Biuro nieruchomości w Piasecznie

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro nieruchomości w Piasecznie




Temat: Szukam domów i mieszkań na sprzedaż oraz na wynajem
Może Pani zadzwonić , napisać prywatną wiadomość lub napisać w wątku - odpowiem
Numer telefonu podany w podpisie jest do mnie. Mam na imię Joanna.
Firma NORDHAUS ma ogólnopolski zasięg, ja ją wprowadzam obecnie na rynek piaseczyński.
Biuro mamy w centrum Warszawy, ale ja mieszkam w Piasecznie i dosyć dobrze znam ten rynek.
Nasza strona: http://www.nordhaus.pl/

Pozdrawiam
NORDHAUS Nieruchomości






Temat: Konkurs na najpiękniejszy balkon Kwiecisty Balkon Piaseczno
Zarząd Stowarzyszenia Prywatnych Właścicieli Nieruchomości Piaseczna ogłasza konkurs na najpiękniejszy balkon w zabytkowym śródmieściu miasta pt. KWIECISTY BALKON.

W konkursie mogą brać udział wszyscy mieszkańcy, którzy są gospodarzami balkonów kamienic położonych przy centralnych ulicach: Puławskiej, Kościuszki, Sienkiewicza, Warszawskiej, Sierakowskiego, Kilińskiego, pl. Piłsudskiego. Zakończenie konkursu nastąpi w dniu 30 września 2008 r. Jury wybrane przez zarząd stowarzyszenia przyzna nagrody rzeczowe za pierwsze, drugie i trzecie miejsce. Miejscom do dziesiątego włącznie przyznane zostaną dyplomy.

Przystąpienie do konkursu prosimy zgłaszać do biura S.P.W.N.P. w każdy poniedziałek od godz 10.00 do 13.00 lub telefonicznie: 0 501 719 650 lub pocztą elektroniczną: adreg@poczta.onet.pl

Z UPOWAŻNIENIA ZARZĄDU
PREZES ADAM REGNER






Temat: Filia Ośrodka Kultury Piaseczno
Dziś w Kurierze Południowym pojawiła się o tym informacja.

Budynek po starej komendzie policji od miesięcy stoi pusty i dla centrum Piaseczna nie jest ozdobą. Jednak za kilkanaście miesięcy powinno się to zmienić, bo jego szarobure mury oraz wnętrze mają przejść metamorfozę. Wszystko to na potrzeby ośrodka kultury i harcerzy. Urząd gminy uzyskał już pozwolenie na budowę, remont ma ruszyć po wakacjach, a budynek powinien być gotowy pod koniec przyszłego roku. Inwestycja będzie kosztować piaseczyński urząd prawie 6 mln złotych.

Obecnie właścicielem nieruchomości przy Placu Piłsudskiego 1 (dawna komenda policji) jest Skarb Państwa, w imieniu którego działa starosta piaseczyński.
- Pomiędzy Skarbem Państwa a gminą Piaseczno została zawarta umowa użyczenia (bezpłatne używanie) tej nieruchomości na trzy lata - informuje Małgorzata Idaczek z Biura Promocji i Informacji gminy Piaseczno. - Obecnie trwają procedury związane z wydzieleniem geodezyjnym gruntów niezbędnych dla nowej komendy policji i nowego sądu rejonowego i prokuratury. Po wyodrębnieniu konkretnych działek nastąpi transakcja zamiany pomiędzy Skarbem Państwa a gminą dotycząca terenu „starej komendy”, nowej komendy i sądu wraz z prokuraturą.
W wyniku wspomnianej transakcji gmina stanie się właścicielem „starej komendy”, a Skarb Państwa nieruchomości z nową komendą, sądem i prokuraturą.

Więcej przeczytacie w dzisiejszej gazecie KP.




Temat: Da Silva i podwyżki czynszu !!!!!!!!!!!
De Silva Haus S.A.
Administracja Osiedla Multi-Hekk
Ul. Tukanów 3G
05-500 Piaseczno

Szanowni Państwo

My, niżej podpisani mieszkańcy budynku przy ul. Puławskiej 45 w Piasecznie (Plaza I), którym macie Państwo przyjemność i obowiązek administrować, w związku z otrzymaniem informacji dotyczącej wzrostu kwoty miesięcznych zaliczek na koszty zarządu częścią wspólną nieruchomości oraz mediów, zwracamy się z prośbą o wyjaśnienie kwestii, które wzbudzają nasze wątpliwości:
1. Jaki jest koszt miesięczny utrzymania skrzynek pocztowych, tablic administracyjnych i ogłoszeń na naszych klatkach schodowych oraz co szczegółowo na tę pozycję opłat się składa? Czy ten koszt rzeczywiście przekracza kwotę 3000 zł miesięcznie?
2. Co składa się na pozycję opłat nr 9 – energia części wspólnych? Naszą wątpliwość wzbudzają: reklama MH na dachu naszego budynku oraz podświetlenie biura sprzedaży MH – czy energia pobierana na te cele jest wliczana w koszty energii części wspólnych?
3. Dlaczego opłata za wywóz śmieci przeliczana jest na m2 a nie na ilość osób zamieszkujących dany lokal?

Jednocześnie informujemy, że oświetlenie biura sprzedaży MH jak również reklama świetlna umieszczona na dachu naszego budynku nie służy mieszkańcom Plazy, w związku z powyższym nie chcemy partycypować w kosztach ich utrzymania.

W trosce o jak najlepsze relacje pomiędzy administracją i mieszkańcami budynku zwracamy się z prośbą o pełną i jak najszybszą informację.




Temat: Curiosa Polonica


Za plecami samorządu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przekazało bonifratrom i siostrom dominikankom z Nowego Miasta atrakcyjny teren po zajezdni trolejbusowej w Piasecznie. Działka jest warta ok. 40 mln zł
O przekazaniu działki zakonnikom zdecydowała kilka tygodni temu działająca przy MSWiA komisja ds. zwrotu mienia Kościoła katolickiego oraz innych Kościołów i związków wyznaniowych. - Orzeczenie zapadło na posiedzeniu bez udziału miasta - informuje Marcin Bajko, p.o. dyrektora biura gospodarki nieruchomościami w ratuszu. - Zwykle jesteśmy zapraszani i podpisujemy ugodę. W tym przypadku dowiedzieliśmy się o decyzji po fakcie.
Za plecami samorządu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przekazało bonifratrom i siostrom dominikankom z Nowego Miasta atrakcyjny teren po zajezdni trolejbusowej w Piasecznie. Działka jest warta ok. 40 mln zł


I okazało się, że mieliśmy rzymskokatolickie trolejbusy!

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,4423220.html




Temat: Mieszkania socjalne w Elektrze
Odpowiedzi na ciekawe pytania i sprostowania:

1. Multi-Hekk nie musi "obchodzić" żadnej uchwały gminy, bowiem dla każdej inwestycji gmina wydaje warunki środowiskowe. W przypadku Elektry jednym z warunków było podłączenie do oczyszczalni w 2009. M-H uzyskał zgodę na podłączenie pod koniec 2008 r. Przecież inni deweloperzy w Piasecznie też uzyskali pozwolenia na budowę w ciągu ostatnich 2 lat i nie również nie musieli niczego "obchodzić".

2. Odnośnie dobrego sąsiedztwa - przed wydaniem pozwolenia rozpatruje się ewentualne protesty sąsiadów. Jeżeli projekt jest zgodny z planem miejscowym i innymi wymogami prawa bardzo rzadko się je uzględnia(praktycznie nie słyszałem o takim przypadku). Każdy może bowiem budować co chce na swoim terenie, jeżeli jest to zgodne z planem miejscowym i sąsiad nie może mu tego zabronić. Tutaj też nie trzeba było niczego "obchodzić".

3. Odnośnie oświetlenia mieszkań i nieruchomości sąsiednich - sprawdza się to na etapie projektu, a następnie sprawdza to organ wydający pozwolenie (architektura w starostwie). Również nadzór budowlany może kontrolować doświetlenie. W przypadku Elektry nie ma mowy o nieodpowiednim doświetleniu i nie wiem skąd taki pomysł.

4. Na temat miejsca postojowego - możesz poprosić projekty w Biurze Sprzedaży usiąść i przeliczyć ile jest miejsc parkingowych w stosunku do mieszkań. Zapewniam Cię, że radni z gminy skrupulatnie przypilnują, by przypadkiem inwestor nie zapomniał o jakimś miejscu.



Temat: Ach ten KK



Jak zakonnicy dostali zajezdnię trolejbusową

Za plecami samorządu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przekazało bonifratrom i siostrom dominikankom z Nowego Miasta atrakcyjny teren po zajezdni trolejbusowej w Piasecznie. Działka jest warta ok. 40 mln zł

W Piasecznie zaskoczenie. - Nikt nas oficjalnie nie poinformował, że teren zmienił właściciela - powiedział nam wczoraj Daniel Putkiewicz, pełnomocnik burmistrza miasta ds. rozwoju. - Zawsze myśleliśmy, że dzięki tej zajezdni poprawi się komunikacja. A teraz może się pogorszyć, jeśli powstanie tam jakiś duży obiekt.

Miasta nie zaprosili

Dawna zajezdnia u zbiegu Puławskiej i Energetycznej podlega ratuszowi Warszawy. Stołeczni urzędnicy dowiedzieli się o odebraniu nieruchomości miastu nieco wcześniej niż ci z Piaseczna. Byli jednak tak samo zdziwieni.

O przekazaniu działki zakonnikom zdecydowała kilka tygodni temu działająca przy MSWiA komisja ds. zwrotu mienia Kościoła katolickiego oraz innych Kościołów i związków wyznaniowych. - Orzeczenie zapadło na posiedzeniu bez udziału miasta - informuje Marcin Bajko, p.o. dyrektora biura gospodarki nieruchomościami w ratuszu. - Zwykle jesteśmy zapraszani i podpisujemy ugodę. W tym przypadku dowiedzieliśmy się o decyzji po fakcie.

Do komisji swoje roszczenia zgłosili bracia z ul. Bonifraterskiej na Nowym Mieście, którzy prowadzili tam m.in. szpital, oraz siostry dominikanki. Po wojnie państwo odebrało zakonom nieruchomości. Teraz, jeśli nie można ich zwrócić "w naturze", komisja orzeka albo zwrot działek zamiennych o tej samej wartości, albo każe samorządom wypłacać pieniądze.

Pomysł z oddaniem piaseczyńskiej zajezdni podsunęła jeszcze ekipa byłego prezydenta Warszawy z PiS. Na to nie zgodziła się jednak Rada Warszawy. Na początku 2006 r. radni argumentowali, że teren zajezdni trzeba wykorzystać, by poprawić komunikację.

Tramwaj mrzonka?

Działka przy ul. Puławskiej 33 ma długą historię. Piaseczno przekazało ją Warszawie w latach 80. na konkretny cel: żeby stolica urządziła tam zajezdnię. Najpierw garażowały w niej trolejbusy, a po likwidacji linii w połowie lat 90. - już tylko autobusy. I to one kilka lat temu przestały przyjeżdżać z Warszawy, a stołeczny ratusz uwłaszczył się na działce. Piaseczno spierało się o to z władzami stolicy, bo liczyło na odzyskanie nieruchomości.

Na atrakcyjnym terenie jest dziś m.in. parking, tor dla gokartów, a dawne budynki zajezdni miasto dzierżawi pod działalność gospodarczą. Plan miejscowy dla tego terenu jest ogólnikowy i mówi m.in. "o technicznej obsłudze Piaseczna", dopuszcza też zabudowania komercyjne. Wyklucza zaś mieszkaniówkę. Dla inwestorów zajezdnia (w sumie ma ok. 10 ha) to gratka. Dowiedzieliśmy się, że do warszawskich urzędników przysyłano już pomysły na jej zagospodarowanie. Nic dziwnego, bo Piaseczno rośnie, a deweloperzy prześcigają się w budowaniu coraz wyższych bloków w tej okolicy.

Co teraz? Warszawscy urzędnicy od paru lat snuli pomysły, by do Piaseczna poprowadzić linię szybkiego tramwaju - wtedy zajezdnia bardzo by się przydała. Samorządom obu miast nie udało się jednak dojść do porozumienia. Nieoczekiwanie niedawno pomysł nabrał rumieńców. Projekt w formule partnerstwa publiczno-prywatnego zajął pierwsze miejsce w konkursie organizowanym pod patronatem m.in. Ministerstwa Gospodarki. Nagrodą są analizy: prawna, techniczna i finansowa wykonane przez renomowane firmy. - Teraz musimy się zastanowić nad tą inwestycją - mówi Krzysztof Czerniawski z miejskiego biura drogownictwa i komunikacji.

A jakie plany mają zakonnicy? Tego wczoraj nie udało nam się dowiedzieć - przeor bonifratrów jest na wakacjach.

Władze stolicy nie mogą już zaskarżyć orzeczenia komisji MSWiA. W Warszawie jest jeszcze ok. 150 roszczeń Kościoła katolickiego i ok. 70 gminy żydowskiej.


Oryginalna wiadomość http://wiadomosci.gazeta....73,4423220.html

I pomyśleć, że zabużanie mają dostać tylko 15% wartości swoich nieruchomości a KK całe 100%. Idiotyzm.



Temat: Zajezdnia Piaseczno - epilog


Jak zakonnicy dostali zajezdnię trolejbusową
Małgorzata Zubik
Za plecami samorządu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przekazało bonifratrom i siostrom dominikankom z Nowego Miasta atrakcyjny teren po zajezdni trolejbusowej w Piasecznie. Działka jest warta ok. 40 mln zł.
W Piasecznie zaskoczenie. - Nikt nas oficjalnie nie poinformował, że teren zmienił właściciela - powiedział nam wczoraj Daniel Putkiewicz, pełnomocnik burmistrza miasta ds. rozwoju. - Zawsze myśleliśmy, że dzięki tej zajezdni poprawi się komunikacja. A teraz może się pogorszyć, jeśli powstanie tam jakiś duży obiekt.
Miasta nie zaprosili
Dawna zajezdnia u zbiegu Puławskiej i Energetycznej podlega ratuszowi Warszawy. Stołeczni urzędnicy dowiedzieli się o odebraniu nieruchomości miastu nieco wcześniej niż ci z Piaseczna. Byli jednak tak samo zdziwieni.
O przekazaniu działki zakonnikom zdecydowała kilka tygodni temu działająca przy MSWiA komisja ds. zwrotu mienia Kościoła katolickiego oraz innych Kościołów i związków wyznaniowych. - Orzeczenie zapadło na posiedzeniu bez udziału miasta - informuje Marcin Bajko, p.o. dyrektora biura gospodarki nieruchomościami w ratuszu. - Zwykle jesteśmy zapraszani i podpisujemy ugodę. W tym przypadku dowiedzieliśmy się o decyzji po fakcie.
Do komisji swoje roszczenia zgłosili bracia z ul. Bonifraterskiej na Nowym Mieście, którzy prowadzili tam m.in. szpital, oraz siostry dominikanki. Po wojnie państwo odebrało zakonom nieruchomości. Teraz, jeśli nie można ich zwrócić "w naturze", komisja orzeka albo zwrot działek zamiennych o tej samej wartości, albo każe samorządom wypłacać pieniądze.
Pomysł z oddaniem piaseczyńskiej zajezdni podsunęła jeszcze ekipa byłego prezydenta Warszawy z PiS. Na to nie zgodziła się jednak Rada Warszawy. Na początku 2006 r. radni argumentowali, że teren zajezdni trzeba wykorzystać, by poprawić komunikację.
Tramwaj mrzonka?
Działka przy ul. Puławskiej 33 ma długą historię. Piaseczno przekazało ją Warszawie w latach 80. na konkretny cel: żeby stolica urządziła tam zajezdnię. Najpierw garażowały w niej trolejbusy, a po likwidacji linii w połowie lat 90. - już tylko autobusy. I to one kilka lat temu przestały przyjeżdżać z Warszawy, a stołeczny ratusz uwłaszczył się na działce. Piaseczno spierało się o to z władzami stolicy, bo liczyło na odzyskanie nieruchomości.
Na atrakcyjnym terenie jest dziś m.in. parking, tor dla gokartów, a dawne budynki zajezdni miasto dzierżawi pod działalność gospodarczą. Plan miejscowy dla tego terenu jest ogólnikowy i mówi m.in. "o technicznej obsłudze Piaseczna", dopuszcza też zabudowania komercyjne. Wyklucza zaś mieszkaniówkę. Dla inwestorów zajezdnia (w sumie ma ok. 10 ha) to gratka. Dowiedzieliśmy się, że do warszawskich urzędników przysyłano już pomysły na jej zagospodarowanie. Nic dziwnego, bo Piaseczno rośnie, a deweloperzy prześcigają się w budowaniu coraz wyższych bloków w tej okolicy.
Co teraz? Warszawscy urzędnicy od paru lat snuli pomysły, by do Piaseczna poprowadzić linię szybkiego tramwaju - wtedy zajezdnia bardzo by się przydała. Samorządom obu miast nie udało się jednak dojść do porozumienia. Nieoczekiwanie niedawno pomysł nabrał rumieńców. Projekt w formule partnerstwa publiczno-prywatnego zajął pierwsze miejsce w konkursie organizowanym pod patronatem m.in. Ministerstwa Gospodarki. Nagrodą są analizy: prawna, techniczna i finansowa wykonane przez renomowane firmy. - Teraz musimy się zastanowić nad tą inwestycją - mówi Krzysztof Czerniawski z miejskiego biura drogownictwa i komunikacji.
A jakie plany mają zakonnicy? Tego wczoraj nie udało nam się dowiedzieć - przeor bonifratrów jest na wakacjach.
Władze stolicy nie mogą już zaskarżyć orzeczenia komisji MSWiA. W Warszawie jest jeszcze ok. 150 roszczeń Kościoła katolickiego i ok. 70 gminy żydowskiej.




Temat: CIEKAWOSTKI
ciekawe czy psuje to plany Multi-Hekkowi z budową na Energetycznej ?

Warszawa
LOTNISKO

Pieniądze za hałas z nieba

Wokół Okęcia nie wolno stawiać nowych domów. A mieszkańcy mają dwa lata na złożenie wniosków o odszkodowania

Obszar ograniczonego użytkowania wokół lotniska Okęcie zacznie obowiązywać na przełomie sierpnia i września. Wtedy powinno się uprawomocnić rozporządzenie podpisane wczoraj przez wojewodę. To już trzecie podejście do wyznaczenia tej strefy w ciągu ostatnich czterech lat.

Poprzednie dwa zostały unieważnione z powodu wad prawnych: pierwsze zaskarżyli mieszkańcy, a unieważnił Wojewódzki Sąd Administracyjny, drugie uchylił wojewoda na wniosek ministra środowiska. Czy najnowsze rozporządzenie nie podzieli losu poprzednich?

- Nie można wykluczyć prób unieważnienia dokumentu -odpowiada rzecznik wojewody Maksym Gołoś. -Obszar został jednak wytyczony tak dokładnie, że nie powinno być protestów.

Od września w strefie zaczną obowiązywać zakazy budowlane (szczegóły na mapce obok). Mieszkańcy, ale tylko strefy wewnętrznej, mogą ubiegać się o odszkodowania. Muszą jednak udowodnić, że z powodu sąsiedztwa lotniska Okęcie nie mogą korzystać w pełni z nieruchomości (na przykład postawić domu, mimo że działka jest budowlana) albo z powodu hałasu niezbędna jest wymiana drzwi, okien itp. Rozporządzenie przewiduje również możliwość wystąpienia przez właściciela posesji o wykup działki. Wyceny mają dokonywać niezależni rzeczoznawcy po cenach rynkowych.

Jest tylko jeden problem: roszczenia należy składać do zarządcy lotniska, który ma je rozpatrywać i realizować. A w Portach Lotniczych jeszcze nie wiedzą, w jaki sposób będą przyjmować wnioski. W spółce nie zapadła decyzja, czy wznowi działalność Biuro Obszaru Ograniczonego Użytkowania, które rozpatrywało wnioski trzy lata temu. Przypomnijmy - biuro większość odrzuciło, a mieszkańcy dochodzili swoich praw w sądzie.

Wojewoda Jacek Sasin powiedział, że bez podpisanego wczoraj rozporządzenia nie można by otworzyć terminalu 2. Nowa hala odlotów w tym budynku ma zacząć działać we wrześniu. Tymczasem hala przylotów w terminalu 2 funkcjonuje od grudnia ubiegłego roku. Czy to znaczy, że została otwarta niezgodnie z prawem? Rzecznik prasowy Portów Lotniczych Artur Burak nie chciał nam na to pytanie odpowiedzieć.

KONRAD MAJSZYK

--------------------------------------------------------------------------------

Strefa uciążliwości wokół Okęcia

Strefa uciążliwości wokół Okęcia
Obszar ograniczonego użytkowania obejmuje 52 km kw. na terenie Ursynowa, Włoch i Ursusa oraz pięciu gmin - Piaseczna, Michałowic, Lesznowoli, Piastowa i Raszyna. Jak wynika z wyliczeń urzędników, na tym terenie w ponad 2,6 tys. domów mieszka ponad 50 tys. osób. Silnik odrzutowca powoduje hałas 120 decybeli przy dopuszczalnej normie 50 - 60 decybeli. Skąd kształt strefy? To wynik układu dwóch pasów startowych i powietrznych korytarzy dlastartujących i lądujących samolotów. Pękające w szwach lotnisko Okęcie obsługuje rocznie 8 milionów pasażerów (terminal 1 był projektowany na 3,5 mln osób). Co się stanie, jeśli lotnisko będzie w przyszłości rozbudowywane? Wtedy strefa będzie się musiała powiększyć. Na to się jednak nie zanosi. Ministerstwo Transportu zaakceptowało bowiem plany budowy fragmentu obwodnicy ekspresowej na południe od lotniska Okęcie. To oznacza, że na Okęciu zabraknie już miejsca na trzeci pas. ¦



Temat: Dw. Glowny w Warszawie
Gazeta Stoleczna, 10 X 2001:

Koniec Dworca Głównego?

PKP chcą się pozbyć Dworca Głównego. Tymczasem projektanci linii kolejowych
uważają, że stacja jest niezbędna dla przyszłego układu komunikacji
podmiejskiej.  

Dziś ma nastąpić otwarcie ofert w przetargu na sprzedaż 6 ha terenu Dworca
Głównego. Kolej chce go sprzedać mimo, że wcześniej oddała grunt w
trzydziestoletnią dzierżawę spółce Polma. Ewentualny kupiec będzie mógł
dysponować działką dopiero po upływie tego teminu, chyba że zaryzykuje zerwanie
umowy z obecnym dzierżawcą. Albo dogada się ze spółką.

Po co PKP wystawiają na przetarg działkę, która ma użytkownika i inwestora?
Kolej chce po prostu zarobić - za zrezygnowanie z prawa własności liczy na
przynajmniej 64 mln zł. Ponoć po cichu liczy na to, że to właśnie Polma stanie
do przetargu.

Tej sugestii nie chce komentować Wojciech Misterka, dyrektor Zakładu
Nieruchomości PKP w Warszawie. Zapewnia, że czeka na wszystkie poważne oferty.

Przez okres 30 lat dzierżawy terenu Polma nie zamierza próżnować - na miejscu,
gdzie dziś znajduje się porośnięty trawą dworzec planuje wznieść inwestycje
komercyjne. Co konkretnie? Władze spółki nie chcą powiedzieć. Rąbka tajemnicy
uchyla Andrzej Kin, wicedyrektor wydziału urbanistyki i architektury gminy
Centrum.

- Ma tu powstać zabudowa usługowo - handlowa czyli supermarket i hotel -
informuje.

Wiadomo na pewno, że Polma zobowiązała się do zachowania Muzeum Kolejnictwa.
Pod tym warunkiem kolej oddała jej grunt w użytkowanie i zgodziła się na
inwestycje. Eksponaty muzealne spółka chce przenieść do hali planowanej w głębi
działki. Ubiega się właśnie w gminie Centrum o pozwolenie na budowę tego
obiektu. Projekt uzgadniany jest również z sanepidem i starostwem.

Janusza Sankowskiego, dyrektora Muzeum Kolejnictwa cieszy, że już niebawem ma
ruszyć budowa hali. - Interesuje mnie dobro tylko podległej mi placówki, a nie
całość inwestycji. Ważne jest, aby hala nie była za mała, aby zmieściły się w
niej ekspozycje, aby na zewnątrz udostępniono mi teren na stare lokomotywy,
które teraz zajmują 5 tys. m. kw. - wylicza.

Opowiada, że jego życzenia uwzględniono. - Dwa lata temu przyszedł do mnie
architekt z projektem, na którym widniał przeszkolny budynek. Nie zgodziłem się
na taką wersję, bo uznałem, że obiekt będzie za drogi w eksploatacji.
Uzgodniliśmy więc, że najlepsza będzie stojąca od strony torów murowana hala z
wieżyczką, jak na kolei warszawsko - wiedeńskiej - opowiada.

PKP uważają, że Dworzec Główny jest zbędny. - Funkcji komunikacyjnej się tam
nie przewiduje - ucina rozmowę Bożena Ciszewska, wicedyrektor z Zakładu
Nieruchomości PKP.

Decyzja PKP zaniepokoiła urbanistów, którzy uważają, że pozbycie się terenu i
zaprzepaszczenie możliwości budowy tam stacji nie wyjdzie na zdrowie układowi
komunikacyjnemu Warszawy. Henryk Kozłowski, kierownik pracowni infrastruktury w
Centralnym Biurze Projektowo - Badawczym Budownictwa Kolejowego Kol - Projekt
podkreśla, że stacja jest niezbędna dla rozwoju linii legionowskiej i
piaseczyńskiej oraz usprawnienia dojazdu z Okęcia w ramach inwestycji Terminal
2.

- Zabudowa dworca mogłaby powstać w podobny sposób jak na Wileńskim: na górze
komercja, na dole tory - proponuje.

Urbanista bije na alarm. - W miejscu Dworca Głównego powinien być zlokalizowany
przynajmniej jeden peron. Jedyna szansa ocalenia tego terenu dla komunikacji
jest teraz, przed sprzedażą i wydaniem zgody na jakąkolwiek inwestycję.
Możliwość budowy peronu zostanie zaprzepaszczona, jeżeli nie zobowiąże się do
tego nabywcy działki - mówi i podkreśla, że zachowania Dworca Głównego chcą
zarówno starosta piaseczyński , jak i legionowski.
Jacek Zdrojewski, wiceprezydent miasta obiecuje zająć się tą sprawą. - Nie wiem
jeszcze co można zrobić, teren nie jest nasz - zatrzega.

Henryk Kozłowski - zajmuje się planowaniem układu komunikacyjnego dojazdów do
Warszawy. Rok temu na zlecenie miasta i władz PKP przygotował koncepcję
modernizacji linii kolejowych wokół Warszawy. Potem opracował układ
infrastruktury torowej na potrzeby budowy nowego terminalu, który dzięki
połączeniom kolejowym miałby błyskawiczne połączenie z Centrum.

Agnieszka Korniłow
10-10-2001 00:04





Temat: Taśmy Oleksego
Oleksy sypie kolegów z lewicy

"Oluś zawsze był krętaczem i to małym krętaczem" - tak Józef Oleksy mówi o Aleksandrze Kwaśniewskim i zarzuca mu, że nielegalnie dorobił się majątku. Były SLD-owski premier został nagrany w biurze biznesmena, Aleksandra Gudzowatego. Taśmy trafiły do prokuratury. Dotarł do nich DZIENNIK.

Rozmowa Oleksego z Gudzowatym odbyła się 14 września 2006 roku. Były premier zamierzał wypytać, co biznesmen chce zrobić z informacjami o prowokacji łapówkarskiej, w którą zamieszani byli ludzie z otoczenia Leszka Millera. Informacje te podał dwa dni wcześniej DZIENNIK. Trzygodzinna pogawędka polityka i biznesmena została nagrana przez ochronę Gudzowatego.

Przeczytaj fragmenty stenogramu rozmowy Oleksego z Gudzowatym.

Przy obiedzie i winie Oleksy opowiada o łapówkach, przekrętach i majątkach polityków. Najcięższe oskarżenia kieruje w stronę byłego prezydenta. Oleksy twierdzi, że Aleksander Kwaśniewski i jego małżonka nigdy nie będą w stanie wyliczyć się z ogromnego majątku.

"Olejniczak narcyz, Szmajdziński buc nadęty"

Oleksy mówi konkretnie. O 400-metrowym apartamencie w Wilanowie, o domu wraz z posiadłością w Kazimierzu nad Wisłą, rezydencji w Jazgarzewie koło Piaseczna, wreszcie o drogich zegarkach, które nosi były prezydent. "Żeby nie wiem jak się naharował, to nie uzbiera tyle, ile potrzebuje na wylegitymizowanie tego" - ocenia były lider SLD.

Nie oszczędza też innych partyjnych kolegów. Opowiada, że w sierpniu 2006 roku syn Leszka Millera, Leszek junior, poszukiwał domu do miliona dolarów. Tłumaczy, że dostał tę wiadomość poufnie od właścicielki agencji nieruchomości, do której zgłosił się młody Miller: "On w swoim imieniu zlecił poszukiwanie domu (...) Nie boi się, kur..."

Wystawia także cenzurki innym politykom SLD. O Wojciechu Olejniczaku, nowym przywódcy lewicy, mówi: "Jak narcyz. Nic nie umie, w żadnym języku słowa nie umie. To jest lider młodej, europejskiej lewicy?! Do cholery". Nie lepiej myśli o szefie klubu SLD, Jerzym Szmajdzińskim: "Nie rozmawiam z nim w ogóle. Uważam go za buca nadętego". Twierdzi, że Marek Borowski fałszował wydatki na kampanię wyborczą SdPl. Zdradza, że Krzysztof Janik jest "po cichu” zatrudniony u Jerzego Urbana.

"Będę jak brzytwa"

Wyznania Oleksego są szokujące i odsłaniają nieznane dotąd kulisy polskiej polityki. "Lewica nie jest wspólnot ludzi i poglądów. A partia, która nie jest wspólnotą ludzi i poglądów, jest niczym. Jest grupką karierowiczów, którzy chcą bez przerwy stanowisk. I tak jest. Szmajdziński, Janik, ten cały Olejniczak. To wszystko są ambicjonerzy" - odpowiada były premier i przyznaje, że za rządów SLD "szły przekręty”.

Całą swoją formację podsumowuje tak: "Żadnemu nie wierzę z lewicy. Wszyscy są upaprani w różne kombinacje, interesy". A najlepsze zdanie ma o sobie: "Ja bardzo dużo czytam, odświeżam umysł i kur... będę jak brzytwa".

Nagranie przed kilkoma dniami trafiło do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która prowadzi śledztwo w sprawie gróźb pod adresem Gudzowatego i jego najbliższych.

Żródło: Dziennik




Temat: znów ci ochroniarze Gudzowatego - teraz Łysy
dla nas nic nowego, ale rzecz jest niezła


Oleksy sypie kolegów z lewicy

"Oluś zawsze był krętaczem i to małym krętaczem" - tak Józef Oleksy mówi o Aleksandrze Kwaśniewskim i zarzuca mu, że nielegalnie dorobił się majątku. Były SLD-owski premier został nagrany w biurze biznesmena, Aleksandra Gudzowatego. Taśmy trafiły do prokuratury. Dotarł do nich DZIENNIK.

Rozmowa Oleksego z Gudzowatym odbyła się 14 września 2006 roku. Były premier zamierzał wypytać, co biznesmen chce zrobić z informacjami o prowokacji łapówkarskiej, w którą zamieszani byli ludzie z otoczenia Leszka Millera. Informacje te podał dwa dni wcześniej DZIENNIK. Trzygodzinna pogawędka polityka i biznesmena została nagrana przez ochronę Gudzowatego.

Przy obiedzie i winie Oleksy opowiada o łapówkach, przekrętach i majątkach polityków. Najcięższe oskarżenia kieruje w stronę byłego prezydenta. Oleksy twierdzi, że Aleksander Kwaśniewski i jego małżonka nigdy nie będą w stanie wyliczyć się z ogromnego majątku.

Oleksy mówi konkretnie. O 400-metrowym apartamencie w Wilanowie, o domu wraz z posiadłością w Kazimierzu nad Wisłą, rezydencji w Jazgarzewie koło Piaseczna, wreszcie o drogich zegarkach, które nosi były prezydent. "Żeby nie wiem jak się naharował, to nie uzbiera tyle, ile potrzebuje na wylegitymizowanie tego" - ocenia były lider SLD.

Nie oszczędza też innych partyjnych kolegów. Opowiada, że w sierpniu 2006 roku syn Leszka Millera, Leszek junior, poszukiwał domu do miliona dolarów. Tłumaczy, że dostał tę wiadomość poufnie od właścicielki agencji nieruchomości, do której zgłosił się młody Miller: "On w swoim imieniu zlecił poszukiwanie domu (...) Nie boi się, kur..."

Wystawia także cenzurki innym politykom SLD. O Wojciechu Olejniczaku, nowym przywódcy lewicy, mówi: "Jak narcyz. Nic nie umie, w żadnym języku słowa nie umie. To jest lider młodej, europejskiej lewicy?! Do cholery". Nie lepiej myśli o szefie klubu SLD, Jerzym Szmajdzińskim: "Nie rozmawiam z nim w ogóle. Uważam go za buca nadętego". Twierdzi, że Marek Borowski fałszował wydatki na kampanię wyborczą SdPl. Zdradza, że Krzysztof Janik jest "po cichu” zatrudniony u Jerzego Urbana.

Wyznania Oleksego są szokujące i odsłaniają nieznane dotąd kulisy polskiej polityki. "Lewica nie jest wspólnot ludzi i poglądów. A partia, która nie jest wspólnotą ludzi i poglądów, jest niczym. Jest grupką karierowiczów, którzy chcą bez przerwy stanowisk. I tak jest. Szmajdziński, Janik, ten cały Olejniczak. To wszystko są ambicjonerzy" - odpowiada były premier i przyznaje, że za rządów SLD "szły przekręty”.

Całą swoją formację podsumowuje tak: "Żadnemu nie wierzę z lewicy. Wszyscy są upaprani w różne kombinacje, interesy". A najlepsze zdanie ma o sobie: "Ja bardzo dużo czytam, odświeżam umysł i kur... będę jak brzytwa".

Nagranie przed kilkoma dniami trafiło do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która prowadzi śledztwo w sprawie gróźb pod adresem Gudzowatego i jego najbliższych.

Michał Majewski, Paweł Reszka


http://www.dziennik.pl/De...ArticleId=36592



Temat: Polityka
ZARZUTY WOBEC KWAŚNIEWSKIEGO
2007-03-22 01:10 Aktualizacja: 2007-03-22 01:55
Oleksy sypie kolegów z lewicy
"Oluś zawsze był krętaczem i to małym krętaczem" - tak Józef Oleksy mówi o Aleksandrze Kwaśniewskim i zarzuca mu, że nielegalnie dorobił się majątku. Były SLD-owski premier został nagrany w biurze biznesmena, Aleksandra Gudzowatego. Taśmy trafiły do prokuratury. Dotarł do nich DZIENNIK.
Rozmowa Oleksego z Gudzowatym odbyła się 14 września 2006 roku. Były premier zamierzał wypytać, co biznesmen chce zrobić z informacjami o prowokacji łapówkarskiej, w którą zamieszani byli ludzie z otoczenia Leszka Millera. Informacje te podał dwa dni wcześniej DZIENNIK. Trzygodzinna pogawędka polityka i biznesmena została nagrana przez ochronę Gudzowatego.
Przy obiedzie i winie Oleksy opowiada o łapówkach, przekrętach i majątkach polityków. Najcięższe oskarżenia kieruje w stronę byłego prezydenta. Oleksy twierdzi, że Aleksander Kwaśniewski i jego małżonka nigdy nie będą w stanie wyliczyć się z ogromnego majątku.
Oleksy mówi konkretnie. O 400-metrowym apartamencie w Wilanowie, o domu wraz z posiadłością w Kazimierzu nad Wisłą, rezydencji w Jazgarzewie koło Piaseczna, wreszcie o drogich zegarkach, które nosi były prezydent. "Żeby nie wiem jak się naharował, to nie uzbiera tyle, ile potrzebuje na wylegitymizowanie tego" - ocenia były lider SLD.
Nie oszczędza też innych partyjnych kolegów. Opowiada, że w sierpniu 2006 roku syn Leszka Millera, Leszek junior, poszukiwał domu do miliona dolarów. Tłumaczy, że dostał tę wiadomość poufnie od właścicielki agencji nieruchomości, do której zgłosił się młody Miller: "On w swoim imieniu zlecił poszukiwanie domu (...) Nie boi się, kur..."
Wystawia także cenzurki innym politykom SLD. O Wojciechu Olejniczaku, nowym przywódcy lewicy, mówi: "Jak narcyz. Nic nie umie, w żadnym języku słowa nie umie. To jest lider młodej, europejskiej lewicy?! Do cholery". Nie lepiej myśli o szefie klubu SLD, Jerzym Szmajdzińskim: "Nie rozmawiam z nim w ogóle. Uważam go za buca nadętego". Twierdzi, że Marek Borowski fałszował wydatki na kampanię wyborczą SdPl. Zdradza, że Krzysztof Janik jest "po cichu” zatrudniony u Jerzego Urbana.
Wyznania Oleksego są szokujące i odsłaniają nieznane dotąd kulisy polskiej polityki. "Lewica nie jest wspólnot ludzi i poglądów. A partia, która nie jest wspólnotą ludzi i poglądów, jest niczym. Jest grupką karierowiczów, którzy chcą bez przerwy stanowisk. I tak jest. Szmajdziński, Janik, ten cały Olejniczak. To wszystko są ambicjonerzy" - odpowiada były premier i przyznaje, że za rządów SLD "szły przekręty”.
Całą swoją formację podsumowuje tak: "Żadnemu nie wierzę z lewicy. Wszyscy są upaprani w różne kombinacje, interesy". A najlepsze zdanie ma o sobie: "Ja bardzo dużo czytam, odświeżam umysł i kur... będę jak brzytwa".
Nagranie przed kilkoma dniami trafiło do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która prowadzi śledztwo w sprawie gróźb pod adresem Gudzowatego i jego najbliższych.

Zawsze wiedziałem ze te lewe skur..... to złodzieje !!!!!



Temat: JAKĄ PRZYSZŁOŚĆ MA KRAJ
OLEKSY O SLD ! HEHEHE ! DOSKONALE !!!!!!!!!!!!

Oleksy sypie kolegów z lewicy

"Oluś zawsze był krętaczem i to małym krętaczem" - tak Józef Oleksy mówi o Aleksandrze Kwaśniewskim i zarzuca mu, że nielegalnie dorobił się majątku. Były SLD-owski premier został nagrany w biurze biznesmena, Aleksandra Gudzowatego. Taśmy trafiły do prokuratury. Dotarł do nich DZIENNIK.

Rozmowa Oleksego z Gudzowatym odbyła się 14 września 2006 roku. Były premier zamierzał wypytać, co biznesmen chce zrobić z informacjami o prowokacji łapówkarskiej, w którą zamieszani byli ludzie z otoczenia Leszka Millera. Informacje te podał dwa dni wcześniej DZIENNIK. Trzygodzinna pogawędka polityka i biznesmena została nagrana przez ochronę Gudzowatego.

Przy obiedzie i winie Oleksy opowiada o łapówkach, przekrętach i majątkach polityków. Najcięższe oskarżenia kieruje w stronę byłego prezydenta. Oleksy twierdzi, że Aleksander Kwaśniewski i jego małżonka nigdy nie będą w stanie wyliczyć się z ogromnego majątku.

Oleksy mówi konkretnie. O 400-metrowym apartamencie w Wilanowie, o domu wraz z posiadłością w Kazimierzu nad Wisłą, rezydencji w Jazgarzewie koło Piaseczna, wreszcie o drogich zegarkach, które nosi były prezydent. "Żeby nie wiem jak się naharował, to nie uzbiera tyle, ile potrzebuje na wylegitymizowanie tego" - ocenia były lider SLD.

Nie oszczędza też innych partyjnych kolegów. Opowiada, że w sierpniu 2006 roku syn Leszka Millera, Leszek junior, poszukiwał domu do miliona dolarów. Tłumaczy, że dostał tę wiadomość poufnie od właścicielki agencji nieruchomości, do której zgłosił się młody Miller: "On w swoim imieniu zlecił poszukiwanie domu (...) Nie boi się, kur..."

Wystawia także cenzurki innym politykom SLD. O Wojciechu Olejniczaku, nowym przywódcy lewicy, mówi: "Jak narcyz. Nic nie umie, w żadnym języku słowa nie umie. To jest lider młodej, europejskiej lewicy?! Do cholery". Nie lepiej myśli o szefie klubu SLD, Jerzym Szmajdzińskim: "Nie rozmawiam z nim w ogóle. Uważam go za buca nadętego". Twierdzi, że Marek Borowski fałszował wydatki na kampanię wyborczą SdPl. Zdradza, że Krzysztof Janik jest "po cichu” zatrudniony u Jerzego Urbana.

Wyznania Oleksego są szokujące i odsłaniają nieznane dotąd kulisy polskiej polityki. "Lewica nie jest wspólnot ludzi i poglądów. A partia, która nie jest wspólnotą ludzi i poglądów, jest niczym. Jest grupką karierowiczów, którzy chcą bez przerwy stanowisk. I tak jest. Szmajdziński, Janik, ten cały Olejniczak. To wszystko są ambicjonerzy" - odpowiada były premier i przyznaje, że za rządów SLD "szły przekręty”.

Całą swoją formację podsumowuje tak: "Żadnemu nie wierzę z lewicy. Wszyscy są upaprani w różne kombinacje, interesy". A najlepsze zdanie ma o sobie: "Ja bardzo dużo czytam, odświeżam umysł i kur... będę jak brzytwa".

Nagranie przed kilkoma dniami trafiło do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która prowadzi śledztwo w sprawie gróźb pod adresem Gudzowatego i jego najbliższych.

Michał Majewski, Paweł Reszka



Temat: Wielomilionowe odszkodowania zapłaci gmina Piaseczno!
marek77 to chyba o Tobie byłe reportaż w Kurierze Południowym?
kurierpoludniowy.pl/?wyd=pno&page=artykul&id=1782

Od kilku lat mieszkańcy Piaseczna z obszaru części Piaseczna walczyli o zmianę planu zagospodarowania przestrzennego na wykluczający zabudowę wielorodzinną. Ma on uchronić domy jednorodzinne przed sąsiedztwem blokowisk. Obecnie trwają prace nad nowym planem, zgodnym z oczekiwaniami mieszkańców. Jednak zdaniem jednego z właścicieli działek zmiana ta spowoduje ogromny spadek wartości nieruchomości.

W niedzielę do skrzynek pocztowych mieszkańców z obszaru ograniczonego ulicami Szpitalną, Korczaka, Zagajnikową, Sienkiewicza, Gerbera i Czajewicza trafiło pismo od jednego z właścicieli działki. Marej Gwiazdowski z Biura Nieruchomości Magnes z Piaseczna nawołuje do oprotestowania projektu nowego planu zagospodarowania przestrzennego dla tej części miasta, który zakłada m. in. budownictwo wyłącznie jednorodzinne i zmniejszenie dopuszczalnej wysokości zabudowy do 12 metrów.
We wtorek mieszkańcy otrzymali kolejne pismo - tym razem obszerniejsze. Mogli przeczytać m. in., że projekt nowego planu zakłada bardzo niekorzystne dla nich zmiany, bo po jego wprowadzeniu, działki mogą stracić na wartości nawet do 80 procent. „(...) Nie dajmy się okraść gminie w imię interesów kilku panów z naszej okolicy. Kto dziś nie protestuje nie będzie mógł się ubiegać o odszkodowanie za utratę wartości działki (...)”- czytamy w piśmie Marka Gwiazdowskiego.

Wartość nie jest istotna
-Logiczne jest, że jeśli działki mogą być przeznaczone pod zabudowę wielorodzinną, są droższe, nawet o kilkaset procent. Deweloper będzie chciał zapłacić za taką działkę więcej, bo po wybudowaniu inwestycji i tak zarobi - mówi Krzysztof Zieliński, dyrektor Grupy Meritum Nieruchomości z Piaseczna, którego poprosiliśmy o opinię. - Jeżeli plan będzie dopuszczał tylko budowę jednorodzinną, wartość nieruchomości znacznie spadnie.
-Nas nie interesuje to, ile kosztują nasze działki. Po co mamy je sprzedawać? - pyta retorycznie mieszkanka. - My chcemy tu żyć, zachowując dotychczasowy charakter tych ulic. Nie chcemy tu bloków i nie zależy nam na tym, żeby te działki miały nie wiadomo jak wielką wartość. Poza tym, jeśli powstałyby tu jakieś domy wielorodzinne, to nasze działki dopiero wtedy straciły by poważnie na wartości.

Pismo namieszało
Mieszkańcy są oburzeni nawoływaniem do protestu. Dlaczego? Bo od czterech lat walczyli o zmianę planu na wykluczający zabudowę wielorodzinną. - Ten pan, który tak protestuje, ma małą działkę na ul. Mickiewicza i chciał wybudować tam dom wielorodzinny na ponad 30 rodzin - mówi jedna z mieszkanek, prosząc o anonimowość i zaznaczając jednocześnie, że występuje w imieniu ok. 200 osób (mniej więcej tyle podpisało się ponad dwa lata temu pod protestem, w którym żądano zmian w zapisach planu zagospodarowania przestrzennego). - Okoliczni mieszkańcy oprotestowali inwestycję i ten pan nie dostał pozwolenia na budowę. Wszyscy jesteśmy za nowym planem, projekt powstał na nasz wniosek. On po prostu chce doprowadzić do realizacji swoich inwestycji, które dla nas będą szkodliwe.
Pismo wprowadziło wiele zamieszania, bo okolice zamieszkuje sporo starszych osób, które zaczęły zastanawiać się nad sensem zmiany planu. - Zawiązaliśmy komitet, który wyjaśnia zamiary tego pisma - informuje mieszkanka. - Członkowie komitetu chodzą teraz od domu do domu i wyjaśniają, że nowy plan zagwarantuje nam spokój.

Będzie protestował
Postępowaniem autora pisma zaskoczony jest urząd gminy. - Zdecydowana większość mieszkańców z tego obszaru wnioskowała o zmianę planu zagospodarowania przestrzennego. Wnosili o ograniczenie funkcji zabudowy do budownictwa jednorodzinnego, wprowadzenie powierzchni biologicznie czynnej oraz ograniczenie wysokości zabudowy - potwierdza Łukasz Wyleziński kierownik Biura Promocji i Informacji. - Swoje stanowisko mieszkańcy potwierdzili podczas procedury planistycznej, a także podczas niedawno zorganizowanej dyskusji publicznej. Jesteśmy zdziwieni postępowaniem tego pana, bo powołuje się on na dobro mieszkańców, a tak naprawdę, gdyby plan nie został zmieniony, to większości mógłby zaszkodzić. Chcielibyśmy zachować historyczny, willowy charakter w tej części miasta. Mówienie o robieniu interesów przez gminę, w tym kontekście jest po prostu niepoważne.

Obecnie plan jest w trakcie wyłożenia. Autor apelu do mieszkańców zapowiada, że będzie protestował przeciw jego nowym zapisom, jego zdaniem krzywdzącym nie tylko jego, ale i wszystkich mieszkańców. - Ograniczenie wysokości zabudowy do 12 metrów jest jak najbardziej słuszne - stwierdza Marek Gwiazdowski. - Nie chodzi o to, by stawiać tam wysokie bloki. Niesłuszny jest natomiast zapis, dający możliwość wyłącznie zabudowy jednorodzinnej. W dodatku nie jest on zgodny z prawem, bo w studium uwarunkowań zapisano, że na tym terenie dopuszcza się także zabudowę wielorodzinną.

Zbyt rygorystyczny
Zdaniem Marka Gwiazdowskiego plan powinien zezwalać na budowę większych domów, chociażby apartamentowców. - Nowy plan jest zbyt rygorystyczny, wylewa dziecko razem z kąpielą. Rozumiem, że ma nie szkodzić mieszkańcom, ale niech to dotyczy wszystkich, tymczasem szkodzi mi oraz innym, którzy może chcieliby np. sprzedać swoje nieruchomości.

Marek Gwiazdowski nie chce zdradzić zamiarów co do swojej nieruchomości. - To czy ją sprzedam, czy coś tam powstanie, to moje prywatne sprawy - ucina. - Zapewniam jednak, że zarówno ja, jak i liczne grono osób będziemy protestować przeciwko nowemu planowi. Jeżeli mimo to plan zostanie przyjęty, gmina będzie musiała przygotować się na wypłatę odszkodowań za spadek wartości naszych nieruchomości.

- Temat ewentualnych odszkodowań reguluje art. 36 ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Właściciel działki będzie musiał udowodnić, że w związku ze zmianą planu jego nieruchomość straciła na wartości - informuje Łukasz Wyleziński z BPiI. - Problem nie dotyczy większości mieszkańców przywiązanych do swoich domów. Oni mogą jedynie zyskać, mając pewność, że obok nie wyrośnie nie pasujący do krajobrazu wieżowiec.

Mieszkańców również nie przekonują żadne argumenty ani zapewnienia autora apelu. - Oczywiste jest, że pan Gwiazdowski chce załatwić swoje sprawy naszymi rękami - stwierdza jedna z mieszkanek. - A my nie mamy zamiaru się stąd wyprowadzać, ani żyć w otoczeniu bloków czy apartamentowców. Chcemy mieć spokój na naszych ulicach. Niech ten pan nie udaje, że jest takim dobrym Świętym Mikołajem.




Temat: Pan na wieżowcach (Rzeczpospolita)
Drugie życie Abe'a Goldberga

Najbardziej poszukiwany "biały kołnierzyk" w historii Australii stał się
prawdziwym magnatem na warszawskim rynku nieruchomości

Kiedy na początku lat 90. imperium Goldberga legło w gruzach, jego samego
dawno już nie było w Australii. Wpadły tylko płotki. Jego bliska
współpracownica została skazana za oszustwa na pięć lat i wyszła już z
więzienia. Ale główny podejrzany, na którym ciąży 17 zarzutów o oszustwa i
malwersacje na kwotę 1,5 miliarda dolarów amerykańskich, skutecznie wymknął
się obławie. W ostatniej chwili wyjechał do Londynu i ślad po nim zaginął.
Wraz z nim zniknęły najważniejsze dokumenty firmy.

Ucieczka 76-letniego miliardera to jedna z największych porażek
australijskiego wymiaru sprawiedliwości. Bezskuteczne polowanie na
Goldberga to prawdopodobnie najkosztowniejsze i najdłuższe poszukiwania
zbiega w historii Australii. Mimo to podejrzany o doprowadzenie do
największej w historii kraju afery finansowej bez problemu zdołał uciec i
na 15 lat zapadł się pod ziemię.

Polowanie

Dwa lata po ucieczce Goldberga australijscy dziennikarze odkryli, że część
jego korespondencji do prawników jest wysyłana z pokoju w hotelu Holiday
Inn w Warszawie. Prawnicy biznesmena potwierdzili, że chce on osiedlić się
w Polsce, gdzie zamierza doradzać firmie z branży tekstylnej. To był
ostatni ślad, że poszukiwany bogacz żyje.

Ale później Goldberg zapadł się pod ziemię. Zatarł ślady tak skutecznie, że
trudno było nawet ustalić, czy podana 13 lat temu przez jego prawników
wersja jest prawdziwa i naprawdę przebywa on w Polsce, czy może to tylko
fałszywy trop. Polowanie trwało.

Na jego ślad dopiero niedawno wpadł reporter australijskiego tygodnika "The
Bulletin" Eric Ellis. Udało mu się ustalić, że Goldberg jest związany z
warszawską firmą, w której nazwie znajduje się słowo "Oxford". Eric
poprosił "Rz" o pomoc w znalezieniu Goldberga. Jego spółkę znaleźliśmy bez
większych problemów. Oxford Group jest znana na rynku nieruchomości,
niedawno kupiła dawny wieżowiec Elektrimu w centrum stolicy, przy ul.
Chałubińskiego (patrz ramka). Od razu zmieniła jego nazwę. Jeden z
pierwszych w Warszawie drapaczy chmur ochrzciła "Oxford Tower". Biuro
Goldberga mieści się na 23. piętrze.

Azyl w Warszawie

Ustaliliśmy, że Goldberg jest obywatelem polskim. Od kilku lat mieszka na
warszawskim Służewcu w okazałym apartamentowcu przy ul. Cypryjskiej.
Budynek jest dobrze strzeżony, wejścia pilnuje ochroniarz, osłonięty
krzewami podjazd skrywa wjazd do podziemnego garażu.

Obywatelem Polski Goldberg został na początku lat 90. Nie było to trudne,
ponieważ urodził się on w Polsce. Cudem ocalony z Holokaustu, w 1948 roku
wyjechał przez Niemcy do Australii.

W Polsce przyjął panieńskie nazwisko swojej żony i na kilka lat stał się
Aleksandrem Kadyksem. Dziś Goldberg, w rozmowie z australijskim
dziennikarzem, wykręca się od odpowiedzi na pytanie, dlaczego zmienił
nazwisko. - Bo tak chciałem - odpowiada.
Nowe nazwisko zapewniało mu możliwość nieograniczonego podróżowania.
Goldberg, który obawiał się aresztowania podczas podróży zagranicznej,
wiedział, że władze australijskie nie znają jego nowej tożsamości.

Jednak czuć się bezpiecznie mógł tylko w Warszawie. Jako posiadacz
polskiego obywatelstwa nie mógł zostać wydany Australii. W 1997 roku znów
zmienił nazwisko. Wrócił do nazwiska Goldberg, odtąd nie był jednak
Abrahamem, ale Aleksandrem.

Tęsknota za stekami

Aleksander Goldberg bardzo dba o swoją prywatność. Boi się pokazać
publicznie swoją twarz. Starannieunika aparatu fotograficznego i
kategorycznie nie zgadza się na zrobienie zdjęcia. Nawet kiedy pokazuje
galerię zdjęć swojego wspólnika Zygmunta Rolata, ze sławnymi politykami,
podkreśla, że nie ma go na żadnym, bo on nigdy nie pozuje do fotografii.
Nie chciał się spotkać z dziennikarzem "Rz". Wyjątek zrobił dla
dziennikarzy australijskiego "The Bulletin" Erica Ellisa i Prestona Smitha,
którzy wspólnie z "Rz" odnaleźli Goldberga. W półgodzinnej rozmowie
twierdził, że nie czuje się winny. Starannie unikał też tematu pieniędzy.
Pytany, czy inwestuje zdefraudowane pieniądze, uparciepowtarzał, że nie
wziął z Australii ani centa. Zapewniał, że wszystkie inwestycje prowadzi na
kredyt. - Mogę kupić wiele. Nie jestem biednym człowiekiem - tłumaczył. -
Mam partnerów, którzy dają pieniądze. Czy jest milionerem? - Może moja
rodzina - odpowiada.

Goldberg nie ukrywa, że w obawie przed aresztowaniem prawdopodobnie już
nigdy nie wróci do Australii. - Czuję się tu szczęśliwy. Po co miałbym
wracać? - pyta. Czego mu najbardziej brakuje? - Steków z restauracji Vlados
w Melbourne - mówi z ironią i dodaje: - Chcę żyć tutaj, w Polsce, swoim
życiem, które wybrałem.

BERTOLD KITTEL

* * * * * *

Pan na wieżowcach
Warszawskie interesy biznesmena

Po ucieczce z Australii i zamieszkaniu w Polsce Goldberg intensywnie
inwestował w nieruchomości. Przejmował firmy, kupował budynki i
nieruchomości, które potem sprzedawał. On sam lub jego najbliżsi krewni
byli lub są współwłaścicielami spółek, do których należały najbardziej
znane warszawskie budynki. Metropol Group jest współwłaścicielem Błękitnego
Wieżowca przy pl. Bankowym, a Oxford Group niedawno kupiła dawny wieżowiec
Elektrimu przy ul. Chałubińskiego. Do tego doliczyć trzeba powstające
Centrum Jagiellońska w Warszawie, centrum logistyczne w Piasecznie,
biurowiec Norway House przy ul. Lwowskiej 19 i apartamentowiec przy al.
Jana Pawła 61, oraz apartamentowiec, gdzie mieszka Goldberg, Dom Wilanowski
przy ul. Cypryjskiej w Warszawie. W sumie powiązanych z nim firm jest lub
było w przeszłości ok. 20, m.in. spółka RNS, Agencja Inwestycyjna,
Doradztwo Handlowe. Goldberg tłumaczy, że kupuje firmy, rozkręca je, potem
sprzedaje. Twierdzi, że obecnie jego jedynym przedsięwzięciem jest Oxford
Group. Goldberg prowadzi także działalność charytatywną, wspierając
Stowarzyszenie Dzieci Holokaustu. Wśród najbliższych partnerów biznesowych
Goldberga jest m.in. znany amerykański inwestor Zygmunt Rolat. Kilka
przedsięwzięć w przeszłości Goldberg prowadził wspólnie z Ryszardem Oparą,
Polakiem, który wyjechał na emigrację do Australii i tam dorobił się
milionów.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex