bjki on-line

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: bjki on-line




Temat: Nieudana premiera opowieści z Broadwayu
> Toż właśnie "A Chorus Line" jest w czołówce najdłużej granych
musicali na
>
Broadwayu!

Na Brodwayu może i tak, ale W Capitolu spektakl ten zejdzie z afisza
maksymalnie po 40 spektaklach. Może się
założymy...?

I
> jakim cudem "zatęchły pseudoteatrzyk", "bez żadnego pomysłu na
teatr" robi
> przegląd piosenki
aktorskiej,

Ano takim cudem, że PPA to samograj, na który bez względu na poziom
i tak ktoś zawsze przyjdzie. Poza tym to, że Capitol użycza swojej
sceny PPA nie świadczy o tym, że go
organizuje...

> Aha, to niech Pan Czechofil sprobuje kupić bilet na
Chorus :)

To samo było ze "Swingiem", a teraz próżno szukać tego spektaklu w
repertuarze Capitolu. Jak "Chorus line" bedzie szedł co najmniej
pięć sezonów, to wtedy możemy zacząć rozmawiać o powodzeniu tego
spektaklu. Chciałbym przypomnieć, że "Skrzypek na dachu" był grany w
Teatrze Muzycznym i jeszcze za czasów Capitolu przez 16 lat (zawsze
przy pełnej frekwencji) i gdyby nie obstrukcja p. Imieli byłby na
afiszu do dzisiaj. Został zdjęty tylko dlatego, że "pan dyrektor"
nie był w stanie znieść powodzenia tego spektaklu w swoim
teatrzyku...

> A Capitol co niby robi? Wieczorem wystawia, czy wcale nie
wystawia? "Dziwnym
> trafem" np. Pewien maly dzien ma super recenzje!

Wolne żarty! Teatr Muzyczny - Operetka Wrocławska grał w miesiącu
nawet 12 spektakli dla dzieci i to co najmniej trzy tytuły naraz!
Nawet nie porównujmy tego z obecną
mizerią!

> Hahaha. Każdy weekend to święto, faktycznie. Plus bajki w środku
tygodnia.

J/w. Za starych, dobrych czasów w teatrze leciało ponad 20
spektakli miesięcznie. To, co jest teraz to jakiś żałosny ochłap, do
tego mocno
nieświeży...

> Ta. Ja kocham cię, ty kochasz mię. Och, muśnij wąs, i pójdźmy w
pląs.
> Rzeczywiście ubaw po
pachy.

Wolę (i nie tylko ja) taki ubaw, niż postmodernistyczny chaos,
spektakle pełne wulgaryzmów i pseudointelektualnych wywodów. Teatr
muzyczny ma mnie rozbawić, a nie powodować rozdrażnienie i
degustację...

> W ogóle muzea i skanseny mają niezaprzeczalną wartość edukacyjną i
> wspaniale, że
istnieją.

Czy muzyka barokowa też jest skansenem? A jazz, który isnieje też
już prawie 100 lat również? To ja wolę takie "skanseny" niż...
Opisałem to już
wyżej...

Ale czy to automatycznie oznacza, że Capitol musi grać operetki?
Nie
> ma miejsca we Wrocławiu na
musicale?

Automatyzm nie ma ze sztuką nic wspólnego. Ale to nie oznacza, że
Wrocław ma być pozbawiony operetek, bo nagle paru ignorantom na
stołkach w magistracie tak się przyśniło. Poznań, Łódź i Kraków mają
teatry operetkowe (które grają też misicale!), a Wrocław ma teatr
autorski p. Imieli (jakaś trzecia droga?) utrzymywany z pieniędzy
podatników. Czyżby to była jedna z form słynnego dynamizmu naszego
miasta...?

> Emeryt nie ma prawa się bawić na Swingu na
> przykład? Musi z biletem dostawać trącące myszą filcowe
kapcie?

Jakoś nie widzę "Swingu" w październikowym repertuarze, czyżby
frekwencja siadała? A może są problemy ze skompletowaniem składu,
który ma lepsze chałtury (szczególnie muzycy) gdzie indziej? Poza
tym dlaczego emeryt ma byc pozbawiony możliwości oglądania operetek?
A może on lubi filcowe kapcie? Może dajmy mu jednak
wybór...?

> ? Ratunku... jak
> tak, to ja nie chcę być
emerytem.

A to już twój prywatny
problem...






Temat: Co zrobić z katowickim rynkiem?
Gość portalu: mirr napisał(a):

> Je?li Rynek w Katowicach ma stanowić rdzeń nowego centrum z prawdziwego
zdarzen
> ia, konieczne jest przywrócenie temu miejscu funkcji wła?ciwych rynkowi
miasta
> wojewódzkiego (handlowo - usługowo - gastronomiczno - rekreacyjnych przy
jednoc
> zesnej rezygnacji z funkcji komunikacyjnych).

Nieprawda, nieprawda, nieprawda.

> alne) miasta pozostanie na zawsze przede wszystkim centrum przesiadkowym i
miej
> scem, w którym czas spędza się jedynie w oczekiwaniu na tramwaj.

I własnie to jest w Katowicach piękne. Po co jakiś rynek nie wiadomo z jakiej
bajki? Przecież Katowice to miasto nowoczesne, rozkwitłe na początku XX wieku,
gdy w centrum już nie było wiejskiego handlu, typowego dla rynków z wieków
wcześniejszych. Katowice de facto nie mają Rynku - to miejsce po prostu jest
centralnym punktem komunikacyjnym i nie ma potrzeby tego zmieniać. Puszczenie
tramwaju "na upartego" pod ziemię nieczego nie załatwia - tu krzyżują się linie
komunikacyjne wschód- zachód i północ - południe. Jakim kosztem miałoby się
odbyć ich przecięcie? Jedną pod ziemię, drugą zachować na powierzchni? A którą
pod ziemię, bo chyba nie obie? Tramwaj zasilany z górnej sieci wymaga bardzo
wysokiego tunelu - prawie 5 metrów. Kupa kasy, chociaż realne do wykonania.
Gorzej z linią północ, południe, a ta właśnie na "rynku" króluje. Od południa
ostre wzniesienie , od północy rzeka. W Polskim wykonaniu grozi powódź w tym
wykopie byłaby kilka razy do roku, i obowiązkowe wstrzymanie ruchu. Wiadomo, że
coś może być sknocone tak jak sknocone zostały nowe inwestycje komunikacyjne w
mieście - autostrada A4 z fatalnie rozwiązanymi węzłami, gdzie dzień w dzień
tworzą się poważne korki i zdarzają groźne kolizje. Jeszcze pewno podżyjemy z
zalewaniem tunelu pod rondem (tego którego jeszcze nie zbudowano). A tu już
Rynek itp itd. Najpierw proponuję wziąć się za wszystkie cudne kamienice w
śródmieściu i przywrócić im dawny blask, a koszmarne fronty Zenitu, Spodka i
Domu Prasy odświeżyć i zmodernizować aby współgrały z secesyjną zabudową w
okolicy. Tramwaje: Ten genialny i stale nowoczesny jako idea środek transportu
trzeba przywrócić do standardów światowych, przede wszystkim wymieniając
zniszczone, starozytne torowiska na nowe, wyciszone. Koniecznie niech to zrobi
firma z odpowiednim doświadczeniem i reputacją - pojechać w Europę, zobaczyć
jak to się robi a nie na wódkę. Uporządkować ruch pieszych, tramwajów i
samochodów wyraźnie wyznaczając ciągi piesze, pasy i oznakowując miejsca
kolizyjne, tak aby piesi nie włazili pod tramwaje z głupoty i zagapienia.
Podnieść i uporządkować przystanki - w kierunku Ronda możnaby przesunąc tak aby
nie ganiać z jęzorem do pasa między przystankami. Na koniec dopiero wymienić
tramwaje na nowocześniejsze modele...






Temat: Sieradz chciałby z Kaliszem
lublinczanka napisała:

> Nasz psychiatryk jest najlepszy i największy, gdyż patrzyłam na rankingi w
> rzeczpospolitej:))) na terenie psychiatryka jest klinika AK i filia i różne
> pierdoły, są w nim pacjenci z całej Polski. Nasze więzienie także jest
> najwięsze, o tym mówią m.in. w TV, powinieneś je zobaczyc:))) Tak w Lublińcu
> stacjonuje GROM i I puł specjalny oraz V batalion chemiczny.

No jeśli tak to OK ;-) Pozytyw ;-)

> DO L-ca bardzo
> czesto przyjeżdza minister obrodny, zdrowia czy transportu (obecni i byli,
> chociaz obecni byli dopiero raz) W Lublińcu jest biuro posła do
> europarlamentu,
> biura takich posłów są tylko w Warszawie, Krakowie, Bydgoszczy, Wrocłąwiu,
> Katowicach, Bielsku i Lublińcu!

To mnie akurat nie podnieca ;)

> Szybka kolej miała iść przez L-c, tylko wybory wygrał PiS:( A gdyby wygrała PO
> to ministrem transportu został by koleś z Lublińca (tak zapowiadało PO) i
> mielibyśmy wyremontowany odc. Lc-Czwa, dzięki czemu szanse na szybką kolej były
>
> by więsze, wróciły by tez do Lublińca pociągi EX, IRN, IC i międzynarodowe.

No cóż, z całym szacunkiem, w planach docelowych ta linia, o której piszę, to
nie ta bajka ;) W Lublińcu z racji Katowic jest bardziej linia towarowa ;-)
Linia kolejowa wschód-zachód, północ południe krzyżjue się koło Zd-Woli ;-)
I z tej krzyżówki jedziesz z Katowic do Gdańska albo do ... Berlina ;)
W zasadzie przypuszcam, że Wrcoław (to ich incjatywa) chce docelowo zrobić linię
szybkiej nowoczesnej kolei Wiedeń - Warszawa ;-) z rozgałęzienie na Poznań ;)

>
> Edyta Stein pochodzi z Lublińca. Papież JPII gdy ją beatyfikował wspomniał o
> Lublińcu, L-c był jej ukochanym miastem.

Zapewne, ale wcześniej twierdziłaś że się urodziła, a sprawa wygląda tak:

"Edyta Stein (św. Teresa Benedykta od Krzyża, ur. 12 października 1891 we
Wrocławiu - zginęła ok. 9 sierpnia 1942 w obozie Auschwitz) - Żydówka z
pochodzenia, obywatelka Prus (później Niemiec), filozof, karmelitanka bosa.

Beatyfikowana (1 maja 1987), kanonizowana (11 października 1998) i ogłoszona
patronką Europy (1 października 1999) przez papieża Jana Pawła II. W Lublińcu,
który był jej ukochanym miastem, znajduje się Muzeum św. Edyty Stein."

Tak więc związek patronki jest, na zasadzie sentymentu ;)

>
> Apropropos Sieradza... czy to prawda, że Sieradz i Zduńska to tak samo jak ZG-
> GW, Czestochowa-Lubliniec, Słupsk-Koszalin???

Zapewne tak ;) Sprawa tych animozji jest spowodowana:
1. kompleksem zd-woli związanej z historią (to tak jak kompleks USA w stosunku
do reszty świata)
2. Podobną wielkością miast leżących bardzo blisko siebie (15 km)
3. Walką o województwo za komuny gdzie Zd-Wole też chciała, ale z racji historii
stolica wylądaowała w Sieradzu.

Osobiście jestem zwolennikiem zasypywania waśni i uprzedzeń - w celu współpracy
a nawet kiedyś duo-miasta (jak trój-miasto) ;-) wtedy potencjał jest na poziomie
100 000 mieszkańców jak nie lepiej ;)

>
> Sieradz gdy został wojewóztwem (w latach 70tych) miał mniej mieszkańców od
> Lublińca:P:P:P:P:P

Gdy Sieradz był Stolicą Księstwa Sieradzkiego w Lublińcu stał domek rekraacyjny
;), zresztą wiele miast, które dziś są większe od Sieradza kiedyś za czasów
Księstwa Sieradzkiego otrzymywały w ramach tego Księstwa prawa lokacji miasta,
tak np. jest z Pabianicami ;)

>
> moniczko, Lubliniec leży koło Czestochowy a dokłądnie między Częstochową a
> Opolem.
>
> Życze Kaliszowi aby przestał być mylony z Kaliszem Pomorskim:)) A czesto sie do
>
> zdaża. W końcu wy jestescie K-sz Wlkp.
>
> pzdr dla Sieradza, który lubie:))) Znam z Sieradza pare osób, które to chodzi
> na studium do Lublińca :)

Studiowałem w Cz-wie, ale jakoś do Lubińca mnie nie wywiało ;-) Ale pozdrawiam
lubliniec ;)




Temat: ceny biletow kolejowych i rezerwacje
www.indianrail.gov.in/
Najpopularniejszy i tani jest sleeper class. Wyżej jest first class i trzy klasy
AC (klimatyzowane). Jezdziłem tylko sleeperami, to wygodny i fajny sposób
podróżowania (wygląda jak niższa klasa ukraińskiej kuszetki). Miałem do
czynienia jeszcze z seating class ale gdy podróż trwa powyzej 10 godzin nie ma
sie co mordować. Na klase "siedzacą" też lepiej zarezerwować bilet, zawsze jest
tak dużo ludzi, że można sobie postać całą podróż.

Nie dostaniesz biletów z dnia na dzień, na niektóre trasy trzeba rezerwować z
dużym wyprzedzeniem (nawet kilkutygodniowym), jesli zdobędzisz niski numer na
waiting list(kolejke sprawdzasz w podanym linku), to jest szansa na dostanie
biletu, bo ludzie rezygnują nawet w ostatniej chwili.

W przypadku gdy udało się złapać mniej miejsc, można spać na jednym łózku
(chociaż wąskie), wtedy nalezy dogadać się z konduktorem (info z drugiej ręki).
Jeśli podróżujesz z dziewczyną, a okaże sie, że łózka macie daleko od siebie,
mozna wymienić się miejscami ze współpasażerami ale koniecznie należy wspomnieć,
że to twoja narzeczona lub jeszcze lepiej zona. Wtedy bez problemu załatwisz
sprawę, w innym przypadku takie pary Hindusi mają po prostu gdzieś (lepiej tez
mówić tak gdy spicie w jednym pokoju, oszczędza to wypytywania, niezdrowej
ciekawości, a dziewczynie często nagabywania przez jurnych tubylców). Juz
kilkakrotnie byłem tam zonaty :))))

Wracając do tematu. Nie wiem jak ludzie rezerwują bilety z Polski (dopytam
znajomych) ale pewnie przez biura podrózy lub przez znajomych w Indiach. Na
stronie jest tez mozliwość rezerwacji on-line i płatności kartą kredytową,
słyszałem jednak o jakichś trudnościach, może akceptuje się tylko karty
kredytowe wydane w Indiach? Warto się zorientować co do tej opcji, nie chcę
wprowadzić nikogo w błąd.

Jesli ktoś rezerwuje bilety juz na miejscu w Indiach to z kolei odradzam
korzystanie z biur podrózy, tam i tak korzystają z podanej już strony wciskając
rózne bajki, a przy tym płacisz prowizję. Lepiej samemu pójść na stację i
załatwić sprawę. W większych miastach np. w Delhi jest osobne miejsce dla
turystów, gdzieniegdzie można spotkać tylko osobne okienka dla westów.

Jest coś takiego jak "tourist quota", która w teorii jest pulą biletów
przeznaczoną dla zagranicznych turystów. Mozna się wtedy na nią powołać ale
opłata jest wyższa niż normalnie (i tak koleje są nieziemsko tanie).

Kupione bilety zawsze mozna zwrócić, bodajże do 24 czy 48 godzin przed odjazdem
nie ma opłaty manipulacyjnej (w tourist offisach czy foreign offisach ponoć
zawsze sa), pózniej im bliżej do wyjazdu tym mniej mozna odzyskac z biletu.

Na zakończenie: podrózowanie koleją to jedna z fajniejszych rzeczy w Indiach,
poznaje się super ludzi, zjeść można rózne specjały (w pociągu co chwile ktoś
coś sprzedaje, od zarcia po swiecące na kolorowo plastikowe pistolety). Sleeper
to jest klimat!!

pozdr.
p.




Temat: akt notarialny - wspolnota
Drogi abc121!
Sądząc po Twych postach - jesteś biegły w prawie. Może zaproponujesz jakiś plan
działań formalnych, które pozwolą nam na przecięcie związków z SBM i szukanie
firmy, która będzie tą wspólnotą administrować?

Do tej pory byłem przekonany, że NIE MOŻEMY zrezygnować z dotychczasowego
sposobu administrowania. Jeśli to była BAJKA - to czuję się mocno rozczarowany,
żeby nie powiedzieć OSZUKANY. I pewnie można obliczyć, ile kosztowałoby
funkcjonowanie wspólnoty w porównaniu z funkcjonowaniem SBM. Wątpie, by koszty
wspólnoty były wyższe.

Chyba powinniśmy doprowadzić do stanu, gdy osobom, które są przewłaszczone nie
grożą żadne dalsze kłopoty związane z roszczeniami Banków i historią - jak np.
zajmowanie konta SBM przez komornika, by spłacać wierzycieli SBM...

Naszym celem powinno być doprowadzenie do administrowania obiektem na wyższym
niż dotąd poziomie (warto określić minimalne wymagania dotyczące np. czasu
usuwania usterek)i starania zmierzające do rozsądnego gospodarowani kosztami.

Mam kilka pytań - pewnie naiwnych - co nie znaczy, że mało ważnych:

1. Jeśli rzeczywiście może (mogła od dawna) powstać wspólnota - to SBM będzie
partycypować podczas zebrań zgodnie z posiadaniem nieprzewłaszczonej
powierzchni?

2. Czy Wspólnota może podjąć decyzję o otwarciu przetargu czy innym sposobie
wybrania innego podmiotu do administrowania nami, określić warunki i
zaakceptować firmę z zewnątrz?

3. Jakie kroki powinny być podjęte, by zebranie Wspólnoty mogło się odbyć - kto
powinien je zwołać, itd. - i jak to się ma do członkowstwa w SBM? Czy po prostu
grupa właścicieli powiadamia resztę - w oparciu o jakie normy prawne działa?
Czy jest szansa, by ktoś ze znających się na prawie zajął się przygotowaniem
formalnym takiego przedsięwzięcia? Zagrożenia związane z roszczeniami są
realne - i w pewnym momencie zostaniemy postawieni przed faktem dokonanym
(Syndyk, itd.) Kiedyś i tak trzeba będzie szukać sposobów na przeorganizowanie
administrowania. Po porostu nie stać nas na finansowanie tylu etatów - przy
takiej ściągalności czynszu. Pewnie działania administartora z zewnątrz byłoby
tańsze - choć nie działałby tylko na naszą wyłączność.

Jeśli np. wspólnoty ZZ będą zadowolone ze swego administratora - to jesteśmy
tak blisko, że możemy równie dobrze wykupić usługi w MA - wszystko to kwestia
umów. Jeśli oni są dobrze zarządzani i mają firmę działającą TU, negocjującą
warunki z dostawcami też tu, itd. - to może u nich kupić te usługi i tyle?
Chciałbym być profesjonalnie obłsugiwany - a nie biegać i się prosić (co
więcej - często bez skutecznie) - mimo, że nasz czynsz jest wyższy...

4. Jak ma się administrowanie nieruchomością przez Wspólnotę/firmę przez nią
wybraną/do scenariusza z wejśiem Syndyka? Rozumiem, że Syndyk zarządza upadłym
majątkiem SBM i jeśli SBM nie administruje, nasze pieniadze płyną do konto
wspólnoty - to nic nam nie grozi?

5. Czy ktoś może napisać jak to się robi gdzie indziej? Jak czytam, że na ZZ
mają dostęp on-line do raportów miesięcznych, że mogą sobie sprawdzać stan
zadłużenia, i mieć rzeczywsity wgląd w zarządzanie ich pieniędzmi - to nie
posądzając nikogo o złą wolę - mogę tylko powiedzieć, że u nas się to nie udało
od kilku lat już. Czemu nie mamy postarać się, by tak sie nie stało?

Wszystko to ma sens - jeśli JESTEŚMY wspólnotą. Jeśli - tak - to na pewno
najbardziej niefrasobliwą i trwającą w błogiej nieświadomości

A więc - uczeni w prawie - piszcie...



Temat: koniec kariery z cityrunnerami
Gość portalu: STUDI napisał(a):

>
> Tyle ze popatrz co dzis sie dzieje na Al. Kosciuszki. Ta trasa juz ma
> wyczerpana porzepustowosc. Dlugie wagony musza oznaczac rzadsze kursowanie.

No to chyba właśnie dobrze, nie?!?! Dłuższe wagony = rzadsze kursowanie =
mniejsze blokowanie się wagonów na światłach! Poza tym, weź pod uwagę, że
obecne Citki mają pojemność (z grubsza) taką jak dwuskład osiemsetpiątek. A u
nas na wszystkich liniach jeżdżą takie składy! Wciskanie pasażerów do
mniejszych wagonów to sadyzm, a zagęszczenie częstotliwości to duże koszty
(motorniczy!). Poza tym nie wyobrażam sobie zwiększenia częstotliwości na al.
Kościuszki!

> Wedlug mnie dlugie tramy to na trasach gdzi emalo przystankow i tory
> wydzielone. Czyli 10, 8,
> 13.
Chyba 14?
Na Kościuszki też są tory wydzielone. Część przystanków należałoby wyrzucić
(piasałem już kiedyś o tym), Na Piotrkowskiej - pas ruchu dla tramwajów. I już
mamy 4 linie w iekszości "wydzielone, nieźle nadające się na "szybkie".
> Moze nalezaloby przemyslec uklad komunikacyjny i lepiej wykorzystac AL.
> Politechniki.

Może. Tyle, że większość pasażerów jedzie z osiedla do okolic al.
Kościuszki/Centralu. I podstawowe potoki pasażerow kierują się tam i trzeba ich
obsłużyć.
> Ich
> > obłożenie jest tak duże, że spokojnie mogłyby jeździć tam tramy pięcio i
> > siedmioczłonowe. Oczywiście sprawa leży (i to we wszystkich możliwych
> > znaczeniach) też w torowiskach, ale to inna bajka. Jeśli na te 9 lini udał
> oby
> > się wymienić tabor przez te 15 lat to byłby to cud! Jak Ci mało to można
> > dopisać także Łódzki tramwaj regionalny czyli połączenie 11, 41 i 45. No i
> w
> > przypadku przedłużenia 9 na Olechów również i ta linia byłaby z
> pewnością "pod"
>
> Tramwaj regionalny prdeze znikna tramwaje podmiejskie - w przypadku linii 41
> mpoze to nastapic w najblizszy sylwester.

Przecież mówimy tu o planach raczej długoterminowych.

> > długie wagony. Czyli 10 z 15 lini (i to te 10 o największych
> częstotliwościach)
> > .
> > A w weekendy i poza szcytem po to tramwaje jeżdżą rzadziej, aby w miarę
> > optymalnie wykorzystać wagony.

> Tak tyle ze mala czestotliwosc przy koniecznosci przesiadek zniecheca. Tu
> nacikalbmy na wariant krotsze ale czesciej!!!!
To jest kwestia zgrania rozkładów. Jeśli z tramu X zawsze będziesz miał wygodną
przesiadke na tram Y to nie bedzie problemu. Poza tym:
1. W weekendy mogą sobie spokojnie kursować 805tki. jeszcze przez dłuugi czas
będzie ich wystarczająco
2. Więcej kursów to większe koszty, a ktoś tu mówił o oszczędnościach (p.
Dziwisz)

Generalnie rzecz w tym, że przy małych ilościach pasażerów tram zaczyna być
droższy od autobusu. Żeby być opłacalnym musi zabierać pewną ilość ludzi.

> Ewentualnie po godzinach szczytu
> > można "podmieniać" wagony na krótsze, ale to raczej gierka niewarta świecz
> ki.
> > Dyskusja tego samego typu co przy minibusach - owszem, znalazłoy się dla n
> ich
> > zastosowanie, ale są znacznie bardziej palące potrzeby.
> > A dowodem, że 805 jak będzie musiało to wytrzyma można mnozyć. Wystarczy
> > wspomnieć o tramwajach warszawskich - nie ma innych to stare wytrzymują, c
> zy
> > też słynnej lini 38 w GOPie obsługiwanej Nkami mającymi już ponad pół wiek
> u.
>
> 38 w Zabrzu to raczej linia zabytkowa. Krociutka trasa na uboczu.
Może i na uboczu ale jakoś służy, bo nie ma innego wyjścia.



Temat: TP SA a Nesotrada, czyli jest ale NIE MA....
TP SA a Nesotrada, czyli jest ale NIE MA....
Jestem juz uczulony na TP SA i dziwnie nietrafiona reklamę, "Zrób sobie
prezent na Święta", otóż głównym nietrafionym elementem reklamy jest to że
kojarzy się ze Świętami Bożego Narodzenia, w powinna... chyba z Wielkanocnymi
(no chyba że z Wigilią za rok....). Ale zaraz, zaraz, od początku. Telefony
namawiające na usługę Neostrada zaczęły się w lipcu. Było ich kilka, każdy
był przekonujący i miły głos zawsze wysyłał do biura TP bo już na pewno mogę
odebrać modem Neo. Nie mogłem, a pracownicy mówili wprost: "oni dzwonią z
Warszawy, nie wiedzą jak jest w Kielcach z portami". Czekałem i czekałem.
Minęła promocja wakacje za 1zl, mój zapał też minął(wiadomo, przyjemniej się
coś kupuje, jak jest jakiś gratis). W październiku znów zgłosiłem chęć
zamówienia usługi. Oczywiście zamówienie zostało przyjęte w Kielcach, miła
Pani z Warszawy dzwoniła nadal, ale słuchałem Jej ze skupieniem równym temu z
jakim słucham bajek przez telefon, za każdym razem znów podawała nieprawdziwe
informacje że modem już jest(to prawda), że wszystko będzie działać jak tylko
odbiorę modem(ojjjj, nieprawda, ale Oni z Warszawy nie wiedzą jak jest w
Kielcach z portami...). Modem odebrałem 19 listopada. I do dziś (28.XII)
miga, tylko miga. Nie świeci, tylko miga a to znaczy że usługa jest
nieaktywna, linia nie skrosowana, port nie przyznany. Moje wizyty w
telepunktach, telefony na błękitna linię(równie błękitną jak bezkres oceanu w
którym giną moje pytania pozostawiane bez odpowiedzi), a także wizyty w
Biurze Obsługi Klienta na Targowej są nieskuteczne. Jedyne co wiem to że
będzie działać jak pojawią się możliwości techniczne. Kiedy, tego nie wiedza
w żadnej placówce z logo TP SA, takim samym jak mam nad migającą diodą na
modemie NEOSTRADY. Po co więc wspaniałe TP S.A. reklamuje w TV usługę
Neostrada nie potrafiąc zapewnić jej chętnym. Czekam 3 miesiące na aktywacje
tej usługi. Reklamy wciąż są puszczane w TV, a usługa u mnie, zdecydowanego i
czekającego już 3 miesiące nadal nie działa. Dlaczego TP S.A. promuje coś,
czego nie może uruchomić zdecydowanemu klientowi? Po co szuka nowych
klientów, nie mogąc zadowolić tych których już skusiła ta reklama. Święta
minęły, migają lampki na choince, miga dioda w modemie Neostrady dostarczonym
przez TP S.A., a hasło „Zrób sobie prezent na Święta” z choinką w tle, jakoś
dziwnie się teraz zdezaktualizowało. Prezent zrobiłem, ale czy sobie???
Zamówiłem usługę 3 miesiące temu, w promocji „miesiąc za 1 zł”. Nie płacę
obecnie abonamentu, czekam na ten promocyjny miesiąc. Po co reklamujecie coś
czego nie macie???
Czy ktoś jeszcze jest zawiedziny postępowanie TP SA związanym z dostępem do
internetu?? Wpisujcie się.



Temat: Telewizja Kablowa Kielce - co sądzicie o niej ?
A ja traktuję TKK jak odstresowywującą rozrywkę i na prawdę świetnie się bawię
(podobnie traktuję i TV TRWAM ale to inna bajka).

A pomysły jakie się w niej pojawiają są na prawdę rozkoszne. Przykładowo:

-Ktoś latem wpadł na pomysł żeby w TKK zrobić konkurs tematyczny. Tematem była
Bydgoszcz; tak więc z przyjemnością obejrzałem sobie konkurs wiedzy o
Bydgoszczy wsłuchując się w pytania na które ani ja (nigdy w Bydgoszczy nie
byłem), ani większość konkursowiczów nie znała odpowiedzi.

Obecne konkursy są też nie najgorsze tematyka co prawda się zmieniła (jest
ogólna,a ja nie doczekałem sie na konkurs wiedzy o Koluszkach, Jastarni czy
Nowym Targu)ale zabawa nie mniejsza. Na większość pytań prowadzący program
odpowiadają za konkursowicza natychmiast po skończeniu pytania. I jak tu nie
brać udziału?

-W nowej ramówce TKK pojawił się program "Rozmowy o warzywach" (albo coś
takiego; wymyślony przeze mnie tytuł w pełni oddaje tematykę). Redaktor
naczelny WSP W. Burzawa podejmuje w nim jakiegoś gościa którego upracie tytuje
doktorem i rozmawiają: o bobie (zajadając w międzyczasie bób więc z artykulacją
mają spore problemy i zrozumieć ich trudno), o ogórkach, pomidorach, a w
najbliższy piątek czy czawrtek tematem będzie papryka. A rozmowy są na prawde
pasjonujące (oczywiście gdy uda się zrozumieć o czym mówią w przerwach między
przerzuwaniem "tematu dnia") okazuje sie na przykład, że "bób był już zanany za
czasów faraońskich (sic!), a ziarna tej rośliny wkładano zmarłym w dłoń lub
usta żeby mieli czym zapłacić za podróż przez Styx". A ja głupi zawsze
myslałem, że ciek wodny o nazwie Styx pochodzi z mitologi greckiej, a zmarłym w
usta wkładano monety dla Charona.

- Kolejny program z nowej ramówki: "bez cięć, bez montażu, bez komentarza". I
kolejna zabawa bo wbrew tytuowi cięcia są, montaż (choć kiepski) jest, a
komentarz - choć go nie ma - to by się bardzo przydał bo kiedyś przez 15 minut
oglądałem jak około 10 osób wpatruje się w jakąś mętną wodę i wystającą z niej
linę zanim załapałem ze to materiał z wyciągania wraku Pantery z Nidy.

- No i na koniec "Wydarzenia Tygodnia" alias "Kielecki Tydzień". Dziennikarze z
kieleckich mediów (w tym i z GW) komentują razem z redaktorem naczelnym TKK co
stało się w minionym tygodniu. Komentarze są co prawda miałkie (dziennikarze
prześcigają się nie w komentowaniu a promowaniu własnych redakcji) za to WSP W.
Burzawa bryluje forsując jako tematy dyskusji własne (prywatne względnie
społeczne) przedsięwzięcia jak na przykład Walkę stowarzyszenia, do którego
należy o nietworzenie na ul. Zamkowej knajp ni kawiarni. Etyka i obiektywizm
pełną gebą.

Reasumując. TKK to na prawde dobra telewizja i oby zachowywała ten poziom jak
najdłużej (niżej zejść się niestety nie da chociaż kto wie?) dostarczając nam
rozrywki i radości przy której Monty Python jest godnym żałości sitcomem.



Temat: Jak rozkodować cyfrę+???
kalinowski11 napisał:

> Znam trochę, jak to ślicznie ująłeś, "pomiotu" wykształconych inteligentów .
> Dasz wiarę , "pomiot" inteligencki też kradnie. Spotkałem też wielu ludzi
> bez wykształcenia, którzy byli uczciwi aż do bólu. Moim zdaniem poziom
> uczciwości nie zawsze jest proporcjonalny do poziomu wykształcenia.
> Pozdrawiam .
>

Wyksztalceni ludzie kradna ("dokladaja" do pensji - nie moga
wymawiac "R" mowia "L") inteligentnie, wpierw zmieniaja prawo aby
mialo dziury jak ser szwajcarski, a pozniej je legalnie wykorzystuja
aby krasc miliony dolarow i byc nietykalnie uczciwym ......

To tylko ci nie wyksztalceni daja sie zlapac bo byli za glupi aby
robic to legalnie, a co najgorsze to zlapali ich na "drobiazgach" ...

Prawdziwy zlodziej sie smieje codziennie jezdzac innym wlasnym samochodem.

Np. CELNICY nie kradna tylko albo biora lapowki albo zatrzymuja nie
zadeklarowane towary, z czegos musza "przezyc"!

Tu masz przyklad kradziezy: ubezpieczenia sprzedajace polisy i ich nie
wyplacajac, lekarze opowiadajacy bajki pacjetom o nie istniejacych
chorobach, pijani lekarze leczacy pacjetow, dentysci instalujsacy plaby z
rtecia, adwokaci liczacy czas nie uzyty na ta sprawe, DON KING "i
mecze bokserskie", wyscigi konne gdzie jokeje dostaja instrukcje kto
ma wygrac, sportowcy "na sterydach", mechanicy samochodowi liczacy
czas za nie zrobione naprawy, Gaz "bez kalorii" bo "wdmuchuja
powietrze", przestawianie kalibrowania pomp benzynowych albo "dmuchanie"
licznikow wiatarkowych benzynowych powietrzem (napelniasz tank samochodu
benzyna i weszlo jej wiecej do tanku niz wielkosc tanku) tania benzyna
z falszowanymi oktanami albo rozcienczana woda, benzyna "gazohol"
wprowadzana legalnie na rynek, alcohol przemyslowy rozlewany w butelki
jako pitny, mieso kangurow sprzedawane jako wolowina, opony FIRESTONE,
i BRIDGESTONE sprzedawane jako bezpieczne, firmy telefoniczne liczace
CZAS rozmowy od momentu wykrecenia numeru, albo od zaczetej minuty
(zamiast skonczonych minut polaczenia), firmy internetowe sprzedajace
przeciazona (zwalniajaca) linie, firmy komputerowe sprzedajace komputery
z uzywanymi czesciami, firmy komputerowe odmawiajace napraw
gwarancyjnych, serwowanie posilkow w restauracji z niedojedzonymi przez
innych klientow resztkami (u zabojadow to tradycja), reperowanie
samochodow "uzywajac czesci" ktore nie zostaly zainstalowane, zydzi
zmieniajacy nazwiska aby "brzmialy lepiej" (np. Sasza Stolzman na
Aleksander Kwasniewski) .... i jak zawsze politycy opodatkowujacy
obywateli, .... OCZYWISCIE oni wszyscy sa "legalnie uczciwi"



Temat: Al-Dżazira telewizją ogólnoświatową...co wy na to?
Tak się składa, że Al Jazeera to mój "konik". Cały licencjat, a teraz pracę
magisterską właśnie jej poświęciłam. W PAP-ie jest sporo przekłamań. Al Jazeera
nadaje po angielsku już od ponad roku. Baz telewizyjnych w całym świecie jest
też dużo ponad 30, a ekipa duuużo większa niż 300 osób! To świetnie, że świat
arabski ma wreszcie wolne medium. Ekipy są przeszkalane na najlepszych
dziennikarskich wzorcach CNN, zresztą nie od dziś Al Jazeerę nazywa
się "arabską CNN". Zachód wrze tłumacząc niewiedzącym, że to tuba propagandowa
Bin Ladena, ale to zwyczajna zawiść o wpływy i otwieranie oczu Arabom. To
Zachód bardzo boli.
Nie za bardzo chce mi się pisać o zaletach i wadach katarskiej telewizji (nie
mam czasu, jak zwykle), ale wydaje mi się, że zrobienie z niej telewizji
ogólnoświatowej, nie ma racji bytu. Nie przyjmie się. Z prostego powodu. Za
dużo mitów i stereotypów (mam tu na myśli spojrzenie na wojnę z arabskiego
pryzmatu, np. Afagnistan. Fox News dała taką plamę na honorze, że do dziś nie
może się z tego podnieść, a Al Jazeera pięknie podkręciła swoją medialność na,
notabene, najbardziej rzetelnym choć przerażającym materiale) na tematy
arabskie widzane oczami ludzi z innej strefy kulturowej. Bo to nie jest
telewizja - guide po świecie islamu. Nie. Ta telewizja pokazuje przerażającą
prawdę o istocie wojny. Kiedyś w Afganistanie, teraz - w Iraku. Nie każdy w
taki obraz wierzy, choć wojna to nie zabawa lalkami.
Moim zdaniem Al Jazeera świetnie sprawdza się w świecie arabskim. Nie sprawdzi
się natomiast w sensie ogóloświatowym. To nie ta bajka. Wtargnęła już i tak
dość mocno w epicentrum Zachodu budząc zawiść i oburzenie. To kosztowało ją
wiele (utraty najlepiej porozmieszczanych baz, fochy miejscowych oligarchów,
odcięcie kraników). Nie wiem czy to prowokacyjne zamierzenie czy realistyczne
wizje. Według mnie, taka PAP-owska interpretacja jest bardzo "na wyrost". Bo to
zwykła nadinterpretacja. To, że Al Jazeera jest znana, przynajmniej ze
słyszenia, już w wielu miejscach na ziemi, ma swoją stronę w języku angielskim
i uruchomiłaa linię sms-ową!, to według PAP-u jest ta inwazja ogólnoświatowa?
BO to świadczy o jej zasiegu w sensie ogóloświatowym. Ale to stało się nie
teraz! To dzieje się od kilku lat. Bez przesady.
Nie do tego stopnia, by zalać swymi informacjami (najlepiej po arabsku!) cały
świat! Nie dajmy się zwariować informacji medialnej, na Boga!

Puentując: dobrze, że każdy Arab ma dostęp do wolnej, arabskiej, swojskiej,
lokalnej (jak zwał tak zwał) telewizji. To świetnie. Ma swój pryzmat. Ma
możliwość. Jak jest mądry, to obliczy podzielność mediów przez dwa. A nawet
cztery. Nie musi być zdany na BBC, FOX czy CNN. Ma coś swojego. Nareszcie. Ale
Malezja to nie cały świat, na litość! Tam odsetek muzułmanów jest wystarczająco
widać wielki, by wreszcie otworzyć swój oddział. I to wszystko. Nie dajmy się
zwariować.

A dla zaciekawionych tematem: nawet w Warszawie można odbierać Al Jazeerę. Jest
też takie miejsce w pewnej knajpce, gdzie wiadomości z Kataru nadawane są non-
stop. Przy drinku można śledzić fragmenty z egzekucji. Bez urazy.



Temat: Szkolny wątek
Mam teraz "duza przerwe" i zamiast sjesty po stolowkowym obiadku wysylam Wam
kilka moich wspomnien. Osoby bardziej wrazliwe wechowo winny sie wstrzymac od
lektuAaach -"szkolo, gdy cie wspominam"...
Podstawowka jak i wielu z Was kojarzy mi sie z zapachem (?smrodkiem) oliwionych
na czarno podlog, ale jeszcze i rozmazanej na tablicy kredy a co najgorsze
scierki czy nawet gabki do wycierania tablicy. Dorzuccie do tego dolatujacy z
kuchni zapach przypalonego mleka i.... nieodlaczny aromat ciagnacy sie
skondensowana smuga za moja pierwsza nauczycielka i wychowawczynia az po IV
klase. Byla ona panienka w wieku 80 lat, kiedy po raz pierwszy zagonila nasze
stadko do swojej klasy. Niezmiennie ubrana na szaro lub czarno, z
mikroskopijnym siwym koczkiem splatanym z mizernego warkoczyka,
pokaznym "omszalym" nosem i...broda, na ktorej jak u zlej wrozki z
bajki "rosly" wlochate brodawki. A ten aromat to "soir de pissoir" - czyli
bardziej swojsko zapach siuskow.
Pierwszy dzien szkoly - przybrana w malowniczy "marynarski" granatowy mundurek
z obszytym potrojnie bialymi tasiemkami kolnierzem, z wielka biala motylowata
kokarda na czubku glowy wymaszerowuje na uroczyste rozpoczecie roku szkolnego.
Nie, Elzuniu, "tyte" zostawisz w domu - decyduje Mama. A coz to za "tyta"
zapytacie? To stara, slaska tradycja nierozerwalnie zrosnieta z pierwszym
krokiem do krolestwa wiedzy: tekturowy, bogato zdobny rog obfitosci wypelniony
po brzegi slodkosciami, ktore kazdy pierwszoklasista taszczy ze soba takiego
dnia do szkoly.
No, wiec poslusznie zostawilam "tyte" i poszlam, ale juz wkrotce na widok
innych dzieci, kazdego ze swoim rogiem obfitosci poczulam sie gorsza albo moze
tylko "inna" i serdecznie oraz donosnie rozryczalam z zalu. mama dowiedziawszy
sie, co jest przyczyna ryku jej dzieciecia pospiesznie pobiegla do domu i
szybciutko wrocila z "tyta", co uciszylo moj ryk i osuszylo lzy. Mmajercia (owa
malownicza i aromatyczna wychowawczyni mogla podjac "tresure".
Tak bowiem jak treser na arenie uzbrojony jest w bicz tak Majercia nie
rozstawala sie z linijka, ktora skwapliwie i systematycznie poslugiwala sie w
celu wpajania uczniom prawidel jezyka polskiego. Wiele z moich kolegow i
kolezanek ta droga dowiadywalo sie, ze do szkoly nie jedzie sie "banka" tylko
tramwajem a w zeszycie pisze piorem a nie "filokiem". Te i inne slowa z gwary
slaskiej byly odtad wyklete a na strazy tej zasady stala Majercia, zreszta
sama "krakowianka jedna" ( wiadomo:...miala linie z drewna...).
Ja natychmiast jakos stalam sie (niestety) ulubienica Majerci: moze dlatego, ze
mowilam bardzo prawidlowa, "literacka" polszczyzna, jako, ze oboje moi Rodzice
byli z pochodzenia "gorolami" w powojennej "wedrowce ludow" przeflancowanymi
naa slaski grunt.
Z ulubieniem przez Majercie kojarzy mi sie cierpienie zwiazane z koniecznoscia
znoszenia jej pocalunkow - klujacych od szczeciny wyrastajacej z brodawek i
pachnacych mieszanina amoniaku i zepsutych zebow..Znosilam je meznie az po
polrocze czwartej klasy, rekompensujac sobie te doznania radoscia z ksiazek,
ktorymi w prezencie przy byle okazji zasypywala mnie macierzynsko niewyzyta
wychowawczyni.
Kiedy bylam w czwartej klasie przeniesiono Majercie na nader zasluzona
emeryture, byc moze po tym, jak z nazbyt wielkim zapalem wykorzeniala gwarowe
nawyki u jednego z naszych kolegow - syna milicjanta.
Przez pare tygodni uczyla nas jeszcze Majercia religii a z tego co zapamietalam
z jej nauk to moglby jej "ojciec Rydzyk" conajmniej zapalic swieczke na swoim
oltarzu - przy lada okazji bowiem tlumaczyla nam, jaki to obrzydliwy i podly
narod - owi "Zydzi, co zabili Pana Jezusa".
W klasie czwartej nasi wychowawcy zmieniali sie jak w kalejdoskopie a od piatej
odziedziczylismy jako wychowawczynie inna krakowianke. Filoki i banki byly juz
wykorzenione, nowa Pani stanela odtad "na strazy naszej dziewczecej cnoty", a
narzedziem do jej w nas utrwalania stala sie odziedziczona po Majerci "enta"
juz linijka a po jej destrukcji rownie skuteczny "patyk" do wskazywania na
mapie (nowa "Pani" nie od parady byla geografka).
CD ewentualnie nastapi ;-P

ry.



Temat: Studia Techniczne w Żaganiu??????
jelmar napisał:

> Do kierunków mechanicznych potrzebne są podobne laboratoria,
> a do tego cala gama laboratoriów z materiałoznawstwa i mechaniki wszelkiej
> maści.
Napisałem już, że takimi dysponuje będące w trakcie "przebranżawiania" żagańskie
technikum mechaniczne. Posiadane wykształcenie upoważnia mnie do stwierdzenia,
że wyposażenie tej szkoły jest w zupełności wystarczające do początkowego
funkcjonowania szkoły wyzszej o profilu tej planowanej w Żaganiu. Zresztą jak
zapwewne wiesz, szkoła wyższa ma obowiązek prowdzenia działalnośi naukowej co w
niedługim czasie powinno zaowocować wzbogaceniem bazy o prace dyplomowe (jak by
się one nie nazywały) absolwentów.

> Kadra naukowa choćby była nie wiem jak dobra to tez nie gwarantuje
> poziomu nauczania, poziom ten zależy w większości od studentów.
Już tow. Lenin mówił, "że najważniejsze są kadry" :-) Ale tak poważnie, nie wiem
w jaki sposób studenci mogliby wpłynąć na jakość kształcenia? Czy bez najlepszej
kadry naukowej "Jgiellonka" byłaby tym czym jest? A studenci? I owszem -
kształtują koloryt miasta!

> Dużo lepsze
> wyniki mogła by dać poprawa kształcenia w szkołach średnich i studia młodzieży
> na znanych uczelniach państwowych (Wrocław, Poznań itd.), a żeby wracali
> właśnie do Żagania należało by stworzyć warunki które by ich do tego zachęcały.
Ba! Jakto zrobić? Czy nie uważasz, że powstanie żagańskiej uczelni nie byłoby
pierwszym krokiem do tego celu? Spójrz na takie miasta jak choćby Pułtusk, czy
Sulechów, które zabiegały o powstanie szkół wyższych. Jak sądzisz, po co?
Zresztą o i le siedzę w temacie ta w pułtusku uchodzi za jedną z najlepszych w
kraju! Wiem, wiem.. Powiesz, ze wjednym przypadku bliskość stolicy, a w drugim
bliskość Z. Góry. Na żagańskiej uczelni mogliby wykładać wykładowcy zarówno z Z.
Góry, ale także z Wrocławia ( dojazd - 2 godz. pociągiem), czy Legnicy (1 godz.
pociąciem) Dla porównania dodam, że mieszkam i pracuję we Wrocławiu i gdy mam
fart, codzienny dojazd do pracy zajmuje mi 50 - 60'!

> Co do kosztów studiów to jeśli będzie to szkoła prywatna to opłaty z pewnością
> będą wąchać się w granicach 300 zloty. Wiesz mi że za niewiele większe
> pieniądze da się utrzymać na studiach we Wrocławiu czy Poznaniu (w moim
> przypadku wygląda to tak: 200 – mieszkanie z opłatami, jedzenie około 2-4
> złoty
> dziennie, dojazdy na uczelnie 80 zloty miesięcznie, do tego na inne rzeczy
> około 150-250 zloty). Część z tych kosztów refundowana jest częściowo przez
> rozmaite stypendia(np. Mieszkanie, dojazdy) kiedy to wszystko podsumujemy
> wychodzi nam kwota dość podobna.

Gdzie Ty studiujesz! Myślę, że jeśli to ujawnisz, tegoroczni maturzyści
szturmować będą to miasto nieprzerwanie! :-)
Według mojego rozeznania (niedawno we Wrocku studiowała córka mojej kuzynki)
sprawy mają się tak:
1. Koszt zakwaterowania 300 - 400 PLN + opłaty! a więc de facto 400 - 500 PLN!
2. Dojazdy na uczelnię - zależnie od miasta - np. we Wrocławiu koszt studenckiej
sieciówki na wszystkie linie - 47 PLN.
3. Ciekaw jestem jak wyglądasz stosując dietę za 2- 4 PLN dziennie!? Toż pół
litra mineralnej kosztuje 1,50 PLN, a nienadające się do zjedzenia świństwo o
nazwie knysza, na dworcu głównym kosztuje 6 PLN!
4. A do domciu nie jeździmy? Doliczmy więc powiedzmy dwa rzy w miesiącu dojazd z
Wrocławia do Żagania i z powrotem, co przy uwzględnieniu zniżek studenckich daje
nam ok. 150 PLN miesięcznie.
Koszty xero, podręczników pomijam, bo trzebaby ponosić je na każdej uczelni.
Reasumując - opieram się na relacji mojej kuzynki - miesięczny koszt kształcenia
jednego studenyta poza miejscem zamieszkania ( wliczając w to skromne
kieszonkowe, powiedzmy 100 PLN) wynosi 600 - 800 PLN miesięcznie!

> Zupełnie inna sprawą jest tak zwane życie studenckie. Na prywatnych uczelniach
> praktycznie nie istnieje.
No też temat wart uwagi! Uważam, że powstanie w Żaganiu ośrodka akademickiego
ożywiłoby wiele dziedzin życia. Zapewne odżyłoby żagańskie kino, zapełniłyby się
lokale rozrywkowe (teraz chyba nazywa się to "kluby"), których tak naprawdę w
Żaganiu w tej chwili nie ma! A student, jak to student lubi się zabawić i zjeść,
a i dojechać z Żagania na "Kopernię" jakoś trzeba dojechać...
A co do renomy uczelni, to niestety, ale najpierw musi ona na to zapracować.
Jak? a to juz inna bajka!
Pozdrawiam!



Temat: Wrak okrętu może być groźny - uważa rosyjski ek...
Gość portalu: meerkat napisał(a):

> Prace nad Tu-144 rozpoczely sie wczesniej po ZSRS ze względów prestiżowych
> chciał wdrożyć niedopracowaną konstrukcję zbudowaną w oparciu o skradzione
> plany. Rzeczywiscie Francuzów, którzy ją dopracowali, wyprzedzili, i w
> konskwencji samolot jak się nie rozlatywał w powietrzu, to szybko po starcie
> wracał awaryjnie na lotnisko. NB: dlaczego Tu-144 przestała latac dziesiątki
> lat temu? ;)

Bajka o Tu-144 jako rzekomej kopii Conccorde'a jest bardzo rozpowszechniona,
podobnie jak historie pokrewne (AK-47 jako kopia niemieckiego MP-43,
czołg "Panther" jako kopia T-34 itp.). W rzeczywistości Tu-144 różnił sie
niemal wszystkim:

- silniki (nb. o wiekszym ciągu niż w Concorde, dzięki czemu Tu-144 miał nieco
lepsze osiągi dynamiczne) umieszczone były w jednym zespole z tyłu pod
kadłubem, natomiast w Concorde w dwóch osobnych zespołach pod skrzydłami; dla
ułatwienia - to trochę tak, jakby w jednym samochodzie silnik był z przodu a w
drugim z tyłu;
- profil płatów był całkiem inny - w Concorde krawędź natarcia miała płynny
kształt sinusoidalny, podczas gdy w Tu-144 była to podwójna delta z ostrymi
kątami załamania;
- inny był przekrój kadłuba (w Concorde owalny, w Tu-144 trapezoidalny);
- inny był system polepszania widoczności przy lądowaniu - w Concorde odchylał
się w dół sam dziób, w Tu-144 zać cała przednia część kadłuba, razem z kabiną
pilotów;
- inny był system stabilizacji podłużnej samolotów (Cocorde był balastowany
przez przepompowywanie paliwa, Tu-144 miał po prostu dodatkowe wysuwane
stabilizacyjne "wąsy" z przodu kadłuba);
- zupełnie inny był też wewnętrzny rozkład samolotów (rozmieszczenie
instalacji, przedziałów pasażerskich, bagażowych, zbiorników paliwa itp.).

Stanowiące podstawę do tworzenia legend pewne podobieństwo zewnętrzne samolotów
było po prostu wynikiem podobieństwa funkcji i wymogów aerodynamicznych. W tym
sensie Boeingi podobne sa do Airbusów i MD, którym jakoś nikt nie imputuje
plagiatorstwa. Teza o kopiowaniu Concorde'a jest zreszta o tyle niemądra, że
prace nad Tu-144 rozpoczeły się wcześniej, a prototyp oblatano na prawie rok
przed Concorde; czyżby zatem szpiedzy sowieccy byli tak sprytni, że wykradali
Francuzom i Anglikom plany zanim ci jeszcze je sporządzili?
W wycofaniu zaś Tu-144 nie ma nic tajemniczego - po prostu był on tragicznie
nieekonomiczny. O ile Concorde lata sobie rejsowo praktycznie do dzisiaj, to Tu-
144 wprowadzono z wielkim hukiem w 1978 r. na linię Moskwa-AłmaAta tylko po to,
by po dwóch sezonach natychmiast i po cichutku je wycofać - a skoro nawet w
breżniewowskim ZSRR coś zostało uznane za nieopłacalne, to można sie domyślać,
że pod tym względem musiało być naprawdę tragicznie :-D Dziś lata już tylko
jeden Tu-144 przebudowany na samolot doświadczalny w ramach wspólnego rosyjsko-
amerykańskiego planu badawczego.

> Na jakich to lotniskowcach lądowały sowieckie maszyny: Szóstej czy siódmej
> floty USA?

Pionowzloty stacjonowały na krążownikach
lotniczych "Kijew", "Mińsk", "Noworossijsk" i "Admirał Gorszkow", które zostały
wycofane ze służby we flotach Północnej i Pacyficznej w latach
dziewięćdziesiątych (ten ostatni, po przebudowaniu na klasyczny lotniskowiec,
ma zostać sprzedany Indiom, wraz z kilkunastoma samolotami Mig-29K). W chwili
obecnej jedynym rosyjskim lotniskowcem jest "Admirał Kuzniecow" wchodzący w
skład Floty Północnej, na którym stacjonuje ok. 30 samolotów Su-33, ok. 20
różnych smigłowców i kilka samolotów wczesnego ostrzegania Jak-44.

> Buran, to nie wahadłowiec: to zabawka, która nota bene nigdy i nigdzie nie
> poleciała.

Buran odbył jedną bezzałogową misję orbitalną w październiku 1988 r., w czasie
której testowano m.in. system automatycznego lądowania. Na tym faktycznie
program praktycznie się zakończył, gdyż zdychająca gospodarka sowiecka nie była
w stanie udźwigąć ogromnych jego kosztów. Z trzech wyprodukowanych egzemplarzy,
jeden stoi w muzeum, jeden w magazynach Roswoorużjenija i jeden jako
restauracja pod Moskwą :-D Obecnie reaktywuje się, we współpracy w USA,
niektóre elementy programu związane m.in. z rakietą nośną Energia".

> Zalecam sprzedaż rosyjskich samolotów al-Qaidzie (do misji samobójczych), a
> reaktorów typu Czarnobylskiego Iranowi i Korei Polnocnej.
> Ameryka będzie Moskwie naprawdę bardzo wdzięczna za te transakcje! :)

Ech, po co? Jak pokazała praktyka, dżihadowym gierojom starczają plastikowe
noże do masła, by zbombardowć Nowy Jork :-(

Pozdro



Temat: SEBASTIAN KULCZYK-nietykalny synek....
Do wszystkich
Wiekszosc powyzszych postow nie jest ani smieszna, ani powazna, ani obiektywna.
Jest natomiast zenujaca, niepotrzebna i momentami zdumiewajaca.
Opieracie swoje racje i opinie na artykule jakiegos szmatlawego pisma jakim
jest SE. Gazeta ta znana jest z idiotycznych, glosnych, prostackich artykulów
przedstawiajacych tania sensacje. Ten na ktory sie powolujecie z pewnoscia taki
jest.
Jakie sa fakty? Sebastian Kulczyk popelnil WYKROCZENIE drogowe. Przejechal
linie ciagla i spowodowal KOLIZJE drogowa (nie wypadek). Motocyklista nie
odniosl powazniejszych obrazen. Sebastian zaplacil 300 zl mandatu.
To wynika z artykulu SE. Z artykulow innych gazet, ktore zainteresowaly sie tym
malo ciekawym wydarzeniem jako reakcja na artykul SE, wynika ze zrobiono test
na obecnosc alk. we krwi.( nie wykryto).
Teraz pytanie: o co Wam chodzi ? W wiekszosci postow opinie dotyczyly zbyt
niskiej Waszym zdaniem kwoty mandatu. Taryfikator juz nie obowiazuje... Poza
tym jak zapewne wiecie z doswiadczenia - wiekszosc kierowcow i tak negocjuje
wysokosc mandatu ! Oczywiscie watpie zeby Sebastian Kulczyk negocjowal skoro
sam wyraza skruche i zaluje tego co zrobil. Po drugie - powolujecie sie na
rownosc obywateli/kierowcow wobec prawa. A jednoczesnie narzekacie ze "taki
bogaty a taki niski mandat dostal" - cos tu chyba nie pasuje. Skoro rowni to
rowni. I nie piszcie mi tu ze powinien dostac 1000 zl itp bo sami wiecie ze
nikt takich mandatow nie dostaje ze spowodowanie stluczki.
Sebastian Kulczyk w swoim poscie (o ile to byl on a nie jakis wielce dowcipny
forumowicz) zaznaczyl ze dostal punkty karne - i to az 10. Wg mnie i chyba tu
sie zgodzicie - Sebastiana bardziej dotknie to 10 punktow niz 300 zl albo
nawet 1000 zl mandatu(blagam - nie piszcie ze jak straci prawo jazdy to mu
tatus zalatwi bo mnie zalamiecie).
Osobna sprawa to sprawa motocyklisty. Kto mial stluczke ten wie ze z kazdym
sie mozna dogadac. Wiec dlaczego nie mogl sie z nim dogadac Sebastian ? Plotki
na temat jego(motocyklisty) obecnosci/nieobecnosci w szpitalu mozna miedzy
bajki wlozyc.
Zdumiewajace jest Wasze nastawienie do Sebastiana Kulczyka. Nie znacie go, co
najwyzej z rubryki towarzyskiej z kolejnych szmatlawcow typu "GALA", gdzie
wystepuje z A.Bachleda- Curus - co jest rowniez zdumiewajace ze ktorys z
forumowiczow o tym powyzej wspomnial.... Swoje zdanie opieracie na
najzwyklejszych domyslach i stereotypach(ktos wspominal o synu Walesy). To nie
jest regula ze jesli ktos ma wplywowego ojca to musi mu odbijac. Mialem kontakt
z Sebastianem Kulczykiem i wiem ze jest on absolutnym zaprzeczeniem tego typu
stereotypow. Zal mi jest czesto takich ludzi, bo sa bezpodstawnie
szufladkowani i wsadzani do jednego wora z tymi ktorym naprawde odbija.
Smieszne sa Wasze komentarze na temat auta jakim poruszal sie Sebastian.
Pokusze sie o stwierdzenie ze wielu z Was nie stac nawet na Skode Suberb, ktora
jechal S.K. a co dopiero na Jeepa Grand Cherokee ktorym jezdzi Sebastian na co
dzien. To ze jego ojciec rzadzi VW i Audi w Polsce to nie znaczy ze wszyscy
czlonkowie rodziny powinni jezdzic S8 albo cayenne. Smiejecie sie ze jezdzi
tylko Skoda Superb natomiast gdyby jezdzil np Ferrari Modena to smialibyscie
sie i narzekali ze "taki gowniarz a taka fura jezdzi". A wiec trudno jest Wam
nie podpasc.
Osobna sprawa to ogolne podejscie do dr Kulczyka. Biznesmen ktory jako jeden z
niewielu w Polsce nie jest uwiklany w zadna afere ba ! nawet nigdy nie byl
podejrzewany o cos takiego(mowie o powaznych podejrzeniach a nie o nowinkach
Super Ekspresu). Czlowiek wyksztalcony, pracowity i niezwykle dobrze
sprawdzajacy sie w swojej roli, dajacy w dobie ogromnego bezrobocia kilka
tysiecy miejsc pracy jest BEZPODSTAWNIE nazywany zlodziejem i kombinatorem....
To jest zenujace. I to sie moze zdarzyc tylko w Polsce.
greenblack rozczarowales mnie bo myslalem ze jestes bardziej trzezwo myslacym
czlowiekiem.

Pozdrawiam
i pomyslcie zanim odpiszecie bo nie chce znow sluchac wypocin na temat rownego
prawa.

PS: wiktor - zgadzam sie z Toba i podpisuje pod Twoimi postami
PS2: wierze tez ze xxxxx to naprawde Sebastian Kulczyk......



Temat: Doradztwo finansowe Efect - ktoś zna ich?
dno
Wczoraj miałam niebywałą "przyjemność" gościć u siebie bezczelnego
akwizytora..upss przepraszam miało być doradcę,
nie dość że się spóźnił to na wstępie zaczął gadkę że on tez właśnie wykańcza
mieszkanie ... niby przypadkiem wspomniał że 82m w WARSZAWIE,
Naiwnie myślał że przygotowałam mu do wglądu wszystkie umowy finansowe, i on
sobie popatrzy swoim "eksperckim" okiem (!) niedoczekanie.
Potem zaczęła się godzinna gadka na temat wspaniałości firmy i jej oferty, gdy z
rozmowy okazało się że nie jestem całkiem zielona i regularnie sledze portale
gospodarcze nagle zbił się z tropu i zaczął ważyć słowa. Zadawał idiotyczne
pytania a gdy nie odpowiedziałam na nie tak jak miał w szablonie to nagle
przechodził dalej, śmieszne było również gdy odpowiedziałam na pytanie używając
innych słów on nie zważając na to co powiedziałam odpowiedział z automatu ich
slogan znaczący dokładnie to samo co moje słowa.
Kiedy skończył już zachwalać "cudowną" firmę efekt przy pomocy swojej kolorowej
książeczki z nadrukowanymi setkami przeszedł do następnego punktu czyli:
"dżentelmeńskiej" umowy w kobiecej formie: (...) jeśli będzie Pani zadowolona z
analizy przeprowadzonej za pomocą mojego laptopa który online łączy się z
ekspertami z naszej firmy to zarekomenduje mnie Pani do swoich znajomych/rodziny
(...),
i tu zaczęły się schody dla pana "doradcy", który jeszcze parę minut wcześniej
wieszał psy na wszystkich bezczelnie reklamujących się firmach, którzy nie maja
w swoich szeregach specjalistów (co innego efekt )
Nie mam w zwyczaju rozdawać numerów byle komu, tym, bardziej jakiejś miernocie z
tabliczką doradca, a na bajki to mogę pooglądać na Cartoon Network.
Pan "doradca" ( małolacik w garniturze udający ekonomistę pokroju prezes NBP )
nagle zrobił się nerwowy i zaczął coraz natarczywiej namawiać mnie na podanie
numerów,drążyć temat znajomych rodziny i wogóle był głuchy na moje stanowcze
NIE, które argumentowałam prosto - powiem znajomym o spotkaniu jeśli będą
zainteresowani to dam Pana numer, niech Pan wizytówkę zostawi, gdy już widział
że nic nie wskóra zaczęła się gadka że nie przejdziemy do analizy moich finansów
bo : (...) wie Pani my to spotkanie jest pierwsze i bezpłatne, ale musimy jakąś
korzyść odnieść wspólnie(...) no to szkoda, mogliśmy poprawić Pani sytuację
(...) Pani należy do tego typu klientów... nie dokończył jakich mogę się
tylko domyślać jakie epitety przychodziły mu na myśl, a jakie wypowiedział gdy
opuścił moje mieszkanie.
Nigdy wcześniej nie słyszałam a tej firmie i dopiero po tym wczorajszym
spotkaniu poszukałam w internecie jakiś wiadomości o nich, aby stwierdzić czy aż
tak wiele straciłam, i aż mi się włos zjeżył na głowie, przewertowałam
kilkanaście forów o tematyce finansowej i nie znalazłam ani jednego pozytywnego
komentarza no może poza pisanymi w pocie czoła przez jej pracowników poematami
na temat firmy efect.




Temat: pochodzenie Słowian
prześieki
Aści rycho7 napisał:

Faktycznie zasieka to berdzo dobry sposób żeby odgrodżić wroga.
Drzewa zwala się tak by ich korony były od strony spodziewanej napaści. Obrońcy
mają doskonały dostęp od strony pnia a atakujący plątanine głęzi i konarów.
Jeżeli weźmiemy jeszcze pod uwagę że kilka dzrzew może zostć zwalonych jedno na
drugie to mamy gąszcz w który trudno się wbić. A wyciąć też go nie łatwo trzeba
ciąć elastyczne gałezie i to wiele razy zbliżając się do pnia który jak drzewo
rozłozyste będzie za wysoko do sięgnięcia. Paru łuczników obrony ukrytych od
dogodnej strony łatwo moze dostać się na dogodne pozycje a leżąc na pochylonych
pniach ma atakuacych głowy prosto na celowniku. Zakryci piniem bez pancerza się
obędą . Wróg jak wślizie w prześiekę nichybnie przesieczony zostanie.

1. dogodne patrolowanie tak umocnionej granicy.
2.ponadcinane drzewa powiazane linami . Walące sie jak domino na zasadzkach.

> titus_flavius napisał:
>
> > wyobraźnię to Ty masz. Czyżbyś był bajkokletą?

a o koszulach nonajrlon ? non iron. Nie prasowac. Ot i mechanizm bajek.

> > Skąd wziąłeś ten las i zasieki? Skąd wiesz, co gdzie rosło w 972r.? Wolałb
> ym,
> > abys powoływał się na źródła, a nie na swoje fantazje.
>
> Siegnij do historii wojskowosci. Tam znajdziesz zrodla tych fantazji. Ja
nawet
> nie zamierzam twierdzic, ze to nie sa fantazje poniewaz nawet jak ja tago nie
> wymyslilem, to mogl to wymyslec ktos inny. Tak wiec powolywanie sie na zrodla
> nie zapewni rzetelnosci. Natomiast mozna wspolczesnie zbadac to miejsce i
jego
> topografie. Odpowiada ona opisowi bitwy z historii wojskowosci. Oczywiscie
jest
>
> dodatkowa wytpliwosc czy bitwa ta miala miejsce nad Odra czy gdzies na
Polabiu.
>
> Tak czy owak sztuke wojenna w tym czasie stosowano podobna niezaleznie od
> miejsca. Zasieki sa opisywane takze w walkach z Karolem Wielkim.
>
> Przypominam fragment z encyklopedii:
> wiem.onet.pl/wiem/00a337.html
> Cedynia (972-)
>
> Cedynia, miasto w południowo-zachodniej części województwa
> zachodniopomorskiego, na styku Pojezierza Myśliborskiego i doliny Odry. Około
> 1,7 tys. mieszkańców (2000). Położone w regionie rolniczym, stanowi jego
> handlowe i usługowe zaplecze.
>
> Historia
> Znane w historii Polski jako miejsce zwycięskiej bitwy wojsk polskich Mieszka
I
>
> nad Brandenburczykami dowodzonymi przez margrabiego Hodona (972). Szalę
> zwycięstwa na korzyść Polaków przechyliły wojska pod dowództwem Czcibora,
brata
>
> Mieszka I.
>
> W 1972 roku na Górze Czcibora postawiono pomnik upamiętniający to wydarzenie.
> Koniec cytatu.
>



Temat: Slask - choragiewka na wietrze !
Widzicie tylko to co chcecie !
To co napisal Kocibrzuch to utopia, takie bajki moze opowiadac ktos kto
naduzywa maryski albo ktos kto nie rozumie jak skomplikowana jest Europa i ile
zazylych konfliktow w niej drzemie. Od 60 lat jest tu wzgledny spokoj i juz ?
Jakies marzenia ze tak bedzie zawsze ? Zejdz na ziemie. Jeszcze tu bedzie
wojna, nie jedna. Ludzie, narody nie zmieniaja sie w ciagu polwiecza, ani nawet
wieku. Wskaz mi kolego dwa wieksze narody w Europie ktore wczesniej ze soba
wojowaly a ktore teraz zyja w SZCZEREJ przyjazni, nie gospodarczej i
politycznej. Takiej przyjazni z poziomu zwyklego obywatela. Nie ma takich.

Podam ci przyklad. Mieszkalem dlugo bardzo blisko ukrainskiej granicy, znam
ich, znam tez wiele z tego co sie tam dzialo podczas II wojny i krotko po niej.
Zarowno Polacy jak i Ukraincy mordowali sie na calego. Cale wsie wyrzynano,
czasem metodami sredniowiecza. Mozecie mi wierzyc, ze tam jest po obu stronach
rzeki taka nienawisc (skryta), ze gdyby zabrac szlabany, policje itp.
mielibysmy tam bardzo szybko morderstwa z zemsty. Bo ludzie nie zapominaja
takich czynow jak np: obnoszenie sie po wsi z nabitym na widly polskim
niemowlakiem ktory jeszcze dlugo zyl. Kwasniewski moze
powiedziec "przepraszam", jakis Juszczenko moze zrobic to samo, ale to NIC nie
znaczy. I NIC za tym nie idzie. Czesto jezdzilem na Ukraine i wiem jak oni
nas "kochaja".

Ludzie pamietaja, i opowiadaja mlodszym. I dlaczego JA mam nie pamietac ? Wiem,
wy chcecie by tych Slazakow w Wehrmachcie zmarginalizowac, pokazac ich jako
ogromna mniejszosc, margines. Ale to nieprawda. Nie byli marginesem i wlasnie o
to tu chodzi. Co wy sobie myslicie, mowicie mi o jakichs pomnikach ? Pomnik
zawsze mozna postawic by odciagnac uwage ludzi od pewnych spraw. Bo ludzie beda
przychodzic na pomnik i glosic chwale tych co w obronie polskiego Slaska
gineli. Nikt nie bedzie glosil przeciez chwaly tych co zabijali Polakow dla
Slaska niemieckiego prawda ?

Byloby tak - gdyby ci "wredni ruscy" nie pokonali Niemcow. Mnie by tu nie bylo,
a wy ? Albo tez by was w koncu pozabijali albo byscie gadali po niemiecku - ale
i tak zawsze jako ludzie II kategorii.

Widziecie, historie mozna ksztaltowac, mozna ja tworzyc. Wy swoimi komentarzami
tez to robicie. Wiem, ja tez. Ale ja bede obstawal przy swoim bo zbyt duzo juz
o tym sie naczytalem. A "argumenty" typu "nie masz racji", "moja bacia zginela
w Oswiecimiu" sa zadne. Moja tez tam byla, co z tego.

Zamiast tyle gadac i domagac sie przeprosin, poczytajcie troche ksiazek
batalistycznych z okresu II wojny, roznych autorow. Jak natraficie w nich 10-
ty, 20-ty, 30-ty raz na opis Slazakow w niemieckich mundurach, wtedy moze cos
wam zaswita.

Ja z okazji tej dyskusji wzialem z polki "Monte Cassino" Wankowicza, jedna z
wielu jakie czytalem na temat tej bitwy. Dlugo szukalem zanim natrafilem na
Slazaka ? A z 10 minut, nie wiecej. A dlaczego ? Bo mam wydanie rozszerzone, w
wydaniu okrojonym PRLowskie wladze powycinaly wlasnie miedzy innymi liczne
opisy tychze wlasnie Slazakow po szwabskiej stronie. Tak sie kreuje historie.

Ale ja mam rozszerzona i moge przeczytac jak to np: nasz oficer poszedl z biala
flaga do szwabow by poprosic o mozliwosc zabrania rannego z ziemi niczyjej. Nie
mogl sie dogadac ze szwabem, wiec w minute znalezli w swoim oddziale Slazaka
ktory szwabowi tlumaczyl. Poszedl potem z Polakiem odniesc naszego rannego na
nasze linie. Mogl zostac. Zostal ? A gdzie tam, zadal by go odprowadzic "do
swoich" czyli do Niemcow. Odprowadzili go. I dalej strzelal do Polakow.

Jemu nikt pomnika nie postawi ? Dlaczego nie, to historia Slaska.

A co do sugestii jakobym mial miec 16 lat. Nie, mam 27. Uzywanie w dyskuji
argumentow "jestes szczeniak" czy "to wariat" itp. swiadczy jedynie o tym, jak
skromna jest WASZA wiedza na ten temat. Bo jak nic nie macie na zbicie tych
argumentow, mozecie tylko obrazac.

Poczytajcie najpierw, troche o Normandii, troche o froncie wschodnim, wloskim.
Potem mozemy rozmawiac. Ja swoje stanowisko zbudowalem w oparciu o liczne
relacje, nie w oparciu o pomniki.



Temat: pochodzenie Słowian
borebitsa napisała:

> Aści rycho7 napisał:
>
> Faktycznie zasieka to berdzo dobry sposób żeby odgrodżić wroga.
> Drzewa zwala się tak by ich korony były od strony spodziewanej napaści.
Obrońcy
>
> mają doskonały dostęp od strony pnia a atakujący plątanine głęzi i konarów.
> Jeżeli weźmiemy jeszcze pod uwagę że kilka dzrzew może zostć zwalonych jedno
na
>
> drugie to mamy gąszcz w który trudno się wbić. A wyciąć też go nie łatwo
trzeba
>
> ciąć elastyczne gałezie i to wiele razy zbliżając się do pnia który jak
drzewo
> rozłozyste będzie za wysoko do sięgnięcia. Paru łuczników obrony ukrytych od
> dogodnej strony łatwo moze dostać się na dogodne pozycje a leżąc na
pochylonych
>
> pniach ma atakuacych głowy prosto na celowniku. Zakryci piniem bez pancerza
się
>
> obędą . Wróg jak wślizie w prześiekę nichybnie przesieczony zostanie.
>
> 1. dogodne patrolowanie tak umocnionej granicy.
> 2.ponadcinane drzewa powiazane linami . Walące sie jak domino na zasadzkach.
>
>

Sława!

Biorąc pod uwagę, że na tak usidlonych przez gałęzie można zwalac nastepne
drzewa, a górach kamienie...
Do tego może nawet nieco ognia aby spłoszyć konie...
Można też spalić ich żywcem...
Nie trzeba nawet dobywać żelaza...

POzdrawiam!

>
>
>
> > titus_flavius napisał:
> >
> > > wyobraźnię to Ty masz. Czyżbyś był bajkokletą?
>
> a o koszulach nonajrlon ? non iron. Nie prasowac. Ot i mechanizm bajek.
>
>
> > > Skąd wziąłeś ten las i zasieki? Skąd wiesz, co gdzie rosło w 972r.? W
> olałb
> > ym,
> > > abys powoływał się na źródła, a nie na swoje fantazje.
> >
> > Siegnij do historii wojskowosci. Tam znajdziesz zrodla tych fantazji. Ja
> nawet
> > nie zamierzam twierdzic, ze to nie sa fantazje poniewaz nawet jak ja tago
> nie
> > wymyslilem, to mogl to wymyslec ktos inny. Tak wiec powolywanie sie na zro
> dla
> > nie zapewni rzetelnosci. Natomiast mozna wspolczesnie zbadac to miejsce i
> jego
> > topografie. Odpowiada ona opisowi bitwy z historii wojskowosci. Oczywiscie
>
> jest
> >
> > dodatkowa wytpliwosc czy bitwa ta miala miejsce nad Odra czy gdzies na
> Polabiu.
> >
> > Tak czy owak sztuke wojenna w tym czasie stosowano podobna niezaleznie od
> > miejsca. Zasieki sa opisywane takze w walkach z Karolem Wielkim.
> >
> > Przypominam fragment z encyklopedii:
> > wiem.onet.pl/wiem/00a337.html
> > Cedynia (972-)
> >
> > Cedynia, miasto w południowo-zachodniej części województwa
> > zachodniopomorskiego, na styku Pojezierza Myśliborskiego i doliny Odry. Ok
> oło
> > 1,7 tys. mieszkańców (2000). Położone w regionie rolniczym, stanowi jego
> > handlowe i usługowe zaplecze.
> >
> > Historia
> > Znane w historii Polski jako miejsce zwycięskiej bitwy wojsk polskich Mies
> zka
> I
> >
> > nad Brandenburczykami dowodzonymi przez margrabiego Hodona (972). Szalę
> > zwycięstwa na korzyść Polaków przechyliły wojska pod dowództwem Czcibora,
> brata
> >
> > Mieszka I.
> >
> > W 1972 roku na Górze Czcibora postawiono pomnik upamiętniający to wydarzen
> ie.
> > Koniec cytatu.
> >



Temat: poszukiwana
hahaha, odzywalam sie w tzw. miedzyczasie na innych watkach, nie wiedzialam, ze
naprawde Was moja relacja interesuje.
Wenecja byla piekna jak zwykle. Choc przez jeden dzien kropilo przedziwnie,
nigdy nie widzialam takiego deszczu, ale mysle ze to taki londynski: nie
padalo, ale tak jakby sie dziwnie skraplala mgla. Ale bylo cieplo. W tym
padajacym dniu zwiedzilysmy kilka muzeow, dzieki czemu nie bylo zle.
Bylam w Wenecji juz 2 razy, ale nie wszystko widzialam, teraz tez zostaly tzw.
otwarte punkty. I dobrze, bede musiala czy chce czy nie chce, jeszcze raz tam
jechac:))) Gondola nie jechalam, nawet nie pytalam o cene. Gondol bylo mnostwo
w drodze, pelne Japonczykow. Japonczycy fotografowali na gondolach zawziecie,
ale nie otaczajace palace, lecz siebie nawzajem:))))
Jezdzilam strasznie duzo Vaporetto, bo mieszkalysmy poza Wenecja, a wiec co
rana po przyjezdzie do Wenecji na Piazza Roma - czyli na koncu Canale Grande -
wsiadalysmy na Vaporetto, ktorym przemierzalysmy caly Canale Grande. To cudowna
podroz, ogladalam palace, zagladalam w uliczki, a wieczorami w oswietlone okna
palacow wyobrazajac sobie zycie mieszkancow.
Chodzilysmy tez duzo po Wenecji, mimo planow zgubilysmy sie dwa razy (ale i
odnalazly), bo kretosc uliczek, ciagle skrety w lewo-prawo itd. powoduja, ze
sie w pewnym momencie zupelnie nie wiem gdzie jestesmy. Cudownie.
Lazac po waskich uliczkach myslalam o Smierci w Wenecji Manna, a raczej
filmowej wersji ktora jakies 2-3 lata temu widzialam. W wielu momentach
zalowalam, ze nie jestem sama, wolalabym to sama przezywac.
Bylam po raz pierwszy na San Giorgio, wysepka naprzeciw Sw.Marka, piekny
kosciol, stary chyba nieczynny klasztor i Campanilla, na ktora wjechalysmy
winda. Tam nagle zaczelo swiecic slonce i mialysmy widok jak z bajki. Cale
miasto, okoliczne wyspeki itd. Niestety wjechalysmy o 14.45 i to byl blad: o
trzeciej zaczely bic dzwony na wysokosci naszych uszu! Ledwo to przezylam
i zwracam uwage wszystkim przyszlym turystom, aby wjezdzac na gore w chwile po
pelnej godzinie:)))) Tam mialysmy tez przygode, ktora chyba juz tu opisalam?
Zjechalysmy na dol i idziemy w strone przystanku Vaporetto, a toto juz daje
sygnal, bramka zamknieta, zaraz odbija! Krzyczymy, machamy rekami i przemily
chlopak/konduktor odsuwa bramke, wola hop! hop! i wskakujemy w trojke
do "tramwaju" ktory juz pare cm odbil od brzegu. To musial byc boski widok:
jestesmy wszystkie w granicach 60 lat, jaka szkoda, ze nikt tego nie filmowal!
Gdybym miala czas do namyslu, predzej bym umarla ze strachu, zanim bym
wskoczyla, ale na szczescie czasu nie bylo:))))
Bylysmy tez na Murano, choc wlasciwie w miescie dostatecznie duzo wyrobow
stamtad oraz podrobek z Dalekiego Wschodu. Kupilam kilka Absolutnie
Niepotrzebnych Rzeczy, a co! To co mi sie naprawde podobalo, to byly przepiekne
wazony ozdobne na Murano, z ciezkiego szkla, po kilka kg. I strasznie drogie.
Niestety. Ale bede je dlugo wspominac.
Oczywiscie wypilysmy kawe u Floriana na Placu Sw.Marka. Bylo pieknie, orkiestra
grala caly czasy utwory von Vivaldi, moja szczegölnie ulubiona muzyka.
Wbrew temu co sadzilam, nie bylo mimo pory roku pusto. A to co sie dzialo w
sobote, to byl chyba znowu pelny sezon! Najlepiej tam jednak jedzdzic od
poniedziualku do piatku. Przy tych cenach ktore teraz proponuje RyanAir
na pewno kiedys znowu skorzystam. Zaplacilysmy od lebka tam i spowrotem 65 Euro.
A gdybysmy pare dni wczesniej zamawialy, byloby jeszcze troche taniej.
Jaka mala staje sie Europa przez te tanie linie lotnicze!
No, rozpisalam sie w tej "kartce z Wenecji". Moglabym jeszcze godzinami o
szczegolach opowiadac, ale musze isc jeszcze - mimo niedzieli - przekopac
troche ogrodek, zostala mi duza, totalnie zachwaszczona grzeda. To jest tez
powod, dlaczego w ostatnich dniach mniej Was tu zanudzam (wiem, wiem, jestem
straszna gadula). Papa, do pozniej!
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 168 rezultatów • 1, 2, 3
    Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex