Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro pośrednictwa pracy Poznań
Temat: Europe Artisans http://www.wiadomosci24.p...39a74e4bf07f1cd Firma Europe Artisans Sp. z o.o. w Poznaniu proponuje pracę we Francji. Z relacji świadków wynika, że na miejscu są wykorzystywani, kierowani do innych pracodawców, nie dostają pensji i mieszkają w skandalicznych warunkach. Firma Europe Artisans zajmuje się m.in. robotami budowlanymi, ogrodnictwem, a nawet produkcją materacy. Jednak o tym, że zajmuje się pośrednictwem pracy w dokumentach sądowego rejestru spółek nie ma ani słowa. Pracownicy wysłani przez Europę Artisans do Francji, którym udało się stamtąd uciec, mówią, że zostali oszukani przez spółkę i żądają wypłaty zarobionych pieniędzy. – Miesiąc temu wróciłem z Francji – twierdzi Michał* z Poznania. – Do dziś walczę o wynagrodzenie. Zabierali pieniądze Zanim Michał dostał pracę we Francji, musiał w Polsce otworzyć własną działalność gospodarczą. Tego wymagała spółka z Poznania. – Najpierw dwa miesiące pracowałem na Korsyce u farmera, wycinałem drzewa i kosiłem trawę – mówi. – Jeszcze w Polsce zapewniano mnie, że będę miał wyżywienie i super warunki. Na miejscu okazało się, że muszę spać w szopie i nie dostanę posiłków. Zaalarmował spółkę w Poznaniu. Jako rekompensatę za złe warunki firma skierowała go do pracy na kontynencie. Zgodnie z umową miał tam wykonywać roboty ogólnobudowlane i wykończeniowe, choć jako przedmiot działalności swojej firmy ma wpisane: działalność usługowa związana z zagospodarowaniem terenów zieleni oraz malowanie. O robotach na wysokościach nie było mowy. Michał wrócił do Poznania na początku listopada, choć kontrakt miał trwać do lutego. Skąd tak szybki powrót? Na miejscu Michał zorientował się, że choć umowa opiewała na 1000 euro wynagrodzenia, na jego konto wpływało ponad 100 euro mniej. – Reszta została odciągnięta podobno na składki – mówi Michał. – W umowie nie było jednak o tym mowy. Sprawdziliśmy – na umowie zawartej między firmą Europe Artisans a Michałem jest wyraźnie napisane, że ,,Zamawiający” nie ubezpiecza ,,Wykonawcy”. – Próbowałem walczyć o swoje, ale zostałem pobity przez pracodawcę i trafiłem do szpitala. Jednocześnie zwolniono mnie z pracy. Teraz muszę uregulować koszty leczenia, około 600 euro. Najciekawszy jest jednak okres wypowiedzenia określony w umowie – wynosi 1 dzień. – Rozwiązano ze mną umowę, kiedy byłem w szpitalu. Tak chyba nie powinno być – zastanawia się Michał. Po powrocie do Poznania udał się do biura Europe Artisans po zarobione pieniądze. Chciał rozmawiać z właścicielem firmy, którym jest Francuz Marc Boucher. Ten jednak był nieosiągalny – tak twierdzi poszkodowany. – Spółka jest mi jeszcze winna 900 euro. Powiedzieli, że nie odzyskam tych pieniędzy. Relacje Michała potwierdza Arek z Poznania. On także w czasie tegorocznych wakacji skorzystał z usług Europe Artisans. – Przyszedłem do biura, zostawiłem swoje CV. Zaproponowano mi pracę na farmie. Jednak nie chciałem jechać, bo znajdowała się ona na Korsyce... Daleko, gorąco... stwierdziłem, że poczekam na inną ofertę. Po kilku dniach pracownik spółki skontaktował się z mężczyzną i zaproponował mu pracę też we Francji, ale na kontynencie, znacznie bliżej. – Kiedy już dojechaliśmy do głównej bazy, okazało się, że nie ma dla mnie pracy – mówi Arek. – Miałem do wyboru, albo wracać na własny koszt do Polski, albo jechać na Korsykę... Co miałem zrobić? Wybrałem pracę. Trafił do tego samego farmera, co Michał. – Były tam tylko szczury, myszy i my... – dodaje zdenerwowany. – W pracy nie wytrzymaliśmy zbyt długo – przyznaje Arek. – Musieliśmy pracować po 12 godzin w trakcie największych upałów. Gdybyśmy nie wywalczyli sobie zaliczki, umarlibyśmy z głodu. Za dojazd do pracy firma potrąciła mężczyznom z pierwszej pensji po 50 euro. Powrót musieli opłacić z własnej kieszeni. – Niestety, kiedy wróciliśmy do Polski, okazało się, że farmer z Korsyki nie przelał nam całej wypłaty w wysokości tysiąca euro. Kiedy zwróciliśmy się o wyjaśnienie do biura Europe Artisans, jej pracownik oznajmił nam, że nie mają wpływu na tego pracodawcę – kończy swoją opowieść Arek. Prawnie firma wygląda na dobrze zorganizowaną i nie budzącą wątpliwości. Jednak, jak twierdzą poszkodowani, pracowali nie w spółce Marca Bouchera, tylko u przypadkowych ludzi, którzy płacili za Polaków Francuzowi. Jeśli to prawda, wtedy można mówić o pośrednictwie. Pracownicy firmy tłumaczą, że to nie tak. – Zajmujemy się usługami ogólnobudowlanymi. Poszukujemy ludzi, którzy będą wykonywali zlecenia na terenie Francji dla zleceniodawców jako podwykonawcy naszej firmy. Wyszukujemy ludzi, zlecenia dla tych ludzi i ich zawozimy do Francji albo osoba sama przyjeżdża na miejsce wykonania tego zlecenia. Nic mi o tym nie wiadomo, żebyśmy byli zarejestrowani jako biuro pośrednictwo pracy – mówi Marcin Wiatrowski z Europe Artisans. – Od zleceniodawców francuskich dostajemy pieniądze za wykonanie usług, np. stolarskich, murarskich czy spawalniczych. Czyli jest to praca, w której nie jest się pracownikiem, tylko podwykonawcą. My płacimy ludziom, którzy podpisali z nami umowę. Odmiennego zdania jest Zdzisław Sawala, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Poznaniu: – Firma, która wysyła ludzi do pracy, a nawet tylko służy jako punkt kontaktowy, musi mieć do tego specjalne upoważnienie. Jeśli nie podają ludziom adresu i nie każą im się skontaktować z firmą indywidualnie, to jest to bardzo podejrzane. Każda spółka świadcząca tego typu usługi musi być zarejestrowana w Krajowym Rejestrze Agencji Zatrudnienia. – Jeśli nie jest, działa nielegalnie i trzeba ten fakt zgłosić na policję – dodaje Zdzisław Sawala. – Wszystkie biura i agencje pośrednictwa pracy znajdują się na stronie www.kraz.praca.gov.pl. W Wydziale Działalności Gospodarczej Urzędu Miasta Poznania dowiedzieliśmy się, że firma Europe Artisans. może wysyłać pracowników za granicę legalnie, jeśli ma swoją filię we Francji. Tymczasem francuska nazwa spółki to ,,S.A.R.L. BOUCHER” Sp. z o.o., gdzie szefem też jest Marc Boucher. (Imiona bohaterów zmieniono.) Temat: Minge Services (Euroservice) - ciekawa historia TO NIE JEDYNA NEGATYWNA WYPOWIEDŹ O MINGE-SERVICE.JEST ICH WIĘCEJ. TU ZOSTAŁY PRZYTOCZONE WSZYSTKIE DOSTĘPNE W NECIE OPINIE I HISTORIE ZWIĄZANE Z TĄ FIRMĄ.WIDAĆ IŻ PEWNE ELEMENTY SĄ TU WSPÓLNE(NP.FATALNY KONTAKT). PODSUMOWUJĄC NA 5 NEGATYWNYCH WYPOWIEDZI PRZYPADA TYLKO JEDNA POZYTYWNA.ŹRÓDŁA: http://www.ang.pl/minge_ostrzezenie_18178.html http://4risk.net/forum/re...8,6951#msg-6951 Kattul " Chcę ostrzec wszystkich przed agencją Minge, a poza tym moja historia jest troszkę powiazana z historia kolegi. Otóż jestem studentką 2 roku ekonomii więc stwierdziłam ze taki wyjazd za granice poza tym ze pozwoli mi troche zarobic to jeszcze podszlifuje sobie moj angielski. A ze byl to moj pierwszy wyjazd to postanowilysmy wyjechac razem z koleżanka. Obeszlysmy wszystkie agencje w poznaniu ale okazalo sie ze tylko agencja Minge z okraglaka jest w stanie zagwarantowac nam ze zagraniczny pracodawca zatrudni 2 osoby w to samo miejsce. Bardzo mila pani zapewniala nas ze oni to nawet sa w stanie wyslac 4 osoby w jedno miejsce... Troszke zdziwilo nas ze procz krotkiej rozmowy po angielsku nie bylo zadnego testu sprawdzajecego ale poza tym agencja okazala nam wszelkie dokumenty zezwalajace na prowadzenie takiej dzialalnosci. Dokumenty zlozylysmy juz w marcu a pani zapewniala ze pod koniec maja juz cos bedziemy wiedzialy. Oczywiści jedyny kontakt wychodzil z mojej strony bo agencja minge sama z siebie nigdy nie dzwonila. Na poczatku czerwca zaczelysmy sie z kolezanka bac bo dalej nie bylo zadnych wiadomosci. Praktycznie co dwa dni do nich dzwonilam ale oni usprawiedliwiali mnie podobnie jak kolege wyzej:ze to normalne, ze teraz duzo osob wyjezdza, za kontrakty juz sa w drodze i lada chwila cos sie znajdzie. Gotowosc do wyjazdu okreslilysmy na 20 czerwca i kiedy po tym terminie nadal nic nie bylo wiadomo zaczelysmy sie muz naprawde bac.No bo czy agencja(z dziesiecioletnim doswiadczenie), ktora nie potrafila nic zalatwic od marca zalatwi cos w ciegu najblizszych dni? Po 20 czerwca caly czas nas zwodzili, kazali dzwonic za kilka dni, ale oczywiscie sami nigdy sie nie odzywali a nawet jak mowili ze sie odezwa to i tak w koncu samemu trzeba bylo do nich dzwonic. Wszystko to przecigalo sie do poczatku lipca i co najwazniejsze caly czas zapewniali ze cos znajda i wspominali caly czas ze maja jeszcze do zanlezienia prace dla jednego chlopaka czyli pewnie byles to ty kolegoPo kilku tyg wyczekiwania i po konsultacjach z rodzicami stwierdzilismy e rezygnujemy z tej umowy. Ale jeszcze przed tym moja mama zadzwonila tam z troszke ostrzej porozmawiala z ta paniusia z agencji i co najdziwniejsze na nastepny dzien(czyli 5 lipca) dostalysmy oferte. owszem w koncu wszystko skonczylo sie dobrze ale i tak nie polecam tej agencji. Wyjechac mialysmy 20 czerwca a wyjechalysmy 7 lipca. Zmarnowalysmy czas i pieniadze na telefony do nich. Zupelny brak profesjonalizmu. Przeciez z gory wiedzieli ze jedziemy na 3 miesiace. To jest oczywiste ze latwiej znalezc prace dla kogos na rok ale skoro sie czegos podejmuja za duze pieniadze to znaczy ze powinni to zrobić. Ostrzegam bo moja historia skonczyla sie dobrze ale wcale nie musialo tak byc. Wspolczuje koledze bo ja nieduzo brakowalo a tez mialabym zmarnowane wakacje Jesli ktos chce korzystac z uslug jakiejs agencji to na pewno nie tej. Bo jesli nie stracicie wakacji i czasu to na pewno duzo nerwow. A co do tej dziewczyny która napisala ze Minge walczy o swoich klientow: troszke to dziwne skoro oni nie potrafia nawet w Polsce wykonac telefonu i poinformowac ze cos idzie nie tak.Oni chca tylko kase. Ode mnnie i kolezanki wzieli razem 1600 zł zaliczki. Oczywiscie w koncu im sie udalo ale gdyby nie to jak mysle ile oni jeszcze osob mogli tak wykiwac to musza miec niezly procent w banku z tych pieniedzy, nawet jesli i tak w koncu gdy cos nie wyjdzie musza je oddac to i tak przez pol roku z samego procentu moze sie niezle uzbierac. " WIX Chcialem ostrzec wszystkich studentow z Poznania, planujących wuyjechac na wakacje lub na dluzej, do pracy; za posrednictwem firmy Minge Service z Poznania. Osobiscie mialem z nimi wyjechac, na wakacje do pracy w Irlandii. lecz po miesiacu oczekiwania, oczywiscie wplacilem im kase, dowiedzialem sie ze sprawa "umarla" i ze przeniosa mnie na do Anglii. Tutaj sytuacja znowu sie powturzyla, nie wypali takrze 3 wariant przedstawiony przez ta firme. Fakt, oddali mi pieniadze, ale i tak nic nie zwroci mi straconych 2 miesiecy; ktore moglem przeznaczyc na szukanie przcy przy pomocy jakiejs innej firmy. No i jeszcze jedna ich WIELKA WADA - kontakt - sam musialem sie do nich dodzwaniac i wypytywac o moja sprawe, a oni ciagle robili wrażenie jak by zalatwiajac mi prace robili mi laske. BARDZO nie profesionalne podejscie do klienta. Dlatego wlasnie radzę sie wam poważnie zastanowic nad tą firmą, bo po co tracic czas i nerwy na nie kompetentnych ludzi. zrobiony w balona przez minge s. (gość) Ja mialem pracowac na cyprze, nastepnie zmieniono mi to na grecje. w ostatecznosci zostalem zrobiony w balona jak wix. Wszystko wygladalo identycznie. Nie ufajcie IM!!!! MARTA Z PRZYJACIÓŁMI NA POCZATKU PRZEPRASZAMY PANA JACKA MINGE ZE ODPISUJEMY NA TE ZARZUTY TEGO IDIOTY. ALE NIEMOZEMY DALEJ MILCZEC . FIRME Z CALEGO SERCA POLECAMY DZIALA SPRAWNIE. W 2005 I 2006 JECHALISMY Z TA FIRMA ZA GRANICE DO PRACY W ANGLII I HISZPANII. WSZYSTKO CO BYLO POWIEDZIANE W BIURZE TAK BYLO NA MIEJSCU. ZRESZTA W ANGLII I HISZPANII POWIEDZIANO NAM ZE JEST TO JEDYNA FIRMA Z POLSKI Z KTORA SIE LICZA PONIEWAZ WALCZY O SWOICH KLIENTOW I MIALAM OKAZJE SIE O TYM PRZEKONAC NA WLASNEJ SKORZE . OSKARZONO MNIE O KRADZIEZ KAZANO MI NATYCHMIAST OPUSCIC HOTEL ZADZWONILAM DO BIURA W POZNANIU , KTORE TO NATYCHMIAST INTERWENIOWALO I WYJASNIALO SYTUACJE . DZIEKI PANU JACKOWI ZNALEZIONO WINEGO A BYL NIM SLOWAK KOLEGA Z PRACY. WIELKIE DZIEKI FIRMIE I WSZYSTKIM PRACOWNIKOM SKLADAJA MARTA, PRZEMO , KASIA,NATALIA, KRZYSZTOF I RESZTA GRUPY. POLECAMY FIRME I TYLKO TA JEDNA FIRME. PANIE JACKU JAK BEDZIE PAN TO CZYTAL PROSZE O WYBACZENIE ALE ZARAZEM PROSIMY O 8 MIEJSC DO HISZPANI . JEDZIEMY TYLKO Z PANEM ROBO JESTEM INNEGO ZDANIA NIŻ MARTA Z PRZYJACIÓŁMI, CHYBA JEJ MINGE ZAPŁACIŁ ZA TEN TEKST. Z TEGO CO WIEM FIRMA JEGO NACIĄGA NIE TYLKO TYCH CO CHCĄ WYJECHAĆ DO PRACY ALE RÓWNIEŻ FIRMY WSPÓŁPRACUJĄCE ZA GRANICĄ. NIE WYWIĄZUJE SIĘ Z UMÓW I NIE ROZLICZA SIĘ NALEŻYCIE Z PIENIĘDZY. JEST MAŁO WIARYGODNA. NIE POLECAM ROBO ---------------------- Temat: MIESZKANIOWE - nowe wiadomości, ogólna dyskusja W największych miastach w Polsce w szaleńczym tempie rosną nie tylko ceny nowych mieszkań, ale także używanych - Państwo na oglądanie mieszkania? Zapraszam - właściciel lokalu gościnnie otwiera drzwi. Po krótkiej wycieczce wchodzi z klientami do pokoju, w którym siedzą już trzy inne pary. One także są zainteresowane kupnem mieszkania. - Słucham: ile państwo proponujecie? A państwo? - pyta gospodarz. Takie sytuacje coraz częściej zdarzają się osobom, które próbują w Warszawie kupić mieszkanie na rynku wtórnym. Trzeba się też liczyć z tym, że właściciel mieszkania przy podpisywaniu umowy przedwstępnej bez uprzedzenia podniesie uzgodnioną wcześniej cenę. Dlatego kupujący w obawie, że ceny wzrosną jeszcze bardziej, bardzo szybko podejmują decyzje. - Używając giełdowego żargonu, można powiedzieć, że na rynku nieruchomości na dobre rozgościł się byk - komentuje Marta Kosińska z bezpłatnego serwisu z ogłoszeniami o nieruchomościach www.szybko.pl. Mieszkania sprzedają się jak świeże bułeczki m.in. w Krakowie, Wrocławiu, Trójmieście, Poznaniu, a nawet w Rzeszowie i Białymstoku. Niestety, podobnie jak na rynku pierwotnym podaż mieszkań jest mniejsza niż popyt na nie. Efekt? Wzrost cen! - Ceny rosną nieustannie od jesieni ubiegłego roku, co związane jest ze wzrostem cen nowo budowanych mieszkań i wydłużonym czasem oczekiwania na nie - mówi Mariusz Chołuj z agencji Bracia Strzelczyk. Według firmy redNet Property Group (właściciela serwisu Tabelaofert.pl) przeciętny czas oczekiwania na mieszkanie w stolicy, od podpisania umowy z firmą deweloperską do odebrania od niej kluczy, wydłużył się w ciągu ostatnich dwóch lat ze 197 do 367 dni. Wiele osób nie chce czekać tak długo. Chołuj ocenia, że najszybciej drożeją mieszkania w kamienicach i na nowych osiedlach. - Generalnie w stolicy brakuje ofert poniżej 6 tys. zł za m kw. - dodaje ten pośrednik. - Zwyżki są zaskakujące nawet dla analityków rynku i agentów nieruchomości z długoletnim stażem. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że ceny rosły z tygodnia na tydzień - mówi Marta Kosińska. Jeszcze szybciej niż w Warszawie rosną ceny używanych mieszkań w Krakowie i Wrocławiu. W tym pierwszym mieście tylko od marca do lipca podrożały one o niemal jedną czwartą, co oznaczało bezwzględny wzrost o 1520 zł i przekroczenie progu 6 tys. zł za m kw.! - Średnie ceny w Krakowie zrównały się, a nawet nieznacznie przekroczyły poziom cen w Warszawie. Natomiast Wrocław znajduje się obecnie na trzecim miejscu najdroższych polskich miast - opowiada Kosińska. Tadeusza Blicherta z wrocławskiego biura Braci Strzelczyk tak wysoka pozycja Wrocławia nie dziwi. - To miasto z bogatą historią, wspaniałym, żyjącym przez całą dobę centrum, miejsce napływu spektakularnych inwestycji, np. LG i Volvo, oraz dużą migracją ludności - zachwala Blichert. Według niego na południu miasta ceny poszybowały do poziomu warszawskiego. Analitycy są zgodni, że rynki mieszkaniowe, zarówno pierwotny, jak i wtórny, napędzają tanie kredyty. A zapowiedź przykręcenia przez banki kurka z kredytami walutowymi zadziałała dopingująco na wielu inwestorów, szczególnie zaś tych z mniej zasobnym portfelem. Chołuj twierdzi, że w czerwcu szczególnie aktywni byli klienci kupujący głównie jedno- i dwupokojowe mieszkania. Kosińska dodaje, że wielu mobilizuje też zapowiedź niekorzystnych zmian w zasadach opodatkowania sprzedaży mieszkań kupionych po 1 stycznia 2007 r. Przypomnijmy, że rząd zaproponował zastąpienie 10-procentowego podatku od wartości 19-procentowym od zysku. Równocześnie ma zniknąć zwolnienie z podatku, gdy sprzedaż następuje po co najmniej pięciu latach od zakupu albo gdy pieniądze ze sprzedaży mieszkania zostaną przeznaczone na zakup innego. Tymczasem mieszkania przez wielu są traktowane jako lokata kapitału. - Z jednej strony kupuje się je na wynajem, zaś z drugiej - jako inwestycję - wyjaśnia Tadeusz Blichert. - Jest też już pewna grupa osób, która inwestuje w nieruchomości zarobione na Zachodzie pieniądze - wtóruje mu Bogdan Ejsmont z białostockiego biura Braci Strzelczyk. Chcąc kupić mieszkanie w Białymstoku, trzeba się liczyć z wydatkiem od 2,3 tys. do 2,8 tys. zł za m kw. Katarzyna Frankiewicz z rzeszowskiego biura tej agencji dodaje, że ruch na rynku mieszkaniowym zależy w dużym stopniu od sytuacji na rynku pracy, a tej jest najwięcej w dużych aglomeracjach. W Rzeszowie za przeciętne 50-metrowe mieszkanie trzeba zapłacić ok. 150 tys. zł, czyli 3 tys. zł za m kw. Jednak jeśli pracy jest mało, także popyt na mieszkania jest niewielki. Agnieszka Mazur, która działa na Podkarpaciu, nie zauważyła jakiegoś szczególnego ożywienia np. w Jaśle. - Ceny są tu raczej stabilne, od 1 tys. do 1,3 tys. zł za m kw. - mówi Mazur. W dużych miastach ceny mieszkań są bardzo zróżnicowane. Np. w stolicy najdroższymi dzielnicami są Śródmieście, Mokotów i Żoliborz, gdzie średnie ceny wahają się w granicach 7-9 tys. zł za m kw. Dużo tańsze - czasem nawet o połowę - są mieszkania po prawej stronie Wisły, np. na Bródnie czy Targówku. Wszyscy pośrednicy i analitycy podkreślają, że od czasu przystąpienia Polski do UE coraz więcej mieszkań kupują cudzoziemcy, którzy liczą na wzrost cen i niezły zarobek. Nie wiadomo, ile mieszkań kupili w tym roku. Analitycy z redNet Property Consulting szacują, że nawet co dziesiąte mieszkanie budowane przez deweloperów w największych polskich miastach finansują obcokrajowcy. Na rynku wtórnym nikt nie robi tego typu badań. Skalę zjawiska pokazują statystyki MSWiA mówiące o transakcjach nieruchomościowych zawieranych przez cudzoziemców, np. w 2003 r. cudzoziemcy kupili łącznie 703 mieszkania, a w ubiegłym roku - 1368, czyli prawie dwa razy więcej. W mieszkania w Polsce najchętniej inwestują Brytyjczycy, Irlandczycy i Hiszpanie. Według Polskiej Agencji Badawczej Budownictwa spekulacyjny wykup mieszkań przez inwestorów zagranicznych trwa też w Budapeszcie i Pradze. Jednak tam głównymi inwestorami są... Rosjanie. ----- źródło: gazeta.pl link: http://gospodarka.gazeta....09,3478061.html czyli Rzeszów w czołówce polskich miast, ciekawe kiedy do miasta wejdą wielcy developrzy- pewnie nie wcześniej niż po powiększeniu miasta, teraz brakuje terenów... Temat: To ile już zarobiliśmy na swoim mieszkaniu? http://gospodarka.gazeta....09,3478061.html TEKST: W największych miastach w Polsce w szaleńczym tempie rosną nie tylko ceny nowych mieszkań, ale także używanych - Państwo na oglądanie mieszkania? Zapraszam - właściciel lokalu gościnnie otwiera drzwi. Po krótkiej wycieczce wchodzi z klientami do pokoju, w którym siedzą już trzy inne pary. One także są zainteresowane kupnem mieszkania. - Słucham: ile państwo proponujecie? A państwo? - pyta gospodarz. Takie sytuacje coraz częściej zdarzają się osobom, które próbują w Warszawie kupić mieszkanie na rynku wtórnym. Trzeba się też liczyć z tym, że właściciel mieszkania przy podpisywaniu umowy przedwstępnej bez uprzedzenia podniesie uzgodnioną wcześniej cenę. Dlatego kupujący w obawie, że ceny wzrosną jeszcze bardziej, bardzo szybko podejmują decyzje. - Używając giełdowego żargonu, można powiedzieć, że na rynku nieruchomości na dobre rozgościł się byk - komentuje Marta Kosińska z bezpłatnego serwisu z ogłoszeniami o nieruchomościach www.szybko.pl. Mieszkania sprzedają się jak świeże bułeczki m.in. w Krakowie, Wrocławiu, Trójmieście, Poznaniu, a nawet w Rzeszowie i Białymstoku. Niestety, podobnie jak na rynku pierwotnym podaż mieszkań jest mniejsza niż popyt na nie. Efekt? Wzrost cen! - Ceny rosną nieustannie od jesieni ubiegłego roku, co związane jest ze wzrostem cen nowo budowanych mieszkań i wydłużonym czasem oczekiwania na nie - mówi Mariusz Chołuj z agencji Bracia Strzelczyk. Według firmy redNet Property Group (właściciela serwisu Tabelaofert.pl) przeciętny czas oczekiwania na mieszkanie w stolicy, od podpisania umowy z firmą deweloperską do odebrania od niej kluczy, wydłużył się w ciągu ostatnich dwóch lat ze 197 do 367 dni. Wiele osób nie chce czekać tak długo. Chołuj ocenia, że najszybciej drożeją mieszkania w kamienicach i na nowych osiedlach. - Generalnie w stolicy brakuje ofert poniżej 6 tys. zł za m kw. - dodaje ten pośrednik. - Zwyżki są zaskakujące nawet dla analityków rynku i agentów nieruchomości z długoletnim stażem. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że ceny rosły z tygodnia na tydzień - mówi Marta Kosińska. Jeszcze szybciej niż w Warszawie rosną ceny używanych mieszkań w Krakowie i Wrocławiu. W tym pierwszym mieście tylko od marca do lipca podrożały one o niemal jedną czwartą, co oznaczało bezwzględny wzrost o 1520 zł i przekroczenie progu 6 tys. zł za m kw.! - Średnie ceny w Krakowie zrównały się, a nawet nieznacznie przekroczyły poziom cen w Warszawie. Natomiast Wrocław znajduje się obecnie na trzecim miejscu najdroższych polskich miast - opowiada Kosińska. Tadeusza Blicherta z wrocławskiego biura Braci Strzelczyk tak wysoka pozycja Wrocławia nie dziwi. - To miasto z bogatą historią, wspaniałym, żyjącym przez całą dobę centrum, miejsce napływu spektakularnych inwestycji, np. LG i Volvo, oraz dużą migracją ludności - zachwala Blichert. Według niego na południu miasta ceny poszybowały do poziomu warszawskiego. Analitycy są zgodni, że rynki mieszkaniowe, zarówno pierwotny, jak i wtórny, napędzają tanie kredyty. A zapowiedź przykręcenia przez banki kurka z kredytami walutowymi zadziałała dopingująco na wielu inwestorów, szczególnie zaś tych z mniej zasobnym portfelem. Chołuj twierdzi, że w czerwcu szczególnie aktywni byli klienci kupujący głównie jedno- i dwupokojowe mieszkania. Kosińska dodaje, że wielu mobilizuje też zapowiedź niekorzystnych zmian w zasadach opodatkowania sprzedaży mieszkań kupionych po 1 stycznia 2007 r. Przypomnijmy, że rząd zaproponował zastąpienie 10-procentowego podatku od wartości 19-procentowym od zysku. Równocześnie ma zniknąć zwolnienie z podatku, gdy sprzedaż następuje po co najmniej pięciu latach od zakupu albo gdy pieniądze ze sprzedaży mieszkania zostaną przeznaczone na zakup innego. Tymczasem mieszkania przez wielu są traktowane jako lokata kapitału. - Z jednej strony kupuje się je na wynajem, zaś z drugiej - jako inwestycję - wyjaśnia Tadeusz Blichert. - Jest też już pewna grupa osób, która inwestuje w nieruchomości zarobione na Zachodzie pieniądze - wtóruje mu Bogdan Ejsmont z białostockiego biura Braci Strzelczyk. Chcąc kupić mieszkanie w Białymstoku, trzeba się liczyć z wydatkiem od 2,3 tys. do 2,8 tys. zł za m kw. Katarzyna Frankiewicz z rzeszowskiego biura tej agencji dodaje, że ruch na rynku mieszkaniowym zależy w dużym stopniu od sytuacji na rynku pracy, a tej jest najwięcej w dużych aglomeracjach. W Rzeszowie za przeciętne 50-metrowe mieszkanie trzeba zapłacić ok. 150 tys. zł, czyli 3 tys. zł za m kw. Jednak jeśli pracy jest mało, także popyt na mieszkania jest niewielki. Agnieszka Mazur, która działa na Podkarpaciu, nie zauważyła jakiegoś szczególnego ożywienia np. w Jaśle. - Ceny są tu raczej stabilne, od 1 tys. do 1,3 tys. zł za m kw. - mówi Mazur. W dużych miastach ceny mieszkań są bardzo zróżnicowane. Np. w stolicy najdroższymi dzielnicami są Śródmieście, Mokotów i Żoliborz, gdzie średnie ceny wahają się w granicach 7-9 tys. zł za m kw. Dużo tańsze - czasem nawet o połowę - są mieszkania po prawej stronie Wisły, np. na Bródnie czy Targówku. Wszyscy pośrednicy i analitycy podkreślają, że od czasu przystąpienia Polski do UE coraz więcej mieszkań kupują cudzoziemcy, którzy liczą na wzrost cen i niezły zarobek. Nie wiadomo, ile mieszkań kupili w tym roku. Analitycy z redNet Property Consulting szacują, że nawet co dziesiąte mieszkanie budowane przez deweloperów w największych polskich miastach finansują obcokrajowcy. Na rynku wtórnym nikt nie robi tego typu badań. Skalę zjawiska pokazują statystyki MSWiA mówiące o transakcjach nieruchomościowych zawieranych przez cudzoziemców, np. w 2003 r. cudzoziemcy kupili łącznie 703 mieszkania, a w ubiegłym roku - 1368, czyli prawie dwa razy więcej. W mieszkania w Polsce najchętniej inwestują Brytyjczycy, Irlandczycy i Hiszpanie. Według Polskiej Agencji Badawczej Budownictwa spekulacyjny wykup mieszkań przez inwestorów zagranicznych trwa też w Budapeszcie i Pradze. Jednak tam głównymi inwestorami są... Rosjanie. Temat: Wisła Kraków i jakby na potwierdzenie tego, że Wisła pozbywa się najlepszych zawodników, wywiad z Emilianem Dolhą: Michał Białoński: Jak to jest z tym Pańskim nowym kontraktem z Wisłą? Emilian Dolha: Rozmawiał pan na ten temat z prezesem Helerem, a jeśli tak, to co panu powiedział? Że wszystko jest ustalone. Zarówno wysokość zarobków, jak i długość obowiązywania nowej umowy. Jedynym drobnym problemem było przetłumaczenie jej na język rumuński. Każdy powinien wiedzieć, że nie jestem zły na Wisłę Kraków. Szanuję Wisłę, szczególnie jej fanów i kolegów z drużyny. Same dobre rzeczy mogę też powiedzieć o Krakowie. Spędziłem wspaniały rok w tym mieście. Nie chcę zbyt wiele komentować do wtorku. Jeśli pan tylko może, proszę jutro zadzwonić do mnie. Wtedy będę mógł opowiedzieć wszystko w szczegółach. Teraz tego nie chcę robić, gdyż nie mam jeszcze podpisanego nowego kontraktu. Z Wisłą? Nie, z innym klubem. Co się stało między Panem a Wisłą? W rozmowie z moim kolegą z poznańskiej "Gazety Wyborczej" stwierdził Pan, że jest rozczarowany postawą krakowskiego klubu. Kilka osób z Wisły potraktowało mnie w sposób nienormalny. Szczegóły opowiem jednak po podpisaniu nowego kontraktu. Powiem panu wtedy całą prawdę o tym, co zaszło. Chciałem, naprawdę bardzo chciałem zostać dłużej w Wiśle, nawet osiąść w Krakowie, ale odniosłem wrażenie, że klub mnie nie chce. Dlatego odchodzę. I nie z powodu fanów, którzy byli wspaniali, czy moich przyjaciół z drużyny, tylko przez kilka osób. O kogo chodzi? Czytałem w internecie o tym, w jaki sposób prezes Heler potraktował Marka Penksę. Widział pan to? Sam z nim przeprowadziłem tę rozmowę. Czy to prawda, że Marek opowiadał, jak prezes Heler się z nim umówił na następny tydzień, a później nie miał dla niego czasu? Dokładnie tak to relacjonował Penksa. Ze mną było to samo. Z tą tylko różnicą, że nie działo się to od maja, ale od zimy - dokładniej od lutego. Przychodziłem do prezesa co tydzień i mówiłem: "Panie prezesie, chcę zostać w Wiśle. Zacznijmy proszę renegocjować kontrakt". Za każdym razem mówił mi: "Przyjdź jutro", a czasem: "Przyjdź w następnym tygodniu". Wiele razy podchodziłem do prezesa i słyszałem dokładnie to, co usłyszał Marek Penksa! Dziwne to wszystko. Rozmawiałem o planach wobec Pana nie tylko z prezesem Helerem, ale też z wiceprezes Romualdą Piotrowską. Oboje podkreślali, że jest Pan jedną z najważniejszych postaci w drużynie i że Pan po prostu musi zostać w Wiśle. A teraz taki klops? Pani prezes Piotrowska faktycznie robiła wszystko, co w jej mocy, abym został. Ale o pozostałych - panu Helerze czy panu Pilchu [szef rady nadzorczej - przyp. red.] - szkoda gadać. Nie może być tak, że jednego dnia w sprawie mojego kontraktu wszystko jest w porządku, a później - gdy wracam do domu - wszystko się zmienia. W dziwny sposób Wisła buduje silny skład na nowy sezon. Moje odejście nie przekreśla jej planów. Mariusz Pawełek jest na tyle dobrym bramkarzem, że jestem przekonany, iż Wisła nie będzie za mną tęsknić. Nie byłem tak wielkim piłkarzem Wisły, jak Stolarczyk, Sobolewski, Baszczyński. Oczekiwałem jednak szacunku ze strony zarządu. Ale kilka osób nie wykazało go nawet w najmniejszym stopniu. Więcej opowiem, jak podpiszę nowy kontrakt. Z Lechem Poznań? Nie mogę zdradzić z kim. Mam wiele ofert, ale nie chcę wymieniać nazw klubów. Jestem profesjonalistą i muszę wykonywać swoją pracę tam, gdzie mi płacą. Czyli to nieprawda, że prezes Heler dogadał się z Panem odnośnie wysokości i długości kontraktu? Wyjechałem do domu wcześniej, bo w meczu o Puchar Ekstraklasy nabawiłem się kontuzji. Wtedy jeszcze wszystko wyglądało normalnie. Ale gdy wróciłem do domu, wszystko się zmieniło. Prezes zadzwonił do Pana i odwołał ustalenia? Nie. Zarząd wysłał do mnie na spotkanie jednego z facetów z klubu [chodzi o pracownika biura prasowego - przyp. red.]. On powiedział, że ma kopertę z kontraktem dla mnie, ale nie może mi jej przekazać. Dlaczego? Ja też tego nie mogłem zrozumieć. Jak to jest, że koperta z kontraktem przeznaczonym dla mnie nie może mi być przekazana?! Postanowiłem nie iść na spotkanie, bo niby dlaczego miałbym to zrobić. Pan chyba też by tak zrobił, gdybym zapraszał pana na spotkanie, ale nie chciałbym przekazać koperty przeznaczonej dla pana. Dlatego powiedziałem mu "ciao". Heler nie zadzwonił do mnie ani razu, odkąd jestem w domu. Nie zrobił tego też nikt z zarządu Wisły. Zatem podjął Pan ostateczną decyzję, że zmienia klub? Tak. W tej sytuacji to chyba normalne. Wobec takiego traktowania mnie przez zarząd, przez takie zachowanie jego członków nie wyobrażam sobie pozostania w Wiśle. Słyszał Pan, że Pańscy byli koledzy przegrali z Bełchatowem? Czytałem w internecie. Podobno był Pan zaproszony na ślub Dana Petrescu? To prawda, ale nie mogłem się tam stawić, choć bardzo chciałem. Przechodzę zabiegi lecznicze po kontuzji. Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy jacyś piłkarze Wisły grali w meczu Polski z Azerbejdżanem? Jakub Błaszczykowski i Dariusz Dudka od pierwszych minut, a po przerwie wszedł Radosław Sobolewski. To proszę w moim imieniu im pogratulować i życzyć powodzenia w eliminacjach do Euro 2008! Podkreślam - chciałem w Wiśle zostać. Z mojego punktu widzenia nie żądałem zbyt wysokiego kontaktu. Ale ta sytuacja nie mogła trwać wiecznie. A Dariusz Dudka na naszych łamach skrytykował zarząd, że nie potrafił podpisać z Panem nowego kontraktu w zimie. Wiem o tym. Chciałem podziękować "Dudiemu" i pozostałym chłopcom, bo byli po mojej stronie. Ja im zawdzięczałem sporo i oni mi byli wdzięczni za udane interwencje. Tworzyliśmy niezły team. Ale nasze drogi się rozchodzą. Takie jest życie. Mariusz Heler, prezes Wisły SSA: Nie będę dyskutował z Emilianem Dolhą za pośrednictwem mediów. Rozumiem rozgoryczenie naszego bramkarza. Ta sytuacja jest dla mnie dosyć trudna. Uważam jednak, że nie wszystko zostało stracone. Poleciłem właśnie dyrektorowi Bednarzowi, by porozmawiał z Dolhą. Chcemy, by "Emma" został w Wiśle, choć nie za wszelką cenę. Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków --------------------------------------------------------------------- i tak oto pozbyliśmy się najlepszego bramkarza w OE i jednego z jej najlepszych zawodników zarząd Wisły zachowuje się nieprofesjonalnie, momentami chamsko, nie dba o dobro klubu, trenerów i zawodników, nia ma pojęcia o futbolu i zarządzaniu klubem. wypier***ać z Wisly palanty! razem z Cupiałem! Strona 2 z 2 • Wyszukiwarka znalazła 44 rezultatów • 1, 2 |