Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro księgowe
Temat: Japończycy zbudują u nas fabrykę telewizorów Japończycy zbudują u nas fabrykę telewizorów W Nowej Soli inwestuje firma Funai. To japoński gigant w produkcji telewizyjnych odbiorników plazmowych i LCD. Docelowo pracę znajdzie tam nawet 1200 osób. Japończycy się spieszą, chcą ruszyć z budową fabryki już tej jesieni Według ustaleń "Gazety" pod koniec tego tygodnia Japończycy mają dostać zezwolenie na działalność w Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Zarząd KSSSE ogłosił już przetarg na sprzedaż 8 ha w podstrefie nowosolskiej. Jak na razie jedyną ofertą jest właśnie oferta Japończyków. Kilka dni temu Funai wpłaciło kilkaset tysięcy złotych wadium. Do sfinalizowania transakcji sprzedaży dojdzie najprawdopodobniej na początku listopada w Warszawie. Wtedy to planowane jest uroczyste podpisanie umów. Kilka dni później w Nowej Soli odbędzie się uroczyste wbicie pierwszej łopaty. Będzie to największa inwestycja w historii działalności naszej Strefy Ekonomicznej. Japończycy deklarują, że zainwestują w Nowej Soli ok. 60 mln euro. Funai jest producentem telewizorów plazmowych i LCD, odtwarzaczy DVD, magnetowidów, a nawet drukarek do fotografii. W Nowej Soli chce produkować właśnie telewizory. Z doświadczeń lubuskich samorządów wynika, że negocjacje z inwestorami z Azji zwykle się ślimaczą. Dla przykładu z japońskim Bridgestone (producent opon) władze Nowej Soli rozmawiały mniej więcej rok, a negocjacje i tak zakończyły się niepowodzeniem. Tym razem wszystko poszło błyskawicznie i trwało zaledwie miesiąc. Nic dziwnego, Japończycy chcą ruszyć z budową fabryki jeszcze tej jesieni, a pierwsze telewizory miałyby zjechać z taśm produkcyjnych już przyszłej wiosny. Jak to możliwe? Według naszych informacji załatwianie formalności idzie w ekspresowym tempie. Gotowy jest już projekt fabryki, Japończycy szukają w Nowej Soli miejsc na swoje biura, w ciągu kilku najbliższych dni w mieście spodziewana jest japońska delegacja, która ma dokonać ostatecznego wyboru. Gotowe jest już nawet pozwolenie na budowę. Na początek, przez pierwsze trzy lata pracę w fabryce znajdzie ok. 450 osób, później zatrudnienie ma wzrosnąć nawet do 1200 osób. Funai będzie tym samym największym pracodawcą w regionie. Pierwszy nabór już rozpoczęty. Na stronie internetowej Urzędu Miasta ukazały się ogłoszenia o pracy do azjatyckiej inwestycji. Japończycy poszukują zastępcy kierownika działu księgowości (kierownik ma przyjechać z zakładu macierzystego), tłumacza polsko-japońskiego, kierownika działu produkcji, zastępcy kierownika działu zakupów oraz inżyniera w dziale inżynierii produkcji. Zatrudnienie już od 1 listopada. Władze Nowej Soli i kostrzyńsko-słubickiej strefy milczą na temat japońskiej superinwestycji. - Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia - mówi Wadim Tyszkiewicz, prezydent miasta. To samo usłyszeliśmy od prezesa strefy Krzysztofa Dołganowa. To już kolejny inwestor w nowosolskiej podstrefie. Do tej pory swoje fabryki postawił tam niemiecki Nord, potentat w produkcji napędów, i francuska firma BCC, producent samochodów specjalnych. Swoją fabrykę buduje również Groclin. Nowa Sól jako miejsce potencjalnej inwestycji brana była pod uwagę również przez takich potentatów jak Bridgestone, Colgate, Asus czy Sharp. Nadal jest szansa, że fabryka hi-tech powstanie również w Gorzowie, którym interesuje się tajwański koncern elektroniczny TVP Technology. To obecnie największy producent monitorów LCD na świecie. Produkuje m.in. dla takich firm jak Sony, Grundig i HP oraz sprzedaje także pod własną marką AOC. Koncern planuje do końca 2007 r. wybudować w Gorzowie fabrykę za 400 mln zł i zatrudnić 1,5 tys. osób. Teren pod przyszłą inwestycję został już zaakceptowany przez inwestora. /Wyborcza/ Temat: Chcesz pomóc?? Zgodnie z artykułem 27 Ustawy o działalności pożytku publicznego i wolontariacie od 1 stycznia tego roku każdy podatnik - osoba fizyczna może w zeznaniu rocznym (PIT36 lub PIT37) pomniejszyć kwotę należnego podatku o kwotę przekazaną na rzecz organizacji pożytku publicznego do wysokości odpowiadającego 1% należnego podatku , pod warunkiem , że kwotę tę podatnik w okresie od 1 stycznia tego roku do momentu złożenia zeznania wpłacił na konto organizacji pożytku publicznego. Więcej informacji na ten temat można uzyskać także w serwisie: www.ksiegowosc.ngo.pl oraz na stronach www.jedenprocent.pl, administrowanych przez Akademię Rozwoju Filantropii w Polsce. Proponuję wpłacanie pieniędzy na konot fundacji "Zwierzęta Eulali". Fundację powołano w celu popularyzowania i rozwoju sportów konnych oraz sportów z użyciem zwierząt zaprzęgowych, a przede wszystkim propagowania idei humanitarnego stosunku do zwierząt. Ma też na celu wspomaganie budowy schronisk dla bezdomnych czworonogów. www.eulalia.pl 11-700 Mrągowo, ul. Giżycka 6, tel. +48 (0-89) 741-16-85 , fax: 741-16-86 tel. kom. 0606648799 KONTO FUNDACJI BANK PEKAO S.A. Oddział w Mrągowie 93124016171111000013708919 NIP 742-18-27-686 KRS: 38479 REGON: 510720113 bazy.ngo.pl/search/info.asp?id=59918&p=daneOgolne 1 proc. podatku na organizacje pożytku publicznego (IAR, pr/07.01.2005) Do końca kwietnia możemy przekazać 1 procent swojego podatku za rok ubiegły na rzecz organizacji pożytku publicznego. O kwotę tej darowizny fiskus pomniejszy nam podatek. Organizacje pożytku publicznego, które możemy wesprzeć swoją darowizną to różne stowarzyszenia , kluby, towarzystwa i fundacje dobroczynne. Lista tych organizacji znajduje się na stronie internetowej Ministerstwa Sprawiedliwości i liczy już ponad 2200 podmiotów. Wicedyrektor Biura Komunikacji Społecznej resortu finansów Anna Adamkiewicz przypomina, że dokonane wpłaty powinny być udokumentowane. Dowód wpłaty na rachunek bankowy organizacji pożytku publicznego powinien zawierać: imię, nazwisko oraz adres wpłacającego, kwotę dokonanej wpłaty a także nazwę organizacji, na rzecz której jej dokonano. 1 procent swojego podatku na organizacje pożytku publicznego możemy wpłacać od 1 stycznia do dnia złożenia zeznania podatkowego. Dla składających zeznania PIT-36 i PIT-37 jest to 30 kwietnia. Jedynie składający zeznanie PIT- 28 mają termin do końca stycznia. Fiskus zdecydował, że 1 procentu swojego podatku nie będą mogli przekazać organizacjom pożytku publicznego prowadzący działalność gospodarczą, opodatkowaną 19-procentową stawką. Ekspert Centrum im.Adama Smitha Andrzej Sadowski powiedział, że nasze społeczeństwo, choć w znaczącej części ubogie jest szczodre. Większe możliwości niesienia pomocy ma niezbyt liczna elita. To ona z przyczyn moralnych, a nie z powodu ewentualnych korzyści podatkowych powinna dzielić się z potrzebującymi - uważa Andrzej Sadowski. W ubiegłym roku z możliwości przekazania jednego procentu swojego podatku na rzecz organizacji pożytku publicznego, skorzystało jedynie kilkadziesiąt tysięcy podatników. podatki.onet.pl/1034373,1,0,wiadomosci.html Temat: Wspólnota Mieszkaniowa nie zrozumiał, nie zrozumiał... co do woli oszczędzania - jak najbardziej, ale z zachowaniem pewnego minimum. Podoba mi się, że mamy dobrą ekipe sprzątającą - nie zawsze tak było. Przynajmniej u nas, gdy była chlapa, nawet popołudniem byłą dryga sesja sprzątania, po porannym programie obowiązkowym. Ustalił się pewnien standard i jest OK, nie wspominając o sprzątaniu terenu i naszych części otoczenia. Już trochę dalej jest koszmarnie, brr. Co do biura - jeśli już jest? Dostęp parterowy jest OK, nadmiernego przepychu tam nie widziałem. Co do etatów - nie wypowiadam się. Pewnie, że chciałbym płacic jak najmniej. Tu trzeba rzucić okiem na to, co niezbędne do zrobienia. 5 osób jest na etacie - trzeba, by zobaczyć czy 3 dałyby sobie radę - to chyba minimum (zarząd-administrator/techniczny/księgowość). Nie pracuję - obliczanie pola prostokąta jest wyjątkowo łatwe - gdy byłem pierwszy raz po prostu spytałem. republika.pl/studioartvision/smb/sbm.html Tam znajdziesz wszystkie powierzchnie w tym budynku - nigdzie nie ma 200m2. Wg mojej wiedzy lokal ma ok. 108 (lub 102 - widac na jednej animacji) - bo powstał z połączenie dwóch najmniejszych "kawalerek" - po 54m2, jakie były zaprojektowane. Bez balkonu, z widokiem na plac zabaw, mur/śmietnik lub garaż. Wolę precyzję liczb - szczególnie jeśli jej brak może być dla kogoś krzywdzący. Więcej nt. równania 200=100 nic do dodania nie mam. Sprawdź, zmierz i napisz jak to jest, każdy może się pomylić. Nie płaciłem w kasie, nie widziałem jej w użyciu. Masz rację. Co do domofonu - chyba masz jakąś umowę - to każdy sobie zamawiał jako usługę ekstra. Mnie nie było stać, nie bardzo wierzę w skuteczność, gdy 2 bramki są bez nadzoru - i tak każdy może wejść z posiadającym "chip". Walcz - ja też chciałbym mieć chip, dawno obiecany, do klatki - bo przy awarii domofonu nie mamy jak wejść do klatek. Zaciemnienie na terenie - nie przesadzasz? Na klatkach działa normalny system - korzystasz - świeci się - nie korzystasz - ciemno. Jaki jest sens oświetlenia non-stop klatki? Jak nie wiesz kto za drzwiami - możesz zawsze prosić o włączenie światła. Nie rozumiem - przecież to standardowe sposoby oszzcędzania energii. Mnie bardziej bolą te niestandardowe, lokatoprskie - np. dotyczące stanu osobowego. Chcesz być we wspólnocie z takimi przedsiębiorczymi, co tylko patrzą jak i co mi jeszcze zabrać - pod hasłem: Wszyscy jesteśmy oszczędni - ale ja NAJBARDZIEJ (i mi z tym dobrze)? W swej istocie - kradzież jest kradzieżą. Nawet 4pln i kilku groszy na miesiąc. Nie mówiąc już o sumach nieco wyższych. Jaki masz pomysł na doprowadzenie do ściągania należności liczonych "od głowy" i płacenia za dewastacje z kieszeni sprawcy a nie z funduszu remontowego? To wg mnie pierwsze pytania do ewentualnych kandydatów na administratorów. Temat: Co robicie kiedy macie wszystkiego dosyć? Na początku jest trudno. Powiem Ci dokładnie jak to wyglądało. W połowie kwetnia tego roku, kiedy skończyłam pisać w kancelarii pozew dla klienta o 2.30 nad ranem stwierdziłam, że albo zwariuję, albo muszę coś zrobić, bo zaczęłam się czuć jak zatyrana 50 letnia kobieta po przejściach, a mam dopiero 25 lat! Muszę powiedzeć w tym miejscu, że zawsze byłam uczciwa aż do nieprzytomności i wiele razy dostałam za to po tyłku. Dlatego postanowiłam najpierw "przygotować grunt", a potem wszystko rzucić - wiesz, załatwianie wszytkich formalności trwa dość długo, znalezienie lokalu itp. Na początku maja podjęłam ostateczną decyzję (moja przyjaciółka również). 7 maja złożyłam podanie o zaległy urlop. Zwisało mi, co szef na to, bo miałam swoje plany i wiedziałam, że zostanę tylko do końca miesiąca. Załatwienie wszystkiego zajęło mi ok. 2 tygodnie. Lokal znalazłam dość szybko - mały 17 metrowy pokoik w bardzo ładnym biurowcu. Niedrogo - 700 zł już z opłatami i podatkiem miesięcznie. W porównaniu z innymi cenami to była naprawdę okazja. W maju udało mi się złapać trochę korepetycji dla studentów prawa - bo wiesz sesja :) i akurat starczyło na pierwszy miesiąc za lokal i na rejestrację vat. Ponieważ jestem niepoprawną społecznicą i wszystkim bym jachętniej pomagała za darmo (dlatego zawsze nie mam kasy), teraz wszyscy ci, którym kiedyś pomogła pomogli mi - Ktoś dał niepotrzebne meble i kwaitki, żeby jakoś ten pokój zagospodarować, ktoś zrobił mi stronę internetową, księgowa, której prowadziłam kiedyś gratisowo sprawę zajęła się bezpłatnie księgowością. Bardzo nie chciałam brać klientów z kancelarii, żeby ukłąd pozostał czysty, ale kilku nawet nie chciało słyszeć o pozostaniu, kiedy mam swoje biuro - to nie były duże sumy (po 50, 100 zł), ale pozwoliły na odłożenie pieniędzy na lokal i zusy za czerwiec. Wieczorem drukowałam ulotki (w stworzyszeniu, w którym za darmo udzielam porad), ogłosiłam się we wszystkich możliwych darmowych serwisach w internecie (zajęcło mi to trzy noce), w gazecie oferta, biegałyśmy z przyjaciółką po przystankach i wieszałyśmy ulotki. Przygotowałam ofertę dla firm i wysyłam ją mailami. Kiedyś pomagałam jednej kobiecie - bardzo wykształconej, ofierze przemocy w rodzinie. Udało się nam doprowadzić do skazania jej męża. Teraz pracuje u mnie jako handlowiec. Układ jest czysty - nie dam jej podstawowej pensji i umowy o pracę, bo mnie na to zwyczajnie nie stać. Dostała za to możliwość zarobienia tyle, ile jej się uda (jest na prowizji)i umowę o dzieło. Cieszy się, że w ogóle ma pracę, a ja mam handlowca. 1 czewrca szef poinformował mnie, że musi zacząć zwalniać prawników, bo kancelaria przynosi straty i zaproponował, żebym została tylko ja jedna. Powiedziałam NIE. Wyobraź sobie - praca za czterech prawników za 1200 zł miesięcznie!! Poinformowałam go też, że zakładam swoją działalność. Nie chciał się jednak ze mną rozstać, dlatego dalej z nim współpracuję, ale na moich warunkach. I tak to się toczy. 1 czerwca odebrałam jeszcze ciepły wpis do ewidencji działalności gospodarczej, nawiązałam kontakt z bardzo fajną mecenas, która zajmuje się reprezentacją w zlecanych jej przeze mnie sprawach i odpala procent. Ulotki zaczynają skutkować. Jakoś to będzie. Wiem, że to była słuszna decyzja. Jako firma współpracujemy już (od dziś!) z ośrodkiem pomocy społęcznej - udzielamy za darmo porad i będziemy prowadzić szkolenia z prawa, poza tym z dwiema innymi fundacjami. Klienci zaczynają sobie nas polecać. Wczoraj dostałam propozycję napisania serii książek prawniczych (wydawnictwo nie prawnicze, ale to zawsze coś!), a w sobotę mam egzamin na aplikację adwokacką. Musi jakoś być! Nie poddam się, żeby nie wiem co. Nie bój się zaczynać. Masz wsparcie w mężu. Nawet nie wiem ile to znaczy. Ja tego nie mam i wiem, jak mi było ciężko. pozdrawiam Temat: Dlaczego przeciwnicy równości płci mają gorzej Gość portalu: barbinator napisał(a): > jednak skoro ciągle pojawiają się ludzie walący niczym z armaty > takimi "argumentami" i żarcikami o luzowaniu smyczy (dno!) czemu dno? wszak to humanitaryzm... wolałabys kobietę na trzydziestocentymetrowym łańcuchu trzymać? I kto tu jest bez serca? > - to chciał nie chciał trzeba się czasem > zniżyć do tego poziomu. nie mnie to rozsądzać :) > Wklejam niżej fragment artykułu potwierdzającego to co napisałaś wyżej o > kobiecej inteligencji - mam zresztą podobne obserwacje. > Chciałabym też dołączyć fragment postu nieobecnej teraz Sagan: > "obcenie szacuje sie, ech, podoba mi sie to. Jak to było... "powszechnie uwaza sie" to w żargonie naukowym znaczy "uwazam tak ja, szef zespołu, oraz moi podwładni" :) > za ok. 10% przyznawanych patentow "idzie do > kobiet" i ok. 11% zespolow, ktore dostaly patent > zawieralo kobiety. no nie Barbi, nie żartuj sobie... a kto niby miał parzyc kawe, przepisywac wyniki prac czy biuro sprzątac? ;) solidarność zespołu nie pozwala, by te kobiety pominąć przy pisaniu wniosku > szacuje sie, ze ok 20% wynalazcow to > kobiety. wynalazców czego? i co znowu "się szacuje"? a w ogóle z którego roku te dane są? > jak na okol 200 lat "swobody" w wynalazczosci, > to calkiem niezle, mezczyzni mieli kilka tysiecy lat > swojej wladzy... widzisz, rewolucja naukowa o właśnie owe 200 lat (z małym ogonkiem). Bo wczesniej to była raczej walka o przetrwanie gatunku. > liczby te ciagle rosna. w usa liczba kobiecych patentow w > 1977 wynosila 2.6%, a w 1998 10.3%. do 1910 bylo to tylko > 0.8%." a w 2005? > Co będzie się liczyć w XXI wieku?: wizjonerskie myślenie i myślenie > systematyczne. Psycholodzy stwierdzili, że kobiety bardziej niż mężczyźni > myślą, uwzględniając szerszy kontekst. Zauważają więcej szczegółów w swoim > otoczeniu i przetwarzają te elementy w złożone wzory. Kiedy panie podejmują > decyzje, znacznie staranniej je rozważają, biorą pod uwagę więcej możliwości > niż panowie i znajdują więcej rozwiązań. Tę szeroko zakrojoną kobiecą > perspektywę, która uwzględnia wszelkie > konteksty i powiązania, nazywamy "myśleniem rozgałęzionym". nawet nie strasz. Mam nadzieje, ze do tego nie dojdzie. Bo takie "kobiece" podejscie jest takie jak u kobiet - księgowych w pracy mojej drugiej połówki. Zawsze mają miliony możliwosci, tryliony dylematów, biliardy perspektyw, kontekstów i powiązań. Tylko rozwiązania nie ma. Przychodzi kierownik i jednym krótkim stwierdzeniem wyjaśnia wszystko. > Mężczyźni z kolei najchętniej skupiają swoją uwagę na jednym tylko punkcie. > Wyłączają to wszystko, co wydaje im się nieistotne, systematyzują ważny > materiał i analizują w ten sposób zdobyte informacje w sposób bezpośredni i > prostolinijny. Ten sposób rozumowania nazywamy "myśleniem zorientowanym na > określony cel". i o to chodzi w zyciu :) > Poza tym przeważający u panów hormon > testosteron sprawia, że uwaga u mężczyzny może się koncentrować tylko na > jednym punkcie, a półkule w jego mózgu funkcjonują oddzielnie. I z tego postęp się wziął :) > Jednak > już teraz menedżerowie z 500 odnoszących sukcesy amerykańskich firm donoszą, > że widoczny wkład, jaki kobiety wnoszą w ich firmy, bierze się przede > wszystkim z ich bardziej elastycznego i mniej konwencjonalnego sposobu > myślenia. a mają inne wyjście gdy zewsząd za "niepoprawne politycznie" opinie grozi sąd, milionowe odszkodowania, albo nagonka w środowisku uczelnianym? Pozdrawiam Losiu Temat: Bez owijania w bawełnę - pytanie alina.walkowiak napisała: > Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili mi czas na pisanie, za ich odpowiedzi. > Bardzo pouczający wątek. Alez to ja dziękuję za wątek. Istotnie pouczający. A dlaczego warunki pracy w tym zawodzie takie są? Bo się na nie godzimy. I ja i ty i inni. Ja tez się godzę. Chociaż narzekam. ;) I trudno nas winić ani się nam dziwić. To trochę błędne koło. Mechanizmy rynkowe. Kapitalizm w jego ostrym, brzydkim wydaniu, gdzie my akurat jestesmy na osi "wykorzystywani". ;)) I dlatego szlag mnie czasami trafia, że tyle pracuj > ę > i nic z tego nie mam. To mnie skłania do myślenia, co z tym zrobić, co będzie > dalej. Tak nie można żyć. Życie to nie tylko praca. To co piszesz zaprzecza ogólnemu pogladowi na pracę lektora - że wprawdzie warunki i pieniądze kiepskie, ale za to mało pracy. Pracy jest akurat dużo. Jest myślenie: "Ok, pójde do biura, będa lepsze warunki, ale praca od conajmniej 9 do 17 (warszawa) A jako lektor mam więcej czasu!" No właśnie zastanawiam się, czy to prawda. Skoro ma sie lekcje od 730 do 20. wprawdzie z okolo 3/4 godzinną przerwą w ciągu dnia, ale co wtedy można zrobić? ;) Ponarzekać na forum co najwyżej, lekcje przygotować, a dzień i tak rozchrzaniony. Więc może ta praca w biurze i jej wymiar czasowy nie jest az tak straszny? > Szkoła, owszem, daje mi poczucie bezpieczeństwa i jako takiej stabilizacji. Ale > nie pozwala mi przeżyć (jeden etat jako n-l stażysta to bardziej na rachunki > tlyko) i tak właśnie szukam opcji. Prywatne lekcje to taka dorywcza, niemal > sezonowa (październik - maj) praca, w sumie ledwo pół roku, jak odliczyć > wszystkie święta, ferie itd. A co robić w wakacje? Ja mieszkam w małym mieście > i > lekcji udzielam tylko uczniom, więc w wakacje susza. Może więc lepiej byłoby > pomyśleć o tłumaczeniach i zacząć się wdrażać? Miałabym wtedy zajęcie i dochód > na wakacje :) Szkoda, że tłumacze się tutaj nie udzielają... Co do tłumaczeń - nie radzę iść w tę stronę, chyba że to twoja pasja i marzenie. Stawki tez poszły bardzo w dół. 20 zeta za stronę ciężkiego specjalistycznego tekstu na angielski to żadna fucha. I raz masz 3 strony raz zero a raz 15 na raz. Bardzo nieregularne dochody. Jesli miałabym coś radzić - to warto zyskać konkretne umiejętności w innej dziedzinie niz języki. Np. kurs księgowości albo kurs płacowy, kurs kadrowy, Potem inne kursy konkretniejsze w którąś ze stron. Kurs excela, płatnika, symfonii... To by dało, mam nadzieje, szanse na w miare szybkie przebranzowienie. Pewnie, że pensja nie będzie na początek duża, bo to stanowisko początkujące musiałoby być, ale pewne 2 tyś w miesiącu myśle, że by były. I co najważniejsze - SZANSA na więcej w miarę doświadczenia. (czego w lektorstwie brak) pozdrawiam. walkiria Temat: Byłam w Long Beach z Eximem, wróciłam i zyję:)) Gość portalu: basia napisał(a): > jade do Long Beach 16.09 z Eximem. > Proszę napisz jakie wrażenia, czy hotel rzeczywiście zasługuje na Eximowskie 5* a( w pozostałych ma zaledwie 4), co z opisywanym wciskaniem Polaków do > najgorszych pokoi? Co to są te najgorsze pokoje w Long Beach? > Hotel zasługuje na solidne 4*. Exim sprzedaje go jako 5*, ale we wszystkich niemieckich biurach podróży Long Beach ma 4*. Jedynym jego mankamentem jest brak sklepu spozywczego, co oczywiście hotelowi jest na rękę. Chodzi po prostu o to, żeby kupic 1,5 lista Coca coli za 24,80 LE (jakieś 16 zł) a nie jak w sklepach za 6 - 8 LE. Jest on oddalony od Sakkali (dzielnica Hurghady do której koniecznie trzeba pojechać) jakieś 15 - 20 km. To akurat jest dobre, gdyż wokól jest przede wszystkim cisza a busy sprzed bramy hotelowej zawiozą Cie do Sakkali za 2 LE od osoby. Nie dawaj im więcej bo się przyzwyczają:)Kierowcy busów jadą do Sakkali jakies 10 minut. A wierz mi, że w Sakkali jest niesamowity hałas i na pewno docenisz położenie Long Beach. Hotel składa się z dwóch budynków - głownego i rodzinnego. My akurat bylismy w rodzinnym i dostalismy pokój na parterze z "tarasem". Okazało sie, że nam się udało ponieważ własnie w budynku rodzinnym sa pokoje z oknami na... korytarz i faktycznie wygladaja jak klitki dla służby. Jesli zdazyłoby sie, że dadzą Ci wlasnie taki pokój, najlepiej od razu olej rezydenta (jak ja byłam rezydentem był Piotr - srednio przyjemny) i uderzaj na recepcję z 10 $ w garści. Jesli tylko będą miejsca w budynku głownym, albo z tarasem w budynku rodzinnym to na pewno taki dostaniesz. Nie wiem ile jest prawdy z wciskaniem Polaków do gorszych pokojów. W budynku rodzinnym mieszkało towarzystwo międzynarodowe z Włochami na czele. Co prawda rezydent na moje pytanie po przylocie "czy mozna wybrac pokój" spojrzał na mnie jak na osobe nienormalną... Potem okazało sie, że to żaden problem. Ale po prostu z Arabami trzeba to załatwiać. Ja pokoju nie zmianiałam bo nam się podobało. > Co warto a co nie > > warto w hotelu? jak tam jedzonko? Rzeczywiście posiłki do 10.00 i potem dopiero > > od 19.00? W hotelu jest trochę rozrywek - bilard (25 LE) (jeden LE to ok. 0,65 zł), mini golf (chyba też 25 LE), jakieś tory do kręgli na powietrzu (dokładnie nie wiem co to było, ale tak wykumalismy :) jest health club - gdzie jest squash i chyba cos tam jeszcze. Ceny wszystkich sportów w granicach 18-25 LE. Powiem Ci szczerze że strasznie nam się to na poczatku spodobało, ale potem okazało się, że tylko raz zagralismy w bilard, bo wolelismy nurkować przy hotelu. Jak to jest z obsługą i towarami zakupionymi poza hotelem? Obsługa w hotelu jest dziwna. W sumie nie mielismy nigdy problemu z tym zeby pokój był posprzatany, codziennie o 8 przychodził koleś który pytał "No problem?" ale juz np. na śniadaniu okazywało sie że na kawę czekamy 20 minut. Ze np. mamy nóż na stoliku a brakuje widelca. I trzeba sie uzbroić w cierpliwośc bo Arabowie maja naprawde luzik. Najlepiej po prostu samemu przejsc sie po sali i swisnąc brakującą częśc zastawy stołowej z innego stolika.. Brzmi to trochę prostacko, ale czekanie na widelec naprawde potrafiło trwać do 30 minut. Sniadania faktycznie są wydawane do g. 10 a kolacje dopiero od 19. Trzeba kupic w mieście chociaż jakieś chipsy (wszechobecne laysy solone) albo zabrać coś z Polski. Nie opłaca sie jeść między posiłkami w restauracjach hotelowych. Można zbankrutować. W dodatku oni nie chce od Ciebie pieniędzy tylko podpisujesz rachunek (warto prowadzić wlasną księgowość, zeby Cie nie oszukali) także po 2 tygodniach może sie okazać że masz do zapłacenia naprawde spory rachunek. Towary które kupowalismy w mieście wnosilismy w plecaku przywiezionym z Polski (zadne siatki z supermarketu) jelsi przyjdzie Ci mieszkać w budynku rodzinnym to w ogóle nie ma problemu bo nie przechodzisz przez recepcje budynku głownego tylko przez szlaban i obok takiej dyżurki. A oni w ogóle nie zwracali na to uwagi. > Ile daje się bakszyszu? bakszyszu dawalismy wszystkim po 1 LE i było ok. > No i oczywiście sakramentalne pytanie: > Nie zmienili Ci hotelu? Dziwne, po tym co tu wypisują. > Pozdrawiam Hotelu nam nie zmienili. Natomaist poznalismy ludzi, którzy trafili do Long Beach, bo nie było miejsca w hotelku, który wybrali. Zostali o tym lojalnie poinformaowani przez Exim. Te zmiany wynikają z tzw. potrójnych rezerwacji. to samo miejsce np. w Long Beach rezerwują po 3 biura z Polski. I kto pierwszy ten lepszy... Niestety taka chora specyfika interesów z Arabami... Gdyby Ci cos jeszcze przyszło do głowy - pytaj Pozdrawiam i zycze miłego wypoczynku Temat: Co myślicie o takich zarobkach? Z jednej strony owszem, jest wielu zdolnych ludzi bez studiów. Z drugiej, dość łatwo się mówi o dawaniu równych szans wszystkim, nie szufladkowaniu itd, dopóki nie ma się właściwie do czynienia z tym osobiście. Kiedy sami odpowiadacie za takie przedsięwzięcie, trudno nie ulec pokusie wyłuskania możliwie najlepszych z potencjalnie najlepszych, bo taką możliwość daje panujące bezrobocie. Jeśli na ogłoszenie w prasie można się w odpowiedzi spodziewać nawału nadsyłanych CV, aż prosi się o zawężenie kryteriów o wyższe wykształcenie, bo i tak będzie w czym wybierać. Może gdybym był zwykłym, "najemnym" dyrektorem, nie zależałoby mi tak bardzo i dawałbym szanse wykazania się możliwie największej grupie. Ale w tym przypadku działają na mnie czynniki "subiektywne" powiedzmy, bo ta firma to owoc moich wielu starań, ciężkiej pracy i wyrzeczeń, więc choć jestem tylko wspólnikiem, to traktuję ją jak własną i cholernie zależy mi na tym, żeby mieć naprawdę dobrych pracowników, którzy dają duże nadzieje już na wstępie. Stąd to wykształcenie. Zresztą, nie przyjmowałem ludzi z "automatu", dzięki samym studiom. Zapewniam, że wybierałem długo i starannie, nie opierając się tylko na tytule, ale i na umiejętnościach, doświadczeniu, itp. Co do robotników- przede wszystkim, jak pisałem, zarabiają dobrze, ale nie lepiej niż biuro, które po prostu zarabia całkiem dobrze, jak na obecne warunki. Owszem, nie będę ukrywał, że dzielę pracowników na, jak to ktoś nazwał, "roboli i nie-roboli". Nic nie poradzę na to, że cenię bardziej pracę głową niż rękami, uważam, że to o niebo trudniejsze niż stukanie młotkiem i należą się w związku z tym wyższe profity. Ale mam też świadomość, że ci "robole" również mają bardzo duży wpływ na sukces całej firmy i za to ich cenię. Mają przyzwoite wynagrodzenie, uczciwe umowy o pracę na czas nieokreślony, niedługo wysyłam ich na szkolenie za granicę, nikt ich też robolami nie nazywa. Koszty wyszkolenia ich są też na tyle wysokie (pracują na maszynach, których nie ma więcej w Polsce, stąd te zagraniczne praktyki), że zrobię wszystko, żeby pracowali u mnie jak najdłużej i nie chcieli uciekać do innych firm, więc choćby i to gwarantuje im dobre warunki pracy. Zaszufladkowałem więc ludzi, ale wydaje mi się to nadal słuszne u podstaw. Dlaczego ktoś, kto miał dość niskie aspiracje kończąc tylka zawodówkę, ma zarabiać więcej od tego, który skończył studia, nierzadko równocześnie pracując, aby na nie zarobić? Wyciągnęliście jakieś skrajne przykłady obiboków, którzy przez studia jakoś się prześliznęli czy wręcz kupili sobie dyplomy, a ja mówię o takich, co naprawdę tych swoich magistrów ciężko się dochrapali. To kto tu w końcu szufladkuje? Do wiadomości drogiej Ejno - płeć nie miała żadnego znaczenia przy rekrutacji. Przy zarobkach również. Szefową działu handlowego została kobieta, księgowa też babka z super praktyką w zawodzie i biegłym angielskim (z wynagrodzeniem cholera w przedziale 4-6 tys. netto - to chyba nie jest źle???). Pracy będą miały dużo, na pewno wiecej niż ich podwładni, zwłaszcza na początku. Pozdrawiam. P.S. Cholera, przed chwilą zatłukłem komara!!! Wiosna? Temat: Domorosli "ekonomisci" tego forum Gość portalu: 4a napisał(a): >> NIE KREUJESZ żadnych pieniędzy : ktoś stracił Ty >> wygrałeś - gra zerowa ! Niczego nie kreujesz ! >Pomylka darku.W oczach wielu wartosc jest tworzona.Im wiecej ludzi jest w te >wartosc przekonanych tym wieksze wzrosty. Jesli indeksy ida do gory,to ci co >postawily, a nie obracaja tez zyskuja, mimo ze ktos inny ryzykuje. Widzę, że Twe myśli ciągle krążą wokół giełdy pap.wart.. Daj sobie spokój, to tylko giełda wyceny praw własności przedsiębiorstw o formie prawnej SA . Dopóki ta wycena nie sprawia, że banki zaczynają porównywać zaangażowanie kredytowe w przedsiębiorstwach z ich wyceną, dopóty ta wycena (czyli całe Twoje zaaferownie giełdowe) jest NIEISTOTNA . Popatrz : w USA wyceny spółek na giełdzie spadły w ciągu kilku lat 2-krotnie(w innych krajach kilkukrotnie) i jakoś gospodarka przez wszystkie te lata spadku działała sobie normalnie. Poza tym ... podałeś typowe przykłady GRY ZEROWEJ : Ty zyskujesz inny traci, i dowrotnie. Gdzie Ty widzisz jakieś kreowanie czegoś ? >> A kursy skaczą bo nikt nie jest w stanie określić realnej wartości akcji. >> Przecież to PODSTAWY. >Realna cene akcji zawsze ktos zna i takich ludzi jest mimo wszystko niewielu Bzdura . Czyli wg Ciebie, od kilkunastu lat byli tacy, którzy wiedzieli NA PEWNO, że indeksy spadną 2-krotnie lub kilka-krotnie i ... co ? Co oni by zrobili gdyby wiedzieli ? Ano, zwyczajnie puszczali by taki ogrom długoterminowych opcji na zniżkę (w celu wielkiego zarobku), że nie dopuściliby do windowania indeksów do swoich historycznych maximów przed kilku laty. A tak się nie stało. To obraz pełnej przypadkowości wachań giełdowych mówi Ci właśnie, że NIKT NIE ZNA REALNEJ CENY. >Staram zasugerowac, abys nie trzymal sie sztywno gorsetu. Pisz konkretnie, w >jakim czasie przedsiebiortwo sprzedaje majatek. Każde przedsiebiorstwo produkcyjne, realizując działalność gospodarczą SPRZEDAJE MAJĄTEK obrotowy (zapasy wyrobow gotowych). >Jesli sprzedaje majatek, to >tylko zwieksza swoje pasywa, zwiekszajac kapital wlasny. Jesli sprzedaje >akcje, to sprzedaje udzial, a nie zaksiegowany (jesli) wczesniej majatek. Za dużo "pływania". Księgowość jest dziedziną ścisłą. Jeśli sprzedaje majątek to POMNIEJSZA aktywa i pasywa(oczywiście dokupuje surowce i półprodukty i wówczas powiększa aktywa i pasywa), a kapitał własny powiększa tylko pod warunkiem, że produkuje z zyskiem. Jeśli sprzedaje akcje, decydując się na dodatkową emisję to : rozprasza jedynie prawa własności nad spółką i powiększa pasywa i aktywa (kapitał własny i majątek). >Kazdy udzial >ma swoj priorytet. I to tez dla Ciebie sugestia na pochodzenie pieniadza, bo >jeden dolar czy euro nie rowna sie innemu dolarowi czy euro.Czas pokazuje ze >im wieksze indeksy tym wiecej chetnych do sprzedazy udzialow-denominowanych >w jednej walucie. Sprzedaz akcji powoduje inflacje wtedy, kiedy obietnice >emitenta beda calkowicie pokryte. Jak to jest z tymi obietnicami, to wlasnie >tutaj prasa sie rozpisuje przy okazji "lokowania" w areszcie kolejnych >bialych kolnierzykow z bankow inwestycyjnych, biur maklerskich oraz innych >instytucji finansowych. Summa summarum: inflacja tym mniejsza, im wiecej >wypelnionych obietnic, a nie pustych slow bez pokrycia. To powyżej to logicznej kupy się nie trzyma, ot, taki setk ... "wywodu". Pełny nadzór nad inflacją ma jedynie bank centralny, bo on jest odpowiedzialny za ewentualne wycofywanie lub skalę emisji pieniądza papierowego na rynek - zauważ, że bank centralny niczego innego poza pieniądzem papierowym nie może emitować. Pozdrówka Temat: Miejski Zarząd Dróg odchudzony KOMUNIKAT URZĘDU MIASTA CZĘSTOCHOWY KOMUNIKAT PRASOWY URZĘDU MIASTA www.czestochowa.um.gov.pl Reorganizacja w Miejskim Zarządzie Dróg Nowy dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg Kazimierz Augustyn zdecydował o przeprowadzeniu reorganizacji tej jednostki. Jej celem jest zmniejszenie kosztów funkcjonowania zarządu. Przypomnijmy, że w okresie gdy Kazimierz Augustyn wspólnie ze Zbigniewem Chmielewskim organizowali w I połowie lat 90-tych MZD, planowano zatrudnienie docelowo na ok. 50 – 70 osób. Obecnie w MZD pracuje blisko 100 osób. Największe koszty rodziła jednak wadliwa struktura, w której na trzech pracowników przypadał jeden kierownik – łącznie z dyrektorami było 25 stanowisk kierowniczych. Drastycznym był przykład Wydziału Audytu, w którym Naczelnik miał jednego podwładnego. W niektórych przypadkach zarobki kierowników poszczególnych komórek MZD przekraczały pensje naczelników Wydziałów Urzędu Miasta. Po reorganizacji, liczba stanowisk kierowniczych z 25 zmniejszona zostanie do 10. Z 20 funkcjonujących dotychczas komórek organizacyjnych stworzono pięć wydziałów: - utrzymania dróg - planowania i realizacji zadań - inżynierii ruchu drogowego ( wraz z oświetleniem drogowym) - parkingów - finansowo – organizacyjny ( z zamówieniami publicznymi). Pozostało dotychczasowych dwóch dyrektorów – pan Jerzy Kocyga ( pion utrzymania, planowania i realizacji zadań) pan Zbigniew Przedziński ( pion ekonomiczno-administracyjny). Oprócz wymiernych oszczędności, na które składają się zmniejszone koszty osobowe, zmniejszone abonamenty i koszty obsługi kilkudziesięciu aparatów komórkowych, w zdecydowany sposób poprawi się sprawność działania MZD. W ramach reorganizacji podjęto decyzję o likwidacji liczącej 7 pracowników tzw. grupy interwencyjnej (zajmowała się naprawą i montażem znaków drogowych). Koszt wykonywania tych zadań przez własnych pracowników jest stosunkowo duży, gdyż oprócz pensji ponoszono także koszty obsługi tej komórki (księgowość itp.). W podobnych jednostkach w kraju zlikwidowano te jednostki powierzając ich zadania zewnętrznym firmom wyłonionym w drodze przetargu nieograniczonego. Obecny stan był nie do utrzymania - 7 pracowników zajmowało się niekiedy w ciągu dnia wymianą znaków w zaledwie kilku miejscach Częstochowy... Przetarg zostanie rozstrzygnięty w ciągu najbliższego miesiąca. Majątek będący obecnie w dyspozycji grupy interwencyjnej ( m.in. dwa samochody, narzędzia itd.) zostanie zagospodarowany na potrzeby MZD lub innych jednostek miejskich. Zmniejszenie kosztów funkcjonowania MZD przyniesie wymierne oszczędności, które przeznaczone będą na remonty i utrzymanie dróg. Biuro Prasowe Urzędu Miasta Częstochowy Temat: Współpraca PAIZ i Wrocławia - Kobierzyce? Współpraca PAIZ i Wrocławia - Kobierzyce? (...) Azjatyckich przedsiębiorców nie zraził do naszego kraju fakt, że koreański Hyundai/Kia zdecydował niedawno, że wybuduje swoją fabrykę samochodów na Słowacji, a nie w Polsce. Działka w Kobierzycach pod Wrocławiem, którą oferowaliśmy Koreańczykom, być może zostanie wniesiona do spółki, którą Wrocław chciałby zawiązać z PAIiIZ. Niedawno o takim planie wspominał wiceprezydent Wrocławia Sławomir Najnigier. (...) "Rzeczpospolita" Całość art: Potrzebne biura i działki Inwestycjami w Polsce interesuje się 20 dużych zagranicznych inwestorów. Z nieoficjalnych informacji "Rz" wynika, że znacząca grupa tych firm to przedsiębiorstwa z Azji. - Pracujemy obecnie nad około 20 projektami inwestycyjnymi dużych zagranicznych koncernów, z których połowa powinna rozstrzygnąć się w ciągu kilku miesięcy - poinformował dziennikarzy Andrzej Zdebski, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ). Większość zagranicznych inwestorów wybrała po dwie - trzy lokalizacje, które rozważają jako miejsce swoich inwestycji. Zdebski zaznaczył, że 5-6 projektów to inwestycje produkcyjne o wartości od 200 do 600 mln euro i zatrudnieniu od 500 do 2 tys. pracowników. Kolejne 16 planowanych przedsięwzięć związanych jest z usługami na potrzeby wielkich firm. Chodzi np. o centra księgowości, usługi informatyczne, zarządzanie personelem. Zatrudnienie w nich może znaleźć 12-16 tys. osób. Konkurencją dla Polski są państwa arabskie - Maroko, Algieria, Tunezja. Właśnie tam coraz częściej powstają inwestycje usługowe. Z nieoficjalnych informacji "Rz" wynika, że duża część zainteresowanych Polską firm pochodzi z Azji. W środę japońskie firmy Sumitomo Corporation i Toshiba Plant System & Services Corporation poinformowały, że zbadają możliwości odtworzenia mocy wysłużonej i nierentownej Elektrowni Halemba. Elektrownia należy do Południowego Koncernu Energetycznego (PKE). Japońskie firmy, przy współpracy Energoprojektu Katowice i Kopeksu, wykonają tzw. studium wykonalności odbudowy mocy elektrowni opierając się na japońskich technologiach i urządzeniach. Przedsięwzięcie jest finansowane przez Japan Bank for International Cooperation. Analizy zakończą się w czwartym kwartale 2004 r. Azjatyckich przedsiębiorców nie zraził do naszego kraju fakt, że koreański Hyundai/Kia zdecydował niedawno, że wybuduje swoją fabrykę samochodów na Słowacji, a nie w Polsce. Działka w Kobierzycach pod Wrocławiem, którą oferowaliśmy Koreańczykom, być może zostanie wniesiona do spółki, którą Wrocław chciałby zawiązać z PAIiIZ. Niedawno o takim planie wspominał wiceprezydent Wrocławia Sławomir Najnigier. Zdaniem szefa PAIiIZ największą przeszkodą dla zagranicznych inwestorów, którzy chcieliby świadczyć usługi w Polsce, jest brak odpowiednich powierzchni biurowych. - Dwie firmy są gotowe na wejście do Polski, ale nie ma dla nich oferty biurowej - powiedział prezes Zdebski. W jego ocenie brakuje także uzbrojonych działek o powierzchni 30-120 hektarów z mediami i wyjaśnionymi sprawami własnościowymi dla inwestorów przemysłowych. (PAP, inf. wł). m. p. www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_040611/ekonomia/ekonomia_a_6.html Temat: PLACKI SOCJALIZMU* PLACKI SOCJALIZMU* PLACKI SOCJALIZMU* Czyn polegający na tym, że jednostka obrabuje inną jednostkę nazywamy rabunkiem. Gdy czyni to cała grupa mówi się o „sprawiedliwości społecznej”. (Mikołaj Gomez Dávila) Nie, nie. Tym razem, wbrew pozorom, nie będzie nic o piknikach w ogrodach prezydenckich ani o legendarnych zupkach obywatela Kuronia, ani nawet o widmowym drugim daniu, które obiecał kiedyś były soc-minister Miller. Nie będzie również o historycznym już wierszu Załuckiego „Przepis po polsku”. Nie będzie ponadto ani jednego ruskiego pieroga. Tym razem (jak zwykle zresztą) zajmiemy się „twórczym” socjalizmem, a konkretnie „redystrybucją dóbr” i tzw. społeczną gospodarką rynkową. Czymże właściwie jest hołubiona od AWS-u po SLD „społeczna gospodarka rynkowa” i o co tak naprawdę w tym chodzi, skoro nawet Chiny Ludowe zaczęły „toto” u siebie wprowadzać? Dlaczego przy okazji tak dużo mówi się o „redystrybucji dóbr” (sprawiedliwej społecznie, oczywiście)? Mówiąc najprościej: jest to przekazywanie owoców pracy jednych zupełnie innym, a ściślej - dawanie niektórym resztek tego, co się zabrało pod przymusem innym, uczciwie pracującym ludziom. Chodzi również o to, żeby móc się we wszystko wtrącać i przy okazji nieźle zarobić. Wyobraźmy sobie na przykład, że któregoś pięknego dnia dozorca bloku, w którym mieszkamy, przeczytał przypadkowo „Trybunę” lub inną „Gazetę” i owładnięty nagłym poczuciem misji dziejowej postanowił upowszechnić „światłe idee sprawiedliwości społecznej” na szczeblu blokowym. W pierwszym odruchu nasz dzielny, świeżo oświecony dozorca (teraz już działacz społeczny) złapał za portfel, by jego zawartość rozdać mieszkańcom bloku. Jednak po chwili zrezygnował i zaczął kalkulować: Jeżeli teraz wszystko rozdam, to z czego będę żył?... A poza tym dlaczego tylko ja? Lepiej, jak przekonam do tej wspaniałej idei innych. Jak pomyślał, tak też zrobił. Następnego dnia z puszką w ręku obszedł sąsiadów prosząc o wsparcie (nie dla siebie, rzecz jasna). Niestety. Czy to ludzie okazali się skąpi, czy może nie potrafił przekazać innym swojego entuzjazmu, w każdym razie zebrał stanowczo za mało. Wpadł więc na genialną myśl. Wyda rozporządzenie, że każdy mieszkaniec bloku musi wpłacić na jego konto 10 % swoich zarobków, a on w zamian za to zadba o ich potrzeby i będzie ich chronił przed mieszkańcami innych bloków. No, tak - pomyślał. - Ale co z tymi, którzy nie będą chcieli dać? Tak, to był problem. Jednak jak się ruszy głową, wszystko można załatwić: Należy stworzyć Ochotniczą Straż Blokową. Przewodniczącym zrobi się Zdzicha spod piątki. Akurat wyszedł na warunkowe, cały dzień nic nie robi, a tak może się na coś przydać. Zdzicho nawet się zgodził, tyle że - jak powiedział - Za frajer tyrał nie bede! Z początku niektóre aspołeczne jednostki nie chciały płacić. Jednak po bliższym zapoznaniu się z argumentacją komendanta Zdzicha i jego kolegów zrozumieli swój błąd i nie sprawiali więcej kłopotu, a kasa społeczna regularnie się wypełniała. Pan dozorca (obecnie Gospodarz Domu) trochę musiał wziąć dla siebie, ale chyba wszyscy rozumiemy, że w takiej sytuacji nie mógł już pracować jako dozorca. Poza tym trzeba opłacić Straż Blokową, biuro, sekretarki, księgowe, kierowników, naczelników, referentów... Aha, za rok mają się odbyć wolne i demokratyczne wybory na nowego Gospodarza Domu. W ten oto sposób sprawiedliwość społeczna na stałe zagościła w naszym domu. Z ostatniej chwili: Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, obecny Gospodarz obiecał tym z drugiej i trzeciej klatki, że jak wygra, to im zwiększy limit prądu. Musi tylko podnieść opłaty tym reakcyjnym warchołom z klatki pierwszej. Dariusz Wojtczak Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 158 rezultatów • 1, 2, 3 |