biura pracy za granic

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: biura pracy za granic




Temat: ~M~I~Ł~O~Ś~Ć~
Miłość nie zna granic
Iwonie - Twoje oczy rozbłysną,
a serce Twe jaśnieć będzie

Irmina przyszła do pracy. Robi to od roku, kiedy znowu wróciła do swojego
rodzinnego miasta. Ta trzydziestoletnia kobieta dwa lata temu przeżyła
straszliwą tragedię. Na tydzień przed ślubem zginął Paweł - jej ukochany,
przyjaciel, narzeczony. Dlatego wyjechała - chciała uciec od bólu, od tego
ciągłego chodzenia pod to drzewo, które choć niewinne temu co się stało, to
jednak zabiło jej umiłowanego.
Około południa w biurze pojawił się goniec z pięknym bukietem kwiatów.
Trafił tu z sekretariatu, gdzie zapytał o wysoką panią Irminę z działu
sprzedaży. Gdy wszedł do biura, od razu ją rozpoznał. Z opisu nadawcy przesyłki
wynikało bowiem, że adresatka ma sto osiemdziesiąt dwa centymetry wzrostu.
No i oczywiście, że ma na imię Irmina. Podszedł do zaskoczonej dziewczyny
i wręczył jej kwiaty.
- Oto bilecik proszę pani - powiedział z uśmiechem.
- Dziękuję - odparła Irmina, która zachodziła w głowę, któż mógł jej
przesłać tak piękne kwiaty. Gdy otworzyła kopertę z bilecikiem, usiadła z
wrażenia.
- O Boże! - łzy cisnęły jej się z przerażenia, zaskoczenia i nieśmiałej
radości.
Bilecik był bowiem krótkim listem. Czytała go z niedowierzaniem do końca dnia
pracy.
"Droga Irminko, Serce moje! To był jedyny sposób bym mógł tobie wysłać te
kwiaty. Znalazłem kogoś, kto podjął się spełnić moją prośbę i złożył w moim
imieniu zamówienie. Nie potrafię, moja śliczna, sam dokonać tych rzeczy, więc
we śnie poprosiłem go o pomoc. Choć bardzo się bał, że możemy ci sprawić ból,
zgodził się, więc skorzystałem z okazji. Chcę byś wiedziała, że bardzo cię
kocham, lecz muszę odejść. Nie zadręczaj się proszę. Jeszcze się spotkamy. Żyj
pełnią szczęścia. Uwolnij siebie i mnie - ja ci błogosławię. Paweł."
- Boże, kto może być tak okrutny!? - zastanawiała się wstrząśnięta.
Jej równowaga psychiczna została wystawiona na jeszcze jedną próbę. Na
odwrocie kartki z listem znalazła rysunek - uśmiechniętą gwiazdkę i
podpis: "Tyś jest mą gwiazdą daną mi z nieba". Takim rysunkiem i tym podpisem
jej ukochany kończył każdy swój list. Nikt, prócz niej nigdy nie czytał tych
listów! Nikt nie mógł więc znać tej swoistej pieczęci, która uwierzytelniała
posłańca.

To wszystko miało się rozegrać daleko od mojego domu. Ja mieszkam na
zachodzie kraju - ona w centralnej Polsce. Fizycznie to właśnie ja chciałem
wysłać Irminie te kwiaty. Uczyniłbym to z potrzeby serca.
Ni stad ni zowąd poczułem, że chcę to zrobić. Treść i rysunek przyszły mi do
głowy tak po prostu. Nigdy Irminy nie widziałem. Rozmawiałem z nią tylko raz
w internetowym czacie. Poznałem jej smutną historię. Wiedziałem, że ona nadal
boleje nad stratą ukochanego. Bardzo się bałem tego, co ona może poczuć, gdy
otrzyma taki list. Dlatego ostatecznie go nie wysłałem. Więc opisana powyżej
historia nigdy się nie wydarzyła - stanowiła jedynie notatkę, która powstała
w wyniku nagłego uczucia, że chcę to zrobić. To było bardzo silne odczucie,
wypływające z głębi serca. Ta pierwsza rozmowa z Irminą dostarczyła mi
informacji na temat miejsca jej pracy. To wystarczyło, bym wiedział, gdzie ma
trafić moja przesyłka.
Rozmowa z Irminą odbyła się we wrześniu 2003 roku. Opowiadanie napisałem pod
wpływem impulsu swoich odczuć nie dalej niż dwa dni po naszej rozmowie. Pod
koniec października, to jest po upływie miesiąca spotkałem Irminę na
internetowym czacie. Przez ten czas używałem różnych nicków (pseudonimów), ale
rzadko tego, pod którym rozmawiałem z Irminą. Właśnie w tamtym dniu zalogowałem
się pod swoim dawno nieużywanym nickiem: Veryfikator. Praktycznie natychmiast
odezwała się do mnie Irmina. Powiedziała mi, że zalogowała się dokładnie przed
chwilą - że szukała właśnie mnie. Powiedziała mi też, że od czasu naszej
wrześniowej rozmowy jest to jej pierwsze wejście do czatu. Już to stanowiło dla
mnie znak, że mam do czynienia z niezwykłym dowodem na istnienie komunikacji
duchowej między ludźmi. Telepatia istnieje!!!
Irmina opowiedziała mi historię, która przepełniła mnie nabożną radością,
gdyż mimowolnie stałem się świadkiem czegoś nieziemskiego, a jednocześnie
czegoś wzniosłego - czegoś tak pięknego jak miłość dwojga dusz.
Irmina powiedziała mi, że w zeszłą sobotę przeżyła bardzo realne spotkanie
ze swoim ukochanym. Paweł przyśnił się jej w nocy i rozmawiał z nią. Rozmawiali
o tym, że on powinien odejść, a Irmina powinna żyć na Ziemi. Mną wstrząsnęła
poniżej przytoczona część rozmowy:
- Bardzo chciałem Ci przesłać kwiaty, lecz osoba, którą o to poprosiłem
obawiała się, że może Cię zranić. Dlatego przychodzę dziś do Ciebie sam, by
powiedzieć to, co chciałem tobie przekazać za jego pośrednictwem - powiedział
Paweł.
Gdy usłyszałem te słowa, natychmiast przesłałem Irminie e-mail'em swoje
opowiadanie. W odpowiedzi ona wskazała na podpis: "tyś jest mą gwiazdą daną mi
z nieba" i rysunek mówiąc:
- Tak Paweł podpisywał każdy swój list do mnie!!!

Nagle zrozumiałem, że ci których kochasz, nigdy nie oddalają się od ciebie,
dzieli was zaledwie odległość myśli.. Zawsze będą przy tobie, gdy ich
potrzebujesz, gotowi służyć radą czy pocieszyć. Jeśli przeżywasz w związku
z ich utratą udrękę, twoi ukochani przekażą ci znak, sygnał, "wiadomość", która
da ci do zrozumienia, że z nimi wszystko w porządku.
Wypatruj wtedy "znaku" i nie przegap go. Nie przypisuj go swojej wyobraźni
czy zbiegowi okoliczności, nie odrzucaj jako przejawu "pobożnego życzenia".
Czekaj na wiadomość i ją odbierz.






Temat: Cholera, uratowalismy Niemiachów:((((

Do sukcesu przyczynili się w dużym stopniu Francuzi. Wywiad francuski kupił od
pracownika biura szyfrów Reichswehry Hansa-Thilo Schmidta (pseudonim Asche -
popiół) kopie księgi szyfrów wraz z instrukcją techniczną i instrukcją obsługi
enigmy wraz z kluczami dziennymi. Współpracę z wywiadem francuskim, która
trwała nieprzerwanie od 1932 r. do roku 1938, zainicjował sam Schmidt.
Francuzi nie potrafili zagospodarować otrzymywanych skarbów, za które bardzo
dużo płacili. Przekazywali je więc Brytyjczykom i Polakom. Jednak tylko Polacy
materiały otrzymywane z biura kpt. Bertranda przyjmowali i wykorzystywali. Ani
słowem nie pisnęli Francuzom, że od kilku już lat masowo łamią meldunki
kodowane przez Niemców. Tak było do 26 lipca 1939 r., kiedy to w obliczu
nieuchronnej wojny kierownictwo wywiadu Wojska Polskiego postanowiło
bezinteresownie podzielić się swoją zdobyczą z sojusznikami. Zaproszono
kilkuosobowe delegacje specjalistów z Francji oraz Wielkiej Brytanii. Zdumienie
gości nie miało granic, gdy w supertajnym ośrodku wywiadu w Pyrach wprowadzono
ich do pokoju, w którym pracowało jednocześnie sześć enigm, rozczytując na
bieżąco meldunki Wehrmachtu. Sojusznicy dowiedzieli się, że Polacy od 1934 r.
nieprzerwanie rozszyfrowują meldunki niemieckie. Każda delegacja dostała
egzemplarz enigmy oraz kompletne materiały umożliwiające rozpracowywanie
meldunków niemieckich, w tym projekt bomby kryptologicznej służącej do
automatyzowania rozpracowywania kodów dziennych, a także płachty Zygalskiego.

Do Anglii
Wraz z wybuchem wojny trójka naszych kryptologów przez Rumunię dotarła do
Francji. Tam przy życzliwym wsparciu kpt. Bertranda podjęła na nowo prace
związane z łamaniem kodów Enigmy w ośrodku wywiadu pod Paryżem. Sprawa była
poważna, bowiem w grudniu 1938 r. Niemcy wprowadzili nowy model maszyny
szyfrującej, w którym do trzech wcześniejszych tarcz szyfrujących dołożono dwie
kolejne, co znakomicie skomplikowało wcześniej rozpracowany w detalach system.
Być może za decyzją o tej modyfikacji stało rozpracowanie agenta Asche, którego
w 1938 r. zmuszono do samobójstwa. Podjęte we Francji działania zaowocowały
pomyślnym złamaniem nowego sytemu. We Francji Polacy spotkali się m.in. z
Alanem Tuningiem, brytyjskim superspecem zatrudnionym w tajnym ośrodku
Bletchley Park, w którym pracowało około tysiąca specjalistów od kryptografii.
Dodatkowe wsparcie Polaków, a prawdopodobnie także stała łączność kablowa
między Polakami we Francji a ośrodkiem wywiadu radiowego w Bletchley Park,
pomogły Brytyjczykom w uruchomieniu własnego systemu dekryptażu, który nazwali
Ultra. Pierwszy meldunek z niemieckiej Enigmy Brytyjczycy rozczytali w styczniu
1940 r., wcześniej nie byli w stanie rozszyfrować żadnego. Dużą pomocą było
zdobycie przez flotę brytyjską dwóch statków pogodowych, z których zabrano
szyfry Enigmy II. Brytyjczycy od 1940 r. tak jak Polacy przed wojną mieli pełny
wgląd w system dowodzenia niemieckiej armii i floty. Polacy przekazali
Brytyjczykom nie tylko Enigmę. Przekazaliśmy im także doskonale funkcjonujące
sieci wywiadu agenturalnego w Polsce i innych krajach Europy. O niemieckich
przygotowaniach do wojny oraz rozmieszczeniu zgrupowań Wehrmachtu do uderzenia
na ZSRR najpierw od Polaków dowiedzieli się Brytyjczycy, a potem od nich
Rosjanie. Stalin nie zwrócił uwagi na przekazane przez premiera Churchilla
informacje. Wręcz je publicznie okpił. W tym czasie był bowiem zajęty ostatnią
fazą przygotowań do uderzenia wyprzedzającego na armię niemiecką, rozlokowaną
na wschodnich obszarach Rzeczpospolitej. Prof. Jan Ciechanowski twierdzi, że w
czasie wojny 40 proc. wszystkich materiałów wywiadowczych dostarczanych do MI6
pochodziło z polskich siatek wywiadowczych.

Przezroczyści Niemcy
Wyniki pracy polskich kryptologów są nie do przecenienia. Wywiad radiowy Wojska
Polskiego na długo przed wybuchem wojny monitorował sytuację w Niemczech,
dostrzegając dynamiczną rozbudowę sił zbrojnych i stosownie do zagrożenia
informował władze polskie. Wiedza o niebezpieczeństwie nie uratowała nas przed
klęską 1939 r. Z naszego dorobku skorzystali natomiast sojusznicy. Wyniki prac
polskich kryptologów umożliwiły marszałkowi Montgomery'emu pokonanie w
północnej Afryce wojsk gen. Erwina Rommla. Przejęcie przez Brytyjczyków
polskiego dorobku i jego twórcze rozwinięcie umożliwiło m.in. wygranie bitwy o
Atlantyk. Niemieckie U -booty były zmuszone do podawania swoich pozycji drogą
radiową, dzięki czemu niszczono je metodycznie, co umożliwiło przeprowadzanie
konwojów bezpiecznymi szlakami. Bezpieczne szlaki żeglugowe to bardziej
bezpieczne dostawy uzbrojenia do Związku Radzieckiego, którego armia w wielu
operacjach zdmuchnęła hitlerowskie sny o panowaniu nad światem. To także
bezpieczny transport uzbrojenia oraz oddziałów amerykańskich m.in. na Wyspy
Brytyjskie, skąd w 1944 r. wyprowadzono uderzenie połączonych sił na wojska
niemieckie rozmieszczone w zachodniej Europie. Wyniki rozpoznania radiowego
znali także Rosjanie. Ich agent John Cairncross teczkami wynosił materiały
wywiadu brytyjskiego, które następnie trafiały do sztabów radzieckich.
- Rozpracowanie Enigmy pozwoliło skrócić wojnę, a zatem i cierpienia ludności
niemieckiej. Niemcy są winni Polakom wdzięczność za pomoc w wyzwoleniu spod
dyktatury, na którą Polska musiała czekać jeszcze kilkadziesiąt lat -
stwierdziła Sabine Seidler z wydziału politycznego niemieckiej ambasady w
Warszawie, oddając sprawiedliwość polskim kryptologom.

Adam Nogaj

Od 1926 r. wykorzystywano enigmę w Kriegsmarine, od 15 lipca 1928 r. - w
Wehrmachcie i w służbach bezpieczeństwa

Pierwszy meldunek zaszyfrowany enigmą Polacy złamali w grudniu 1932 r.

75 proc. niemieckich meldunków radiowych zaszyfrowanych enigmą odczytywali
Polacy w 1938 r.

100 tys. maszyn szyfrujących wyprodukowali Niemcy podczas wojny

Od odpowiedniego ustawienia wirników, czyli tzw. kluczy dziennych, rozpoczynano
szyfrowanie

Wykorzystując dwa zestawy po trzy wirniki (we flocie - cztery), początkowo
uzyskiwano 17 576 kombinacji kluczy dziennych. W kolejnych latach wprowadzono
walec odwracający i dodatkowe dwa wirniki, co jeszcze zwiększyło liczbę
kombinacji

26 klawiszy służyło do wpisywania jawnego tekstu

Litera już zakodowana zapalała się na pulpicie z 26 podświetlanymi literami

Odczytując zaszyfrowane meldunki, wpisywano tekst tajny, który wyświetlał się
już jako tekst jawny






Temat: wychodza na jaw metody pracy ZIobry and Company
wychodza na jaw metody pracy ZIobry and Company
Sędziowie na tropie prokuratorów
Bogdan Wróblewski
2007-10-23, ostatnia aktualizacja 42 minuty temu

Czy będzie pierwsze śledztwo obnażające metody prokuratury za rządów
PiS?

Wczoraj przed Sądem Najwyższym ostrołęccy sędziowie zarzucili
policji i
prokuraturze, że walcząc z korupcją, posunęły się do:

fałszowania i zatajania dokumentów, celowego manipulowania dowodami,
inwigilowania sędziów i "przekroczenia granic porozumienia między
przestępcami a organami ścigania".

Bo wczoraj Sąd Najwyższy zajmował się immunitetem sędziego Ryszarda
W. z
Ostrołęki. I ostatecznie uznał, że nie ma powodu, by go uchylać.

Prokuratura chciała W. postawić zarzut przyjęcia 5 tys. zł łapówki
za
zawieszenie wykonania kary skazanemu w 2003 r. Pawłowi L. Według
prokuratury
pieniądze potrzebne sędziemu były na naprawę kupionej wtedy,
używanej toyoty
corolli. W rzeczywistości sędzia kupił samochód kilka miesięcy
wcześniej.
Sprzedał stary, na koncie miał oszczędności dwukrotnie
przekraczające
zarobki i kwotę rzekomej łapówki.

Śledztwo opiera się na pomówieniach notorycznej oszustki Bożeny B.
(trzy
wyroki, czwarta sprawa w sądzie), jej konkubenta (przedstawiał się w
śledztwie jako wróżbita). To Bożena B. krzyczała do skazujących ją
sędziów:
"Ja tego tak nie zostawię, zobaczycie jeszcze!". Napisała do policji
anonim,
podając się za pracownika sądu, wskazując na Marię K., kierowniczkę
jednego
z sekretariatów i sędziów, rzekomych łapówkarzy. Tak się zaczęło.

W śledztwie o łapówce mówią też Paweł L., któremu sędzia W. utrzymał
czteroletni wyrok w II instancji, i jego żona. - Stanęliśmy do
nierównej
walki z siłami policyjno-prokuratorsko-okultystycznymi - komentowała
wczoraj
sędzia Marzena Piekarska-Drążek broniąca W. przed uchyleniem
immunitetu.

Po ponad roku od anonimu śledztwo określane mianem "ostrołęckiej
ośmiornicy"
skończyło się ośmioma aktami oskarżenia przeciwko ok. 30 osobom -
głównie
tym, co dawali pieniądze oszustce Bożenie B.

Prokuratura chciała oskarżyć też dwoje sędziów - Ryszarda W. i
Barbarę S.
Sprawa uchylenia immunitetu sędzi Barbary S. (26 lat w ostrołęckim
sądzie, w
tym na stanowisku prezesa) toczy się od półtora roku. Ją też obciąża
oszustka. Gdy Barbara S. stawała przed SN, obecny na rozprawie prof.
Andrzej
Rzepliński z Fundacji Helsińskiej mówił, że "prokurator w ogóle nie
powinien
występować z tą sprawą". Sąd dyscyplinarny I instancji odmówił
pociągnięcia
sędzi B. do odpowiedzialności karnej. Prokuratura ma jeszcze szansę
na
zażalenie.

W I instancji immunitetu nie stracił też sędzia Ryszard W. A wczoraj
prokurator przegrał w Sądzie Najwyższym zażalenie. Dopiero tu
obrońcy
sędziego poznali dowody jego rzekomej winy. I zdębieli.

Zdaniem ostrołęckich sędziów policjanci pracujący nad sprawą
posunęli się do
sfałszowania opinii kryminalistycznej, a prokurator to zatwierdził i
użył w
śledztwie. Bo jednym z dowodów jest kaseta z prywatnej rozmowy
Barbary B. z
kierowniczką sekretariatu. Nagranie spisał biegły ekspert, ale
prowadzący
śledztwo policjant spisał je na nowo i tam, gdzie biegły
niesłyszalne
fragmenty wykropkował, wpisał "nazwiska adwokatów, prokuratorów,
sędziów".
Tak spreparowany protokół - pisze sędzia Ryszard W. do SN - "uznany
został
za jeden z filarów oskarżenia".

Dalej wymienia: . celowe manipulowanie dowodami (bo prokuratura
pominęła
świadczące o jego niewinności dokumenty dotyczące toyoty); .
powoływanie
się na nieistniejące dowody (m.in. karty w aktach, których nie
znaleźli
sędziowie SN); . wieloletnie inwigilowanie sędziów (o czym
świadczyć mają
policyjne notatki).

- W okresie ostatnich dwóch lat nie zorientowaliśmy się, że każdy z
nas ma
swojego oficera prowadzącego i powinniśmy na komendę biec, aby
meldować,
jaki jest wynik posiedzeń - mówiła z oburzeniem sędzia Piekarska.

Dalsze zarzuty sędziów wobec śledczych: . przekroczenie granic
porozumienia
organów ścigania z przestępcami (wszyscy pomawiający sędziów mieli z
tego
korzyści, np. kary w zawieszeniu, uchylane areszty), a
funkcjonariusze
awanse - np. prokurator z prokuratury rejonowej aż do elitarnego
biura do
walki ze zorganizowaną przestępczością, jeden z funkcjonariuszy na
zastępcę
komendanta miejskiego; . stosowanie tzw. aresztów wydobywczych i
przecieków
do mediów itp.

Na rozprawie przed SN ujawniono też, że we wrześniu w Ministerstwie
Sprawiedliwości proponowano sędzi Piekarskiej funkcję prezesa w
sądzie w
Ostrołęce. Przeszkoda była jedna - podjęła się obrony swoich
kolegów. I nie
zrezygnowała.

Wczoraj ostrołęccy sędziowie chcieli, by Sąd Najwyższy powiadomił o
naruszeniach prawa komendanta głównego policji i prokuratora
krajowego. SN
odmówił bycia "pośrednikiem". - W najbliższych dniach złożymy
zawiadomienie
o przestępstwie - zapowiada Piekarska. Z nazwiska wskazani zostaną
dwaj
policjanci prowadzący korupcyjne śledztwo, nadzorujący ich
prokurator i jego
przełożeni.

Źródło: Gazeta Wyborcza




Temat: co się stanie jeśli nie wejdziemy do UE?
wolna_galicja napisał:

> Gość portalu: unita napisał(a):
>
> > > > Niestety u nas nikt nie bedzie robil za tyle co Chińczyk czy Hin
> dus.
> > > To może u nas robić Ukrainiec. Tak jak to teraz się dzieje w gospodar
> stwac
> > h
> > > rolnych i firmach budowlanych. To znaczy robiłby, gdyby UE nie zamknę
> ła na
> > m
> > > wschodniej granicy.
> >
> > Zmusiłoby to nas do otwarcia się na Ukrainę
> > Unia Polsko-Ukraińska, może by dołączyła Białoruś?
>
> I znowu stara śpiewka - "jeżeli nie UE to Białoruś". Ja mówię o swobodnym
> przepływie siły roboczej, czyli "wolnym rynku pracy". Zauważ, że rolnik z
> lubelskiego zatrudniający do zbiorów chmielu Ukraińców to przedsiębiorca
zyjący
>
> na własny rachunek. Rolnik pobierający dotacje "z UE" (czyli tak naprawdę z
> naszych podatków) to pasożyt. Brutalne ale prawdziwe.
>
> > > Ale do tego nie trzeba nam UE. Wystarczy Europejski Obszar Gospodarcz
> y. Ta
> > k
> > jak
> > Norwegia.
> >
> > Idziesz w zaparte - Norwegia jest w troche innej sytuacji ekonomicznej.
> > Chociażby przez surowce natutralne.
> > Nie ma możliwości przystąpienia Polski do EOG bez wstąpienia do UE.
>
> To nieprawda. Wystarczy zajrzeć do postów Roberta_de_Molesme i p. Macieja
> Duszczyka w wątku "Rzetelna Debata?"
>
> > I tu dyskusja zatacza koło - dla mnie wolny rynek to swoboda przepływu osó
> b,
> > kapitału, usług i pieniędzy. Nie ma innej możliwości, aby to uzyskać w
> europie
> > musimy być w UE.
>
> A dla mnie wolny rynek to brak ingerencji państwa w gospodarkę i niskie
podatki
> .
>
> > największą przeszkodą
> > w prowadzeniu biznesu w Polsce są nasze własne głupie przepisy,
> > biurokracja rozwinięta do granic możliwości i wciąż pączkująca, obecność
> > polityki w gospodarce. Czyżbyś sugerował, że wejście do UE może to pogorsz
> yć?
>
> To właśnie sugeruje od ...nastu postów. Ciesze się, że zauwazyłeś :)
>
> > Przecież tam są tysiące małych, średnich firm, które świetnie się rozwijaj
> ą,
> > reinwestują zyski i nikt im tego nie zabrania.
>
> Ale oni nie przeżyli 50 lat komuny i 10 lat rządów UD/PC/SLD/AWS/PSL/UP. Nie
> działają na granicy opłacalności zmagając się z biurokracją. A jeśli moje
zyski
>
> zabierze w formie wyzszego podatku (na zapłacenie składki do UE i dopłaty dla
> rolników) MinFin to dobra sytuacja small biznesu w krajach zachodnich wcale
nie
>
> poprawi mi samopoczucia.
>
> > > Moze teraz czas na nastepne kroki? Obniżmy akcyzę na benzynę i zobacz
> my, c
> > o
> > się stanie. A potem znieśmy akcyzę na prąd. A potem obniżmy CIT. A potem P
> IT
> > > liniowy. A potem...
> >
> > Piękne, ale nie realne. Przykład wódki jest chwalebny, ale nie do szerszeg
> o
> > zastosowania w naszym kraju, w którym mentalność ludzi jest czysto
> > socjalistyczna i zmusza władze do ściągania kasy z jednych, żeby dać innym
> .
> > I z tym będziemy żyć. Chyba, że chcemy blokady kolei, strajków w górnictwi
> e,
> > blokad na drogach, rozrób przed parlamentem i ogólnego zamętu w kraju.
>
> A czym się to różni od wódki? Wpływy do budżetu wzrosły i zatrudnienie.
> Dlaczego to by miało nie pomóc?
> A p. Małgorzata Thatcher poradziła sobie z i z górnikami i z kolejarzami i
> postawiła gospodarke Zjednoczonego Królestwa na nogi....
>
> > Jakie by nie były, będą rzeczywiste. Dla mnie poczucie wolności i spełnien
> ie
> > realnych założeń liberalizmu (bez skojarzeń z UPR) jest tożsame z uzyskani
> em
> > przez Polskę swobód wynikających z przystąpienia do UE. To, czy z moich
> > podatków jest utrzymywana władza na wiejskiej czy w brukseli mało mnie
> > obchodzi, po prostu nie odczuje zadnej róznicy.
>
> Odczujemy - w liczbach bezwzglednych. Teraz kosztuje nas to dużo mniej. Bo
> będzie i władza na wiejskiej i w brukseli i setki urzędników dodatkowo
> i "polscy parlamentarzyści europejscy" i ich biura i ich diety i ich
delegacje
> i rolnicy z dopłatami.
>
> > Odczuje ją za za to w momencie, kiedy będę mógł swobodnie pojechać np. do
> > Anglii, podpisać umowę i uczciwie, legalnie pracować.
>
> A po co? Przecież w Polsce po wejściu do UE będzie cud-miód? Czy wstępujemy
po
> to, żeby wyemigrować? Dla mnie to też jest wyjście, ale wolałbym go uniknać...
>
> To co, kto ostatni gasi światło?

Mogę je zgasić: ani ja nie zrozumiem Twoich obaw przed UE, ani Ty nie
zrozumiesz mojego poczucia wolności i liberalizmu. Ani tego, że nie uważam, że
po wejściu do UE od razu będzie cud-miód.
Przepraszam, ale uwążam, że jesteś naiwny sądząc, że jak nie wejdziemy do UE to
będziemy mniej łożyć na różnych nierobów, politykierów itp. Będziemy, tyle, że
nie będziemy mieli możliwości np. prowawdzania firmy w kraju, w którym tego nie
będzie albo kupna działki gdzieś w Alpach żeby tam spokojnie z dala od tego
wszystkiego poziwiać piękno gór.




Temat: Wychodzi prawda o metodach pracy Ziobro i kolegów
Wychodzi prawda o metodach pracy Ziobro i kolegów
Sędziowie na tropie prokuratorów
Bogdan Wróblewski
2007-10-23, ostatnia aktualizacja 42 minuty temu

Czy będzie pierwsze śledztwo obnażające metody prokuratury za rządów
PiS?

Wczoraj przed Sądem Najwyższym ostrołęccy sędziowie zarzucili
policji i
prokuraturze, że walcząc z korupcją, posunęły się do:

fałszowania i zatajania dokumentów, celowego manipulowania dowodami,
inwigilowania sędziów i "przekroczenia granic porozumienia między
przestępcami a organami ścigania".

Bo wczoraj Sąd Najwyższy zajmował się immunitetem sędziego Ryszarda
W. z
Ostrołęki. I ostatecznie uznał, że nie ma powodu, by go uchylać.

Prokuratura chciała W. postawić zarzut przyjęcia 5 tys. zł łapówki
za
zawieszenie wykonania kary skazanemu w 2003 r. Pawłowi L. Według
prokuratury
pieniądze potrzebne sędziemu były na naprawę kupionej wtedy,
używanej toyoty
corolli. W rzeczywistości sędzia kupił samochód kilka miesięcy
wcześniej.
Sprzedał stary, na koncie miał oszczędności dwukrotnie
przekraczające
zarobki i kwotę rzekomej łapówki.

Śledztwo opiera się na pomówieniach notorycznej oszustki Bożeny B.
(trzy
wyroki, czwarta sprawa w sądzie), jej konkubenta (przedstawiał się w
śledztwie jako wróżbita). To Bożena B. krzyczała do skazujących ją
sędziów:
"Ja tego tak nie zostawię, zobaczycie jeszcze!". Napisała do policji
anonim,
podając się za pracownika sądu, wskazując na Marię K., kierowniczkę
jednego
z sekretariatów i sędziów, rzekomych łapówkarzy. Tak się zaczęło.

W śledztwie o łapówce mówią też Paweł L., któremu sędzia W. utrzymał
czteroletni wyrok w II instancji, i jego żona. - Stanęliśmy do
nierównej
walki z siłami policyjno-prokuratorsko-okultystycznymi - komentowała
wczoraj
sędzia Marzena Piekarska-Drążek broniąca W. przed uchyleniem
immunitetu.

Po ponad roku od anonimu śledztwo określane mianem "ostrołęckiej
ośmiornicy"
skończyło się ośmioma aktami oskarżenia przeciwko ok. 30 osobom -
głównie
tym, co dawali pieniądze oszustce Bożenie B.

Prokuratura chciała oskarżyć też dwoje sędziów - Ryszarda W. i
Barbarę S.
Sprawa uchylenia immunitetu sędzi Barbary S. (26 lat w ostrołęckim
sądzie, w
tym na stanowisku prezesa) toczy się od półtora roku. Ją też obciąża
oszustka. Gdy Barbara S. stawała przed SN, obecny na rozprawie prof.
Andrzej
Rzepliński z Fundacji Helsińskiej mówił, że "prokurator w ogóle nie
powinien
występować z tą sprawą". Sąd dyscyplinarny I instancji odmówił
pociągnięcia
sędzi B. do odpowiedzialności karnej. Prokuratura ma jeszcze szansę
na
zażalenie.

W I instancji immunitetu nie stracił też sędzia Ryszard W. A wczoraj
prokurator przegrał w Sądzie Najwyższym zażalenie. Dopiero tu
obrońcy
sędziego poznali dowody jego rzekomej winy. I zdębieli.

Zdaniem ostrołęckich sędziów policjanci pracujący nad sprawą
posunęli się do
sfałszowania opinii kryminalistycznej, a prokurator to zatwierdził i
użył w
śledztwie. Bo jednym z dowodów jest kaseta z prywatnej rozmowy
Barbary B. z
kierowniczką sekretariatu. Nagranie spisał biegły ekspert, ale
prowadzący
śledztwo policjant spisał je na nowo i tam, gdzie biegły
niesłyszalne
fragmenty wykropkował, wpisał "nazwiska adwokatów, prokuratorów,
sędziów".
Tak spreparowany protokół - pisze sędzia Ryszard W. do SN - "uznany
został
za jeden z filarów oskarżenia".

Dalej wymienia: . celowe manipulowanie dowodami (bo prokuratura
pominęła
świadczące o jego niewinności dokumenty dotyczące toyoty); .
powoływanie
się na nieistniejące dowody (m.in. karty w aktach, których nie
znaleźli
sędziowie SN); . wieloletnie inwigilowanie sędziów (o czym
świadczyć mają
policyjne notatki).

- W okresie ostatnich dwóch lat nie zorientowaliśmy się, że każdy z
nas ma
swojego oficera prowadzącego i powinniśmy na komendę biec, aby
meldować,
jaki jest wynik posiedzeń - mówiła z oburzeniem sędzia Piekarska.

Dalsze zarzuty sędziów wobec śledczych: . przekroczenie granic
porozumienia
organów ścigania z przestępcami (wszyscy pomawiający sędziów mieli z
tego
korzyści, np. kary w zawieszeniu, uchylane areszty), a
funkcjonariusze
awanse - np. prokurator z prokuratury rejonowej aż do elitarnego
biura do
walki ze zorganizowaną przestępczością, jeden z funkcjonariuszy na
zastępcę
komendanta miejskiego; . stosowanie tzw. aresztów wydobywczych i
przecieków
do mediów itp.

Na rozprawie przed SN ujawniono też, że we wrześniu w Ministerstwie
Sprawiedliwości proponowano sędzi Piekarskiej funkcję prezesa w
sądzie w
Ostrołęce. Przeszkoda była jedna - podjęła się obrony swoich
kolegów. I nie
zrezygnowała.

Wczoraj ostrołęccy sędziowie chcieli, by Sąd Najwyższy powiadomił o
naruszeniach prawa komendanta głównego policji i prokuratora
krajowego. SN
odmówił bycia "pośrednikiem". - W najbliższych dniach złożymy
zawiadomienie
o przestępstwie - zapowiada Piekarska. Z nazwiska wskazani zostaną
dwaj
policjanci prowadzący korupcyjne śledztwo, nadzorujący ich
prokurator i jego
przełożeni.

Źródło: Gazeta Wyborcza




Temat: UWAGA NA OSZUSTA - dostawca Internetu
UWAGA NA OSZUSTA - dostawca Internetu
UWAGA NA OSZUSTA - dostawca Internetu

Doszły mnie słuchy, że firma MTNET, która świadczy
usługi dostarczania stałego łącza do mieszkań min. w
Debicy, podpinać zaczęła Jasło (lub ma taki zamiar).
Wszelkie zapewnienia tej firmy, co do jakości
świadczonych przez nich usług można wsadzić między
bajki. Jest to grupa niekompetentnych ludzi, którzy po
zgarnięciu gotówki za podpięcie automatycznie o
kliencie zapominają. Na nic telefony (telefony są nie odbierane) ze skargami
na nic email'e, jakość świadczonych przez nich usług jest na
tak niskim poziomie, że zmusiło mnie to do napisania
tego ostrzeżenia, aby ukrócić proceder oszustwa przez
tą firmę.

Blokowanie usług ciągłe awarie ograniczanie pasma do
maksimum uniemożliwia pobieranie plików z Internetu,
występują częste problemy z odbieraniem poczty nie
zależnie od pochodzenia konta pocztowego. Problemy z
otwieraniem stron przy pomocy połączenia
szyfrowanego(banki, płatności, przelewy), gubienie
pakietów, bardzo wysokie pingi, zaniki połączenia, nie
informowanie potencjalnego klienta o ograniczeniach,
jakie zostały narzucone bez jego wiedzy, ciągłe
zwodzenie klienta. Wszelkie programy typu p2p są do
tego stopnia przytłumione ze uniemożliwia to pobranie
pliku wielkości nawet 40kb. Brak umiejętności, wiedzy
oraz normalnego podejścia do ludzi płacących za tak
podłą jakość. Ekipa serwisowa nie ma pojęcia o swojej
pracy nie znają podstawowych specyfikacji sprzętu i
systemów są całkowicie niekompetentni, zatrudniani na
zasadzie jak najmniejszej pensji, przy czym
umiejętności schodzą na ostatni plan.

Dodatkowo elementem obrazującym jakość, jaką oferuje ta
firma oraz sposób, w jaki traktowani są klienci
obrazują posty z lokalnego forum mtnetu:

"Chamstwo, gownażeria i kompletna ignoracja klienta ! !

Jedyne takie slowa pasuja do opisu Naszego providera
czyli firmy MT-NET.
Jak juz wszyscy widza siec dziala strasznie wolno,
jesli juz jest. Moze to wplyw wysokiej temperatury ?
Nie pomoze telefon do biura obslugi, nie liczcie na to.
Rozmowa z niemajacymijasnegopojecia paniami (ale
milymi) konczy sie stwierdzeniem "...... wszystko jest
w porzadku, ale przekaze ta sprawe adminowi." ........
i tyle zadnej informacji o rozwiazaniu problemu
(mazenia) lub potwierdzenia problemu, nie mowiac juz o
przeprosinach.
Poprostu nic. Pelny profesjonalizm.
Glupi bylem ze niedawno zaplacilem im abonament, od
miesiaca znow nie place i taka forme protestu proponuje
wszystkim. Jesli mnie odetna, no coz na szczescie nie
sa monopolistami. Coraz czesciej zastanawiam sie nad
przejsciem do Saite - abonament 30 zl i obsluga 24 h na
dobe.

PS
ZAPRASZAM NA FORUM ROWNIEZ WLASCICIELI MTNET - JESLI
MAJA TWARZ NIECH JA POKAZA"

"Proponuje tak jak któryś z forumowiczów zaprostestować
i nie płacić abonamentu. Ja już przestałem płacić,
jeśli i to nie pomoże przechodzimy do Saite. Chętni,
prosze wpisywać się jako kolejne wypowiedzi do tego
posta. Kiedyś zgłaszałem mnóstwo razy problem z siecia,
miłe "dziewczynki" z mtnetu odpowiadały że uwzględnią
to pod koniec roku, ale ja nie chce pod koniec roku,
zresztą za taką jakość jak nam teraz oferują to
wychodiz na to że do końca roku już nie płacimy? Chyba
tak, więc domagajmy się jakości, a rachunki płaćmy
dopiero po nowym roku, wtedy zobaczymy ICH EFEKTY, bo
zawsze się chwala ze rozbudowuja sieć ... śmiechu
warte, poprostu nie umieja zapanować nad tym gównem w
które wpadli. Zwiększają liczbę użytkowników, a
przepustowość ta sama... Szkoda gadać, rachunków nie
płace."

"Lolek To normalne lepiej się przesiąść na modem niż na
to co nam oferują. Fajnie Admina tego całego Sebę
skwitowała pani jak płaciłem rachunek: "On jest chyba
najlepszym adminem w Dębicy, ale jest bardzo leniwy" -
i tu mnie rozjebało jak admin ma być leniwy za co ja im
płacę przecież ja finansuje tego leniwego jołopa"

"Szukam chętnych do wzięcia zemną na spółke jakiegoś łącza DSL albo neostrada
(okolice Pana Tadeusza) bo normalnie mt-net mnie luzuje do granic ludzkich
możliwości"

"Jak ktos bedzie cos podobnego organizowal na Tuwima 7 to sie dolacze:-)
MTNET to badziewie. Dzien wolnu od pracy a to kurna nie chodzi.

Pozdrawiam"

"No jeśli bedzietaka możliwośc na krakowskiej to sie na to pisze!!
Qrwa mówią żeby zgłaszać jak net ne chodzi, dali numer komórki i nikt jej nie
odbiera coś mi się wydaje że sie jutro do nich przjde!!!!!!!"

"Co jest . Dzisiaj tylko jest dostępna strona "naszego kochanego" MT-NET. A
inne to co "zamarzły". Co chwilę się zawieszają. TO JEST PPARODIA Z TYM
DOSTĘPEM 24-GODZINY NA DOBĘ."
"dlatego gromkim głosem namawiam do niepłacenia za cos czego nie otrzymujemy
w zamian. Dzisiaj mnie juz wyprowadzili z równowagi człowiek ma wolny dzień
włącza komputer i co widzi? ano widzi że jego pieniądze idą w sedes to się do
sądu nadaje PRECZ Z OSZUSTAMI I NIEKOMPETENTNYMI USŁUGODAWCAMI!!!"

"CO jest z tym netem?? Znowu nie chodzi jaj sobi erobia?? Nawet w świeta nie
da rady powiedzieć. qrwa!!!!!!!!!!!!"

Większej ilości przytaczać nie ma sensu gdyż każdy post
jest w podobnym brzmieniu a i tak wybrałem te łagodniejsze. Myślę, że sami
odpowiednie wnioski z powyższego wysuniecie.

pozdrawiam




Temat: Ucieczka białego kapitału
c.d.
W Polsce, jak się wchodziło na blok operacyjny, trzeba było odbezpieczać
rewolwer. Każdy chirurg chciał robić swoje, a anestezjolog musiał się na
wszystko zgadzać albo walczyć, bo pacjent nieprzygotowany do operacji, ale
trzeba operować. Znieczulałem trzy operacje i wychodziłem zmęczony, a tu
znieczulam 15 albo 20 i idę grać w tenisa.

Co pan czuje, jak tu przyjeżdża?

- Patrzę na moich kolegów i współczuję im. Bladzi, zmęczeni, sfrustrowani, a ja
jak szczypiorek na wiosnę: opalony i szczęśliwy. Kiedy podejmowałem decyzję o
wyjeździe, nie chodziło tylko o pieniądze, ale o to, że nie mogłem leczyć
pacjentów najnowszymi lekami i najlepszym sprzętem, a rodzinom patrzeć w oczy i
mówić, że zrobiłem wszystko, co możliwe. Nie zrobiłem, bo nie mogłem. Leczenie
nie jest grą w pchełki, to jest często gra o życie. Prowadziłem oddział
intensywnej opieki medycznej w Warszawie w szpitalu akademickim. Miałem 18-
letniego chłopaka po wypadku i nie mogłem mu zrobić tomografii głowy, bo w
tomografie brakowało jednej pieprzonej żarówki, a sprowadzenie jej kosztowało
tyle, że szpitala nie było chwilowo stać, a ja nie mogłem chłopaka przewieźć do
innego szpitala, bo nie wytrzymałby transportu. Nie wiem, co on ma w głowie,
więc ślinię palec, patrzę, z której strony wiatr wieje, i przypuszczam, że
pewnie ma to, ale pewności nie mam żadnej. To jest szaleństwo. Niewiele
brakowało, żebym już nie był lekarzem, ale kiedy w Holandii uśpiłem pierwszego
pacjenta, wiedziałem, że nie mogę bez tego żyć.

Czy Holandia wciąż czeka z otwartymi ramionami na polskich lekarzy?

- Oczywiście, ale po co mówimy o Holandii? Niemcy są bliżej. Odgrażali się, że
nie otworzą granic, szybko jednak zmienili zdanie, bo w ciągu ostatnich dwóch
lat, dzięki nieudanej reformie (podobnej do polskiej), stracili jedną trzecią
lekarzy. Wielu przeszło na wcześniejszą emeryturę, bo im się już nie opłacało
pracować. Mój kolega, anestezjolog z Polski, na początku roku wysłał swoje CV
do biura pośrednictwa w Niemczech i w ciągu tygodnia otrzymał odpowiedź, że
chcą go w 10 różnych miejscach.

Myśli pan o powrocie do Polski, jeśli w naszej służbie zdrowia coś się zmieni?

- Zmienia się cały czas - na gorsze. Nie można zorganizować medycyny na
porządnym poziomie bez pieniędzy. Jeżeli płaci się ludziom godziwie, to ludzie
pracują produktywnie. Bez względu, jak to fatalnie brzmi, to jest brutalna,
lodowata prawda. Jeśli płaci się grosze, to nikt się nie przykłada, bo po co, i
tak dostanie marne pieniądze, więc idzie do prywatnego gabinetu, żeby jakoś
zarobić na rodzinę.

Gdzie popełniono błąd?

- Pierwsza ustawa o funduszu ubezpieczeń zdrowotnych, przygotowana przez
Solidarność, była bardzo sensowna. Miał być konkurencyjny rynek usług
zdrowotnych, zarobki uzależnione od produktywności. To była rewolucyjna ustawa,
ale żeby się udała, potrzebne było 14% naszych dochodów. Jak AWS z UD doszedł
do władzy, to Balcerowicz, który trzymał kasę, powiedział: guzik - będzie 7%.
Minister zdrowia wytargował 7,5%. Nie da się zrobić medycyny za połowę ceny.
Zawsze byłem zwolennikiem tak zwanego konserwatyzmu liberalnego: dać ludziom te
7,5% dochodów do ręki i niech się ubezpieczają, u kogo chcą, albo niech się w
ogóle nie ubezpieczają i wtedy będą za wszystkie usługi płacić. Dzisiaj państwo
zabiera z pensji 7,5% i niewiele oferuje.

Bo jesteśmy biednym krajem, w którym na wszystko brakuje. Ale załóżmy, że za
kilka lat się uda...

- Jest pani marzycielką. Nie uda się. Nie ma takiej woli politycznej, dlatego
że partia, która będzie chciała zrobić porządek z medycyną, musi przegrać
następne wybory, bo ludzie zostaną obciążeni finansowo. Proszę mi pokazać,
która partia chce przegrać wybory? Dlatego kolejne rządy upychają reformę
zdrowia następcom. Sam minister zdrowia nie ma żadnej władzy, musi mieć
obgadane z ministrem finansów, że dostanie pieniądze. Dzisiaj służba zdrowia to
jest trup reanimowany. Każda władza dołożyła do tego swoją cegiełkę. Nie może
być tak, że każda partia ma swoją koncepcję. Musi być jedna koncepcja
realizowana sumiennie. Politycy muszą się dogadać ponadpartyjnie, tę reformę
muszą zrobić razem. Widzi pani taką możliwość? Nie ma takiej możliwości.

Nie ma pan czasem ochoty, żeby tu wrócić i zrobić porządek?

- Przez dwa lata byłem w Naczelnej Radzie Lekarskiej i próbowałem coś zmienić.
To były dwa stracone lata. Proszę mi wierzyć, nie będzie lepiej, bo nie może
być. Powiem pani, co się wydarzy. Pod koniec roku pojawi się cudotwórca, który
wyjedzie z jakąś koncepcją, tak jak było z Narodowym Funduszem Zdrowia. Wszyscy
stwierdzą, że nie wiadomo, czy to jest dobra koncepcja, ale przecież jest tak
fatalnie, że już gorzej być nie może. I cudotwórca udowodni, że może.

tekst i rozmowa JOANNA GORZELIŃSKA

____________

W POLSCE PRACUJE 89 TYSIĘCY LEKARZY. NA 100 TYSIĘCY MIESZKAŃCÓW PRZYPADA ICH
236. WE FRANCJI TEN WSKAŹNIK WYNOSI 303, W NIEMCZECH 350, W SZWECJI 311, W
BELGII 395, W HISZPANII 424. ZACHÓD EUROPY CHCE ZATRUDNIĆ 30 TYSIĘCY LEKARZY Z
POLSKI. JEŚLI WYJEDZIE ICH TYLKO 17 TYSIĘCY (CZYLI CI, KTÓRZY CHCĄ WYJECHAĆ),
NASZ WSKAŹNIK OBNIŻY SIĘ DO 189. BĘDZIEMY WTEDY NIEWIELE LEPSI OD RUMUNII
(184), A ZNACZNIE GORSI OD BUŁGARII (345) CZY CZECH (303). I NIE POMOGĄ
AKADEMIE MEDYCZNE, KTÓRE ROCZNIE DOSTARCZAJĄ OKOŁO DWÓCH TYSIĘCY ABSOLWENTÓW,
BO CZĘŚĆ Z NICH RÓWNIEŻ WYJEDZIE ZA GRANICĘ, A JEDNOCZEŚNIE WIELU STARSZYCH
LEKARZY ODCHODZI Z ZAWODU. (DANE EUROPEJSKIE ZA WHO, Z KOŃCA LAT 90.)

___________

PRZEMYSŁAW JAKUBOWSKI, 41 LAT, LEKARZ ANESTEZJOLOG. SKOŃCZYŁ SZKOŁĘ MUZYCZNĄ I
WARSZAWSKĄ AKADEMIĘ MEDYCZNĄ. ODBYŁ TEŻ ROCZNY STAŻ W OKSFORDZIE. W 1999 ROKU
STANĄŁ NA CZELE PROTESTU ANESTEZJOLOGÓW. ZWOLNIONY, Z WILCZYM BILETEM PRZEZ PÓŁ
ROKU SZUKAŁ PRACY W POLSKIEJ SŁUŻBIE ZDROWIA. BEZ SKUTKU. WRESZCIE WYSŁAŁ CV DO
PIĘCIU SZPITALI W HOLANDII. WSZYSTKIE CHCIAŁY GO ZATRUDNIĆ. WYBRAŁ DIRKSLAND
NIEDALEKO ROTTERDAMU, GDZIE ZAPROPONOWANO MU NAJLEPSZE WARUNKI. ZAMIAST 800
ZŁOTYCH ZARABIA DZIŚ 25 RAZY WIĘCEJ.



Temat: Beddermann o EU do Polaków
Swoją przeszłość byłego współpracownika SB próbował ukryć aż do ostatniego
momentu; aż ujawniła ją ustawa lustracyjna. Szkoda, że jego reportaże, które
pisał wówczas o Zachodzie, nie są dziś publikowane. Szkoda, że nie możemy
porównać tego, co wtedy pisał dla swoich komunistycznych pracodawców o Unii
Europejskiej.

3.
Podobnie główny negocjator Polski w rozmowach z Unią w Brukseli Jan
Truszczyński, poprzednio szef Biura Integracji Europejskiej w Kancelarii
Prezydenta. Również on był współpracownikiem wywiadu PRL. To typ gorliwego
wysokiego urzędnika ? la Unia Europejska. Najwyraźniej tylko z trudem może się
doczekać obsadzenia go na jednym z lukratywnych stanowisk w Brukseli.
Występując przed kamerami, może już wyliczać trzy czy cztery fundusze unijne,
nie tylko po polsku, ale i po angielsku.

4.
I jeszcze jedna wysoka osobistość, którą muszę tu wymienić - to prezydent
Kwaśniewski. Znamy u nas na Zachodzie to zdjęcie, na którym siedzi on przy
Okrągłym Stole naprzeciw Wałęsy, po stronie komunistów. Dobrze, zapomnijmy o
tym. Także i inni, którzy wtedy myśleli, że są powołani do wielkich rzeczy, nie
przeczuwali, że komunizm stał już na progu jego obalenia.

Ale, Panie Prezydencie, człowiek musi rosnąć w swoim zadaniu. To jest Pana
ostatnia kadencja. Pozycja Pana jest niezależna i nietykalna. Dlaczego włącza
się Pan do chóru tych, którzy twierdzą, że dla Polski nie ma innej alternatywy
poza Unią, że Unia to jedyna cywilizacyjna szansa? Chętnie Pan przytacza w tym
kontekście Wyspiańskiego: "Miałeś chamie złoty róg, ostał ci się jeno
sznur...". Złotym rogiem jest, Pana zdaniem, przystąpienie do Unii. Naprawdę?
Czy nie jest raczej odwrotnie?

Gdzie się podziała kwota 15-20 miliardów euro rocznie, obiecywana przez Unię
jako rekompensata za zbyt szybkie otwarcie granic celnych? PIENIĘDZY Z UNII NIE
BYŁO I NIE BĘDZIE - oprócz zwykłej jałmużny, ale DEFICYT HANDLOWY Z
PIĘTNASTKĄ W WYSOKOŚCI PONAD PIĘTNASTU MILIARDÓW EURO ZOSTANIE I STALE SIĘ
POWIĘKSZA.

5.
Nie ma ulgi dla składki członkowskiej, nie ma pełnych dopłat bezpośrednich dla
rolników, nie ma koncesji przy używaniu funduszy unijnych, nie ma absolutnie
nic. I to ma być złoty róg? Gdyby przynajmniej Unia była unią celną i była w
stanie zabronić Polsce wstępu na jej rynki. Ale ona nią nie jest, więc nie może
w niczym przeszkodzić! Polacy muszą ten ważny fakt zrozumieć: swoboda handlu
jest już zagwarantowana postanowieniami Światowej Organizacji Handlu (WTO).

Szwajcarzy, Norwegowie, Japończycy, Koreańczycy, wszyscy oni nie są członkami
Unii, a jednak prowadzą ożywiony handel z krajami Piętnastki. Polska przecież
też już to robi. Nieprzystąpienie do Unii niczego tu nie pogorszy,
przystąpienie niczego nie poprawi. Ten, kto mówi Wam co innego, po prostu
kłamie.

6.
Wyjątkiem jest rynek rolny. Unia różnymi środkami stosuje u siebie
protekcjonizm Są to dopłaty bezpośrednie, subwencje eksportowe, gwarantowane
ceny skupu i przede wszystkim ochrona celna. Problem w tym, że większość
polskich rolników nie otrzyma z tego nic. Mają zniknąć, w całym tego słowa
znaczeniu, mają po prostu zniknąć. To, co się tutaj dzieje i co jest dopiero
przygotowywane, jest tak ogromną tragedią, jest takim skandalem wołającym o
pomstę do nieba, że chociażby z tego jednego powodu Polacy powinni powstać i
gremialnie głosować w referendum NIE.

U nas w Niemczech mamy przysłowie: rolnika nie da się zniszczyć, chyba że
obetnie mu się stopę i rękę. Od kilku lat dodajemy do tego: albo wystawić go na
pastwę polityki rolnej Unii Europejskiej. I właśnie to zaczyna się w Polsce
dziać na wielką skalę. Za unijnymi planami tak zwanej restrukturyzacji i
modernizacji rolnictwa kryje się tylko jeden cel: polski rolnik ma w
przyszłości przejąć rolę taniego producenta i dostawcy surowców rolnych dla
przemysłu przetwórstwa spożywczego i handlu. Według Unii i sterujących nią grup
interesów, istnieje tylko jedna droga prowadząca do tego celu: usunięcie małych
i średnich gospodarstw, aby ich grunty mogły być wykorzystane do wzmocnienia
większych, czyli tzw. zdolnych do przeżycia gospodarstw.

Spośród 10 mln Polaków, którzy obecnie żyją bezpośrednio lub pośrednio z
rolnictwa, według Unii, 8 mln ma być odcięte od obecnego źródła utrzymania. Z
wolnych rolników zamierza się zrobić robotników bez ziemi z bardzo miernymi
rentami za oddanie ziemi. Ofiary polityki agrarnej Unii, miliony polskich
małych i średnich rolników, tak długo jak to możliwe mają pozostać nieświadome
prawdziwych celów Unii.

Służy temu intensywna akcja propagandowa, w której Unia osiągnęła już duże
sukcesy. Dzięki pomocy w większości euroentuzjastycznych pracowników polskich
mediów udało się zatuszować objawy zbliżającej się katastrofy socjalnej, którą
byłaby tzw. restrukturyzacja polskiego rolnictwa. Spośród dwóch milionów
gospodarstw rolnych w Polsce ma pozostać zaledwie 200-300 tys. (dwieście do
trzystu tysięcy). Do tego Bruksela przyznaje się otwarcie.

Na przynajmniej 2, a możliwe, że na 3 miliony, szacuje się tam liczbę
przyszłych bezrobotnych pracowników rolnych, jeśli wszystko przebiegnie według
planu. Jakież naiwne są odpowiedzi z Brukseli (ale i ze strony polskich
euroentuzjastów) na pytanie, co stanie się z ludźmi: "mają szukać sobie nowych
miejsc pracy w przemyśle" albo "dajcie im możliwość rozwijania polskiej wsi
poprzez tworzenie nowych zakładów usługowych"! Rolnicza polityka Unii
osiągnęłaby w ten sposób to, czego nie udało się osiągnąć gospodarce
socjalistycznej w ciągu 45 lat.

7.
Koniec z rolnictwem opartym na własności ziemi, koniec wsi polskiej i jej
kultury. Koniec również z unikalną na skalę Europy naturą.

W Niemczech mamy jeszcze inne przysłowie: kto chce zniszczyć rolników, ten musi
postawić jednego NAD drugim. Również i to pod kierunkiem Unii zaczyna mieć w
Polsce miejsce.

Zamierza się najpierw wyszukać te gospodarstwa, które ze względu na ich
wielkość i wyposażenie mają szansę na przetrwanie w warunkach unijnych. Ich
właściciele zostaną zapoznani z podstawami rolniczej polityki Unii, według
której wszystkie unijne programy pomocy koncentrują się na gospodarstwach
dużych, zmechanizowanych i o większym kapitale.

Między ich właścicieli zostaną rozdzielone najbardziej wpływowe posady w
związkach rolniczych, aby stamtąd prowadzili propagandę na rzecz nowej polityki
Unii. To wszystko będzie się działo w ścisłym powiązaniu z wielkim agrobiznesem.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 63 rezultatów • 1, 2, 3
    Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex