Biuro numerów Gdańsk

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro numerów Gdańsk




Temat: przyjmujemy kandyadatów do gdyńskich eliminacji
przyjmujemy kandyadatów do gdyńskich eliminacji
Młodzi artyści poszukiwani

Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej FAMA od wielu lat jest
największym i najpoważniejszym wydarzeniem kulturalnym środowiska
studenckiego, organizowanym przez młodych ludzi. FAMA to doroczne święto
studentów, dla których kultura i sztuka to pasja, rozwój intelektualny i
twórcze spełnienie.

Od 1966 roku FAMA ściąga do Świnoujścia studentów z całej Polski, gotowych
prezentować swoje najbardziej szalone pomysły. FAMA jest Festiwalem
interdyscyplinarnym. Dlatego właśnie jest to najbardziej twórcze wydarzenie w
Polsce, budujące więzi pokoleniowe i środowiskowe. Wśród laureatów FAMY z lat
ubiegłych widnieją takie nazwiska jak: Maryla Rodowicz, Magda Umer, Marek
Grechuta, Elżbieta Wojnowska, Andrzej Mleczko, Henryk Sawka, Mariusz
Lubomirski, Renata Przemyk, Jan Wołek, Adam Nowak z zespołem Raz Dwa Trzy,
Irek Dudek Blues Band, Nocna Zmiana Bluesa ze Sławkiem Wierzchowskim, zespół
T-Love, grupy teatralne Akademia Ruchu z Warszawy, Teatr STU z Krakowa,
Pantomima Szczecińska, kabarety Salon Niezależnych, Elita, Koń Polski,
Kuzyni, Władysław Sikora i kabaret Potem. Nie sposób zliczyć twórców, którzy
pojawili się w czasie kilkudziesięciu lat istnienia Festiwalu na jego
scenach. Od FAMY zaczynali karierę, tu stawiali swoje pierwsze artystyczne
kroki. Formuła Festiwalu ulega naturalnym modyfikacjom, odzwierciedlającym
zawsze aktualne preferencje, potrzeby i nastroje młodych artystów, a także
stan ducha młodego pokolenia.
FAMA niesie dwa ściśle ze sobą związane nurty – warsztatowy oraz
prezentacyjny. Zasadą stało się powierzanie merytorycznej odpowiedzialności
za poszczególne warsztaty wybitnym fachowcom – pedagogom i autorytetom
artystycznym. Udział w części warsztatowej to nie tylko prezentacja
przygotowanych wcześniej produkcji artystycznych i doskonalenie ich pod okiem
ekspertów, ale przede wszystkim tworzenie całkiem nowych jakości
artystycznych, których premierowa prezentacja odbywa się w trakcie Festiwalu.
W przeglądzie regionalnym mogą brać udział studenci, osoby związane ze
studenckim ruchem artystycznym, młodzi twórcy reprezentujący różnorodne
rodzaje aktywności artystycznej. Ma on na celu promowanie idei festiwalu oraz
umożliwienie prezentacji wszystkim chętnym zgłaszającym się do konkursu z
naszego regionu.
Organizatorzy spodziewają się wielu zgłoszeń, a co za tym idzie niesłychanego
potencjału uczestników. Chcieliby, aby udział w tych eliminacjach był
szczególnym przeżyciem dla młodych artystów i jednocześnie możliwością dla
trójmiejskiej publiczności na poznanie nowych, wschodzących talentów. Głównym
celem przeglądu jest wyłonienie najwybitniejszych i najciekawszych młodych
artystów, którzy zostaną zaproszeni do wzięcia udziału w wielkim finale
festiwalu w Świnoujściu latem 2003 roku. Zamierzeniem jest także
zaakcentowanie obecności przedstawicieli trójmiejskiego świata artystycznego
w Świnoujściu. Pragniemy pokazać, iż gdyńska, sopocka i gdańska młodzież nie
tylko konsumuje sztukę ale również ją tworzy i wyznacza jej nowe kierunki.
Trójmiasto zawsze miało swój charakter. Organizatorzy chcą go pokazać całej
Polsce na FAMIE. Fama ma byc nowoczesna, ma czerpac z nowych nurtow
muzycznych i artystycznych, jednoczesnie zachowujac swa tradycje.

TWORZYSZ WŁASNĄ MUZYKE,
POSIADASZ ZESPÓŁ,
ŚPIEWASZ SOLO,
PISZESZ POEZJĘ,
RAZEM ZE ZNAJMOMYMI TWORZYSZ KABARET
LUB TEATR AMATORSKI,
JESTEŚ TWÓRCĄ PROJEKTÓW ARTYSTYCZNYCH,
TZN.: HAPPENINGÓW, FOTOGRAFII,
MALARSTWA, RZEŹBY,
ALBO WSPÓŁREDAGUJESZ AKADEMICKĄ GAZETĘ ?
FAMA JEST WŁAŚNIE DLA CIEBIE!
KAŻDY PRZEJAW TWÓRCZOŚCI STUDENCKIEJ
MA SZANSĘ SIĘ ZAPREZENTOWAĆ
CZEKAJĄ NAGRODY I WYJAZD NA FINAŁ LATEM W ŚWINUJŚCIU

Chętni do udziału w eliminacjach powinni się zgłaszać w biurze Rady
Uczelnianej Zrzeszenia Studentów Polskich przy Akademii Morskiej w Gdyni
przy ul. Morskiej 83 w pokoju D-18, pod telefonem (0-58) 690-14-62, 0-601-
916-674, 0-501-446-081. Pod tymi numerami dostępne są również
wszelkie informacje na temat przeglądu. Można też pisać fama.gdynia@wp.pl .






Temat: młodzi artyści poszukiwani
młodzi artyści poszukiwani
Młodzi artyści poszukiwani

Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej FAMA od wielu lat jest
największym i najpoważniejszym wydarzeniem kulturalnym środowiska
studenckiego, organizowanym przez młodych ludzi. FAMA to doroczne święto
studentów, dla których kultura i sztuka to pasja, rozwój intelektualny i
twórcze spełnienie.

Od 1966 roku FAMA ściąga do Świnoujścia studentów z całej Polski, gotowych
prezentować swoje najbardziej szalone pomysły. FAMA jest Festiwalem
interdyscyplinarnym. Dlatego właśnie jest to najbardziej twórcze wydarzenie w
Polsce, budujące więzi pokoleniowe i środowiskowe. Wśród laureatów FAMY z lat
ubiegłych widnieją takie nazwiska jak: Maryla Rodowicz, Magda Umer, Marek
Grechuta, Elżbieta Wojnowska, Andrzej Mleczko, Henryk Sawka, Mariusz
Lubomirski, Renata Przemyk, Jan Wołek, Adam Nowak z zespołem Raz Dwa Trzy,
Irek Dudek Blues Band, Nocna Zmiana Bluesa ze Sławkiem Wierzchowskim, zespół
T-Love, grupy teatralne Akademia Ruchu z Warszawy, Teatr STU z Krakowa,
Pantomima Szczecińska, kabarety Salon Niezależnych, Elita, Koń Polski,
Kuzyni, Władysław Sikora i kabaret Potem. Nie sposób zliczyć twórców, którzy
pojawili się w czasie kilkudziesięciu lat istnienia Festiwalu na jego
scenach. Od FAMY zaczynali karierę, tu stawiali swoje pierwsze artystyczne
kroki. Formuła Festiwalu ulega naturalnym modyfikacjom, odzwierciedlającym
zawsze aktualne preferencje, potrzeby i nastroje młodych artystów, a także
stan ducha młodego pokolenia.
FAMA niesie dwa ściśle ze sobą związane nurty – warsztatowy oraz
prezentacyjny. Zasadą stało się powierzanie merytorycznej odpowiedzialności
za poszczególne warsztaty wybitnym fachowcom – pedagogom i autorytetom
artystycznym. Udział w części warsztatowej to nie tylko prezentacja
przygotowanych wcześniej produkcji artystycznych i doskonalenie ich pod okiem
ekspertów, ale przede wszystkim tworzenie całkiem nowych jakości
artystycznych, których premierowa prezentacja odbywa się w trakcie Festiwalu.
W przeglądzie regionalnym mogą brać udział studenci, osoby związane ze
studenckim ruchem artystycznym, młodzi twórcy reprezentujący różnorodne
rodzaje aktywności artystycznej. Ma on na celu promowanie idei festiwalu oraz
umożliwienie prezentacji wszystkim chętnym zgłaszającym się do konkursu z
naszego regionu.
Organizatorzy spodziewają się wielu zgłoszeń, a co za tym idzie niesłychanego
potencjału uczestników. Chcieliby, aby udział w tych eliminacjach był
szczególnym przeżyciem dla młodych artystów i jednocześnie możliwością dla
trójmiejskiej publiczności na poznanie nowych, wschodzących talentów. Głównym
celem przeglądu jest wyłonienie najwybitniejszych i najciekawszych młodych
artystów, którzy zostaną zaproszeni do wzięcia udziału w wielkim finale
festiwalu w Świnoujściu latem 2003 roku. Zamierzeniem jest także
zaakcentowanie obecności przedstawicieli trójmiejskiego świata artystycznego
w Świnoujściu. Pragniemy pokazać, iż gdyńska, sopocka i gdańska młodzież nie
tylko konsumuje sztukę ale również ją tworzy i wyznacza jej nowe kierunki.
Trójmiasto zawsze miało swój charakter. Organizatorzy chcą go pokazać całej
Polsce na FAMIE. Fama ma byc nowoczesna, ma czerpac z nowych nurtow
muzycznych i artystycznych, jednoczesnie zachowujac swa tradycje.

TWORZYSZ WŁASNĄ MUZYKE,
POSIADASZ ZESPÓŁ,
ŚPIEWASZ SOLO,
PISZESZ POEZJĘ,
RAZEM ZE ZNAJMOMYMI TWORZYSZ KABARET
LUB TEATR AMATORSKI,
JESTEŚ TWÓRCĄ PROJEKTÓW ARTYSTYCZNYCH,
TZN.: HAPPENINGÓW, FOTOGRAFII,
MALARSTWA, RZEŹBY,
ALBO WSPÓŁREDAGUJESZ AKADEMICKĄ GAZETĘ ?
FAMA JEST WŁAŚNIE DLA CIEBIE!
KAŻDY PRZEJAW TWÓRCZOŚCI STUDENCKIEJ
MA SZANSĘ SIĘ ZAPREZENTOWAĆ
CZEKAJĄ NAGRODY I WYJAZD NA FINAŁ LATEM W ŚWINUJŚCIU

Chętni do udziału w eliminacjach powinni się zgłaszać w biurze Rady
Uczelnianej Zrzeszenia Studentów Polskich przy Akademii Morskiej w Gdyni
przy ul. Morskiej 83 w pokoju D-18, pod telefonem (0-58) 690-14-62, 0-601-
916-674, 0-501-446-081. Pod tymi numerami dostępne są również
wszelkie informacje na temat przeglądu. Można też pisać fama.gdynia@wp.pl .






Temat: O rozwoju lotnisk
SkyEurope pomaga APN
SkyEurope, pierwsza nisko-kosztowa, tania linia lotnicza w Europie Środkowej z
bazami w Warszawie, Krakowie, Budapeszcie i Wiedniu-Bratysławie ogłosila
dzisiaj plan pomocy wielu tysiącom pasażerów odwołanych w niedzielę lotów Air
Polonii. Plan jest wynikiem inicjatywy Pana Jana Litwińskiego, Prezesa i
Direktora Generalnego Air Polonia aby znaleźć najlepsze rozwiązanie mające na
celu ochronę poszkodowanych pasażerów Air Polonia.

SkyEurope znacząco przyczyniło się do demokratyzacji transportu powietrznego w
Europie Środkowej i Wschodniej, kiedy rozpoczeło działalność trzy lata temu.
Wielu pasażerów z tego regionu poraz pierwszy skorzystało z tej formy
podróżowania dzięki tanim przewoźnikom.

Oferta SkyEurope by pomóc poszkodowanym pasażerom Air Polonii ma zatem na celu
również ochronę zaufania jakim klienci obdarzyli sektor tanich przewoźników.
Siatka połączeń SkyEurope powinna pozwolić na przebookowanie do 90% z 53 000
pasażerów, którzy zarezerwowali loty na sezon zimowy w Air Polonii (do 26 marca
2005):

Trasa Air Polonia ––> Trasa SkyEurope
Warszawa – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted
Warszawa – Paryż Beauvais ––> Warszawa – Paryż Orly
Warszawa – Rzym Ciampino ––> Warszawa – Rzym Fiumicino
Katowice – Londyn Stansted ––> Kraków – Londyn Stansted
Poznań – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted
Gdańsk – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted
Bydgoszcz – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted
Szczecin – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted

SkyEurope wprowadziło ofertę darmowych lotów* dla wszystkich pasażerów, którzy
zarezerwowali loty z Air Polonia na wszystkich wymienionych trasach w okresie
od 6 grudnia 2004 do 26 marca 2005 (ograniczona dostępność podczas szczytu
sezonu – świąt Bożego Narodzenia – wynika z faktu, iż większość lotów SkyEurope
w tym okresie zostało już wyprzedanych). Poszkodowani pasażerowie Air Polonii
mogą dokonywać rezerwacji na tych trasach od dzisiaj – 5 grudnia 2004 do
północy 20 grudnia 2004, z uwzględnieniem dostepności, poprzez wejście na
strony SkyEurope www.skyeurope.com i wprowadzenie numeru potwierdzenia z Air
Polonii. Pasażerowie otrzymają możliwość wykupienia taryfy za 0,01 PLN i
zobowiązani będą do zapłacenia jedynie opłat lotniskowych i pasażerskich
wynikających z wybranej trasy. Wszystkie rezerwacje tych darmowych lotów
opierać się będą na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy” i uzależnione są od
dostepności miejsc. Rezerwacji dokonywać można wyłącznie poprzez stronę
internetową. Pasażerowie, którzy dokonali rezerwacji za pośrednictwem biura
podróży proszeni są o kontakt ze swoim sprzedawcą w celu dokonania zmian
rezerwacji poprzez stronę internetową.

* Darmowy przelot = taryfa PLN 0,01 fare (ze względów podatkowych i księgowych)
jednak pasażer musi opłacić należne opłaty lotniskowe, podatki, opłaty
pasażerskie.

“Zrobimy co w naszej mocy by pomóc poszkodowanym pasażerom Air Polonia i
zjednoczyć rodziny i przyjaciół w okresie przed- i poświątecznym“ powiedział
Christian Mandl, CEO SkyEurope. “Nasza oferta dotyczy pomocy pasażerom. Nie
jest naszą intencją by przejąć firmę Air Polonia Sp. z o.o. ze wzgledu na
zadłużenie i zobowiazanie firmy. Planujemy stworzenie możliwości pracy dla
części osób pracujacych dotychczas dla Air Polonia, chcących dołączyć do
SkyEurope w Warszawie bądź Krakowie.”

SkyEurope wkrótce ogłosi zwiększenie częstotliwości lotów na istniejących
trasach oraz wprowadzi nowe destynacje z Polski.

*** About SkyEurope Airlines ***

SkyEurope operuje obecnie flotą 13 samolotów z 4 baz w Warszawie, Krakowie,
Budapeszcie i Wiedniu-Bratysławie. Siatka połączeń zawiera 35 tras do 19
destynacji w 12 krajach.

SkyEurope wspierane jest przez silne instytucje finansowe takie jak: Europejski
Bank Odbudowy i Rozwoju (EBOR), Europejski Fundusz Inwestycyjny (EFI), Bank ABN
AMRO oraz Bank Austria Creditanstalt i ostatnio zostało dokapitalizowane 10
milionami euro, co stanowi część programu dokapitalizowania o wartości 50
milionów euro.
SkyEurope ma szerokie doświadczenie jako pierwsza nisko-kosztowa, tania linia
lotnicza w Europie Środkowej. Świadczą o tym 3 lata prowadzenia z sukcesem
operacji oraz 1 milion przewiezionych pasażerów.

www.skyeurope.com



Temat: Wojny o rozbudowę Jagiellonki - cd.
Dziękuję za informację. Udało mi się zdobyć wspomniany numer „Architektury”
oraz dzięki „stuntmanowi” zapoznałem się ze stroną płockich inwestycji. Ogólnie
pozwala to na zrozumienie przedstawionych koncepcji architektonicznych
przebudowy przedmiotowego liceum. Zgodnie z obietnicą mogę teraz przedstawić
swoją, mam nadzieję, że obiektywną opinię. Zastrzegam jednak, że nie jestem
architektem i jest to tylko mój punkt widzenia jako konserwatora zabytków.
Uważam, że oba projekty są ładne, przemyślane, twórcze i z pewnością kosztowały
biura projektowe dużo wysiłku oraz pracy, lecz odbiegają one od mojej wizji.
Abstrahując od budynków związanych z całą infrastrukturą, jak basen, boiska,
internat, czy sala gimnastyczna, gdzie architekt mógł się w pełni wypowiedzieć
tworząc nowatorskie koncepcje, to w pierwszym i drugim projekcie zauważyłem
naruszenie pewnych zasad konserwatorskich w stosunku do substancji zabytkowego
budynku i jego historycznego otoczenia. W projekcie Budoplanu zmieniono
historyczny układ komunikacyjny tworząc nowe quasiportykowe wejście główne do
gmachu liceum oraz zaprojektowano nowy dziedziniec, który jak mniemam, nigdy w
tym miejscu nie istniał. Sądzę również, że panteon popiersi dyrektorów szkoły
jest niepotrzebny. Wewnątrz budynku można by było na ten szlachetny cel znaleźć
także miejsce. Pozytywną stroną jest chęć odtworzenia zabytkowego detalu
architektonicznego. Natomiast projekt Budinventu jest moim zdaniem zbyt
odważny. Pomimo zostawienia pierwotnego układu komunikacyjnego, nadmierne
przeszklenie dobudowanego (przebudowanego?) skrzydła budynku kontrastuje
zbytnio z wertykalną i horyzontalną artykulacją ścian budynku historycznego
tworząc wrażenie dysharmonii. Sądzę, że pewne poprawki w tym projekcie
pozwoliły by na stłumienie zaistniałego dysonansu. Problem wspomnianego
skrzydła nie istnieje w projekcie Budoplanu, gdzie część budynku zabytkowego
jest z nim zharmonizowana. Osobiście jestem zwolennikiem kontynuacji w
nawiązaniu do „dawności” w projektowaniu architektonicznym przy obiektach
zabytkowych (np. Starówka Elbląga, nowe realizacje w Gdańsku). Jestem
przekonany, że zaistniały problem z projektami powstał na etapie opracowywania
wstępnej koncepcji konserwatorskiej, jeżeli takowa w ogóle miała miejsce.
Uważam, że gdyby był prawdziwy konserwator zabytków, problem najzwyczajniej by
nie zaistniał, gdyż został by rozwiązany na etapie samej koncepcji oraz
uzgodnień i wytycznych. W tym kontekście chętnie pomogę, ale w żadne konflikty
nie dam się wciągnąć. Natomiast to czy Płock będzie miał prawdziwego
konserwatora (nie muszę to być ja, choć pod względem konserwatorskim jest w
Płocku duże pole do popisu), czy też nie, zależy tylko i wyłącznie od Władz
Miasta, a dokładniej od Waszego Prezydenta, który ogłosi konkurs na MKZ, czy
też ulegnie WKZ i tego nie zrobi?
Pozdrawiam
Konserwator




Temat: Air Polonia upada :)
odchodzą z honorem
SkyEurope, pierwsza nisko-kosztowa, tania linia lotnicza w Europie Środkowej z
bazami w Warszawie, Krakowie, Budapeszcie i Wiedniu-Bratysławie ogłosila
dzisiaj plan pomocy wielu tysiącom pasażerów odwołanych w niedzielę lotów Air
Polonii. Plan jest wynikiem inicjatywy Pana Jana Litwińskiego, Prezesa i
Direktora Generalnego Air Polonia aby znaleźć najlepsze rozwiązanie mające na
celu ochronę poszkodowanych pasażerów Air Polonia.

SkyEurope znacząco przyczyniło się do demokratyzacji transportu powietrznego w
Europie Środkowej i Wschodniej, kiedy rozpoczeło działalność trzy lata temu.
Wielu pasażerów z tego regionu poraz pierwszy skorzystało z tej formy
podróżowania dzięki tanim przewoźnikom.

Oferta SkyEurope by pomóc poszkodowanym pasażerom Air Polonii ma zatem na celu
również ochronę zaufania jakim klienci obdarzyli sektor tanich przewoźników.
Siatka połączeń SkyEurope powinna pozwolić na przebookowanie do 90% z 53 000
pasażerów, którzy zarezerwowali loty na sezon zimowy w Air Polonii (do 26 marca
2005):

Trasa Air Polonia ––> Trasa SkyEurope
Warszawa – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted
Warszawa – Paryż Beauvais ––> Warszawa – Paryż Orly
Warszawa – Rzym Ciampino ––> Warszawa – Rzym Fiumicino
Katowice – Londyn Stansted ––> Kraków – Londyn Stansted
Poznań – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted
Gdańsk – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted
Bydgoszcz – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted
Szczecin – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted

SkyEurope wprowadziło ofertę darmowych lotów* dla wszystkich pasażerów, którzy
zarezerwowali loty z Air Polonia na wszystkich wymienionych trasach w okresie
od 6 grudnia 2004 do 26 marca 2005 (ograniczona dostępność podczas szczytu
sezonu – świąt Bożego Narodzenia – wynika z faktu, iż większość lotów SkyEurope
w tym okresie zostało już wyprzedanych). Poszkodowani pasażerowie Air Polonii
mogą dokonywać rezerwacji na tych trasach od dzisiaj – 5 grudnia 2004 do
północy 20 grudnia 2004, z uwzględnieniem dostepności, poprzez wejście na
strony SkyEurope www.skyeurope.com i wprowadzenie numeru potwierdzenia z Air
Polonii. Pasażerowie otrzymają możliwość wykupienia taryfy za 0,01 PLN i
zobowiązani będą do zapłacenia jedynie opłat lotniskowych i pasażerskich
wynikających z wybranej trasy. Wszystkie rezerwacje tych darmowych lotów
opierać się będą na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy” i uzależnione są od
dostepności miejsc. Rezerwacji dokonywać można wyłącznie poprzez stronę
internetową. Pasażerowie, którzy dokonali rezerwacji za pośrednictwem biura
podróży proszeni są o kontakt ze swoim sprzedawcą w celu dokonania zmian
rezerwacji poprzez stronę internetową.

* Darmowy przelot = taryfa PLN 0,01 fare (ze względów podatkowych i księgowych)
jednak pasażer musi opłacić należne opłaty lotniskowe, podatki, opłaty
pasażerskie.

“Zrobimy co w naszej mocy by pomóc poszkodowanym pasażerom Air Polonia i
zjednoczyć rodziny i przyjaciół w okresie przed- i poświątecznym“ powiedział
Christian Mandl, CEO SkyEurope. “Nasza oferta dotyczy pomocy pasażerom. Nie
jest naszą intencją by przejąć firmę Air Polonia Sp. z o.o. ze wzgledu na
zadłużenie i zobowiazanie firmy. Planujemy stworzenie możliwości pracy dla
części osób pracujacych dotychczas dla Air Polonia, chcących dołączyć do
SkyEurope w Warszawie bądź Krakowie.”

SkyEurope wkrótce ogłosi zwiększenie częstotliwości lotów na istniejących
trasach oraz wprowadzi nowe destynacje z Polski.

*** About SkyEurope Airlines ***

SkyEurope operuje obecnie flotą 13 samolotów z 4 baz w Warszawie, Krakowie,
Budapeszcie i Wiedniu-Bratysławie. Siatka połączeń zawiera 35 tras do 19
destynacji w 12 krajach.

SkyEurope wspierane jest przez silne instytucje finansowe takie jak: Europejski
Bank Odbudowy i Rozwoju (EBOR), Europejski Fundusz Inwestycyjny (EFI), Bank ABN
AMRO oraz Bank Austria Creditanstalt i ostatnio zostało dokapitalizowane 10
milionami euro, co stanowi część programu dokapitalizowania o wartości 50
milionów euro.
SkyEurope ma szerokie doświadczenie jako pierwsza nisko-kosztowa, tania linia
lotnicza w Europie Środkowej. Świadczą o tym 3 lata prowadzenia z sukcesem
operacji oraz 1 milion przewiezionych pasażerów.

www.skyeurope.com




Temat: IBM szuka miejsca w miastach na Call Center.
IBM szuka miejsca w miastach na Call Center.
GW Trójmiasto Potentat komputerowy myśli o filii w Trójmieście

Maciej Sandecki 26-11-2004 , ostatnia aktualizacja 26-11-2004 20:35

Światowy lider w branży komputerowej szuka w Trójmieście miejsca na swój
oddział. Pracę w nim mogą znaleźć nawet dwa tysiące osób.

IBM chce otworzyć dużą filię, która zajmowałaby się usługami typu call-
center. Od kilku miesięcy firma poszukuje dogodnej lokalizacji w Polsce, a
także w Czechach i Estonii. W naszym kraju IBM przypatrywał się
nieruchomościom w Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie i Trójmieście. Spółka
poprosiła o pomoc Państwową Agencję Inwestycji Zagranicznych w Warszawie.

- Zwrócił się do nas belgijski oddział IBM - mówi Iwona Chojnowska-Haponik,
dyrektor departamentu obsługi inwestora PAIZ. - Sprawdziliśmy dla nich wiele
miejsc w kraju. W połowie roku postanowili wstrzymać cały proces, ale właśnie
dostaliśmy pismo, że go wznawiają. Piłka jest więc nadal w grze, ostateczne
decyzje jeszcze nie zapadły.

Według naszych informacji, w Trójmieście PAIZ znalazł dla IBM-u dwie
lokalizacje: Centromor w Gdańsku oraz budynek przy ul. Łużyckiej w Gdyni.

- Byli zainteresowani dużym biurowcem w centrum miasta - mówi Barbara Merchel-
Czech, kierownik działu promocji współpracującej z PAIZ-em Agencji Rozwoju
Pomorza. - Z tego co wiem, chcą zatrudnić nawet dwa tysiące osób.

Call-center to najdynamiczniej rozwijająca się dzisiaj forma obsługi
klientów. Poprzez centralę, do której dzwoni się na zwykle bezpłatny numer,
uzyskujemy wszelkie informacje o firmie i jej produktach. Obecnie usługa jest
poszerzana m.in. o obsługę rachunków bankowych, prowadzenie badań
marketingowych, dystrybucję i spedycję, rejestrowania skarg, próśb i życzeń
klientów, udzielanie porad, wysyłanie drukowanych na żądanie materiałów.
Dostęp do call-center jest całodobowy, więc gdyby IBM zdecydował się na
Trójmiasto, na każdej z czterech zmian pracowałoby po 500 osób.

Polskie przedstawicielstwo IBM w Warszawie nie wie jeszcze, kiedy
rozstrzygnie się sprawa lokalizacji filii.

*Atrakcyjne Pomorze

Województwo pomorskie pod względem liczby inwestycji zagranicznych plasuje
się na piątym miejscu w kraju. Obecnie w naszym regionie działa ponad 3 tys.
firm z udziałem kapitału zagranicznego, z czego 176 zainwestowało ponad
milion dolarów. Łączna wartość inwestycji sięga 3 mld dolarów. W ostatniej
dekadzie swoje przedstawicielstwa otworzyły m.in.: Philips, International
Paper, Flextronics, Intel, Ericsson, Dr Oetker, Volvo, Nordea Bank, GE
Capital Bank, Skanska, Farm Frites.
Potentat komputerowy myśli o filii w Trójmieście

ZOBACZ TAKŻE

• O szansach na inwestycję IBM w Trójmieście mówi Andrzej Liberadzki, prezes
Agencji Rozwoju Pomorza. (26-11-04, 20:38)

Gdy IBM szukał u nas biurowca kilka miesięcy temu, nasz region wydał im się
bardzo atrakcyjny. Zwracali uwagę na kwalifikacje pracowników - znajomość
języków i technologii informatycznych - a to mamy. Patrzyli na infrastrukturę
technologiczną oraz łącza. Z tym też jest dobrze. No i zależało im, żeby
budynek był w centrum miasta. Szczególnie podobało im się to, że leżymy nad
morzem. Teraz pewnie poproszą o pogłębienie oferty. Trudno powiedzieć, który
z warunków będzie dla nich najistotniejszy. W ogóle nie rozmawialiśmy o
podatkach czy kosztach pracy. Na pewno będziemy się bardzo starali, żeby
przyszli do nas.

Tylko znowu jest potrzebne kilka tys m2 biur conajmniej klasy B.




Temat: Jak wygląda konflikt Warszawa-prowincja
Jak wygląda konflikt Warszawa-prowincja
Ci z prowincji są zachłanni i zakompleksieni. Ci z Warszawy to zarozumiali
egoiści. To typowe opinie, jakie wyrażają o sobie nawzajem ci, którzy w
metryce urodzenia mają wpisaną Warszawę i ci, którzy wpisanej jej nie mają.
Z braku wolnych stolików w pobliskich knajpach, warszawianka Ewa Ratkowska,
studentka IV roku kulturoznawstwa, poszła do nielubianego przez nią Cinnamonu.
To najmodniejszy obecnie klub w stolicy, salon wystawowy aktorów serialowych,
stylistek i fryzjerów. – Patrzę, a tam przy drinku siedzi dziewczyna, która
sprzedaje w warzywniaku obok mojego bloku. Pamiętam, że kiedyś mówiła mi, że
pochodzi spod Siedlec – opowiada Ewa. Zdaniem warszawiaków to typowy przykład
leczenia kompleksów prowincjuszy poprzez aspirowanie do „towarzystwa”. – Takim
„pannom na kartoflach” wydaje się, że przyjechały do Nowego Jorku i od razu
zostają nowojorczykami, ludźmi wielkiego świata – mówi urodzony w Warszawie
Zbyszek, student psychologii społecznej. Panna na kartoflach – to jedno z
tysiąca określeń na przyjezdnych. Warszawiacy nawet Gdańsk czy Poznań nazywają
prowincją. A prowincja nazywa Warszawę największą wsią w Polsce. Podobnie
sprawa wygląda w całej Europie. Konflikt stolica – reszta kraju nie jest
bowiem typowy tylko dla Polski.

W szwedzkim Umei czy w Malmö stwierdzenie „ty zero ósemko” jest najgorszą z
możliwych obelg. „08” to numer kierunkowy do znienawidzonego na szwedzkiej
prowincji Sztokholmu…

Warszawiacy nie znoszą przyjezdnych i odmawiają uznania ich za obywateli
stolicy, bo obawiają się o swoje miejsca pracy i tożsamość miasta. Na pytanie
OBOP-u, co najbardziej denerwuje ich w przyjezdnych, niemal wszyscy odparli:
„że zostają tu na stałe”.

Konflikt Warszawy i reszty kraju jaskrawo widać w sferze pracy. Ludzie z
prowincji oskarżani są o demoralizowanie pracodawców – demoralizują, bo
pracują za półdarmo. – To warszawiacy sami nakręcają ten młyn. Z jednej strony
wolą zarobić na przyjezdnych, z drugiej oskarżają nas o odbieranie im pracy.
No to, kto jest w końcu winny? – irytuje się pochodzący ze Słupska Mariusz
Kalukin. – Nie zaniżamy pensji, to raczej warszawiak wietrzy spisek, że mało
zarabia przez przyjezdnych, choć tak naprawdę jest po prostu słaby. Lub słaba
jest firma, która go zatrudnia – dodaje Edyta Oskierko, która do Warszawy
przyjechała pięć lat temu z Mazur. Jej pierwszą pracą było smażenie
hamburgerów w sieci fast foodów. Pracując kilkanaście godzin dziennie, z
trudem zarabiała na czesne w studium technik prac biurowych. Po fast foodzie
nadszedł awans zawodowy w postaci pracy na recepcji w hotelu, potem asystentki
szefa w biurze handlowym, aż wreszcie etat producenta programu telewizyjnego w
Polsacie, gdzie dziś pracuje. Warszawiacy byli zirytowani tą karierą – im
przecież w znalezieniu pracy pomaga mama czy ciocia, a przyjezdni są z reguły
w Warszawie pozostawieni sami sobie.
kiosk.onet.pl/dlaczego/1230488,1920,artykul.html




Temat: Czy młodzież Krakowa pójdzie w niedzielę do gło...
jak możecie wykorzystywać wasza matke, ona zapewne zagłosowalaby na
Kaczyńskiego tylko narzuciliście jej wasze (nie wasze tylko zdanie Michnika!
gazety wybiórczej), normalnie jak czytam takie teksty o Polsce
ubezwłasnowolnionej to ręce mi opadaja jak Polacy mogą być zaślepienie w gazete
Michnika. Czy nie trzeab zdjąć klapek z oczu i obejrzeć sie co się dzieje
wokół. Chyba że ciągle chce się być koniem pociągowym w tym przypadku
aferzystów z platformy.

"Politycy Platformy Obywatelskiej często podkreślają swój krytyczny stosunek
do "rozdawnictwa budżetowego". Sami jednak nie mają żadnych obiekcji w sięganiu
po publiczny grosz. Prywatna Fundacja Liberałów, której założycielem i
członkiem rady był m.in. Donald Tusk, w latach 2001-2002 otrzymywała dotacje z
budżetu województwa pomorskiego. Doradca prezydenta Gdańska - czołowego
działacza miejscowej PO Pawła Adamowicza - Lech Parell jako udziałowiec spółki
wydawniczej Millenium Media zarabiał jednocześnie na umowach z miastem. Na
transakcji z tytułu praw autorskich korzystał też sam Donald Tusk. Miasto
zamieszczało również płatne reklamy w miesięczniku "30 dni", wydawanym przez...
Millenium Media.
W 1995 r. Donald Tusk założył Fundację Pomocy Dzieciom Skrzywdzonym "Dar
Gdańska". Idea szczytna; jednym z celów działalności fundacji
była "wszechstronna pomoc dzieciom i młodzieży Pomorza Gdańskiego, pozbawionym
odpowiednich warunków życia i rozwoju z powodów zdrowotnych i społecznych".
Fundacja miała też "upowszechniać dziedzictwo kulturowe i historię Gdańska i
Pomorza Gdańskiego wśród dzieci i młodzieży". Spore przychody, nawet rzędu 160
tys. zł rocznie, na swoją działalność fundacja uzyskiwała przez szereg lat z
tytułu sprzedaży serii wydawnictw "Był sobie Gdańsk". Najbardziej znana
publikacja z tej serii, o tym samym tytule, stała się sławna po tym, gdy Jacek
Kurski w wywiadzie dla jednego z tygodników zapytał o przeszłość dziadka Tuska,
który służył w Wehrmachcie.
Książka sprzedawała się bardzo dobrze, tak jak i inne tytuły z tej
serii: "Dawny Sopot" czy "Oliwa". Dlaczego więc nagle rada fundacji doszła do
wniosku, że kolejne edycje będą nieopłacalne, i przekazała prawa autorskie
prywatnej spółce Millenium Media? Nieco światła na tę sprawę może rzucić kilka
szczegółów: po pierwsze, dyrektorem fundacji był jednoczesny większościowy
udziałowiec spółki MM Grzegorz Fortuna. Po drugie, siedziba spółki, "Daru
Gdańska", Fundacji Liberałów i biuro poselskie Donalda Tuska mieszczą się pod
tym samym adresem, mają ten sam numer telefonu.
Fundatorem i członkiem Rady Nadzorczej Fundacji Liberałów był jeszcze w
styczniu br. Donald Tusk. To także on odpowiada za zarzuty, które w 2003 r.
Najwyższa Izba Kontroli postawiła fundacji. Kontrolerzy NIK stwierdzili
mianowicie, że specjalnie podzielono na części zamówienia dotyczące usług
związanych z przygotowaniem do druku czasopisma wydawanego przez Fundację
Liberałów "Przegląd Polityczny" i zastosowano tryb zamówienia z wolnej ręki, by
uniknąć obowiązku wynikającego z ustawy o zamówieniach publicznych. Fundacja
jej podlegała, gdyż pismo w latach 2001-2002 było dofinansowywane z budżetu
województwa pomorskiego.
Dlaczego Tusk nie wpisał do swojego oświadczenia majątkowego faktu, że według
stanu na 31 grudnia 2004 r. był członkiem Rady Nadzorczej Fundacji Liberałów?
Dlaczego sam nie respektuje kryteriów, których tak domagał się chociażby od
Włodzimierza Cimoszewicza? W oświadczeniu przekazanym Kancelarii Sejmu 27
kwietnia 2005 r. w rubryce "jestem członkiem rady nadzorczej (od kiedy?)" nie
ma ani słowa. A przecież Tusk w 2004 r. uczestniczył w posiedzeniach rady
Fundacji Liberałów, co odnotowuje Krajowy Rejestr Sądowy. Zapytany o to przez
nas, wyjaśnił, że faktu zasiadania w radzie fundacji nie wpisał w oświadczeniu
poselskim, bo była to "funkcja honorowa i nie wziął za to pieniędzy".

Zarobi spółka kolegi
Fakt, że Fundacja "Dar Gdańska" scedowała prawa do wydawania albumów spółce,
dziwi tym bardziej, że publikacje dalej świetnie się sprzedawały, choć
rzeczywiście suma honorariów z tytułu praw autorskich, które inkasował Tusk,
zaczęła maleć z ponad 44 tys. zł w 2003 r. do niespełna 10 tys. zł rok później.
Mniej zarabiał Tusk, ale mniej dostawały też dzieci z tytułu realizowania celów
statutowych fundacji. Ostatecznie na początku sierpnia br. Tusk podjął decyzję
o likwidacji "wobec wyczerpania się środków finansowych i majątkowych
fundacji". W ostatnich latach przynosiła tylko straty. Takich problemów nie
miał z pewnością doradca prezydenta Gdańska - czołowego działacza miejscowej PO
Pawła Adamowicza - Lech Parell jednocześnie... udziałowiec spółki Millenium
Media. Spółka zarabia na umowach z miastem. Urząd kupuje od nich albumy, w 2003
r. - 200 sztuk. Na tym pośrednio zarabia sam Tusk z tytułu praw autorskich.
Miasto zamieszcza też płatne reklamy w miesięczniku "30 dni", wydawanym przez
Millenium Media. Jeszcze w lutym ub.r., gdy sprawę opisała jedna z lokalnych
gazet, krytykowała ją surowo ówczesna szefowa polskiego oddziału Transparency
International Julia Pitera, obecnie... posłanka Platformy Obywatelskiej.

Obelgi zamiast wyjaśnień
"'Nasz Dzien nik' dał popis PRL-owskiej szkoły propagandy komunistycznej, bo
nie opisuje faktów, tylko nimi manipuluje" - skarży się po naszych publikacjach
szef sztabu Tuska, Jacek Protasiewicz, na łamach "Gazety Wyborczej", której
wrocławski dodatek wziął w obronę polityków "skrzywdzonych" artykułami
ujawniającymi ich niejasne interesy. Zdecydowanie łatwiej nazwać je "atakiem
politycznym" niż merytorycznie odpowiedzieć na zarzuty o nepotyzm i wspieranie
koleżeńskich układów za publiczne pieniądze. Paweł Piskorski tworzył "układ
warszawski", Schetyna - "układ wrocławski". Trudno oczekiwać, by Donald Tusk
reagował na zarzuty, skoro sam jest uwikłany w niejasną siatkę interesów w
Gdańsku.
"Dziennik sugeruje, że agencja Kaliny Rowińskiej-Schetyny dostała zlecenie
tylko dlatego, że szefem biura promocji w mieście był Jacek Protasiewicz, wtedy
protegowany Schetyny, dziś szef sztabu wyborczego Donalda Tuska" - czytamy
w "Gazecie". Otóż, niczego nie sugerujemy. Zawarcie umowy było faktem.
Obracanie publicznymi pieniędzmi wymaga całkowitej przejrzystości, a tego typu
transakcji urzędnicy ratusza nie powinni podpisywać ze znajomymi czy członkami
rodzin. Takie standardy obowiązują we wszystkich cywilizowanych państwach. -
Gdyby Kalina siedziała w domu i robiła na drutach, byłoby dobrze, a że działa w
biznesie, to jest problem - wyłuszcza obecny szef Agencji ARRS Effectica
Dariusz Franckiewicz. No cóż, nic dodać, nic ująć! Trudno się nie zgodzić z
taką opinią."




Temat: Czy na wycieczce potrzebny jest pilot?
Czy na wycieczce potrzebny jest pilot?
Postanowiłem włożyć kij w mrowisko i odpowiedzieć sobie na tak
postawione pytanie. O dziwo odpowiedź w moim mniemaniu brzmi - nie.
Pilot wycieczek to funkcja stworzona w minionym systemie społecznym
i gospodarczym, występująca (ktoś w dyskusji powoływał się na
przykłady Czech, Skandynawii, Chorwacji... i Rosji) jako zawód
regulowany jedynie w Polsce - o Czechach np. wiem, że jest to
wybitnie "wolna" funkcja. W Niemczech panuje totalna swoboda, którą
odzwierciedla wypowiedź właściciela niemieckiego biura, że jeśli do
niego przyjedzie grupa rosyjska, a u niego jako sprzątaczka jest
zatrudniona Rosjanka - to on jej powierzy pilotowanie grupy. W tym
też kierunku zmierzają zmiany w ustawie o usługach turystycznych -
organizator, o ile ten projekt ustawy stanie się prawem, będzie
musiał poinformować, jakie kwalifikacje ma jego przedstawiciel -
przewodnika, pilota wycieczek, czy też inne - jest np. pracownikiem
biura. Pewnie na ustanowienie funkcji pilota wycieczek
(zagranicznych) miała niegdyś swój wpływ słaba znajomość języków
obcych wśród polskich turystów.
W swej dotychczasowej praktyce byłem wielokrotnie świadkiem, jak
przyjeżdżające grupy niemieckie bądź szwajcarskie (do tych dwu nacji
ogranicza się moje doświadczenie w zakresie pilotowania
przyjazdówek) część pobytu w Polsce doskonale obchodziły się bez
miejscowego pilota. Przykładowo: grupa przyjeżdża do Wrocławia,
zwiedza go z zamówionym przewodnikiem niemieckojęzycznym, jedzie do
Krakowa, gdzie nocuje. Następnego dnia całodzienne zwiedzanie
Krakowa z zamówionym wcześniej przewodnikiem - oczywiście w języku
niemieckim. Kolejnego dnia rankiem ruszają już z polskim pilotem
przez Częstochowę do Wawy. Następny dzień - ziedzanie Wawy, przejazd
na Mazury. 5 dzień - Mazury, 6 - Mazury-Malbork (zwiedzanie)-Gdańsk,
gdzie przekazuję przesympatycznych Szwajcarów w ręce przewodnika
miejskiego i żegnam się z nimi. A oni kolejnego dnia przez Szczecin
udają się do Niemiec. Pytam się - gdzie tu miejsce dla pilota? Nawet
na Mazurach oferowano mi przewodnika, ale zrezygnowałem z niego,
wychodząc z założenia, że nie byłoby tu już dla mnie miejsca.
Kwaterowanie w Krakowie i Gdańsku odbywało się zapewne tak, jak to
obserwowałem w Wawie i Mikołajkach oraz w przypadku wielu innych
grup cudzoziemców - w recepcji voucher na ladę, pracownik recepcji
kładzie obok otrzymaną od biura listę uczestników z dopisanymi
numerami pokojów. Wydanie kluczy, ustalenie pory obiadokolacji i
śniadania następnego dnia oraz jutrzejszego wyjazdu z hotelu.
Koniec. Jaka to filozofia? Tam, gdzie nie ma pilota, załatwia to
kierowca. W tym układzie pracuję w większej mierze jako przewodnik
niż pilot i to może nie w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz jako
osoba, która przybliża realia życia w Polsce cudzoziemcom. A jeśli
potrafi się ich zainteresować (a z Niemcami nie jest to trudne,
bowiem większość z przyjeżdżających tu wykazuje spore
zainteresowanie), to pytania mogą być różne i dotyczyć np. nie tylko
bigosu czy krupniku, zw. u nich Bärenfang, wprowadzenia euro w
Polsce, ale i tak zawiłych spraw, jak chociażby przejścia byłej
prywatnej własności Niemców jako osób fizycznych (gospodarstwa
rolne,domy, mieszkania) na rzecz obecnych właścicieli.
Wiem, odpowiecie mi - a któryż to polski kierowca zakwateruje grupę?
Racja, zwłaszcza jeśli okazuje się, że biura z kilkunastoletnią
tradycją nie potrafią poprawnie sporządzić rooming listy. A kto
pomoże biednemu turyście, jeśli w WC zabraknie papieru życia? I to
też racja - Polak w tej sytuacji idzie do pilota, Niemiec - do
recepcji (kłania się znajomość języków). Ale młodsze pokolenie
znacznie lepiej opanowało języki obce niż ich ojcowie i może za 2
pokolenia ta postawa polskich turystów się zmieni.
Niemcy czy Szwajcarzy nie będą targali do wnętrza autokaru
nadmiernych bagaży - aparat fotograficzny, przewodnik, parasol, ew.
płaszcz. Na postoju kawę czy piwo kupią u swego kierowcy, śmieci
wyniosą i wrzucą do parkingowego pojemnika na śmieci (ich sposób
bycia nie przewiduje woreczków na podłokietnikach). Czasem kupią u
kierowcy sznapsa (40 ml!) i wypiją go. Żadnych awantur alkoholowych -
ani w autokarze, ani w hotelu (raz zdarzyło się w szczecińskim
Radissonie, ale o tym dowiedziałem się dopiero następnego dnia -
obsługa hotelowa sama zażegnała awanturę, nie budząc o 2 w nocy
pilota). Żadnego żarcia w autobusie - od tego są postoje.
Korzystanie z WC w autokarze tylko! w sytuacjach awaryjnych. Tego
nie trzeba im tłumaczyć. Mają to we krwi. Więc po co im pilot?
Przewodnik - tak, a pilot? Każdy z Was ma zapewne doświadczenie z
polskimi grupami - proszę je porównać z tym, co napisałem powyżej.
Przykłady mógłbym mnożyć, ale przecież nie o to chodzi.
Dochodzę do mało budującego wniosku - jedyną racją utrzymania
funkcji pilota wycieczek jest mentalność polskiego turysty i jego
sposób bycia. Zdaję sobie sprawę, że moje poglądy są co najmniej
kontrowersyjne i dlatego mam nadzieję, że wkrótce otrzymam "stosowny
odpór" ze strony połączonych sił pilockich.
Pozdrawiam adwersarzy 13



Temat: Dostalem oferte i SPROBOWALEM!!!
i jeszcze taki kwiatek ....

Gang polskich "wolontariuszy"
Marion Scott, tłum. Joanna McCaffrey
11.03.07 Sunday Mail

Gang polskich "wolontariuszy"

Czlonkowie zorganizowanej grupy oszustów podajacych sie za dzialaczy organizacji charytatywnych sa poszukiwani w zwiazku z zarzutami wyludzenia od Szkotów setek tysiecy funtów.

Gang – pod przewodnictwem zamoznych braci Mateusza i Jacka Szramke – rozprowadza ulotki wsród tysiecy domostw szkockich podszywajac sie pod organizacje dobroczynne o nazwach Scottish Help for the World (Szkocka Pomoc dla Swiata) i Scottish Help for Poor People (Szkocka Pomoc Ubogim). Szkockie rodziny, wierzac, ze pomagaja ubogim w Polsce i innych krajach wschodnioeuropejskich, oddaja oszustom ubrania, zabawki, sprzety domowego uzytku oraz przedmioty takie jak wózki i przybory dzieciece. Ale gazeta Sunday Mail ujawnia, ze numery rejestracyjne polskich organizacji charytatywnych i numery brytyjskich urzedów celnych podane na ulotkach zostaly sfalszowane.

Pracownik zatrudniony przez braci Szramke powiedzial zespolowi dochodzeniowemu gazety, ze ofiarowane dobra sa sprzedawane z duzym zyskiem polskim sklepom z artykulami uzywanymi.
Urzednicy Biura Regulacyjnego Szkockich Organizacji Dobroczynnych (the Office of the Scottish Charity Regulator), badaja w tej chwili sprawe braci Sramke, a i polscy urzednicy prowadza juz w tej sprawie dochodzenie...
Bracia Sramke twierdza, ze przekazuja dobra polskiej organizacji charytatywnej o nazwie „Dewajtis”.
Ale wczoraj wieczorem Konsul Generalny Aleksander Dietkow oswiadczyl: "Taka organizacja chrytatywna nie istnieje w Polsce. W moim kraju obowiazuja rygorystyczne przepisy dotyczace dzialalnosci organizacji charytatywnych, a te ulotki nie spelniaja wymogów ani prawa szkockiego, ani polskiego. Polskie Ministerstwo Spraw Wewnetrznych reguluje dzialalnosc organizacji dobroczynnych w Polsce, a zarówno pieczec, jak i numery podane na tych ulotkach sa calkowicie sfalszowane. Nasz kraj cieszy sie wielkim zaufaniem spolecznosci szkockiej, totez oburza mnie fakt, iz oszusci ci próbuja nadszarpnac to zaufanie."

Wyludzane w ten sposób dobra sa wywozone ze Szkocji dwa razy w tygodniu.
Bracia Sramke mieszkaja w okolicy Gdanska i prowadza lukratywna dzialalnosc gospodarcza obejmujaca prowadzenie hotelu i spólki z uzywana odzieza o nazwie Domplast, która sprzedaje ubrania na wage. Jeden z pracowników spólki Domplast powiedzial przedstawicielowi Sunday Mail: „Kazda ciezarówka przywozi cztery tony uzywanego towaru. Jezeli przedmioty nie sa w dobrym stanie, sprzedajemy je po funcie za kilogram, ale jesli sa w dobrym gatunku, dostajemy prawie szesc funtów od kilograma. Jesli chodzi o towar ze Szkocji, jest on zawsze wysokiej jakosci. Sprzedajemy go hurtowniom i sklepom z odzieza uzywana.”
Mateusz, lat 19, i Jacek, lat 17, kieruja grupa prawie dwudziestu osób w malenkim mieszkaniu w dzielnicy Govanhill w Glasgow.

Oszusci wynajmuja 5 kontenerów ze skladu kontenerów mieszczacego sie w poludniowej czesci miasta, ale ostanio nie byli tam widziani juz od jakiegos czasu. Alex McLeod, który zarzadza skladem przy Carmichael Street, Ibrox, stwierdzil:
"Osoby te korzystaja z naszych uslug od co najmniej siedmiu miesiecy; dwie pelne towaru ciezarówki wyjezdzaja stad do Polski kazdego tygodnia. Nie pochwalam tego co robia, poniewaz ich darczyncy przekonani sa o charytatywnym charakterze tej dzialalnosci. Przyjezdzaja i wyjezdzaja w nocy, totez trudno zamienic z nimi nawet slowo."

Biuro Regulacyjne Szkockich Organizacji Dobroczynnych (the Office of the Scottish Charity Regulator - OSCR) podalo, ze dochodzenie w sprawie dzialalnosci gangu trwa juz od szesciu miesiecy.
OSCR wystosowalo obwieszczenia przeciwko grupie przestepczej i jesli beda oni dalej lamac prawo, moga zostac ukarani kara grzywny w wysokosci trzech i pól tysiaca funtów i kara pozbawienia wolnosci do trzech miesiecy.
W oswiadczeniu OSCR stwierdza sie: "Od sierpnia 2006r. otrzymalismy szereg zgloszen ze strony osób prywatnych, kwestionujacych charytatywny charakter dzialalnosci Scottish Help. Scottish Help rozprowadza ulotki zapowiadajace zbiórke odziezy uzywanej. W ulotkach podany jest "numer Rejestru Organizacji Charytatywnych PL168639 ", jak równiez istnieje wzmianka o „zbiórce na cele charytatywne ". Scottish Help nie jest zarejestrowana w Szkockim Rejestrze Organizacji Charytatywnych."

David Thomson, stajacy na czele South Ayrshire Trading Standards, oswiadczyl: "Nasi urzednicy, w nastepstwie skarg tutejszych mieszkanców, juz od pewnego czasu prowadza dochodzenie w sprawie tej podajacej sie za charytatywna organizacji. Przejelismy pelna towaru ciezarówke i towar ten pozostaje u nas do czasu zakonczenia postepowania." Natomiast rzecznik Kosciola Katolickiego oswiadczyl: “Jest to godne potepienia oszustwo, wykorzystujace ludzka szczodrosc i naruszajace dobre imie wielu Polaków, których obecnosc wzbogacila Szkocje, a co do których wkradaja sie teraz podejrzenia w umysly tutejszych spolecznosci.”

Przedstawiciel Parlamentu Brytyjskiego z regionu Ayshire, MP Brian Donohoe stwierdzil: "Chcialbym wiedziec, w jaki sposób grupa ta byla w stanie prowadzic swoja dzialalnosc przez tak dlugi okres czasu pod nosem wladz i jakie postepowania sprawdzajace zostaly przeprowadzone w zakresie cotygodniowego wywozu towaru z Wielkiej Brytanii. Nie spoczne dopóki nie otrzymam szczególowego sprawozdania w tej sprawie.”

Kate Higgins, menadzer szkockiego oddzialu Fundraising Standards Board, oswiadczyla: "Kazda prawdziwa organizacja charytatywna, organizujaca zbiórki od osób prywatnych, powinna dolaczyc do nas i zadeklarowac chec dzialania w sposób otwarty, godziwy, uczciwy i etyczny. W ten sposób ofiarodawcy beda mogli polegac na rozpoznawalnym znaku zaufania dla naszej organizacji (znaku „tick”) i miec pewnosc, ze ich dary beda przekazane na uczciwe cele.

Bracia Szramke nie odpowiedzieli na wiadomosci gazety Sunday Mail pozostawione im w ich lokalu w Glasgow i w ich siedzibie w Polsce.



Temat: Czy tygodnik (TW) Polityka przestanie istnieć?
Czytaj uważniej !!
Kolego wypraszam sobie aby zwracać się do mnie -"koleżko" bo jest zwrot
charakterystyczny dla przedstawicieli marginesu i raczej ma znaczenie poniżające
dla osoby do której jest kierowne.Dlatego też czasami osoba zwracająca się w ten
sposób do kogoś może liczyć się
z tym,że dostanie po gębie.Zaskoczony jestem skąd na forum takie zwroty.
Nikogo nie wprowadzałem w błąd ale korzystałem z wyjaśnień udostępnianych w
prasie,oto one
i źródło:
Gazeta.pl > Kraj > Informacje > Ostatnie 14 dni

Poniedziałek, 7 lutego 2005

Jak czytać listę Wildsteina?

ZOBACZ TAKŻE

• Kolejka po teczki w IPN (04-02-05, 00:00)

em 04-02-2005, ostatnia aktualizacja 03-02-2005 20:12

czytaj dalej »
r e k l a m a

Lista Wildsteina budzi zainteresowanie i pytania. Próbujemy na niektóre
odpowiedzieć.

Sygnatura akt na liście jest zbudowania np. tak: IPN BU 001099/57 (nr fikcyjny).

Litery to Instytut Pamięci Narodowej, Biuro Udostępniania. Ono przejęło akta
PRL-owskich specsłużb.

Dwa zera to informacje ściśle tajne. - Na ogół tak oznaczano akta tajnych
współpracowników i kandydatów na TW - mówi nam dr Paweł Machcewicz, dyrektor
Biura Edukacji Publicznej IPN.

Liczba po zerach do znaku "/" w powyższym przykładzie oznacza numer partii akt z
protokołu przejęcia przez IPN dokumentów. Liczba po kresce oznacza numer tej
teczki w spisie.

Jednym zerem są oznaczone dokumenty tajne. - Tak oznaczano osoby pracujące na
etacie w służbach. Jeśli sygnatura w ogóle nie ma początkowych zer, to oznacza,
że dokumenty były uznawane przez te służby za jawne. Często takie oznaczenia
mają akta etatowych pracowników - mówi Machcewicz. Dodaje, że tych zasad
oznaczania zerami nie można uznawać za reguły absolutne.

Różne przypadki ludzkie

Człowiek nigdy nie był zatrzymywany przez SB, nie miał w domu rewizji, nie był
przesłuchiwany, a mimo to znalazł się na liście. Dlaczego?

Mogły się specsłużby nim interesować, bo np. planowały nakłonienie go do
współpracy. Zrezygnowały, ale teczkę tej osobie założyły, a ta osoba nic o tym
nie wiedziała.

Jeśli ktoś podpisał zobowiązanie do współpracy, ale natychmiast powiedział o tym
w swoim otoczeniu, wśród kolegów z pracy czy opozycji, i jeśli ta osoba nie
współpracowała ze specsłużbami, lecz prowadziła działalność opozycyjną, to może
być uznana za pokrzywdzonego. - Każda sprawa jest badana indywidualnie -
dowiedzieliśmy się w IPN.

Nie dostanie swojej teczki funkcjonariusz SB, nawet jeśli przeszedł do opozycji.
Np. płk Adam Hodysz, b. oficer SB, który pracując w SB, w latach 70. zaczął
współpracę z gdańską opozycją, nie będzie mógł zajrzeć do swojej teczki.

Ewidencja - na wieki

Nawet jeśli osoba z listy Wildsteina, czyli listy katalogowej używanej w IPN,
zostanie uznana za pokrzywdzoną, to IPN nie wykreśla jej z tej listy. Bo to
tylko przewodnik po zasobach archiwalnych, a nie lista agentów. Na liście więc
zostaje się na wieki. Są na niej osoby, które IPN już dawno uznał za pokrzywdzone.

Autentyzm list Wildsteina

W internecie można znaleźć wiele kopii listy. Można ją też kupić na bazarach.
Szef PSL Waldemar Pawlak proponował w środę, aby IPN autoryzował wersję listy i
udostępnił ją na swojej stronie internetowej. Potwierdziłby tym samym jej
autentyczność. Kolegium IPN się na to na razie nie zdecydowało, choć o tym w
środę dyskutowało. Być może w przyszłym tygodniu jeszcze raz tę kwestię rozpatrzy.

To nie ja śsciemniam ale Ty nie zrozumiałeś mojego tekstu.Przecież tłumaczę jak
"chłop krowie na miedzy" że przejęto SB-ckie listy a to czy mamy do czynienia z
TW czy kandydatem na TW należy sprawdzać w teczkach tych osób bo w na tej liście
wildsteina tego nie ma w sygnaturkach.Z tego co podawano w TV klauzulą tajności
dany dokument opatrywała i opatruje
osoba która go sporządza.Było to tłumaczone przy Sejmowych KŚ gdy Rokicie
chciano postawić zarzut ujawnienia tajemnicy.Dokumenty przejęte przez IPN już
takie klauzule posiadały.Kto więc je nadał jak nie pracownicy SB?W obu
wyjasnieniach jest już odniesienie do klauzul.Pracownicy IPN zachowali
je.Podajesz to samo:
"Cyfry następujące po skrócie nie oznaczają, kim była dana osoba
(funkcjonariusz,agent itd.) lecz odnoszą się do klasyfikacji dokumentu, z
którego zaczerpnięto nazwisko zgodnie z ustawą o informacji niejawnej. Tak
więc, jeśli dokument był jawny, cyfry nie są poprzedzone ani zerem, ani żadnym
innym oznaczeniem. Gdy dokument był poufny, przed liczbą jest skrót "pf" a gdy
był tajny liczba zaczyna się od "0". Dwa zera (00) rozpoczynają sygnaturę
wówczas, gdy dokument był ściśle tajny. Ten sposób oznaczenia przyjęty przez IPN
nie przesądza o tym, czy dana osoba była pracownikiem (brak jakichkolwiek zer,
ew. pf), funkcjonariuszem (jedno zero), współpracownikiem albo kandydatem (dwa
zera)choć bardzo często tak właśnie jest. Nie przesądza, bo IPN za punkt wyjścia
przyjął pochodzenie dokumentu, a nie kwalifikację osoby".
Zresztą nawet w tym fragmencie swojego tekstu masz podane te same uwagi,które ja
podnoszę:
"Nie sposób zrozumieć, dlaczego archiwiści IPN, mając do dyspozycji teczki,
zamiast użyć skrótów określających sytuację poszczególnych osób, posłużyli się
oznaczeniami z pomocniczego systemu kartotecznego, co wprowadza w błąd i
uniemożliwia odróżnienie agenta od osoby prześladowanej". - tutaj przedstawine
już w formie pytania.
Proszę więc abyś czytał uważniej moje teksty i nie używał w stosunku do mnie
grypsery.
Korzystałem jakby ni było z wyjaśnień dra Pawła Machcewicza, dyrektora Biura
Edukacji Publicznej IPN.
Może przeczytaj też sobie instrukcje aparatu bezpieczeństwa do której podaję link
z nadzieją,że będzie działał.

www.ipn.gov.pl/instrukcje_aparat_bezp.pdf
Mimo wszystko pozdrawiam.
Ps
Nie mam zamiaru pisać komentarzu do całej listy i sposobu jej wykorzystania
przy uwzględnieniu zasad demokratycznego państwa prawa.Zrobiłem to już przy
okazji KŚ ds.Rywina i zajęło mi to strasznie dużo czasu i wysiłku.Teraz jestem
już zmęczony i przestało mnie bawić zwracanie uwagi na homo sovieticusa
w rozumieniu funkcjonowania zasad prawa w państwie demokratycznym.
Jedynym bodźcem który popych mnie jeszcze do napisania tekstu jest to,że takie
podejście do całej sprawy powoduje podział narodu.Na początku lat 80 miałem
jeszcze ten naród zjednoczony (bez względu na przekonania)co wyrażało się
min.wspólnymi strajkami,dzięki czemu możliwy był upadek starego systemu.
Teraz znowu wracają podziały.




Temat: VIII.80 - Jedna depesza PAP w Gazecie Wyborczej:(
Rzeczpospolita :'Boisko wielkich mocarstw'. cz2.
..Warszawie Boris Aristow przekazał Gierkowi kolejny list. Był on jeszcze
ostrzejszy w tonie, a w dodatku ambasador opatrzył go własnym komentarzem, w
którym wspominał m.in. o powstaniu w Kronsztadzie w 1921 r., które - jak
wiadomo - utopione zostało we krwi. Gierek relacjonując kolegom z Biura
Politycznego treść listu i przebieg rozmowy, stwierdził jednoznacznie, że "jest
zbulwersowany tonem oświadczenia".

Najprawdopodobniej nikt z Polaków nie wiedział, że na Kremlu powołano już
specjalną Komisję Biura Politycznego ds. Polski (od nazwiska jej
przewodniczącego nazywano ją "komisją Susłowa"), której pierwszym działaniem
było sporządzenie projektu decyzji o postawieniu w stan pełnej gotowości
bojowej i przygotowanie do wkroczenia do Polski około 10 dywizji. Być może,
gdyby Gierek wiedział o tym, byłby bardziej ustępliwy wobec Sowietów. Kreml nie
zgodził się na spotkanie na najwyższym szczeblu, które zaproponowali Polacy
(wytypowano już nawet skład delegacji) i 29 sierpnia doszło do kolejnej rozmowy
z Aristowem: Gierek i towarzyszący mu wicepremier Mieczysław Jagielski, który
od pięciu dni negocjował w Gdańsku z Wałęsą, przekonywali, że nie ma innego
wyjścia, niż zgoda na budzący największe kontrowersje i obawy "postulat numer
1" (utworzenia wolnych związków zawodowych - przyp. red.). Moskwa milczała, co
odczytano w Warszawie jako brak zastrzeżeń wobec decyzji, którą Gierek określił
jako "mniejsze zło".

Można powiedzieć, że schemat z drugiej połowy sierpnia 1980 r. - naciski Moskwy
z jednej strony, rezerwa polskiego kierownictwa z drugiej - stał się stałym
elementem stosunków polsko-sowieckich przez następnych kilkanaście miesięcy.
Należy jednak zwrócić uwagę, iż polityka sowiecka, aczkolwiek niezmienna w
wymiarze strategicznym, cechowała się elastycznością w taktyce (np. w
pierwszych tygodniach po podpisaniu porozumień napominano polskie kierownictwo,
ale nie zalecano żadnych drastycznych działań). Zarówno z dostępnych
dokumentów, jak i licznych wypowiedzi post factum wynika, iż w kierownictwie
polskiej partii odczuwano nacisk ze strony Moskwy jako jeden z najważniejszych,
a niekiedy - lub w przypadku niektórych osób - jako wręcz jedyny element
kształtujący proces decyzyjny, ale nawet gdyby Polska była suwerenną,
komunistyczną wyspą - taką np. jak Północna Korea - w obliczu tak ważnego
zjawiska, jakim była "Solidarność", musiałoby dojść do rozbieżności co do
strategii i taktyki działań. Nie można więc powiedzieć, że to tylko z poręki i
inicjatywy Moskwy pojawili się zwolennicy szybkiego, radykalnego uderzenia
na "Solidarność" i całkowitego jej zgniecenia. Presja ze strony Moskwy była dla
jednych "bulwersująca", dla innych stanowiła dodatkową zachętę do głoszenia
konieczności zlikwidowania siłą niezależnego związku.

We wspomnieniach Kani, a zwłaszcza Jaruzelskiego, spotkania z Breżniewem i
innymi czołowymi przywódcami sowieckimi przedstawiane są na ogół w czarnych
barwach, jako prawdziwe "seanse strachu". Nie ulega wątpliwości, że w
większości przypadków były one raczej niemiłe dla Polaków: odbywały się w
zasadzie po to, aby uzmysłowić im konieczność podjęcia radykalnych działań i
wyrazić - oczywiście "nasycone partyjną troską" - zaniepokojenie pasywnością.

Ale nie wszyscy tak dramatycznie odbierali owe kontakty. Interesujące może być
porównanie wspomnień Kani i Kazimierza Barcikowskiego, który nie był ulubieńcem
sowieckich przywódców, z narady w Moskwie, 5 grudnia 1980 r., w której brali
udział wszyscy liderzy Układu Warszawskiego. Dla Kani było to przeżycie nieomal
traumatyczne, Barcikowski zaś zwraca uwagę, że już na lotnisku witający ich
Konstanin Rusakow (sekretarz KC odpowiedzialny za stosunki z państwami
komunistycznymi) "powiedział, że nie trzeba się niepokoić, bo wszystko pójdzie
pomyślnie [błogopołuczno]". Zarówno Kania, jak i Jaruzelski jako szczególnie
dramatyczne opisują spotkanie z szefem KGB Jurijem Andropowem i ministrem
obrony Dmitrijem Ustinowem, które odbyło się w nocy z 3 na 4 kwietnia 1981 r. w
Brześciu, choć przecież to właśnie podczas tego spotkania usłyszeli deklarację
zgody na rozwiązanie sytuacji "polskimi siłami", bez udziału wojsk Układu
Warszawskiego. Być może dramatyzm wynikał zarazem z okoliczności spotkania (w
nocy, dowożeni z Warszawy sowieckim samolotem wojskowym, towarzyszył im tylko
jeden Polak), jak i niepewności co do stanowiska Sowietów. Ale wszystko
skończyło się - jeśli tak można powiedzieć - dobrze. A nawet bardzo dobrze.

Stosowana przez Kreml technika stymulowania podziałów znalazła swój finał w
czerwcu 1981 r., gdy z inicjatywy Moskwy przeprowadzony został "pałacowy zamach
stanu", którego celem było odsunięcie ze stanowisk Kani i Jaruzelskiego
(wówczas premiera). Przez wiele miesięcy kierownictwo sowieckie próbowało
ustalić, którzy spośród polskich liderów opowiadają się za działaniami
radykalnymi i jednocześnie są na tyle ambitni oraz wpływowi, że mogliby przejąć
kierownictwo, gdyby dotychczasowe dalej nie było w stanie (lub nie chciało)
podjąć odpowiedniej decyzji. 23 kwietnia 1981 r. Biuro Polityczne zaakceptowało
opracowanie "komisji Susłowa" zatytułowane "Rozwój sytuacji w Polsce i niektóre
kroki z naszej strony". W opracowaniu tym przedstawiono podział polskiego
kierownictwa na "prawą flankę" (m. in. Mieczysław F. Rakowski, Andrzej
Werblan), centrum (Kania, Jaruzelski) oraz "lewą flankę", do której należeć
mieli m.in. Stefan Olszowski, Tadeusz Grabski, Andrzej Żabiński i Stanisław
Kociołek (wszyscy członkowie Biura Politycznego).

Po parotygodniowych przygotowaniach przystąpiono do akcji, do której sygnałem
był otwarty list KC KPZR do KC PZPR, ostro krytykujący Kanię i Jaruzelskiego,
jako osoby niewykazujące "rewolucyjnego zdecydowania". Na posiedzeniu Komitetu
Centralnego (9 i 10 czerwca) Kania i Jaruzelski zostali ostro zaatakowani, ale
zarówno dzięki zręcznej obronie, błędowi taktycznemu, jakim było celowanie
jednocześnie w obu, oraz z powodu braku jednomyślności wśród "puczystów",
zwolennicy Moskwy przegrali w tajnym głosowaniu w stosunku 24: 89. Była to
dobra nauczka dla Kremla. Cztery miesiące później Sowieci zachowali się
ostrożniej: skłonili Jaruzelskiego, aby "wziął rozwód" z Kanią, który został
odsunięty ze stanowiska i zapadł w polityczny niebyt, a wraz z nim pożegnano
się z kunktatorską taktyką wobec "Solidarności".




Temat: Poznajemy naszą BYDGOSZCZ
Dalej Walor 21: REGIONALNY OŚRODEK MEDIALNY

Bydgoszcz jest w regionie najważniejszym ośrodkiem medialnym. Tu znajduje się
oddział regionalnej telewizji TV3, regionalna rozgłośnia radiowa Radio Pomorza
i Kujaw (PIK), regionalna „Gazeta Pomorska” wykraczająca swym zasięgiem poza
województwo - wg rankingów najlepszy dziennik regionalny w Polsce. Ponadto w
Bydgoszczy mają swą siedzibę liczne lokalne rozgłośnie radiowe i kilkadziesiąt
lokalnych gazet i czasopism. Obok Bydgoszczy również Toruń gromadzi instytucje
medialne, ale nie spełniając w takim zakresie jak Bydgoszcz roli ośrodka
regionalnego.

1. Tradycje

W 1806 r. Jan Kimmel otworzył w Bydgoszczy pierwszą w mieście drukarnię. Od
nazwiska następcy zwana jest drukarnią Gruenauera (dzisiejsza drukarnia im.
KEN).

Od momentu ustanowienia Księstwa Warszawskiego i siedziby departamentu w
Bydgoszczy
nastąpił rozwój piśmiennictwa i czasopism. Prefekt Gliszczyński dążył do
utworzenia departamentowego organu publikacyjnego. 1 lipca 1808 r. zaczęto
wydawać w Bydgoszczy „Dziennik Doniesień Rządowych i Prywatnych Departamentu
Bydgoskiego” będący pierwszym polskim czasopismem wydawanym w mieście. Od 1810
w miejsce tego pisma i „Gazety Toruńskiej” zaczęto wydawać dwujęzyczną „Gazetę
Bydgoską”. Oprócz niej zaczęto wydawać drugą gazetę: „Dziennik Tygodniowy
Departamentu Bydgoskiego”. Czasopisma wydawano do końca okresu Księstwa (1815
r.).

W I połowie XIX w. w Bydgoszczy istniały 3 drukarnie. Od 1832 wychodziły
niemieckie gazety, początkowo nieregularnie, a od 1846 r. wychodził „Bromberger
Wochenblatt” – pierwszy trwały dziennik bydgoski. Oprócz niego wychodziły też
konserwatywne pisma niemieckie.
1 stycznia 1908 zaczyna wychodzić stała gazeta polska "Dziennik Bydgoski"
(numer okazowy 2 XII 1907), redagowana do II wojny światowej przez jej
założyciela Jana Teskę.

„Dziennik Bydgoski” od 1920 miał największy zasięg obok Gazety Grudziądzkiej i
toruńskiego Słowa Pomorskiego, był trybuną Chrześcijańskiej Demokracji.
W mieście wychodziły również inne gazety: Gazeta Bydgoska, od 1933 Kurier
Bydgoski - trybuna Stronnictwa Narodowego i Polskiego Związku Zachodniego oraz
liczne gazety i czasopisma wydawane okresowo.

Bydgoszcz już w okresie międzywojennym stała się siedzibą instytucji pocztowej
o zasięgu ogólnopolskim.
Na polecenie Komisarza Poczt i Telegrafów powołano pod koniec 1919 r. biuro
kontroli dokumentów rachunkowych wszystkich urzędów pocztowych Rzeczpospolitej
Polskiej pod nazwą Zawodowa Izba Obrachunkowa Ministerstwa Poczty i Telegrafów.
Na skutek zarządzonej częściowej ewakuacji Warszawy, toczącej zacięte walki w
wojnie polsko bolszewickiej Izbę przeniesiono do Bydgoszczy 18 sierpnia 1920 r.
Wczesna Izba Obrachunkowa znalazła swoją siedzibę w budynku dzisiejszego Urzędu
Wojewódzkiego, gdzie rozpoczęła swoją działalność polegającą na kontroli
przekazów pocztowych i telegraficznych oraz prowadzeniu rozrachunków
zagranicznych z ruchu telefonicznego i telegraficznego. Izba pozostała do dnia
dzisiejszego. Obecnie jest Centralnym Ośrodkiem Rozliczeniowym Poczty Polskiej
przy ul. Jagiellońskiej.
Bydgoszcz jest ważnym ośrodkiem pocztowym od zarania tej instytucji. W 1850 r.
w Bydgoszczy zlokalizowano Okręgową Dyrekcję Poczty. Gmach tej instytucji
wybudowany w 1885 r. w stylu neogotyckim zachwyca do dnia dzisiejszego klasą i
dopracowaniem detali. Po II wojnie światowej w Bydgoszczy znalazły się 2
ogólnopolskie instytucje pocztowe: Izba Rozrachunkowa i Bank Pocztowy (75%
udział posiada Poczta Polska).

W latach 30-tych rozpoczęła się era mass-mediów. W styczniu 1937 r. utworzono
podstudio Polskiego Radia Rozgłośni Pomorskiej w sali Teatru Miejskiego. Na
antenie prezentowano audycje z Bydgoszczy, które zyskały renomę.
W październiku tego roku zorganizowano Ogólnopolską Wystawę Radiową w
Bydgoszczy.

Po wojnie instytucje medialne rozwijały się sukcesywnie:
28 I 1945 - ukazał się pierwszy numer "Wiadomości Bydgoskich" (pierwsza gazeta
w powojennej Bydgoszczy)
1945 – inauguracja Rozgłośni Radiowej w Bydgoszczy
1948 - z połączenia "Gazety Zachodniej" i "Głosu Pomorza" powstała "Gazeta
Pomorska"
1954 - założono Klub Międzynarodowej Prasy i Książki
1956 – pierwsze starania w celu uruchomienia ośrodka telewizyjnego w Bydgoszczy
1959 - zaczęła wychodzić popularna popołudniówka "Dziennik Wieczorny"
1961 - przekazanie do użytku stacji retransmisyjnej TV i programów Polskie
Radia - Pomorskiego Ośrodka Telewizyjnego w Trzeciewcu koło Bydgoszczy
1973 – przy rozgłośni Polskiego Radia powstała redakcja telewizyjna jako
oddział regionalny ośrodka gdańskiego
1984- bydgoski ośrodek telewizyjny włączony w skład redakcji programów
publicystyczno-informacyjnych w oddziale gdańskim
1989 – powstaje Gazeta Wyborcza w Bydgoszczy
1990- reaktywacja bydgoskiej redakcji telewizyjnej z zasięgiem na województwa:
bydgoskie, toruńskie i włocławskie
30 VII 1993 - otwarcie oddziału Telewizji Polskiej S.A. w Bydgoszczy
1993 – powstała samodzielna spółka Polskie Radio Pomorza i Kujaw
1993 - pierwsze radiowe rozgłośnie komercyjne: radia Vox, El, Pomoże
5 IX 1994 - inauguracja programu miejskiego bydgoskiego oddziału Telewizji
Polskiej S.A.
2002 – budowa nowoczesnej siedziby TVB




Temat: Z REKI DO REKI BEZ LICZENIA
Z REKI DO REKI BEZ LICZENIA
Z ręki do ręki, bez liczenia
Prokurator Jarosław Swat z bydgoskiej prokuratury był porażony krążeniem
pieniędzy z ręki do ręki, przenoszeniem plików banknotów przez emerytki w
reklamówkach, przekazywaniem bez pokwitowań, przeliczeń itd. Wystosował pismo
do ojca Rydzyka, w którym poprosił o podanie danych personalnych osób
zajmujących się w Radiu Maryja księgowością. Ojciec dyrektor
odpisał: "Rozgłośnia posiada swoją rachunkowość, ale odmawiam ujawnienia
danych w tym zakresie".
Stefania B. w swej kawalerce, z której zginęły pieniądze Radia Maryja, jest
przypadkowo. Stale przesiaduje w biurze Radia Maryja w parafii przy pobliskim
kościele. Zbiera tam ofiary.
- Ludzie przekazują na radio po pięć, po dziesięć złotych miesięcznie. Są też
tacy, co ofiarowują większe kwoty. Ja to przewożę do Torunia i oddaję w
radiu - mówi Stefania B.
Nie wie, czy są księgowane i na jakich zasadach przyjmowane.
- Mnie nie obchodzi, co dalej się z tymi pieniędzmi dzieje - mówi Stefania B.
Emerytowana nauczycielka żyje skromnie. Dorabia tłumaczeniami z niemieckiego
tekstów technicznych, na przykład tłumaczy instrukcję obsługi kamer
cyfrowych. Jest pełna uznania dla ojca dyrektora, że nigdy jej nie wypomniał,
iż to z jej mieszkania zginęły pieniądze rozgłośni, że nie podejrzewał, iż
sobie je przywłaszczyła.
- Ojcu Rydzykowi wyznałam kiedyś, że jako dyrektorka szkoły podstawowej
należałam do partii. Nie odrzucił mnie i trzyma w radiu. Wdzięczna mu za to
jestem - mówi Stefania B. - Dalej zbieram pieniążki i nic się nie zmieniło.
Pracujący w radiu wolontariusz odczytuje na antenie imienne podziękowania za
ofiary pieniężne.
- Tylko na początku dawano nam wykazy z nazwiskami ofiarodawców i kwotami,
jakie przekazywali na wsparcie radia - mówi. - Teraz do odczytania przed
mikrofonem otrzymujemy suche nazwiska darczyńców. Wysokość ofiar jest
ukrywana.
Pieniądze, jakimi obraca ojciec Rydzyk, łatwość, z jaką je zdobywa, może
dobrze o nim świadczyć jako biznesmenie. Wielu duchownych, zakonników jest
tym jednak wstrząśniętych i oburzonych. Ojciec Jerzy Galiński, redemptorysta,
mieszkający w pobliżu Monachium, znający Rydzyka od wielu lat, mówi: - Ojciec
Rydzyk przeprowadza milionowe transakcje finansowe bez uprzedniego zezwolenia
władz zakonnych i kościelnych.
Rydzyk powinien na wydatkowanie poważnych sum pieniędzy za każdym razem
otrzymywać zgodę przełożonych.
- Kwoty, jakimi operuje ojciec Tadedusz, daleko przekraczają kompetencje ojca
prowincjała wraz z jego radą, ale również ojca generała zakonu Redemptorystów
w Rzymie - mówi ojciec Galiński. - Z całą pewnością wymagają one zezwolenia
Stolicy Apostolskiej.
JERZY MORAWSKI
Współpraca Mariusz Staniszewski, "Słowo Polskie", Wrocław

RADIO MARYJA: 1991 - 2002
1991 - Słowami "Tu Radio Maryja - katolicki głos w naszych domach" rozgłośnia
zainaugurowała działalność. Sygnał dociera do odbiorców w Toruniu i
Bydgoszczy. 1993 - Radio otrzymuje pozwolenie na uruchomienie trzynastu
stacji nadawczych oraz łącz satelitarnych (dzięki temu jest słyszalne w całej
Europie). 14 tysięcy słuchaczy z Rodziny Radia Maryja wędruje na Jasną Górę.
Ojców pracujących w rozgłośni przyjmuje papież, który mówi: "Panu Bogu
dziękuję codziennie, że jest w Polsce takie radio i nazywa się Radio Maryja".
1994 - Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji jednogłośnie przyznaje koncesję
ogólnopolską na nadawanie programu społeczno-religijnego. Ma objąć 80 procent
terytorium kraju. Radio rezygnuje z reklam. 1995 - Radio angażuje się w
prezydencką kampanię wyborczą. Słuchacze na antenie mówią, że Hanna
Gronkiewicz-Waltz to Żydówka. Komisja Episkopatu ds. Środków Społecznego
Przekazu przeprasza potem "skrzywdzone osoby". Dwa lata później rozgłośnia
włącza się w kampanię przeciw nowej konstytucji. 1996 - W Ogólnopolskiej
Pielgrzymce Radia Maryja na Jasną Górę bierze udział prawie 300 tysięcy osób.
1997 - Prymas Józef Glemp w liście do ojca Rydzyka stwierdza, że założyciel
rozgłośni "nie może żądać dla siebie przywilejów i stać ponad prawem".
Zdaniem prymasa radio "podlega procesowi upolitycznienia". Dzięki poparciu
rozgłośni do parlamentu wchodzi grupa kilkudziesięciu posłów i senatorów
(AWS). Z inicjatywy radia postaje Społeczny Komitet Ratowania Stoczni
Gdańskiej. Zbierana jest nie tylko gotówka, ale też świadectwa udziałowe NFI.
Ile, nie wiadomo. 1998 - Ukazuje się pierwszy numer "Naszego Dziennika",
który związany jest z radiem. 1999 - Najwyższa Izba Kontroli stwierdza, że
radio jest dyskryminowane (nie otrzymało tylu częstotliwości, ile zakładała
koncesja). 2000 - W kampanii prezydenckiej ojciec Rydzyk wzywa do głosowania
na Mariana Krzaklewskiego. 2001 - KRRiTV wydaje rozgłośni nową, siedmioletnią
koncesję. 2002 - Dekret prymasa Polski nakazuje parafialnym biurom Radia
Maryja, by prosiły o zgodę na dalszą działalność na terenie archidiecezji
warszawskiej. Stacja świętuje dziesięciolecie. Radio Maryja jest piątą pod
względem słuchalności rozgłośnią w kraju. LUZ




Temat: Kaczmarek przestraszył się Kwacha?
Przypomniałem sobie, że pisałem 2 lata temu do pewnej 'Rządowej' gazety serię
opini, oczywiście bez jakiejkolwiek reakcji, poza zablokowaniem konta przez
gazetową BigSister z Działu X.
Tak dla porządku podaję próbkę, szło wtedy o prywatyzację Rafineri Gdańskiej -
w końcu do dzisiaj jej nie sprywatyzowano - starali się o nią Orlen, rosyjski
Łukoil i Brytyjski Rotch. Na przeszkodzie Kaczmarkowym chuciom stał z
wyciągniętą łapą Myler.
Teraz dopiero dochodzimy do faktów, wówczas domyślnych.

"Tuesday, October 08, 2002
Pani Redaktor A.
Piszę do Pani dużo , bo wiem, że oni lubią dużo czytać,

wtedy im się wydaje, że są potrzebni, a są potrzebni tylko sobie.[ss=abw]
Do rzeczy: Wpierw objaśnienia: 'Przetarg' na Rafinerię jest modelowym nie-
działaniem Członków Zboru od Nieboszczki Ludowej, modelem opartym na Selekcji
Negatywnej - i czy dotyczy to polityki, czy gospodarki lub socjopsychologii,
model u nich pozostaje wciąż ten sam: temu nie damy, bo chodzi do kościoła,
temu nie, bo ma dwie narzeczone, a tamten to niech się cieszy, że w ogóle
jeszcze jest itp. itd. (Tu powinny nastąpić wyliczenia przykładów na poparcie
podanej tezy, ale nie nastąpią, gdyż zakładamy, że mamy do czynienia z
jednostkami światłymi). Można się kompletnie nie orientować w opisywanej
materii - jak pewien pseudokibic piłkarski - ale i tak wiadomo jak się sprawa -
piłka - potoczy. A wynik "Przetargu' jest z góry wiadomy. Nie wiem ile by
pisać tych e-mali, obrażać i wyzywać od Cymbałów, kląć jak żołnierz Andersa, to
i tak wybiorą kogoś w rodzaju jak rudy Boniek (trener kadry piłakrzy -
iberTrener), bez sukcesów (trenerskich) w przeszłości, ale za to rodzic i
akuszer horendalnego blamażu na oczach całego świata, w czerwcu, w Korei. A
zwykły, nieogolony, ale za to podchmielony pseudokibic piłkarski powie jednym,
prostym zdaniem: Przecie on tam, był, i było jak było; W domyśle: Niech sp...a-
da. A taki odwrotnie: ładuje się na miejsce całkowicie mu nienależne. Miejsce
nieźle wygrzane=przygotowane, więc jakiś czas na pewno sobie na nim posiedzi.
Tu jest analogicznie: jakiś będący pod ręką (i pod rękę), wyrosły ponad miarę
mierny organizm z Płocka, zostanie obdarowany Łaską Leszka bez Mieszka, jak
najbardziej niezasłużoną, zresztą. Przez jakiś czas wy(po)ciągnie ile się da, a
potem, gdy się to zawali, to zwali winę na pogodę (susza lub powódź ) albo na
złą koniunkturę, a jak jest cwany to dokona wynalazku w dziedzinie dupo-pardon-
ochroniarstwa, na przykład: ''I tak dużo osiągnąłem z takimi menedżerami i
robotnikami /piłkarzami”(koniec cytatu).
Upraszczając całą tę alegorię, Najdłuższy Przetarg Nowożytnej Europy, firmowany
przez Grabarza z Łodzi, jest przeciągany ponad miarę i zwyczaje nie tylko
biznesowe, tylko po to by nie wygrał go Ruski. ( być może: Tym bardziej Nie, im
bardziej nie chce dać w Łapę). Całe szczęście w nieszczęściu, że zadziałała tu
komunalna Selekcja Negatywna i odrzucili opcję wypłynięcia Rafinerii na
szerokie wody światowej spekulacji za tak zwanym inwestorem finansowym czyli
Rotch'em. Cieszy nas to nie dlatego, że on takiego niepewnego pochodzenia i
kundelek, alebo, gdyby mu sprzedać to tyle co włożyć się (Polska) sama w dyby
zachodnioPolitycznego correct(pc) czego doświadczają BIG Bank czy PZU - nie
wykonują teraz żadnego ruchu taktycznego lub strategicznego bez lamentu w całym
świecie p.t. naruszenie liberalizmu. W przypadku Rafinerii rozwiązanie jest
trywialnie proste, i nie trzeba występować codziennie w telewizorze jak Leszek
Co Ma Pusty Mieszek, i nie trzeba mieć, jak on, telewizyjnego autorytetu, żeby
wiedzieć, że najlepszym kupującym w obecnej epoce globalizacji jest oferent
branżowy. /Szczególnie w dziedzinie strategicznie żywotnej dla średniej
wielkości państwa, jak Polska właśnie/. Taki nie zniknie z dnia na dzień ze
swoim biurem , ani nie wykręci prawniczego numeru, bo straci w branży twarz a
zyska gębę, jest łatwo i bieżąco weryfikowalny i ma majątek rzeczywisty, a nie
ten na papierze. Toż to są kanony i elementarz znany każdemu inwestorowi
giełdowemu, o maklerach i finansistach nie wspominając. A kontekst polityczny?
Zarówno w bliższej i dalszej perspektywie, w polityce wewnętrznej i
zagranicznej - same pozytywy. A pracować i myśleć i tak trzeba stale. Z każdym
kontrahentem czy partnerem. W umowie sprzedaży wystarczy umieścić kilka
zatrzymań i impasów ( brydż), co jak wiemy, min.Wiesław potrafi bez naszego
consulting-u i można spokojnie oraz z czystym sumieniem iść na posprzedażne
piwo.

A tak w ogóle to Pani Redaktor A. ręce opadają. Zacząłem pisać do Pani te
epistoły jeszcze w lipcu - a chciałbym robić co innego - znaczy kwartał temu, i
nie ma zmian w opisywanym podmiocie - inne zaś w tym czasie upadają. A to z
hukiem i peterdami ( Stocznia Szczecińska, Ożarów - kable), a to grzecznie i po
cichutku, milcząco, jak całe rzesze 'drobniaczków'. Też bym wolał nie pisać i
nie wołać na puszczy, ale mi nie dają te urzędowe Cymbały, których
przewidywalne zagrania bardzo źle wpływają na moje sumienie.
Sumienie techniczno-ekonomiczne., a nie to wirtualne=niebiańskie.
A za dwa miesiące zima. Ostatnią My, Naród i ekipa Uśmiechniętego Leszka ledwo
co przeszliśmy. Wystarczyło trochę mrozu i śniegu, jak to zimą, i wszystko
stanęło, i stało, tygodniami. Nie dotarły do mnie wiadomości o spodziewanej
zmianie na obecną zimę.
I nie mam kompleksu Atlasa, (tego od nieboskłonu) tylko żal mi rodaków=Polaków
upadających tysiącami w kurtzgalopie ku Europie, w pogoni za establiszmentem,
który jak wiadomo z ichniej klasyki: Sam się wyżywi. Tak jak iberTrener Boniek,
mieszkaniec słonecznej Italii.
Ale co z pseudokibicami, szarakami z Polski? No - pytam się - Co? "
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 109 rezultatów • 1, 2, 3
    Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex