biurko gdańsk

Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: biurko gdańsk




Temat: Nie ma faworyta - wyniki sondażu wyborczego na ...
No to sobie poczytaj, jeszcze raz:

MINISTERSTWO SPRAWIEDLIWOŚCI
PROKURATURA KRAJOWA
Aleje Ujazdowskie 11
00-950 Warszawa

Do wiadomości:
Prokurator Generalny
Minister Sprawiedliwości
Pan Zbigniew Ziobro

Warszawa, dnia 27 marca 2006 r.

DONIESIENIE O POPEŁNIENIU PRZESTĘPSTWA

Dotyczy :
Wyłudzenia z Budżetu Skarbu Państwa kwoty 601.300.000,00 (sześćset jeden
milionów trzysta tysięcy) złotych na Restrukturyzację Sektora Stoczniowego w
Polsce przez Pana Jacka Piechotę – byłego Ministra Gospodarki RP, Panią
Małgorzatę Ostrowską – byłą Minister Gospodarki RP, Pana Arkadiusza Krężla –
Prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu S.A., Pana Janusza Szlantę – byłego Prezesa
Stoczni Gdynia S.A., Pana Janusza Lewandowskiego – byłego Prezesa Stoczni
Gdynia, Pana Andrzeja Stachurę – Prezesa Stoczni Szczecińskiej Nowa ...

Jak gorący kartofel Puls Biznesu 2006-06-19Śledztwo w sprawie nieprawidłowości
w polskich stoczniach trwa kilka miesięcy. I co? I nic. Nie ma chętnych do jego
prowadzenia.Wszystko zaczęło się od zawiadomienia złożonego w prokuraturze na
początku 2006 r. przez byłego doradcę prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) i
pracownika wysokiego szczebla Korporacji Polskie Stocznie (KPS) - oba państwowe
podmioty zajmują się restrukturyzacją sektora stoczniowego. Trafiło ono do
Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ochota, bo na jej terenie mieszka
zawiadamiający.Za tanie statkiZawiadomienie jest bardzo obszerne i dotyczy
m.in. opisywanego przez "PB" nieudanego projektu offsetowego Rafaela w Stoczni
Gdynia (izraelski koncern zbrojeniowy miał kupić dwa gazowce za 168 mln USD,
ale nic z tego nie wyszło). Najważniejszym wątkiem są jednak nieprawidłowości
polegające na zaniżaniu przez zarządy stoczni kosztorysów budowy statków.-
Nagminne były następujące sytuacje: minimalny koszt wybudowania statku wynosił
np. 300 mln zł, a jego cenę zarządy stoczni z Gdyni czy Szczecina ustalały na
240 min zł. Po co? By dostać dotację z ARP czy KPS - wyjaśnia nasz
informator.Po wstępnym sprawdzeniu danych z zawiadomienia prokurator z
warszawskiej Ochoty stwierdził, że istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia
przestępstwa i wszczął śledztwo. Uznał jednak, że sprawą powinny zająć się
prokuratury z Gdańska i Szczecina. Tam bowiem zostały popełnione rzekome
przestępstwa. I się zaczęło.My? Nie, wy!Śledczy z Gdańska i Szczecina nie
chcieli zająć się sprawą i wszczęli tzw. spór kompetencyjny. Szefowie
prokuratur okręgowych z Gdańska i Szczecina w kwietniu rozstrzygnęli go na
korzyść swoich podwładnych i zdecydowali: jest za wcześnie na dzielenie ,
śledztwa i akta mają wrócić do stolicy. Oficjalny powód? To w Warszawie mają
siedzibę Agencja Rozwoju Przemysłu, Korporacja Polskie Stocznie i nadzorujące
je Ministerstwo Skarbu Państwa (MSP), a jednym z wątków śledztwa ma być
sprawdzenie jakości nadzoru nad budżetowymi pieniędzmi, które szerokim
strumieniem płynęły do stoczni.- Pomysł, by zacząć śledztwo od instytucji
państwowych, nie jest najlepszy. Klucz jest w stoczniach. Tam trzeba wejść,
zrobić kontrole oraz sprawdzić, czy kosztorysy rzeczywiście były nierzetelne.
Jeśli tak, to mamy otwartą drogę do stawiania członkom zarządów zarzutów z art.
296 kodeksu karnego, czyli działania na szkodę spółek. Dopiero na tej podstawie
można zająć się działaniami nadzoru1 - ocenia jeden z prokuratorów, który
widział akta.Jego zdaniem, prowadzenie śledztwa w Warszawie jest niewłaściwe
jeszcze z jednego powodu.- Zdecydowana większość czynności będzie i tak
dokonywana w Szczecinie i Gdańsku, w ramach tzw. pomocy prawnej. Nadzór nad
szybkością postępowania i jego jakością będzie utrudniony, bo przesłuchania
będą prowadzić przypadkowi policjanci i bez fachowej wiedzy - dodaje
prokurator.My? Nie, oni!Jeden z naszych informatorów uważa, że sprawą, ze
względu na jej wagę i obszerność, powinna zająć się prokuratura okręgowa, a nie
rejonowa.- W rejonie prokurator ma co najmniej kilkadziesiąt różnych spraw i
nie ma czasu na tak rozległe śledztwo. A okręgówki są powołane do zajmowania
się właśnie takimi skomplikowanymi sprawami - twierdzi nasz informator.Decyzje
prokuratur okręgowych z Gdańska i Szczecina nie zakończyły podróży akt. Okazuje
się, że od kilku dni nie leżą na biurkach w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-
Ochota, lecz w... Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Dlaczego? Śledczy z
Ochoty chcą, by sprawą zajęły się inne stołeczne prokuratury rejonowe: ze
Śródmieścia, Mokotowa i Żoliborza. Tam bowiem, a nie na Ochocie, mieszczą się
siedziby MSP, ARP i KPS.- Sprawa jest trudna, a dodatkowo dotyczy styku biznesu
i polityki. I dlatego traktowana jest jak gorący kartofel - twierdzi jeden z
naszych informatorów.






Temat: Jacek Piechota zamieszany w aferę paliwową?
MINISTERSTWO SPRAWIEDLIWOŚCI
PROKURATURA KRAJOWA
Aleje Ujazdowskie 11
00-950 Warszawa

Do wiadomości:
Prokurator Generalny
Minister Sprawiedliwości
Pan Zbigniew Ziobro

Warszawa, dnia 27 marca 2006 r.

DONIESIENIE O POPEŁNIENIU PRZESTĘPSTWA

Dotyczy :
Wyłudzenia z Budżetu Skarbu Państwa kwoty 601.300.000,00 (sześćset jeden
milionów trzysta tysięcy) złotych na Restrukturyzację Sektora Stoczniowego w
Polsce przez Pana Jacka Piechotę – byłego Ministra Gospodarki RP, Panią
Małgorzatę Ostrowską – byłą Minister Gospodarki RP, Pana Arkadiusza Krężla –
Prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu S.A., Pana Janusza Szlantę – byłego Prezesa
Stoczni Gdynia S.A., Pana Janusza Lewandowskiego – byłego Prezesa Stoczni
Gdynia, Pana Andrzeja Stachurę – Prezesa Stoczni Szczecińskiej Nowa ...

Jak gorący kartofel Puls Biznesu 2006-06-19
Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w polskich stoczniach trwa kilka miesięcy.
I co? I nic. Nie ma chętnych do jego prowadzenia.Wszystko zaczęło się od
zawiadomienia złożonego w prokuraturze na początku 2006 r. przez byłego doradcę
prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) i pracownika wysokiego szczebla
Korporacji Polskie Stocznie (KPS) - oba państwowe podmioty zajmują się
restrukturyzacją sektora stoczniowego. Trafiło ono do Prokuratury Rejonowej
Warszawa-Ochota, bo na jej terenie mieszka zawiadamiający.Za tanie
statkiZawiadomienie jest bardzo obszerne i dotyczy m.in. opisywanego przez "PB"
nieudanego projektu offsetowego Rafaela w Stoczni Gdynia (izraelski koncern
zbrojeniowy miał kupić dwa gazowce za 168 mln USD, ale nic z tego nie wyszło).
Najważniejszym wątkiem są jednak nieprawidłowości polegające na zaniżaniu przez
zarządy stoczni kosztorysów budowy statków.- Nagminne były następujące
sytuacje: minimalny koszt wybudowania statku wynosił np. 300 mln zł, a jego
cenę zarządy stoczni z Gdyni czy Szczecina ustalały na 240 min zł. Po co? By
dostać dotację z ARP czy KPS - wyjaśnia nasz informator.Po wstępnym sprawdzeniu
danych z zawiadomienia prokurator z warszawskiej Ochoty stwierdził, że istnieje
uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa i wszczął śledztwo. Uznał
jednak, że sprawą powinny zająć się prokuratury z Gdańska i Szczecina. Tam
bowiem zostały popełnione rzekome przestępstwa. I się zaczęło.My? Nie, wy!
Śledczy z Gdańska i Szczecina nie chcieli zająć się sprawą i wszczęli tzw. spór
kompetencyjny. Szefowie prokuratur okręgowych z Gdańska i Szczecina w kwietniu
rozstrzygnęli go na korzyść swoich podwładnych i zdecydowali: jest za wcześnie
na dzielenie , śledztwa i akta mają wrócić do stolicy. Oficjalny powód? To w
Warszawie mają siedzibę Agencja Rozwoju Przemysłu, Korporacja Polskie Stocznie
i nadzorujące je Ministerstwo Skarbu Państwa (MSP), a jednym z wątków śledztwa
ma być sprawdzenie jakości nadzoru nad budżetowymi pieniędzmi, które szerokim
strumieniem płynęły do stoczni.- Pomysł, by zacząć śledztwo od instytucji
państwowych, nie jest najlepszy. Klucz jest w stoczniach. Tam trzeba wejść,
zrobić kontrole oraz sprawdzić, czy kosztorysy rzeczywiście były nierzetelne.
Jeśli tak, to mamy otwartą drogę do stawiania członkom zarządów zarzutów z art.
296 kodeksu karnego, czyli działania na szkodę spółek. Dopiero na tej podstawie
można zająć się działaniami nadzoru1 - ocenia jeden z prokuratorów, który
widział akta.Jego zdaniem, prowadzenie śledztwa w Warszawie jest niewłaściwe
jeszcze z jednego powodu.- Zdecydowana większość czynności będzie i tak
dokonywana w Szczecinie i Gdańsku, w ramach tzw. pomocy prawnej. Nadzór nad
szybkością postępowania i jego jakością będzie utrudniony, bo przesłuchania
będą prowadzić przypadkowi policjanci i bez fachowej wiedzy - dodaje
prokurator.My? Nie, oni!Jeden z naszych informatorów uważa, że sprawą, ze
względu na jej wagę i obszerność, powinna zająć się prokuratura okręgowa, a nie
rejonowa.- W rejonie prokurator ma co najmniej kilkadziesiąt różnych spraw i
nie ma czasu na tak rozległe śledztwo. A okręgówki są powołane do zajmowania
się właśnie takimi skomplikowanymi sprawami - twierdzi nasz informator.Decyzje
prokuratur okręgowych z Gdańska i Szczecina nie zakończyły podróży akt. Okazuje
się, że od kilku dni nie leżą na biurkach w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-
Ochota, lecz w... Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Dlaczego? Śledczy z
Ochoty chcą, by sprawą zajęły się inne stołeczne prokuratury rejonowe: ze
Śródmieścia, Mokotowa i Żoliborza. Tam bowiem, a nie na Ochocie, mieszczą się
siedziby MSP, ARP i KPS.- Sprawa jest trudna, a dodatkowo dotyczy styku biznesu
i polityki. I dlatego traktowana jest jak gorący kartofel - twierdzi jeden z
naszych informatorów.






Temat: Ekhm !!!
coś ciekawego - już kiedyś popwiedzine
Jestem na gorąco po wyjeździe i tak sobie pomyślałem że napiszę kilka słów.
Więc byłem ma dworcu w Starogardzie Gdańskim. Budynek na mój gust wybudowany za
reparacje wojenne z Wojny Francuzko - Niemieskiej z 1871 kiedy to Francuzi
dostali w skórę. Budynek jest z żółtej cegły, a może pomalowany. Obskurna
poczekalnia rozkład jazdy na obdrapanej ścianie. Jakieś plakaty. Widać że swoją
świetność ma już dawno za sobą. Kupiłem bilet u kasjera który nigdzie się nie
spieszy. Uprzejmie obsłużył, kiedy się zorientowałem że kupiłem bilet na pociąg
osobowy i do Gdańska a nie na pośpieszny, pan spokojnie zmienił tak aby było
dobrze , uśmiechną się i odpowiedział na pożegnanie . Drewniane biurko.
Szklanka z nie dopitą kawą. I znowu w tle nieodzowne plakaty. Człowiek
spokojnie wklepuje na komputerze relacje i drukuje bilet (jedyny sygnał że
jesteśmy tu dziś a nie 20 lat temu). Potem obszedłem dworzec w poszukiwaniu WC.
Wszystko wyglądało zamknięte na trzy spusty. Cofnąłem się do kasjera po info. I
powiedział coś co mnie strasznie zdziwiło:
- toaleta jest oczywiście w bufecie - miał taka dumną minę kiedy mówił ze jest
bufet
więc udałem się we wskazanym kierunku. I faktycznie były drzwi ale wyglądały
tak jakby ich nikt nie otwierał od ponad 10 lat. Kratka i info wyglądała na
równie wiekową. Nacisnąłem klamkę i drzwi ustąpiły. Wszedłem do środka i twarz
mi się uśmiechnęła od ucha do ucha. Bufet był wspaniały. Czas zatrzymał się tu
w 80 latach. Garmażerka, kanapki z pożółkłym serem i ze zleżałą szynką,
wczorajsze. Pani za bufetem zdziwiona że ktoś tu zagląda. W rogu siedzą stali
bywalcy i dyskutują o wojnie w Iraku. Ja podchodzę i pytam się gdzie jest
toaleta. Pani kieruje mnie i wchodzę o ciemnego pomieszczenia w którym nie
zamykają się drzwi. Jednak najbardziej urzekł mnie piec kaflowy, nic
specjalnego ale wnosił tyle ciepłego klimatu do tego wnętrza. Kiedy się paliło
w środku , słychać było jak trzaska ogień. Piec promieniował ciepłem. I cały to
wnętrze było nawet przyjazne, kiedy spadnie śnieg można go powiedzieć że jest
to azyl. Kupiłem kawę i znowu zdziwienie , pani podaje mi szklankęJ, jak ja
dawno nie piłem kawy w szklance i w stalowym sczerniałym koszyku. Wypiłem ją
szybko bo chciałem na słońce. Na dworcu zaczął się robić ruch schodzili się
ludzie. Porobiły się grupy znajomych , ktoś zapalił, inni wyjęli kanapki jakie
im zostały do zjedzenia. Przynieśli picie stali rozmawiali miedzy sobą. Jeśli
się ktoś pojawiał znajomy witał się ze wszystkimi i szedł do swojej grupy.
Młodzi ludzie ubrani kolorowo, starsi na szaro. Kiedy już było tłoczno megafon
zapowiedział pociąg, zrobił się ruch na peronie. Kiedy pojawił się w polu
widzenia wszyscy wstali. Podjechał, zatrzymał się, zasłonił mi co się działo na
peronie. Potem gwizd kierownika pociągu i odjazd. Kiedy znowu zobaczyłem peron,
nie było nikogo. Znowu cisza, słychać było ptaki i pojedyncze samochody na
ulicy koło dworca. Wiozłem telefon zadzwoniłem, zacząłem jeszcze załatwiać
resztę spraw przed końcem dnia. Potem tel. do ciebie nawet nie zorientowałem
się kiedy znowu zrobił się tłok i następni podróżni się zjawili. Kiedy
rozmawialiśmy podjechał pietrus więc wskoczyłem do niego i tak zakończył się
mój pobyt na kolejnej stacji w moim życiu.

PS

Jest to przedruk mojego maila do przyjaciela, prośba była od ciebie aby coś
opowiedzieć



Temat: Dworzec we Wrocławiu
Niedawno byłem znowu na kolejnym dworcu więc go trochę opiszę. Byłem na dworcu
w Starogardzie Gdańskim. Budynek na mój gust wybudowany za reparacje wojenne z
Wojny Francuzko - Niemieckiej kiedy to Francuzi dostali w skórę. Budynek jest
z żółtej cegły, a może pomalowany. Obskurna poczekalnia rozkład jazdy na
obdrapanej ścianie. Jakieś plakaty. Widać że swoją świetność ma już dawno za
sobą. Kupiłem bilet u kasjera który nigdzie się nie spieszy. Uprzejmie
obsłużył, kiedy się zorientowałem że kupiłem bilet na pociąg osobowy i do
Gdańska a nie na pośpieszny, pan spokojnie zmienił tak aby było dobrze ,
uśmiechną się i odpowiedział na pożegnanie . Drewniane biurko. Szklanka z nie
dopitą kawą. I znowu w tle nieodzowne plakaty. Człowiek spokojnie wklepuje na
komputerze relacje i drukuje bilet (jedyny sygnał że jesteśmy tu dziś a nie 20
lat temu). Potem obszedłem dworzec w poszukiwaniu WC. Wszystko wyglądało
zamknięte na trzy spusty. Cofnąłem się do kasjera po info. I powiedział coś co
mnie strasznie zdziwiło:
- toaleta jest oczywiście w bufecie - miał taka dumną minę kiedy mówił ze jest
bufet
więc udałem się we wskazanym kierunku. I faktycznie były drzwi ale wyglądały
tak jakby ich nikt nie otwierał od ponad 10 lat. Kartka i info wyglądała na
równie wiekową. Nacisnąłem klamkę i drzwi ustąpiły. Wszedłem do środka i twarz
mi się uśmiechnęła od ucha do ucha. Bufet był wspaniały. Czas zatrzymał się tu
w 80 latach. Garmażerka, kanapki z pożółkłym serem i ze zleżałą szynką,
wczorajsze. Pani za bufetem zdziwiona że ktoś tu zagląda. W rogu siedzą stali
bywalcy i dyskutują o wojnie w Iraku. Ja podchodzę i pytam się gdzie jest
toaleta. Pani kieruje mnie i wchodzę o ciemnego pomieszczenia w którym nie
zamykają się drzwi i brak jest światła. Jednak najbardziej urzekł mnie piec
kaflowy, nic specjalnego ale wnosił tyle ciepłego klimatu do tego wnętrza:).
Kiedy się paliło w środku , słychać było jak trzaska ogień. Piec promieniował
ciepłem. I cały to wnętrze było nawet przyjazne, kiedy spadnie śnieg można go
powiedzieć że jest to azyl. Kupiłem kawę i znowu zdziwienie , pani podaje mi
szklankę, jak ja dawno nie piłem kawy w szklance i w stalowym sczerniałym
koszyku. Wypiłem ją szybko bo chciałem na słońce. Na dworcu zaczął się robić
ruch schodzili się ludzie. Porobiły się grupy znajomych , ktoś zapalił, inni
wyjęli kanapki jakie im zostały do zjedzenia. Przynieśli picie stali rozmawiali
miedzy sobą. Jeśli się ktoś pojawiał znajomy witał się ze wszystkimi i szedł do
swojej grupy. Młodzi ludzie ubrani kolorowo, starsi na szaro. Kiedy już było
tłoczno megafon zapowiedział pociąg, zrobił się ruch na peronie. Kiedy pojawił
się w polu widzenia wszyscy wstali. Podjechał, zatrzymał się, zasłonił mi co
się działo na peronie. Potem gwizd kierownika pociągu i odjazd. Kiedy znowu
zobaczyłem peron, nie było nikogo. Znowu cisza, słychać było ptaki i pojedyncze
samochody na ulicy koło dworca. Wiozłem telefon zadzwoniłem, zacząłem jeszcze
załatwiać resztę spraw przed końcem dnia. Potem tel. do znajomej nie
zorientowałem się kiedy znowu zrobił się tłok i następni podróżni się zjawili.
Kiedy rozmawiałem podjechał piętrus więc wskoczyłem do niego i tak zakończył
się mój pobyt na kolejnej stacji w moim życiu.




Temat: Temat w sam raz dla Tutejszego Ciemnogrodu
Temat w sam raz dla Tutejszego Ciemnogrodu
i nie tylko dla tutejszego. Ale do omijania )) Gdy ichnie kradna, klamia,
matacza, oszukuja, wyludzaja... to wtedy tradycyjnie wata w uszy i woda w
gebe. No ale lepsze juz to od postaw typowo klerykalno-ateistycznych. Smieci
zajmujace takie postawy usiluja bronic klechow przez napadanie na
doreczyciela nowiny. A'propos, na temat tego Goclowskiego i calej afery NIE
pisze ponad rok. A Gazeta Wyborcza juz zauwazyla sama. Co za rzetelnosc
dziennikarska, no no )

Kuria gdańska tonie w długach

Gdańsk Oliwa, budynek kurii, siedziba arcybiskupa
fot. Roman Jocher / AG

ZOBACZ TAKŻE

• Kolejny wierzyciel gdańskiej archidiecezji (12-05-04, 02:00)
• Kuria w opałach (12-05-04, 02:00)
• Stella Maris (12-05-04, 02:00)

Marek Sterlingow, Roman Daszczyński 13-05-2004, ostatnia aktualizacja 12-05-
2004 20:04

Rusza lawina roszczeń wobec gdańskiej kurii. Zobowiązania wobec banków,
prywatnych firm i skarbu państwa na pewno przekraczają łącznie 100 mln zł.

We wtorek na biurko abp. Tadeusza Gocłowskiego trafiło pismo od komornika
Artura Zielińskiego z Inowrocławia. W imieniu warszawskiego banku BISE
domagał się w nim natychmiastowej spłaty 7 mln zł. To jednak nie koniec.
Według naszych informacji wkrótce swoje roszczenia przedstawi także Kredyt
Bank. Nasze źródło twierdzi, że tym razem chodzi o dużo wyższą kwotę - co
najmniej 40 mln zł, nie licząc bankowych odsetek. Kuria zaciągnęła kredyty w
drugiej połowie lat 90.

Pogrążyła ich Stella

- Nie będę komentował tej kwoty, bo nie znam szczegółów. Wiem jednak, że
Kredyt Bank ma zabezpieczenie na majątku kurii o wartości znacznie
przewyższającej kwotę udzielonej pożyczki - twierdzi mecenas Jacek Tylek,
pełnomocnik arcybiskupa.

Jak mówią nasi informatorzy, Kredyt Bank zajął hipoteki kilkuset hektarów
gruntów rolnych (należących do pomorskich parafii) i nieruchomości, w której
znajduje się siedziba należącego do kurii wydawnictwa Stella Maris.

To właśnie na potrzeby tej firmy kuria zaciągnęła kredyty, których spłaty
domaga się teraz komornik. Pieniądze przepadły, bo, jak twierdzi abp
Gocłowski, wydawnictwo było źle zarządzane.

W Stelli Maris były też inne nieprawidłowości. Zdaniem gdańskiej prokuratury
ksiądz Zbigniew B., b. dyrektor wydawnictwa (a także b. kapelan abp.
Gocłowskiego), w 2000 r. przekształcił wydawnictwo w pralnię pieniędzy. Firmy
z całej Polski miały mu zlecać fikcyjne usługi, w sumie za 65 mln zł. Po
potrąceniu kilkuprocentowej prowizji dla księdza pieniądze miały wracać do
zleceniodawców. Wśród 24 podejrzanych o pranie pieniędzy biznesmenów jest
wiele osób związanych z lewicą, m.in. były baron pomorskiego SLD Jerzy J.

forum.gazeta.pl/forum/73,46481,1540823.html?f=13
.
Szczegolna uwage pragne zwrocic na termin "pralnia pieniedzy". Nad nim zwyklo
sie przechodzic do porzadku dziennego bo i samo okreslenie stalo sie
oklepane. Pranie pieniedzy zasadniczo nie rozni sie jednak od paserstwa - od
wspoludzialu w przestepstwie. Pasera niespecjalnie interesuje skad pochodzi
towarek (choc zazwyczaj i tak wie) interesuje go jedynie wysokosc prowizji
uzyskanej z transakcji. Zlodziej nie musi ryzykowac wpadki poprzez
wystawianie kradzionego telewizora na ryneczku. Podobnie pioracy pieniadze
zdejmuja klopot ze zlodzieja, przekreta, prowadzacego nielegalne interesy
(prostytucja, narkotyki...), ktory po zaplaceniu odpowiedniego procentu nie
musi tlumaczyc sie nikomu ze zrodel zasilania swego konta bankowego. Kase
zdobyl przeciez uczciwie - na interesach z wielebnymi.
Najwyrazniej to prawda, ze "panu Jezusowi" zadne pieniadze nie smierdza.
Wazne by byly. Dla sutannowych amatorow latwego zycia, pochodzenie pieniedzy
takze nie moze miec najmniejszego znaczenia. Wazne, ze na chwwale boza idzie
to grosiwo )
.
K.P.




Temat: Rzygaczami Forum stoi
zoppoter napisał:

całe Główne Miasto powstało na bagnie. Do dziś tkwią w ziemi dębowe pale, na
którym to wszystko stoi :)))

Jak choćby kilkanaście tysięcy pali dębowych pod Bazyliką NMP.
Stąd te problemy z Gdańskiem, bo kiedy odbudowywano, zazsypywano piwnice, i
obetonowano brzegi Motławy. Pale wyschły, teraz brzegi Motlawy "puszczają" i
pale gniją...

> > - Westerplatte.. Hmmm... Było tym samym, co Poczta Polska i Dyrekcja Kolei
> , czyli zawarowanym przez Ligę Narodów miejscem obecności Polski w WM Gdańsk.
>
> Tylko zdaje się, ze stan osobowy i uzbrojenie składnicy na Westerplatte nieco
o dbiegały w górę od ustaleń Ligi Narodów. Pocztowcy też mieli broń wbrew
porozumieniom. I polemizowałbym, czy Westerplatte było uznane przez kogokolwiek
za polskie terytorium.

To nigdy nie miało być polskie terytorium. Ono było oddane Polsce w
bezterminowe i bezpłatne użytkowanie. I odpowiednie służby WMG miały prawo tam
zaglądać, jak choćby policja budowlana. A co do tego uzbrojenia, to wreszcie
tutaj Polska okazała się przewidująca, a nie cielęciem idącym pokornie na rzeź.
Poza tym, zwiększenie stanu załogi do 210 (w tym zmobilizownych rezerwistów,
przacujących jako tzw. "cywilnic") miało swój głęboki sens. Tak jak wpłynięcie
Wilii o obsadzienie W-platte żołnierzami. Traktaty i konwencje mówiły swoje,
rzeczywistość była inna. I nei ma co zastanawiać się czy był sens, czy go nie
było, czy strona Polska złamała, czy nie złamała umów międzynarodowych.
A co do uzbrojenia na Poczcie, to jest to zupełnie naturalne. Bowiem takie
placówki automatycznie figurują w spisach jako obiektu zmilitaryzowane. I nie
ma w tym żadnej sensacji.
A to, że nie wykonano tam rozkazu o niewszczynaniu obrony, to pozostanie
tajemnicą do końca - albo Guderski tego rozkazu nie dostał,albo go nie wykonał.
Fakt pozostaje, że ten "incydent" jak go nazywano, przeszedł do historii jako
zbrodnia sądowa.
ZAś Westerplatte dało nam obraz blamażu sił wielokrotnie większych i
silniejszych.

>
> > Tych 188 (czy, jak się mówi teraz 202) ludzi pod mjr. Sucharskim broniło
tego, co uznane zostało przez LN za polskie terytorium. To nie
nieznani "starcy" kazali im bronić owego skrawka ziemi lecz zwykły obowiązek.
Podobnie jak atakującym marynarzom "Schleswig-Holstein" i żołnierzom SS
Danziger Heimwehr. Oni wszyscy ginęli nie za jakieś imponderabilia, ale
dlatego, że taki mieli rozkaz.
>
> A kyto te rozkazy wydał? Jacyś starcy w stolicach, zza wielkich biurek. Ja
uważ
am, że odkąd funkcjonował port w Gdyni można było zlikwidować tę składnicę...
>

210 przew około 3000 tysiącom, ze nie wspomnę o dysproporcja w uzbrojeniu...

Nie można było zrezygnować z W-platte, skoro była Gdynia, bowiem tu chodziło o
prawa Polski. Niezbywalen prawa Polski, ktorych pozbawiona została w kolejnych
konwencjach i umowach. Jak chocby stworzenie Rady Portu i Drog Wodnych.

> > Legendę dopsano im później (
> > choć w przypadku Polaków jeszcze w trakce trwania walk: PR z W-wy
codziennie donosiło "Westerplatte broni się nadal").
>
> Czyli chodziło o propagandę... A nie o jakieś rzeczywiste potrzeby. Tak samo
było z Pocztą Polską. A tam nie skończyło się na kilkunastu zabitych. Ktoś
wydał pocztowcom (cywilom!!!) rozkaz beznadziejnej walki.
> Której finał na Zaspie był łatwy do przewidzenia....

Nikt nie wydał pocztowcom rozkazu obrony. Ten rozkaz brzmiał inaczej - o czym
wy żej. Urzędy i szkoły miały się nie bronić. Rozkaz wyraźnie zabraniał oporu,
celem oszczędzenia ludności cywilnej.

A finał nie był łatwy do przewidzenia. Polecam lekturę świetnie napisanej
książki Dietra Schenka.
>
> > Dodam jeszcze, że na Westerplatte w trakcie zmagań zginęło zaledwie 11 jeg
> o obr
> > ońców...
>
> 15.

A co do legendy, to stworzyli ja Niemcy, już 3 września. Kiedy po
bombardowaniu w dniu 2.09. około godz 19:00 dano znac dop dowództwa, iż
bombardowanie nie przyniosło spodziewanych rezultatów, bowiem Polacy
maja "snajperów" (dlatego tłuczono po czubkach drzew z takim uporem), wilcze
doły, a także system doskonale zabezpieczonych bunkrów. Legenda o Westerplatte
poszła w świat do tego stopnia, że po napaści na Polskę Niemcy oskrażali nas,
iż wbrew konwencjom mieliśmy na W-platte silny garnizon. I dlatego nie mogli go
zdobyć.
:)
Ot, przysłużyli nam się w kwestii legendy.




Temat: Apel biskupów o preambułę w Traktacie Konstytuc...
Apel do biskupów o zwrot zagarniętych pieniędzy
Kuria pod długami

Marek Sterlingow, Roman Daszczyński 13-05-2004, ostatnia aktualizacja 12-05-
2004 20:04

Rusza lawina roszczeń wobec gdańskiej kurii. Zobowiązania wobec banków,
prywatnych firm i skarbu państwa na pewno przekraczają łącznie 100 mln zł.

We wtorek na biurko abp. Tadeusza Gocłowskiego trafiło pismo od komornika
Artura Zielińskiego z Inowrocławia. W imieniu warszawskiego banku BISE domagał
się w nim natychmiastowej spłaty 7 mln zł. To jednak nie koniec. Według naszych
informacji wkrótce swoje roszczenia przedstawi także Kredyt Bank. Nasze źródło
twierdzi, że tym razem chodzi o dużo wyższą kwotę - co najmniej 40 mln zł, nie
licząc bankowych odsetek. Kuria zaciągnęła kredyty w drugiej połowie lat 90.

Pogrążyła ich Stella

- Nie będę komentował tej kwoty, bo nie znam szczegółów. Wiem jednak, że Kredyt
Bank ma zabezpieczenie na majątku kurii o wartości znacznie przewyższającej
kwotę udzielonej pożyczki - twierdzi mecenas Jacek Tylek, pełnomocnik
arcybiskupa.

Jak mówią nasi informatorzy, Kredyt Bank zajął hipoteki kilkuset hektarów
gruntów rolnych (należących do pomorskich parafii) i nieruchomości, w której
znajduje się siedziba należącego do kurii wydawnictwa Stella Maris.

To właśnie na potrzeby tej firmy kuria zaciągnęła kredyty, których spłaty
domaga się teraz komornik. Pieniądze przepadły, bo, jak twierdzi abp Gocłowski,
wydawnictwo było źle zarządzane.

W Stelli Maris były też inne nieprawidłowości. Zdaniem gdańskiej prokuratury
ksiądz Zbigniew B., b. dyrektor wydawnictwa (a także b. kapelan abp.
Gocłowskiego), w 2000 r. przekształcił wydawnictwo w pralnię pieniędzy. Firmy z
całej Polski miały mu zlecać fikcyjne usługi, w sumie za 65 mln zł. Po
potrąceniu kilkuprocentowej prowizji dla księdza pieniądze miały wracać do
zleceniodawców. Wśród 24 podejrzanych o pranie pieniędzy biznesmenów jest wiele
osób związanych z lewicą, m.in. były baron pomorskiego SLD Jerzy J.

Biskup ukarany

Kłopoty finansowe kurii wyszły na jaw pod koniec marca. Komornik na wniosek
firmy papierniczej z Kostrzyna zajął wtedy w siedzibie kurii meble i obrazy o
wartości ok. 300 tys. zł.

Negocjowanie ugody trwało kilka tygodni. Kuria nie ukrywała, że nie jest w
stanie spłacić tego zobowiązania. Arcybiskup Gocłowski wezwał nawet podległych
mu proboszczów do wpłat na ten cel. Ostatecznie doszło do porozumienia, dług
został spłacony i licytację zajętych przedmiotów odwołano.

Komornik nie jest jednak usatysfakcjonowany. Uważa, że kuria utrudniała mu
działania, ukrywając swój majątek. Dlatego mimo ugody 28 kwietnia wysłał do
prokuratury zawiadomienie o przestępstwie polegającym na ukrywaniu majątku
przez archidiecezję gdańską.

- Prowadzimy postępowanie wyjaśniające. Za wcześnie jest jeszcze na
rozstrzygnięcie, jaki obrót przybierze oraz przeciwko komu byłoby prowadzone
ewentualnie dalsze postępowanie - mówi szefowa Prokuratury Rejonowej Gdańsk-
Północ Janina Macińska. - To przestępstwo zagrożone jest karą do trzech lat
pozbawienia wolności. - Nic mi nie wiadomo, aby ktokolwiek w kurii dopuścił się
tego przestępstwa - zapewnia mecenas Jacek Tylek, pełnomocnik arcybiskupa.

Takich wątpliwości nie ma jednak komornik (odmówił rozmowy z "Gazetą").
Niedawno ukarał abp. Gocłowskiego grzywną w wysokości 500 zł za utrudnianie
postępowania komorniczego.



Temat: Zamkną wiadukt na Trasie Toruńskiej?
Zamkną wiadukt na Trasie Toruńskiej?
Wiadukt na Trasie Toruńskiej nad Jagiellońską zagraża życiu ludzi

Widmo katastrofybudowlanej wisi nad Żeraniem. Dosłownie. Na głowy ludzi
jadących i idących ul. Jagiellońską może zwalić się część wiaduktu.Trasa
Toruńska, kierunek centrum. To tu, nad torami PKP i ul. Jagiellońską, znajduje
się wiadukt, którego stan techniczny jest tragiczny.Instytut Badawczy Dróg i
Mostów przygotował ekspertyzę obiektu. Jutro trafi ona na biurko Marka
Mistewicza, dyrektora Zarządu Dróg Miejskich. Już wczoraj ten dokument trafił
w nasze ręce.

Dziury i rdza

– Straszne. Widziałem wiele uszkodzonych konstrukcji, ale tu jest naprawdę źle
– mówi nasz informator, jeden z ekspertów IBDM. Ekspert prosi o anonimowość. I
wymienia: uszkodzone są wszystkie belki nośne. W każdej chwili któraś z nich
może odpaść, co spowoduje w najlepszym przypadku, że kawał betonu spadnie na
jezdnię.

– Najgorsze, że nie ma już właściwie strun sprężających – mówi specjalista.

Struny to pręty zbrojeniowe wkładane w konstrukcję. Dzięki nim wiadukt ma
określoną nośność. Strun nie ma, bo... zżarła je rdza. W jednej z podpór
wiaduktu dziury są takie, że można w nie włożyć długopis.

Zamkną, nie zamkną?

Co więc stanie się teraz z wiaduktem? – Trzeba zbudować nowy wiadukt, a ten
wyburzyć – mówi nasz informator. – Bo katastrofa wisi w powietrzu.

Zdaniem profesora Leszka Rafalskiego, dyr. IBDM, konstrukcja wymaga pilnego
remontu. Nie ma sensu, np. jej podpieranie. Tym bardziej, że w niektórych
miejscach dodatkowe podpory już zamontowano. Nośniki zabezpieczają spękane
filary przejazdu. Prawdopodobnie, gdyby nie podpory, cała konstrukcja dawno by
runęła.

Losy wiaduktu i bezpieczeństwo warszawiaków zależą teraz od reakcji ZDM. Adam
Czugajewicz, rzecznik ZDM, zapewnia na razie, że zarząd nie będziemy czekać z
założonymi rękami!

– Jednak dopiero ekspertyza da nam odpowiedź na pytanie, co powinniśmy uczynić
– mówi. – W połowie roku zaczną się prace zabezpieczające. Poprosiliśmy też
policję i inspekcję transportu drogowego o kontrolowanie, czy kierowcy
przestrzegają tam ograniczenia szybkości do 40 km na godzinę. I czy na
przejazd nie wjeżdżają ciężarówki cięższe niż 20 ton.

Jeśli wiadukt nie zostanie zamknięty, nie jest wykluczone, że ZDM wprowadzi
dalsze ograniczenia. Być może na przejeździe dopuszczony zostanie tylko ruch
samochodów osobowych i autobusów. Tak było kiedyś na moście Syreny. Nie
wiadomo jednak, jakimi mostami mają jeździć ciężarówki – bo nie mogą Gdańskim,
Poniatowskiego, Śląskim, Świętokrzyskim ani Łazienkowskim.

Wszystko się sypie

W fatalnym stanie znajduje się nie tylko wiadukt, ale także zejścia z niego.
Schody prowadzące na znajdujący się na dole przystanek PKP rozsypały się.

Na szczęście sąsiedni przejazd – w stronę Pragi – jest w dobrym stanie. Oba
obiekty zbudowano w latach 70. Jednak wiadukt w stronę Pragi wykonano z
trwalszych materiałów.




Temat: Delegatów było dwóch, czyli historia wielkiej LIPY
Delegatów było dwóch, czyli historia wielkiej LIPY
Wszystko jest jedną wielką ściemą. Gdy przeczytałem skrót artykułu -
myślałem, coś jest na rzeczy - Wielowieyski?? ktoś kto miał dostęp do
doradców w Gdańsku, a także wejścia w Episkopacie w Warszawie.
Celiński jak pisano na forum? Przecież to małolat - czyli w tamtym czasie
zwykły chłopaczek, jakże z kimś takim mogli rozmawiać hierarchowie.
Przeczytałem artykuł - i napisałem na forum antylustracyjna LIPA.

forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=28&w=46413683&a=46416350
Potem zopbaczyłem w telewizji dwóch marszałkiokitlowopodobnych dziennikarzy,
coś tanm bajdurzyli. Więc o co chodzi? Jeszce raz przeczytałem artykuł - by
sprawdzić, czy oficjalnie zwrócili się do IPN, że mają program badawczy.
Mają całkowicie PUSTE RĘCE. Czytam (podobno kilka miesięcy pracowali)
"Poszukiwania Delegata trwały kilka miesięcy. Na jego trop wpadliśmy
przypadkimem ... "

To śledztwo dzienikarskie jako żywo przypomina inne śledztwo dzienikarskie
wyborczej w sprawie Rywina. A czy zwrócili się do IPNu ? Oficjalnie? Piszą,
że rozmawiali z historykami z IPN. Proste pytanie - prawda?

Biorę do ręki Cenckiewicza "Oczami bezpieki"i wklejam długi fradment, również
o TW Delegat:

"Za charakterystyczny w tym względzie uznać należy donos „Rejtana", który
funkcjonował w niechętnej Wałęsie grupie Borusewicza(...)
W raporcie z 1 września 1981 r. „Rejtan" ostrzegał SB, że Gwiazda, Borusewicz
i Pieńkowska przygotowują się do frontalnego ataku na Wałęsę w czasie zjazdu.
Mają przygotowane wystąpienia, w których zamierzają wygarnąć Wałęsie to, iż
jest bardzo ustępliwy w stosunku do Kani i Jaruzelskiego
- donosił „Rejtan".
Borusewicz miał powiedzieć również - kontynuował TW (...) Planują też
zaatakować L. Wałęsę. Nie przewiduje się jednak jego usunięcia z życia
politycznego związku69.
Niepokój „Rejtana" o Wałęsę dobrze koresponduje z treścią szyfrogramów, jakie
trafiały na biurka gen. Adama Krzysztoporskiego i dyrektora Departamentu
III „A" gen. Władysława Ciastonia. Już w pierwszym meldunku, szef gdańskiej
SB płk Sylwester Paszkiewicz zapewniał wiceministra i dyrektora Departamentu
III „A" MSW, że jeszcze przed zjazdem drogą operacyjną - m.in. za
pośrednictwem TW ps. „Delegat" - przekazano Wałęsie zestaw informacji i
danych obrazujących prowadzoną przeciwko niemu działalność opozycyjną przez
niektórych działaczy związku a dających mu możliwość uargumentowania
przeciwstawienia się tej kampanii.
Po otrzymaniu informacji na temat „spiskowców" Wałęsa odbył spotkanie z
delegatami ze Słupska, których poinformował, że Kuroń, Bujak i Rulewski
organizują przeciwko niemu „rozróbki". Mówił jednak, że się ich nie obawia
i „wierzy w mądrość delegatów, którzy nie dadzą się nabrać" tej grupie.
Jednak płk Paszkiewicz z niepokojem stwierdzał, że „w ostatnim czasie
zmniejszyły się szansę L. Wałęsy na zostanie przewodniczącym".

CO Z TEGO FRAGMENTU WYNIKA? Że nie mógł to być ksiądz.Że TW Delegat
przekazwywał inforamcje związkowe z CAŁEJ POLSKI, ostrzegał Wałęsę.
Że SB w pewien osłaniało Wałęsę.
Nawet mi się nie chce teraz nawiązywać do części warszawskiej - kościelnej.

Oczywistym było, że było dwóch Delegatów - ten Delegat który ostrzegał
Wałęsę, był TW - i tak funkcjonuje w książce, a ten drugi, to k.o. z
pielgrzymki do Watykanu.

Jeżeli ja w pół godziny doszedłem do tak oczywistych wniosków, to pytam się,
co robili przez kilka miesięcy dzienikarze? A rola dzisiejsza mediów
rozdmuchująca sprawę do niebotycznych rozmiarów? Porównajmy sprawę
Czajkowskiego.

A rozmócy dzienikarzy, z Wałesą i Celińskim na czele rżną głupków.




Temat: Bo My Niemcy znamy Schidkowe przekrety
Bo My Niemcy znamy Schidkowe przekrety
Nie wiem czy pamietacie jeszcze
Berlisconi versus Schulze w Parlamencie Europejskim
- bardzo szybko zrobila sie z tego zadyma, ze nie bylo wiadomo o co chodzilo
na samym poczatku, podobnie jak teraz z Hohmannem, a bylo to tak

Jakis wloski faszysta z Lega Norte (a moze Liga Norde) na jakims wiecu
darl sie by Wloska Marynarka Wojenna zaczela zatapiac lodzie i statki z
afrykanskimi uciekinierami zanimi te dotra do wod terytriarnych Wloch i
uciekinierzy stana sie problemen dla Republika Italia.
Poza naruszeniem jakichkolwiek innych przepisow i norm moralnych - jest to
wezwanie do aktu piraterii na pelnym morzu, rzecz absolutnie niezgodna z
jakimkolwiek prawem miedzynardowoym nie od dzisiaj.

Martin Schulz zwrocil sie z interpelacja poselska do Berluskoniego
a) jako rotacyjnego szefa Europy b) jako szefa Wloch
- by ten sie opowiedzial w temacie - co tez Berluskoni zamierza zrobic
ze swoim kumplem i faszysta z Polnocy Wloch - reszta jest znana z prasy radia
i telewizji - Berluskoni puscil baka i zrobil sie z tego wielki smrod.

Wszystscy krzycza ze Hohmann antysemita - nikt nie cytuje Hohmanna
tylko kazy powtarza oceny innych, gdy Hohmann nie powiedzial nic
antysemickiego a jedynie prawde znana w calej Polsce
ze wszelki organizacje - utrwalacze rewolucji pazdziernikowej -
KGB, UB , Sluzba Narodu Bojcy, Securitate byly zazydzone
I ze to ci Zydzi ponosza odpowiedzialnosc za zbrodnie czerwonego smoka
- to co sie dzieje teraz jest proba wybielania sie siemrcia innych
to ze jacys ludzie (w duzej ilosci) gineli w Oswiecimiu i Brzezince
nie daje absolucji ludziom ktorzy zza biurka mordowali miliony

Wg szaacunkowych liczb - bo nikt dokladnie nie policzyl
- w czasie hitleryzmu zginelo 40 mln ludzi wlacznie z Niemcami poleglymi na
wszystkich frontach i Niemcami ktorzy zgineli od alianckich bomb.
- w czasie sowietyzmu zginelo ponad 100 mln ludzi - w obozach Kolymy
Sachalina
Magadanu ale rowniez w Poznaniu Gdansku pod kopalnia Wujek w Lambimowicach
w Bieszczadach na Rakowieckiej czy w Lubiankach.
Podczas gdy hitlerowcy mieli swoj proces w Norymberdze
Yugoslawie sie rozlicza w osobie Slobodana Miloszewicza w Hadze
Rewolucji Pazdziernikowej nikt nie rozlicza
- a kolesie nadal prywatyzuja - wlasnie szefem Lukolu czy jak sie nazywa
ruski koncern oleiowy zostal "rosjanini" z Nowego Jorku o bardzo gruzinskim
wygladzie takim b. mojzeszowym bo poprzednik tez mojzeszowy sie tak nakradl,
ze nalezal do klubu moskiewskich dollarowych milliarderow
i nie jest to przypadek odosobniony - Alte Seilschaften.
A Czeczenia i jak by Herr Spiegel nie zawila w srebrny papierek
Samuel Morel- Zyd, Tow. Swiatlo - Zyd, Tow. Wolinska-Zydowka, Rosa Luxemburg
Zydowka, Karl Marx i Engels -Zydzi, Schalck-Glodkowski - Zyd Tow. Hiary Minc
-Zyd, Tow. Alfred Lampe- Zyd, 75% kierwnictwa polskiej UB Zydzi tak samo z
tym
kontrwywiadem wojskowym.
Die Partei Die Partei die hat immer recht - napisal zydowski enerdowski
komunista - jak tlumaczyl to jego rowniez zydowski histograf w juz nie wiem
jakiej audycji na Phoenix - to ten ktory to napisal on wcale tak nie myslal
tylko napisal w ramach samoobrony - bo inaczej moze by mu ryj od koryta
odcieli inni zydowscy towarzysze z KC
za Hitlera sie nazywalo taka propagande Durchalte Parolen - i dzienikarz
ktory
wymyslil niedzielna Pressekonferenz po 40 latach od napisania dwoch takich
podtrzymujacych ducha tekstwo stracil prace
Zydowski propagandzista piszacy piosenki dla dzieci - doktrynujace
Die Partei Die Partei die hat immer Recht
jest sylizowany przez innego rodaka na ofiare komunizmu
- bo czy nie bylismy wszystcy tak troche ofiaremi komunizmu

Ja to nazywam jidische Huzpe.

Pyrsk




Temat: LW chyba przez dlugi czas byl STEROWANY p.SB
andrze_n napisał:

> napisal o tym 15 lat temu Gierek w swym wywiadzie - rzece :
>
> ...jest rzecza historycznie absolutnie sprawdzalna, ze we wszyskich krajach
> totalitarnych, ruchy kontestatorskie oplecione sa istna siatka policyjna. Tak
> oczywiscie bylo i u nas. Oto mechanizm na przykladzie TV, tam kapitan
> Baranski, jako szef zw zawodowego, byl GLOWNYM organizatorem nagonki na
> Szczepanskiego (dyr. TV), on byl tym, ktory kierowal gniewem ludzi i
> wskazywal winnych....
>
> Do pewnego tez czasu sluzby Kani uwazaly, ze panuja nad sytuacja na Wybrzezu,
> lecz w ktoryms momencie mleko sie rozlalo. Na posiedzeniach Biura
> politycznego, na przyklad Kowalczyk, owczesny minister MSW, przechwalal sie,
> ze Walesa jest jego czlowiekiem. Doslownie nie zartuje. Dzis (1990) wiadomo
> ze to absurd...
>
> Powrocmy do sugerowanego przez Pana braku wyobrazni Panskich przeciwnikow.
>
> -Wykorzystali oni niezadowolenie i rozkrecili fale strajkowa w sposob
> bezprecedensowy w naszej historii. Na jakiej podstawie twierdze, ze ludzie z
> bezpieczenstwa byli wsrod inspiratorow zrywu robotniczego na Wybrzezu? Ano
> dlatego, ze kilkunastu aktywistow, a tylu w swej mikroorganizacji mial
> Walesa, nigdy nie byloby w stanie zatrzymac pracy w kilkuset zakladach.
> Struktura SB w Polsce byla taka, ze we wszystkich fabrykach a zwlaszcza
> waznych, sluzby mialy swe komorki, w ktorych oprocz oficerow SB, byli agenci
> i konfidenci oplacani przez resort. Do szczegolnie kontrolowanych zakladow
> nalezy zaliczyc stocznie i porty. Do obowiazkow agentow SB nalezalo
> informowanie o nastrojach spolecznych i politycznych, a takze o kradziezach,
> naduzyciach. Polowa przestempstw byla wykrywana dzieki nim wlasnie. Pajecza
> siec ... w Gdanskiem rozbudowana byla horrendalnie. Na temat rozbudowy tyc
> sluzb prowadzilem rozmowy tak z Kania , jak i z Kowalczykiem. Wielokrotnie
> zwracali uwage, na szczegolna potrzebe kontrolowania wielkoprzemyslowej klasy
> robotniczej, Szczerze mowiac, z meldunkow mi przekazywanych jeszcze na
> poczatku 1980 SB powinna wiedziec nie tylko o najdrobniejszych
> przygotowaniach do strajkow, lecz nawet o kazdym ruchu szczura portowego. W
> tym co mowie nie ma nic szczegolnego, tak postepuja wszystkie policje
> swiata....
>
> Hucpa tych sluzb u nas, jak sie okazalo po niewczasie, byla tak wielka, ze
> jak stwierdzila Solidarnosc, na szele Komitetu Strajkowego w Jastrzebiu
> (kopalnia), stal niejaki Sienkiewicz - czlowiek, w ktorego biurku pozniej
> znaleziono instrukcje nadeslana z SB. Sadze wiec, ze nieprzypadkowo zostal on
> przed koncem 1980 wyrzucony z Solidarnosci. Z czasem Solidarnosc na takie
> przypadki zapuscila zaslone milczenia, psuly one bowiem "etos"
> organizacji....




Temat: Rozmowa z profesorem Michałem Płachtą
Na Forum kazdy ma prawo do wlasnego zdania. Jako jeden z kilku dyskutantow
robie to pod wlasnym nazwiskiem nie ukrywajac sie pod pseudonimem. Jakie to
moje "zacietrzewione komentarze" tak Pana/Pania denerwuja?

Istnieja pewne kanony (zwyczajowego prawa) postepowania, jesli zdarzy sie taka
przykra sytuacja jak w przypadku prof. Plachty. Ja tylko dlatego sie odzywam
publicznie, bowiem profesura Uniwersytetu Gdanskiego milczy w okolicznosciach,
kiedy trzeba zajac publiczny glos.
Poniewaz jestem osoba niezalezna od gdanskich wladz uniwersyteckich, to mam
swobode powiedzenia tego o czym czesc profesury wie, a pozostali nie chca
wiedziec. Przeciez de facto latwiej byloby mi milczec i zacierac rece z
radosci, ze o to wladze UG popelnily kolejny blad. I w kolejnym artykule
wytknac to publicznie na cala Polske.
Poprzez moje Forumowe wypowiedzi mam nadzieje, ze argumenty, ktore przytaczam
posluza jakims profesorom do "wymuszenia" poprawnego postepowania wydzialu jak
i rektora w tej smutnej sprawie. Jest jeszcze ciagle na to czas, mimo, ze
przyjemniej byloby gdyby pewne sprawy zalatwiono "normalnie" od razu.

Rozumiem, ze sympatykom prof. Plachty trudno jest zaakceptowac, ze rzeczywiscie
popelnil on zenujacy, trzykrotny plagiat. Ja mam dowody na biurku, dlatego nie
musze sie nad tym zastanawiac. Ci, ktorzy kwestionuja moje prawo do oceny tego
czy jest plagiat czy go nie ma, nie zdaja sobie sprawy, ze wydrukowane prace
naukowe sa oceniane publicznie i kazdy moze napisac do redaktora naczelnego
list informujacy o zauwazeniu plagiatu. Jesli jest zalaczony dowod, rzetelna
redakcja drukuje list z komentarzem potwierdzajacym zarzut. Artykul nastepnie
jest retraktowany czyli uwazany za niebyly. Takie sprawy zalatwia sie wlasnie
publicznie,czego w Polsce ciagle brakuje.

Dla mnie o wiele bardziej bulwersujaca sprawa niz sam plagiator i jego
plagiaty, jest reakcja i zachowanie wladz wydzialowych, uczelnianych no i
samego rektora Ceynowy. I przeciwko temu tutaj zabieram glos i protestuje!

Od strony praktycznej prof. Plachta jest "skonczony" jako powazany naukowiec w
Polsce. Zrezygnowal z pracy - nie wiem, gdzie znajdzie etat profesorski. Moze
na Uniwersytecie Olsztynskim, albo na jakiejs prywatnej uczelni w stylu Wyzszej
Szkoly w Rykach... Praktycznie zostal juz bardzo surowo ukarany. Stracil twarz
akademicka. To zapytacie o co mi chodzi?
Chodzi mi o rzetelnosc instytucjonalna, o takie nawyki profesury, ze nastepnym
razem nie trzeba by bylo skladac zawiadomienia do prokuratury. Ze profesorowie
nie beda sie tylem odwracac do sprawy, ze stwierdzenie prawdziwosci zarzutow
nastapi w ciagu szybkiego czasu, bo calosc dokumentow jest pod reka. Rektor nie
bedzie sie zaslanial prokuratura i mowil, ze "nikt mu niczego nie dal stad nie
ma pojecia czy zarzuty sa prawdziwe". Rada Wydzialu nie bedzie bezradna i nikt
nawet nie zapyta publicznie dziekana czy to prawda... A przeciez sami
profesorowie mogli to sprawdzic w ciagu 30 minut! Wszystko bylo i jest pod
reka. Na wydziale.

Em zarzuca mi, ze dzialam z pozycji Wielkiego Brata. No naturalnie - Ameryka ta
lekcje przerabiala 25 lat temu i dzisiaj jej prawodawstwo co do scigania kantow
akademickich, moze byc wzorem dla wszystkich srodowisk naukowych.

Czy nie ma tutaj "przewalow"? Sa jak wszedzie. Czy rektorzy nie chowaja takich
spraw pod dywan w swoim gabinecie? Chowaja. Ludzie sa zawsze ludzmi. Ale jak
sprawa "peka" publicznie to juz nie ma mowy aby ja "zduszac" i robic balona z
opinii publicznej, ze "przepisy nie pozwalaja rektorowi na podjecie krokow
dyscyplinarnych, bowiem rektor podpisal godzine temu zgode na rozwiazanie umowy
o prace ze skutkiem natychmiastowym i Pan Profesor juz u nas nie pracuje".
TO JEST PRAWDZIWY DOPIERO SKANDAL! I z takimi postawami tutaj na Forum walcze.

Nie jestem frustratem. Nierzetelnoscia sie interesuje od maja 1997. Probuje cos
zrobic pro bono publico bo jestem z zewnatrz i jest to latwiej, niz sie siedzi
wewnatrz.
Nie da sie wszystkich przekonac. Ale nawet jak jedna osoba mi uwierzy, to warto
bylo sie tutaj "wysilac"...




Temat: Dlaczego Hohmann musi odejsc?
gdakanie mediow M.Schulze teraz Hohmann
Nie wiem czy pamietacie jeszcze
Berlisconi versus Schulze w Parlamencie Europejskim
- bardzo szybko zrobila sie z tego zadyma, ze nie bylo wiadomo o co chodzilo
na samym poczatku, podobnie jak teraz z Hohmannem, a bylo to tak

Jakis wloski faszysta z Lega Norte (a moze Liga Norde) na jakims wiecu
darl sie by Wloska Marynarka Wojenna zaczela zatapiac lodzie i statki z
afrykanskimi uciekinierami zanimi te dotra do wod terytriarnych Wloch i
uciekinierzy stana sie problemen dla Republika Italia.
Poza naruszeniem jakichkolwiek innych przepisow i norm moralnych - jest to
wezwanie do aktu piraterii na pelnym morzu, rzecz absolutnie niezgodna z
jakimkolwiek prawem miedzynardowoym nie od dzisiaj.

Martin Schulz zwrocil sie z interpelacja poselska do Berluskoniego
a) jako rotacyjnego szefa Europy b) jako szefa Wloch
- by ten sie opowiedzial w temacie - co tez Berluskoni zamierza zrobic
ze swoim kumplem i faszysta z Polnocy Wloch - reszta jest znana z prasy radia
i telewizji - Berluskoni puscil baka i zrobil sie z tego wielki smrod.

Wszystscy krzycza ze Hohmann antysemita - nikt nie cytuje Hohmanna
tylko kazy powtarza oceny innych, gdy Hohmann nie powiedzial nic
antysemickiego a jedynie prawde znana w calej Polsce
ze wszelki organizacje - utrwalacze rewolucji pazdziernikowej -
KGB, UB , Sluzba Narodu Bojcy, Securitate byly zazydzone
I ze to ci Zydzi ponosza odpowiedzialnosc za zbrodnie czerwonego smoka
- to co sie dzieje teraz jest proba wybielania sie siemrcia innych
to ze jacys ludzie (w duzej ilosci) gineli w Oswiecimiu i Brzezince
nie daje absolucji ludziom ktorzy zza biurka mordowali miliony

Wg szaacunkowych liczb - bo nikt dokladnie nie policzyl
- w czasie hitleryzmu zginelo 40 mln ludzi wlacznie z Niemcami poleglymi na
wszystkich frontach i Niemcami ktorzy zgineli od alianckich bomb.
- w czasie sowietyzmu zginelo ponad 100 mln ludzi - w obozach Kolymy Sachalina
Magadanu ale rowniez w Poznaniu Gdansku pod kopalnia Wujek w Lambimowicach
w Bieszczadach na Rakowieckiej czy w Lubiankach.
Podczas gdy hitlerowcy mieli swoj proces w Norymberdze
Yugoslawie sie rozlicza w osobie Slobodana Miloszewicza w Hadze
Rewolucji Pazdziernikowej nikt nie rozlicza
- a kolesie nadal prywatyzuja - wlasnie szefem Lukolu czy jak sie nazywa
ruski koncern oleiowy zostal "rosjanini" z Nowego Jorku o bardzo gruzinskim
wygladzie takim b. mojzeszowym bo poprzednik tez mojzeszowy sie tak nakradl,
ze nalezal do klubu moskiewskich dollarowych milliarderow
i nie jest to przypadek odosobniony - Alte Seilschaften.
A Czeczenia i jak by Herr Spiegel nie zawila w srebrny papierek
Samuel Morel- Zyd, Tow. Swiatlo - Zyd, Tow. Wolinska-Zydowka, Rosa Luxemburg
Zydowka, Karl Marx i Engels -Zydzi, Schalck-Glodkowski - Zyd Tow. Hiary Minc
-Zyd, Tow. Alfred Lampe- Zyd, 75% kierwnictwa polskiej UB Zydzi tak samo z tym
kontrwywiadem wojskowym.
Die Partei Die Partei die hat immer recht - napisal zydowski enerdowski
komunista - jak tlumaczyl to jego rowniez zydowski histograf w juz nie wiem
jakiej audycji na Phoenix - to ten ktory to napisal on wcale tak nie myslal
tylko napisal w ramach samoobrony - bo inaczej moze by mu ryj od koryta
odcieli inni zydowscy towarzysze z KC
za Hitlera sie nazywalo taka propagande Durchalte Parolen - i dzienikarz ktory
wymyslil niedzielna Pressekonferenz po 40 latach od napisania dwoch takich
podtrzymujacych ducha tekstwo stracil prace
Zydowski propagandzista piszacy piosenki dla dzieci - doktrynujace
Die Partei Die Partei die hat immer Recht
jest sylizowany przez innego rodaka na ofiare komunizmu
- bo czy nie bylismy wszystcy tak troche ofiaremi komunizmu

Ja to nazywam jidische Huzpe.

Walter

Walter



Temat: dzieci z chorobą NF1
wizyta w poradni genetycznej
Witajcie,
To bedzie długi post - chce Wam przedstawić pełny obraz naszej wizyty w poradni
genetycznej w AM w Gdańsku ale chyba powinnam zacząć od przedstawienia rodzinki
i sytuacji choroby yśćie mieli pełen obraz sytuacji.
Mamy dwóch synków Tymek ma 3 lata i jak narazie nie ma rzadnych oznak choroby,
więc zakładamy że jest zdrowy, Szymcio 11 miesięcy ma plamki i
nerwiakowłókniaka na pleckach. W czerwcu pobierana była biopsja i od tego
wszystko się zaczeło. Szukając w internecie czegokolwiek na temat NF
dowiedzieliśmy się że najbliższe ośrodki (mieszkamy w Gdyni) zajmujące się tym
schorzeniem to Bydgoszcz i CZD Warszawa (w wypisie ze szpitala dostaliśmy
skierowanie do poradni onkologii i hemioterapii w AMG). Zgłosiliśmy się do
poradni fakomatoz w Bydgoszczy do dr Wojtkiewicz, która na pierwszej wizycie
nas wszystkich obejrzała i wysunęła wniosek że choroba Szymcia jest raczej
samoistną mutacją). Aktualnie czekamy na rezonans magnetyczny w BDG. We wtorek
dzięki Olik, stawiliśmy się na wizytę do dr Wierzby w AMG. Doktor bardzo miła
ale....doszukiwała się naszym zdaniem na siłę dziedziczności choroby , gdyż mąż
ma na ciele dwie zmiany guzkowate ( jedna z nich wycięta, przebadana, wynik -
tłuszczak, na wynik histopatologiczny drugiej czekamy) , wynik
histopatologiczny był przez p.doktor obejrzany, ale może lepiej nie będę
przytaczała pytań jakie były stawiane. Co do badania Szymka - nawet nie wstała
zza biurka by zobaczyć jakie ma plamy i gdzie, nie mówiąc o usytuowieniu
nerwiakowłókniaka (rozumiem jest to genetyk, nie na wszystkim musi się znać).
Do tego momentu było w miarę ok. Potem nastąpiło pytanie czy jesteśmy już
objęci opieką lekarską i gdzie, na naszą odpowiedź iż zgłosiliśmy się do
poradni fakomatoz w BDG - pani dr wyraziła wielkie zdziwienie, że ktokolwiek
się tam tym zajmuje i że w ogóle jest taka poradnia w Polsce. Stwierdziła, iż
ostatnio była na konferencji poświęconej chorobie Recklinghausena i nikogo z
Bydgoszczy tam nie było, a o sympozjum we wrześniu na które udaje się
Wojtkiewicz- że o takim nie słyszała, wie tylko że we wrześniu ma być
poświęcone innej chorobie. Oczywiście uprzedzała nas iż musimy zdecydować się
na jeden ośrodek diagnostyczny by nie dublować badań. Przedstawiła iż w
przypadku NF w AMG prowadzi się pewien schemat leczenia, dziecko oczywiście
objęte jest opieką neurologa, okulisty, ortopedy, fizjoterapeuty (tyle
pamiętam , może wymieniła więcej lekarzy). Co do juz konretnych badań -
wymieniła że dzieku będą robione badania USG oraz rezonans. Na moje pytanie czy
w AMG przy diagnozowaniu i leczeniu NF robione są równierz badania MRI lub PET
pani dr stwierdziła że nie ma takiej potrzeby by osobom z Recklinghausenem
przeprowadzać badanie PET zwłaszcza u tak małych dzieci ( inny czas uśpienia).
nadmieniła również, że na zachodzie także nie przeprowadza się w każdym
przypadku takiego badania ( my nie wiemy co na ten temat do końca sądzić). Na
koniec dała nam skierowanie i jeśli się zdecydujemy mamy zgłosić się do poradni
onkologii dziecięcej. Co do badań genetycznych stwierdziła że nie ma sensu ich
wykonować jeśli choroba i tak jest już stwierdzona ( tylko nie usłyszała że
chodzi nam o przebadanie starszego synka). Co do badania gęstości kości -
również nie ma takiej potrzeby wg pani dr. Na podchwytliwe stwierdzenie męża że
jeśli skolioza ma być to i tak będzie - przytaknęła, i uprzedziła o potrzebie
wczesnej rechabilitacji.
Przy okazji dowiedzieliśmy się od Doroty podczas rozmowy telefonicznej już po
wizycie u Pani Genetyk, że PET wchodzi w skład podstawowych badań
przeprowadzanych chorym na NF w USA, badanie gęstości kości jest jak
najbardziej wskazane przy chorobie naszych dzieci a w BDG mają dostęp do
suplementów wspomagających leczenie skoliozy. Znajoma z innego forum po
przedstawieniu przebiegu rozmowy z panią dr stwierdziła że schemat leczenia
proponowany w AMG to schemat postępowania sprzed 20 lat.




Temat: Z tej matni się nie wychodzi. System punktów i ...
Z drugiej strony biurka
czesc

Bardzo razi mnie podejscie autorki tego artykulu do tematu, jest
bardzo jednostronne. Byc moze rzeczywiscie w Gdansku wykladowcy
sa do niczego, a studenci sa biedni, ale madrzy i porzadni. Ale
to chyba nie do konca prawda...

Sam jestem obecnie asystentem na pewnym Uniwersytecie
Pracuje w miejscu, w ktorym pisalem swoja "magisterke". Lubie
swoja prace :) Przy tym chce podkreslic, ze wciaz pamietam jak
to drzewiej (tzn w trakcie studiow) bywalo.

Co mozna zauwazyc - w ciagu ostatnich 3 lat obserwuje degradacje
poziomu intelektualnego i kulturalnego ludzi, ktorzy na studia
przychodza. Max 5% chce sie czegos nauczyc. Reszta chce miec
papier i swiety spokoj. Szczegolnie widac to u studentow
zaocznych. Zasada - daj mi Pan spokoj, bylem w pracy caly
tydzien i nie mialem czasu sie przygotowac - jest ogolnie
obowiazujaca. Co wiecej zaczyna coraz czesciej pojawiac sie u
sluchaczy studiow dziennych. Ostatnio doszlo do sytuacji gdy ze
sprawdzianu wiadomosci postawilem dwoje (facet nie mial pojecia
o czym pisal, a napisal 3 strony tekstu), to prawie ze zostalem
pobity. I co Wy na to? Melodramat?

Kolejnym paskudnym zwyczajem jest brak jakiegokolwiek kontaktu
ze studentem - tzn Pan Student, nie pojawia sie 3 tygodnie z
rzedu na zajeciach, a potem jakby nigdy nic przychodzi i dziwi
sie, ze zgodnie z zaleceniami dziekana podalem informacje o jego
nieobecnosci do dziekanatu. Ba, nie tylko dziwi sie ale ma
pretensje. Żąda mozliwosci odrobienia zajec itp.

Postawa roszczeniowa jest obowiazujaca. To bardzo proste -
wykladowca ma wszystko podac na tacy i koniec. Ma byc jak w
szkole podstawowej, wszystko dla wszystkich. Ale prosze
pamietajmy o tym czym jest studiowanie - samodzielne uczenie
sie, a wykladowcy maja byc tylko osobami wskazujacymi kierunek
poszukiwan

Prowadze kursy z szeroko pojetej informatyki. Nie daj Boze gdy
zaczynam wymagac, aby ktos obliczyl pochodna (o calce nie
wspominajac) w trakcie zajec. Nie daj Boze abym wymagal
czegokolwiek co bylo na poprzednich semestrach - nie ma szans
tego wyegzekwowac (lacznie na przyklad z umiejetnoscia
programowania, ktora chyba powinna byc obowiazujaca przy takim
kierunku studiow). Po prostu dzieci wychowywane bezstresowo -
nie wolno postawic dwojki, bo sie obrazi i zestresuje.

Kolejna sprawa - niedojrzalosc studentow. Zeszly rok ak., kurs
programowania. Przez 15 tygodni powtarzalem ludziom, ze nie
puszcze ich za darmo, ze musza popracowac, usiasc przy
komputerze i po prostu napisac kilka programow - wtedy sie
naucza (no i ze nie da sie tego nauczyc w trakcie zajec bo jest
na to za malo czasu - 15tyg po 4 godz lekcyjne) - na ok 35 osob
postawilem 14 dwoj. Potem bylo zaliczenie warunkowe i okazalo
sie, ze z 14 dwoj zostaly 3. Ja kryteriow nie obnizylem. Jaki z
tego wniosek - jak sie chce to mozna sie nauczyc. Oczywiscie
ktos mi powie, ze Ci ludzie przez 2 tygodnie przed tym
zaliczeniem nie spali bo musieli sie uczyc - ale co z tego -
przeciez wczesniej mieli caly semestr na nauke. Zeby bylo
jeszcze smieszniej zdarzylo sie dwie pielgrzymki rodzicielskie
(!sic!) - to bylo chore - mamy powiedzialy " Wie Pan jak jest w
Polsce, przeciez nasze dzieci wcale nie musza byc
programistami". I drugi tekst " Przeciez Pan tez ma mame".
Straszne

No i chyba ostatnia sprawa - moje zarobki. Zarabiam malo.
Zreszta oprocz politykow, to w szarej strefie budzetowej, nikt
dobrze nie zarabia. Chce zyc troche godniej - biore nadgodziny -
tak naprawde z nich sie utrzymuje. Do tego staram sie zrobic
doktorat, a to tez wymaga pracy. Wiec prosze nie dziwcie sie, ze
nie mam czasu na to aby robic dodatkowe 10 podejsc i zajecia
odrobcze itd. A krotki czas wolny jakim dysponuje wole
przenaczyc na picie piwa z kolegami, albo pojscie z moja
dziewczyna na spacer, niz uzeranie sie ze studentami. I
uwierzcie mi to zaczyna dzialac. Od kiedy ustalilem kryteria
zaliczenia na poczatku semestru i pokazalem ze bede sie tego
trzymac to po prostu to zaczyna dzialac.

I tyle. Mam nadzieje, ze nie przynudzilem
pozdro




Temat: Sz-n nie żałuje kolumbionki-musisz to przeczytać!
cd. 2 artykulu
Obywatelu, macie mieszkanie

Henryk Dzieciniak spod trójki, oficer floty rybackiej, oprowadza mnie po
swoich 140 metrach. Oglądamy rzeźbione winorośle na drzwiach, gipsowe
ornamenty nad żyrandolem.

Pan Henryk pięć lat temu sprzedał M-2 w bloku i kupił M-4 przy Wojska
Polskiego. - Trzy i pół metra wysokości. Jest czym oddychać. A w bloku? -
macha ręką. - Klaustrofobia.

Trochę się waha, czy sprzedać Amerykanom mieszkanie. - Jak mi dadzą tyle, że
starczy na willę pod Szczecinem, to się wyprowadzę.

- A jak nie?

- Zostanę. Mogę.

Pod szóstką 30 lat temu zamieszkał z żoną i z trójką dzieci mecenas
Smyczyński. Wcześniej przeczytał w ?Głosie Szczecińskim?: zamienię pięć pokoi
przy Wojska Polskiego na mniejsze. Po adwokacie Smyczyńskim została tabliczka
na drzwiach. Wdowa - pani Kazimiera - mówi, że żal jej widoku z okna. Widziała
stąd i czołgi jadące na Stocznię, i pierwszego sekretarza Walaszka, który 1
maja stawał na trybunie, i przejazd Ojca Świętego, i atakujących zomowców.
Potem ulica zrobiła się kolorowa od reklam i wystaw.

A pół roku temu na zebraniu z mieszkańcami domu urzędnik miejski powiedział,
że trzeba się żegnać z kamienicą. Ale zaraz uspokoił: - Nie ma się co bać,
lokatorzy dostaną zastępcze mieszkania, a właścicielom dobrze się zapłaci.

Piotr Zarzeński spod siódemki, emerytowany elektryk, rocznik 1922, przyjechał
do Szczecina z Inowrocławia. Pracował na budowie w dzielnicy Niebuszewo. W
1967, może w 1968 roku, wezwali go do rady pracowniczej. Grubas zza biurka
rzucił: ?Obywatelu Zarzeński, macie mieszkanie w centrum. Sto metrów?.

- Pięknie tu było - wspomina Zarzeński. - Na klatce kwiaty wymalowane, herby
niemieckie, na korytarzu mo-zaiki w oknach, w mieszkaniu sztukaterie na
suficie. Wyrzuciłem je, bo pluskwy się tam zalęgły. A pluskwy gryzą gorzej niż
króliki.

- Jak się sprowadzałem, to jeszcze elita tu mieszkała: doktor, sędziowie,
adwokat. Tylko ja byłem zwykłym elektrykiem. Ale potem kto mógł, to stąd wiał.
Od wojny nic nie remontowano, ADM klajstrował tylko dziury i, zanim się
obejrzeliśmy, mieszkaliśmy w ruinie.

- Wszyscy mamy dość tej nory i mieszkania na kupie - krzyczy z kuchni jego
wnuczka. - Dla nas ta renowacja to wybawienie: dostaniemy dwa mieszkania, dla
nas i dla dziadka.

Ze wsi do Europy

W 1944 r. alianci regularnie bombardowali Szczecin, ważny ośrodek zbrojeniowy.
Ale bomby spadały głównie wokół Odry, śródmieście nie było bardzo zniszczone.
?Otworzył się przede mną nowy, obcy świat - pisał we wspomnieniach Jerzy
Brinken, nauczyciel geografii, który w lipcu 1945 r. przyjechał do miasta -
ciężka architektura niemiecka, szerokie aleje wypełnione zielenią, grupki
wystraszonych Niemców. Wszędzie pustka i cisza. Na chodniku walały się sterty
gruzu, papierów i śmieci. Wszędzie widać było porzucone meble i przedmioty
domowego użytku?.

?Masami napływają Polacy ze wschodu i zajmują nasze mieszkania. Na opuszczenie
bloku dają 10-20 minut - pisał w tym samym czasie do ojca doktor Hubert,
niemiecki lekarz mieszkający na ul. Krzywoustego. - Moje mieszkanie całkiem
splądrowane. Najpierw Rosjanie, potem rodacy i w końcu Polacy, którzy wynieśli
również fortepian?.

Doktor Wojciech Lizak zapytał swoich studentów, skąd pochodzą ich rodzice i
dziadkowie. Większość napisała, że z Podlasia i Kurpiów.

- To były jedne z najuboższych terenów przedwojennej Polski - mówi dr Lizak. -
Bo kto tu mógł przyjechać? Inteligencja wileńska jechała do Gdańska, Torunia i
Krakowa. Lwowska wybierała Wrocław i Gliwice. A w Szczecinie długo
zastanawiano się, czy miasto w ogóle będzie polskie. Tu przyjeżdżali ludzie ze
wsi zabitych deskami, wprost z XIX wieku trafili do europejskiego miasta.
Rozwiązania techniczne w mieszkaniach przekraczały ich wyobraźnię, więc
demontowali centralne ogrzewanie i budowali piece.

Szklana kopuła i kino pod śmietnikiem

Biura Szczecińskiego Towarzystwa Renowacyjnego mieszczą się w XIX



Temat: Prawda o tzw "wypedzonych"
Historycy do Moskwy...

"Bydgoska krwawa niedziela. Śmierć legendy" - to tytuł książki niemieckiego
historyka dr Güntera Schuberta, w której autor rozprawił się z mitem
niemieckich krzywd popełnionych rzekomo przez Polaków.

Książka ukazała w się Niemczech w 1989 r., ale dopiero teraz trafia do rąk
polskiego czytelnika. Wczoraj w wypełnionej do ostatniego miejsca sali sesyjnej
bydgoskiego ratusza odbyła się promocja tego dzieła. Obecny był m.in. autor, dr
GSchubert z małżonką, bydgoszczanie, władze miasta i historycy. Autor zawarł w
książce wiele informacji o wrześniowej dywersji hitlerowskiej, przedstawiając
dziesiątki wiarygodnych relacji i poszlak. - Jeśli ktoś mówi, że nie było
dywersji - podkreślał z naciskiem dr Schubert - to znaczy, że ułatwia sobie
zadanie. Prócz znanych dokumentów są jeszcze niezbadane - w moskiewskim
Archiwum Armii Czerwonej. Rosjanie przejęli większość akt służb specjalnych III
Rzeszy z Gdańska i Królewca. A Bydgoszcz była w zasięgu ich działania. Dr
Schubert dziwił się, dlaczego z naszego miasta nie wyszła dotąd inicjatywa
zbadania tych archiwów. Szkoda, że nie słyszał tego nieobecny (choć zaproszony
na spotkanie) prof. Włodzimierz Jastrzębski, autor kontrowersyjnych tez
o "polskich zbrodniach".
W najbliższy piątek opublikujemy kolejny materiał o historycznym skandalu
związanym z bydgoskim wrześniem 1939.
RATUSZ. Prosto z drukarni "Bydgoska krwawa niedziela"
Biały kruk?

Wczoraj zakończono druk książki "Bydgoska krwawa niedziela - śmierć legendy"
niemieckiego autora Güntera Schuberta.

Na biurko zastępcy prezydenta Bydgoszczy trafił wczoraj pierwszy egzemplarz
książki poświęconej bydgoskiej "krwawej niedzieli". Czy wyniki badań
niemieckiego historyka rozwieją wszelkie wątpliwości?
Fot. Jarosław Pruss

Kilka lat temu podczas sympozjum przygotowanego przez Miejski Komitet
Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Bydgoszczy zapadała decyzja o wydaniu
publikacji. Miała ona omówić wydarzenia z 3 i 4 września 1939 roku.
Pomysłodawcy chcieli, aby jej autorem był historyk niemiecki, który
zaprezentowałby inną niż dotąd ocenę. Dlatego też postanowiono przedstawić
polskiemu czytelnikowi pracę GSchuberta, berlińskiego historyka, dziennikarza i
korespondenta telewizji niemieckiej ZDF.
- Na początku września w ratuszu odbędzie się spotkanie promujące tę
książkę. Moim zdaniem, zawiera ona obiektywną ocenę tamtych wydarzeń. Po
publikacjach profesora Jastrzębskiego wielu (nie tylko polskich) historyków
zaczęło domagać się wyjaśnień - powiedział nam Maciej Obremski, zastępca
prezydenta miasta, który wczoraj otrzymał pierwsze egzemplarze tej książki. -
Nie możemy uciekać od odpowiedzi na trudne pytania. Nawet wówczas,
kiedy "krwawą niedzielę" określa się mianem "bydgoskie Jedwabne".
Jak nas poinformował Mariusz Krupa, dyrektor wydziału kultury książkę
wydano w 500 egzemplarzach. Koszt tłumaczenia i druku wyniesie ok. 20 tys.
złotych. Spotkanie promocyjne odbędzie się 2 września o godz. 12 w sali
sesyjnego bydgoskiego ratusza.
www.pomorska.pl/




Temat: SLD-owskie Matactwa (polityczna mafia)
SLD-owskie Matactwa (polityczna mafia)
Śledztwo na bocznym torze

Prokurator apelacyjny w Warszawie Zygmunt Kapusta wstrzymał stawianie
zarzutów w śledztwie dotyczącym zabójstwa byłego szefa policji. Ani on, ani
minister sprawiedliwości-prokurator generalny Grzegorz Kurczuk nie
odpowiadają na nasze pytania w tej sprawie. Nie zaprzeczają też jednak
naszym informacjom.

Na polecenie Kapusty, sprawa została poddana kolejnej analizie i przesunięta
z Prokuratury Okręgowej do Prokuratury Apelacyjnej. Wyniki analizy objęto
klauzulą "tajne".

Z informacji "Rz" wynika, że jesienią ubiegłego roku prowadzący śledztwo
prokurator zamierzał przedstawić zarzuty czterem osobom podejrzewanym o
udział i "pomocnictwo" w zabójstwie byłego szefa policji. O tym, że istnieje
taka lista pisał także "Super Express". Według naszych informacji mieli na
niej być, jako wykonawcy zabójstwa, Ryszard Bogucki i Siergiej Sienkiv (obaj
przebywają w areszcie, podejrzani i oskarżeni o inne zabójstwa), a
jako "pomocnicy" - Andrzej Zieliński, ps. Słowik (czeka na ekstradycję w
Hiszpanii) oraz Edward M., polonijny biznesmen z USA, powiązany biznesowo i
towarzysko z politykami SLD, PSL i ludźmi ze służb specjalnych. O M. było
już głośno w kontekście sprawy Marka Papały, po tym, gdy został rozpoznany
przez jednego z członków gangu płatnych zabójców z Gdańska i prokuratura
zdecydowała o jego zatrzymaniu. Sam M. zaprzeczał swoim związkom z tą
sprawą, ale sąd nie uwzględnił jego zażalenia i uznał zatrzymanie za
zasadne.

O planach stawiania zarzutów w sprawie Papały mówił "Rz" w listopadzie
między innymi ówczesny szef Prokuratury Okręgowej w Warszawie Marek
Deczkowski. Potwierdzali to także, nieoficjalnie, policjanci.

- Pamiętam jakieś straszne zamieszanie wokół sprawy stawiania tych zarzutów -
mówi "Rz" prokurator z Ministerstwa Sprawiedliwości. - Wszedłem na chwilę
do sekretariatu prokuratora krajowego Karola Napierskiego. Słyszałem jakieś
krzyki, co mnie zdziwiło, bo to jest człowiek zwykle opanowany. Potem
dowiedziałem się, że w jego gabinecie był Jerzy Mierzewski (prokurator
prowadzący śledztwo w sprawie Papały - A.M.) i wiceszefowa Prokuratury
Okręgowej.

O głośnej dyskusji w ministerstwie słyszał też oficer z KGP. - Było gorąco.
Słyszałem, że Mierzewski zastanawiał się nad odejściem z prokuratury. Ja z
kolegami też przygotowaliśmy raporty o odejście. Do tej pory trzymam swój w
biurku - mówi.

Prokurator Mierzewski kategorycznie odmawia rozmowy na temat sprawy i swoich
decyzji.

- Mijają miesiące, a sprawa stoi niemal w tym samym punkcie. Na podstawie
dowodów, które zebraliśmy w każdej innej sprawie już byłyby postawione
zarzuty - mówi zniechęcony oficer policji. - Boimy się, że komuś zależy na
tym, by albo Ryszard Bogucki uciekł z aresztu, jak kiedyś Ryszard Niemczyk,
albo, co gorsza, nagle któregoś z naszych świadków znaleziono powieszonego w
celi jak zabójcę Dębskiego.

- Co takiego stało się w listopadzie, że zarzuty nie zostały postawione? -
pytaliśmy kilkakrotnie Zygmunta Kapustę, szefa Prokuratury Apelacyjnej.
Padały jednak tak pokrętne odpowiedzi, że zdecydowaliśmy się wysłać pytanie
faksem: "Czy wstrzymał Pan, wydając pisemne polecenie, stawianie zarzutów w
sprawie Papały?".

Kapusta nie odpowiedział. Jego rzecznik prasowy, Zbigniew Jaskólski,
przesłał tylko dwuzdaniowy faks z informacjami już znanymi - że 18 grudnia
śledztwo zostało przejęte do prowadzenia w Wydziale ds. Przestępczości
Zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie i, że "wcześniej w
miesiącu grudniu 2002 r. w Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie została
dokonana, w ramach czynności nadzorczych, analiza akt postępowania
przygotowawczego (...), która została opatrzona klauzulą ČtajneÇ".

Ponieważ nie uzyskaliśmy odpowiedzi na pytanie o decyzję wstrzymującą
stawianie zarzutów, w środę zapytaliśmy o to samo Grzegorza Kurczuka,
ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego. Zapytaliśmy go też, czy
wiedział o decyzji Kapusty. Także minister na pytania nam nie odpowiedział.

Dostaliśmy natomiast pismo od urzędującego wtedy pierwszy dzień na
stanowisku zastępcy prokuratora generalnego Kazimierza Olejnika. Napisał,
że "prokuratura nie udziela żadnych informacji dotyczących czynności czy
ustaleń procesowych" oraz, co przesłano też do PAP, że w Ministerstwie
Sprawiedliwości odbyło się tajne spotkanie, w którym udział wzięli m.in.
minister sprawiedliwości, minister spraw wewnętrznych i administracji, szef
Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i komendant główny policji. Celem
spotkania było m.in. "określenie dalszych kierunków" śledztwa
oraz "dokonanie podziału zaplanowanych czynności pomiędzy poszczególne
służby".

Generał Marek Papała został zastrzelony przed swoim domem 25 czerwca 1998 r,
prawie pięć lat temu.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • osy.pev.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 157 rezultatów • 1, 2, 3
    Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex