Biuro Pracy Biała Podlaska

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro Pracy Biała Podlaska




Temat: Ocena pracy Dyrekcji i Kierownictwa klubu

PRzynajmniej powiedział swego czasu co mysli o swoich kolegach haha

Ale to trudno zapomniec: Należał do PZPR od roku 1968 do 1990. Zasiadał w prezydium Zarządu Głównego Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. W latach 1970-1978 był tajnym współpracownikiem wojskowego Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego. Przewodniczył Ogólnopolskiej Radzie Młodych Naukowców. Był sekretarzem komitetu uczelnianego PZPR w SGPiS. W 1977 przeszedł do pracy w aparacie partyjnym w Wydziale Pracy Ideowo-Wychowawczej KC PZPR. Od 1981 do X Zjazdu był kierownikiem biura Centralnej Komisji Rewizyjnej PZPR. W latach 1987-1989 pełnił funkcję I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Białej Podlaskiej. W 1989 zajmował stanowisko ministra – członka Rady Ministrów ds. współpracy ze związkami zawodowymi. W tym samym roku po stronie rządowej uczestniczył w rozmowach okrągłego stołu.






Temat: Ocena pracy Dyrekcji i Kierownictwa klubu

PRzynajmniej powiedział swego czasu co mysli o swoich kolegach haha

Ale to trudno zapomniec: Należał do PZPR od roku 1968 do 1990. Zasiadał w prezydium Zarządu Głównego Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. W latach 1970-1978 był tajnym współpracownikiem wojskowego Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego. Przewodniczył Ogólnopolskiej Radzie Młodych Naukowców. Był sekretarzem komitetu uczelnianego PZPR w SGPiS. W 1977 przeszedł do pracy w aparacie partyjnym w Wydziale Pracy Ideowo-Wychowawczej KC PZPR. Od 1981 do X Zjazdu był kierownikiem biura Centralnej Komisji Rewizyjnej PZPR. W latach 1987-1989 pełnił funkcję I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Białej Podlaskiej. W 1989 zajmował stanowisko ministra – członka Rady Ministrów ds. współpracy ze związkami zawodowymi. W tym samym roku po stronie rządowej uczestniczył w rozmowach okrągłego stołu.
zapomniałeś napisać że chodził do szkoły jezuickiej






Temat: Ludzie nie mogą żyć z powodu remontów torów
Ogrodniki: Ludzie nie mogą żyć z powodu remontów torów

Bałagan przy modernizacji linii kolejowej Biała Podlaska-Terespol. Mieszkańcy narzekają na wykonawców i inwestora. A wykonawcy mają pretensje do inwestora.

- Przejazd miał być oddany do użytku 26 maja. A nadal jest zamknięty. Przed rokiem, kiedy układano nowe tory taka sytuacja była przez miesiąc. Teraz ślimaczą się kolejne roboty przy przebudowie przejazdu. Codziennie robię dodatkowo 13 km a to kosztuje - narzeka Agata Stawecka z Ogrodnik.

W jeszcze gorszej sytuacji jest Lidia Dobosz, która mieszka w starym, pamiętającym zabory, budynku kolejowym. Pani Lidia, wdowa po kolejarzu i jej dwie córki żyją w odległości sześciu metrów od szyn międzynarodowego szlaku Berlin-Moskwa. W czasie prac modernizacyjnych robotnicy zniszczyli ogrodzenie i tuż pod oknem zbudowali drogę awaryjną dla kolei.

Grupy robotników kolejowych i drogowych przechodzą przez zniszczony ogródek. Woda w studni nie nadaje się do picia i kobieta musi chodzić do sąsiadów z butelkami. Na dodatek niedawno w stronę domu pani Lidii przesunięto przejazd drogowy.

- Już nerwy mi nie wytrzymują. Może dojść do nieszczęścia! W kuchni spadają talerze ze stołu lub z szafki i pękają ściany. Mam iść pod most, bo nikt ze mną nie chce rozmawiać o zastępczej kawalerce w zasobach kolejowych - zastanawia się zdenerwowana sąsiadka przejazdu drogowego i szyn. Kobieta płacząc wspomina, że, Oddział Gospodarowania Nieruchomościami PKP SA zaproponował jej tylko lokal w ruderze w odległym Międzyrzecu Podlaskim.

Wiesław Panasiuk, wójt gminy Biała Podlaska potwierdza, że przedłużający się remont przejazdu kolejowego w Ogrodnikach komplikuje życie mieszkańcom kilku wsi. - Niszczą się drogi gminne służące, jako objazdy - przyznaje wójt i zapowiada interwencję w sprawie pani Dobosz.

Tymczasem Barbara Leszczyńska z biura rzecznika PKP S.A. wyjaśniła, że kolej oferowała Lidii Dobosz cztery inne mieszkania w Małaszewiczach, Terespolu i Międzyrzecu Podlaskim. Nawet z bieżącą wodą. - Ale kobieta chce mieszkanie tylko w Białej Podlaskiej, a my nie mamy tam mieszkania w bloku - mówi Leszczyńska.

Eugeniusz Maciołek, kierownik budowy z Przedsiębiorstwa Robót Kolejowych i Inżynieryjnych SA we Wrocławiu (firma jest pełnomocnikiem konsorcjum wykonującego roboty na odcinku Biała Podlaska-granica państwa), przyznaje, że pozostawienie zniszczonego domku przy torach skomplikowało prace modernizacyjne. - Trzeba było wyburzyć budynek, bo teraz są kłopoty z odwodnieniem terenu. Podczas pracy koparki mogą rozsypać się fundamenty - uważa kierownik.

Źródło: Dziennik Wschodni



Temat: "Wolne telefony" (a raczej bilingi)


A co bys powiedzial, gdyby - w ramach racjonalizacji i oszczednosci
oczywiscie - w Warszawie wszystkie przesylki awizowane byly do odbioru,
powiedzmy, w urzedzie pocztowym we Wlochach? Lokal tanszy, uslugi tansze
itede itepe.


Przeciez to nie to samo. Wiadomo przeciez, ze urzad pocztowy powinien byc
blisko ludzi, podobnie jak szpital czy (przepraszam) urzad skarbowy.
Natomiast na przyklad informacja telefoniczna o kodach pocztowych (nie wiem,
czy to istnieje, a powinno), czy jakakolwiek telefoniczna obsluga
(informacja o podatkach, clach, lekach), np. z czterocyfrowym
"taksowkarskim" numerem, moze bardzo dobrze sie ulokowac w Slupsku...
Bardziej ogolnie: ja  mowie o czynnosciach, ktore nie wymagaja
bezposredniego kontaktu. O dzialaniach, ktore sa zalatwiane droga
telefoniczna lub pocztowa. Wspomniany GUS moze zostawic w Warszawie
biblioteke, roczniki i to wszystko, co mozna nazwac bezpodrednia obsluga
klienta, natomiast cala szara biurokracja moze pojechac gdzie indziej, z
czystym zyskiem dla panstwa (lub odpowiednio w przypadku TP SA, dla TP SA-
oszczednosc na kosztach), dla Warszawy (rozladowanie przeciazonego miasta -
uwaga, wiem, ze to z powodu braku infrastruktur i przez zaniedbania, ale
budowanie infrastruktur i rozladowywanie nie sa sprzeczne, wprost
przeciwnie!), dla miasta docelowego (nowe miejsca pracy generuja kolejne
posrednie), a nawet dla obslugiwanego klienta: w miescie biedniejszym, w
ktorym trudniej o prace, przynajmniej w teorii pracownicy powinni sie
bardziej starac ...


I bardzo prosze. Niech bulingi drukuja sie w Krakowie (byleby dochodzily w
rozsadnych terminach), biuro numerow niech sie miesci w Lodzi, a
ksiegowosc
w Olsztynie. _JA_ jako abonent nie musze nigdy w tych miejscach bywac. Ale
jezeli swoj biling bede mogl obejrzec na monitorze w Bialej Podlaskiej
(zamiast na Twardej) , bede sie burzyc.


Ja nie sugeruje tepej, biurokratycznej decentralizacji: przeciez nie moge w
kazdym zdaniu podkreslac, ze moje propozycje i wszelkie sugestie wymagalyby
_inteligentnego_ wdrozenia. Wiec w pelni zgadzam sie z ostatnim akapitem
wypowiedzi przedmowcy.

Swoj biling powinienes moc obejrzec w domu na Internecie, lub tez na
samoobslugowym stanowisku w BOKu, skladajacym sie z duzego monitora i bardzo
uproszczonej klawiatury, albo tez z samego ekranu do naciskania paluchami. I

zrozumiala) instrukcja obslugi (jakies 4 zdania :-))) ), a takze 2 mile i
bajecznie cierpliwe panienki do pomocy. Po pol roku czegos takiego notowania
TP SA znacznie wzrastaja... i spadaja koszty. Koniec pierwszej dygresji.
Oczywiscie powinienes tez moc zamowic biling przesylany poczta (na wybranym
nosniku) lub e-mailem. Zauwaz, jak wygodne jest to ostatnie rozwiazanie dla
Ciebie, i jak bardzo oplacalne dla operatora: Ty masz dane prawie
natychmiast i w formie, z ktora robisz co chcesz, a dla operatora koszt
wynosi ZERO.

Co ciekawe, to juz inna dygresja, pamietam, ze rozwiazania tego typu
prowadzily nawet do zwiekszenia centralizacji pewnych dzialan, w sensie
skupienia w jednym miejscu: na przyklad ktores z wiekszych swiatowych linii
lotniczych mialy kilka lat temu cala europejska telefoniczna obsluge klienta
w jednym miejscu, gdzies na dalekich (wiec dosc tanich) przedmiesciach
Paryza, siedzial tam wielojezyczny personel i w zaleznosci od numeru na
ktory dzwoniono (np. w Holandii), odpowiadano po holendersku "Air XXX,
Amsterdam, w czym moge sluzyc". Dlaczego tak nie mozna zorganizowac biura
numerow TP SA? Na przyklad w Walbrzychu albo Stargardzie Gdanskim ...

MM





Temat: 1
"POLICJA PRZEŁOŻENI MIELI ZASTRZEŻENIA DO STYLU KIEROWANIA KOMENDĄ PRZEZ INSP. GŁOWACKIEGO. DOSTAŁ WIĘC PROPOZYCJĘ NIE DO ODRZUCENIA

Lubelski garnizon policji został bez szefa. Wczoraj Zbigniew Głowacki złożył rezygnację. Minister resortu spraw wewnętrznych przyjął dymisję w ekspresowym tempie.

Wszystko odbyło się w Warszawie. Głowackiego wezwał komendant główny Antoni Kowalczyk. Podczas spotkania szef lubelskiego garnizonu oświadczył, że rezygnuje ze stanowiska. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że dostał propozycję nie do odrzucenia. Albo odejdzie sam, albo zostanie odwołany. Przełożeni mieli zastrzeżenia do stylu kierowania jednostką. Krzysztof Janik, szef MSWiA podczas poniedziałkowej wizyty w Lublinie stwierdził, że jest zaniepokojony sytuacją w miejscowej policji i czeka na raport z kontroli przeprowadzonej przez Komendę Główną. Sprawozdanie trafiło na jego biurko we wtorek.

O rezygnacji komendanta biuro prasowe KWP w Lublinie powiadomiło lubelskie redakcje wczoraj po godz. 16.
– Żadnych komentarzy – stwierdziła krótko podinsp. Bibianna Bortacka, rzecznik lubelskiej policji.
Sam Głowacki był wczoraj nieuchwytny.
Ciemne chmury nad komendantem zbierały się od dłuższego czasu. Już miesiąc temu było wiadomo, że rozważa się zmianę dowódcy garnizonu. Powód? Seria afer, które wstrząsnęły lubelską komendą i o których było głośno w całym kraju.
Największym echem odbiła się nie wyjaśniona do dzisiaj sprawa kradzieży pieniędzy z byłej dochodzeniówki KWP. Skandal ujawniliśmy na początku roku. Z kasy wydziału zniknęło 8 tysięcy dolarów i 7 tysięcy złotych. Miesiąc później policjant, który ujawnił kradzież, popełnił samobójstwo. Jego koledzy twierdzą, że nie wytrzymał ciążącej na nim presji.
– Chcieli na siłę zrobić z niego kozła ofiarnego – mówią.

Śledztwo prowadzi prokuratura w Radomiu i mimo przesłuchań kilkudziesięciu świadków, ciągle nie ma efektów. Z naszych informacji wynika, że postępowanie prawdopodobnie zakończy się umorzeniem.

– Są podejrzenia, kto mógł to zrobić, problem w tym, że nie ma jak tego udowodnić. Sprawca zadbał o zatarcie wszystkich śladów – mówi nasz informator.
Afera z pieniędzmi pokazała prawdziwy obraz lubelskiej komendy. Losem funkcjonariuszy zainteresował się Andrzej Zoll, rzecznik praw obywatelskich. Jego raport był szokujący. Fatalne warunki pracy, naruszanie godności i poniżanie policjantów przez przełożonych – to główne zarzuty.
Rzecznik skrytykował decyzje komendanta o użyciu w wewnętrznym dochodzeniu wykrywacza kłamstw (którego wyniki, w świetle prawa, nie są żadnym dowodem), a potem o rozwiązaniu dochodzeniówki.
- Takie posunięcie utrudniło tylko znalezienie winnego i rzuciło cień na wszystkich pracowników wydziału – sugerował w raporcie.
W czasie ostatnich miesięcy rządów Głowackiego nastąpiła seria zatrzymań i aresztowań wśród lubelskich policjantów. W celi wylądował nawet komendant miejski z Białej Podlaskiej, Władysław Sz. Zarzucono mu korupcję. Z ustaleń prokuratury wynika, że policjant miał nawiązać współpracę z grupą kierowaną przez Pawła P. Miał od niej przyjmować łapówki w postaci sprzętu RTV. W zamian podejrzany nie interesował się działalnością gangu P. Mówi się jednak, że afera może być wynikiem personalnych rozgrywek. Dla wielu polityków Sz. był kandydatem na fotel komendanta wojewódzkiego. Wtedy pojawiły się dowody dotyczące rzekomych kontaktów podejrzanego ze światem przestępczym. Sz. miał złamać prawo gdy był szefem Wydziału ds. Przestępczości Gospodarczej lubelskiej KRP.
Jeszcze wcześniej w całym kraju było głośno o tzw. samochodówce. W ubiegłym roku w Komendzie Miejskiej w Lublinie zatrzymano kilku policjantów ze specgrupy ścigającej złodziei samochodów. Funkcjonariusze współpracowali z gangami, zamiast je tępić. W zamian mieli przyjmować różne dowody wdzięczności. Sprawa trafiła do sądu.

W ostatnim okresie pojawiły się też zastrzeżenia do polityki finansowej i kadrowej. Związki zawodowe ujawniły, że mimo wstrzymania przyjęć, do policji trafiają nowe osoby skoligacone z kierownictwem.

Policjanci, z którymi wczoraj rozmawialiśmy nie kryli zadowolenia z odejścia swojego szefa. Uważają, że był to jedyny sposób na uzdrowienie chorej sytuacji. Od kilku tygodni Głowacki nie miał żadnego zastępcy. Dwóch odeszło na własną prośbę, trzeci ciągle przebywa na zwolnieniu lekarskim.
– Nie uwierzę, że wszyscy zastępcy odeszli ze służby w jednej chwili przez przypadek – mówi wysoki rangą oficer Komendy Wojewódzkiej Policji. – Ostatni okres to czas wyczekiwania. Brakowało ludzi do podejmowania decyzji. Takiej sytuacji w naszej komendzie jeszcze nigdy nie było."
Wojciech Łaskarzewski "Kurier Lubelski"




Temat: Z kraju
http://gospodarka.gazeta....05,5224356.html

Wysyp drogowych inwestycji
Andrzej Kublik
2008-05-19, ostatnia aktualizacja 2008-05-18 20:30

Kilka spektakularnych kontraktów podpisze w najbliższych dniach Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Przygotował je poprzedni szef Dyrekcji odwołany za... brak postępów w budowie dróg
Zobacz powiekszenie
rys. materiały prasowe
Połączenie autostrad A1 i A4 w pobliżu Gliwic. Podpisanie umowy na jego budowę zaplanowano na końcówkę maja

Premier odwołał szefa GDDKiA Janusza Kopra tydzień temu. Zażądał tego minister infrastruktury Cezary Grabarczyk, który zaledwie trzy miesiące wcześniej powołał Kopra na to stanowisko. Stanowisko stracił także jeden z jego zastępców.

Szef Generalnej Dyrekcji odpowiada za wart 121 mld zł program budowy dróg na Euro 2012. Dymisje, które spadły jak grom z jasnego nieba, rzecznik Grabarczyka tłumaczył "brakiem postępu w realizacji rządowego programu budowy dróg krajowych i autostrad". Tymczasem Koper stracił posadę niemal w przeddzień podpisania kontraktów na spektakularne inwestycje drogowe.

- W najbliższych dniach miałem podpisać umowy na budowę obwodnicy Białej Podlaskiej oraz mostu na obwodnicy Wrocławia, a także węzła autostradowego w Sośnicy - powiedział nam Koper.

Supermost i superwęzeł

Odwołanie Kopra nie opóźni kontraktów, które czekały tylko na podpis. W poniedziałek zostanie podpisana umowa na budowę obwodnicy Białej Podlaskiej - poinformowało nas biuro prasowe GDKKiA.

We wtorek święto powinni urządzić we Wrocławiu, który zyska wspaniałą ozdobę. Drogowa dyrekcja podpisze umowę z hiszpańskim koncernem Acciona i jego polską spółką Mostostal Warszawa na budowę mostu przez Odrę - części obwodnicy Wrocławia łączącej autostradę A4 z przyszłymi drogami ekspresowymi S5 do Poznania i S8 do Warszawy.

Hiszpanie już się chwalą na świecie tą inwestycją za 166 mln euro. "Most przez Odrę o długości 612 m będzie jednym z 10 najdłuższych na świecie mostów pylonowych z betonu i będzie miał najwyższy w Polsce, 122-metrowy pylon" - informuje Acciona na swojej stronie internetowej.

Będzie to także pierwszy w Polsce most z czujnikami do wykrywania uszkodzeń i zmian głównych części. Most wraz z węzłami po obu stronach rzeki ma powstać w ciągu 2,5 roku.

Na 28 lub 29 maja GDDKiA planuje podpisanie kolejnego spektakularnego kontraktu, na budowę węzła autostradowego w Sośnicy w pobliżu Gliwic. - To będzie połączenie autostrad A1 i A4 i jeszcze jednej krajowej drogi, największe takie połączenie autostrad w Polsce. To również inwestycja, którą się można chwalić na świecie - mówi Janusz Koper.

Przetarg na tę budowę wygrała grecka firma J&P-Avax, która buduje dochodzący do węzła odcinek autostrady A1 z Bełka.

Trzy dni po odwołaniu Janusza Kopra Dyrekcja bez rozgłosu podpisała zaś z Budimeksem kontrakt za ponad 50 mln euro na budowę do listopada 2009 r. obwodnicy Ostrowa Wielkopolskiego - części drogi ekspresowej S11.

Autostradowe niewiadome

Czy wszystko to oznacza, że rządowy program budowy dróg idzie jak po maśle? Bynajmniej. Na swojej stronie internetowej GDDKiA informuje, że od kwietnia są już poślizgi około 40 projektów drogowych. Koper tłumaczył przed dymisją, że wielu wypadkach to nie jest wina Dyrekcji, lecz innych urzędów, które wydają zezwolenia związane z inwestycjami na drogach.

Z drugiej strony zaplanowany na najbliższe dni wysyp kontraktów drogowych stawia pod znakiem zapytania wyjaśnienia Ministerstwa Infrastruktury, że szef GDDKiA został odwołany z powodu braku postępów w inwestycjach. Kontrakty, które będą podpisane w najbliższych dniach, to jego dzieło.

Drogowcy w wypowiedziach dla "Gazety" nie kryli zdumienia dymisją Kopra, tym bardziej że jego następca Lech Witecki dotąd nie zajmował się budową dróg - większość pracy zawodowej spędził jako urzędnik Najwyższej Izby Kontroli. Ministerstwo nie podaje, dlaczego zdecydowało się na kandydaturę Witeckiego.

Sprawdzianem tej nominacji będzie sfinalizowanie negocjacji o budowie autostrad przez prywatnych inwestorów.

Były szef GDDKiA powiedział nam, że w ostatni piątek - tydzień po dymisji - chciał zakończyć kolejną część przetargu na budowę ok. 90 km autostrady A2 spod Łodzi do Warszawy i przystąpić do ostatniej fazy rozmów - o cenie. Jednak w piątek biuro prasowe Dyrekcji poinformowało nas, że "komisja przetargowa wykazała braki w dokumentacji złożonej przez oferentów" i czeka na ich uzupełnienie. Obecnie "oczekiwana data" wyboru wykonawcy autostrady i rozpoczęcia negocjacji cenowych to 30 maja.

Jeszcze większą niewiadomą jest termin zakończenia rozmów z firmami, które mają koncesje na płatne autostrady. Chodzi o firmę GTC, która chce budować 60 km autostrady A1 z Grudziądza do Torunia oraz firmę Autostrada Wielkopolska (AWSA), która przymierza się do budowy blisko 100 km autostrady A2 z Nowego Tomyśla za Poznaniem do granicy z Niemcami.

Umowy z tymi firmami powinny być sfinalizowane do końca czerwca. AWSA już z rządem PiS ustaliła, że budowa autostrady do granicy Niemiec będzie kosztować ok. 1 mld euro.

Janusz Koper: - Zamierzaliśmy w połowie maja zakończyć negocjacje z GTC i AWSA o warunkach finansowych. W ten sposób koncesjonariusze mieliby 1,5 miesiąca za zakończenie rozmów z bankami o kredytowaniu inwestycji, a GDDKiA - na uzgodnienia umów koncesyjnych z Ministerstwem Finansów.

Te założenia budzą już wątpliwości. Zakończenie negocjacji warunków finansowych z GTC i AWSA drogowa dyrekcja planuje teraz na 30 czerwca, podczas gdy dotąd była to ostateczna data na sfinalizowanie umów.

Źródło: Gazeta Wyborcza



Temat: Inwestycje na Śląsku
SSE powstanie tam gdzie zechce inwestor

Specjalne Strefy Ekonomiczne świetnie spisują się w przyciąganiu inwestycji - twierdzi Ministerstwo Gospodarki i chce powiększyć ich powierzchnię o połowę. Nagrodzeni będą jednak tylko atrakcyjni i aktywni.

Mamy 14 Specjalnych Stref Ekonomicznych o łącznej powierzchni około 8 tys. hektarów. Ostatni rok był dla nich bardzo gorący. Resort gospodarki właśnie podsumował, że w tym czasie inwestorzy ulokowali w strefach 10 mld zł i utworzyli 27 tys. etatów (obecnie w strefach pracuje 98 tys. osób). - Tempo wzrostu liczby miejsc pracy wyniosło 39 proc. w SSE, podczas gdy w całej gospodarce - 3,6 proc. - mówił na piątkowej konferencji prasowej minister gospodarki Piotr Woźniak.

Wiele z ogromnych inwestycji zagranicznych, które w ostatnim czasie ściągnęliśmy do Polski (LG Philips, Dell, Indesit, Toshiba), zostało ulokowanych w strefach, można więc oczekiwać, że najbliższe lata nadal będą owocować rosnącymi nakładami inwestycyjnymi i nowymi etatami. W niektórych strefach kończą się już tereny, które można zaoferować inwestorom (strefa krakowska ma zajęte 95 proc. powierzchni). Tymczasem resort gospodarki i Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych regularnie powtarzają, że zgłaszają się do nich wciąż nowi potencjalni inwestorzy, a zainteresowanie Polską jest ogromne.

Obszar stref zostanie więc powiększony o kolejne 4 tys. hektarów. Wszystko wskazuje jednak na to, że na tym poszerzeniu skorzystają ci, którzy już dziś są dla inwestorów atrakcyjni - Śląsk, Małopolska, Dolny Śląsk, województwo łódzkie.

- Postanowiliśmy, że będziemy poszerzać strefy tylko tam, gdzie już znalazł się konkretny inwestor, który będzie chciał rozpocząć znaczącą inwestycję. Umownie mówi się, że musi utworzyć 500 miejsc pracy lub zainwestować 40 mln zł. Najlepiej spełnić oba warunki, ale nie są one sztywne - zaznacza Bronisława Kowalak, dyrektor departamentu instrumentów wsparcia Ministerstwie Gospodarki. - Jeśli inwestor będzie zainteresowany jakąś lokalizacją, to jesteśmy gotowi niemal z marszu włączyć ten teren do strefy - dodaje minister Woźniak. Oznacza to, że nie będzie powiększania stref awansem np. o kilkadziesiąt hektarów, którymi będzie można później gospodarować. A na to szykowali się już zarządzający niektórymi SSE.

Nie będzie też możliwe tworzenie nowych stref (ani podstref już istniejących SSE) tam, gdzie do tej pory ich nie było, a region boryka się z wysokim bezrobociem. Tymczasem do resortu gospodarki regularnie wpływają pytania od posłów i władz lokalnych, czy nie można byłoby utworzyć strefy w Lublinie, Białej Podlaskiej, Zambrowie, na Kujawach. To - zdaniem pytających - mogłoby rozwiązać przynajmniej część problemów z brakiem pracy w regionie. Strefa daje bowiem dużo przywilejów: zwolnienia z podatku CIT na kwotę nawet większą niż połowa zainwestowanych pieniędzy, zwolnienia z podatków lokalnych, przygotowanie terenów, doprowadzenie mediów.

Urzędnicy nie mają jednak wątpliwości, że samo utworzenie strefy nic nie da. - Mieliśmy wiele przykładów, że działki stały puste, nikt się nimi nie interesował. Strefa mielecka ma świetnie przygotowane tereny, zachęca inwestorów, jak może, ale efekty są niewielkie, bo po prostu brakuje autostrad w okolicy. Nawet lotnisko nie jest w stanie pomóc - mówi dyrektor Kowalak. Nie dziwi jej, że od inwestorów nie może opędzić się Wrocław i okolice, gdzie sieć dróg jest gęsta, a miasto oferuje świetne warunki życia dla menedżerów i ich rodzin.

Efekt jest taki, że o sukcesy inwestycyjne na ścianie wschodniej bardzo trudno, nawet tam, gdzie działają strefy (suwalska, warmińsko-mazurska, mielecka). Przyszli inwestorzy bez zastanowienia będą wskazywać tereny przy autostradach, a ministerstwo będzie je obejmować przywilejami SSE. Z zapowiedzi rządu wynika, że przyzwoitą sieć dróg będziemy mieli w 2020 r., tymczasem strefy przestaną istnieć w 2017 r. Jednocześnie, żeby firma skorzystała z dobrodziejstw strefy, musi zainwestować cztery-pięć lat wcześniej.

Czy w takim razie Lubelszczyzna, Podlasie, Warmia i Mazury nie mają szans na wyjście z tego błędnego koła? Urzędnicy odpowiadają - wszystko zależy od aktywności samorządów. Mogą one bowiem zakładać tzw. parki przemysłowe. Jest to zazwyczaj teren po jakimś upadłym przedsiębiorstwie, gdzie tworzy się warunki do prowadzenia działalności gospodarczej. Władze lokalne doprowadzają wszystkie potrzebne media, drogę, adaptują budynki na hale produkcyjne i biura. Na ten cel mogą dostać aż 87,5 proc. dofinansowania z Unii Europejskiej i budżetu. By zachęcić firmy do zainwestowania, zwalniają je z podatku od nieruchomości. - To świetne miejsce do rozwijania lokalnej przedsiębiorczości. Spółka zarządzająca parkiem (powołana przez samorząd) może świadczyć usługi doradcze, prawne, księgowe. Taki teren można też oferować większym inwestorom i gdy się taki znajdzie, nie będzie problemu z objęciem działki strefą - zapewnia dyrektor Bronisława Kowalak, dodając, że w przypadku ściany wschodniej można byłoby stosować niższe kryteria, jeśli chodzi o wielkość inwestycji.

Na podobnej zasadzie działają parki technologiczne - tutaj musi być jeszcze współpraca z uczelnią o profilu technicznym lub jednostką badawczo-rozwojową. Obecnie w Polsce działa już 27 parków przemysłowych i 15 technologicznych, jednak i w tym przypadku bardziej aktywne są regiony południowo-zachodnie.

http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,69866,3731488.html



Temat: Amerykańskie inwestycje w Pile...?
ksmx, zastanów się jeżeli nazwiesz kogoś wiochmenem. szczególnie osobę która sama angażowała swoje niemałe pieniądze w biznes w Pile. w ten sposób nie musisz prowadzić dyskuji.

poniżej ciekawy artykuł o inwestycjach w Polsce który pokazuje jakie regiony wybierają inwestorzy i dlaczego. nieprzypadkiem artykuł jest o specjalnych strefach ekonomicznych. niestety w Piel władze do tej pory nie chcą zrozumieć, że żadna inwestycja nie powstanie jeżeli nie zaproponuje sie inwestorom choćby uzbrojonego i skomunikowanego terenu


SSE powstanie tam gdzie zechce inwestor

Specjalne Strefy Ekonomiczne świetnie spisują się w przyciąganiu inwestycji - twierdzi Ministerstwo Gospodarki i chce powiększyć ich powierzchnię o połowę. Nagrodzeni będą jednak tylko atrakcyjni i aktywni.

Mamy 14 Specjalnych Stref Ekonomicznych o łącznej powierzchni około 8 tys. hektarów. Ostatni rok był dla nich bardzo gorący. Resort gospodarki właśnie podsumował, że w tym czasie inwestorzy ulokowali w strefach 10 mld zł i utworzyli 27 tys. etatów (obecnie w strefach pracuje 98 tys. osób). - Tempo wzrostu liczby miejsc pracy wyniosło 39 proc. w SSE, podczas gdy w całej gospodarce - 3,6 proc. - mówił na piątkowej konferencji prasowej minister gospodarki Piotr Woźniak.

Wiele z ogromnych inwestycji zagranicznych, które w ostatnim czasie ściągnęliśmy do Polski (LG Philips, Dell, Indesit, Toshiba), zostało ulokowanych w strefach, można więc oczekiwać, że najbliższe lata nadal będą owocować rosnącymi nakładami inwestycyjnymi i nowymi etatami. W niektórych strefach kończą się już tereny, które można zaoferować inwestorom (strefa krakowska ma zajęte 95 proc. powierzchni). Tymczasem resort gospodarki i Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych regularnie powtarzają, że zgłaszają się do nich wciąż nowi potencjalni inwestorzy, a zainteresowanie Polską jest ogromne.

Obszar stref zostanie więc powiększony o kolejne 4 tys. hektarów. Wszystko wskazuje jednak na to, że na tym poszerzeniu skorzystają ci, którzy już dziś są dla inwestorów atrakcyjni - Śląsk, Małopolska, Dolny Śląsk, województwo łódzkie.

- Postanowiliśmy, że będziemy poszerzać strefy tylko tam, gdzie już znalazł się konkretny inwestor, który będzie chciał rozpocząć znaczącą inwestycję. Umownie mówi się, że musi utworzyć 500 miejsc pracy lub zainwestować 40 mln zł. Najlepiej spełnić oba warunki, ale nie są one sztywne - zaznacza Bronisława Kowalak, dyrektor departamentu instrumentów wsparcia Ministerstwie Gospodarki. - Jeśli inwestor będzie zainteresowany jakąś lokalizacją, to jesteśmy gotowi niemal z marszu włączyć ten teren do strefy - dodaje minister Woźniak. Oznacza to, że nie będzie powiększania stref awansem np. o kilkadziesiąt hektarów, którymi będzie można później gospodarować. A na to szykowali się już zarządzający niektórymi SSE.

Nie będzie też możliwe tworzenie nowych stref (ani podstref już istniejących SSE) tam, gdzie do tej pory ich nie było, a region boryka się z wysokim bezrobociem. Tymczasem do resortu gospodarki regularnie wpływają pytania od posłów i władz lokalnych, czy nie można byłoby utworzyć strefy w Lublinie, Białej Podlaskiej, Zambrowie, na Kujawach. To - zdaniem pytających - mogłoby rozwiązać przynajmniej część problemów z brakiem pracy w regionie. Strefa daje bowiem dużo przywilejów: zwolnienia z podatku CIT na kwotę nawet większą niż połowa zainwestowanych pieniędzy, zwolnienia z podatków lokalnych, przygotowanie terenów, doprowadzenie mediów.

Urzędnicy nie mają jednak wątpliwości, że samo utworzenie strefy nic nie da. - Mieliśmy wiele przykładów, że działki stały puste, nikt się nimi nie interesował. Strefa mielecka ma świetnie przygotowane tereny, zachęca inwestorów, jak może, ale efekty są niewielkie, bo po prostu brakuje autostrad w okolicy. Nawet lotnisko nie jest w stanie pomóc - mówi dyrektor Kowalak. Nie dziwi jej, że od inwestorów nie może opędzić się Wrocław i okolice, gdzie sieć dróg jest gęsta, a miasto oferuje świetne warunki życia dla menedżerów i ich rodzin.

Efekt jest taki, że o sukcesy inwestycyjne na ścianie wschodniej bardzo trudno, nawet tam, gdzie działają strefy (suwalska, warmińsko-mazurska, mielecka). Przyszli inwestorzy bez zastanowienia będą wskazywać tereny przy autostradach, a ministerstwo będzie je obejmować przywilejami SSE. Z zapowiedzi rządu wynika, że przyzwoitą sieć dróg będziemy mieli w 2020 r., tymczasem strefy przestaną istnieć w 2017 r. Jednocześnie, żeby firma skorzystała z dobrodziejstw strefy, musi zainwestować cztery-pięć lat wcześniej.

Czy w takim razie Lubelszczyzna, Podlasie, Warmia i Mazury nie mają szans na wyjście z tego błędnego koła? Urzędnicy odpowiadają - wszystko zależy od aktywności samorządów. Mogą one bowiem zakładać tzw. parki przemysłowe. Jest to zazwyczaj teren po jakimś upadłym przedsiębiorstwie, gdzie tworzy się warunki do prowadzenia działalności gospodarczej. Władze lokalne doprowadzają wszystkie potrzebne media, drogę, adaptują budynki na hale produkcyjne i biura. Na ten cel mogą dostać aż 87,5 proc. dofinansowania z Unii Europejskiej i budżetu. By zachęcić firmy do zainwestowania, zwalniają je z podatku od nieruchomości. - To świetne miejsce do rozwijania lokalnej przedsiębiorczości. Spółka zarządzająca parkiem (powołana przez samorząd) może świadczyć usługi doradcze, prawne, księgowe. Taki teren można też oferować większym inwestorom i gdy się taki znajdzie, nie będzie problemu z objęciem działki strefą - zapewnia dyrektor Bronisława Kowalak, dodając, że w przypadku ściany wschodniej można byłoby stosować niższe kryteria, jeśli chodzi o wielkość inwestycji.

Na podobnej zasadzie działają parki technologiczne - tutaj musi być jeszcze współpraca z uczelnią o profilu technicznym lub jednostką badawczo-rozwojową. Obecnie w Polsce działa już 27 parków przemysłowych i 15 technologicznych, jednak i w tym przypadku bardziej aktywne są regiony południowo-zachodnie.



najprawdopodobniej czas kiedy Piła mogłaby siestarać o SSE minął bezpowrotnie. ale wynika to również z fakty iż w Pile nie działo sietak źle jak w niektórych częściach kraju które wymagały stymulacji rządowymi interwncjami w postaci powoływania sse. chociaż jak widać i te nie zaśze gwarantują sukces. położenie Piły nie jest najgorsze. tym bardziej powinno zależeć nam na lobbowaniu szybkiej S-11 która skomunikuje miasto z autostradą oraz południem kraju.

jest też parę słów o parkach technolgicznych, których ideę adamo i kilka osób wyśmiewało mna forum a które funkcjonuję świetnie w wielu miastach. proponuję poczytać i się zastanwić czego w Pile brakuje. a brakuje tylko jednego: aktywności pilskich władz.

zaznaczyłem to co daje strefa inwestującym w danym regionie. wszystkie te argumenty mają lokalne władze w ręku. dlaczego tego nie wykorzystują?
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex