam zatrzymal...polecam to miejsce
na wypoczynek (hotel Fukuzumiro), troche zwiedzania, potem kolacja podana w
pokoju, troche w stylu jak ja to nazywam francuskim, czyli duzo maltkich dan

dzien 4 - Expo 2005 Aichi, tlumy ogromne choc moze na sam koniec bylo jeszcze
gorzej tzn w weekend. Udalo nam sie rzutem na tasme dostac bez kolejki na pokaz
Toyoty coz czasem dobrze byc obcokrajowcem, o Hitachi i innych bajerach mozna
bylo zapomniec. Jednym slowem aby wszystko zaobaczyc trzeba byloby sie wybrac
ladnych pare razy. Do polskiego domu tez sie nie dostalam, bo byl koncert
pianistki tzn obsluga chciala mnie wpuscic na koncert jak zagadalam po polsku
ale ja nie chcialam tracic calej godziny. Na pierogi tez sie nie doczekalam :o(
za duza byla kolejka do polskiej restauracji...W sumie bylismy na wystawach
wiekszosci krajow azjatyckich, poza japonia bo tam trzeba bylo stac godzinami,
bylismy tez w afryce, ameryce poludniowej, nowej zelandii ;o)
Ogolnie Expo zrobilo na mnie duze wrazenie, warto bylo

dzien 4 - Osaka, trzecie miasto co do wielkosci, piekny zamek...najlepsza
jednak byla restauracja z okonomiyaki, kilka pieter a trzeba bylo stac w
kolejce aby sie dostac...- palce lizac :o)

dzien 5 - Himeji/Kyoto - do tej pory jestem pod wrazeniem zamku, cos
wspanialego. Nie mozna tego przegapic, naprawde. Zaraz przy wejsciu po lewej
stronie mozna sie zalapac na przewodnika (za darmo), tylko trzeba byc wczesnie
rano. Po zwiedzeniu zamku podroz do Kyoto. Miasto jest juz nam znane, wiec
zwiedamy zalegle swiatynie - okazalo sie jednak, ze mielismy zbyt malo czasu,
wszystko zamykaja o 16:30 :o( No coz trzeba bedzie tam znow wrocic ;o) No tak
mam juz pretekst do kolejnej podrozy...

dzien 6/7 - Kanazawa, piekne miejsce...doszlam do wniosku ze chyba lepiej
pojechac tam na wiosne, lub pozna jesienia, ze wzgledu na ogrody. Ciekawa
swiatynia nazwana Ninja Temple, choc niewiele ma to wspolnego z Ninja ;o) aby
zwiedzic ta swiatynie trzeba sie umowic, najlepiej to zrobic w biurze
turystycznym na stacji kolejowej. Przed rozpoczeciem zwiedzania wreczaja
broszurke informacyjna:
Prosze niczego nie dotykac, nie otwierac drzwi bo pozalujesz... czy cos w tym
stylu :o) chodzi o to ze ta swiatynia jest pelna pulapek i zakamarkow,
tajemnych korytarzy itp dlatego trzeba grzecznie podazac za przewodnikiem,
ktory niestety opowiada o swiatyni w jezyku japonskim ale...przy wejsciu
dosatje sie material w jezyku angielskim, tlumaczenie slow przewodnika...

Ok to na tyle pozniej dopisze reszte, jesli macie ochote na czytanie

Nekos: no to prawie sie spotkalismy, nie zwiedzalam zamku w Odawara - niestety,
moze nastepnym razem, dam znac moze dolaczysz :o)))






Temat: kolejne wrocławskie piwo
wroclawczyk napisał:

> Gmina Wrocław nie będzie chroniła anizastrzegała prawnie nazwy miasta. Jest
> mąka i bułka Wrocławska. Jest piwo Wrocławski Full. Będzie i drugie
>
> Na czwartkowe posiedzenie kolegium prezydenta trafił wniosek Browaru
> Śląskiego 1209 z Lwówka o zgodę na używanie w nazwie piwa
> przymiotnika "wrocławskie".
>
> - Nie chcemy wchodzić w kolizje z gminą Wrocław - mówi Barbara Drożyńska,
> dyrektor browaru. - Być może troszkę wychodzimy przed szereg, bo nazwa
> miasta nie jest znakiem towarowym, ale chcemy być fair.
>
> Właścicielem lwóweckiego browaru jest Niemiec - Wolfgang Bauer. Choć nie ma
> obywatelstwa polskiego, mieszka we Wrocławiu. Jest właścicielem jeszcze
> dwóch innych firm.
>
> Dlaczego Browar Śląski 1209, któremu znacznie bliżej do Karkonoszy niż do
> stolicy Dolnego Śląska, chce, żeby ich piwo nazywało się "Wrocławskie"?
>
> - A dlaczego wino nazywa się Bordeaux? - odpowiada pytaniem Barbara
> Drożyńska. - Przecież nasz 800-letni browar leży na Dolnym Śląsku. Jego
> stolicą jest Wrocław. Wszystko pasuje. Uważamy, że trzeba identyfikować się
> z małymi ojczyznami, z naszą lokalną społecznością. To bardzo ważne i cenne.
>
> Mimo wszystko szefowa lwóweckiego browaru nie ukrywa, że Wrocław to bardzo
> intratny rynek, na który chce wejść z nowym piwem. Planuje już, że
> produkowane przez pracowników browaru specjalne rowery reklamowe, które do
> tej pory jeździły tylko w czasie targów, pojawią się też we Wrocławiu.
>
> - Nie stać nas na reklamy w telewizji - przyznaje Drożyńska. - Nie
> produkujemy parasoli i stolików. Nie jesteśmy fabryką. Zamiast na reklamę
> wydajemy pieniądze na tradycyjne warzenie piwa, co jest w Europie prawdziwym
> skarbem.
>
> Prezydent Wrocławia, jego zastępcy i dyrektorzy departamentów Urzędu
> Miejskiego w czwartek nie zdążyli zająć się prośbą browaru. I już się nie
> zajmą. Decyzja zapadła.
>
> - Nie mamy podstaw do tego, by wydawać zezwolenie na używanie
> przymiotnika "wrocławskie" ani by odmawiać - mówi Paweł Romaszkan, szef
> Biura Promocji w Urzędzie Miejskim. - Mamy zastrzeżony herb i logo
> Wrocławia, ale nazwy miasta nie. Odpiszę browarom, że mogą używać tego
> przymiotnika. Przecież to w pewnym sensie promocja miasta. Albo nie! Zaraz
> zadzwonię do pani dyrektor.
>
>
> __________________
>
>

Madra decyzja. Szczerze powiem, ze nie pilem piwa z tego browaru. Jak smakuje?
W zwiazku z promocja miasta wsrod najliczniejszych niepolskich turystow -
Niemcow warto by bylo moze warzyc gdzies rowniez piwo o nazwie "Breslauer"?




Temat: Narty w bansko??
Bułgaria przed Austrią? Chyba sobie hece robisz. Od ponad 20 lat jestem w Alpach
po kilkanaście razy w roku. Najpierw jako zawodnik potem trener. Mam niezły
przegląd. Każdy kraj ma swoje plusy i minusy. Po kolei, krótko, od zachodu:
Francja - największe i najciekawsze tereny narciarskie, dużo ośrodków, ohydna,
blokowa architektura, ciasnota w studiach, brak systemu zniżek dla dzieci,
młodzieży, instruktorów i trenerów, płatne pola treningowe, niemiła atmosfera,
trudności w porozumiewaniu się, dobry ale daleki dojazd. Szwajcaria - podobnie
do Francji, dużo drożej, starsze i mniej wyciągi, mniej ośrodków. Włochy - duża
liczba ośrodków, dobra baza noclegowa, dobrze przygotowane trasy, miła
atmosfera. We Włoszech jest widoczna różnica w regionach - najlepiej jest w
Dolomitach, a zwłaszcza w płd. Tyrolu. Im dalej na zachód, tym gorzej.
Austria - największa liczna ośrodków i wyciągów /są najnowocześniejsze/,
świetnie przygotowane trasy, korzystny system zniżek, bezpłatne pola do
treningów, urozmaicona baza noclegowa, bezproblemowe porozumiewanie się, blisko,
łatwy dojazd. Te 4 kraje są zdecydowanie najlepsze. We wszystkich jest ciekawa
oferta po nartach, dużo lokalnych imprez towarzyszących. Wszystko jest dla
klienta. W każdym z nich byłem po kilkadziesiąt razy w różnych ośrodkach. Mój
ranking przedstawia się tak: 1.Austria 2.Włochy 3.Francja 4.Szwajcaria 5.Niemcy
6.Andora 7.Hiszpania 8.Słowenia 9.Norwegia 10.Szwecja 11.Słowacja 12.Czechy
A Bułgaria? Może na tym 13 miejscu. Na poziomie europejskim mają tylko Bansko.
Borowec i Witosza są bardzo przestarzałe, a Pamporowo to śmiech. Te 4 miejsca to
wszystko. Jeden rejon Kaprun-Zell am See w Austrii ma więcej wyciągów. Jedyny
plus Banska to piękne góry. Reszta - same minusy. Życie po nartach nie istnieje,
żadnych imprez dla turystów. Klient jest wrogiem, Bułgarzy myślą tylko jak go
oszukać. To pozostałość jeszcze po komunie, ale musi minąć chyba ze 20 lat zanim
to się zmieni. Ta ich mentalność jest fatalna. Trasy kiepsko przygotowane, o
polach treningowych nie słyszeli, żadne zniżki nie funkcjonują / o
międzynarodowych legitymacjach instruktorskich ISIA nie słyszeli i nie honorują
ich/. O środowisko naturalne zupełnie nie dbają. Dojazd - makabra. Strach jechać
samochodem przez Ukrainę, Serbię lub Rumunię. Pozostaje tylko samolot. Ceny
pobytu i karnetów są zbliżone do alpejskich a dojazd dużo droższy. Kto więc tam
pojedzie? To nie przypadek, że żadne polskie biura podróży nie mają w swej
ofercie Banska. Może, gdyby karnet tygodniowy kosztował w granicach 100 euro, a
HP około 25 to ktoś by się skusił. Piszę to na podstawie doświadczeń z wielu
lat, a nie jednorazowego pobytu, który może wypaczyć opinię /np. tydzień mgły,
lub brak sniegu/.



Temat: LPR: Takich chronic przed obca konkurencja,
LPR: Takich chronic przed obca konkurencja,
bo to rodzimy polski biznes?
Kraj
PAP, dk /2002-07-20 09:24:00

Dramatyczne opowieści klientów "Akropolu"

Do Polski wróciło w nocy z piątku na sobotę 90 osób, które z krakowskim
biurem podróży "Akropol" wyjechały na Costa Brava. Turyści spędzili prawie
tydzień w autokarach, bowiem biuro nie zapłaciło za ich pobyt w Hiszpanii.

Około godz. 3 w nocy dwa hiszpańskie autokary wynajęte przez polski MSZ
przywiozły turystów na Dworzec Główny w Krakowie. Uczestnicy imprezy, którzy
wyjechali z kraju w poniedziałek 15 lipca, mają pretensję do
właścicieli "Akropolu", że nie poinformowali ich o kłopotach biura, ale
świadomie skazali ich na podróż donikąd przez pół Europy.

Do Hiszpanii wyjechało w sumie 96 osób z różnych miast Polski Południowej
m.in. z Krakowa, Krynicy, Tarnowa, Brzeska i Katowic. Jak mówili turyści,
sześciu uczestników wyjazdu miało pieniądze i postanowiło na własny koszt
zostać na Costa Brava.

Turyści opowiadali po powrocie, że kłopoty rozpoczęły się już przy wyjeździe
z Krakowa. "Mieliśmy nietrzeźwego kierowcę, którego policja i straż miejska
wyeliminowała z jazdy. Ale przy wjeździe na autostradę dyrektor biura
osobiście dowiózł go do autokaru. Miał być zmiennikiem" - mówili ludzie.

"W Monte Carlo był ośmiogodzinny postój. Nikt się nami nie interesował, bo
panie pilotki i kierowcy musieli odpocząć. Odpoczynek polegał na tym, że pili
alkohol" - relacjonowali turyści.

"Zostawili nas na deszczu. Autokary były zamknięte. Rodzice z małymi dziećmi
nie mieli się gdzie podziać, nie mogli dzieciom nawet zmienić ubrania. Pod
presją, drzwi autokaru otwarto i zobaczyliśmy co się tam działo. Ponieważ
kierowca nie mógł jechać dalej w trasę +wypożyczono+ kierowcę z innego biura,
żeby było dwóch" - opowiadali klienci "Akropolu".

Po przyjeździe do Lloret del Mar na hiszpańskim wybrzeżu Costa Brava okazało
się, że "Akropol" nie zapłacił za pobyt Polaków w hotelu. Turystów wysadzono
na parkingu. Jak twierdzą turyści, pilotki "ulotniły się, a rezydentka
zabrała im dokumenty ubezpieczeniowe i skierowania".

Dzięki pomocy konsulatu RP w Barcelonie Polacy spędzili noc w ratuszu i
dostali posiłek. "Jesteśmy bardzo wdzięczni MSZ i pani konsul, która zajęła
się nami od serca i bardzo uczciwie, lojalnie postawiła sprawę" - mówiła
Halina Frączek z Krynicy.

Polskie MSZ założyło pieniądze na nocleg, wyżywienie i podróż powrotną,
otrzymawszy gwarancje od oddziału usług turystycznych Małopolskiego Urzędu
Wojewódzkiego, że zapłaci za to firma ubezpieczeniowa.

Klienci przyznają, że oferta "Akropolu" była podejrzanie atrakcyjna. Za 12-
dniowy pobyt w Hiszpanii płacili od 1,5 tys. do 999 zł w zależności od tego,
kiedy wykupili imprezę. Biuro miało dobrą reputację.

"Wydawało się , że nic nie może się przytrafić" - mówiła Jolanta Kamińska-
Janik z Tarnowa.

"Nam wyjazd poleciła siostra żony, która była razem z biurem Akropol w
Chorwacji. Zachwalali, że było świetnie. Dużo jedzenia, piloci, rezydenci,
cudownie i dlatego się wybraliśmy. Dla nas 3,2 tys. zł przy dwójce dzieci, a
żona jest na urlopie wychowawczym to naprawdę duże pieniądze" - mówił Dariusz
Kaczmarczyk z Tarnowa, który do Hiszpanii wyjechał z żoną i dwoma 2,5-letnimi
córkami.

Uczestnicy wycieczki postanowili, że wspólnie złożą zawiadomienie do
prokuratury, a każdy kto ma ochotę może wystąpić z roszczeniami wobec biura
także z powództwa cywilnego. "Ale znając polskie prawo i to, że biura podróży
nie są w ogóle pilnowane, będzie to bicie głową w mur. Oni są bezkarni. Już
dawno powinna być jakaś ustawa, która to reguluje" - mówią rozżaleni klienci.

Niektórym po pechowym wyjeździe została jedynie złapana "w drodze" opalenizna
i słomiane sombrera.

Postępowanie w sprawie biura "Akropol" wszczęła już z urzędu krakowska
prokuratura. Policja zaplombowała siedzibę firmy. Wojewoda małopolski
cofnął "Akropolowi" zezwolenie na prowadzenie usług turystycznych. Na policję
zgłosiło się do tej pory 10 osób poszkodowanych przez biuro, które miały
dopiero wyjechać z Polski.

Dwa autokary "Akropolu" z turystami, którzy spędzili na Costa Brava urlop,
mają wrócić do kraju w sobotę.




Temat: DOBRY ROK
DOBRY ROK
Więcej turystów w Małopolsce
2004-12-28

Ponad trzy miliardy złotych wydali w tym roku turyści odwiedzający Małopolskę.
Przyjechało ich o 26 proc. więcej niż w roku ubiegłym. Większość deklaruje, że
wróci.

To był dobry rok. Wzrost odnotowała cała polska branża turystyczna. - Mieliśmy
kilka chudych lat. Ale po danych za pierwsze 10 miesięcy tego roku możemy
powiedzieć, że jest dobrze. Polskę odwiedziło 20 proc. więcej turystów niż
przed rokiem - zaznacza prezes Polskiej Organizacji Turystycznej Andrzej
Kozłowski i dodaje: - Turystyczną stolicą Polski jest bezsprzecznie Kraków.

Że turystów jest u nas więcej niż przed rokiem, widać i bez badań: pełne
hotele w Krakowie i Zakopanem (o ich dużym obłożeniu i poprawianiu standardu
pisaliśmy już w listopadzie), tłumy w restauracjach i pubach. Słowa prezesa
Kozłowskiego potwierdzają też nowe badania Małopolskiej Organizacji
Turystycznej. Województwo odwiedziło w tym roku (według danych za pierwsze
trzy kwartały i szacunków za ostatni) 9,1 mln osób. - To o 26,6 proc. więcej
niż przed rokiem. Jesteśmy najchętniej odwiedzanym polskim regionem! - cieszy
się Elżbieta Tomczyk-Miczka, dyrektor biura MOT.

Co jeszcze wynika z badań? Zwiększa się udział noclegów turystów z zagranicy
(z 27 proc. do 30,4). Dominują Niemcy, Anglicy, Francuzi, Włosi i Amerykanie.
W "szarej strefie" noc spędziło 10,67 proc. gości z Polski, ale tylko 2,56 z
zagranicy. Najpopularniejszą formą spędzania czasu przez obcokrajowców są
wizyty w restauracjach, Polacy wolą spacery.

Teraz pieniądze. Rodzimi turyści zostawili średnio 303 zł na osobę, a
zagraniczni 771 zł. W całym 2004 r. daje to kwotę 3,3 mld zł. Większość
zagranicznych turystów deklaruje, że mogłaby wydać więcej. Skłonni są więcej
płacić za bilety wstępu do muzeów, potrzebują większej ilości rozrywek,
lepszej rekreacji. Deklaruję też chęć powrotu.

- Jeszcze niedawno większość naszych hoteli była nastawiona na mniej
wymagających turystów, teraz ten trend się zmienia. Na pobyt wydają też około
50 dolarów więcej niż przed rokiem - zaznacza pełnomocnik prezydenta Krakowa
ds. turystyki Grażyna Leja. Przybywa więc pięciogwiazdkowych hoteli (mamy
trzy: Grand, Radisson Sas i Sheraton).

- Powstają też mieszkania do wynajęcia. Za 100 zł można znaleźć wyposażone
mieszkanie w centrum miasta. To standard w miastach na Zachodzie, u nas nowość
- dodaje dyrektor biura MOT.

Na wzrost liczby turystów Kraków mocno pracuje. - Przez lata w badaniach
wychodziło, że obcokrajowcy narzekali na słabą dostępność komunikacyjną, tłok
na granicach i kiepskie toalety. Bardzo dobrze, że w Krakowie postawiono na
tanie linie! Do tego, po wejściu do Unii, zniknęły kolejki na granicach. To
dla cudzoziemców szczególnie ważne - wymienia Andrzej Kozłowski.

Na koniec zaznaczmy, że i z toaletami będzie w Krakowie lepiej. Jeszcze przed
końcem roku oddane będą pierwsze trzy wyremontowane publiczne toalety: przy
ul. Straszewskiego, Smoczej i na placu Szczepańskim. Miasto znalazło sponsorów
(głównym jest firma Koło), którzy dostarczyli nowoczesne wyposażenie. - To
będą najładniejsze toalety w tej części Europy - zapewniał przed remontem
Robert Barański z Koła. Krakowianie będą je mogli ocenić już w sylwestra.

Małopolska turystyka 2004 (w mln)

* odwiedzający ogółem - 9,1
* turyści - 7,2
* turyści nocujący w regionie - 3,15
* turyści zagraniczni nocujący w Małopolsce - 1,125



Temat: sankt petersburg samodzielnie
Nie umiem ci teraz powiedzieć ile to kosztowało.... wiem jedno,
zobaczylam duzo wiecej niz na wyjezdzie zorganizowanym.... spotkałam
kilka grup z Polski i widziałam jak robili program w pospiechu....
ja w samym Ermitażu byłam cały dzien, gdzie grupy nasze wpadają na
około 2 godziny a tam można chodzic i chodzić... w maju bedzie
lepiej, bo mniej turystów, to i spokojniej.... Ermitaz zwiedzałam za
darmo, bo w kazdy pierwszy czwartek miesiąca jest dzien wolny od
płacenia, ale trzeba odstać swoje w barrrrrdzo długiej kolejce...
Namawiam ciebie by wizy i vouchery załatwic przez biuro, bo ja raz
wybrałam sie do ambasady, nastałam się i nic nie załatwiłam, bo była
spora kolejka... przyjmując dojazd do Warszawy, to lepiej zapłacic
prowizję i dostać gotowe paszporty... ja załatwiałam w tym biurze
www.wadi.pl wszystko zalatwilam przez internet, telefon, paszporty
wysłałam pocztą.... kontaktowałam się z nimi tez na gg, odpowiadali
mi na wszystkie moje pytania...
Co do podróży... jesli wybierzesz wariant przez Wilno (WARTO!!!!!),
masz dodatkowe atrakcje a i bilet na pociąg do Petersburga kupisz
bez problemu w kasie w Wilnie, przynajmniej tak mi się zdaję, bo
skoro ja jechałam w samym szczycie turystycznym (białe noce - koniec
czerwca) i codziennie można było kupic bilety, to w maju powinno byc
jeszcze łatwiej... ja bilety do Petersburga tez kupowałam przez to
biuro, ale teraz gdybym znowu jechała mając już to rozeznanie, to
szkoda płacic prowizje, lepiej samemu kupic w Wilnie (oczywiscie w
obie strony)...
Bilet z Warszawy do Wilna (autobus, wygodny)kosztuje około 80zł
(spytaj w kasie pkp u siebie)... mozna go kupic nie tylko w
Warszawie, wiec mozesz to załatwic sam w większym miescie w kasie
międzynarodowej... kup od razu na powrót, szkoda marnowac czasu w
Wilnie...
W Wilnie nocowaliśmy w schronisku mlodziezowym, skromnie, ale blisko
centrum... płacilismy ok 34zł za noc... bardzo mila obsluga, mówią
po polsku... zakwaterowali nas w pokoju trójce a nas była tylko
dwójka i nikogo nam nie dokwaterowali... na miejscu jest kuchnia,
mozna zrobic sobie sniadanie czy kolacje... noclegi zalatwilam przez
internet i telefonicznie potwierdzalam zamówienie... obiady na
miescie, codziennie w innym miejscu, by posmakowac specjałów
litewskich...
Bedąc w Winie warto kupic bilet autobusowy całodobowy za 6zł i
swobodnie poruszac się po miescie.
Jak przyjedziesz autobusem do Wilna, to koncowy jest przed budynkiem
dworca kolejowego. Mozna od razu iść do kasy i kupić bilety do
Petersburga. Jak wyjdziesz z budynku dworca w stronę miasta, to po
prawej stronie zobaczysz budkę (prawie zawsze stoi tam kolejka) i
tam wlasnie mozna kupic bilety autobusowe te calodobowe... w kiosku
pani rozumiala po polsku...
Będąc w Wilnie koniecznie trzeba pojechac na jeden dzień do Trok (z
dworca autobusowego, zaraz przy kolejowym)... dzien wczesniej warto
spisac sobie godziny odjazdów autobusów, mozna tez busikiem
prywatnym...
W samym Winie nie ma problemu ze zwiedzaniem, bo jest tak duzo grup
polskich, że własciwie każdy obiekt możecie zwiedzić z jakąś inną
grupą, samemu poczytać z przewodnika...
Teraz dla ciebie najwiekszym wyzwaniem jest znalezienie noclegu jak
najtaniej a w miarę blisko metra...

Co do Petersburga, to zadawaj pytania, spróbuje odpowiedziec...




Temat: Luka_Szenka. Wszystko jasne! n/t
Wysoce podejrzana sprawa
Gość portalu: wikul napisał(a):

> Jak tam twoje amerykańskie ideały wolnościowe bo mnie one przypominają
> niesławnej pamieci CCCP ?
>
> Życie Warszawy/WH/09 sierpnia 2003 08:53
>
> Amerykanie nie wpuścili polskich sportowców!
>
> Najlepsi polscy sztangiści weterani nie powalczą w tym roku o najwyższe trofea
> mistrzostw świata w Savannah. Powód - ambasada USA nie wydała im wiz, choć od
> lat przywożą złote medale z całego świata ? informuje ?Życie Warsza
> wy?.
>
> Siedmiu polskich sztangistów weteranów czuje się oszukanych.
>
> ?Nie dostaliśmy wiz, choć wszystkie wymagane dokumenty mieliśmy w porządk
> u.
> Powiedziano nam prosto w twarz: nigdzie nie pojedziecie. Bez podania przyczyn
> wykluczono nas więc z rywalizacji sportowej. Dlaczego? Może Amerykanie boją
> się, że na ich własnej imprezie triumfować będą Polacy, a nie oni. Mój
> najlepszy wynik w tym roku to 230 kilogramów w dwuboju? ? powiedzia
> ł Krzysztof
> Boy.
>
> ?Dwóch najlepszych reprezentantów USA w mojej kategorii wagowej w bieżący
> m
> sezonie uzyskało najwyżej 212 i 200 kilogramów? - dodał Boy.
>
> "W czwartek mieliśmy odebrać wizy. Wezwano nas jednak do konsulatu i
> stwierdzono, że ich nie otrzymamy. Natychmiast zadzwoniłem do organizatorów
> zawodów w Savannah. Howard Cohen nie mógł uwierzyć w taki obrót sprawy.
> Żartował nawet: - ?Jak to jest, Polacy wspierają Amerykę w Iraku, a nie c
> hcą
> was wpuścić do sojuszniczego kraju. Dostaliśmy potwierdzenie, że wizy otrzymali
>
> Rosjanie, Łotysze, Kazachowie, a Polacy nie?. Trudno to pojąć" ? po
> wiedział Jan
> Święcicki, który przed trzema laty właśnie w USA, w Orlando zdobył złoty medal.
>
> Wizy nie otrzymał nawet radny powiatu radomszczańskiego Jan Cieślik, który
> zasiada w Komisji Edukacji, Kultury, Kultury Fizycznej i Turystyki. Od
> trzydziestu lat związany jest z podnoszeniem ciężarów i jeszcze nigdy nie miał
> kłopotów wizowych.
>
> ?To jest skandal! Zablokowano wyjazd reprezentacji Polski. Ekipa miała li
> czyć
> dwanaście osób. Trzech z nas uzyskało już wcześniej wizy turystyczne. Nasza
> siódemka składała podania o wizy służbowe. Polska wspiera USA na wojnie w
> Iraku, a sportowców znad Wisły traktuje się w tak bezduszny sposób? ?
> 1;
> powiedział Cieślik.
>
> W biurze prasowym ambasady USA w Warszawie, odmówiono komentarza w tej sprawie.

To sprawa zagrożenia interesów narodowych USA. Wojna z terroryzmem. Musi gdzieś w tle czai się jakiś Benio Ładny albo conajmniej Basajew. A nawet gdyby nie, to w Savannah mieli już jednego wielkiego Polaka, po co im następni?

Enough is enough.




Temat: Wielki Reportaż
Witam,
przejrzałem cały wątek i mam dużą ochotę wrzucić kilka rad, które może
wykorzystacie w projekcie. Bedzie tu duzo o pieniadzach, bo co do zawartości
merytorycznej projektu to sami sobie świetnie poradzicie.

Grupce kilku zapaleńców trudno jest znależć sponsorów, trudno o pieniadze.
Najlepiej jesli za wami stoi jakaś organizacja, która uwiarygodni wasze
działania w oczach sposnorów. Pomyslcie czy nie warto wciągnąć w projekt koła
naukowe arabistów, turystyczne, podróznicze. Macie wtedy szyld, wyższą uczelnię
za sobą, jesli przekonacie rektora do objęcia patronatu nad projektem, to na
wszystkich dokumentach, stronie www wyprawy rzucacie logo uczelni. To juz coś
znaczy.

Bedunka jest chyba w takim kole na UW, pewnie wam pomoże. Z mojej strony moge
dac kontakt do kół w Krakowie, w tym do koła Wagabunda na Akademii
Ekonomicznej(do znajomych). To podróznicze koło ma świetna renomę wśród
globtroterów i alpinistów. Od lat organizuje prestiżowy w światku Festiwal
Filmów Górskich, gdzie pojawiają się legendy polskiego himalaizmu (Wielicki,
Cichy). Oprócz tego regularnie organizują slajdowiska, zapraszają b.znane osoby
(np. Jagielski). Jednym słowem mogą pomóc przy szukaniu sponsorów. A patronat
np. UW i AE Krak jednocześnie wcale się nie wyklucza. Jedna uwaga: z powodu
Festiwalu Górskiego mogą nie mieć czasu i siły zając się sprawą do końca
grudnia. Spróbujcie kontaktować się z nimi od stycznia.

Wagabunda niestety nie jest stowarzyszeniem. Stowarzyszenia mają to do siebie,
że łatwiej jest im sięgnąć po pieniądze unijne. W ramach programu Młodzież,
mozna starać się o dofinansowanie przeróżnych projektów. Na bank przez ten
program są organizowane wolontriaty w krajach arabskich regionu Morza
Środziemnego. Znajdujecie stowarzyszenie promujące turystykę zagraniczną i
piszecie wraz z nimi wniosek o dofinansowanie.

www.youth.org.pl to strona o programie Młodzież. Stowarzyszenia z którymi mam
kontakt, gdzie znajomi są w zarządzie to np. krakowskie AEGEE oraz moje własne
stowarzyszenie, które własnie powstaje. Moje stowarzyszenie własnie się
rejestruje i bedzie miało wpisane turystyke jako jedno z kierunków działalności.
Od razu zaznaczam, że rejestracja trochę trwa, jesteśmy mało znani i
stowarzyszenie rozbuja się w połowie roku. Dodatkowo niedługo wyjezdzam za
granice na pół roku i nie mógłbym wam pomóc w projekcie. Piszę te słowa nie po
to żeby zareklamować swoje stowarzyszenie, tylko przedtawić wszystkie opcje.
Natomiast polecam AEGEE, mają doświadczenie, jest to wielka organizacja mająca
prawie 200 tys członków w całej Europie. Może wam pomogą. Poszukajcie też
stowarzyszeń na stronie www.ngo.pl , mozna tam zamieścić ogłoszenie. W Wawie
chyba na Szpitalnej jest jakieś centrum organizacji pozarządowych. Warto tam
wpaść i rozpytać.

Można poszukać też wsparcia w ambasadzie tunezyjskiej. Napewno trochę forsy
wkładają w reklamę swojego kraju, dużo Polaków jeżdzi tam na wczasy. Spróbujcie
w izbach turystycznych, izbach handlowych, które byłyby zainrteresowane tym
regionem. Popytajcie też w MSZ lub innych ministerswach zajmujących się
turystyką. Najwyżej się na was wypną ale pukać trzeba wszędzie.

Z takim wsparciem, czyli uczelnie, ambasady, stowarzyszenia, wnioski o
dofinansowanie do UE stajecie się wiarygodnym partnerem dla biur podrózy. W
rozmowach z prywatnymi sponsorami nalezy pamiętać o konkretnym wypunktowaniu co
będą z tego mieli. Na jakich festiwalach zostanie wyświetlony film, kiedy i
gdzie pojawi się logo sponsora (konferencje i targi turystyczne), kto jest
patronem medialnym przedsięwzięcia. Nie zapominajcie tu o portalach
internetowych i gazetach zaczynając od największych. Myślę, że młodzieżowe radio
BIS to więcej niż mocny kandydat.

Jeszcze raz zwracam uwagę na może oczywistą sprawę, by rozmawiać ze sponsorami
konkretnie, przedstawiając kosztorysy, planowane finansowanie, realistyczny
harmonogram projektu, wiarygodne zaświadczenia kim jesteście. Dokumentacja
powinna zawierać krótkie, przystępne streszczenie projektu i biogramy osób (może
wraz ze zdjęciami) tworzących projekt. Na spotkania wpadajcie w garniakach i od
razu umawiajcie się z szefostwem, ponieważ romzowy z szeregowymi pracownikami są
bezcelowe. Zaczynajcie rozmowy od największych firm, które powinny mieć forsę na
promocję (jeszcze raz sorry za oczywistości).

Zastanówcie się kto bedzie miał prawa do filmu, na jakich zasadach udostepnicie
film sponsorom. Porozmawiajcie w tej sprawie ze znajomymi prawnikami. Żeby nie
okazało się póżniej, że wasza praca juz nie nalezy do was.

Jesli coś jeszcze przyjdzie mi do głowy to dam znać. Taki projekt to dużo
latania, załatwiania, wydeptywania ścieżek ale satysfakcja z udanego projektu
ogromna. Powodzenia w projekcie :))

pawel

p.s. w razie jakichs pytań mail do mnie skawel@wp.pl , od stycznia bedzie trochę
utrudniony bo "Uciekam do Indii" :))




Temat: Bydgoszcz kontra Toruń
ATUTY Bydgoszczy:
W zasadzie tylko jeden: więcej mieszkancow i wynikajace z tego wiecej sklepow,
biur itp.
Jest jeszcze drugi - pazernosc i wyrywanie instytucji innym (jesli to atut).
Przyklad: zeby stworzyc po raz kolejny to wasze lotnisko wykradacie Toruniowi
jedyny w regionie posterunek strazy granicznej dla lotniska, ktore pewnie
niedługo po raz trzeci zamkną (w 1929 i 1960 tworzono je i potem zamykano z
braku ruchu na nim)

ATUTY TORUNIA:
36 hoteli, 12 muzeów, 3 teatry (+2 prywatne), jedyny prywatny i najlepszy
szpital w regionie (MATOPAT), najnowoczesniejszy szpital dzieciecy w polnocnej
Polsce, 5 uczelnia w kraju (UMK), niektore kierunki 2-3 miejsce (prawo,
administracja, ekonomia, biologia, socjologia, sztuki piekne, konserwacja
zabytkow). Powiem Ci, ze szefami wszystkich pieciu oddzialow najwiekszej firmy
konserwacji zabytkow w Europie sa Polacy - po sztukach z UMK (!).

STATYSTYKA:
W Toruniu buduje sie wiecej mieszkan niz w Bydgoszczy, sa wyzsze ceny zakupu i
wynajmu mieszkania, statystycznie jest wyzsza srednia wyksztalcenia mieszkancow
i nizszy ich wiek. Bydgoszcz sie starzeje i zmniejsza (było 385 tys, jest 360
tys), Torun mlodnieje - czy wiesz, ze w Toruniu zawiera sie wiecej malzenstw
sredniorocznie?

A NA DESER W TORUNIU MASZ: planetarium, największe w PL obserwatorium
astronomiczne (to nie to samo), 2 skanseny etnograficzne, 100 knajp, jedyna
strzelnica mysliwska w regionie (3 w Polsce), 3 pola do paintballa, 2 pola
golfowe, 11 basenow, 3x wiekszy TORTOR od Torbydu, najstarszy w regionie ogrod
zoobotaniczny (załozony w XVIII wieku!), gdzie sa nie tylko zwierzeta polskie
(krowy, kaczki i świnie), jak w Bydgoszczy, ale niedzwiedzie, malpy, zubry,
kozice, lamy, ptaszarnia i herpetarium (czy wiesz, co to jest?)

TRANSPORT:
Torun to jedyne miasto w regionie z wybudowanym 24-km fragmentem autostrady +
obwodnicy, buduje się tez dodatkowo (gotowa bedzie na wiosnę 2005) 14 km
obwodnica poludniowa. Juz mamy 24km , a po jej ukończeniu bedzie jeszcze dłusza
37 km, gotowa obwodnica Torunia wjezdzajac ze WSZYSTKICH KIERUNKOW (Gdansk,
Warszawa, Olsztyn, Łodz, Poznan, Szczecin i Bydgoszcz) - w ksztalcie kola.
Torun stanie sie wiec jedynym miastem sposrod 18 miast wojewodzkich w Polsce,
majacych taka obwodnice we wszystkich kierunkach.

TURYSTYKA:
Nie mowie o Starowce, bo tej nie da sie porownac z niczym w Bydgoszczy, a poza
tym: system najwiekszy w PL fortow pruskich (15 fortow + 200 obiektow), 4
sredniowieczne zamki, granica kordonu carsko-pruskiego, 7 palacow wokol miasta

ZNANE OSOBY zwiazane z miastami:
TORUN: Kopernik, Wolszczan, Chopin, Balcerowicz, Ochojska, aktorzy (Linda,
Kożuchowska, Szapalowska, Dowbor)
BYDGOSZCZ: chyba tylko stary i przebrzmialy Boniek

REASUMUJAC:
tam gdzie ilosc placowek obslugujacych wynika z ilosci mieszkancow - przoduje
Bydgoszcz
tam gdzie liczy sie innowacyjnosc, pomysl, niekonwencjonalnosc, kulturalne i
naukowe zaplecze - Torun jest nie do zdobycia dla Bydgoszczy (chyba ze
przeniosa wszystkie inne, wymienione instytucje do siebie)



Temat: Po tragedii pod Rysami
Gość portalu: Wojtek napisał(a):

> dokładnie Lech to nie tyle panstwo co grupa pewnych ludzi,którzy po tragedi w
> Tatrach postanowili tylko na tym zarobic.Druga sprawa co ja zauwazyłem idac
> kiedy szlakiem jako nauczony przez ojca starszym mówic dzien dobry,reszcie
> turystom czesc,powiedziłałem kilku spacerowiczom czesc w odpowiedzi
usłuszałem
> -
> ej znacie tego goscia chyba go zdrowo popier....ło czesc nam bedzie
> mowił.....ale palancicho..no cóz tamte czasy juz nie wróca i póki sie bedzie
> działo tak jak sie teraz dzieje dobrze w górach nie bedzie.

Jak może być inaczej, skoro usuwa się z gór działaczy społecznych? Kto ma
młodych ludzi uczyć zasad zachowania w górach? Przecież przewodnik coś tam
grupie naopowiada, większość go i tak nie słucha, po skończeniu wycieczki
mowi "do widzenia" i jego rola na tym się kończy. Ach! Bym zapomniał: bierze za
to swoją dolę i znika...

Kręgi przewodników tatrzańskich, pazernych na każdy "grosz" stworzyły dosyć
silne lobby, które niewątpliwie ma wpływy nawet w Sejmie. Po ostatnim wypadku w
Tatrach pod Rysami należy się spodziewać zaostrzenia przepisów i kontroli na
szlakach. Jak się okazuje - nawet śmierć ludzka nie jest tu żadnym tabu. Od
samego początku ten wypadek w Tatrach wykorzystuje się jako argument do
umocnienia interesów pewnej wąskiej grupy ludzi - przewodników i urzędników
państwowych.

Cały nasz cyrk z państwowymi uprawnieniami przewodnickimi i ich regionalizacją,
tysiącem metrów n.p.m., gdzie obowiązek wynajęcia przewodnika rzekomo daje
gwarancję bezpieczeństwa itp., to specyficznie polskie kuriozum nie mające
precedensu w żadnym normalnym kraju, pozostałość jakiegoś dziwnego konglomeratu
przedwojennych tradycji turystyczno-społecznikowskich, FASCYNACJI
GÓRALSZCZYZNĄ - warunków geograficznych (duży kraj + małe góry) z
(przeważającą) mentalnością państwa totalitarnego - kontroli wszystkiego i
wszystkich.

Słuchając i czytając od lat różne wypowiedzi, przeraża mnie poziom niewiedzy i
ignorancji, i samoprzekonania, że to normalne, że w innych krajach przepisy są
podobne, itd. itp. Napiszę krótko - bzdura !

W naszych Polskich warunkach mieliśmy tylko jeden krótki okres normalności -
lata 1990 - 1995. Pytanie: komu to przeszkadzało? Oczywiście rzeszom, dawnych
działaczy wydających pozwolenia, przewodników i pilotów, których główną
kwalifikacją była deklaracja współpracy z SB, i którzy zostali nagle odstawieni
od koryta. Kiedy konsultowano projekt ustawy turystycznej były głosy ze strony
ekspertów zagranicznych: zabezpieczenia finansowe biur jak najbardziej, ale
zawód pilota czy przewodnika jest w większości krajów UE wolnym zawodem i nie
ma czegoś takiego jak państwowe uprawnienia!

Ale oczywiście nikt tego nie słuchał bo na nieszczęście turystyka w tym kraju
jest kompletnie marginalną gałęzią gospodarki i mało kto się na tym zna.
Dlatego, za cenę (zapewnę niższą niż 17,5 tys USD ;) Sejm SLD-PSL-oswski
klepnął ustawę w ostatnich dniach urzędowania. No i mamy dzisiaj - ach jak
pięknie - dziesiątki dodatkowych państwowych, etatów drogie kursy i całą z tym
związaną korupcyjną otoczkę.

Czytając różne wypowiedzi przewodników z Centrum Przewodnictwa Tatrzańskiego po
ostatniej tragedii pod Rysami, że "u nas ludzie są głupi, nieświadomi i dlatego
obowiązują administracyjne rozporządzenia, że trzeba nadadal wprowadzać zakazy,
nakazy, kontrole..." to tak myślę: Dlaczego - jako w większości Polacy z nizin -
nie ogłosić się narodem tak upośledzonym, skoro nie możemy już samodzielnie
funkcjonować, i nie poprosić o opiekę owego "Gorallenvolku" spod Tatr? Może z
nami zrobią w końcu porządek...




Temat: Archiszopa Specjalna za "Krakow: Miasto
Archiszopa Specjalna za "Krakow: Miasto
straconej szansy"

"KRAKOW NIE JEST JUZ DZISIAJ "ZAPOMNIANA PEDRŁĄ EUROPY ŚRODKOWEJ" WARTĄ
ODKRYCIA I ZAINWESTOWANIA" pisze Agnieszka Sabor w Tygodniku Powszechnym
(Marzec 14 2003: Forum czy Hipermarket,
tygodnik.onet.pl/1547,1153722,dzial.html.)
i dalej:

"Tishman - który w 1998 r. wygrał ogłoszony przez miasto, wojewodę i kolej
przetarg na zagospodarowanie obszaru Krakowskiego Centrum Komunikacyjnego -
wszędzie działa w ten sam sposób: zanim rozpocznie budowę, prowadzi w świecie
szeroką akcję marketingową nieistniejącej jeszcze powierzchni biurowej,
starając się sprowadzić w nowe miejsce duże, bogate firmy - z korzyścią nie
tylko dla siebie.

Kiedy zawiązana została spółka Tishman Speyer Properties Polska (do której
gmina wniosła 2 hektary gruntu), zapowiadano wybudowanie na 6 hektarach 250
tys. m2˛ biur, hoteli, kin i sklepów. Pierwsze budynki miały stanąć w 2000 r.
Powstawała idea Nowego Miasta: z 60 tys. m2˛ sklepów, 20 tys. m˛2 biur,
multikinem, czterogwiazdkowym hotelem i parkingiem na 2400 samochodów. Nie
zapomniano też o przestrzeni publicznej: tzw. Forum Nowego Miasta.

Metoda, która sprawdziła się w Nowym Jorku, Londynie, Frankfurcie czy Saő
Paulo, w Krakowie okazała się absolutnie nieprzydatna. W interesach nie
obowiązuje krakowskie hasło reklamowe “mamy czas”. Jedna z pięciu
największych firm consultingowych świata, zainteresowana stworzeniem nad
Wisłą środkowoeuropejskiej centrali, wycofała się po pięciu latach czekania.
Za nią poszli inni. Potencjalni inwestorzy instalowali się w Pradze,
Budapeszcie, Bratysławie czy Kijowie, wszędzie rozpowszechniając negatywną
opinię o Krakowie jako mieście nieprzyjaznym biznesowi. Krakowski przykład
Tishmana jest zresztą czymś w rodzaju pars pro toto: południowokoreański
koncern Hyundai zrezygnował właśnie z inwestowania na Dolnym Śląsku,
wybierając Słowację...

...Dwa lata zajęło przekonywanie radnych o wiarygodności powszechnie znanej
firmy, posiadającej nieruchomości warte ok. 10 mld dolarów, w tym Rockefeller
Center oraz Chrysler Building (trzeba było nawet zorganizować wycieczkę do
Berlina!). Kolejne wybory samorządowe przynosiły konieczność renegocjacji
podjętych już decyzji.

Rozmowy z PKP dotyczące własności gruntów trwały aż do kwietnia 2002
(wicepremier Marek Pol uznał za swój osobisty sukces wstrzymanie podpisania
umowy z Tishmanem w grudniu 2001). Z PKS - do listopada 2002 r. Z Pocztą
Polską - do grudnia 2002 r.

...zamiast wielkiego centrum MIEDZYNARODOWEGO BIZNESU powstanie coś w rodzaju
dzielnicy-hipermarketu. I za tę zmianę nikt - ani we władzach samorządowych,
ani centralnych (byłych i obecnych) - nie poniesie najpewniej żadnej
odpowiedzialności. A to źle wróży także na przyszłość. Bo nonszalancja wobec
Nowego Miasta oraz ignorowanie opinii publicznej w tej sprawie dotyczy nie
tylko tego, co już zostało zaprzepaszczone.

Jak ocenić np. fakt, że projekt architektoniczny, który zastąpił znaną
wszystkim krakowianom (choćby z planszy witającej ich dotąd na placu
przydworcowym) propozycję Tishmana, został przez miasto zaakceptowany bez
jakiejkolwiek debaty społecznej? Oficjalnie nie poproszono o konsultację
nawet środowiska architektów. A wielu mieszkańców nadal żyje w przekonaniu,
że przestronny plac przed XIX-wiecznym budynkiem dworca stanie się kiedyś
ulubionym miejscem spotkań krakowian i turystów. Ile osób ma świadomość, że
nowy projekt zagospodarowania tego terenu praktycznie nie przewiduje
przestrzeni publicznej?

Zamiast rozmawiać o tym, jak najlepiej wykorzystać w Nowym Mieście środki i
możliwości, którymi dysponują teraz Kraków, ECE i Tishman (amerykańska firma
zastanawia się właśnie, jaki procent udziału zachować w nieudanym
przedsięwzięciu), podstawowym tematem debaty staje się przyszłość neonu
pozostałego po zburzonym (na szczęście) barze “Smok”, który jeszcze niedawno
straszył podróżnych wychodzących z dworca.




Temat: E70 z Pomorza do Belgii, Holandii i Litwy
E70 z Pomorza do Belgii, Holandii i Litwy
Sława!
www.portalmorski.pl/caly_artykul.php?ida=6595
Pomorze. Szlaki wodne z Pomorza do Belgii, Holandii i Litwy powstaną za
unijne pieniądze
Opublikowano: 1 sierpnia, 2007

Zakończyły się prace przygotowawcze nad budową szlaku wodnego E 70, który
połączy Belgijski port w Antwerpii oraz Litewską Kłajpedę. Trasa E 70 - będzie
jednym z najważniejszych szlaków żeglugi śródlądowej w Europie i
najważniejszym na Pomorzu. Prowadzi z Antwerpii, przez Berlin, Bydgoszcz,
Malbork i Kaliningrad do Kłajpedy na Litwie.

W Województwie Pomorskim szlak E 70 biegnie od granicy regionu na Wiśle, przez
Kwidzyn i port w Malborku do ujścia Wisły do Zalewu Wiślanego.

- Na Pomorzu trasa łączy się z inną trans europejską trasą żeglugową, E 40
biegnącą z Gdańska, przez Tczew, Warszawę, Brześć na Białorusi do Dniepru i
dalej do portu w Odessie nad Morzem Czarnym - wyjaśnia Anna Cieśla z
Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku. - Dlatego Pomorze jest ważne
nie tylko na mapie portów morskich, ale także żeglugi śródlądowej.

Mimo wielkiego znaczenia, jakie ma projektowana trasa, do dzisiaj szlaki
żeglugowe na Pomorzu są słabo rozwinięte i niedoinwestowane.

- Trzeba wykonać prace pogłębiające i zmodernizować oznakowanie nawigacyjne na
wielu odcinkach - tłumaczy Rafał Wafil z Biura Rozwoju Szlaków Wodnych przy
Urzędzie Marszałkowskim Województwa Pomorskiego. - To bardzo drogie prace i
bez wsparcia z Unii Europejskiej, nie wykonamy tych robót.
Projekt jest dobrze oceniany przez środowiska naukowe, które od dawna optują
za rozwojem śródlądowych dróg wodnych.

- Szkarpawa po pogłębieniu może być lepszym szlakiem wodnym niż Zalew Wiślany
- ocenia prof. Jan Marcin Węsławski z Polskiej Akademii Nauk. - Przy dobrym
oznakowaniu i promocji trasy, mogłaby się ona stać alternatywnym kanałem
dostępu do portu w Elblągu.

Kilka dni temu zakończyły się konsultacje, w których wybrano do realizacji
projekty niezbędne do wykonania szlaku E 70.

- Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gdańsku zgłosił sześć projektów -
wyjaśnia Anna Cieśla. - Chcemy zmodernizować tzw. Wisłę Królewiecką, wykonać
oznakowanie i pomosty do obsługi ruchu turystycznego na śluzach, zmodernizować
napędy śluz na głównych szlakach, wybudować dojazd do śluzy "Gdańska Głowa"
oraz oczyścić dno i umożliwić ruch turystyczny na rzece Drewnicy. To jednak
nie jedyne roboty jakie trzeba wykonać. Kilkadziesiąt innych projektów
zgłosiły samorządy i organizacje pozarządowe, jednak zazwyczaj nie są one
związane z żeglownością odcinka a jedynie zagospodarowaniem turystycznym.

Jeśli wszystkie prace pójdą zgodnie z harmonogramem, trasa E 70 będzie
żeglowna już za cztery lata.

ADAM SITO

Forum Słowiańskie
gg 1728585



Temat: AUSTRALIA - uzyteczne strony internetowe
AUSTRALIA - uzyteczne strony internetowe
Pozwalam sobie skopiowac moj watek z Forum Polonia. Ktos kiedys podpytywal
sie na 40+ o Australie - prosze, oto jest!

AUSTRALIA - uzyteczne strony internetowe
Autor: luiza-w-ogrodzie
Data: 09.02.2005 01:31

Na Forum Polonia od czasu do czasu pojawiaja sie pytania o zycie w Australii,
wizy, nauke angielskiego etc. Pisuje tutaj od pieciu lat i nie chce mi sie
powtarzac wszystkiego, co kiedys juz pisalam; mysle ze ten watek, regularnie
uzupelniany, moze sie przydac pytajacym o Australie.

Mieszkam w Sydney i niektore linki, jakie podalam dotycza tylko mojego stanu.
Prosze innych forumowiczow z Australii, ktorzy udzielaja sie lub udzielali na
Forum Polonia - Pawla z Melbourne, Waldka z Perth, Dorote z Queensland, Kan,
Lombata, Wiarusa i Ozpola z Sydney - o dodawanie na tym watku informacji.

PO POLSKU
*** Dla tych, ktorzy chca poczytac o zyciu Polakow w Australii, polecam
strone po polsku:
Http://australink.pl z linkiem do strony o edukacji: eduau.pl

PO ANGIELSKU:

*** Informacje z oficjalnych rzadowych stron internetowych dla osob myslacych
o wyjezdzie do Australii i potrzebujacych praktycznych informacji:

-> Urzad Imigracyjny (The Department of Immigration and Multicultural and
Indigenous Affairs): informacje o wizach, programach imigracyjnych:
www.immi.gov.au
-> Urzad Statystyczny (Australian Bureau of Statistics):
www.abs.gov.au
Duzo informacji z ostatniego spisu powszechnego jest dostepnych za darmo,
m.in. informacje o skladzie ludnosciowym, zarobkach, wieku populacji.

-> Wydzial Edukacji i Przysposobienia Zawodowego (Department of Education and
Training) w stanie Nowa Poludniowa Walia (New South Wales - NSW):
www.det.nsw.edu.au/
Na ich stronie mozna znalezc informacje o systemie panstwowych szkol
podstawowych i srednich www.schools.nsw.edu.au/index.php oraz systemie
panstwowych college'ow TAFE (Technical and Further Education) oferujacych od
kilkutygodniowych kursow do dyplomow zawodowych roznowaznych 1-2 latom
studiow uniwersyteckich www.tafe.nsw.edu.au/ Mozna tu m.in. uczyc sie
jezyka angielskiego.

-> Strona Australian Education International zawiera informacje o uznawaniu
kwalifikacji uzyskanych za granica (National Office of Overseas Skills
Recognition):
aei.dest.gov.au/AEI/QualificationsRecognition/default.htm
-> NSW Department of Commerce : www.industrialrelations.nsw.gov.au
Informacja o prawie pracy. Takze lista swiat panstwowych i lokalnych w stanie
Nowa Poludniowa Walia:
www.industrialrelations.nsw.gov.au/holidays/default.html#local

Na dole tej strony sa linki do podobnych stron internetowych w innych stanach.

*** Dwa najwieksze dzienniki australijskie:
-> The Age wydawany w Melbourne: www.theage.com.au
-> Sydney Morning Herald wydawany w Sydney: www.smh.com.au/
Na stronach tych dziennikow oprocz biezacych wiadomosci znajduja sie linki do
stron z ogloszeniami o pracy i wynajmie/sprzedazy domow i mieszkan,

*** Klimat, pogoda w calej Australii na stronie Biura Meteorologicznego
(Bureau of Meteorology): www.bom.gov.au

*** Ksiazka telefoniczna www.whitepages.com.au Na tej stronie sa
rowniez linki do map miast www.whereis.com i przewodnika kulturalnego
www.citysearch.com.au

*** Dla turystow
Tourism Australia: www.australia.com
Tourism NSW: www.tourism.nsw.gov.au/
Tourism Victoria: www.tourismvictoria.com.au/
Tourism Queensland: www.tq.com.au
Tourism Tasmania: www.discovertasmania.com.au/
Tourism Western Australia: www.westernaustralia.com/en/




Temat: Bardzo długi rejs na Seszele
Bardzo długi rejs na Seszele
Sława!
www.portalmorski.pl/caly_artykul.php?ida=7401
Gotowy kadłub żaglowca tkwi przy portowym nabrzeżu. Bardzo długi rejs na Seszele
Opublikowano: 2 listopada, 2007

W rejonie słonecznych Seszeli powinien już pływać z turystami nowy żaglowiec
zaprojektowany przez Zygmunta Chorenia, słynnego gdańskiego konstruktora
okrętowego. Na razie jednak na lądzie utknął kadłub jednostki. Zbudowała go na
zlecenie firmy Choreń Design and Consulting gdańska stocznia Odys. Kadłub miał
być zwodowany w lipcu. Uniemożliwia to spór między konstruktorem a wykonawcą.
Sprawę ma rozstrzygnąć sąd.

Zaprojektowanie wycieczkowego żaglowca i dostarczenie kadłuba zleciła firma
turystyczna z Moskwy. Bliźniaczy żaglowiec buduje stocznia w Kaliningradzie,
która ma również wyposażyć kadłub zmontowany w Gdańsku.

Robert Studziński, prezes firmy Odys Stocznia sp. z o.o, zastrzegł, że
kontrakt na zbudowanie kadłuba żaglowca dla firmy Chorenia stanowi tajemnicę
handlową i odmówił udzielenia informacji.

Z dokumentów udostępnionych nam przez firmę Choreń Design and Consulting,
wynika jednak, że spółka Odys zarzuca zleceniodawcy, że nie wywiązuje się ze
zobowiązań zawartych w kontrakcie. Spółka poniosła straty, a wpłaty za roboty
wpływały z opóźnieniem.

- Kontrakt nie jest tajemnicą handlową, bo nigdzie w nim tego nie zastrzeżono
- zaznacza Zygmunt Choreń. - Zresztą, ze spółką Odys kontaktujemy się za
pośrednictwem kancelarii prawnej. Chcemy rozstrzygnąć z nią spór w sądzie.
Procesy gospodarcze ciągną się latami, a ja nie wiem, jak mam przekazać
rosyjskiemu armatorowi, solidnemu i wywiązującemu się ze zobowiązań
finansowych, informację o zaistniałej sytuacji. Częściowo wyposażony kadłub
jest przygotowany do wodowania. Brakuje wału napędowego ze śrubą i steru.
Urządzenia te powinna zamontować przed wodowaniem stocznia. Zrezygnowaliśmy
jednak z jej usług. Powodem były wysokie opłaty, dwu- i trzykrotnie wyższe od
pobieranych przez inne firmy. Stocznia zażądała od nas 29 tysięcy euro za
prace, których nie wykonała, bo ponoć utraciła spodziewany zysk. Nie
wpuszczono do stoczni naszej ekipy, choć w kontrakcie mieliśmy to zagwarantowane.

Choreń podkreśla, że w swojej długiej karierze okrętowca nie miał do czynienia
z firmą postępującą tak, jak spółka Odys. Zgodnie z kontraktem, wpłaty na jej
konto miały wpływać stosownie do postępu prac kadłubowych. Ponieważ były
opóźnienia w budowie, później wypłacano należności.

Stocznia miała sama zwodować kadłub. Teraz chce, żeby Zygmunt Choreń odebrał
go z nabrzeża. Ewentualne wodowanie będzie kosztować dodatkowo 30 tys. euro.

Zygmunt Choreń

Urodził się i wychował na Podlasiu. Absolwent okrętownictwa Politechniki
Gdańskiej i Instytutu Okrętowego w Leningradzie (obecnie St. Petersburg).
Pracował w Biurze Projektowo-Konstrukcyjnym Stoczni Gdańskiej. Od 1992 roku
prowadzi własne biuro projektowe. Pod banderami Bułgarii, Finlandii, Niemiec,
Polski, Rosji i Ukrainy nawiguje 15 statków żaglowych, które zaprojektował.
Teraz budowane są dwa kolejne.
Jacek Sieński

Forum Słowiańskie
gg 1728585



Temat: "Czyszczenie" Grecji przed Olimpiadą
"Czyszczenie" Grecji przed Olimpiadą
Apel do olimpijczyków i wszystkich ludzi dobrej woli o nagłośnienie sprawy
okrutnego trucia tysięcy psów.

Organizacja "W Obronie Zwierząt" (In Defense of Animals) potępia okrutne
otrucie 50.000 bezdomnych psów przed Igrzyskami Olimpijskimi w Atenach.

Organizacja "W Obronie Zwierząt" ostro potępia zaplanowane, niehumanitarne
otrucie tysięcy bezdomnych psów w Atenach.
Szacuje się, że około 80% z 30 - 50 tysięcy wałęsających się i bezdomnych
ateńskich psów zostało otrutych w ciągu ostatniego roku by "oczyścić" miasto
przed ceremonią otwarcia letnich Igrzysk Olimpijskich 13 sierpnia 2004.

Wygłodniałe psy były karmione pożywieniem zawierającym truciznę używaną do
usmiercania szczurów, powodującą trwające całymi dniami i bardzo bolesna
umieranie.

Zabijanie zwierząt nie jest sportem olimpijskim - stwierdził Elliot Katz,
założyciel mającej siedzibę w Mill Valley w Kaliforni organizacji "W Obronie
Zwierząt" - i nie można pozwolić by Ateny kontynuowały ten okrutny proceder.
Tego rodzaju metody kontroli populacji bezdomnych psów uzywane współczesnie w
Grecji są nie do zaakceptowania.

Otrucie tysięcy psów stoi w sprzeczności z wartosciami i ideałami jakie
reprezentują igrzyska olimpijskie i rzuca cień na pozytywny obraz ateńskich
igrzysk.

Apelujemy do wszystkich wrażliwych na cierpienie zwierząt sportowców oraz
wszystkich innych osób, by wyrażali głośny sprzeciw oraz unikali Grecji jako
celu swoich podróży do czasu zaniechania tak haniebnych praktyk.

Wstrząsające nagranie video wykonane przez organizacje Welfare for Animals
Global, Welfare Animals Grece, grupę obrońców zwierząt z Nowego Jorku, jest
dostępne pod adresem: www.ua4a.org/Greece.mov (cierpliwosci bardzo
długo się ładuje)
(uwaga ! By obejrzeć film musisz posiadać zainstalowany program QuickTime
www.apple.com/quicktime/download/)
Zachęcamy do skontaktowania się z Ambasadą Grecji w Polsce i innymi
wymienionymi poniżej osobami i zażądania od nich natychmiastowego
zaprzestania przez grecki rząd tych karygodnych praktyk:

Napisz apel o zaprzestanie trucia psów do poniższych osób i instytucji:

AMBASADA GRECJI W WARSZAWIE
ul. Górnośląska 35
00-432 Warszawa
Centralna: (+48 22) 6229460
Fax: (+48 22) 6229464
E-mail: embassy@greece.pl
Godziny urzędowania: 09.00 - 16.30

Biuro Konsularne
ul. Górnośląska 35
00-432 Warszawa
Tel: (+48 22) 6229462
Fax: (+48 22) 6229463
E-mail: consul@greece.pl
Godziny urzędowania: 09.30 - 13.00

Biuro Prasowe
ul. Bagatela 11/6
00-585 Warszawa
Tel: (+48 22) 849 37 77, 646 82 60
Fax: (+48 22) 849 38 11
E-mail: grpress@post.pl
Godziny urzędowania: 09.00 - 16.30

Minister Rolnictwa
Alexandros Kontos
ax2u050@minagric.gr

Minister Turystyki
Dimitris Avramopoulos
dimavra@otenet.gr

Ministry Spraw Zagranicznych
Petros Molyviatis
mfa@mfa.gr

Ambasador Grecji w USA
George Savvaides
evie@greekembassy.org




Temat: sozopol po nawalnicy?
witam, sozopol miewa się chyba dobrze. wrócilismy z Bulgarii niespelna tydzień
temu.Nawalnica, sztorm, potaop czy jak to nazwać przezyliśmy. Przypadł akuran
na pólmetek naszego tam pobytu. faktycznie szkód narobil sporych. Pomijam to co
działo się na miasteczku bo to chyba naj mniej istotne, ale potoki na ulicach i
tryskajace studzieki kanalizacyjne to nie jest chyba codzienny widok. Najgorzej
ucierpiały plaże i to co przy nich. Np. knajpka "Casablanka" (albo coś tak)przy
dużej plazy BYŁA. Kilka innych tez ucierpiało dosć poważnie ale prawie
wszystkie funkcjonują. Po tragicznej nocy z soboty na niedzielę 1/2 lipca, i
pracowitej niedzieli gdzie prawie wszyscy sprzątali, lapali sie za głowy i
oceniali straty, powoli wracała normalność. W poniedziaek prawie wszystko
funkcjonowało juz normalnie, deptaki, knajpki, tylko plaża byla koszmarna.
Morze "wdarło się" zabierajac ze soba piasek, parasole, knajpy i to co było na
plaży. Słowem sajgon. Nie przeszkadzało to turystom którzy albo dopiero
przyjechali albo byli spragnieni plażowania. Omijając szkielety parasoli
(platnych 4 lub 5 l zalezy od plazy), rozgarnując sterty małzy i innego
pakudztwa wylegiwali się na piasku. I tak zaczynała się normalność. Do wody aby
pływać mozna było chyba wejsc dopiero w piątek. Wczesniej zabraniałi tego
biegajacy w czerwonych kostiumikach "beach boys-i". jeszcze w trakcie naszego
pobytu zaczeli renowacje plaży. Najpierw zaczeli stawiać parasole - bo to kasa.
Wjechał nawet jakis spychacz żeby to podepchnąc, glonami i innym pasudztwem nie
bardzo sie jeszcze przejmowano. W sobotę zaczeły smierdzieć mocno małże.No ale
to tej pory to chyba posprzatali. Ogolnie Sozopol to tosć przyjemne miasteczko.
Stare miasto urolkiwe.Nowe to hotele, pensjonaty stare i nowe. Miejsc na
wydawanie kasy jest dośc dużo. Nie wypowiadam się o "Sozopol by night" bo nasz
wyjazd był rodzinny i wypady wieczorowe rzczej odpadały. Ale z obserwacji
widziałem ze nocne życie towarzyskie tam tez kwitło. Podobno jedziesz w trochę
nieodpowiednim momencie miesiąc sierpień jest podobno "najtłoczniejszym "
miesiącem. Podobno to szczyt bułgarskich wakacji i urolpów. Nie wiem tak mnie
informowała włascicielka pensjonatu w którym mieszkalismy. Ta sama osoba nie
zachecała do podrózy do Bulgarii wlasnym samochodem. Przejazd autokarem lub, to
oczywiste, samolotem jest znacznie bezpieczniejszy. Bułgarska granica to
sajgon, zastanawiam sie kiedy tam dotrze cywilizacja.Chodzi mi tu o dojazdy do
granicy, obsługe itp. My syaliśmy na tylko na granicy w jedna dwie a w druga
niewiele ponad dwie godziny i to podobno było b. szybko (acha jechaliśmy
atokarem z biurem). Wiemy że były przejscia gdzie stali 5 i 8 godzin. Koszmar.
Ceny w Bulgarii wcale nie sa takie małe, może na wsi. W turystycznych
kombinatach winduja ceny bo muszą w ciągu sezonu zarobić. Dość drogie są owoce.
Wybór raczej nie powala na kolana. arbuz 1-1,5 l/kg, melon 2-2,5 l/kg pomidory
srednio ok 1l og ogórki nieco mniej, morele, brzoskwinie drozsze nawet niz u
nas. Ale wszystko zależy od tego gdzie kupujesz. W przydomowym sklepiku, czy
staganie możesz nawet kupic o prawie połowę taniej niz przy jakims deptaku czy
rzy starym miescie , gdzie jest dosc dużo róznych owoców ale drogo. Na
wieczory "w domu" rakija (przerózne rodzaje)od ok.4.5 l za 0,7 do kilku leva
ale to juz wyzsza półka. Wino tanie , dobre już od 2,5 - 3 l/but. Dosc
popularne są "małpki" małe butelki 200 ml z alkoholami w cenie od 1.80 - 2.10
l/but. Dobre na testowanie jakosci lub dla "małolitrażowych". Woda mineralna od
0,5 l do 0.8 l za 1,5l butelke. W sumie nie jest droga, ogólnie dostępna i
przeważnie chłodzona. Piwo 1,5l butelka Zagorki kosztowała ok 2,20leva. Nie ma
normalnych wędlin tzn takich jak u nas. Jest salami lub coś co go przypomina a
nazywa sie szpek, pisany cyrlicą, w cenie od 7 l/kg do ok.15 l/kg. Mają dobry
biały ser słony używany do sałatek np szopskiej w cenie ok.3.5l/kg. Knajpki
serwują przerózne dania i przerózne ceny. My tj. 2+2 zjedlismy posiłek juz za
14l ale i 24 l. Obsługa raczej podobna.Zanim cię złowia wychodza ze skóry, jak
juz zamówisz to "przyjdzie czas i na Ciebie". Przy płaceniu uważaj na rachunek.
moze okazać się ze potrawaktórą wybierałaś z meni nie kosztuje 3.6 a np rowne
4l. Niby to niewiele ale jednak. Zby mało żeby się wykłocać i chyba to
wykorzystuja. Robia tak w wiekszości knajp, tych które odwiedzilismy.
Oczywiscie stare miasto i knajpki nad brzegiem tzw. "aleja figowa" to eldorado
ceny 2x za podobne dania w porównaniu z "miastem". Szukaj swojego miejsca -
powodzenia. Wrażeń wiele. Ogólnie ludzie przyjazni, troche kantują, mogłoby byc
troche czysciej. Ale ciepłe może i plaza (jesli czysta) wynagrodzą wszystko.
Zyczę udanego pobytu, samych słonecznych lecz nie upalnych dni, i radosci z
wydawania pieniedzy. 1 euro=od 1,90 do nawet 1,9462. Polecam banki nie kantory.
Bez problemu, pewnie i czasem zabawnie gdy muszą polskie nazwisko wpisać
do "kwitu". Acha zawsze uprzejmie, w banku. Pozdrawiam.



Temat: Panienki a samochody - jak to jest?
Gość portalu: Zmęczony Stefan napisał(a):

> O Jezu! O Matko!
>
> Ble człowieku ile ty masz lat że w takie bajki wierzysz i jeszcze rozpisujesz
o
>
> nich!?
>
> Nie każdy kto ma 20 lat, dobre auto i kotleta szmalu w kieszeni jest
> złodziejem. To może być syn właśnie takiego państwa "mecenasostwa" jak
> napisałeś. I nie każdy młody, niezamożny a ambitny i inteligentny student
prawa
>
> czy czegokolwiek zrobi kariere o jakiej wspomniałeś. Skończy gdzieś w biurze,
> urzędzie a za gaże statysty żywot jego nie będzie zajebisty.
> Złodziej też nie musi skończyć w pudle czy piachu. Wypierze góre brudnego
> grosiwa w legalnym interesie i w wieku 40 lat będzie szanowanym obywatelem,
> biznesmenem, politykiem czy mężem stanu.
>
> Dziś mamy III RP Trzeciego Świata.
> I nie ma tu recepty na finansowy sukces w życiu.
> A już na pewno nie są nią studia same w sobie.
>
> Pozdrawiam

Stefciu! Pewnie, że może być tak, albo może być tak. Ale jednak, jak mnie uśpią
i zawiozą na ulicę nieznanego miasta, a na taj ulicy jest tłum rudzielców, to
będę obstawiał, że jestem raczej w Irlanii, a nie w Kenii. Choć mogę się mylić
przecież, bo to Kenia właśnie, tylko, że gromada irlandzkich turystów wyszła w
miasto. Daję ten nieco absurdalny przykład, żeby Ci pokazać, że jednak ludzie
oceniają ludzi "na oko" i trafiają z dość dużym prawdopodobieństwem. Jasne, że
młody posiadacz beemki lub golfa może być synem Kulczyka, albo mecenasa. Ale
bardziej prawdopodobne jest, że to jednak tylko drobny cwaniaczek. Czysta
statystyka: cwaniaczków w beemkach jest jednak więcej niż synów Kulczyka w
beemkach. No i chcąc nie chcąc, trzeba na takiej ocenie, choć czasem z
przypadku błędnej, polegać. Przecież łysy koleś w dresie, też może okazać się
pokojowo nastawionym filozofem, który lubi wysiłek fizyczny (dlatego jest
napompowany na siłowni) i włożył dres, bo właśnie idzie pograć w tenisa. Ale
jednak - przyznaj! - jak kilku takich idzie ulicą, to przechodzisz na drugą
stronę, prawda? Bo zakładasz, że to zwykli dresiarze, a nie miłujący sport
filozofowie.
A co do końcówki Twojej wypowiedzi o studiach, sukcesie finansowym itp.:
rzeczywistość nie potwierdza Twojej teorii. Zdarzają się oczywiście złodzieje,
którzy potem piorą, legalizują i mają się dobrze, ale to jest ułamek! Reszta
ląduje w więzieniach, albo kończy w nędzy, bo nie da się latami żyć luksusowo z
włamów do aut. Poza tym idziemy w dobrym cywilizowanym kierunku, dlatego
złodziejom i kombinatorom będzie coraz gorzej. Przypomnij sobie Polskę sprzed
10 lat, dziś większość tamtych skandali i afer nie mogłoby mieć miejsca. A
wyobraź sobie, co będzie za lat 10, 20, 30. Naprawdę, myślę, że jednak lepiej
byłoby, gdybyś swojemu dorastającemu dziecku (o ile takie masz) nie przekazywał
filozofii życiowej zawartej w końcówce Twojego posta. Zwłaszcza w tym
fragmencie dotyczącym bezużyteczności studiów. Zanim to zrobisz przypomnij
sobie swoją klasę z podstawówki, podziel ludzi na tych, którzy skończyli studia
i na tych po zawodówce i uczciwie odpowiedz sobie na pytanie: którym żyje się
lepiej.
Pozdrawiam



Temat: "wybitni fachowcy" z SLD !!!
Warszawa-Gromada a SLD
Kolejny skandal w gminie Centrum?
• Roman Budzyński, prezes Gromady (08-10-02, 02:00)
Iwona Szpala, Jan Fusiecki 08-10-2002

Zdominowane przez SLD władze gminy Centrum chcą darować Gromadzie grunt o
wartości co najmniej 4 mln dol. - Działacze Sojuszu spieszą się, by pozałatwiać
sprawy jeszcze przed wyborami - mówi się w kuluarach

Chodzi o działkę u zbiegu al. Żwirki Wigury i ul. Wawelskiej obstawioną
skromnymi kempingowymi drewniakami. Jednak sednem sprawy jest grunt (przeszło
hektar). Nie wiadomo, jaką cenę osiągnąłby na przetargu, do którego najpewniej
nie dojdzie - włodarze gminy Centrum postanowili bowiem teren wydzierżawić
Gromadzie na 30 lat. To najdłuższy okres dzierżawy, jaki przewidują przyjęte w
gminie zasady.

Ogólnokrajowa Spółdzielnia Turystyczna "Gromada" zadomowiła się na Ochocie
jeszcze za czasów PRL. Wtedy dostała tylko część terenu (2,9 tys. m kw. - w
użytkowanie, bez prawa własności), teraz miałaby dostać 10 tys. m kw. - zdaniem
ochockich urzędników ich wartość to co najmniej 4 mln dol.

Entuzjazm szefa

Okazuje się, że w sprawę zaangażował się osobiście Jan Wieteska, burmistrz
gminy Centrum i szef warszawskiego SLD. Latem zaproponował swoim podwładnym z
urzędu Ochoty, by przystali na jego koncepcję i zaakceptowali propozycję
dzierżawy.

Początkowo wizja burmistrza nie wywołała entuzjazmu. Andrzej Borkowski (PO),
dyrektor Ochoty, był przeciw, a Roman Rogalski (SLD) - za. Uchwała nie więc
zyskała akceptacji.

Ale Wieteska nie poddał się: "Uprzejmie proszę o ponowne rozpatrzenie projektu
uchwały w pełnym składzie Zarządu Dzielnicy Ochota" - czytamy w piśmie, które
burmistrz wysłał na Ochotę. Tym razem dzięki głosowi wicedyrektora Ochoty
Andrzeja Boguty (SLD) projekt przeszedł.

- Gromada to jest czysto polski kapitał. My tylko opiniowaliśmy. Decyzja leży
po stronie burmistrza Wieteski - tak uzasadnia swoje stanowisko Andrzej Boguta.

Były naciski

Dziś sprawa ma trafić na sesję rady Ochoty. - Kroi się skandal - komentuje
Jarosław Szostakowski (UW), radny Ochoty. - Nie dość, że chcą przepchnąć umowę
ewidentnie niekorzystną dla gminy, to jeszcze w projekcie uchwały nie ma opinii
prawnej. Jak więc mamy debatować?

Faktycznie - radca prawny Ochoty napisał pod projektem "sprawdzono pod względem
formalno-prawnym bez oceny uzasadnienia projektu uchwały przedstawionego przez
zarząd gminy Warszawa-Centrum ze względu na niekompletność dokumentacji".

Z uzasadnienia uchwały nie wiadomo, dlaczego zarząd Centrum chce wydzierżawić
teren Gromadzie i dlaczego chce ją obdarować aż hektarem terenu.

Nie potrafił tego wyjaśnić Krzysztof Stanisławiak, dyrektor biura informacji i
wydawnictw w gminie Centrum. Powiedział tylko "Gazecie", że sprawa nie jest
jeszcze załatwiona, a więc nie jest "bytem", oraz to, że Gromada w zamian za
teren obiecała jakieś inwestycje. Jakie? Na to pytanie nie odpowiedział.

Nieoficjalnie działacze SLD mówią: w sprawie Gromady są naciski z góry, ma ona
opinię firmy od lat powiązanej z Sojuszem. Choć sam jej prezes Roman Budzyński
twierdzi, że tak nie jest.



Temat: Apel o ochronę górnośląskiego dziedzictwa kulturow
Apel o ochronę górnośląskiego dziedzictwa kulturow
Zabrze, dnia 15.03.2005

W nocy z czwartku na piątek (10/11 marca) spłonął w Zabrzu "stary", (XIXw.)
zabytkowy młyn - świadek przemysłowej przeszłości naszego miasta, świadek
czasów minionych, cenny obiekt dla zainteresowanych historią i mieszkańców,
ślad obecności w naszym mieście minionych pokoleń Zabrzan, którzy budowali to
swoje, rodzinne miasto. Istniał obok nas tętniący hałasem pracujących w nim
maszyn przez stulecia. W związku z tym:

Zwracamy się do wszystkich osób, instytucji, mediów oraz organizacji, które z
racji swoich obowiązków lub podejmowanych działań są zainteresowane
ratowaniem śladów industrialnej przeszłości naszego regionu. Apelujemy o
podjęcie skutecznych działań na rzecz ocalenia tych obiektów, które jeszcze
można uchronić od grabieży, dewastacji bądź celowego niszczenia.
Najcenniejsze zabytki naszej małej ojczyzny to właśnie pozostałości po
hutach, fabrykach, kopalniach, zakładach przemysłowych. Są to obiekty, które
świadczą o naszej wspaniałej historii - regionu, który pod koniec XVIII wieku
był w awangardzie rewolucji przemysłowej, regionu który przez wiele lat
dostarczał nowoczesne produkty na rynki wielu państw, gdzie przemysł
zapewniał wyższy poziom życia mieszkańcom. Dzisiaj te poprzemysłowe
pozostałości hal, budynków fabrycznych, szybów kopalnianych, wież ciśnień to
nasza jedyna atrakcja turystyczna, atrakcja na której można w cywilizowany
sposób zarobić, dbając przy tym o historię i kulturę.
W wielu państwach europejskich popełniono - jak się dziś ocenia - błąd
wyburzając do cna budynki poprzemysłowe. Dziś w lepiej od naszego
rozwiniętych krajach takie obiekty wykorzystuje się adaptując je do celów
kulturalnych, usługowych a nawet mieszkalnych (galerie, kluby, dyskoteki,
hotele, biura i in.). Takie przykłady można znaleźć także w naszym kraju.
Niestety z niepokojem obserwujemy iż w naszym regionie w ostatnich latach
takich cennych obiektów ubywa w zastraszającym tempie. Instytucje i osoby
odpowiedzialne za taki stan rzeczy często przymykają oko o ile same nie
przyczyniają się do tych niszczących działań. Nie chcemy myśleć iż jedyną
pobudką destrukcyjnej działalności jest chęć zysku, sprzedaż ziemi na której
stoi cenny obiekt. Niestety, w powszechnej opinii i odczuciu społeczeństwa
właśnie tak jest.
Apelujemy do organów państwa: policji, straży pożarnej i prokuratury o pełne
wyjaśnienie okoliczności pożaru w zabrzańskim młynie i podanie ich do
publicznej wiadomości w jak najkrótszym terminie. Apelujemy do wszystkich
osób, których może to dotyczyć o pomoc w wyjaśnieniu sprawy, czy jest to
karygodne zaniedbanie, wypadek, czy przestępstwo.
Apelujemy do właścicieli zabrzańskiego młyna, a właściwie już gruntu pod nim
oraz do władz o wykorzystanie działki z poszanowaniem miejsca, tak by nie
powstał tutaj kolejny obiekt handlowy bądź inny nie przystający do okolicy.
Wznosząc jakikolwiek budynek należy nawiązać do nieistniejącego już obiektu.
Przykłady nawet z naszego miasta wskazują iż można wybudować nowy budynek
szanując architektoniczne tradycje Zabrza. Pamiętajmy jak mawiali starsi,
iż "zachowanie jest wiecznym tworzeniem".

Podpisy:
- Dariusz Walerjański, Muzeum Górnictwa Węglowego; Towarzystwo Opieki nad
Zabytkami Zabrze
- dr Tomasz Wagner, architekt, Wydział Architektury Politechniki Śląskiej
Gliwice
- prof. Marian Oslislo, prorektor Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach
- dr Jerzy Gorzelik, przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska
- dr hab. Barbara Szczypka-Gwiazda, kierownik Zakładu Historii Sztuki
Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach
- dr Piotr Muschalik, adiunkt na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach
- Marek Smuda, historyk, Ruch Autonomii Śląska, Zabrze
- Sebastian Woźniak, przewodniczący Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich
koła Bytom
- Jan Gustaw Jurkiewicz, Muzeum Górnictwa Węglowego; Stowarzyszenie "Pro
Futuro", Zabrze
- Ryszard Stecura
- Tomasz Bugaj, Stowarzyszenie "Pro Futuro", Zabrze




Temat: Polskie kolonie? Polacy lepsi od Niemców...
Polskie kolonie? Polacy lepsi od Niemców...
Polskie kolonie
Tygodnik "Wprost", Nr 1080 (10 sierpnia 2003)

Kilkanaście miejscowości we Włoszech, Austrii, na Węgrzech i Słowacji żyje
niemal wyłącznie z gości z Polski

Maso Corto we włoskim Tyrolu, Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w
hiszpańskiej Katalonii, austriackie kurorty Kaprun i Zell am See czy
węgierski Hajduszoboszló to właściwie polskie miejscowości. Utrzymują je
bowiem w znacznej mierze turyści z Polski. Właściciele hoteli, moteli i
pensjonatów zapraszają dla nich polskich artystów, a personel uczy się języka
polskiego. Już kilkanaście miasteczek we Włoszech, Austrii, na Węgrzech czy
Słowacji nastawiło się głównie na gości z Polski. Nic dziwnego, na Słowacji
Polacy są drugą po Czechach najliczniej reprezentowaną grupą turystów. I to
wcale nie najbiedniejszych. Z danych Szwedzkiej Izby Turystyki wynika, że
podczas wakacji w Skandynawii Polacy wydają więcej niż Niemcy.
- Hotelarze i restauratorzy, którzy nastawili się głównie na wczasowiczów z
Polski, nie odczuwają recesji. Polacy to bodaj najbardziej rozwojowa grupa
turystów. Zagraniczne miasteczka, w których mówi się po polsku, nie narzekają
na wyludnione plaże czy puste wyciągi - mówi Witold Bartoszewicz z Instytutu
Turystyki. - Samorządowcy i hotelarze zapraszają Polaków, bo mają dobre
doświadczenia z gośćmi z naszego kraju - opowiada Katarzyna Gałuszko z
agencji Testa PR, ściągającej polskich turystów do Włoch.

Maso Corto
- Na przyjazd do Polski, a potem przestawienie się na polskich turystów
namówił mnie cztery lata temu jeden z gości mojego hotelu. Teraz uważam, że
dokonałem najlepszego wyboru - mówi Sepp Platzgummer, współwłaściciel
kompleksu hotelowego w Maso Corto. Jak wspomina Franz Kurtz, wspólnik
Platzgummera, postawienie na polskich turystów wymagało przezwyciężenia
stereotypu Polka, który pije wódkę, kradnie w sklepach i pracuje na czarno.
Efekty propolskiej orientacji widać szczególnie wyraźnie w porównaniu z
sąsiednimi miejscowościami: w tym roku w Maso Corto wszystkie pokoje hotelowe
są zarezerwowane (80 proc. gości stanowią Polacy), zaś w pobliskim Vernago,
dokąd Polacy nie jeżdżą, wolnych jest połowa miejsc.
Od dwóch lat w Maso Corto organizowane są Dni Polskie. W tym roku naszych
turystów bawili tam polscy artyści: Reni Jusis, Norbi, Tercet czyli Kwartet
oraz Wujek Samo Zło. Specjały polskiej kuchni prezentował włoskim kucharzom
Maciej Kuroń z grupą pomocników. - Polacy gromadzą się w tych samych
miejscowościach wczasowych za granicą, bo w grupie, wśród swoich, czują się
pewniej. A kiedy dominują wśród turystów, nie są traktowani jak przybysze
drugiej kategorii - mówi Andrzej Zachwański, socjolog turystyki.

Hajduszoboszlo
Węgierski kurort Hajduszoboszló swój rozkwit w ostatnich latach zawdzięcza
głównie Polakom. Jak wspomina Beata Dombi, kierowniczka miejscowego biura
Thermal Tourist, na początku przyjeżdżały tam rodziny polskich robotników
zatrudnionych przy budowie cukrowni w pobliskiej miejscowości Kaba. W
ubiegłym roku tylko w lipcu i sierpniu spędziło tu urlop prawie 30 tys.
turystów z Polski. W Hajduszoboszló kelnerzy i recepcjoniści muszą
obowiązkowo nauczyć się przynajmniej kilkunastu zwrotów w języku polskim.
Wszystkie napisy w mieście oraz karty dań w restauracjach są dwujęzyczne:
węgierskie i polskie. Bezrobocie, które w tym regionie sięga 9 proc., dzięki
polskim turystom w Hajduszoboszló nie istnieje. Polacy zostawiają tu o 30
proc. więcej pieniędzy niż Niemcy i aż o 70 proc. więcej niż Węgrzy - wynika
z tegorocznego raportu Węgierskiej Izby Turystyki. - Polscy turyści mają
niespotykaną u innych cechę: jeśli okaże im się serdeczność i zrozumienie,
następnego lata wracają. Tymczasem na przykład Niemcy wolą co roku bywać w
innej miejscowości - mówi László Sóvágó, burmistrz Hajduszoboszló.

Santa Susanna
- O miejscowości Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w Katalonii mówi się
jako o śląskiej kolonii w Hiszpanii. Od sześciu lat odbywają się tutaj
coroczne Schlesiertreffen (śląskie spotkania). Ich inicjatorem jest Peter
Poloczek. Tegoroczne spotkanie Ślązaków prowadziła aktorka Aldona Orman, a
uczestniczyło w nim ponad 1000 osób.

Piotr Krzyżanowski

Pełny tekst ukaże się w najbliższym numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży
od poniedziałku 4 sierpnia.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 171 rezultatów • 1, 2, 3
    Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex