Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro Pracy Warszawa
Temat: PSL - mocno przysrobowane do stolkow. PSL - mocno przysrobowane do stolkow. Za piatkowym Super Expressem: "Siostra przewodniczącego zarządu powiatowego PSL w Makowie Mazowieckim została szefem lokalnego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa dzielącej unijną kasę dla rolników. By zwolnić dla niej stołek, zdegradowano człowieka wybranego na to stanowisko podczas konkursu. Jak to się ma do zapewnień wicepremiera Jarosława Kalinowskiego (PSL), że w ARiMR nie wybiera się ludzi według klucza partyjnego? Po niespełna dwóch miesiącach od wygrania konkursu, ze stanowiska zdjęto nowego kierownika powiatowego agencji Janusza Zielińskiego. Pięcioosobowa komisja w Warszawie, która obsadza stanowiska stwierdziła, że... znaleziono lepszą osobę. Tą "lepszą" okazała się Agnieszka Szydłowska, siostra szefa zarządu powiatowego Polskiego Stronnictwa Ludowego, która również brała udział w konkursie. Dwa miesiące wcześniej ta sama komisja nie widziała u niej jednak zdolności kierowniczych. Skąd ta zmiana? - Może zdano sobie sprawę, że obecna pani kierownik jest lepiej przygotowana ode mnie - komentuje ostrożnie zmianę przeniesiony na stanowisko zastępcy Janusz Zieliński. - Być może takie są układy polityczne - kończy szybko rozmowę były kierownik. Powiat aż huczy, że na wymianę na stanowisku szefa ostro naciskali powiatowi działacze PSL i miejscowi parlamentarzyści. Poprzedniego szefa zmusili do złożenia prośby o przeniesienie na zastępcę. - Wszyscy tu doskonale wiedzą, że w sprawie Szydłowskiej u samego prezesa Bentkowskiego interweniował jej brat Mirosław Augustynowiak - mówi nam jeden z lokalnych polityków pragnący zachować anonimowość. - A gdy to nie pomogło, u przewodniczącego Kalinowskiego zjawił się poseł Zbigniew Deptuła (PSL). Sam Deptuła zaprzecza jednak, jakoby miał jakikolwiek wpływ na wybór kierownictwa. Nowa kierownik agencji bardzo często odwiedza jednak biuro posła. Rozmowy, jakim przysłuchiwał się nasz reporter, dotyczyły jednak nie przygotowań do wdrożenia systemu dopłat dla rolników, lecz wyglądu biura i wyższości żaluzji nad zasłonami. Na temat swojej pracy nowa pani kierownik niewiele jest nam w stanie powiedzieć. - Nie wiem, jak to będzie dokładnie wyglądało - odpowiada Szydłowska. - W przyszłym tygodniu będę w Warszawie, to dowiem się wszystkiego. Dlaczego jej kwalifikacje okazały się lepsze? Sama nie chce powiedzieć, jakie ma wykształcenie i poprzednie doświadczenia zawodowe. Centrala ARiMR nie udziela natomiast takich informacji, zasłaniając się... ochroną danych osobowych. Wiadomo, natomiast, że - według kryteriów komisji - powinna mieć wykształcenie rolnicze, ekonomiczne albo prawnicze. Komisja też preferowała osoby, które są dobrze zorientowane w unijnych procedurach. Postanowiliśmy sprawdzić, co wie na ten temat Szydłowska. Pani kierownik, która odpowiedzialna będzie za prawidłowy podział unijnych pieniędzy wśród rolników, nie potrafiła nam jednak nawet odpowiedzieć, kiedy owe pieniądze będą dostępne. - No... chyba już jakoś teraz - stwierdziła po dłuższym zastanowieniu. Prawda wygląda jednak inaczej. Dotacje dla polskiego rolnictwa rozdzielane będą dopiero po wejściu do Unii Europejskiej. W 2004 roku mamy otrzymać 500 mln euro, czyli prawie 2 mld złotych. Za swoją pracę Szydłowska bierze od 2,5 tysiąca do 3 tys. złotych - to wiadomo. Od kilku tygodni pojawiają się kolejne informacje o obsadzaniu stanowisk związanych z obsługą programu SAPARD działaczami PSL. Osoby te mają decydować, kto i ile pieniędzy dostanie z funduszy rolnych UE. Radio Zet podało, że szefem oddziału ARiMR w Rawie Maz. został brat wicemarszałka Sejmu Janusza Wojciechowskiego. Wcześniej Rzeczpospolita ujawniła, że szefem lubelskiego oddziału ARiMR został... Krzysztof Podkański, syn Zdzisława. Tym kto ma rozdzielać unijne fundusze zaniepokoiła się Komisja Europejska. " Temat: Zgroza - Nie ma pieniędzy na leczenie dzieci... Dwoje iracki dzieci jest już w Polsce (PAP) 04-09-2003, ostatnia aktualizacja 04-09-2003 06:25 4.9.Warszawa (PAP) - Dwoje irackich dzieci - 4,5-letnia dziewczynka Iman i 12- letni chłopak - Hassan przyleciało do Polski na leczenie Razem z rządową delegacją, która wróciła samolotem z Iraku po uroczystości przekazania dowództwa w polskiej strefie odpowiedzialności, przylecieli też dziennikarze i korespondent PAP Jakub Borowski W czwartek przed piątą rano samolot wylądował na warszawskim Okęciu Dyrektor Polskiej Misji Medycznej dr Ewa Lipska powiedziała, że dzieci są po podróży w dobrym stanie. "Jednak Hassan w Iraku był już tak wycieńczony, że gdyby spędził jeszcze kilka dni w szpitalu umarłby" - powiedziała Lipska dziennikarzom Iman i Hassan byli w szpitalu w Basrze, skąd zostały przetransportowane helikopterem do Kuwejtu. Z Iman do Polski przyleciała jej mama Kadmea. Dziewczynka trafi do Centrum Zdrowia Dziecka. Matka będzie z nią w szpitalu, później zajmą się nią podczas pobytu w naszym kraju członkowie Stowarzyszenia Irakijczyków w Polsce Razem z Hassanem przyleciał jego ponad 30-letni brat Salem Polska rodzina, pochodzenia irackiego, z Krakowa, zadeklarowała, że się nim zajmie Iman Majid Yaheah Al-Kaphagy, (ur. 1 marca 1999 r.) ma poważną wadę serca i wymaga leczenia operacyjnego. W Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie zajmie się nią zespół lekarzy pod kierownictwem prof. Bogdana Maruszewskiego Hassan Farhan Abod Al-Hacham, (ur. 16 stycznia 1991 r.), został ranny w wyniku wybuchu bomby w ostatnich dniach bombardowań Obrażenia jamy brzusznej, pośladków i nóg wymagają przeprowadzenia operacji rekonstrukcyjnych oraz wielomiesięcznej rehabilitacji Leczeniem Hassana zajmą się lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, pod kierownictwem dr hab. Jacka Puchały Polska Misja Medyczna apeluje o wpłaty na leczenie dzieci w Polsce. "musimy zebrać pieniądze na leki, zabiegi operacyjne i drobny sprzęt medyczny, który zużywa się przy leczeniu" - mówiła Lipska. Lekarze z obu szpitali podjęli się wykonać swą pracę nieodpłatnie Dyrektor PMM podziękowała Amerykanom, którzy zapewnili dzieciom pobyt w szpitali w Iraku i przetransportowali je do Kuwejtu i polskiemu Ministerstwu Obrony Narodowej, które zapewniło transport do kraju Listę osób w Iraku, które potrzebują leczenia za granicą utworzyła międzynarodowa organizacja do spraw migracji - agenda ONZ. Polska jest 4 krajem w Europie po Niemczech, Austrii i Grecji, które przyjmuje osoby wymagające leczenia. Na świecie czynią to również m.in. Stany Zjednoczone, Emiraty Arabskie, Bahrajn i Arabia Saudyjska Dzieci miały przylecieć do Polski transportem wojskowym w drugiej połowie sierpnia. Jednak okazało się to niemożliwe Następną datę wyznaczono na więc na 27 sierpnia. Wtedy dzieci miały przylecieć pierwszym rejsem LOT-u z Basry do Warszawy. Ze względów bezpieczeństwa - wbrew wcześniejszym zapowiedziom - nie uruchomiono dotychczas połączeń z Irakiem Polska Misja Medyczna jest stowarzyszeniem, które zrzesza profesjonalistów medycznych, tzn. lekarzy, ratowników i pielęgniarki. PMM oferuje sponsorom umieszczenie ich logo na swoim szpitalu. Wpłat można dokonywać na konto Misji w Banku Pekao SA III O/Kraków filia 8, rachunek nr 10701193-459811-2221-0100 Do kraju powrócił nasz dziennikarz Jakub Borowski, który towarzyszył polskiemu wojsku w pierwszych tygodniach pracy w Iraku. Zastąpił go na Krzysztof Konopka - na co dzień katowicki korespondent PAP W środę w amfiteatrze pod Obozem Babilon niedaleko miasta Hilla odbyła się uroczystość przekazania czterech z pięciu prowincji strefy środkowo-południowej w Iraku wielonarodowej dywizji pod dowództwem gen. Andrzeja Tyszkiewicza W uroczystości brali udział m.in. dowódca sił koalicyjnych w Iraku gen. Ricardo Sanchez, ministrowie obrony Polski i Ukrainy, Jerzy Szmajdziński i Jewhen Marczuk oraz szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Marek Siwiec. (PAP) ago/saw/ Sa wiec chyba jakies pieniasze, skoro, jestesmy czwartym krajem w Europie. Nie mam nic przeciw pomocy dzieciom irackim tak ciezko doswiadczonym jak ten chlopiec, ale , co z naszymi dziecmi? Pozdrawiam troche smutno Temat: jest nadzieja, ze nie bedzie winiet! jest nadzieja, ze nie bedzie winiet! dzisiejszy super express przyniosl dobre nowiny oby sie spelnily a tak nawiasem mowiac wychodzi na to, ze rzad millera przynosi same buble ustawodawcze, ktore sa sprzeczne z konstytucja. czy w sld sa fachowcy? czy raczej kolesie od paprania wszystkiego? Winietu na wojennej ścieżce Wiadomo, że od 1 kwietnia nie będzie winietek. Czy będzie wicepremier Marek Pol? Marszałek Marek Borowski wstrzymał prace nad "ustawą winietkową" - dowiedział się nieoficjalnie "Super Express". Dotarliśmy również do opinii Sejmowego Biura Legislacyjnego, która stwierdza niezgodność pakietu "ustaw winietkowych" z konstytucją. Warszawa "Zgłoszone w drugim czytaniu poprawki do obu ustaw w zasadzie nie usuwają wątpliwości i zastrzeżeń, zarówno w zakresie zgodności z prawem Unii Europejskiej, jak i zgodności z konstytucją" - tak brzmi podsumowanie opinii prawnej przygotowane przez sejmowych prawników. Do dokumentu dotarł wczoraj "Super Express" wspólnie z dziennikarzami Polskiej Sekcji BBC. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że właśnie z tego powodu marszałek Sejmu wstrzymał już prace nad ustawą. Zlecił również przygotowanie niezależnej ekspertyzy w tej sprawie przez prawników spoza parlamentu. Bubel? Według Sejmowego Biura Legislacyjnego pakiet "ustaw winietkowych" może naruszać aż 8 artykułów konstytucji! M.in. przewiduje przyspieszone wywłaszczanie właścicieli działek przeznaczonych pod budowę autostrad o nieuregulowanej sytuacji prawnej, np. w czasie postępowania spadkowego (co narusza art. 45 konstytucji: prawo do sprawiedliwego procesu). Wątpliwości budzi też, czy przepisy nie łamią obowiązku ochrony środowiska. Ustawa jest również niezgodna z prawem Unii Europejskiej (chodzi o niezgodne z przepisami UE podwójne opłaty za korzystanie z dróg dla samochodów ciężarowych). Czekamy do wakacji W tej chwili jedno jest pewne: winietki nie zostaną wprowadzone od 1 kwietnia. - Jest tyle spraw do zrobienia przy tej ustawie, że może ona wejść w życie dopiero koło wakacji - przyznaje Andrzej Różański, który prowadzi w Sejmie sprawę tych ustaw. Poseł nie wykluczył nawet, że może dojść do odrzucenia ustawy w całości. - Na pewno ją odrzucą. Od dawna klub Prawo i Sprawiedliwość mówił, że ustawa jest zła i nie pomogą jej żadne zmiany. Nasze zdanie potwierdza teraz opinia sejmowych prawników - mówi Jerzy Polaczek (PiS). W kuluarowych rozmowach nawet posłowie koalicji przyznają - ustawa nadaje się tylko do kosza. Na razie marszałek Marek Borowski zastanawia się, co z tym fantem zrobić. W ciągu kilku dni ma być gotowa niezależna ekspertyza prawna. Marszałek zaprosił również posła Różańskiego i Lecha Czaplickiego (zastępcę szefa Kancelarii Sejmu odpowiedzialnego za proces legislacyjny) na naradę. Jak ustaliliśmy, Borowski w najbliższym czasie ma również spotkać się z wicepremierem Markiem Polem, autorem "ustaw winietkowych". Wczoraj w kuluarach pojawiła się nawet informacja, że premier w związku z tą sprawą może zdymisjonować swojego zastępcę. Rzecznik rządu nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy Marek Pol może stracić pracę. Potrójna opłata Projekt ustaw zaproponowanych przez wicepremiera Pola budził wątpliwości od samego początku. Według pomysłu, każdy kierowca, by poruszać się po drogach krajowych, musiałby wykupić specjalną winietkę. Problem w tym, że już płacimy za drogi w podatku drogowym (doliczonym do ceny paliwa). A winietki nie uprawniałyby nas do jazdy po autostradach, które już w tej chwili są płatne. W efekcie - płacilibyśmy potrójnie! Jan Osiecki Temat: Kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi Tajemnice andrzejkowego wieczoru Tajemnice andrzejkowego wieczoru 08 Gru 2006 - 07:54 "Dziennik" ustalił, że dyrektor w MSW Tomasz Serafin nie był jedyną osobą, którą w piątek 1 grudnia odwozili do domu policjanci z komisariatu kolejowego w Warszawie. Według gazety, z policyjnego transportu skorzystała także pracownica ministerstwa Maria K. "Dziennik" dowiedział się, że Serafin w piątkową noc bawił się w klubie "Melodia" w Warszawie w towarzystwie kilku wysokich rangą urzędników MSWiA. Wśród grupy urzędników była właśnie Maria K. oraz podwładny Serafina, naczelnik jednego z wydziałów w resorcie Paweł Ch. Gazeta pisze, że znają się oni od lat. Paweł Ch. pracował w komisariacie kolejowym, z czasem awansował do Centralnego Biura Śledczego. Zajmował się między innymi rozpracowaniem gangu pruszkowskiego. Informatorzy "Dziennika" twierdzą, że do departamentu Serafina można się było dostać właśnie dzięki pracy w komisariacie kolejowym. On sam był na Dworcu Centralnym szefem prewencji, potem awansował do komendy stołecznej, skąd przeszedł do ministerstwa - pisze "Dziennik". Niewykluczone, że alkoholowe spotkania urzędników odbywały się regularnie, a policyjne radiowozy jako taksówki używane były częściej - czytamy w gazecie, która przypomina, że wyjaśni to śledztwo prokuratury oraz wewnętrzne dochodzenie w policji. Jakub Stachowiak, Robert Zieliński Adres WWW tego artykułu to: www.ifp.pl/modules.php?op=modload&name=News&file=article&sid=1614 Minister w Sejmie odpiera zarzuty 07 Gru 2006 - 11:26 "Nie podzielam opinii, by w tej sprawie panował całkowity chaos informacyjny" - uważa wicepremier Ludwik Dorn. Szef MSWiA odpowiadał w Sejmie na pytania posłów w sprawie śmierci dwójki policjantów. Zaprzeczał w ten sposób słowom dziennikarzy, którzy od kilku dni mówią o kłamstwach jego rzecznika: Tomasza Skłodowskiego. Szczególnie często posłowie pytali o problem tak zwanych "niebieskich taksówek". Chodzi o wykorzystywanie przez wysoko postawionych funkcjonariuszy policyjnych samochodów do prywatnych celów. Ta praktyka w ciągu ostatniego roku wybitnie się zmniejszyła, choć nikt rozsądny nie może ręczyć za to, że to był tylko jedyny całkowicie odosobniony przypadek - odpowiadał minister. Dorn nie zgodził się jednak z opiniami posłów i przede wszystkim dziennikarzy, że w sprawie śmierci policjantów od początku panował całkowity chaos informacyjny. W takim razie przypominamy: MSWiA ogłosiło, że stołeczni policjanci wypełniali "specjalną misję". Potem okazało się, że pojechali odwieźć urzędnika resortu. Najpierw była informacja, że ten urzędnik wyjechał służbowo do Rumunii. A potem się wyjaśniło, że przez cały czas był w Polsce. Dla nas to jest chaos informacyjny. rmf, in. własna Adres WWW tego artykułu to: www.ifp.pl/modules.php?op=modload&name=News&file=article&sid=1611 Nieudolni , niewydolni , skorumpowani i wiecznie pijani : www.policyjnyserwisinformacyjny.fora.pl/viewforum.php?f=3 Temat: Czy KOR to filia SB? _helga napisała: > Nie napuszaj sie babo. Do antysemitow sie na pewno nie zaliczam. Te rozmowy z > osiolkami nie maja zadnego zwiazku z tym co powyzej powiedzialam. Co prawda > forum to nie jest za bardzo miejsce na powazniejsze dyskusje historyczne, ale > sygnalizuje, ze historia 1968 jest bardziej skomplikowana niz to mozna > aktualnie przeczytac. Zapewne wiesz co nie co o tym jak to w Warszawie > wygladalo, ale moge sie zalozyc ze juz pojecia nie masz zadnego jak to > wygladalo w innych miastach. Ja nie jestem historykiem wiec ci nie powiem > niczego odkrywczego o innych miejscach niz miasto w ktorym mieszkam, Wroclaw. > Tu byla baza wojsk sowieckich i problem czystki w polskiej armii przed > interwencja w Pradze. W ogole te imprezy warszawskie z przedstawieniem > teatralnym tu wygladaly jak jedno wielkie jajo, bo problem polegal glownie na > tym, czy armia polska wyruszy na Prage czy nie. Byly masowe wystapienia na > Politechnice i Uniwersytecie, zamieszki na ulicach, wiezienia i obozy pracy. > Wiesz cos o tym? Ha! A glownie dlatego, ze owczesnej stalinowskiej wladzy > zalezalo na tym zeby to ukryc, z politycznego punktu widzenia to przedstawienie > > teatralne bylo jednak jajem, ktory dotyczyl polityki wewnetrznej kraju, a te > problemy zwiazane z interwencja byly dla nich smiertelnie grozne. Gdyby sie > rozeszlo, to mogliby na przyklad pojechac do Moskwy i nie wrocic, nie? > > A KORowcy to wykorzystali dla sprawowania rzadu dusz w opozycji. Wyszlo im, nie > > powiem. Korowcy nie musieli niczego wykorzystywać. I wcale ich celem nie był rząd dusz w opozycji. Po prostu robili swoje. Nikt z KOR-u nie bronił innym pomagania robotnikom Radomia i Ursusa. Nikt z KOR-u nie bronił innym wydawania poza cenzurą. Nikt z KOR-u nie bronił innym zakładania Biur Interwencyjnych takich jakie prowadzili Zofia i Zbigniew Romaszewscy. Po prostu KOR coś robił, podczas, gdy inni siedzieli na czterech literach. Pamiętam proces Switonia w Katowicach w 1978 roku. KPN ten proces olał po prostu. A KOR zorganizował adwokatów, obserwatorów, nagłośnił sprawę. Piszesz, że jesteś z Wrocławia. Akurat tak się składa, że w latach 1976-1981 studiowałem we Wrocławiu i byłem zaangażowany w działalność SKS-u, więc wiem z pierwszej ręki jak to wyglądało. To nie była wielka polityka, robiliśmy po prostu swoje. Działała biblioteka wydawnictw niezależnych, pod zakładami pracy kolportowało się "Robotnika", na uczelniach organizowało się spotkania literackie. I wcale nie było tak, że wrocławski SKS zmonopolizowany był przez wpływy KOR-owskie. To były różne środowiska, łączyło nas to, że coś robiliśmy, a nie tylko dyskutowali w zamkniętych kręgach jak Młodzi Demokraci od pana Pleśnara. > To ze przywodcami byly dzieci stalinowskich bonzow to tez prawda, z Też wcale nie wszyscy. Nie zaprzeczam, że takimi dziećmi byli Michnik, czy Lityński, ale to przecież nie caly KOR. A Romaszewski, ksiądz Zieja, prof. Lipiński? To też dzieci stalinowskich bonzów. > tym, ze ja w niczym ich zaslug na terenie miasta Warszawy nie umniejszam. > Siedzieli przeciez po wiezieniach, nie? Pozdrawiam Jurek Temat: Otworzą nam stację metra-co my na to? Tymczasem Rzeczpospolita: WARSZAWA Trzy stacje metra i podziemny parking Metro opóźnione do potęgi Zakończenie w terminie prac na stacji Plac Wilsona po raz kolejny stanęło pod znakiem zapytania. Ruszy za to w końcu odwlekana od kilku miesięcy budowa podziemnego parkingu. A dla planowanych kolejnych stacji Marymont i Park Kaskada specjaliści wykonują właśnie komputerowe symulacje pożarów. Już dawno tak wiele nie działo się jednocześnie w stołecznym metrze. W piątek upływa kolejny termin zakończenia robót na stacji Plac Wilsona. Tego dnia wykonawca powinien zgłosić inwestycję do odbiorów. Zdaniem prezesa Metra Warszawskiego Krzysztofa Celińskiego, w tej sytuacji pasażerowie zaczną korzystać ze stacji w połowie marca. Czy rzeczywiście? Powoli do celu - Termin 19 lutego powinien zostać dotrzymany - mówi ostrożnie rzecznik Hydrobudowy-6 Mateusz Gdowski, który jeszcze dwa miesiące temu zapewniał "Rz", że odbiory zaczną się w styczniu. Według naszych informacji, pod ziemią panuje jeszcze bałagan i budowlany rozgardiasz. Do wykonania zostały jeszcze m.in. prace kamieniarskie przy wejściach od strony pl. Wilsona i bazarku przy Filareckiej. Mimo oficjalnych zapewnień, w Metrze Warszawskim wcale nie mają pewności, czy wykonawca - domagający się od miasta podwyższenia wartości kontraktu - nie przedłuży prac po raz kolejny. Prezydent Warszawy Lech Kaczyński mówił jeszcze niedawno, że pasażerowie zaczną korzystać ze stacji przed końcem 2004 roku. Prezes Hydrobudowy-6 Gregor Sobisch tłumaczył się później z niedotrzymania terminu zbyt późnym wprowadzeniem na budowę. Terminu nie udało się podgonić, mimo dość łagodnej zimy i zgody mieszkańców Żoliborza na prace przez całą dobę. Parking i zadymienie Potwierdzają się nasze styczniowe informacje o bliskim porozumieniu między miastem i wykonawcą w sprawie budowy podziemnego parkingu przy stacji Plac Wilsona. Jak ustaliliśmy w Ratuszu, w tym tygodniu Lech Kaczyński planuje ogłosić wiadomość o zakończeniu impasu w rozmowach i rychłym rozpoczęciu robót. W Hydrobudowie-6 potwierdzają, że są gotowi zejść z ceny na 9 mln zł. Po dodaniu VAT cena osiągnie prawie 11 mln zł. A to oznacza, że rzeczywisty koszt parkingu i tak wyniesie więcej, niż chciało tego miejskie Biuro Inwestycji, które przez pięć miesięcy w żółwim tempie i bez skutku prowadziło negocjacje. Metro Warszawskie wciąż nie dysponuje pozwoleniem na budowę stacji Marymont i Park Kaskada. Budowa tej pierwszej zacznie się najwcześniej pod koniec lutego, a drugiej - w kwietniu. Dlaczego tak późno? Specjaliści muszą w inny niż do tej pory sposób sprawdzić projekty pod względem zagrożenia pożarowego. - Bez wykonania symulacji komputerowych zadymienia stacji nie otrzymamy pozwolenia na budowę. Te działania wymusiła na nas ostatnia zmiana przepisów przeciwpożarowych - wyjaśnia Krzysztof Celiński, prezes metra. Konrad Majszyk Temat: Rokita czy Jola prezydentem-porównaj oficjalne cv. Rokita czy Jola prezydentem-porównaj oficjalne cv. Załózmy, że trzeba wybrać prezydenta spośród dwóch kandydatów (druga tura?) i zostaje nam Rokita i Jola - co robić ???? Dla ułatwienia decyzji podaję ich oficjalne c.v. Oba zyciorysy pochodzą z ich własnych stron internetowych - są więc mozliwie najkorzystniejsze. Co zastanawia? Rokita nigdy chyba nie pracował, Jola i owszem - na swoim. Rokita nie podaje że zna jezyki, Jola zna dwa. Rokita skończył prawo, Jola też. Rokita był niesłusznie aresztowany, Jola nie. Rokita ma talenty kulinarne, Jola nic o tym nie mówi. Rokita ma córkę, Jola też. Rokita nie podaje konkretów swojej działalnosci, Jola owszem. Rokita nie uprawia sportu, Jola narty i tenis Rokity uroda jaka jest każdy widzi, Jolki uroda jest Jolanta Kwaśniewska Urodziła się 3 czerwca 1955 roku w Gdańsku, w rodzinie państwa Anny i Juliana Konty. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej i Liceum Ogólnokształcącego w Gdańsku rozpoczęła studia na tamtejszym Uniwersytecie. W 1979 roku uzyskała dyplom na Wydziale Prawa Uniwersytetu Gdańskiego. W tym samym roku (w listopadzie) zawarła związek małżeński z Aleksandrem Kwaśniewskim. 16 lutego 1981 roku urodziła córkę - Aleksandrę . Praca zawodowa Pracę zawodową podjęła w 1984 roku. W 1991 roku rozpoczęła własną działalność gospodarczą zakładając agencję pośredniczącą w obrocie nieruchomościami, którą kierowała do momentu objęcia przez męża funkcji Prezydenta RP. Nie zajmowała się aktywną działalnością polityczną. W toku studiów uczestniczyła w studenckim ruchu kulturalnym, a po rozpoczęciu działalności gospodarczej podejmowała również wiele akcji o charakterze charytatywnym. Działalność społeczna i dobroczynna Zaangażowana jest w promowanie działalności dobroczynnej. Jest założycielką fundacji "Porozumienie bez barier" niosącej pomoc dzieciom z rodzin ubogich, osobom niepełnosprawnym i chorym. Jest honorową patronką "Narodowej Koalicji ds. Walki z Rakiem Piersi", a także fundacji "Dorośli - dzieciom", gromadzącej fundusze na dożywianie dzieci. Wraz z mężem utworzyła Fundusz Pomocy Młodym Talentom, którego zadaniem jest wspieranie pomocą finansową i rzeczową utalentowaną polską młodzież. Jest członkiem Komitetu Doradczego ONZ - Comité des Sages - do spraw zapobiegania narkomanii. Odznaczenia i tytuły honorowe Uhonorowana wieloma wyróżnieniami m.in.: Orderem Uśmiechu - za pomoc dzieciom, tytułem Kobiety Roku i Warszawianki Roku - za działalność społeczną, i nagrodą główną im. Św. Brata Alberta - Adama Chmielowskiego za całokształt działalności charytatywnej, a w szczególności za troskę o dzieci niepełnosprawne. Otrzymała też Medal im. Dr Henryka Jordana za pomoc dzieciom i ich rodzinom, medal "Za wasze dzieci i nasze" (For your children and Ours) przyznany przez Amerykańskie Centrum Kultury Polskiej w Waszyngtonie, Złotą Odznakę "Zasłużony dla górnictwa" za pomoc dzieciom z osieroconych rodzin górniczych, nagrodę "Złote Serce" Polskiego Czerwonego Krzyża, "Statuetkę Hipokratesa" za wkład w rozwój medycyny rodzinnej. Odznaczona Krzyżem Wielkim Orderu Izabeli Katolickiej. Zainteresowania prywatne Interesuje się literaturą, teatrem, muzyką i plastyką. Lubi podróżować. Uprawia aktywnie sport, głównie narty i tenis. Najchętniej spędza wolny czas z rodziną. Zna język angielski i rosyjski. Jan Rokita Poseł, prawnik, krakowianin. Kiedy miał 21 lat, trafił na zebranie Niezależnego Zrzeszenia Studentów i po miesiącu został wybrany jego szefem. Bezprawnie aresztowany podał komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa do sądu i... wygrał. Szef URM-u w rządzie Suchockiej: stworzył projekt reformy państwa oddający kompetencje samorządom. "Jest absurdem, żeby latarnią z ulicy Szewskiej zarządzało ministerstwo w Warszawie"- napisał wtedy do swoich wyborców. W poprzedniej kadencji przewodniczył Sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, która przyjęła przyjęła 66 ustaw ułatwiających walkę z przestępcami. Ich uchwalenie oznacza między innymi powstanie pogromcy gangów- Centralnego Biura Śledczego, uzależnienie pensji policjanta od skuteczności w łapaniu przestępców i łatwiejsze odnajdywanie skradzionych samochodów. Rokita pracuje dla Krakowa: razem z przyjaciółmi rozpoczął Program Przeciwdziałania Przestępczości Młodzieży; doprowadził do przyznania funduszy na wały przeciwpowodziowe na Wiśle i Festiwal Kraków 2000. Pomagał w trudnych rozmowach z inwestorami: dzięki temu powstało prawie 2 tysiące nowych miejsc pracy w Małopolsce. Jest zwolennikiem zawieszenia finansowania partii politycznych z budżetu państwa i zniesieniu immunitetu poselskiego. Przyjaciele cenią go za oddanie, poczucie humoru i... talenty kulinarne. Żonaty, ma córkę Kasię. Kogo wolisz widzieć na stanowisku prezydenta? Temat: Kiedy przyjmiemy Norwegię i Szwajcarię do Unii ? Ty poważnie z tym Panem? Uprzejmość tak, ale czy to nie przesada? Pozwolę sobie pozostać na Ty perzez duże T. OK? Gość portalu: Michał napisał(a): > No to teraz inaczej, ale zezłościłem się wcześniej na > ten fragment : "A żeby referendum przeszło, musi być za wnioskiem > większość głosujących i większość kantonów (by wielcy nie dyktowali małym). > Przeciwko Europie są oczywiście chłopi i emeryci" > i dobitne sugerowanie, że np. ci z Genewy są na TAK. Są jednak bardzo wyraźne różnice w nastawieniu. Chłop z Appenzell, a bankier z Genewy się różnią jak... chłop z Ciechanowca i bankier z Warszawy. Inny punkt siedzenia, inny punkt widzenia. Czy są na tak? Po dziesięcioleciach sporów weszli do ONZ i przeszło gładko. Teraz muszą się EU przyjrzeć na nowo. Bo układ sił w Europie bardzo się zmieni. Już teraz Unia jest dość twarda np. w negocjacjach o tajemnicy bankowej. I dlatego może zwycięży pragmatyczne "if you can't beat them, join them", co jest i moim głównym argumentem dla Polski. Oczywiście się boją. Niektórzy boją się ogólnie obcych, boją się zmian, ale zmian było i tak dużo. To że rynek informatyczny się załamał, to co innego - to było i tak nowe, poza tym była to rozdęta bańka. Ale że praca w banku nie będzie bezpieczna? Że zabezpieczenie emerytur będzie niepewne? Że będą przekręty finansowe w wielkich, poważnych firmach? Że padnie Swissair? To jest nowe. Myślę, że sytuacja jest teraz w ruchu i trudno to ocenić. Europie nie idzie tak źle. Chciałem znaleźć ten artykuł w NZZ, który mi wczoraj mignął, ale nie zapamiętałem adresu, że w ostatnim dziesięcioleciu wzrost Szwajcarii był niższy, niż w EU. Wprowadzenie Euro też przeszło bez zakłóceń. Plus odchodzi pokolenie, które się bało wszystkiego, co obce i może jeszcze miało stracha od wojny. Rozumiem, że znasz niemiecki, poklikaj sobie po NZZ, albo innych pismach - znajdziesz w Yahoo. Ważne jest, że ekonomicznie oni się boją z przeciwnych powdów, niż Polacy. Oni się boją tanich produktów i taniej siły roboczej, my powinniśmy się cieszyć, że potrafimy (?) taniej produkować. Wiele znanych mi firm software'owych ma biura w Czechach, na Słowacji, Ukrainie. Ich strach, to powinna być nasza szansa. Bo fajnie jest mieć wysokie zarobki, ale powoduje to odpływ miejsc pracy. Taka firma Hanro (luksusowa bielizna) ma tu biura, ale produkcję w Portugalii. Tu się nie bardzo opłaca cokolwiek produkować. To odczuwa też silnie przemysł maszynowy. Jedyna szansa, to taka jakość i serwis, że i tak kupią. A często kupią, bo myślą, że szwajcarskie, to doskonałe. Jak przyjechałem ca. 20 lat temu, to podziw mój budziły lokomotywy manewrowe, jakie widziałem w starych książkach u ojca - przedwojenne, konserwowane przez 50 lat, nie gniotsa, nie łamiotsa. Ale w ramach optymalizacji, outsourcingu i innych pomysłów to odpływa. Przemysł mleczarski (jogurty Toni, obecnie Swiss Dairy Food) może się wybroni przed bankructwem - pewnie tak, za tym jest dobry produkt, ale finanse na łopatkach. Swiss (dawny Swissair) jeszcze nie wyszedł na swoje. I były Crossair też miał więcej wypadków niż LOT, walcząc o ceny zatrudniał mołdawskich pilotów nieznających dobrze angielskiego. A szwajcarski krzyż miał. See you in the Union A propos Union - nie zapominajmy, że USA to federacja 50 krajów, ma rząd federalny, wspólną politykę międzynarodową, jedną walutę, jeden język urzędowy i działa! Temat: Bedzie sad dla K? Bedzie sad dla K? Czemu mialby byc? Agent non grata Piątek, 26 marca 2004 - 19:09 CET (18:09 GMT) Za uwolnienie szpiega przed sądem mogą stanąć prezydent Kwaśniewski, były premier Cimoszewicz i kilku ministrów jego rządu. Szpieg, który po latach wygodnego życia za granicą sam wraca, staje przed sądem i jest zadowolony z wyroku, nie pojawia się nawet w powieściach Johna le Carre. Zbigniewa Sz., oficera Wojskowych Służb Informacyjnych, na szpiegostwie na rzecz CIA polski wywiad przyłapał w 1996 r. Po przesłuchaniu nie postawiono mu żadnych zarzutów i pozwolono uciec do USA. Sprawę zatuszowano, ale nieudolnie - w 1999 r. dowiedziały się o niej media. Prokuratura wszczęła śledztwo, wystawiono listy gończe. I na tym się skończyło. Pół roku temu, łamiąc zasady programu ochrony zdekonspirowanych agentów CIA, Zbigniew Sz. nieoczekiwanie oddał się do dyspozycji polskiego sądu. Na początku marca 2004 r. sąd uznał go za winnego zbrodni szpiegostwa, skazał na degradację i pięć lat więzienia. Skoro skazano Zbigniewa Sz., realne staje się pociągnięcie do odpowiedzialności karnej tych, którzy umożliwili mu ucieczkę. A chodzi o prezydenta Kwaśniewskiego, ówczesnego premiera Cimoszewicza i kilku ministrów jego rządu. SLD kontra SLD Powrót pułkownika Sz. do Polski był szokiem dla wszystkich stron. Sz. złamał bowiem zasady programu CIA, które wymagają konsultowania wszystkich ważniejszych kroków życiowych z wywiadem USA. Dla Amerykanów było tym bardziej zdumiewające, że gdy - zgodnie ze swymi zasadami - zgodzili się przyjąć w USA rodzinę pułkownika, jego bliscy nie chcieli opuścić Polski. Pytany przez "Wprost" o przyczynę złamania umowy z CIA Sz. stwierdził jedynie, że "nie widzi sensu rozmowy na ten temat". Powrót płk. Sz. w bardzo kłopotliwej sytuacji stawia polskie władze. Kiedy Sz. zjawił się na Okęciu, straż graniczna, która miała jego nazwisko na tzw. liście zastrzeżeń, chciała go od razu zatrzymać. Agent CIA przedstawił jednak list żelazny wydany przez Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie. Co wojskowi sędziowie chcieli osiągnąć, skoro przyjazd i osądzenie szpiega zagraża tym, którzy zadecydowali o jego uwolnieniu? W dodatku okazuje się, że sąd wydał list żelazny wbrew intencjom ministrów sprawiedliwości i obrony narodowej. Wygląda to tak, jakby części polityków SLD zależało na postraszeniu partyjnych kolegów. Agent za 30 tysięcy dolarów Zbigniew Włodzimierz Sz. w WSI był zastępcą szefa Biura Ataszatów Wojskowych - nadzorował pracę wszystkich attache wojskowych RP za granicą. Od połowy lat 70. służył w Zarządzie II Sztabu Generalnego WP (wywiad wojskowy PRL). Specjalizował się w problematyce amerykańskiej i bałkańskiej. Pełnił misję w ataszacie w Sofii, a potem w Belgradzie. Przesłuchującym go w 1996 r. oficerom UOP i WSI wyznał, że czuł się szykanowany przez przełożonych jako oficer identyfikujący się wcześniej z systemem komunistycznym (w wydziale politycznym zajmował się ewidencją partyjną). Początek jego współpracy z CIA we wrześniu 1993 r. zbiega się ze zwycięstwem SLD w wyborach parlamentarnych. Sz. niespełna przez dwa i pół roku działalności jako "kret" CIA w wywiadzie WSI otrzymał około 30 tys. dolarów. Rusłan Rasiak, oficer prowadzący z rezydentury przy ambasadzie USA, przekazywał mu po 700-800 dolarów. W zamian Sz. dostarczał Amerykanom informacje o sytuacji w polskiej armii, zwłaszcza w Sztabie Generalnym, którym kierował wtedy gen. Tadeusz Wilecki, krnąbrny wobec cywilnych szefów MON. Okoliczności zdemaskowania podwójnego agenta w WSI nadają się na scenariusz kolejnego filmu o Jamesie Bondzie. Jesienią 1995 r. w Warszawie pojawiła się groźna szajka złodziei samochodów. Przed sylwestrem 1995 r. w ręce złodziei wpadł van ambasady USA. Gdy policja odszukała auto, znalazła w nim koperty z karteczkami, na których wypisane były pytania i instrukcje wywiadowcze. Kontrwywiad UOP objął 24-godzinną obserwacją Rusłana Rasiaka, który korzystał z odzyskanego samochodu, oraz właściciela numeru telefonu zapisanego w znalezionych notatkach. Tym ostatnim okazał się płk Zbigniew Włodzimierz Sz. Jego inwigilacja potwierdziła, że jest agentem CIA. Zatrzymany 28 stycznia 1996 r. przyznał się do szpiegostwa na rzecz wywiadu USA (za wynagrodzeniem). W rezultacie afery Polskę musiał opuścić oficer prowadzący agenta. On sam po decyzji podjętej za wiedzą prezydenta w kilkuosobowym gronie (szefowie: MON Stanisław Dobrzański, MSZ Dariusz Rosati i MSW Zbigniew Siemiątkowski) został zwolniony ze służby wojskowej, zachowując prawo do emerytury. Gdy dostał około 100 tys. zł rocznej odprawy, wyjechał za ocean. Jarosław Jakimczyk Temat: Mały, amatorski test dot."Gazety Wyborczej" ten link za ogólny daję więc sam najwazniejszy tekst. Jestes chyba z W-wy, wiec te sprawy sa dla Was jasne. Gdybys mnie spytal o ludzi w P-niu pewnie bylbym w stanie odpowiedziec. Wiec prawda jest w tekscie ponizej czy nie. A jesli nie to, gdzie klamia? Adam Michnik ? syn pary żydowskich komunistów - Ozjasza Szechtera i Heleny Michnik. Ozjasz Szechter przed wojną był funkcjonariuszem Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy podległej Kominternowi, która wspólnie z Komunistyczną Partią Polski w swym programie domagała się oderwania od Polski Wilna, Lwowa, Gdańska, Śląska. Szechter za antypolską, komunistyczną działalność spędził kilka lat w więzieniu II RP. Brat Adama ? Stefan Michnik, to sądowy morderca wielu wybitnych polskich patriotów, zamordowanych z ubeckich wyroków po wojnie. Obecnie przebywa w Szwecji. Ernest Skalski: zastępca redaktora naczelnego "GW" jest synem Jerzego Wilkiera, funkcjonariusza agenturalnej, antypolskiej KPP, więzionego przed wojną za działalność wywrotową przeciwko Państwu Polskiemu. Po wojnie Jerzy Wilkier pełnił funkcję szefa personalnego Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie. Matką Ernesta Skalskiego jest Zofia Nimen. Zofia Nimen była sekretarzem technicznym KC Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom (MOPR) ? dywersyjnej agentury Kominternu, siejącej rewolucje i zamęt na wszystkich kontynentach globu. Po wojnie, już jako Skalska, pełniła funkcję kierownika Wydziału Śledczego w Komendzie Wojewódzkiej MO w Krakowie. Konstanty Gebert vel "Dawid Warszawski" - syn Ireny Poznańskiej-Gebert, pierwszej żony stalinowskiego aparatczyka Artura Starewicza, członka Biura Politycznego KC PZPR. Ojcem K. Geberta vel "Dawida Warszawskiego" jest Bolesław (Bill) Gebert - współzałożyciel Komunistycznej Partii USA, szpieg sowiecki i agent NKWD (kryptonim "Ataman"), po wojnie ambasador PRL w Turcji (1960-1967). Po napaści Sowietów na Polskę 17 września 1939 roku, B. Gebert na wiecach w USA usprawiedliwiał ten wspólny z Niemcami rozbiór Polski. Komentując z oburzeniem ten antypolski kurs Komunistycznej Partii Ameryki "Dziennik Zjednoczenie" pisał wtedy: W gadaniu głupstw prześcignął wszystkich niejaki B. K. Gebert, członek Krajowego Komitetu Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych, który w języku polskim opowiadał o raju, w jakim żyje dziś lud rosyjski. Obecnie Konstanty Gebert to redaktor naczelny żydowskiego miesięcznika "Midrasz". Edward Krzemień jest synem Maksymiliana Wolfa, funkcyjnego członka KPP od 1924 roku. Prawie 10 lat spędził Wolf w polskich więzieniach za działalność przeciwko suwerenności i niepodległości Państwa Polskiego. Po ukończeniu leninowskich "studiów", już jako "Leszek Krzemień", Maksymilian Wolf został szefem Wydziału Wojskowego tzw. Związku Patriotów Polskich, powstałego za przyzwoleniem Stalina do przejmowania władzy w "wyzwolonej" Polsce. Potem Krzemień był szefem Gabinetu Wojskowego w kancelarii "prezydenta" Bieruta - stalinowskiego namiestnika w randze pułkownika NKWD. Wolf-Krzemień dosłużył się stopnia generała. Artur Hajnicz (już w "GW" nie pracujący) był członkiem Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej we Lwowie - ps. "Grysza". Po inwazji ZSRR na Polskę stał się żarliwym propagatorem "przyłączenia" Lwowa do ZSRR jako korespondent "Pionierskiej Prawdy". Po wojnie - oficer polityczny LWP, kierownik grupy "ochronno-propagandowej" w woj. szczecińskim, wreszcie zastępca Tadeusza Mazowieckiego w "Tygodniku Solidarność", na koniec w "Gazecie Wyborczej". Ludmiła Wujec - córka Reginy Okrent (lub Okręt): od 1929 roku członkini Komunistycznego Związku Młodzieży, od 1935 r. w KPP. W latach 1946-1949 Regina Okrent pracowała w Urzędzie Bezpieczeństwa w Łodzi, potem objęła stanowisko dyrektora Biura Kadr Radiokomitetu. Jej córka Ludmiła jest żoną Henryka Wujca, obecnego wiceministra rolnictwa. W "GW" pracuje też syn Wujców, Paweł Wujec. Helena Łuczywo Urodziła się w Warszawie w 1945 roku; córka Doroty Guter. Jej ojciec to Ferdynand Chaber, także wybitny działacz komunistyczny. Był synem bogatej rodziny żydowskich handlarzy winem, ale to nie przeszkadzało mu zostać już w latach 20 komunistą, czyli członkiem ruchu programowo zwalczającego krwiopijców, takich jak jego ojciec. Ferdynand Chaber okres wojny spędził w ZSRR. Po wojnie podjął pracę w aparacie propagandy PPR. Temat: Sukcesy Kropiwnickiego jasam napisał: > > Moim zdaniem 4 najwazniejsze sukcesy Kropiwnickiego to: > > 1. Poprawa stanu finansow miejskich, ... > > Bezdyskusyjnie I moim zdaniem to jest najwiekszy i najbardziej miarodajny sukces. Oczywiscie mozna byloby napisac, ze przeciez Kropiwnicki sam nie rzadzi finansami miasta. Ze ma swojego doradce, skarbnika... A jednak calkiem swiadomie pisze, ze to sukces Kropiwnickiego. Bo to on dobral sobie doradce i on wybieral skarbnika. > Ale wątpliwosci budzi podporządkowanie tegorocznego budżetu pod jedną imprezę. Chyba zartujesz? Pod jaka impreze? Budzet Łodzi to ponad milard złotych. Najwieksze wydatki miasta to edukacja i sluzba zdrowia. Z tego co wiem najwieksze wydatki Biuro Promocji to 60. rocznica likwidacji Litzmannstadt Getto. I to jest kwota bodaj milion zlotych. W porownaniu z calym budzetem to kropla w morzu. > Akurat tu wybrał dobrych ludzi, którym nie przeszkadał. Od tego wlasnie jest prezydent. Od wybierania dobrych ludzi i od zarzadzania nimi. Czasami dobre zarzadzanie polega na nieprzekszadzaniu. > > 3. Rozbudowa lotniska na Lublinku. > > Dlaczego zmarnował ponad rok !!! Teraz odwrócił nastawienie o 180 stopni. A masz jakies dowody, ze zmarnowal rok??? Jego rzady trwaja niecale 2 lata. W tym czasie sciagnieto przewoznika niemieckiego, uruchomiono taksowki powietrzne, przeprowadzono negocjacje i wykupiono ziemie pod rozbudowe lotniska, znaleziono sposob finansowy na rozbudowe lotniska, przeprowadzono przetarg na rozbudowe. To malo? Oczywiscie. Mozna bylo zmienic prezesa Lublinka wczesniej, ale kilka miesiecy mozesz chyba darowac prezydentowi? Jak na razie efekty jego dzialania sa dobre. SLD nie zrobilo tyle w ciagu 6 lat. Kropa osiagnal 100 razy wiecej w ciagu 1,5 roku. Nie zmienial zadnego nastawienia. To jest wlasnie najwiekszy problem. Wiele osob nie rozumie Kropiwnickiego, a jego pomysly sa przekrecane w mediach. Lotnisko w Skierniewicach jest nadal jednym z glownych celow prezydentury Kropiwnickiego. Nic sie w tym zakresie nie zmienilo. Co wiecej, udalo sie przekonac media i łódzkich posłow, ze to jest w interesie Łodzi. Wyobraz sobie, duze transkontynentalne lotnisko wspolne dla Łodzi i Warszawy. To jest dopiero perspektywa! I to jest kolejny sukces - udalo sie przekonac innych do tego. Oby tylko dalo sie przekonac rząd. > Poczekajmy chwilę i oceńmy ten punkt po faktach. OK. > Dodałbym jeszcze: > 1. Cała wojna o Teatr Nowy - nie wzniosła tego teatru na krajowy piedestał. Zgadzam sie. Mam nadzieje, ze winni tej sytuacji zostana pociagniecie do odpowiedzialnosci przez prezydenta. > 2. Zmarnowana szansa na rewitalizację kompleksu Uniontexu - bo nalezało poprzec > politycznie "spółke pracowniczą", a w konsekwencji jest to grupka cwaniaczków > wykorzystująca hasła walki z bezrobociem. Nie mnie to oceniac. Nie znam pomyslu "rewitalizacji kompleksu Uniontex" i chyba nie zostal taki projekt przedstawiony prezydentowi. Tutaj Kropiwnicki postawil na ratowanie kilkuset miejsc pracy. Gdybys byl w tym zakladzie i widzial łzy w oczach ludzi tam pracujacych, to powiedzialbys, ze Kropa dobrze zrobil wspierajac powstajaca spółke pracownicza. > 3. Na plus zdecydowanie odbieram zaprzestanie manifestowania indywidualnej > postawy Prezydenta. > Na szczęście juz chyba nie będzie sytuacji gdzie w ciągu 4 dni z ust > Prezydenta, Wiceprezydenta później znów Prezydenta - padały zapowiedzi > wykluczających sie decyzji - a w konsekwencji trwały kilkutygodniowe narady i > ustalenia. Tak było z Piotrkowską. Akurat z Piotrkowska bylo troche inaczej. Prezydent szedl do wyborow z haslem ozywienia handlu na Piotrkowskiej. Obiecal to kupcom i proba wprowadzenia czesciowego ruchu na Piotrkowskiej byla zrealizowaniem prosby kupcow. Od samego poczatku Kropiwnicki mowil, ze to nie jest rozwiazanie ostateczne. Ze zostalo wprowadzone na probe i zobaczymy, czy sie sprawdzi. Poniewaz sie nie sprawdzilo wladze Łodzi odeszly od pomyslu. > 4. "z uporem maniaka" forsowanie projektu Cz. Bieleckiego za horrendalne > wynagrodzenie. Z załatwieniem zezwolenia w Urzedzie Przetargów. Tu zdecydowany > minus - właśnie taki upór jest tą najgorszą cechą tej prezydentury. A ja uwazam, ze dzieki temu uporowi mozna patrzec na prezydenture z nadzieja. Tylko ludzie uparci sa w stanie cos osiagnac i zrealizowac swoje pomysly. Nawet jesli czasem popelniaja bledy. > Moim zdaniem akurat przedstawione 4 punkty nie pozwalają na takie wnioski, ale > uważam, że zmiana stylu rzadzenia, wielka praca wiceprezydentów Tomaszewskiego > i Michalika - w konsekwencji skłaniają do pozytywnej oceny prezydentury - ale > nie koniecznie samego Kropiwnickiego. Oczywiscie, ze Kropiwnicki nie jest sam. Na jego sukces pracuje wiele osob. Temat: Lista Morderstw Popelnionych przez Zydow Polscy Żydzi w Azji Środkowej Polscy Żydzi w Azji Środkowej Polscy Żydzi w Azji Środkowej podczas II wojny światowej Strzępy losów Olga Miedwiediewa Powszechnie wiadomo, że podczas wojny dziesiątki tysięcy polskich Żydów uratowało się w Azji Środkowej. W Obwodowym Archiwum w Samarkandzie (Uzbekistan) przechowywane są liczne dokumenty - świadectwa tamtych czasów. Pochodzą one z biura pełnomocnika departamentu handlu specjalnego przy Ludowym Komisariacie Handlu ZSRR. Większość dokumentów datowana jest na lata 1943-1944. Są to prośby o udzielenie pomocy żywnościowej, zaświadczenia z miejsc pracy, zaświadczenia lekarskie o stanie zdrowia, spisy ewakuowanych z lat 1943-1945 i wiele innych. Oficjalne dokumenty pisane są w języku rosyjskim, prośby natomiast - w językach rosyjskim i polskim. Spróbujmy na podstawie tych materiałów naszkicować obraz tego, jak wyglądało życie polskiego Żyda w Azji Środkowej w tych trudnych czasach. Ale najpierw powróćmy do jesieni 1939 r... Szukając ratunku przed hitlerowcami Żydzi uciekają z Polski na wschód. Do końca października ZSRR pozostawia swoją granicę otwartą dla uchodźców. Ale w listopadzie i grudniu wjazd dla nich jest już ograniczony. Później jest to wręcz niemożliwe, przekroczenie granicy może odbywać się tylko nielegalnie. W październiku ZSRR zajmuje wschodnie tereny Polski. Uchodźców z Polski i mieszkańców ziem wcielonych pozbawia się obywatelstwa polskiego. Uznaje się ich za obywateli radzieckich, ale przez ludność miejscową odbierani są jako obcy - określa się ich słowem "zapadniki" (ludzie z zachodu). Dla władz radzieckich są oni tak zwanym niepożądanym elementem. W lutym 1940 r. rozpoczyna się ich deportacja w głąb ZSRR. Trwa ona do czerwca 1941 r. Najczęściej Polaków oskarża się o działalność antyradziecką i wysyła do więzień i obozów pracy - na Syberię, na Północ, do Wschodniego Kazachstanu... Jednak po wkroczeniu wojsk hitlerowskich do ZSRR rząd radziecki i polski rząd emigracyjny nawiązują stosunki dyplomatyczne i w czerwcu 1941 r. podpisują umowę, na mocy której "byłym obywatelom Polski" przywraca się prawo do polskiego obywatelstwa. W grudniu tego samego roku pozbawia się tego prawa przedstawicieli mniejszości narodowych, w tym polskich Żydów. Na mocy amnestii zwalnia się ich z obozów i więzień. Pozwala im się zamieszkać w lepszej strefie klimatycznej - w Azji Środkowej... Uciekając jesienią 1939 r. z Polski na wschód polscy Żydzi myśleli, że zatrzymają się nie dalej niż we Lwowie - znaleźli się w pogórzu Tien-Szaniu i Pamiru, w niezwykłym dla nich klimacie, wśród obcych narodów i języków, wśród obcej ideologii, kultury, religii... Oto fakty z życia jednego z tysięcy polskich Żydów, który się znalazł w Azji Środkowej, zaczerpnięte z wypełnionej przez niego ankiety: Michał Szajewicz Blumenkopf urodził się w 1913 r. w Warszawie. W roku 1935 tamże ukończył wyższą uczelnię techniczną otrzymując dyplom inżyniera Temat: Lepper i frakcja młodych DRUGĄ SIŁĄ POLITYCZNĄ Lepper i frakcja młodych DRUGĄ SIŁĄ POLITYCZNĄ Artykuł w “Der Spiegel” nr 26 z 24.6.02 s.131: POLSKI PRZYWÓDCA ROLNIKÓW ANDRZEJ LEPPER POTĘGUJE WĄTPLIWOŚCI CO DO UE Zwolennicy Andrzeja Leppera zwracają się do niego: “Panie Marszałku”, ponieważ Lepper, 48, był Wicemarszałkiem Sejmu, aż posłowie odwołali go z tej funkcji - on wyzwał rząd od “złodzieji” i “prostaków”, a ministra spraw zagranicznych od “kanalii”. Ta grubiańskość się opłaciła. Na stole jego biura leży bochenek chleba z napisem: “Anapol popiera Leppera”. Anapol leży na biedniackim wschodzie. Zwolennicy Leppera pochodzą z takich połaci ziemi jak ta. Wybrali go do parlamentu dziesięcioma procentami głosów i Lepper tylko rośnie w siłę. W rozpisanej ankiecie jego partia wspięła się na 18 procent i tym samym LEPPER STANOWI DRUGĄ SIŁĘ POLITYCZNĄ W POLSCE. Przed trzema tygodniami udał się jemu niezwykły zamach. Aktywiści “Samoobrony”, Marszałek na czele, zaatakowali w pobliżu Warszawy pociąg towarowy i rozsypali ładunek na tory: zboże z Niemiec, które sprowadził Zbigniew Komorowski, przedsiębiorca i polityk, z rządzącą partią chłopską PSL specjalnie z Niemiec, gdyż w EU już dawno można nabyć zboże taniej aniżeli w Polsce. “Politycy dają polskiej gospodarce rolnej zejść na psy” – piorunuje Lepper. Co najgorsze: ten człowiek ma rację. Już od dziesięciu lat Polska deliberuje o gospodarce rolnej jako o największym obciążeniu kraju w drodze do Brukseli. Prawie jedna piąta zatrudnionych pracuje w sektorze rolnictwa. Powierzchnie uprawne są za małe, sprzęt przestarzały. A jednak żaden rząd po zmianie w 1989 roku nie odważył się na podjęcie koniecznych reform, krytykują specjaliści od rolnictwa, jak warszawski professor Jerzy Wilkin. Konieczne byłyby niepopularne konstatacje, na przykład, że wielu dzisiejszych rolników musiałoby w przyszłości wyżyć w innych branżach, w turystyce, albo usługach. Stworzenie nowych miejsc pracy wymagałoby potężnych inwestycji. Warszawa jednak nie sprostała skrzyknięciu koniecznych pieniędzy dla strukturalnych przemian przewidzianych przez Brukselę. Powód: ocenę zarządzania wypiększono. Wielu rolników odczuwa, że zostało bezwzględnie przehandlowanych. Zaś Lepper oferuje prostą receptę: “Zamknąć granice dla zagranicznego zboża! Państwo ustali co polscy rolnicy mają produkować i zagwarantuje ceny.” Lepper propaguje gospodarkę planową za przykładem białoruskiego prezydenta Łukaszenki, z którym porównuje się go z powodu jego autorytatywnych zamysłów. Swoimi atakami w Sejmie przeciwko establishmentowi przywołuje on polaryzację, która już za czasów legendarnego związku zawodowego “Solidarność” określała polityczną mentalność wielu Polaków: My naród przeciwko tym na górze. Tylko że ci na górze dzisiaj nie są komunistycznymi aparatczykami, lecz kierownikami, spekulantami i klasą polityczną, która podobno czuje się zobowiązana więcej wobec zagranicy, aniżeli Polski. Posłanie to rozumieją coraz bardziej także nie-rolnicy. Najnowsze badania wykazały, że “Samoobronę” popierają także bezrobotni jak i drobni przedsiębiorcy, którzy obawiają się konkurencji z zagranicy. Lepper przyłączyl ponadto nowy rezerwuar zwolenników – młodzież akademicką, która po ukończeni uniwersytetu nie znajduje zatrudnienia. Marszałek otacza się obecnie całym sztabem takich znakomicie wykształconych bezrobotnych. W maju “Samoobrona” założyła organizację młodzieżową. Lepper przyrzekł im czterdzieści procent miejsc z listy w wyborach regionalnych – tym samym zwiększyły się szanse wzrostu dla młodego pokolenia, których nie ma w innych partiach. Lepper zamierza wzmóc swoją kampanię w następnych tygodniach: zapowiedział spektakularne akcje protestacyjne. Obóz rządowy i Lepper zbroją się “do decydującej bitwy” - obawia się polskojęzyczne wydanie żydowsko- amerykańskiego tygodnika “Newsweek”. Jan Puhl Wyniki ankiety “Samoobrony”: (Za PBS) *** 3% sierpień 2001 ************** 14% ********* 9% grudzień 2001 ****************** 18% czerwiec 2002 Temat: Jak nas okradają i ciągle im mało... Jak nas okradają i ciągle im mało... Gazeta.pl > Gospodarka > Wiadomości Niedziela, 20 października 2002 Gdzie posłowie poszukają budżetowych oszczędności... Agata Nowakowska 20-10-2002 Nad budżetem wicepremiera Kołodki zawisła groźba utraty 0,6 mld zł z abolicji, bo prezydent skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Posłowie wiedzą jednak, gdzie szukać dodatkowych pieniędzy: tnąc budżety NIK, IPN, Kancelarii Prezydenta... czytaj dalej » Wicepremier Kołodko nie kryje irytacji, gdy mówi o budżetach 14 instytucji pozarządowych, na które nie ma wpływu. Plany wydatków przygotowują same instytucje, a przyciąć je mogą tylko parlamentarzyści. - Te wydatki rosną na daleko większą skalę niż pozostałe wydatki i rząd nie będzie protestował, jeśli Sejm część z nich skreśli - zachęcał posłów wicepremier Kołodko podczas debaty budżetowej. Dał nawet wskazówkę o ile można by je ograniczyć: o 1,141 mld zł. - Po te pieniądze ustawiła się już długa kolejka, w grę wchodzą dodatki mieszkaniowe, dofinansowanie przewozów regionalnych - wylicza Zbigniew Kuźmiuk (PSL). Planowanie budżetów przez instytucje, które robią to niezależnie od Ministra Finansów, przypomina "gospodarkę socjalistyczną". W czasach niedoborów dyrektor przedsiębiorstwa wiedział, że dostanie mniej deficytowego surowca niżby chciał, więc składał wysokie zamówienie. Miał wtedy pewność, że po koniecznych cięciach, dostanie mniej więcej tyle, ile mu potrzeba. Wszystkie instytucje chcą więcej pieniędzy niż w ubiegłym roku, z jednym wyjątkiem: Trybunał Konstytucyjny sam się ograniczył i sporządził niższy budżet. Najmocniej wyśrubował swój budżet, w porównaniu z ubiegłorocznymi, NSA (wzrost o 156,8 proc.). Ma to związek z planowaną reformą sądownictwa administracyjnego. Spore wydatki na inwestycje zaplanowała w tym roku Kancelaria Prezydenta - 28,615 mld zł, w tym remonty Pałacu Prezydenckiego (1,1 mln zł), biura na Frascati (4,1 mln), hotelu "Klonowa" (2 mln). Dodatkowe 2,5 mln jest w rezerwie na remont prezydenckiego ośrodka w Wiśle. Kancelaria Sejmu chce założyć klimatyzację na sali posiedzeń (4,7 mln zł) i zmodernizować kabiny tłumaczy (2,6 ml zł). Na zakup samochodów chciałaby przeznaczyć 1,55 mln zł. O klimatyzacji (350 tys.) i samochodach (400 tys.) marzy też Kancelaria Senatu. KS chce też budować i unowocześniać polskie domy i szkoły na Wschodzie, w Rumunii, Francji i Brazylii. Nową siedzibę chce pobudować sobie KRRiTV, ma już działkę w atrakcyjnym miejscu w Warszawie, potrzebuje jeszcze 689 tys. na rozpoczęcie budowy. Prawie wszystkie instytucje chcą kupować samochody: jedne drogo jak Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych za 150 tys. zł, inne, jak Rzecznik Praw Obywatelskich, nieco taniej: za 130 tys. zł. Znaczną pozycję w budżetach stanowi sprzęt i materiały biurowe: kancelaria Sejmu chciałaby na to 1,95 mln zł, NIK - 220 tys. zł, RPO - 353 tys. zł, PIP - 250 tys. zł. Co roku instytucje chcą rozbudowywać swoje siedziby, remontować, kupować samochody i zatrudniać nowych pracowników. I co roku posłowie odchudzają ich budżety. Tak będzie i tym razem. Kancelaria Prezydenta - 160,1 mln zł (137,9 w 2002r.) Kancelaria Sejmu - 343,8 mln zł (303,7) Kancelaria Senatu - 117,7 mln zł (112,5) Sąd Najwyższy - 63,1 mln zł (51,9) NSA - 281,5 mln zł (109,6) Trybunał Konstytucyjny - 22 mln zł (23,5) NIK - 220,5 mln zł (196,2) RPO - 25,9 mln zł (22,2) KRRiTV - 22,7 mln zł (19,1) Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych - 10,1 mln zł (9,5) Krajowe Biuro Wyborcze - 35,6 mln zł (28,8) Państwowa Inspekcja Pracy - 206,5 mln zł (184,9) IPN - 98,2 mln zł (83,59) Rzecznik Praw Dziecka - 3,6 mln zł (3,5) Temat: Za PRL niestety bylo smieszniej.... Za PRL niestety bylo smieszniej.... Teraz nie ma sie z czego smiac. Nabijac.Drwinkowac....Partia osmieszala sie sama, nie trzeba bylo specjalnie wysilac sie parodiujac tego czy innego dygnitarza. Teraz swoj decline przezywaja kabarety polityczne, satyry.... Podam wam kilka przykladow peerelowskich smiesznoci. Prosze Was dopiszcie jesli byli byscie tak laskawi i tez z czasow PRL i te z czasow obecnych. Wiec: Informator Lublin” z 1982 roku donosi „Cenzura zwróciła dzisiaj nadawcy list podkreślając zdanie odniosłem wielki sukces, udało mi się kupić szczotkę. Jutro mam zamiar odnieść drugi – kupić do niej kij. Na marginesie zamieszczono adnotację „szkalowanie PRL”. - Lodowaty wiatr powieje znów od wschodu – ta wypowiedz jednego z prezenterów pogody naraziła go na wiele nieprzyjemności ze strony szefów, bowiem lodowata wichura miała prawo nadejść z każdej strony świata, byle nie ze wschodu. - W „Ekspresie Wieczornym” nie pozwolono zamieścić artykułu o trujących grzybach, ponieważ w biurze politycznym KC PZPR zasiadali aktualnie towarzysz Grzyb z towarzyszem Kanią. - W kilkunastu tysiącach egzemplarzy wydano przemówienia gen. W. Jaruzelskiego, przetłumaczone na język na język wietnamski. Miały one trafić do azjatyckich przyjaciół. - Wrocławska służba bezpieczeństwa kazała przesunąć pewien przystanek tramwajowy o 50 metrów w tył. Powodem tego działania był fakt, iż ludzie oczekujący na tramwaj na tym przystanku, utrudniali inwigilację i sprawdzanie, kto wchodzi do domu mieszkającego nieopodal Władysława Frasyniuka. - Generał Jaruzelski na wystawie „63 dni Powstania Warszawskiego” popełnił lapsus, który krążył jeszcze przez wiele lat jako anegdota. „Odwaga i braterstwo powstańców warszawskich przyczyniły się do powstania Polski Ludowej. Oby ta tragedia nie powtórzyła się nigdy więcej” – wpisał Jaruzelski do księgi pamiątkowej. - W MSWiA działała na przykład sekcja plakatowa, szczególnie dobrze zapamiętana przez mieszkańców Trójmiasta. Z partyjnego rozkazu pracownicy tegoż wydziału wykonali na murach w mieście setki napisów, które miały tworzyć obraz wesołego polskiego społeczeństwa. I tak na płotach było napisane m.in. „Kocham Anię” „Niech żyje blues”. - W latach osiemdziesiątych w szpitalu bródnowskim w Warszawie istniała Komórka ds. Obronności. Dwóch panów, emerytowanych pułkowników Wojska Polskiego pracowało tam na cały etat. Ponadto pobierali oni emerytury. Jak twierdzą świadkowie ich praca nie należała do szczególnie trudnych, bowiem mieli oni za zadanie siedzieć cały dzień w pokoju i ....czekać na wojnę. -Jak donosi „Informator Bydgoski” z 1985 roku, w porze dużego natężenia ruchu, z Klubu Prasy i Książki wymaszerowała świnia. Na prawym boku miała duży czerwony napis „PZPR” na lewym „idę na pochód”. Coraz gęstszy tłum płakał ze śmiechu. Zjawiła się milicja i po dłuższym przygotowaniu bojowym wzięła świnię szturmem. Początkowo świnia miała trafić do stołówki miejskiej. Tam któryś ze strategów doszedł do wniosku, że świnia mogła zostać zatruta. Ostatecznie zwierzę przekazano do.. Bydgoskiego Domu Starców. Temat: WYNAJMĘ PROJEKTANTA --- ZAPROJEKTUJĘ Wroclaw – projekt rezydencji dla ambitnego (ej) pr Wroclaw – projekt rezydencji dla ambitnego (ej) projektanta (ki) Projekt nazwany AUGUSTUS – “boski”, marzenia kazdego architekta i projektanta wnetrz Jest to projekt nowego domy, ktory sie teraz buduje w okolicach Wroclawia. Plan zostal kupiony w Teksasie, niestety ze wzgledu na inna technologie budowy musial byc kompletnie przerobiony. Duzy pietrowy dom, okolo 1200 m2, dwupoziomowy plus piwnice, poddasze. Na zewnatrz wyglada troche jak kosciol z zamkowym charakterem – elewacja bedzie tak zrobiona kolorowo, aby wyelimowac ten character a jednoczesnie nie tworzyc Disneylandu. Bedzie to nowy polski styl, pomiedzy domem-dworem a palacem. Niestety, wiekszosc polskich projektow nie odpowiada mi, najblizszy bylby z www.n-design.pl/, ale oni sa w Warszawie, ponadto w ich projektach nie widac przestrzeni i uzywane materialy sa ?? Kazdy posredni “developer” w Chinach uzywa juz szklane miski w lazienkach, to sie juz znudzilo. Moze w Polsce maja “wziecie”??, nie wiem. Krotko o projekcie 1-2 pietro – wejsce z wiatrolapem, duze 100 m2 foyer/palmiarnia, 5 m wysoka. Bialy marmur z dodatkami innego koloru, mala kaluza-nerka gdzie bedzie sie mozna tez pochlapac, wszystko bialy marmur. Naturalne palmy i tropikalna naturalna zielen. Z jednej strony krecone szerokie schody, z drugiej stol na 24 osoby . Malo mebli typu bauhaus, biale skorzane kanapy Le Corbusier czy Barcelona. Pomieszczenia duze , przestrzenne, duzo swiatla, niekiedy do 6 m wysokie, Styl nowoczesny, rozne kolory marnuru w lazienkach, korytarzach, naturalne tropikalne twarde drzewo. Okna, drzwi rzezbiony rosewood, grupa mahogany, Podlogi takze rosewood. Teatr/bibioteka I “meski room” na pietrze gdzie beda staly angielskie kanapy typu Chesterfield -tam bedzie jasna boazeria, wszysko inne w kolorze rosewood, ciemna czerwien. Razem 6 sypialni, 5 lazienek, duza kuchnia, jadalnia, pokoj kominkowy ( 6 m wysoki), etc, etc. Piwnica – billard, sauna mokra i sucha, fitness room, wineroom, duza spizarnia. Z domem polaczone garaze na 6 samochodow, na pietrze apartament dla zarzadcy Ma to byc wygodna, duza rezydencja gdzie bedzie mozna wygodnie przyjmowac przyjaciol. Trzeba unikac aby nie stworzyc ani nowobogackiego ani chaty dla 20 Cyganow. Aby obnizyc koszta, wszyskie marmury, drzewo, materialy wykonczeniowe, kuchnia bede kupowane w Chinach, ciete i przygotowywane, w Polsce tylko instalowane. Cale umeblowanie, oswietlenia, dywany takze bedze przyslane z Chin. Idealnym projektantem bylby mlody czlowiek, od razu po studiach czy jeszcze student, ktory chce sie duzo nauczyc I wyrobic sobie nazwisko. Tluste agencje krzyczace 100zet/m2 I wiecej nie beda brane pod uwage, prosze nawet nie pisac. Idealnym wyjsciem byloby, aby kandydat przyjechal ( na wlasny koszt – to tylko 600$) do Chin w okolice Kantonu, gdzie mamy swoje biura i hotel. Bylby tutaj przez miesiac na nasz koszt. Bedzie mial dostep do mnostwa czasopism, materialow jak buduje I wyposarza sie milionowe domy w USA I w Chinach. W miedzyczasie odwiedzi kilka wystaw wnetrz, zobaczy kilkanascie lokalnych milionowych domow, porozmawia z dostawcami, zbierze materialy i wroci do Polski aby projektowac. Jak bedzie zaakceptowany, po kilku miesiacach wrocilby na nasz koszt do Chin dopilnowac zamowien, ktore beda wyslane statkiem do Polski. Nadzor nad instalacja w Polsce, dom jest tylko 20 km od Wroclawia. Jest to drogi project, niestety projektant bedzie mial ”glodowe” wynagrodzenie. Jego (jej) najwiekszy atut-korzysci to bedzie nawiazaniu kontaktow, stworzenie “portfolia” na nastepne zamowienia. Planujemy stworzenie pod Wroclawiem osiedla milionowych eksluzywnych rezydencji, wiec pracy moze byc duzo. Zreszta po takich przeprawach z Augustus bedzie jednym z najlepszych projektantow w okolicy Wspolpracujemy takze z jedna z wiekszych chiskich firm projektanckich, ich www jest ponizej a ich stawki sa duzo nizsze niz polskie. Niestety, osobiscie nie znam jezyka chinskiego i pozniej musialbym przywiesc chinska brygade aby wykonczyla dom. Inne rozwiazania istnieja takze. www.fzxydec.com/xyzs/home.asp www.fzxydec.com/xyzs/work03.asp Zycze przyjemnej lektury. Prosze odpowiadac wraz z linkami o swoich projektach, pomyslach, etc.. na dobosz4u@gazeta.pl jan Temat: Rewitalizacja w Łodzi to malowanie Szacunek także dla dla łodzian Byłam wczoraj na Konferencji. Cieszę się, że w ogóle się odbyła. Jednak cała formuła spotkania przypominała raczej wieczorek pochwalczo-sprawozdawczy, do tego ciut nudnawy. Wystąpienia nielimitowane czasowo, mnóstwo niepotrzebnych informacji, żadnej dyskusji. A może po prostu już jej nie doczekałam jak 3/4 sali. Ludzie z Szacunku dla Łodzi, których popieram w całej rozciągłości, nie pamiętali o urzędniczej strategii zwyciężania petenta czasem. Miałam niejasne wrażenie, że większość dyskutantów utożsamia pojęcie rewitalizacji z większym lub mniejszym remontem większych lub mniejszych przestrzeni. Mój nauczyciel p. Wojciech Kłosowski, ekspert w tej dziedzinie mawiał, że rewitalizacja jest udana, kiedy poprawia się nie tylko murom, ale przede wszystkim ludziom. Zmiany przestrzenne powinny być zawsze połączone ze społecznymi. Tymczasem w obydwu łódzkich środowiskach, urzędniczym i społecznym, pokutuje wizja, że jak wyremontujemy pięknie to czy owo, to tym małym obiektom poruszającym się między budynkami od razu coś się poprawi. Słowo "mieszkańcy" padło dokładnie po 1 godzinie i 28 minutach od rozpoczęcia konferencji, w czwartym wystąpieniu, z ust PR Managerki Manufaktury. Jedno uważne spojrzenie na już zrewitalizowany odcinek ulicy Nawrot wystarczy, żeby uzmysłowić sobie, że remont to nie wszystko. Może jest tam ładniej, ale pod względem społecznym jest kiepsko jak było. I tego nie załatwi się inaczej, jak tylko ciężką pracą na rzecz społeczności lokalnej, która akurat w Manufakturze została przez inwestora wykonana. W aspekcie społecznym mamy w Łodzi raczej antyrewitalizaję. Jacyś ludzie na Księżym Młynie mieszkają tam od lat, mają nawet świetlicę środowiskową? Wysiedlić, rozproszyć, wpuścić dewelopera. To dopiero udana rewitalizacja, jak pod wymytymi cegiełkami stoją fajne fury. Biedniejsi mieszkańcy Piotrkowskiej brudzą na podwórkach? Pomalować fasadę i podnieść czynsz, żeby się musieli wynieść, bo psują estetykę Śródmieścia. W końcu wielkim nakładem sił i środków może uda się odnowić cały obszar zabytkowej Łodzi. I zatrudnić po jednym strażniku na każde podwórko, żeby pilnował tego przed intruzami, czyli mieszkańcami tych podwórek. Ach, rzeczywiście. Nie ma pieniędzy. Wg prez. Tomaszewskiego nie ma ich, bo złe prawo, bo wojewódzki konserwator, bo Warszawa nie daje. Pytam w takim razie obecnych na sali moich łódzkich przedstawicieli w parlamencie: Co robicie w tej sprawie? Skoro ustawy samorządowe są takie krzywdzące, to co robicie w sejmie przez ostatnich 10 lat? A może, jak na wczorajszej konferencji, jesteście tam po prostu dla ozdoby? Dla miasta, w którym została może połowa zameldowanych mieszkańców, w którym mężczyzna żyjący w centrum statystycznie umiera najwcześniej w całej Polsce a spożycie alkoholu bije wszelkie rekordy, nie jesteście moi posłowie i senatorzy wywalczyć kilku korzystnych ustaw, które do tego wsparłyby samorządy w całym kraju. Ja tego nie rozumiem, ale życzę udanej rewitalizacji. O, przepraszam. Remontu biura poselskiego. Temat: i gdzie ta demokracja i rownosc? Wyskrobać wicemarszałka Wojciech Wierzejski (LPR), wicemarszałek woj. mazowieckiego, wykorzystuje służbowe stanowisko do propagowania swoich przekonań światopoglądowych. Posługując się pieczęcią Zarządu Województwa Mazowieckiego w Warszawie, rozesłał do dyrektorów Samodzielnych Publicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej pismo z nakazem niewykonywania aborcji, nawet w przypadku wskazań potwierdzonych badaniami prenatalnymi. Zakaz ma trwać do czasu wyjaśnienia przez Trybunał Konstytucyjny, czy obowiązująca ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności ciąży jest niezgodna z Konstytucją RP. W piśmie czytamy: " (...) Informuje się, iż nawet w przypadkach, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, a także jeżeli zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego, dokonywanie przerywania ciąży jest zabronione do czasu orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego (...)". Pismo wicemarszałek dyrektorom placówek nakazał wywiesić na tablicy informacyjnej szpitala. - Pan marszałek nie jest od interpretowania, czy od stanowienia prawa - powiedział "TRYBUNIE" Leszek Sikorski, minister zdrowia. - W przypadku gdy Trybunał Konstytucyjny wydaje orzeczenie o niekonstytucyjności danego przepisu, określa także czas jego obowiązywania. Pan Wierzejski nie ma prawa wykorzystywać swojego stanowiska służbowego i nawoływać lekarzy do bezprawnych działań w podległych mu placówkach, dla których jest organem założycielskim. Jako urzędnik administracji samorządowej musi stosować przepisy prawa obowiązujące w Polsce. Wynika z tego, że będę musiał przygotować stosowne pismo, które przypomni, jaki jest porządek prawny w tym zakresie - dodaje minister. Niekompetencją wicemarszałka zaskoczony jest prof. Stanisław Radowicki, krajowy konsultant ds. ginekologii i położnictwa. - Uprawnienia do wydawania zarządzeń związanych z funkcjonowaniem ZOZ-ów posiada minister zdrowia. Mam wrażenie, że wicemarszałek do końca nie rozumie, jaką pełni funkcję - stwierdza prof. Radowicki. Jednak to nie koniec światopoglądowych harców wicemarszałka. Kilka miesięcy temu do szkół porozsyłał miesięcznik dla nauczycieli i wychowawców katolickich - "Wychowawca", którego treści, jak twierdzi, mogłyby pomóc nauczycielom w pracy pedagogicznej. A czytamy w nim m.in.: "Nie możemy dopuścić, aby postkomuniści drogą ustaw państwowych narzucili całemu społeczeństwu elementy skompromitowanej doktryny marksistowsko-leninowskiej - legalizację zbrodni aborcji", albo że " wkładka wewnątrzmaciczna niszczy poczęte życie ludzkie". Zachowaniem wicemarszałka zbulwersowana jest Wanda Nowicka, przewodnicząca Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Twierdzi, że nadużywanie stanowiska do promowania własnego światopoglądu jest sprzeczne z zasadami obowiązującymi w demokratycznym państwie prawa. - Ponadto w Polsce jest wciąż bardzo silne poczucie posłuszeństwa władzy. Niektóre dyrekcje szkół zalecenia te mogą potraktować jako polecenie do wykonania. Tymczasem przekazywanie młodzieży tego typu wiedzy jest niedopuszczalne. Może doprowadzić do poważnych skutków emocjonalnych - uważa Nowicka. Podobnie uważa jedna z warszawskich nauczycielek. - Całe szczęście, że mamy na tyle przytomną dyrekcję, iż nie przywiązuje ona wagi do nachalnej działalności pana Wierzejskiego - mówi nauczycielka z jednej ze szkół. Według niej, podobnie uważają także pedagodzy z innych placówek. - Szkoda tylko, że materiały te rozsyłane są za nasze pieniądze - dodaje. Edukacyjnych zapędów Wierzejskiego nie podziela także etyk dr Magda Środa. Jej zdaniem, wicemarszałek promując za nie swoje pieniądze prywatne przekonania, narusza neutralność sfery publicznej. - Jest to zachowanie niedopuszczalne, które natychmiast powinno się spotkać z reakcją przełożonych - twierdzi etyk. - Natomiast w przypadku promowania życia, wrażliwemu działaczowi zalecałabym opiekę nad którymś z domów dziecka lub bezpośrednią pomoc dla jakiejś wielodzietnej rodziny. Przeznaczanie własnych pieniędzy na cele, które są nam drogie, może budzić jedynie społeczną pochwałę. W innym przypadku oburzenie - stwierdza Środa. Nic złego w zachowaniu Wierzejskiego nie widzi marszałek Adam Struzik (PSL). Pracownicy jego biura prasowego stwierdzili, że wicemarszałek Wierzejski ma prawo do propagowania własnych poglądów. Temat: RaNkInG ppul. miast "Gazety Wyborczej" POLECAM!!! RaNkInG ppul. miast "Gazety Wyborczej" POLECAM!!! Ranking obejmuje 21 miast, w których "Gazeta Wyborcza" ma swoje biura regionalne (FORA regionalne). Został on przeprowadzony dnia 24 sierpnia 2004 r. (godz. 1.00-1.12). Nie będzie chyba dla nikogo niespodzianką, że Wa-wa zajęła pierwsze miejsce. Do jej wyniku (328084) trzeba jeszcze doliczyć fora z poszczególnych dzielnic i działów, które dopiero dadzą nam rządany wynik. Na drugim miejscu jest Łódz (236378). Tak trzymaćBardzo dobry wynik. Musicie jednak uważać, żeby nie stracić swojej pozycji. Wrocław (231518) depcze wam po piętach. Jestem pelen uznania dla Wrocławia (trzecie miejsce). Uzyskaliście wynik bardzo zbliżony do większej od was Łodzi. Brawo!!! Miejsce czwarte przypadło miastu królewskiemu. Kraków (192946) za Wrocławiem? Co jest? Trzeba trochę podgonić... A co z miejscem piątym? Komu przypafło? Nikowu innemu jak Szczecinowi (180181). Gratulację. Jak na ponad 400- tysięczne miasto to naprawdę nieźle. Wyprzedziliście Trójmiasto i Poznań. Macie się czym szczycić... Miejsce szóste zajęły Katowice (164269). 360 tys. (1992)mieszkańców. Ok. Ujdzie. Biorąc jednak pod uwadę fakt, że jesteście stolicą Śląska to nie jest najlepiej. Na waszym forum często wypowiadają się również ludzie z sąsiednich miast. Radzę się wziąść do roboty. Siudemka przypadła Bydgoszczy (155123). Wynik do pozazdroszczenia... szczególnie, że zostawiliście w tyle Poznań. 384 tysięczny (1992) Bydgoszcz musi podgonić Katowice (164269). Nie wiele wam brakuje... Na miejscu ósmym znalazł się Poznań (108376). 583 tys. mieszkańców (1993). Wstyd. Pozostawię to bez większego komentarza. Dodam tylko, że nawet Szczecin (180181) był od was lepszy. PS: Uważajcie na Białystok, bo i on was wyprzedzi. I to właśnie on (Białystok) zajął w rankingu popularności dziewiąte miejsce. 275 tys. mieszkańców (1992) potrafi zdziałać cuda. Wynik naprawdę niezły. Zwłaszcza, że poza waszym miastem (woj. Podlaskie) nie mieszka za wielu ludzi. Gratualcje i uwaga- gońcie Poznań, gońcie... Dzieciąte miejsce- Trójmiasto (91638). Żenada. 3 miasta z Gdańskiem na czele nie daly rady Szczecinowi (180181)? Komentarz pozostwię dla siebie... Lublin (82802). To kolejne miasto w rankingu, które zajęło jedenaste miejsce. 350 tys. mieszkańców (1992) troszkę leniuchuje. Miejsce nie najgorsze, ale mogłoby być lepiej. Cudem was Kielce (82646) nie prześcignęły. Kielce (82646)- dwunaste miejsce. Jest dobrze. Powiedziałbym nawet bardzo dobrze jak na 210 tysięczne miasto (1999). Nie spoczywajcie na laurach. Gońcie Lublin, i uważajcie na Olsztyn. Miejsce trzynaste przypadło Olsztynowi (77878). Wynik uważam za dobry. Tak trzymać... Następne miejsce (czternaste) zajął Gorzów Wielkopolski (74633). Ścigacie się z Zieloną Górą? Jeśli tak to uważajcie, bo jest tuż za wami. Zielona Góra (69177). Wy też się ścigacie z Gorzowem Wlkp.?. Zajeliście pietnaste miejsce. Wynik nawet dobry, ale mógłby być lepszy... Powodzenia w wyścigach... Miejsce szesnaste przypada miastu Radom (69169). Nie jest to dobry wynik. Wyprzedzają was mniejsze Kielce i Olsztyn, i dużo mniejsze: Zielona Góra i Gorzów. Wstyd. Weźcie się do roboty... bo czeka was zapomnienie. Na miejscu siedemnastym jest Częstochowa (67490). Jak na tak znane miasto w całej Europie to wypadliście gorzej niż źle! Katastrofa. Sądzilem, że zajmiecie conajmniej miejsce 9. A tu niespodzianka... 17 miejsce... Na osiemnastym miejscu jest Toruń (62652). Miasto 170- tysięczne nie pokazalo się z najlepszej strony. Pomijam już fakt, że wyprzedziła was stolica waszego województwa. No ale, żeby wyprzedził was Gorzów i Zielona Góra? Skandal... Opole (58327) na dziewietnastm miejscu. Wleczecie się w ogonie. Jeszcze trochę i was Rzeszów przegoni(58296). Miejsce dwudzieste (przedostatnie) zajął 160 tys. (1994) Rzeszów (58296). Nie jest dobrze. Jest tragicznie. Sami to skomentujcie... OSTATNIE miejsce (dwudzieste pierwsze) zajął Płock (53728). Tego nawet nie odważę się kometować. 1. Warszawa (328084) 2. Łódź (236378) 3. Wrocław (231518) 4. Kraków (192946) 5. Szczecin (180181) 6. Katowice (164269) 7. Bydgoszcz (155123) 8. Poznań (108376) 9. Biuałystok (107391) 10. Trójmiasto ((91638) 11. Lublin (82802) 12. Kielce (82646) 13. Olsztyn (77878) 14. Gorzów Wlkp. (74633) 15. Zielona Góra (69177) 16. Radom (69169) 17. Częstochowa (67490) 18. Toruń (62652) 19. Opole (58327) 20.l Rzeszów (58296) 21. Płock (53728) Tak, więc internauci wszystkich polskich miast... podnoście poziom popularności waszego miasta. PS do admina: Może byś coś skomentował. Po takim czymś będziesz mial więcej pracy... Temat: Zmiany w komunikacji po oddaniu stacji Pl. Wilsona i jeszcze teskt z Rzepy AUTOBUSY DO METRA Cztery nowe linie autobusowe, trzy inne do likwidacji, zmiany tras i częstotliwości kursowania - Zarząd Transportu Miejskiego zaplanował ze szczegółami komunikacyjne roszady, jakie nastąpią po otwarciu stacji metra Plac Wilsona. - Z naszych badań wynika, że dojazdem do nowej stacji będą najbardziej zainteresowani mieszkańcy Bielan i Tarchomina. To właśnie dlatego zmiany tras dotyczą przede wszystkim tych dwóch dzielnic - mówi Grzegorz Dziemieszczyk z Działu Organizacji Przewozów w ZTM. Kiedy zmiany wejdą w życie? To zależy od terminu otwarcia stacji Plac Wilsona, który opóźnia się już o dwa miesiące. Według nowego harmonogramu, prace budowlane na stacji mają się zakończyć do 19 lutego. Zdaniem prezesa Metra Warszawskiego Krzysztofa Celińskiego, pasażerowie zaczną z niej korzystać na przełomie lutego i marca. Zmian od metra Oto szczegóły małej rewolucji komunikacyjnej: • E-4 skróci trasę do pl. Wilsona. Z Nowodworów w Białołęce dojedzie Modlińską, mostem Grota, Wisłostradą i Krasińskiego do pętli obok stacji metra Plac Wilsona (w tej chwili dociera dalej: do stacji Dworzec Gdański). Ekspresowa linia E-4 w godzinach szczytu będzie kursowała co 3 minuty (w godz. 6.45 - 7.05 nawet co 2 min). ZTM planuje skierowanie jej na trasę także w weekendy. • 144 zastąpi okresową linię 302. Efekt? Mieszkańcy Bukowa i Nowodworów będą w stanie dojechać do Trasy Toruńskiej (możliwa przesiadka w kierunku stacji Plac Wilsona) albo dalej do Dworca Wschodniego także w weekendy. Częstotliwość w szczycie - co 20 minut. • 303 zmieni trasę. Z ronda "Radosława" skręci w ul. Słomińskiego, zatrzyma się przy Dworcu Gdańskim, a następnie Bonifraterską pojedzie do pl. Krasińskich i dalej starą trasą w kierunku Gocławia. Na przystankach będzie pojawiał się w godzinach szczytu co 10 minut. Na razie 303 jeździ ul. Stawki, gdzie mało kto z niego korzysta. • 315 będzie kursował między pl. Wilsona a Hutą ulicami: Krasińskiego, ks. Popiełuszki, Słowackiego, Żeromskiego, Przybyszewskiego i Kasprowicza. Zadanie tej linii to ułatwienie przejazdu między Żoliborzem a Bielanami po planowanym przez ZTM jednoczesnym wycofaniu linii 415. • 502 pojedzie z Dworca Centralnego: Al. Jerozolimskimi, Marszałkowską i Trasą Łazienkowską do Starej Miłosnej. Zastąpi kursujący na tej samej trasie autobus 402, który w momencie otwarcia stacji Plac Wilsona zostanie zlikwidowany. Dzięki sztuczce ze zmianą numeracji pasażerowie będą mieli do dyspozycji to autobusowe połączenie we wszystkie dni tygodnia. • 514 wyruszy od Dworca Centralnego Al. Jerozolimskimi, Marszałkowską i Trasą Łazienkowską do Wesołej. Ten autobus ma zastąpić likwidowaną linię 415 na odcinku praskim. Będzie kursował co 15 minut w godzinach szczytu. Spóźnieni na Słowackiego A to dopiero początek komunikacyjnego zamieszania. Zdaniem dyrektora ZTM Roberta Czapli, autobusowe trasy zmienią się znacznie bardziej po otwarciu ul. Słowackiego. Szczegółów na razie brak. Nie wiadomo, kiedy się to stanie. Jeszcze niedawno władze Warszawy obiecywały, że kierowcy pojadą ul. Słowackiego najpóźniej w maju. Czy rzeczywiście? Biuro Inwestycji wciąż negocjuje z wykonawcą stacji w sprawie ceny budowy podziemnego parkingu pod ul. Słowackiego. Jeśli dojdzie do porozumienia, miasto uzyska niezbędne pozwolenia i budowa w końcu ruszy, warszawiacy poczekają na otwarcie ul. Słowackiego. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, opóźnienie może wynieść nawet pięć miesięcy. Konrad Majszyk Temat: Krajowa Izba Biegłych Rewidentów - komu służy? Krajowa Izba Biegłych Rewidentów - komu służy? Krajowa Izba Biegłych Rewidentów zrzesza, jak nazwa wskazuje, biegłych rewidentów, którzy zgodnie z wymogami ustawy o rachunkowości winni weryfikować rzetelność sporządzanych przez różne podmioty gospodarcze sprawozdań finansowych. Od uczciwości i rzetelności rewidentów zależy, czy przekazywane informacje gospodarcze są prawdziwe i czy nie okaże się, że instytucja, która na papierze kwitnie, jest w rzeczywistości bankrutem lub wkrótce nim się stanie. Taka jest teoria a jaka praktyka? Jak w każdej grupie zawodowej, tak i wśród rewidentów znajdują się parszywe owce. Swoje obowiązki traktują byle jak, czy to z braku kwalifikacji czy też z innych powodów - trudno dociec. Za swoją pracę biorą stosowne wynagrodzenie i zaświadczają, że ponoszą pełną odpowiedzialność, do karnej włącznie, za poświadczenie nieprawdy o badanych sprawozdaniach finansowych. Tymczasem w rzeczywistości jest zgoła inaczej. Jeśli zostanie stwierdzony taki fakt, można poskarżyć się na nierzetelnego rewidenta do Krajowej Izby Biegłych Rewidentów, która zgodnie z celami, do jakich została powołana, winna dokonać rzetelnej oceny postępowania swego członka. Też bierze za to pieniądze, choćby przez to, że jej członek płaci na rzecz Izby jakieś tam składki, na które zarabia biegły. Ale to czysta teoria. Żle pojęta solidarność zawodowa, podobnie jak wielu grup zawodowych, jest tak silna, że rzecznicy dyscyplinarni wychodzą ze skóry, aby bronić swoich kolegów i koleżanki. Sprawy przeciągają w nieskończoność, usiłują wmówić skarżącym, że nie mają racji. Nie dostrzegają oczywistych faktów, praktycznie nie informują skarżących o stanie sprawy, bo ich podobno kodeks postępowania administracyjnego nie obowiązuje. Jesli tak jest, to chociaż powinna ich obowiązywać elementarna kultura, a ta wymaga odpowiadania na kierowane pisma. Rozmowy telefoniczne nic nie dają, bo praktycznie rozmawia się z paniami urzędniczkami, które wykonuja tylko polecenia szefów. Kierownictwo ukryte jest za szczelną zasłoną niedostępności albo siedzi wiecznie na jakiś konferencjach, tak że w biurze trudno zastać jakąś merytoryczną osobę. Poza tym w większości władze są spoza Warszawy, z tego względu też ciężko kogoś złapać. A piszę to dlatego, że od pół roku w KIBRZE utknęła moja skarga na panią biegłą rewident. W swojej opinii pani ta nie potrafiła się zdecydować, jakie koszty w roku obrachunkowym poniosła firma, a przy rocznych kosztach i przychodach na poziomie po 41 milionów złotych, badania dokonała w ciągu 8 dni, wliczając w to weekend. Za nic miała zalecenia Departamentu Rachunkowości Ministerstwa Finansów odnośnie ujęcia pewnych pozycji w bilansie. Nic dziwnego, że sprawozdanie z raportem i opinią tej pani to bubel, za który wyłudziła pieniądze. Rzecznik dyscyplinarny prowadzący sprawę jest daleko w polu, nie wiem, na co liczy. Reasumując, mogę tylko stwierdzić, że KIBR jest kolejną instytucją przyczyniającą się do powstawania coraz większych patologii w naszym życiu. Kolejna instytucja wyciągająca jedynie pieniądze od obywateli i broniąca nieuczciwość i dyletanctwo we własnych szeregach. Zamiast być instytucją zaufania publicznego służącą obywatelom, legitymizuje cwaniaków starających się oszukiwać nas wszystkich. Opisany przypadek nie jest pierwszym i odosobnionym. Wiem o podobnych z lat poprzednich, tak więc mój sąd o KIBR jest w pełni uzasadniony. Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 123 rezultatów • 1, 2, 3 |