Biuro numerów Gdańsk

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro numerów Gdańsk




Temat: Gdańsk: Jak dojechać na Westerplatte
Gdańsk: Jak dojechać na Westerplatte
Chyba Pan redaktor nie był jeszcze w Krakowie. Jak dojechać z dworca
PKP w Krakowie na Kopiec Kościuszki? Jedną z możliwości jest jazda
tramwajem nr. 1 z dworca do przystanku Salwator i dalej z autobusem
nr. 100 na kopiec. Jak nie dopasuje pasażer połączenia, to może
czekać nawet ponad godzinę, bo autobus kursuje nie regularnie. Inna
linia autobusowa na Kopiec prowadzi z Mostu Grunwaldzkiego do
którego trzeba również dojechać z dworca PKP tramwajem. Linia 101
kursuje również nie regularnie i mniej więcej co godzinę. Tak że
turyści którzy chcą obejrzeć panoramę Krakowa też nie mają dużego
wyboru i muszą się przesiadać. Sam już czekałem przy Salwatorze 30
minut na autobus, połączenie z którego nie byłem zadowolony, bo
brakuje w Krakowie jak i Gdańsku porządnego systemu informacji,
chociaż Kraków ma wyszukiwarkę połączeń w internecie, w Gdańsku i
Trójmieście brakuje taka wyszukiwarka całkiem. Tak samo brakuje
możliwości otrzymania wiadomości o możliwości dojechania najszybciej
z A do B wykorzystując wszystkie środki lokomocji.

Jako turysta oczekuję że wychodząc z dworca głównego nie muszę
szukać u PKP, ZKM Gdańsk, ZKM Gdynia i SKM informacji i składać
otrzymane informacji do jednego połączenia. Każdy z aktorów zna
wyłączni swoje linie i własny rozkład jazdy!

Ja oczekuję że jest na dworcu głównym biuro MZKZG, gdzie nie za
szybą a jak w np. w firmowych sklepach sieci telefonii przenośnej
jest serwisant który oferuje mi fotel gdzie mogę usiąść a on pyta
mnie gdzie chce jechać, informuje mnie jaki bilet mogę użyć,
sprzedaje mi bilet i wydrukuje najszybsze połączenie od A do Z,
uwzględniając kolej, tramwaje i autobusy wszystkich w MZKZG
zrzeszonych przewoźników i gmin. Wyszukane połączenie uwzględnia
czas który potrzebuje żeby przesiąść się z tramwaju na autobus, ile
minut muszę iść pieszo i z którego dowiaduję się na jakim peronie
odjeżdża moja kolejka (SKM). Dziwi mnie, że każdy przewoźnik
zrzeszony w MZKZG tworzy własną wyszukiwarkę połączeń. Przecież
istnieje EFA, wyszukiwarka połączeń stworzona przez mdv z Niemiec,
która jest używana w Australii, San Francisco, Londynie, Włoszech,
Austrii i Niemczech. EFA umożliwia szukanie połączeń od przystanku
do przystanku, ale też przy podaniu ulicy i przy długich ulicach
skrzyżowania albo numeru domu, albo ważnego punktu miasta (POI),
dodatkowa możliwość to wyszukiwanie bezpośrednio na mapie. Jeden
system informacji umożliwił by, że nie musiał by każdy przewoźnik
mieć osobny numer dla klientów, bo ci dzwonili by pod "mądry numer
dla pasażerów" albo korzystali by z wyszukiwarki w internecie albo
na telefonie przenośnym (komórce). Mogli by szukać połączenie
podając czas odjazdu albo kiedy chcą zajechać na miejsce. Przecież
wypytywanie kierowcy prowadzi do opóźnienia pojazdów.

Dlaczego turystka z Krakowa pyta kierowców, nie ma przy dworcu mapy
całego Trójmiasta z wszystkimi liniami i ulicami? Nie sprzedaje
MZKZG map z całą siecią? Dziwnie że w Trójmieście nie jest możliwe,
co na świecie okazało się w wspaniałym rozwiązaniem. W ostatni
weekend w Hadze kupiłem za 50 centów plan od przewoźnika HTM, na
którym były wszystkie linie i poruszałem się po mieście tramwajami i
autobusami bez pytania kogośkolwiek. A w Gdańsku? Jakieś schematy
bez mapy!

Końcowy Akademia Muzyczna to naprawdę błąd, bo linia 106 nie powinna
opuszczać wyspy i jeździć z Westerplatte przez Nabrzeże Przemysłowe
i Przeróbkę do Górek Zachodnich. Rozkłady jazdy są gotowe, dlaczego
miasto marnuje dalej pieniądze? Proszę ściągnąć mapę na
schirmer.info/pdf/propozycja_komunikacji_przerobka.pdf .





Temat: Komu jeszcze Triada ukradła wymarzone wakacje 2009
Komu jeszcze Triada ukradła wymarzone wakacje 2009
W zeszłym roku spędziliśmy cudowne wakacje w Hiszpanii na Costa del Sol w
hotelu San Fermin. W zeszłym roku wymarzyliśmy sobie kolejne wakacje na Costa
Bravie i z pełną determinacja 25 listopada ubiegłego roku zjawiliśmy się w
gdyńskim biurze Triady na ul. Starowiejskiej z wydrukiem konkretnej ich
oferty: wylot z Gdańska 27 czerwca na 14 dni do miejscowości Santa Susanna,
wakacje w czterogwiazdkowym hotelu Aparthotel Maritim. Oczywiście przy tak
wczesnym zakupie wycieczki dostaliśmy 40% zniżki + bezpłatnie gwarancje
niezmienności ceny. Wszystko było super do 30 marca tego roku, wtedy to
dostaliśmy telefon z Triady, że mają odwołane wyloty z Gdańska i proponują
wylot z Warszawy. Niby to nie taki wielki problem, bo Triada proponowała nawet
zwrot kosztów podróży pociągiem do Warszawy, wycieli jednak dużo paskudniejszy
numer. Okazało się, że całkowicie skasowali nam rezerwację wycieczki tzn. nie
tylko zmienili miejsce wylotu ale odwołali rezerwację w wybranym hotelu.
Reasumując w wybranym przez nas terminie wylotu po odwołaniu naszej
wcześniejszej rezerwacji nie mieli juz miejsc w żadnym czterogwiazdkowym
hotelu w miejscowości Santa Susanna. Zaproponowali nam w tym terminie hotel
trzygwiazdkowy Caprici, który znajduje się obok kanału ściekowego i ma bardzo
złe opinie (wystarczy poczytać:
www.wakacje.pl/hotele/hiszpania/hotel-caprici-10685.html zakładka
"Opinie o hotelu"). Jeżeli chodzi o hotel czterogwiazdkowy to mogli nam
jedynie zaproponować hotel Caprici Verd za dopłatą (hmm..., a podobno mieliśmy
gwarancję niezmienności ceny) i to w terminie o tydzień późniejszym. Zgodnie z
zawartą umową domagaliśmy się zaoferowania hotelu czterogwiazdkowego w
miejscowości Santa Susanna w wybranym przez nas terminie i w ustalonej w
listopadzie 2008 cenie. Oczywiście Triada nie była w stanie podołać tym
oczekiwaniom, poproszono nas o dodatkowy czas na kontakt z centralą, po czym
kiedy zjawiliśmy się w biurze po dwóch dnia, po oczekiwaniu w kolejce 25 minut
(1 klient, 3 pracowników biura, przy czym dwóch zajętych sobą i jeden
obsługujący klienta) usłyszeliśmy, że nic dla nas nie mają. Zażądaliśmy
natychmiastowego zwrotu wpłaconych pieniędzy, przy czym konieczne było
dodatkowe wykłócanie, aby ten zwrot odbył się w gotówce na miejscu, a nie
przelewem na konto.

Po tym zdarzeniu odwiedziliśmy dwa inne biura podróży, w których usłyszeliśmy
to normalne postępowanie dla Triady, idą na masówkę. Ciekawi jesteśmy czy to
my wybraliśmy tak specyficzny hotel, że nam odwołano w nim rezerwację, czy też
było to standardowe postępowanie ze wszystkimi turystami, którzy zaplanowali
wylot do Hiszpanii z Gdańska.





Temat: Popieram Wildsteina
Nic ciekawego
W przypadku Wildsteina rzeczywiście trudno zdfiniować w sposób jednoznaczny cel
jaki mu przyświecał biorąc pod uwagę poniższy komentarz do listy:
Lista Wildsteina budzi zainteresowanie i pytania. Próbujemy na niektóre
odpowiedzieć.

Sygnatura akt na liście jest zbudowania np. tak: IPN BU 001099/57 (nr fikcyjny).

Litery to Instytut Pamięci Narodowej, Biuro Udostępniania. Ono przejęło akta
PRL-owskich specsłużb.

Dwa zera to informacje ściśle tajne. - Na ogół tak oznaczano akta tajnych
współpracowników i kandydatów na TW - mówi nam dr Paweł Machcewicz, dyrektor
Biura Edukacji Publicznej IPN.

Liczba po zerach do znaku "/" w powyższym przykładzie oznacza numer partii akt z
protokołu przejęcia przez IPN dokumentów. Liczba po kresce oznacza numer tej
teczki w spisie.

Jednym zerem są oznaczone dokumenty tajne. - Tak oznaczano osoby pracujące na
etacie w służbach. Jeśli sygnatura w ogóle nie ma początkowych zer, to oznacza,
że dokumenty były uznawane przez te służby za jawne. Często takie oznaczenia
mają akta etatowych pracowników - mówi Machcewicz. Dodaje, że tych zasad
oznaczania zerami nie można uznawać za reguły absolutne.

Różne przypadki ludzkie

Człowiek nigdy nie był zatrzymywany przez SB, nie miał w domu rewizji, nie był
przesłuchiwany, a mimo to znalazł się na liście. Dlaczego?

Mogły się specsłużby nim interesować, bo np. planowały nakłonienie go do
współpracy. Zrezygnowały, ale teczkę tej osobie założyły, a ta osoba nic o tym
nie wiedziała.

Jeśli ktoś podpisał zobowiązanie do współpracy, ale natychmiast powiedział o tym
w swoim otoczeniu, wśród kolegów z pracy czy opozycji, i jeśli ta osoba nie
współpracowała ze specsłużbami, lecz prowadziła działalność opozycyjną, to może
być uznana za pokrzywdzonego. - Każda sprawa jest badana indywidualnie -
dowiedzieliśmy się w IPN.

Nie dostanie swojej teczki funkcjonariusz SB, nawet jeśli przeszedł do opozycji.
Np. płk Adam Hodysz, b. oficer SB, który pracując w SB, w latach 70. zaczął
współpracę z gdańską opozycją, nie będzie mógł zajrzeć do swojej teczki.

Ewidencja - na wieki

Nawet jeśli osoba z listy Wildsteina, czyli listy katalogowej używanej w IPN,
zostanie uznana za pokrzywdzoną, to IPN nie wykreśla jej z tej listy. Bo to
tylko przewodnik po zasobach archiwalnych, a nie lista agentów. Na liście więc
zostaje się na wieki. Są na niej osoby, które IPN już dawno uznał za pokrzywdzone.

Autentyzm list Wildsteina

W internecie można znaleźć wiele kopii listy. Można ją też kupić na bazarach.
Szef PSL Waldemar Pawlak proponował w środę, aby IPN autoryzował wersję listy i
udostępnił ją na swojej stronie internetowej. Potwierdziłby tym samym jej
autentyczność. Kolegium IPN się na to na razie nie zdecydowało, choć o tym w
środę dyskutowało. Być może w przyszłym tygodniu jeszcze raz tę kwestię rozpatrzy.

Zwłaszcza interesujące są te fragmenty:

Ono przejęło akta PRL-owskich specsłużb.
IPN BU 001099/57
Liczba po zerach do znaku "/" w powyższym przykładzie oznacza numer partii akt z
protokołu przejęcia przez IPN dokumentów. Liczba po kresce oznacza numer tej
teczki w spisie.




Temat: Wildstein jest chory z nienawiści i długoNiePożyje
Chore jest społeczeństwo
W przypadku Wildsteina rzeczywiście trudno zdfiniować w sposób jednoznaczny cel
jaki mu przyświecał biorąc pod uwagę poniższy komentarz do listy:
Lista Wildsteina budzi zainteresowanie i pytania. Próbujemy na niektóre
odpowiedzieć.

Sygnatura akt na liście jest zbudowania np. tak: IPN BU 001099/57 (nr fikcyjny).

Litery to Instytut Pamięci Narodowej, Biuro Udostępniania. Ono przejęło akta
PRL-owskich specsłużb.

Dwa zera to informacje ściśle tajne. - Na ogół tak oznaczano akta tajnych
współpracowników i kandydatów na TW - mówi nam dr Paweł Machcewicz, dyrektor
Biura Edukacji Publicznej IPN.

Liczba po zerach do znaku "/" w powyższym przykładzie oznacza numer partii akt z
protokołu przejęcia przez IPN dokumentów. Liczba po kresce oznacza numer tej
teczki w spisie.

Jednym zerem są oznaczone dokumenty tajne. - Tak oznaczano osoby pracujące na
etacie w służbach. Jeśli sygnatura w ogóle nie ma początkowych zer, to oznacza,
że dokumenty były uznawane przez te służby za jawne. Często takie oznaczenia
mają akta etatowych pracowników - mówi Machcewicz. Dodaje, że tych zasad
oznaczania zerami nie można uznawać za reguły absolutne.

Różne przypadki ludzkie

Człowiek nigdy nie był zatrzymywany przez SB, nie miał w domu rewizji, nie był
przesłuchiwany, a mimo to znalazł się na liście. Dlaczego?

Mogły się specsłużby nim interesować, bo np. planowały nakłonienie go do
współpracy. Zrezygnowały, ale teczkę tej osobie założyły, a ta osoba nic o tym
nie wiedziała.

Jeśli ktoś podpisał zobowiązanie do współpracy, ale natychmiast powiedział o tym
w swoim otoczeniu, wśród kolegów z pracy czy opozycji, i jeśli ta osoba nie
współpracowała ze specsłużbami, lecz prowadziła działalność opozycyjną, to może
być uznana za pokrzywdzonego. - Każda sprawa jest badana indywidualnie -
dowiedzieliśmy się w IPN.

Nie dostanie swojej teczki funkcjonariusz SB, nawet jeśli przeszedł do opozycji.
Np. płk Adam Hodysz, b. oficer SB, który pracując w SB, w latach 70. zaczął
współpracę z gdańską opozycją, nie będzie mógł zajrzeć do swojej teczki.

Ewidencja - na wieki

Nawet jeśli osoba z listy Wildsteina, czyli listy katalogowej używanej w IPN,
zostanie uznana za pokrzywdzoną, to IPN nie wykreśla jej z tej listy. Bo to
tylko przewodnik po zasobach archiwalnych, a nie lista agentów. Na liście więc
zostaje się na wieki. Są na niej osoby, które IPN już dawno uznał za pokrzywdzone.

Autentyzm list Wildsteina

W internecie można znaleźć wiele kopii listy. Można ją też kupić na bazarach.
Szef PSL Waldemar Pawlak proponował w środę, aby IPN autoryzował wersję listy i
udostępnił ją na swojej stronie internetowej. Potwierdziłby tym samym jej
autentyczność. Kolegium IPN się na to na razie nie zdecydowało, choć o tym w
środę dyskutowało. Być może w przyszłym tygodniu jeszcze raz tę kwestię rozpatrzy.

Zwłaszcza interesujące są te fragmenty:

Ono przejęło akta PRL-owskich specsłużb.
IPN BU 001099/57
Liczba po zerach do znaku "/" w powyższym przykładzie oznacza numer partii akt z
protokołu przejęcia przez IPN dokumentów. Liczba po kresce oznacza numer tej
teczki w spisie.




Temat: Pielęgniarka, Pielęgniarz
Pielęgniarka, Pielęgniarz
Adecco Poland Sp. z o.o. należy do międzynarodowej korporacji Adecco
S.A. - światowego lidera wśród firm doradztwa personalnego, który
posiada 7000 placówek w 60 krajach. W Polsce działamy od 1994 roku.
Swoją wiedzą i doświadczeniem służymy w ponad 50 lokalizacjach na
terenie kraju. W 2007 roku pracę dzięki Adecco Poland znalazło ponad
34 000 osób. Adecco Poland Sp. z o.o. jest Agencją Pośrednictwa
Pracy (numer wpisu do rejestru 364/1a oraz 364/1b), Agencją
Doradztwa Personalnego (numer wpisu do rejestru 364/2) oraz Agencją
Pracy Tymczasowej (numer wpisu
do rejestru 364/3).

Nr ref.: PP/Nor/09

Aktualnie dla norweskiego klienta prowadzimy stałą rekrutację na
stanowisko:

Pielęgniarka, Pielęgniarz

OFERUJEMY:
 Stałe, legalne zatrudnienie na długoterminowych kontraktach
w dużych miastach i mniejszych miejscowościach na terenie Norwegii
Południowej,
 Stawka podstawowa 155 NOK brutto / godz.; zwiększenie stawki
godzinowej po trzech, sześciu i dwunastu miesiącach pracy – za
każdym razem o 10 NOK brutto / godz.,
 Pomoc w załatwieniu formalności związanych z podjęciem pracy
w Norwegii, uzyskaniem norweskiej autoryzacji i pozwoleniem na
wykonywanie zawodu w Norwegii,
 Intensywny kurs języka norweskiego w Polsce i w Norwegii – w
trakcie kursu zapewnione zakwaterowanie, wyżywienie, różnorodne
materiały szkoleniowe (możliwość otrzymywania dodatkowego
wynagrodzenia), możliwość kontynuacji nauki języka norweskiego
podczas pracy w Norwegii,
 Po rozpoczęciu pracy w Norwegii szkolenia stanowiskowe oraz
przygotowanie do pracy w szpitalach oraz ośrodkach medycznych na
samodzielnym stanowisku,
 Pomoc w załatwieniu formalności związanych z uzyskaniem
karty pobytu, znalezieniem mieszkania blisko miejsca pracy, a także
przeniesieniem odziny do Norwegii,
 Zapewnienie wszelkich świadczeń socjalnych wynikających z
zatrudnienia na norweskich warunkach, m.in. świadczenie rodzinne na
każde dziecko do 18 roku życia (dziecko może mieszkać w Polsce),
100% płatnego chorobowego; ubezpieczenie zdrowotne i od
nieszczęśliwych wypadków; płatny urlop 5 tygodni (premia urlopowa w
wysokości 12% lub 10%rocznego wynagrodzenia brutto wypłacana w
czerwcu kolejnego roku).
WYMAGANIA:
• chęć udziału w intensywnym kursie języka norweskiego,
• chęć wyjazdu za granicę na dłuższy okres czasu,
• pielęgniarskie wykształcenie wyższe oraz doświadczenie na
samodzielnym stanowisku,
lub
• pielęgniarskie wykształcenie średnie oraz długoletni staż
pracy w zawodzie.

SKŁADANIE APLIKACJI:
Zainteresowane osoby prosimy o przesyłanie aplikacji zawierającej CV
w języku polskim i angielskim z podaniem numeru referencyjnego
PP/Nor/09 do Konsultantów Adecco Poland wyspecjalizowanych w
Rekrutacjach Medycznych. Dodatkowe informacje o ofercie można
uzyskać poprzez kontakt telefoniczny.
Wykorzystując swoją wiedzę z poprzednich rekrutacji, Konsultanci
chętnie odpowiedzą na wszystkie Państwa pytania.

Konsultanci:
Gdańsk : natalia.rynko@adecco.com Tel. 058 524 05 29
Oferujemy możliwość odbycia rozmowy kwalifikacyjnej w jednym z 50.
biur Adecco Poland na terenie całego kraju. Finalna rozmowa
kwalifikacyjna z pracodawcą: Kraków lub Warszawa, termin rozmowy:
koniec stycznia / początek lutego.

Informacja dotyczy oferty pracy tymczasowej za granicą. Adecco jest
agencją pracy tymczasowej. Numery wpisu do rejestru agencji: 364/1b
(agencja pośrednictwa pracy w zakresie pośrednictwa do pracy za
granicą u pracodawców zagranicznych), 364/2 (agencja doradztwa
personalnego), 364/3 (agencja pracy tymczasowej).

Dziękujemy za nadesłane zgłoszenia, jednocześnie informujemy, że
skontaktujemy się tylko z wybranymi kandydatami.

Na CV prosimy o dopisanie następującej klauzuli:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych zawartych w
mojej ofercie pracy dla potrzeb niezbędnych do realizacji
rekrutacji /zgodnie z Ustawą z dn. 29.08.97.r.
o Ochronie Danych Osobowych Dz. Ust. nr 133 poz. 883/




Temat: Farmaceuta
Farmaceuta
Adecco Poland Sp. z o.o. należy do międzynarodowej korporacji Adecco
S.A. - światowego lidera wśród firm doradztwa personalnego, który
posiada 7000 placówek w 60 krajach. W Polsce działamy od 1994 roku.
Swoją wiedzą i doświadczeniem służymy w ponad 50 lokalizacjach na
terenie kraju. W 2007 roku pracę dzięki Adecco Poland znalazło ponad
34 000 osób. Adecco Poland Sp. z o.o.
jest Agencją Pośrednictwa Pracy (numer wpisu do rejestru 364/1a oraz
364/1b), Agencją Doradztwa Personalnego (numer wpisu do rejestru
364/2) oraz Agencją Pracy Tymczasowej (numer wpisu
do rejestru 364/3).
Aktualnie dla norweskiego klienta - jednej z największych norweskich
sieci aptek - prowadzimy rekrutację na stanowisko:

Farmaceuta

Nr ref.: F/Nor/09

OFERUJEMY:
 Stałe, legalne zatrudnienie na długoterminowych kontraktach
w dużych miastach i mniejszych miejscowościach na terenie Norwegii,
 Atrakcyjne wynagrodzenie,
 Pomoc w załatwieniu formalności związanych z uzyskaniem
norweskiej autoryzacji i pozwoleniem na wykonywanie zawodu w
Norwegii,
 Intensywny kurs języka norweskiego – w trakcie kursu
zapewnione zakwaterowanie, wyżywienie, różnorodne materiały
szkoleniowe (możliwość otrzymywania dodatkowego wynagrodzenia),
możliwość kontynuacji nauki języka norweskiego podczas pracy w
Norwegii,
 Po rozpoczęciu pracy w Norwegii szkolenia stanowiskowe oraz
przygotowanie do pracy w szpitalach oraz ośrodkach medycznych na
samodzielnym stanowisku,
 Pomoc w załatwieniu formalności związanych z uzyskaniem
karty pobytu, znalezieniem mieszkania blisko miejsca pracy, a także
przeniesieniem rodziny do Norwegii,
 Zapewnienie wszelkich świadczeń socjalnych wynikających z
zatrudnienia na norweskich warunkach, m.in. świadczenie rodzinne na
każde dziecko do 18 roku życia (dziecko może mieszkać w Polsce),
100% płatnego chorobowego; ubezpieczenie zdrowotne i od
nieszczęśliwych wypadków; płatny urlop 5 tygodni (premia urlopowa w
wysokości 12% lub 10%rocznego wynagrodzenia brutto wypłacana w
czerwcu kolejnego roku).
WYMAGANIA:
• wykształcenie wyższe z zakresu farmacji,
• doświadczenie na samodzielnym stanowisku,
• chęć udziału w intensywnym kursie języka norweskiego oraz
wyjazdu za granicę na dłuższy okres czasu.

SKŁADANIE APLIKACJI:
Zainteresowane osoby prosimy o przesyłanie aplikacji zawierającej CV
w języku polskim i angielskim z podaniem numeru referencyjnego
PP/Nor/09 do Konsultantów Adecco Poland wyspecjalizowanych w
Rekrutacjach Medycznych. Dodatkowe informacje o ofercie można
uzyskać poprzez kontakt telefoniczny.
Gdańsk : natalia.rynko@adecco.com Tel. 058 524 05 29
Oferujemy możliwość odbycia rozmowy kwalifikacyjnej w jednym z 50.
biur Adecco Poland na terenie całego kraju. Finalna rozmowa
kwalifikacyjna z pracodawcą: Kraków lub Warszawa.
Informacja dotyczy oferty pracy tymczasowej za granicą. Adecco jest
agencją pracy tymczasowej. Numery wpisu do rejestru agencji: 364/1b
(agencja pośrednictwa pracy w zakresie pośrednictwa do pracy za
granicą u pracodawców zagranicznych), 364/2 (agencja doradztwa
personalnego), 364/3 (agencja pracy tymczasowej).
Dziękujemy za nadesłane zgłoszenia, jednocześnie informujemy, że
skontaktujemy się tylko z wybranymi kandydatami.
Na CV prosimy o dopisanie następującej klauzuli:
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych zawartych w
mojej ofercie pracy dla potrzeb niezbędnych do realizacji
rekrutacji /zgodnie z Ustawą z dn. 29.08.97.r.
o Ochronie Danych Osobowych Dz. Ust. nr 133 poz. 883/




Temat: Co sądzisz o bydgoszczu?
Faktycznie- po co Bydgoszczy uniwerek? Lepiej by bylo zrobic kilka politechnik.
Sam jestem po Polibudzie Gdanskiej i nie zaluje, a teraz koncze uniwerek za
granica. Zalaczam artykul z dzisiejszego wydania "Pomorskiej" o perspektywach
absolwentow UMK.

Powiększa się rzesza bezrobotnych absolwentów UMK
Magister? Do Neapolu...

Największe szanse na pracę w Toruniu mają absolwenci kierunków
technicznych, np. z bydgoskiej ATR. UMK coraz częściej opuszczają bezrobotni i
nawet dyplom Wydziału Nauk Ekonomicznych, potwierdzona znajomość dwóch języków
i różne certyfikaty nie dają już gwarancji zatrudnienia.
Na kilka godzin zamieniam się w świeżo upieczoną absolwentkę ekonomii:
posiadam First Certificate z angielskiego, uczę się niemieckiego, byłam na
zagranicznych praktykach w Wielkiej Brytanii i... szukam pracy w Toruniu.
Spośród kilkudziesięciu ofert w gazetach wybieram te, które mogłyby być
jakąś szansą. Nie ma ich wiele - większość to propozycje dla absolwentów szkół
zawodowych, murarzy, sprzedawców, wykwalifikowanych mechaników.

Najbliżej w Neapolu?

Wybieram numer pod hasłem "Legalna praca zagranicą". Może jakieś biuro,
albo przedsiębiorstwo? - Rozsyłam katalogi z ofertami z Niemiec, Danii,
Holandii, koszt 25 złotych - słyszę w słuchawce. Ktoś inny proponuje pracę w
Neapolu. - Może nie jest to ambitna praca, ale na pilnowaniu domu czy dziecka
można nieźle zarobić. Za pośrednictwo biorę 200 złotych, w Neapolu trzeba
zapłacić jeszcze 150 euro - tłumaczy mężczyzna z ogłoszenia. Znajduję coś dla
absolwentów i studentów 5 roku: toruński teatr lalki "Vaśka" chce zatrudnić w
zawodzie aktora lalkarza. Wymagana jest dobra dykcja, silny głos, umiejętności
wokalne i miła prezencja. Certyfikatów i języków obcy w teatrze nie wymagają.
Trafiam jeszcze na ofertę wydawnictwa. Niestety, oprócz wymaganego
wyższego wykształcenia potrzebny jest własny samochód, którego nie posiadam.
Brak auta eliminuje mnie z kilku innych miejsc. Nie jestem odosobniona. Inna
absolwentka Wydziału Nauk Ekonomicznych UMK pracuje w obuwniczym przy ulicy
Szerokiej. Cieszy się, bo pracę znalazła po czterech miesiącach kolędowania.

Coraz gorzej

Temat bezrobotnych absolwentów UMK nie jest obcy w Biurze Karier
toruńskiej uczelni. - Pracujemy w tej jednostce, która w swoim założeniu ma
pomagać absolwentom w poszukiwaniu zatrudnienia i swobodnym poruszaniu się na
rynku pracy - mówi Przemysław Pawlak, kierownik Biura Zawodowej Promocji
Studentów i Absolwentów, czyli Biura Karier.
Choć liczba korzystających z pomocy Biura prawie się nie zmienia,
znacznym wahaniom ulega liczba ofert pracy trafiających do BK. - Podczas gdy w
pierwszym półroczu 2001 roku ich ilość wzrosła, w ostatnim półroczu minionego
roku znacznie zmalała - dodaje Pawlak.

Szansa dla inżynierów, dla teologów - raczej nie

Bożena Rudnicka z Powiatowego Urzędu Pracy dla miasta Torunia twierdzi: -
Toruńskie uczelnie produkują coraz większą rzeszę bezrobotnych. Nawet marketing
i zarządzanie nie daje gwarancji na znalezienie pracy. Nie mówiąc o innych
kierunkach. Tymczasem na UMK uruchomiono Wydział Teologiczny, który wypuści
wypuści kolejne osoby bez szans na zatrudnienie.
Według danych PUP liczba zarejestrowanych bezrobotnych z wyższym
wykształceniem zwiększa się z miesiąca na miesiąc. - Szanse w toruńskich
firmach mają jeszcze absolwenci uczelni technicznych jak ATR w Bydgoszczy. Dla
inżyniera zawsze coś się znajdzie - dodaje Rudnicka.
Dyplom uniwersytetu przestał być przepustką do dobrej pracy, a uczelnie
nie są już salonami sprzedaży wiedzy z gwarancją. Porzekadło o kowalu, który
kuje własny los sprawdza się tu jak nigdzie. Ale Neapol to piękne miasto...




Temat: wspomnienia "ekstremistów" z Warmi i Mazur
Tym, którzy nie zapomnieli słowa „Solidarność”

Żródło: - „SOLIDARNOŚĆ OLSZTYŃSKA W STANIE WOJENNYM I W LATACH
NASTĘPNYCH 1981 – 1989” - ZENON ZŁAKOWSKI– WYD. STOWARZYSZENIE „PRO
PATRIA” W OLSZTYNIE, WARMIŃSKIE WYDAWNICTWO DIECEZJALNE (OLSZTYN
2001).

(motto i śródtytuły – tamże)

„ Uratowała mnie modlitwa..."- Marek Żyliński

„Pod koniec listopada 1981 roku, decyzją Zarządu Regionu Warmińsko-
Mazurskiego (był wakat w Prezydium) zostałem wybrany na sekretarza
Zarządu Regionu WM NSZZ „Solidarność". 3 grudnia macierzysta Komisja
Zakładowa Kętrzyńskiego Przedsiębiorstwa Mechanizacji Rolnictwa w
Biedaszkach koło Kętrzyna wyraziła zgodę na oddelegowanie mnie do
pracy w Prezydium Zarządu Regionu. Stan wojenny zastał mnie więc
jako urzędującego sekretarza.
W Olsztynie z zapałem wziąłem się do roboty. W tym też czasie miała
początek sprawa, która mi, Andrzejowi Boberowi oraz paru innym
osobom przysporzyła dużo kłopotów. Chodzi o pieniądze związkowe,
przeniesione do ks. Żołnierkiewicza decyzją Prezydium Zarządu
Regionu. Decyzja zapadła w gronie członków Prezydium i
protokólantki, ale gdy uzgadnialiśmy, co zrobimy z tą kwotą, byliśmy
już sami. Po wybuchu stanu wojennego kilkakrotnie wzywano mnie na
zeznania w tej sprawie. Później wiem, że Andrzej Bober miał sprawę o
defraudację miliona złotych. W stanie wojennym zupełnie przypadkowo
trafiłem do Boberów i wtedy jego matka i bracia bardzo mnie prosili,
żebym złożył oświadczenie, że to nie Andrzej i ktoś tam jeszcze, ale
Prezydium zadecydowało o pobraniu pieniędzy. Złożyłem takie
oświadczenie. Potem wzywano mnie kilkakrotnie jako świadka i wydaje
mi się, że m.in. moje zeznania pomogły i Bobera z tego artykułu nie
mogli oskarżyć.
To posiedzenie w sprawie pieniędzy było chyba jednym z ostatnich
posiedzeń Prezydium Zarządu Regionu. W tym czasie poszczególni
członkowie Prezydium mieli całonocne dyżury w celu utrzymania
kontaktu z głównymi komisjami zakładowymi i z krajem. Coś „wisiało"
w powietrzu. Spodziewano się powtórzenia historii bydgoskiej, ale
chyba nikt nie zakładał, że może nastąpić to, co nastąpiło. Głównym
jednak celem dyżurów było zbieranie informacji z regionu i
przesyłanie ich do Stoczni Gdańskiej, bo tam trwały obrady Komisji
Krajowej.
Tego wieczoru, 12 grudnia, w biurze Zarządu byli również
przedstawiciele komisji zakładowych spoza Olsztyna. Niektórzy nie
mieli już możliwości powrotu do domów. Szukaliśmy noclegu w
olsztyńskich hotelach. Wszędzie otrzymywaliśmy odpowiedzi, że nie ma
miejsc. Albo rzeczywiście nie było, albo była już instrukcja, że nie
wolno rezerwować. W związku z tym siedzieliśmy w Regionie.
Podczas tego dyżuru otrzymaliśmy ze Szczytna bardzo szczegółową
informację, ile samochodów, z jakimi numerami rejestracyjnymi i z
iloma milicjantami wyjechało ze Szczytna i w jakim kierunku. Była to
cała kolumna. Informację tę natychmiast przesłaliśmy do Biura
Informacyjno-Prasowego „Solidarności" Stoczni Gdańskiej.
Otrzymaliśmy jeszcze zwrotne zapytanie, czy to jest prawda i skąd
mamy tak szczegółową informację. A to był wysiłek kolegów ze
Szczytna, którzy mieli wystawione swoje czujki i notowali cały ten
ruch jednostek milicyjnych i wojskowych w kierunku Gdańska. I
później oni, podobnie jak ja, mieliśmy kłopoty, bo próbowano nas
podciągnąć pod artykuł o naruszenie tajemnicy państwowej.




Temat: Cenckiewicz rzuca ochlap (sluzbowo)
mieszkanie na Zaspie a podejrzliwy historyk...
Czy ten Cenckiewicz nie umie się internetem posługiwać?

Wczorajszy gość Olejnik czyli pani Krzywonos (rewelacyjna babka:)) załatwiła
Wałęsie mieszkanie, bo ... polecam lekturę (całego artykułu zresztą)...

209.85.135.104/search?q=cache:1B_Jzmqfu0YJ:www2.tygodnik.com.pl/tp/2822/kraj02.php+wa%C5%82%C4%99sa,+mieszkanie+na+zaspie&hl=pl&ct=clnk&cd=8&gl=pl

"Co pomoże tramwajarka?

Jagielski kilkakrotnie jeździł z Gdańska do Warszawy na konsultacje. Podczas
jednego z takich kryzysów w negocjacjach Wałęsa pod bramą numer dwa miał
powiedzieć strajkującym: "Możemy tu siedzieć nawet lata, a nie popuścimy". Był
twardy także dzięki takim ludziom jak Henryka Krzywonos.

Fotoreporter obecny w stoczni utrwalił scenę, kiedy Henryka Krzywonos (ubrana w
szary, zgrzebny mundurek) spiera się z Wałęsą. Może chodziło o członków KOR,
którzy już w czasie strajku dostali sankcje prokuratorskie (wiadomość o tym
przywiozła do stoczni Grażyna Kuroń, żona Jacka). Z tego powodu strajk
przedłużył się jeszcze o dwa dni, aż Mieczysław Jagielski zagwarantował, że
wszyscy aresztowani zostaną zwolnieni w poniedziałek 1 września do godziny 12.

31 sierpnia o godzinie 16.40 - 15 dni po tym, jak Henryka Krzywonos zatrzymała
swój tramwaj - kilka tysięcy ludzi zgromadzonych przed stocznią usłyszało
komunikat o podpisaniu porozumienia. Nazwisko Krzywonos znalazło się wśród
sygnatariuszy Porozumień Sierpniowych. W alfabetycznej kolejności było na
miejscu dziesiątym: między Zdzisławem Kobylińskim i Stefanem Lewandowskim.

Zachodnie stacje telewizyjne filmowały Wałęsę wynoszonego ze stoczni na rękach
robotników. Henryka wyszła ze stoczni jako ostatnia. Filmowali ją, kiedy
wyjeżdżała ze swojej zajezdni tramwajem numer 15 obwieszonym proporczykami i
tablicami "21 razy TAK" (tyle postulatów mieli strajkujący).

Te proporczyki wykorzystał później Andrzej Wajda w "Człowieku z żelaza". O czym
myślała, jadąc raz jeszcze do pętli, filmowana przez ekipę Wajdy, ta sama i nie
ta sama zarazem? - Chyba o tym - zastanawia się - żeby zrobić to wszystko
prawidłowo, tak, jak mnie proszono. Żeby dobrze przełożyć każdą zwrotnicę, żeby
im dobrze wyszły te zdjęcia.

Tramwajarka z "piętnastki" z dnia na dzień znalazła się na szczytach. Jeździła
na negocjacje do Warszawy, dostała własny pokój z biurkiem w gdańskim Hotelu
Morskim, gdzie mieściły się związkowe biura. Jako przewodnicząca komisji
interwencji załatwiła u prezydenta miasta 46 mieszkań dla potrzebujących - w tym
to połączone z dwóch na gdańskiej Zaspie dla rodziny Wałęsy, teraz
przewodniczącego związku. Dla siebie nie załatwiła żadnego.

13 grudnia, kiedy kolegów Henryki wyciągano z domów, do jej drzwi nikt nie
zapukał. Wydawało się, że o tramwajarce z "piętnastki" zapomnieli nawet
generałowie."



Temat: Popieram Wildsteina
Popierasz Wildsteina ale czy lustrację?link IPN
Gość portalu: młody gniewny napisał(a):

> popieram Wildsteina, gdyby nie ujawnił tej listy musielibyśmy czekać kolejne
> lata na odtajnienie akt...może w końcu uda się zamknąć ten rozdział
Znaczy się,że zachowujesz się jak Żakowski w stosunku do prof.Staniszkis.
Bo przed IPN jak do tej pory stoją kolejki tych co chcą uzyskać świadectwo
moralności czy czystości gdyż znaleźli się na tzw.liście Wildsteina.Ludzie
podobnie jak Żakowski na liście ich znaleźli i żądają wyjaśnień .Co poniektórym
nawet tych wyjaśnień nie trzeba bo wiedzą swoje.Pomawiający dupska do IPN nie
ruszą aby sprawdzić,czy rzeczywiście ludzie z listy na nich donosili,natomiast
napiętnowani czują się w obowiązku aby oczyścić swoje dobre imię.
Niby taki drobny niuansik a ile szumu potrafi wywołać w przypadku znanej osoby
a jak śmiesznym wydać się może i niegodnym uwagi w przypadku szarych osób.
Tak że jednym wystarczy lista z internetu a drudzy muszą się martwić co
w IPN-owskich aktach się uchowało i jak to jeszcze wszystkim z którymi mieli
kontakt obwieścić,a nie daj Boże jak się komuś źle wiodło to i w takie
świadectwo gotów nie uwierzyć jeno w zdradziecką działalność.
Gdybym miał ustawę lustracyjną podobną do niemieckiej to nie kolejki po
świadectwa czystości czy moralności stać winny ale tych co donosicili ze swoich
teczek poznać by chcieli a nie na podstawie listy wątpliwego pochodzenia
i prowadzenia.
Wszak do niej taki komentarz dano:
em 04-02-2005, ostatnia aktualizacja 03-02-2005 20:12
czytaj dalej »
r e k l a m a
Lista Wildsteina budzi zainteresowanie i pytania. Próbujemy na niektóre
odpowiedzieć.

Sygnatura akt na liście jest zbudowania np. tak: IPN BU 001099/57 (nr fikcyjny).

Litery to Instytut Pamięci Narodowej, Biuro Udostępniania. Ono przejęło akta
PRL-owskich specsłużb.

Dwa zera to informacje ściśle tajne. - Na ogół tak oznaczano akta tajnych
współpracowników i kandydatów na TW - mówi nam dr Paweł Machcewicz, dyrektor
Biura Edukacji Publicznej IPN.

Liczba po zerach do znaku "/" w powyższym przykładzie oznacza numer partii akt z
protokołu przejęcia przez IPN dokumentów. Liczba po kresce oznacza numer tej
teczki w spisie.

Jednym zerem są oznaczone dokumenty tajne. - Tak oznaczano osoby pracujące na
etacie w służbach. Jeśli sygnatura w ogóle nie ma początkowych zer, to oznacza,
że dokumenty były uznawane przez te służby za jawne. Często takie oznaczenia
mają akta etatowych pracowników - mówi Machcewicz. Dodaje, że tych zasad
oznaczania zerami nie można uznawać za reguły absolutne.

Różne przypadki ludzkie

Człowiek nigdy nie był zatrzymywany przez SB, nie miał w domu rewizji, nie był
przesłuchiwany, a mimo to znalazł się na liście. Dlaczego?

Mogły się specsłużby nim interesować, bo np. planowały nakłonienie go do
współpracy. Zrezygnowały, ale teczkę tej osobie założyły, a ta osoba nic o tym
nie wiedziała.

Jeśli ktoś podpisał zobowiązanie do współpracy, ale natychmiast powiedział o tym
w swoim otoczeniu, wśród kolegów z pracy czy opozycji, i jeśli ta osoba nie
współpracowała ze specsłużbami, lecz prowadziła działalność opozycyjną, to może
być uznana za pokrzywdzonego. - Każda sprawa jest badana indywidualnie -
dowiedzieliśmy się w IPN.

Nie dostanie swojej teczki funkcjonariusz SB, nawet jeśli przeszedł do opozycji.
Np. płk Adam Hodysz, b. oficer SB, który pracując w SB, w latach 70. zaczął
współpracę z gdańską opozycją, nie będzie mógł zajrzeć do swojej teczki.

Ewidencja - na wieki

Nawet jeśli osoba z listy Wildsteina, czyli listy katalogowej używanej w IPN,
zostanie uznana za pokrzywdzoną, to IPN nie wykreśla jej z tej listy. Bo to
tylko przewodnik po zasobach archiwalnych, a nie lista agentów. Na liście więc
zostaje się na wieki. Są na niej osoby, które IPN już dawno uznał za pokrzywdzone.
Autentyzm list Wildsteina
W internecie można znaleźć wiele kopii listy. Można ją też kupić na bazarach.
Szef PSL Waldemar Pawlak proponował w środę, aby IPN autoryzował wersję listy
i udostępnił ją na swojej stronie internetowej. Potwierdziłby tym samym jej
autentyczność. Kolegium IPN się na to na razie nie zdecydowało, choć o tym w
środę dyskutowało. Być może w przyszłym tygodniu jeszcze raz tę kwestię rozpatrzy.
Oto link do IPN (mam nadzieję,że będzie działał)
www.ipn.gov.pl/
Ps
Miałem nie pisać na ten temat bo już to nudne,ale widzę,że nadal nie na temat.




Temat: Nastały ciężkie czasy
Nastały ciężkie czasy
Dzisiejsza Gazeta Morska:

Na zbyt szybkich kierowców "polują" już nie tylko policjanci. Coraz częściej
z fotoradarów korzystają służby samorządowe pomorskich gmin.

Gmina Człuchów wydała na fotoradar 200 tys. zł. Koszt zakupu zwrócił się w
ciągu kilku miesięcy.

- W niektóre weekendy fotoradar rejestrował nawet dwa tysiące wykroczeń -
mówi człuchowski wójt Adam Marciniak. - Rekordy prędkości bili przede
wszystkim turyści na warszawskich numerach. Nierzadko wysyłamy mandaty
opiewające na 500 złotych. Najważniejsze dla nas jest jednak to, że poprawiło
się bezpieczeństwo na drogach. Kierowcy zaczęli jeździć uważnie. W tym roku
nie było u nas ani jednego wypadku śmiertelnego spowodowanego szybkością, a w
zeszłym - co tydzień coś się działo.

Prócz Człuchowa fotoradary ma samorząd w Malborku, Starej Kiszewie,
Potęgowie, Pruszczu Gdańskim. Każdy obrabia co tydzień setki, a nawet tysiące
zdjęć samochodów łamiących ograniczenie prędkości. Sąsiednie gminy zgłaszają
się już z prośbą o współpracę. Fotoradar ze Starej Kiszewy jeździ czasem na
gościnne występy do gminy Dziemiany, a wkrótce zacznie odwiedzać gminę Brusy.
Podobną umowę o współpracy z sąsiadami ma nawiązać wkrótce Człuchów.

- Jest coraz bezpieczniej - potwierdza Józef Czapiewski, wójt Starej Kiszewy.

"Rekordzista" przejeżdżał przez Starą Kiszewę z prędkością 133 km/h - tam,
gdzie obowiązywało ograniczenie do "pięćdziesiątki". Dostał oczywiście mandat
na 500 zł.

W Pruszczu Gdańskim i Malborku samorządy kupiły nie tylko fotoradary, ale też
słupy ze statywami, w których fotoradar może być umieszczany. Stoją na
drogach wlotowych do miasta. Poprzedzają je tabliczki uprzedzające o kontroli
szybkości. Efekt jest taki, że kierowcy nie wiedzą, czy zostanie im zrobione
zdjęcie, i na wszelki wypadek wolą zwolnić. Tymczasem fotoradar może pracować
gdzie indziej, ustawiony na trójnogu w dowolnym miejscu.

- Nie wszystkie gminy korzystają z fotoradarów w optymalny sposób - mówi
Janusz Staniszewski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w
Gdańsku. - Chodzi przede wszystkim o oddziaływanie prewencyjne, tak aby
kierowca wiedział, że znajduje się na obszarze poddawanym kontroli prędkości.
Pod tym względem wzorcowo działają Malbork i Pruszcz Gdański. Są też jednak
gminy, które zamiast zniechęcać kierowców do zbyt szybkiej jazdy, po prostu
polują na nich. W Starej Kiszewie fotoradar był schowany pod jakimiś
gałęziami i papą.

- Fotografujemy znienacka, ale na granicach gminy są tabliczki ostrzegające
przed fotoradarem - wyjaśnia wójt Czapiewski ze Starej Kiszewy.

- A my żadnych tabliczek nie stawiamy - przyznaje wójt Marciniak z
Człuchowa. - Po co? Może mielibyśmy jeszcze wskazywać, gdzie nasz fotoradar
stoi?

Pozdrawiam



Temat: Zróbmy PISOWI niespodziankę!!!
Zrobiliści PIS owi niespodziankę dzięki której wygra wybory. OTO ONA

Kto był "macherem numer jeden"
Posłanka Beata Sawicka, mówiąc o prywatyzacji szpitali, powoływała
się na znajomość z posłanką PO Ewą Kopacz, szefową sejmowej komisji
zdrowia - dowiedział się serwis tvn24.pl. Takie same informacje
podaje "Rzeczpospolita".
Zdaniem "Faktu", ujawnienie nazwiska "pierwszego machera", a więc
parlamentarzysty, który pomagał załatwić łapówkę dla Beaty Sawickiej
moze być prawdziwą katastrofą dla Platformy. Już teraz mówi się, że
to polityk z najwyższej półki i bliski współpracownik Donalda Tuska.

W jednej z rozmów z oficerem CBA, posłanka mówiła "biznes na służbie
zdrowia będzie robiony", "jest nas troje, którzy tworzą
prawo", "będziemy przekształcać szpitale w spółki prawa handlowego".
Potem dodała: "od tego typu spraw będzie pierwszy macher,
frontmenka, partnerka z mojej grupy, a dzisiejsza" – tu CBA
wyciszyło słowa posłanki, a w stenogramie je wycięło.

Jak dowiedział się serwis tvn24.pl są to słowa "szefowa komisji
zdrowia". Z tego wynika, że "macherką numer jeden" jest
przewodnicząca tej komisji - Ewa Kopacz z PO.

- Nie mam żadnego wpływu na to, kto się powołuje na moje nazwisko.
Pani Sawicka wycięła nam podobny numer, jaki ministrowi Ziobrze
wyciął Janusz Kaczmarek. Nie mieliśmy na to żadnego wpływu -
powiedziała "Rzeczpospolitej" Kopacz.

Wczoraj na konferencji prasowej Kopacz podkreśliła, że Sawicka nie
jest autorką ani jednego rozdziału w programie PO, a jeśli
wypowiadała się na temat służby zdrowia, to był to "indywidualny
program, który sobie tworzyła w swojej głowie".

***

W dniu zatrzymania z Sawicką rozmawiał reporter TVN Jarosław
Kostkowski. - Przeprosiła mnie, że nie może rozmawiać, bo jest w tej
chwili - jak się wyraziła - "u Wałęsów". Prosiła o telefon za
godzinę - powiedział Kostkowski.

Te informacje potwierdził tvn24.pl Jarosław Wałęsa. Przyznał, że
tego dnia jadł z Sawicką obiad na gdańskiej Starówce.

- Zadzwoniła, powiedziała, że jest w mieście. Wydawało mi się
naturalne, żeby zaprosić ją na obiad - mówił J. Wałęsa. Dodał, że
Sawicka nie jest bliską znajomą jego, ani jego rodziny, a jedynie
koleżanką z Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej.

- Rozmawialiśmy o listach, o wyborach, o wszystkim, ale nie o Helu -
powiedział syn byłego prezydenta.

Jak podaje tvn24.pl, posłanka, korzystając z przysługującego jej
prawa do powiadomienia jakiejś osoby o swoim zatrzymaniu, miała też
wskazać klubowych kolegów – Julię Piterę i Grzegorza Schetynę.

***

Wczoraj na konferencji prasowej szef CBA Mariusz Kamiński ujawnił
nagrania operacyjne mające być dowodem na korupcję posłanki
Sawickiej.

W jednym z podsłuchanych telefonów Sawicka rozmawia - jak powiedział
Kamiński - z "kolegą z parlamentu", którego głos jest zmodulowany.
Nie ujawnił, o kogo chodzi, nie odpowiedział też, czy CBA ma zarzut
przeciwko tej osobie.

Jeszcze w trakcie konferencji tygodnik "Wprost" podał, że tym
parlamentarzystą jest Marek Biernacki, pomorski poseł PO. On sam
potwierdza jedynie, że pomógł Sawickiej skontaktować się z
burmistrzem Helu i nie widzi w tym nic złego. - To nie był poseł
Biernacki - oświadczył Kamiński.

Potem "Wprost" podał, że rozmówcą Sawickiej był poseł PO z
Częstochowy Wojciech Picheta. On sam w rozmowie z TVN24 przyznał, że
zna Sawicką i wielokrotnie rozmawiał z nią przez telefon. Nie
wykluczył też, że to on został nagrany przez CBA, ale jak dodał
treść tych rozmów była dla niego samego zaskakująca, bowiem Sawicka
oczekiwała od niego "znajomości, których nie miał".

- Były jakieś rozmowy (o inwestycji na Helu), ale ja potraktowałem
je jako science fiction - powiedział Picheta.

W innym nagraniu Sawicka mówiła oficerowi CBA: "jest nas troje,
którzy tworzą prawo", "będziemy przekształcać szpitale w spółki
prawa handlowego". Dodała także, że przy wejściu nowego prawa
umożliwiającego taką prywatyzację, "ci będą mieli fart, którzy
pierwsi będą wiedzieć". - Biznes na służbie zdrowia będzie robiony -
mówiła w tej rozmowie sugerując, że wręczający łapówkę "biznesmeni"
mogą się zainteresować także tym, nie tylko nieruchomościami.

***

Sawicka (niezrzeszona, wcześniej PO) została zatrzymana 1
października na przyjmowaniu łapówki od podstawionych
funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego za "ustawienie"
przetargu na zakup 2-hektarowej działki na Helu. Wraz z nią "wpadł"
burmistrz Helu Mirosław W., którego trzy dni później sąd aresztował
na trzy miesiące pod zarzutem korupcji. Następnego dnia pod
naciskiem kierownictwa Platformy Obywatelskiej, Sawicka, którą na
razie chroni immunitet, zrezygnowała z kandydowania w nadchodzących
wyborach parlamentarnych.




Temat: kupujcie fotoradary !
fotoradary na Pomorzu - "złotą żyłą"

"Na zbyt szybkich kierowców "polują" już nie tylko policjanci. Coraz częściej z
fotoradarów korzystają służby samorządowe pomorskich gmin.

Gmina Człuchów wydała na fotoradar 200 tys. zł. Koszt zakupu zwrócił się w
ciągu kilku miesięcy.

- W niektóre weekendy fotoradar rejestrował nawet dwa tysiące wykroczeń - mówi
człuchowski wójt Adam Marciniak. - Rekordy prędkości bili przede wszystkim
turyści na warszawskich numerach. Nierzadko wysyłamy mandaty opiewające na 500
złotych. Najważniejsze dla nas jest jednak to, że poprawiło się bezpieczeństwo
na drogach. Kierowcy zaczęli jeździć uważnie. W tym roku nie było u nas ani
jednego wypadku śmiertelnego spowodowanego szybkością, a w zeszłym - co tydzień
coś się działo.

Prócz Człuchowa fotoradary ma samorząd w Malborku, Starej Kiszewie, Potęgowie,
Pruszczu Gdańskim. Każdy obrabia co tydzień setki, a nawet tysiące zdjęć
samochodów łamiących ograniczenie prędkości. Sąsiednie gminy zgłaszają się już
z prośbą o współpracę. Fotoradar ze Starej Kiszewy jeździ czasem na gościnne
występy do gminy Dziemiany, a wkrótce zacznie odwiedzać gminę Brusy. Podobną
umowę o współpracy z sąsiadami ma nawiązać wkrótce Człuchów.

- Jest coraz bezpieczniej - potwierdza Józef Czapiewski, wójt Starej Kiszewy.

"Rekordzista" przejeżdżał przez Starą Kiszewę z prędkością 133 km/h - tam,
gdzie obowiązywało ograniczenie do "pięćdziesiątki". Dostał oczywiście mandat
na 500 zł.

W Pruszczu Gdańskim i Malborku samorządy kupiły nie tylko fotoradary, ale też
słupy ze statywami, w których fotoradar może być umieszczany. Stoją na drogach
wlotowych do miasta. Poprzedzają je tabliczki uprzedzające o kontroli
szybkości. Efekt jest taki, że kierowcy nie wiedzą, czy zostanie im zrobione
zdjęcie, i na wszelki wypadek wolą zwolnić. Tymczasem fotoradar może pracować
gdzie indziej, ustawiony na trójnogu w dowolnym miejscu.

- Nie wszystkie gminy korzystają z fotoradarów w optymalny sposób - mówi Janusz
Staniszewski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. - Chodzi
przede wszystkim o oddziaływanie prewencyjne, tak aby kierowca wiedział, że
znajduje się na obszarze poddawanym kontroli prędkości. Pod tym względem
wzorcowo działają Malbork i Pruszcz Gdański. Są też jednak gminy, które zamiast
zniechęcać kierowców do zbyt szybkiej jazdy, po prostu polują na nich. W Starej
Kiszewie fotoradar był schowany pod jakimiś gałęziami i papą.

- Fotografujemy znienacka, ale na granicach gminy są tabliczki ostrzegające
przed fotoradarem - wyjaśnia wójt Czapiewski ze Starej Kiszewy.

- A my żadnych tabliczek nie stawiamy - przyznaje wójt Marciniak z Człuchowa. -
Po co? Może mielibyśmy jeszcze wskazywać, gdzie nasz fotoradar stoi?"
miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,2888181.html




Temat: Zakończyła się debata liderów list wyborczych
Kto był "macherem numer jeden"
Posłanka Beata Sawicka, mówiąc o prywatyzacji szpitali, powoływała
się na znajomość z posłanką PO Ewą Kopacz, szefową sejmowej komisji
zdrowia - dowiedział się serwis tvn24.pl. Takie same informacje
podaje "Rzeczpospolita".
Zdaniem "Faktu", ujawnienie nazwiska "pierwszego machera", a więc
parlamentarzysty, który pomagał załatwić łapówkę dla Beaty Sawickiej
moze być prawdziwą katastrofą dla Platformy. Już teraz mówi się, że
to polityk z najwyższej półki i bliski współpracownik Donalda Tuska.

W jednej z rozmów z oficerem CBA, posłanka mówiła "biznes na służbie
zdrowia będzie robiony", "jest nas troje, którzy tworzą
prawo", "będziemy przekształcać szpitale w spółki prawa handlowego".
Potem dodała: "od tego typu spraw będzie pierwszy macher,
frontmenka, partnerka z mojej grupy, a dzisiejsza" – tu CBA
wyciszyło słowa posłanki, a w stenogramie je wycięło.

Jak dowiedział się serwis tvn24.pl są to słowa "szefowa komisji
zdrowia". Z tego wynika, że "macherką numer jeden" jest
przewodnicząca tej komisji - Ewa Kopacz z PO.

- Nie mam żadnego wpływu na to, kto się powołuje na moje nazwisko.
Pani Sawicka wycięła nam podobny numer, jaki ministrowi Ziobrze
wyciął Janusz Kaczmarek. Nie mieliśmy na to żadnego wpływu -
powiedziała "Rzeczpospolitej" Kopacz.

Wczoraj na konferencji prasowej Kopacz podkreśliła, że Sawicka nie
jest autorką ani jednego rozdziału w programie PO, a jeśli
wypowiadała się na temat służby zdrowia, to był to "indywidualny
program, który sobie tworzyła w swojej głowie".

***

W dniu zatrzymania z Sawicką rozmawiał reporter TVN Jarosław
Kostkowski. - Przeprosiła mnie, że nie może rozmawiać, bo jest w tej
chwili - jak się wyraziła - "u Wałęsów". Prosiła o telefon za
godzinę - powiedział Kostkowski.

Te informacje potwierdził tvn24.pl Jarosław Wałęsa. Przyznał, że
tego dnia jadł z Sawicką obiad na gdańskiej Starówce.

- Zadzwoniła, powiedziała, że jest w mieście. Wydawało mi się
naturalne, żeby zaprosić ją na obiad - mówił J. Wałęsa. Dodał, że
Sawicka nie jest bliską znajomą jego, ani jego rodziny, a jedynie
koleżanką z Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej.

- Rozmawialiśmy o listach, o wyborach, o wszystkim, ale nie o Helu -
powiedział syn byłego prezydenta.

Jak podaje tvn24.pl, posłanka, korzystając z przysługującego jej
prawa do powiadomienia jakiejś osoby o swoim zatrzymaniu, miała też
wskazać klubowych kolegów – Julię Piterę i Grzegorza Schetynę.

***

Wczoraj na konferencji prasowej szef CBA Mariusz Kamiński ujawnił
nagrania operacyjne mające być dowodem na korupcję posłanki
Sawickiej.

W jednym z podsłuchanych telefonów Sawicka rozmawia - jak powiedział
Kamiński - z "kolegą z parlamentu", którego głos jest zmodulowany.
Nie ujawnił, o kogo chodzi, nie odpowiedział też, czy CBA ma zarzut
przeciwko tej osobie.

Jeszcze w trakcie konferencji tygodnik "Wprost" podał, że tym
parlamentarzystą jest Marek Biernacki, pomorski poseł PO. On sam
potwierdza jedynie, że pomógł Sawickiej skontaktować się z
burmistrzem Helu i nie widzi w tym nic złego. - To nie był poseł
Biernacki - oświadczył Kamiński.

Potem "Wprost" podał, że rozmówcą Sawickiej był poseł PO z
Częstochowy Wojciech Picheta. On sam w rozmowie z TVN24 przyznał, że
zna Sawicką i wielokrotnie rozmawiał z nią przez telefon. Nie
wykluczył też, że to on został nagrany przez CBA, ale jak dodał
treść tych rozmów była dla niego samego zaskakująca, bowiem Sawicka
oczekiwała od niego "znajomości, których nie miał".

- Były jakieś rozmowy (o inwestycji na Helu), ale ja potraktowałem
je jako science fiction - powiedział Picheta.

W innym nagraniu Sawicka mówiła oficerowi CBA: "jest nas troje,
którzy tworzą prawo", "będziemy przekształcać szpitale w spółki
prawa handlowego". Dodała także, że przy wejściu nowego prawa
umożliwiającego taką prywatyzację, "ci będą mieli fart, którzy
pierwsi będą wiedzieć". - Biznes na służbie zdrowia będzie robiony -
mówiła w tej rozmowie sugerując, że wręczający łapówkę "biznesmeni"
mogą się zainteresować także tym, nie tylko nieruchomościami.

***

Sawicka (niezrzeszona, wcześniej PO) została zatrzymana 1
października na przyjmowaniu łapówki od podstawionych
funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego za "ustawienie"
przetargu na zakup 2-hektarowej działki na Helu. Wraz z nią "wpadł"
burmistrz Helu Mirosław W., którego trzy dni później sąd aresztował
na trzy miesiące pod zarzutem korupcji. Następnego dnia pod
naciskiem kierownictwa Platformy Obywatelskiej, Sawicka, którą na
razie chroni immunitet, zrezygnowała z kandydowania w nadchodzących
wyborach parlamentarnych.




Temat: Wielki finał Intel Powerade BikeMaraton 2005
Wielki finał Intel Powerade BikeMaraton 2005
24 września w Bydgoszczy odbędzie się wielki finał tegorocznych zmagań w
cyklu Intel® Powerade® BikeMaraton.

Wszystko zaczęło się w Łomiankach, gdzie w kwietniu zawodnicy ruszyli na
trasę pierwszego maratonu. Później były podróże wzdłuż i wszerz kraju by
stanąć na starcie kolejnych imprez. W tegorocznym kalendarzu każdy mógł
znaleźć coś dla siebie. Lubiący ekstremalne zmagania na pewno z przyjemnością
wspominać będą maratony w Kościelisku, Istebnej, czy na odwiedzonej już po
raz ostatni, legendarnej trasie w Danielkach. Miłośnicy tras nieco
łatwiejszych, mogli spróbować swoich sił w Łomiankach, Gdańsku, Olsztynku czy
Krakowie. Jedną z największych atrakcji tegorocznego cyklu był na pewno
przejazd korytarzami sztolni dawnej kopalni złota, pokonywany na trasie
maratonu w Złotym Stoku .

12 imprez, 12 urozmaiconych tras w różnych miejscach Polski i tysiące
maratończyków, gotowych do wyrzeczeń, by sprawdzić swoje siły w tej pięknej,
choć niełatwej dyscyplinie. Czas na kończącą cykl imprezę numer 13! Tym razem
organizatorzy Intel® Powerade® BikeMaraton zapraszają do Bydgoszczy i
zapewniają, że oprawa godna będzie Wielkiego Finału. Trasa bydgoskiego
maratonu należy do łatwiejszych w tym sezonie, jest w przeważającej części
płaska i prowadzi po utwardzonym podłożu. Jak jednak przystało na maraton MTB
znajduje się na niej także kilka krótkich, ale sztywnych podjazdów.
Na starcie pojawi się oczywiście cała krajowa czołówka by skorzystać z
ostatniej okazji do walki o miejsca w klasyfikacji generalnej. Czy Justyna
Frączek po raz szósty w tym sezonie stanie na najwyższym stopniu podium? Czy
wysoką dyspozycję w końcówce sezonu potwierdzą Ilona Cieślar i Paweł
Urbańczyk? Kto wygra rywalizację w poszczególnych kategoriach wiekowych? O
tym wszystkim przekonamy się już w sobotę 24 września na Wielkim Finale cyklu
Intel® Powerade® BikeMaraton 2005!

W związku z wyborami parlamentarnymi, które odbędą się dzień po maratonie i
trudnościami związanymi z zapewnieniem odpowiedniej ilości policji do
zabezpieczenia trasy postanowiono zmienić zaplanowany wcześniej jej przebieg.
Zaplanowany długość dystansu Amator wyniesie 58 zaś dystansu Pro 78km. Na
koniec sezonu jest to jednak „w sam raz”, nie zapominajmy, że wielu z
maratończyków ma za sobą 15 i więcej maratonów i odczuwa już zmęczenie
mijającym sezonem.

Dodatkowo krótszy dystans będzie sprzyjał szybszemu zakończeniu imprezy: tym
razem więcej czasy poświęcimy na dekorację uczestników. Na podium staną
przecież nie tylko zwycięzcy maratonu ale także triumfatorzy całego cyklu,
ci, którzy przez cały sezon regularnie przyjeżdżali w czołówce swoich
kategorii. Nie tylko oni są jednak zwycięzcami, ale wszyscy ci, którzy
postanowili zmierzyć się z wyzwaniem, jakim jest maraton MTB!

Program zawodów:

Piątek:
godz. 14.00 - Otwarcie biura zawodów. Początek przyjmowania osobistych
zgłoszeń uczestników.
Godz. 15.00 - Wycieczka z przewodnikiem na trasę maratonu.
Godz. 22.00 - Zamknięcie biura zawodów. Koniec przyjmowania osobistych
zgłoszeń uczestników.

Sobota:

godz. 7.00 - Otwarcie biura zawodów. Początek przyjmowania osobistych
zgłoszeń uczestników.
Godz. 10.00 - Koniec przyjmowania osobistych zgłoszeń uczestników.
Godz. 10.30 - Ustawienie zawodników w sektorach startowych.
Godz. 11.00 - Start maratonu, dystanse Pro i Amator.
Godz. 11.30 - Początek imprez towarzyszących dla kibiców.
Godz. 18.00 - Zamknięcie trasy maratonu. Uroczysta dekoracja zwycięzców.
Losowanie nagród.

Więcej informacji tradycyjnie na: www.bikemaraton.pl




Temat: Autostrada A1- targi, kłótnie i durne pomysły
Autostrada A1- targi, kłótnie i durne pomysły
Za: www.lodz.naszemiasto.pl/wydarzenia/346370.html

"Łódzki odcinek autostrady A1, łączącej Gdańsk z Katowicami, ma być gotowy –
według zapowiedzi Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad – w 2007
roku. Tymczasem nie ma jeszcze zgody co do przebiegu A1 przez wschodni skraj
miasta.

Swoje poprawki zgłosiła niedawno gmina Łódź, protestują organizacje
społeczne, walczące o odsunięcie drogi od Łodzi. Budowa autostrady się
odwlecze, ale to już nikogo nie dziwi."

Nic dziwnego. Trudno, żeby ktoś chciał mieć autostradę pod własnym oknem,
jeśli może ją wepchnąć pod okno sąsiada.

"UMŁ ma wątpliwości co do lokalizacji węzła, łączącego autostradę z drogą
krajową numer 72 (na Brzeziny), który ma być zbudowany w okolicach
Nowosolnej. Urzędnicy miejscy woleliby stworzenie węzła nieco dalej, w
okolicach Wiączynia.

– Dojazd do autostrady powinien być poprowadzony nowo wybudowaną drogą – mówi
Mirosław Michalik, wiceprezydent Łodzi.

– Uważamy, że autostrada musi bezpośrednio łączyć się z drogą numer 72 – mówi
Andrzej Cymerman, dyrektor Biura do spraw Autostrad Urzędu Wojewódzkiego w
Łodzi."

Gdyby głupota miała skrzydła w UMŁ fruwałby pterodaktyl.
Węzeł w okolicach Wiączynia ma 2 główne wady:
- jest zbyt blisko węzła Rokicińska
- wyprowadzenie ruchu odbyłoby się ulicą Pomorską- oczywiście przez Rondo
Waryńskiego!
Mnie osobiście najbardziej podoba się koncepcja węzła na południowym skraju
Nowosolnej, ruch wyprowadzony południową obwodnicą Nowosolnej, a dalej ul.
Brzezińską.

"Drugim punktem spornym jest przebieg autostrady w okolicach stacji Olechów.
Według pierwotnych planów, ma ona biec po nasypie. Gmina Łódź wolałaby
natomiast estakadę na betonowych podporach, co poprawiłoby napowietrzenie
tego rejonu."

Najdroższa metoda. Lepiej już w wykopie- dużo mniejszy hałas.
Argument o napowietrzeniu rejonu mnie załamuje. Nasyp zapewne stanowi
nieprzebytą zaporę dla wiatru, a autostrada jest bogatym źródłem tlenu.
A może zlikwidujemy wszystkie nasypy kolejowe? Poprowadzimy tory na
estakadach, żeby wiatr mógł swobodnie hulać między podporami.

"Trzy lata temu udowodniliśmy w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, że decyzja
lokalizacyjna autostrady była wydana bezprawnie. I teraz Urząd Wojewódzki
wraca do tej samej lokalizacji! – mówi Rafał Górski ze
stowarzyszenia „Obywatel”, które protestowało przeciw poprowadzeniu A1 przez
cenny przyrodniczo teren Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich."

Ciekawe jak ekolodzy chcą poprowadzić autostradę po wschodniej stronie miasta
tak by omijała Park Krajobrazowy? Może tunelem? Ostatnio to modne.

"Z kolei organizacji „Bezpieczna Autostrada” nie podoba się przebieg
autostrady przez Andrzejów, gdzie ruch ma się odbywać po nasypie i estakadzie
w pobliżu domów jednorodzinnych."

Poprowadźmy przez Andrespol. Każdy, kto przy autostradzie zbuduje bar czy
motel tam zapłaci podatki, a nie w Łodzi. Warto o tym pamiętać.
Zresztą, jeśli lokalizacja zostanie zmieniona, następnego dnia rozpoczną
protest ludzie mieszkający przy nowej trasie.

pozdrawiam



Temat: Wyprostują ścieżkę rowerową w al. Jana Pawła II
Szanowny Panie Adamie!

Wyjaśniam, że zaproszenie na posiedzenie Rady Technicznej w lutym wysłane
zostało pocztą i dotarło do nas, o ile dobrze pamiętam, dzień po fakcie. W
marcu br. członek Zarządu Stowarzyszenia Marcin Myszkowski przekazał Państwu
prośbę o przesyłanie zaproszeń na aktualny numer faksu, ewentualnie informowanie
telefoniczne lub za pośrednictwem e-maila, niestety bezskuteczną.
Skontaktowanie się z nami nie jest takim strasznym problemem, wielu osobom i
instytucjom (w tym ZDM w kilku innych sprawach) się to udało.

Nie zależy nam na tym, żeby robić zamieszanie i zmieniać projekt w ostatniej
chwili. Znacznie chętniej widzielibyśmy przyjęcie przez ZDM ogólnych standardów
projektowych dla infrastruktury rowerowej i rozwiązywanie szczególnie trudnych
problemów w drodze wspólnych warsztatów. Jednak uważamy, że jeśli już taki
wadliwy projekt powstał, lepiej poświęcić nieco czasu na dokonanie poprawek i
uzupełnień, niż wydać pieniądze na wprowadzenie go w życie, a potem przez wiele
lat narażać użytkowników drogi (kierowców, rowerzystów, pieszych) na
niepotrzebne konflikty i utrudnienia.

Chciałbym zwrócić uwagę, że kilkukrotnie występowaliśmy o podanie przez ZDM
listy przygotowywanych inwestycji z orientacyjnymi terminami poszczególnych
etapów ich przygotowywania, tak by można było zgłoszać uwagi i propozycje z
wyprzedzeniem. Taka lista nigdy do nas nie dotarła.

Zgłoszenie poprawek do projektu modernizacji Al. Jana Pawła II zaproponowało nam
Biuro Drogownictwa Urzędu Miasta na jesieni. Zanim udało nam się umówić z
pracownikami Zarządu Dróg Miejskich i obejrzeć projekt, był listopad. Mamy
nadzieję, że uda się nam porozmawiać na temat innych przygotowywanych inwestycji
(Wał Miedzeszyński, Trasa Siekierkowska i pozostałe, o których prawdopodobnie w
ogóle nie wiemy) odpowiednio wcześniej.

Wiele uwag (zakręty, skrajnia, konstrukcja nawierzchni, sposób integracji z
istniejącą infrastrukturą) powtarza się przy właściwie każdej inwestycji.
Dlatego zaproponowaliśmy wprowadzenie standardów projektowych:

free.ngo.pl/rowery/raporty/standard.htm
i dołączanie ich do specyfikacji istotnych warunków zamówienia.

Szczerze pisząc, wydaje mi się, że w wielu przypadkach nie potrzeba rad
technicznych, aby stwierdzić że coś jest nie tak z projektem. Trudno jest mi
zrozumieć, jak osoba posługująca się tytułem inżyniera może np. zaprojektować
śliską polerowaną posadzkę na dole stromego zjazdu albo wyrysować ścieżkę
rowerową dokładnie przez jedyne w promieniu kilkunastu metrów drzewo (przy
budowanej od podstaw drodze i pasie drogowym szerokości blisko 40 m).

Kilkukrotnie występowaliśmy do Urzędu Miasta (października 2002 r., 20 stycznia,
25 marca i 16 czerwca 2003 r.) z propozycją współorganizowania warsztatów dla
projektantów i urzędników zajmujących się infrastrukturą rowerową, z udziałem
osób zajmujących się wdrażaniem projektów rowerowych w Gdańsku i Krakowie.
Jeśli Zarząd Dróg Miejskich byłby zainteresowany takimi warsztatami, propozycja
jest cały czas aktualna, można je zorganizować nie czekając aż pan wiceprezydent
Urbański zacznie sobie radzić na swoim stanowisku pracy.

Odnośnie medialności ścieżek, odnoszę wrażenie, że wzorcowa ścieżka - jako
zjawisko dużo rzadsze - byłaby znacznie większym wydarzeniem medialnym niż
kolejny bubel. Naprawdę dobre przykłady - takie jak gdańska ścieżka przy Al.
Hallera czy krakowski kontrapas w ul. Kopernika - bez problemu przyciągają uwagę
prasy, i gdyby takie inwestycje powstawały w Warszawie, z prawdziwą
przyjemnością pomoglibyśmy je wypromować.

Serdecznie pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt, z nadzieją na lepszą współpracę w
nadchodzącym Nowym Roku.

Aleksander Buczyński
Stowarzyszenie Zielone Mazowsze
email: warszawa(at)fz.eco.pl




Temat: Ciekawa rozmowa -
Ciekawa rozmowa -
z Edmundem Krasowskim
Pełnił funkcję dyrektora oddziału gdańskiego IPN od 2000 do 2006
roku. Wcześniej związany był ze środowiskami prawicowymi:
Porozumieniem Centrum, Ruchem dla Rzeczpospolitej i Ruchem Odbudowy
Polski. Był posłem na Sejm przez dwie kadencje.

Kieres dobrze prowadził IPN?
Bardzo porządnie.
Wciąż lawirował.
Że chciał zachować się politycznie poprawnie? Ale to przecież za
jego czasów Sławomir Cenckiewicz napisał książkę "Oczami bezpieki".
Za kadencji Janusza Kurtyki IPN jest bardziej upolityczniony?
Instytut się upolitycznił już przy wyborze nowego prezesa IPN.
Akcją, która miała na celu spowodowanie, żeby Leon Kieres nie
kandydował na kolejną kadencję.
Co takiego?
Leon Kieres został przez kolegium IPN zobowiązany do tego, by
poinformować na konferencji prasowej o sprawie ojca Hejmy. To
wypadło tak, jak byśmy odkryli szpiega numer jeden w Watykanie. I to
pana Kieresa przekreśliło jako kandydata.
Dlaczego?
Wywołało olbrzymie poruszenie, dyskusje na całą Polskę. I po tym
Kieres stwierdził, że nie będzie kandydował.
Nie był przekonany o winie Hejmy?
A jak można się przekonać w ciągu kilku godzin? Nie można.
Przekonało go "życzliwe" kolegium, które było upolitycznione. Dużą
rolę odegrał tutaj jego ówczesny przewodniczący Andrzej Grajewski -
później zlustrowany jako współpracownik Wojskowych Służb
Informacyjnych pod kryptonimem "Muzyk". Może to brzmi jak science
fiction, ale cóż, służby są blisko nas, szczególnie przy tak ważnej
instytucji.
To jak jest z ojcem Hejmą naprawdę?
Nie widziałem dokumentów, ale pytałem ówczesnego szefa biura
udostępniania i archiwizacji. A on mi odpowiedział tak: gdyby ojciec
Hejmo wystąpił o status pokrzywdzonego, to bym się zastanawiał.
Jakże łatwo można w napięciu chwili widzieć dokumenty inaczej niż by
to wynikało z ich rzeczywistej treści.
Później mieliśmy jeszcze kandydaturę Andrzeja Przewoźnika.
Na którego była jedna kartka, która miała świadczyć, że zapisano go
jako współpracownika SB. Od razu było wiadomo, że to nic nie znaczy,
ale kolegium ochoczo stwierdziło, że kandydat na prezesa musi być
nieskazitelny.
Potem się okazało, że jest.
Ale to już było za późno. Kandydat był spalony. To jak brutalnie
utrącano poważnych i umiarkowanych ludzi, pokazywało, że wszystko
pójdzie w złym kierunku. No i poszło: w kierunku odkrywania prawdy
wygodnej dla specyficznie pojętej ideologii prawicowej, a być może
narodowej.
Ktoś stwierdzi, że mówi to Pan, bo Kurtyka pozbawił Pana stanowiska.
To jest też dosyć ciekawa sprawa, datująca się od 2005 roku. Wtedy
to Sławomir Cenckiewicz, w ramach programu badawczego, zabrał się za
badanie sprawy "Bolka". Szukał, kim był TW Bolek. I wtedy pojawiła
się informacja, przekazana przez profesora Andrzeja Nowaka
(promotora pracy magisterskiej Pawła Zyzaka), że jako dyrektor
oddziału gdańskiego miałem zabronić publikacji artykułu na ten
temat. Nowak przekazał tę informację Andrzejowi Grajewskiemu, a on
ogłosił to na kolegium. Wybronił mnie Kieres, ale potem już tylko
czekano na odpowiedni moment.
Nie zabraniał Pan Cenckiewiczowi?
Oczywiście, że nie. Oceniam, że była to pierwsza próba wyczyszczenia
drogi dla różnych historyków, żeby mieli tu pełną swobodę. Żeby się
nikt w nic nie wtrącał.

polskatimes.pl/dziennikbaltycki/opinie/104770,mniej-badan-w-ipn,id,t.html




Temat: Hotel Joy pegasos Planet Sarigerme
Spedziłem tam urocze 2 tygodnie, wróciłem 1/07.
Poniżej negatywne uwagi:

Hotel nie reklamuje się że jest 5*, ale 4+*.

W hotelu są 2 rodzaje pokoi:
- aparamenty "junior suite" składające się z sypialni i pokoju
dziennego z balkonem, łazienka z wanną z hydromasażem, pokoje te
znajduja sie w niewielkich pawilonach 1 lub 2 pietrowych z
oddzielnymi wejsciami, chiche z widokiem na ogród. Faktycznie pokój
ten zasługuje na 4+*, ale biuro Itaka nie rezerwuje tych pokoi.
Hotel może zakwaterowac tam Polaków, jesli są one wolne, na co nie
ma szansy w sezonie.

- pokoje tzw. "family double" mieszczące sie w 2 pietrowym hotelowym
budynku głównym ( numery od 1xxx do 3xxx), standard max. 4*, długie
duszne korytarze bez klimy, pokój podzielony blatem na część
sypialną i dzienną, z balkonem z widokiem na basen ( głośno ) lub
sąsiedni plac ( budowa). Sprątane codziennie ale niedokładnie. Te
pokoje zarezerwowane są dla gości Itaki.

Miałem przyjemność mieszkac w obu pokojach, po pierwszym tygodniu w
apartamencie wyłaczono nam prąd, twierdząc że jest to awaria i że
musimy zmienić pokój. Oczywiście na ten gorszy, bo innych nie ma.
Problem dotknał jedynie tych apartamentów w których mieszkali
Polacy. Część osób nie chciało zmieniać pokoi. Ja zdecydowałem się
na zmianę, zastrzegając że gdy awaria zostanie usunieta, wrócę do
większego pokoju, co oczywiście nie nastąpiło.
W skrócie - w pokojach z których wyprowadzali się Polacy na drugi
dzień pojawiał sie prąd i kwaterowano Anglików, w pokojach z których
Polacy nie chcieli się wyprowadzić awaria trwała.

Po sprawie pozostał duży niesmak.

Druga kwestia to powrót do Warszawy, wylot o godzinie 3:45 rano, a
wyjazd z hotelu na lotniosko o godz. 23:00 ( zmieniony ostatniego
dnia z godz. 23:45 bez poinformowania uczestników ), czyli prawie 5
h przed wylotem. Czas przejazdu z hotelu na lotnisko to 15 - 20
minut. Na lotnisku byliśmy o 23:30 Odprawa biletowa rozpoczyna się
na 2 h przed wylotem, czyli o 1:45 rano, w środku nocy przez 2 h i
15 minut grupa czekała w hallu głównym lotniska, leżąc lub siedząc
na podłodze i bagażach na rozpoczecie odprawy.
Pani rezydentka, która odwoziła nas na lotnisko, stwierdziła w
autokarze, że przepisy bezpieczeństwa nie pozwalaja jej na
towarzyszenie nam na lotnisku i szybko pożegnała grupę. Jej
bezpieczeństwo faktycznie było zagrożone, szczególnie ze strony
zdenerowanych i niezadowolonych uczestników, którym Itaka
zaplanowała wielogodzinne czekanie w nocy na lotnisku w Dalamanie.
Ciekawostka - wyjazd na lotnisko 5 h przed wylotem dotyczy tylko
wylotów do Warszawy, w przypakdku pozostałych miast( Kraków,
Wrocław, Poznań, Gdańsk ) wyjazd z hotelu zaplanowano 2 - 3 h przed
wylotem.

Co kierowało organizatorami, aby tak zaplanowac podróz powrotna
pozostaje dla mnie tajemnicą.

Mimo to chetnie pojechałbym jeszcze raz, jednak tylko poza sezonem
wakacyjnym ze wzgledu na tłumy na stołówce i basenach. Przez
pierwszy tydzień, przy obłożeniu Hotelu na poziomie 75% było super.




Temat: Air Polonia bankrutem.
Air Polonia bankrutem.
"SkyEurope oferuje darmowe loty poszkodowanym pasażerom Air Polonii
05.12.2004

SkyEurope, pierwsza nisko-kosztowa, tania linia lotnicza w Europie Środkowej
z
bazami w Warszawie, Krakowie, Budapeszcie i Wiedniu-Bratysławie ogłosila
dzisiaj plan pomocy wielu tysiącom pasażerów odwołanych w niedzielę lotów Air
Polonii. Plan jest wynikiem inicjatywy Pana Jana Litwińskiego, Prezesa i
Direktora Generalnego Air Polonia aby znaleźć najlepsze rozwiązanie mające na
celu ochronę poszkodowanych pasażerów Air Polonia.

SkyEurope znacząco przyczyniło się do demokratyzacji transportu powietrznego
w
Europie Środkowej i Wschodniej, kiedy rozpoczeło działalność trzy lata temu.
Wielu pasażerów z tego regionu poraz pierwszy skorzystało z tej formy
podróżowania dzięki tanim przewoźnikom.

Oferta SkyEurope by pomóc poszkodowanym pasażerom Air Polonii ma zatem na
celu
również ochronę zaufania jakim klienci obdarzyli sektor tanich przewoźników.
Siatka połączeń SkyEurope powinna pozwolić na przebookowanie do 90% z 53 000
pasażerów, którzy zarezerwowali loty na sezon zimowy w Air Polonii (do 26
marca
2005):

Trasa Air Polonia ––> Trasa SkyEurope
Warszawa – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted
Warszawa – Paryż Beauvais ––> Warszawa – Paryż Orly
Warszawa – Rzym Ciampino ––> Warszawa – Rzym Fiumicino
Katowice – Londyn Stansted ––> Kraków – Londyn Stansted
Poznań – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted
Gdańsk – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted
Bydgoszcz – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted
Szczecin – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted

SkyEurope wprowadziło ofertę darmowych lotów* dla wszystkich pasażerów,
którzy
zarezerwowali loty z Air Polonia na wszystkich wymienionych trasach w okresie
od 6 grudnia 2004 do 26 marca 2005 (ograniczona dostępność podczas szczytu
sezonu – świąt Bożego Narodzenia – wynika z faktu, iż większość lotów
SkyEurope
w tym okresie zostało już wyprzedanych). Poszkodowani pasażerowie Air Polonii
mogą dokonywać rezerwacji na tych trasach od dzisiaj – 5 grudnia 2004 do
północy 20 grudnia 2004, z uwzględnieniem dostepności, poprzez wejście na
strony SkyEurope www.skyeurope.com i wprowadzenie numeru potwierdzenia z Air
Polonii. Pasażerowie otrzymają możliwość wykupienia taryfy za 0,01 PLN i
zobowiązani będą do zapłacenia jedynie opłat lotniskowych i pasażerskich
wynikających z wybranej trasy. Wszystkie rezerwacje tych darmowych lotów
opierać się będą na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy” i uzależnione są od
dostepności miejsc. Rezerwacji dokonywać można wyłącznie poprzez stronę
internetową. Pasażerowie, którzy dokonali rezerwacji za pośrednictwem biura
podróży proszeni są o kontakt ze swoim sprzedawcą w celu dokonania zmian
rezerwacji poprzez stronę internetową.

* Darmowy przelot = taryfa PLN 0,01 fare (ze względów podatkowych i
księgowych)
jednak pasażer musi opłacić należne opłaty lotniskowe, podatki, opłaty
pasażerskie.

“Zrobimy co w naszej mocy by pomóc poszkodowanym pasażerom Air Polonia i
zjednoczyć rodziny i przyjaciół w okresie przed- i poświątecznym“ powiedział
Christian Mandl, CEO SkyEurope. “Nasza oferta dotyczy pomocy pasażerom. Nie
jest naszą intencją by przejąć firmę Air Polonia Sp. z o.o. ze wzgledu na
zadłużenie i zobowiazanie firmy. Planujemy stworzenie możliwości pracy dla
części osób pracujacych dotychczas dla Air Polonia, chcących dołączyć do
SkyEurope w Warszawie bądź Krakowie.”

SkyEurope wkrótce ogłosi zwiększenie częstotliwości lotów na istniejących
trasach oraz wprowadzi nowe destynacje z Polski."




Temat: młodzi arty?ci poszukiwani
młodzi arty?ci poszukiwani
Młodzi arty?ci poszukiwani

Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej FAMA od wielu lat jest
największym i najpoważniejszym wydarzeniem kulturalnym ?rodowiska
studenckiego, organizowanym przez młodych ludzi. FAMA to doroczne ?więto
studentów, dla których kultura i sztuka to pasja, rozwój intelektualny i
twórcze spełnienie.

Od 1966 roku FAMA ?ciąga do ?winouj?cia studentów z całej Polski, gotowych
prezentować swoje najbardziej szalone pomysły. FAMA jest Festiwalem
interdyscyplinarnym. Dlatego wła?nie jest to najbardziej twórcze wydarzenie w
Polsce, budujące więzi pokoleniowe i ?rodowiskowe. W?ród laureatów FAMY z lat
ubiegłych widnieją takie nazwiska jak: Maryla Rodowicz, Magda Umer, Marek
Grechuta, Elżbieta Wojnowska, Andrzej Mleczko, Henryk Sawka, Mariusz
Lubomirski, Renata Przemyk, Jan Wołek, Adam Nowak z zespołem Raz Dwa Trzy,
Irek Dudek Blues Band, Nocna Zmiana Bluesa ze Sławkiem Wierzchowskim, zespół
T-Love, grupy teatralne Akademia Ruchu z Warszawy, Teatr STU z Krakowa,
Pantomima Szczecińska, kabarety Salon Niezależnych, Elita, Koń Polski,
Kuzyni, Władysław Sikora i kabaret Potem. Nie sposób zliczyć twórców, którzy
pojawili się w czasie kilkudziesięciu lat istnienia Festiwalu na jego
scenach. Od FAMY zaczynali karierę, tu stawiali swoje pierwsze artystyczne
kroki. Formuła Festiwalu ulega naturalnym modyfikacjom, odzwierciedlającym
zawsze aktualne preferencje, potrzeby i nastroje młodych artystów, a także
stan ducha młodego pokolenia.
FAMA niesie dwa ?ci?le ze sobą związane nurty ? warsztatowy oraz
prezentacyjny. Zasadą stało się powierzanie merytorycznej odpowiedzialno?ci
za poszczególne warsztaty wybitnym fachowcom ? pedagogom i autorytetom
artystycznym. Udział w czę?ci warsztatowej to nie tylko prezentacja
przygotowanych wcze?niej produkcji artystycznych i doskonalenie ich pod okiem
ekspertów, ale przede wszystkim tworzenie całkiem nowych jako?ci
artystycznych, których premierowa prezentacja odbywa się w trakcie Festiwalu.
W przeglądzie regionalnym mogą brać udział studenci, osoby związane ze
studenckim ruchem artystycznym, młodzi twórcy reprezentujący różnorodne
rodzaje aktywno?ci artystycznej. Ma on na celu promowanie idei festiwalu oraz
umożliwienie prezentacji wszystkim chętnym zgłaszającym się do konkursu z
naszego regionu.
Organizatorzy spodziewają się wielu zgłoszeń, a co za tym idzie niesłychanego
potencjału uczestników. Chcieliby, aby udział w tych eliminacjach był
szczególnym przeżyciem dla młodych artystów i jednocze?nie możliwo?cią dla
trójmiejskiej publiczno?ci na poznanie nowych, wschodzących talentów. Głównym
celem przeglądu jest wyłonienie najwybitniejszych i najciekawszych młodych
artystów, którzy zostaną zaproszeni do wzięcia udziału w wielkim finale
festiwalu w ?winouj?ciu latem 2003 roku. Zamierzeniem jest także
zaakcentowanie obecno?ci przedstawicieli trójmiejskiego ?wiata artystycznego
w ?winouj?ciu. Pragniemy pokazać, iż gdyńska, sopocka i gdańska młodzież nie
tylko konsumuje sztukę ale również ją tworzy i wyznacza jej nowe kierunki.
Trójmiasto zawsze miało swój charakter. Organizatorzy chcą go pokazać całej
Polsce na FAMIE. Fama ma byc nowoczesna, ma czerpac z nowych nurtow
muzycznych i artystycznych, jednoczesnie zachowujac swa tradycje.

TWORZYSZ WŁASNĄ MUZYKE,
POSIADASZ ZESPÓŁ,
?PIEWASZ SOLO,
PISZESZ POEZJĘ,
RAZEM ZE ZNAJMOMYMI TWORZYSZ KABARET
LUB TEATR AMATORSKI,
JESTE? TWÓRCĄ PROJEKTÓW ARTYSTYCZNYCH,
TZN.: HAPPENINGÓW, FOTOGRAFII,
MALARSTWA, RZE?BY,
ALBO WSPÓŁREDAGUJESZ AKADEMICKĄ GAZETĘ ?
FAMA JEST WŁA?NIE DLA CIEBIE!
KAŻDY PRZEJAW TWÓRCZO?CI STUDENCKIEJ
MA SZANSĘ SIĘ ZAPREZENTOWAĆ
CZEKAJĄ NAGRODY I WYJAZD NA FINAŁ LATEM W ?WINUJ?CIU

Chętni do udziału w eliminacjach powinni się zgłaszać w biurze Rady
Uczelnianej Zrzeszenia Studentów Polskich przy Akademii Morskiej w Gdyni
przy ul. Morskiej 83 w pokoju D-18, pod telefonem (0-58) 690-14-62, 0-601-
916-674, 0-501-446-081. Pod tymi numerami dostępne są również
wszelkie informacje na temat przeglądu. Można też pisać fama.gdynia@wp.pl .




Temat: Fordon -4VII .1424 r
Gość portalu: wojt napisał(a):

> Sa na szcęscie ludzie społecznicy którzy Fordon rozsławiają ks.Bulinski z
> parafii Mikołaja ks.Bucholz z Wiatraka , duzo robią Salezjanie np.Fordonski
> klub sportowy Salos oprócz srodowisk katolickich radni szczególnie pani
> Żydowicz pan Kozłowski pani Berendt ( konkursy wiedzy o Fordonie) jest pewna
> grupka zapaleńców no i ja tez coś tam robię nawet wspólpracuje z niektórymi z
> tych osób , my mozemy jedynie Fordon rozsławiac ale jak wiesz na wszystko
> brakuje pieniedzy które na pewno kilka inicjatyw by wsparły...

- ukaze tutaj Wojcie - na poparcie Twoich slow :

" Wiatrak buduje

Sobota, 12 lipca 2003r.

Jeszcze przez tydzień pięćdziesięcioro dzieci z Fordonu będzie uczestniczyć w
półkoloniach organizowanych przez Centrum Kultury Katolickiej "Wiatrak".
Chętnych było więcej, ale pomieszczenia CKK nie były w stanie pomieścić
wszystkich, a na budowę nowej siedziby wciąż brakuje blisko 3 milionów złotych.
Półkolonie trwają już od poniedziałku. Dla wielu maluchów jest to jedyne
miejsce, w którym mogą odczuć, że trwają wakacje. Tym bardziej, że na ten czas
organizatorzy przygotowali wiele atrakcji. Dzieci były już w piekarni i
dowiedziały się na czym polega praca piekarza. W czwartek zaprezentowały swoje
talenty, a w piątek spacerowały po Leśnym Parku Kultury i Wypoczynku. Przed
nimi jest jeszcze m. in. jednodniowy wyjazd do Gdańska, wycieczka do sortowni
śmieci, zajęcia teatralne i olimpiada sportowa. Wakacyjna oferta "Wiatraka" nie
ogranicza się jednak tylko do półkolonii.

- Dla ponad stu dzieci przygotowaliśmy wakacyjne wyjazdy do Nadola, Karpacza
oraz do Zakopanego, połączone z tygodniowym pobytem w Bułgarii - wymienia Anna
Leszczyńska z CKK "Wiatrak".

Na te - płatne - wyjazdy pozostało jeszcze kilka miejsc. Zabrakło ich,
niestety, dla rodziców, którzy chcieli wysłać swoje pociechy na półkolonie.
Pomieszczenia "Wiatraka" nie były w stanie pomieścić wszystkich chętnych.
Dlatego już od półtora roku trwa budowa nowej siedziby centrum - Domu
Jubileuszowego. Ma on mieć powierzchnię blisko trzech tysięcy metrów
kwadratowych.

- Piwnicę chcemy wykorzystać na wszelkie zajęcia sportowe. Na parterze znajdą
się sala widowiskowa i kawiarnia, na pierwszym piętrze - sale do zajęć
ruchowych, świetlica i biura, a na poddaszu będą pracownie, oratorium i pokoje
gościnne - oprowadza po nieistniejącym jeszcze budynku ks. Krzysztof Buchholz,
dyrektor CKK. - W tym tygodniu położyliśmy strop na pierwszym piętrze. W
przyszłym planujemy wylewać beton.

Dom Jubileuszowy ma być ogrzewany ekologicznymi metodami. Ciepło ma pochodzić z
odzyskiwalnych źródeł energii. Dzięki temu jego eksploatacja ma być tańsza.

- Wszystko jest możliwe dzięki pomocy wielu firm, które dają nam swoich
pracowników, sprzęt, a nieraz nawet materiały - podkreśla ks. Buchholz.
Najwięcej ofiarowały Rawex, Budopol, Ebud i Projprzem. Jednak mimo tej pomocy
budowa już pochłonęła 2 miliony złotych, a na dokończenie potrzeba jeszcze
blisko trzech. Dlatego podajemy numer konta "Wiatraka": Bank Pocztowy I
O/Bydgoszcz 13201117-93028-27003-100-0/0. Wolontariusze opiekujący się dziećmi
w "Wiatraku" wierzą, że po zakończeniu budowy przyjmą na kolonie wszystkich
chętnych.

bt - Express Bydgoski "




Temat: Ktoś chce zrobić z Częstochowy pipidówkę
Ktoś chce zrobić z Częstochowy pipidówkę
Przepraszam,ale czegos tutaj nie rozumiem.
Probuje czytac panski tekst,ale nie moge zlapac logicznego
watku.Widze ze probuje zajac pan odpowiednia pozycje w tym
wyscigu.Ale pozycje do czego.
Mecza mnie te wzajemne napuszcznia ludzi na siebie.Byc moze to jest
taka nasza polska specjalnosc.
Podaje pan tutaj przyklady ktore juz od samego poczatku utracaja
logice,bo jak wytlumaczyc ze od momentu opracowania koncepcji dla
Alej chec uzyskania dotacji podparta bedzie klamliwa interpretacja
dotyczaca pielgrzymkowej roli traktu Alej.
Jak wytlumaczyc te wszystkie badziabagi stawiane ku uciesze
powietrza na placach np.Daszyskiego.A moze prezydent tak dla numeru
interpretuje zakusy kupna elektrowni,dzialki kolo
Patrii,przeksztalcenia kamieniolomow na Srebrnej Gorze w osrodek
pielgrzymkowy na szlaku patniczym w strone Alej i J.G.
Troche sie pan pogubil w tym tlumaczenia decyzji magistratu i
zawilosci Czestochowy.
Strasznie manipuluje sie tutaj emocjami czestochowian,ktorzy tak
naprawde zasluguja na cos wiecej niz zycie w tym koszmarku.
Mieszkancy maja dosc eksperymentow na swoim zyciu,bo tak mozna
nazwac tez otoczenie w ktorym przyszlo im przebywac.Maja dosc
traktowania ich jako tej grupy ktora musi ciagle uslugiwac i
ustepowac w swoim miescie.Ale tez nie pozwola zeby jakakolwiek grupa
starala sie zawlaszczyc miasto dla swoich partykularnych celow.
Mamy miasto ktore jest w dolku.
Finansowym,kulturalnym,naukowym,demograficznym i psychologicznym.
Bez koncepcji na nastepne lata,bo nie mozna mowic tutaj o
pilgrzymkowej strategii dla cwiercmilionowego miasta.
Mamy szeryfa ktory nie umie okielznac takiego zadania jak umiejetne
dobranie i pokierowanie magistratem.Mamy radnych ktorzy zapomnieli o
planie zagospodarowania i rozwoju dla Czestochowy.
Co jeszcze?
Na razie starczy.I nagle pan wyskakuje nam tutaj z wizja
niespelnionych marzen o salonach,jak pan to pieknie powiedzial w
prowincjonalnym miescie.
Super.
W jednym z artykulow pisze pan ze nie ma szans w nastepnej dekadzie
na alternatywe dla Alej.
Wiec ja sie pytam czy nie mozna bylo wczesniej opracowac koncepcji
przepraw przez wezel kolejowy dla al.Sobieskiego i 1 maja?
Czy nie mozna bylo wczesniej pomyslec o koncepcji parkingow
potrzebnych w centrum po wylaczaniu z ruchu Alej.
Czy nie mozna bylo pomyslec o przerzuceniu polaczenia miedzy
ul.Garibaldiego,Krotka do Jasnogorskiej zeby odciazyc maly ruch
srodmiejski?
Itd,itd...
Sa dziesiatki pomyslow na usprawnianie miasta.I centrum i dzielnic
przyleglych.Ale do tego musza byc wladze ktore beda myslaly
logicznie.A nie tylko od wyborow do wyborow,albo referendum.
Byc moze trzeba byloby sciagnac do Czestochowy kilku
zaprzyjaznionych architektow z innych krajow ktorzy pokazali by w
miescie jak buduje sie drogi z kostki granitowej ktora kilka
miesiecy po oddaniu budowy nie bedzie juz wypadac.A moze trzeba by
zasiegnac rady kolegow we Wroclawiu,Szczecinie,Gdansku.Byc moze
trzeba by zaprezentowac radzie miasta i specjalistom z magistratu
jak mozna laczyc asfalt z granitem i kazdym kamieniem by stworzyc
swietna harmonie.Jak budowac sciezki rowerowe z asfaltu ktore nie
beda psuc estetyki.
Czegos mi w tej Czestochowie brakuje.Ma pan racje ze miasto ma prawo
posiadac ambicje bycia pieknym.
To prawda,ale potrzebna do wszystkiego jest logika.
I zamiast zastanawiac sie tutaj nad psychika postepowania takiej lub
innej grupy interesow,niech pan pisze dla zwyklych czytelnikow co
tzw.O.S.P.CZ chcialoby zaproponowac i zaoferowac w ramach pomyslow
dla modernizacji Alej.
I niech pan wreszcie napisze obiektywnie ze w tym momencie nie ma
innej mozliwosci dla miasta jak pozostawienie,ale uspokojonego ruchu
w dwoch pierwszych alejach.Przynajmniej do momentu stworzenia
alternatywy komunikacyjnej i modyfikacji centrum miasta.Na pewno
mieszkancy nie zgodza sie by chodniki zagracone byly znow
chaotycznie zaparkowanymi samochodami.
Jezeli juz parkingi to rownolegle i limitowane.Takze bardzo
potrzebny jest korytarz dla autobusow i taksowek np. wzorem Paryza.
Obowiazakowo droga dla rowerow wzdluz Alej.
Jezeli miasto chce zrobic prowizorke taka jak w tej chwili tylko ze
z granitami,to uwazam ze wyrzucanie naszych pieniedzy i kombinowanie
o dotacje nie maja najmnijszego sensu.Swoje czestochowskie-
prowincjonalne ego zaparkujemy przed biurem prezydenta.



Temat: Wyburzyli kolejny zabytek w Łodzi
Od oceny wartości zabytku jest konserwator zabytków.
Niestety łódzki konserwator, albo niewiele robi, vide fabryka Biedermanna, albo zakazuje zburzenia czegokolwiek.

Rozsądne gospodarowanie zabytkami to nie tylko zakaz wyburzeń czegokolwiek co tylko skończyło 50 lat i jest zabytkiem wpisanym do rejestru.
Patrząc w ten sposób nigdy nic nowego nie wybudowalibyśmy, chyba, że rozbudowywalibyśmy sie na zewnątrz. Ale wtedy w końcu zparotestują ekolodzy.

Przenieśmy się na chwilę w przyszłość, czy za 50 lat osiedle na Retkini całe uznane za zabytek będzie miało stać i zajmować miejsce, czy uznane zostanie za relikt PRL i wyburzone?

Konserwator zabytków powinien jasno określić w danym mieście lub województwie, zależnie od kompetencji, katalog perełek zabytkowych oraz kilku, dosłownie kilku mniej okazałych przykładów zabytkowej, dawnej zabudowy. Jeżeli ten katalog będzie mniejszy, łatwiej będzie znaleźć pieniądze na jego utrzymanie. Naprawdę nie każdy stary budynek trzeba zachowywać. Czasem się to udaje, właściciel go zrewitalizuje, stworzy biura, szkołę, lub hotel, a czasem nie. I jeżeli właśnie nie jest to perełka architektury, ale jeden z wielu zwykłych budynków no to cóż, wiele budynków jest budowane, i wiele jest rozbierane.

Inna sprawa, że fabryczka ta stała na uboczu, nie leżała w jakimś kompleksie zabytkowym, była sama jak palec pośród bloków, stacji benzynowych, salonów samochodowych, cmentarza i paragrafu. Nie stanowiła jakiejś konkretnej wartości w otoczeniu. Czy trzeba było ją zachowywać. Wydaje mi się że nie.

Miasto potrzebuje terenów do rozwoju, jednocześnie musi dbać o ład przestrzenny, a także o swoja historię, także zabytki.
"Gazecie" proponuję zamiast artykułów "burzą megazabytkową fabryczkę, kamienice, chodnik" rozpoczęcie debaty publicznej o ,nie tyle strategii ale, systemie ochrony zabytków w Łodzi i województwie. Zaproponujmy właśnie stworzenie katalogu kompleksów zabytkowych (Manufaktura, Scheibler i Księży Młyn, Piotrkowska, Gdańska, modernistyczna zabudowa Zachodniej, Narutowicza, os. Mireckiego) oraz perełek architektury (kapliczki w Łagiewnikach, poszczególne kamienice o naprawdę odmiennym lub bogatym stylu jak niektóre kamienice na Narutowicza, cerkwie, kościoły, cmentarze, radegast, dętka, pałacyk przy Sterlinga/Pólnocnej itp.)
Ten katalog, pozwoli określić sposób finansowania utrzymania zabytków, pozwoli też na działania destrukcyjno-twórcze w przypadkach gdzie ochrona zabtytku nie jest do końca uzasadniona (Dworzec Łódź Fabryczna).

A jeżeli jakiś zabytek (Kamienice przy początkowych numerach Narutowicza, dworzec Łódź Fabryczna) są zagrożone przez inwestycje w miasto to może zamiast burzyć, można je przenieść. To kosztuje dużo pieniędzy, tak, ale wtedy i wilk syty i owca cała. Zabytki nie mogą blokować rozwoju miasta, a miasto powinno się rozwijać uwzględniając szczególną rolę zabytków.

Czy np przeniesienie kamienic z rogu Narutowicza/Piotrkowska (nawet samych tylko frontów, klatek i zdobień) i zabudowanie jakiejś dziury w zabudowie kamienicznej w innym miejscu właśnie tymi kaminicami, może nie jest może najgorszym pomysłem. (np obudowanie Magdy, odważna sugestia, sam nie jestem do końca przekoany, ale rzucam jako przykład)

Trzeba dokładnie określić politykę zabytkową miasta. Bo chronienie wszystkiego, bez restaurowania, doprowadzi do sytuacji, że zabytki same się zawalą. Ale ograniczenie liczby zabytków, i skierowanie pieniędzy tylko na nie, pozwoli je uratowac i utrzymywać w pełnej krasie.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl



  • Strona 2 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 109 rezultatów • 1, 2, 3
    Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex