Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: biurko gdańsk
Temat: Nie ma faworyta - wyniki sondażu wyborczego na ... No to sobie poczytaj, jeszcze raz: MINISTERSTWO SPRAWIEDLIWOŚCI PROKURATURA KRAJOWA Aleje Ujazdowskie 11 00-950 Warszawa Do wiadomości: Prokurator Generalny Minister Sprawiedliwości Pan Zbigniew Ziobro Warszawa, dnia 27 marca 2006 r. DONIESIENIE O POPEŁNIENIU PRZESTĘPSTWA Dotyczy : Wyłudzenia z Budżetu Skarbu Państwa kwoty 601.300.000,00 (sześćset jeden milionów trzysta tysięcy) złotych na Restrukturyzację Sektora Stoczniowego w Polsce przez Pana Jacka Piechotę – byłego Ministra Gospodarki RP, Panią Małgorzatę Ostrowską – byłą Minister Gospodarki RP, Pana Arkadiusza Krężla – Prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu S.A., Pana Janusza Szlantę – byłego Prezesa Stoczni Gdynia S.A., Pana Janusza Lewandowskiego – byłego Prezesa Stoczni Gdynia, Pana Andrzeja Stachurę – Prezesa Stoczni Szczecińskiej Nowa ... Jak gorący kartofel Puls Biznesu 2006-06-19Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w polskich stoczniach trwa kilka miesięcy. I co? I nic. Nie ma chętnych do jego prowadzenia.Wszystko zaczęło się od zawiadomienia złożonego w prokuraturze na początku 2006 r. przez byłego doradcę prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) i pracownika wysokiego szczebla Korporacji Polskie Stocznie (KPS) - oba państwowe podmioty zajmują się restrukturyzacją sektora stoczniowego. Trafiło ono do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ochota, bo na jej terenie mieszka zawiadamiający.Za tanie statkiZawiadomienie jest bardzo obszerne i dotyczy m.in. opisywanego przez "PB" nieudanego projektu offsetowego Rafaela w Stoczni Gdynia (izraelski koncern zbrojeniowy miał kupić dwa gazowce za 168 mln USD, ale nic z tego nie wyszło). Najważniejszym wątkiem są jednak nieprawidłowości polegające na zaniżaniu przez zarządy stoczni kosztorysów budowy statków.- Nagminne były następujące sytuacje: minimalny koszt wybudowania statku wynosił np. 300 mln zł, a jego cenę zarządy stoczni z Gdyni czy Szczecina ustalały na 240 min zł. Po co? By dostać dotację z ARP czy KPS - wyjaśnia nasz informator.Po wstępnym sprawdzeniu danych z zawiadomienia prokurator z warszawskiej Ochoty stwierdził, że istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa i wszczął śledztwo. Uznał jednak, że sprawą powinny zająć się prokuratury z Gdańska i Szczecina. Tam bowiem zostały popełnione rzekome przestępstwa. I się zaczęło.My? Nie, wy!Śledczy z Gdańska i Szczecina nie chcieli zająć się sprawą i wszczęli tzw. spór kompetencyjny. Szefowie prokuratur okręgowych z Gdańska i Szczecina w kwietniu rozstrzygnęli go na korzyść swoich podwładnych i zdecydowali: jest za wcześnie na dzielenie , śledztwa i akta mają wrócić do stolicy. Oficjalny powód? To w Warszawie mają siedzibę Agencja Rozwoju Przemysłu, Korporacja Polskie Stocznie i nadzorujące je Ministerstwo Skarbu Państwa (MSP), a jednym z wątków śledztwa ma być sprawdzenie jakości nadzoru nad budżetowymi pieniędzmi, które szerokim strumieniem płynęły do stoczni.- Pomysł, by zacząć śledztwo od instytucji państwowych, nie jest najlepszy. Klucz jest w stoczniach. Tam trzeba wejść, zrobić kontrole oraz sprawdzić, czy kosztorysy rzeczywiście były nierzetelne. Jeśli tak, to mamy otwartą drogę do stawiania członkom zarządów zarzutów z art. 296 kodeksu karnego, czyli działania na szkodę spółek. Dopiero na tej podstawie można zająć się działaniami nadzoru1 - ocenia jeden z prokuratorów, który widział akta.Jego zdaniem, prowadzenie śledztwa w Warszawie jest niewłaściwe jeszcze z jednego powodu.- Zdecydowana większość czynności będzie i tak dokonywana w Szczecinie i Gdańsku, w ramach tzw. pomocy prawnej. Nadzór nad szybkością postępowania i jego jakością będzie utrudniony, bo przesłuchania będą prowadzić przypadkowi policjanci i bez fachowej wiedzy - dodaje prokurator.My? Nie, oni!Jeden z naszych informatorów uważa, że sprawą, ze względu na jej wagę i obszerność, powinna zająć się prokuratura okręgowa, a nie rejonowa.- W rejonie prokurator ma co najmniej kilkadziesiąt różnych spraw i nie ma czasu na tak rozległe śledztwo. A okręgówki są powołane do zajmowania się właśnie takimi skomplikowanymi sprawami - twierdzi nasz informator.Decyzje prokuratur okręgowych z Gdańska i Szczecina nie zakończyły podróży akt. Okazuje się, że od kilku dni nie leżą na biurkach w Prokuraturze Rejonowej Warszawa- Ochota, lecz w... Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Dlaczego? Śledczy z Ochoty chcą, by sprawą zajęły się inne stołeczne prokuratury rejonowe: ze Śródmieścia, Mokotowa i Żoliborza. Tam bowiem, a nie na Ochocie, mieszczą się siedziby MSP, ARP i KPS.- Sprawa jest trudna, a dodatkowo dotyczy styku biznesu i polityki. I dlatego traktowana jest jak gorący kartofel - twierdzi jeden z naszych informatorów. Temat: Jacek Piechota zamieszany w aferę paliwową? MINISTERSTWO SPRAWIEDLIWOŚCI PROKURATURA KRAJOWA Aleje Ujazdowskie 11 00-950 Warszawa Do wiadomości: Prokurator Generalny Minister Sprawiedliwości Pan Zbigniew Ziobro Warszawa, dnia 27 marca 2006 r. DONIESIENIE O POPEŁNIENIU PRZESTĘPSTWA Dotyczy : Wyłudzenia z Budżetu Skarbu Państwa kwoty 601.300.000,00 (sześćset jeden milionów trzysta tysięcy) złotych na Restrukturyzację Sektora Stoczniowego w Polsce przez Pana Jacka Piechotę – byłego Ministra Gospodarki RP, Panią Małgorzatę Ostrowską – byłą Minister Gospodarki RP, Pana Arkadiusza Krężla – Prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu S.A., Pana Janusza Szlantę – byłego Prezesa Stoczni Gdynia S.A., Pana Janusza Lewandowskiego – byłego Prezesa Stoczni Gdynia, Pana Andrzeja Stachurę – Prezesa Stoczni Szczecińskiej Nowa ... Jak gorący kartofel Puls Biznesu 2006-06-19 Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w polskich stoczniach trwa kilka miesięcy. I co? I nic. Nie ma chętnych do jego prowadzenia.Wszystko zaczęło się od zawiadomienia złożonego w prokuraturze na początku 2006 r. przez byłego doradcę prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) i pracownika wysokiego szczebla Korporacji Polskie Stocznie (KPS) - oba państwowe podmioty zajmują się restrukturyzacją sektora stoczniowego. Trafiło ono do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ochota, bo na jej terenie mieszka zawiadamiający.Za tanie statkiZawiadomienie jest bardzo obszerne i dotyczy m.in. opisywanego przez "PB" nieudanego projektu offsetowego Rafaela w Stoczni Gdynia (izraelski koncern zbrojeniowy miał kupić dwa gazowce za 168 mln USD, ale nic z tego nie wyszło). Najważniejszym wątkiem są jednak nieprawidłowości polegające na zaniżaniu przez zarządy stoczni kosztorysów budowy statków.- Nagminne były następujące sytuacje: minimalny koszt wybudowania statku wynosił np. 300 mln zł, a jego cenę zarządy stoczni z Gdyni czy Szczecina ustalały na 240 min zł. Po co? By dostać dotację z ARP czy KPS - wyjaśnia nasz informator.Po wstępnym sprawdzeniu danych z zawiadomienia prokurator z warszawskiej Ochoty stwierdził, że istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa i wszczął śledztwo. Uznał jednak, że sprawą powinny zająć się prokuratury z Gdańska i Szczecina. Tam bowiem zostały popełnione rzekome przestępstwa. I się zaczęło.My? Nie, wy! Śledczy z Gdańska i Szczecina nie chcieli zająć się sprawą i wszczęli tzw. spór kompetencyjny. Szefowie prokuratur okręgowych z Gdańska i Szczecina w kwietniu rozstrzygnęli go na korzyść swoich podwładnych i zdecydowali: jest za wcześnie na dzielenie , śledztwa i akta mają wrócić do stolicy. Oficjalny powód? To w Warszawie mają siedzibę Agencja Rozwoju Przemysłu, Korporacja Polskie Stocznie i nadzorujące je Ministerstwo Skarbu Państwa (MSP), a jednym z wątków śledztwa ma być sprawdzenie jakości nadzoru nad budżetowymi pieniędzmi, które szerokim strumieniem płynęły do stoczni.- Pomysł, by zacząć śledztwo od instytucji państwowych, nie jest najlepszy. Klucz jest w stoczniach. Tam trzeba wejść, zrobić kontrole oraz sprawdzić, czy kosztorysy rzeczywiście były nierzetelne. Jeśli tak, to mamy otwartą drogę do stawiania członkom zarządów zarzutów z art. 296 kodeksu karnego, czyli działania na szkodę spółek. Dopiero na tej podstawie można zająć się działaniami nadzoru1 - ocenia jeden z prokuratorów, który widział akta.Jego zdaniem, prowadzenie śledztwa w Warszawie jest niewłaściwe jeszcze z jednego powodu.- Zdecydowana większość czynności będzie i tak dokonywana w Szczecinie i Gdańsku, w ramach tzw. pomocy prawnej. Nadzór nad szybkością postępowania i jego jakością będzie utrudniony, bo przesłuchania będą prowadzić przypadkowi policjanci i bez fachowej wiedzy - dodaje prokurator.My? Nie, oni!Jeden z naszych informatorów uważa, że sprawą, ze względu na jej wagę i obszerność, powinna zająć się prokuratura okręgowa, a nie rejonowa.- W rejonie prokurator ma co najmniej kilkadziesiąt różnych spraw i nie ma czasu na tak rozległe śledztwo. A okręgówki są powołane do zajmowania się właśnie takimi skomplikowanymi sprawami - twierdzi nasz informator.Decyzje prokuratur okręgowych z Gdańska i Szczecina nie zakończyły podróży akt. Okazuje się, że od kilku dni nie leżą na biurkach w Prokuraturze Rejonowej Warszawa- Ochota, lecz w... Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Dlaczego? Śledczy z Ochoty chcą, by sprawą zajęły się inne stołeczne prokuratury rejonowe: ze Śródmieścia, Mokotowa i Żoliborza. Tam bowiem, a nie na Ochocie, mieszczą się siedziby MSP, ARP i KPS.- Sprawa jest trudna, a dodatkowo dotyczy styku biznesu i polityki. I dlatego traktowana jest jak gorący kartofel - twierdzi jeden z naszych informatorów. Temat: Ekhm !!! coś ciekawego - już kiedyś popwiedzine Jestem na gorąco po wyjeździe i tak sobie pomyślałem że napiszę kilka słów. Więc byłem ma dworcu w Starogardzie Gdańskim. Budynek na mój gust wybudowany za reparacje wojenne z Wojny Francuzko - Niemieskiej z 1871 kiedy to Francuzi dostali w skórę. Budynek jest z żółtej cegły, a może pomalowany. Obskurna poczekalnia rozkład jazdy na obdrapanej ścianie. Jakieś plakaty. Widać że swoją świetność ma już dawno za sobą. Kupiłem bilet u kasjera który nigdzie się nie spieszy. Uprzejmie obsłużył, kiedy się zorientowałem że kupiłem bilet na pociąg osobowy i do Gdańska a nie na pośpieszny, pan spokojnie zmienił tak aby było dobrze , uśmiechną się i odpowiedział na pożegnanie . Drewniane biurko. Szklanka z nie dopitą kawą. I znowu w tle nieodzowne plakaty. Człowiek spokojnie wklepuje na komputerze relacje i drukuje bilet (jedyny sygnał że jesteśmy tu dziś a nie 20 lat temu). Potem obszedłem dworzec w poszukiwaniu WC. Wszystko wyglądało zamknięte na trzy spusty. Cofnąłem się do kasjera po info. I powiedział coś co mnie strasznie zdziwiło: - toaleta jest oczywiście w bufecie - miał taka dumną minę kiedy mówił ze jest bufet więc udałem się we wskazanym kierunku. I faktycznie były drzwi ale wyglądały tak jakby ich nikt nie otwierał od ponad 10 lat. Kratka i info wyglądała na równie wiekową. Nacisnąłem klamkę i drzwi ustąpiły. Wszedłem do środka i twarz mi się uśmiechnęła od ucha do ucha. Bufet był wspaniały. Czas zatrzymał się tu w 80 latach. Garmażerka, kanapki z pożółkłym serem i ze zleżałą szynką, wczorajsze. Pani za bufetem zdziwiona że ktoś tu zagląda. W rogu siedzą stali bywalcy i dyskutują o wojnie w Iraku. Ja podchodzę i pytam się gdzie jest toaleta. Pani kieruje mnie i wchodzę o ciemnego pomieszczenia w którym nie zamykają się drzwi. Jednak najbardziej urzekł mnie piec kaflowy, nic specjalnego ale wnosił tyle ciepłego klimatu do tego wnętrza. Kiedy się paliło w środku , słychać było jak trzaska ogień. Piec promieniował ciepłem. I cały to wnętrze było nawet przyjazne, kiedy spadnie śnieg można go powiedzieć że jest to azyl. Kupiłem kawę i znowu zdziwienie , pani podaje mi szklankęJ, jak ja dawno nie piłem kawy w szklance i w stalowym sczerniałym koszyku. Wypiłem ją szybko bo chciałem na słońce. Na dworcu zaczął się robić ruch schodzili się ludzie. Porobiły się grupy znajomych , ktoś zapalił, inni wyjęli kanapki jakie im zostały do zjedzenia. Przynieśli picie stali rozmawiali miedzy sobą. Jeśli się ktoś pojawiał znajomy witał się ze wszystkimi i szedł do swojej grupy. Młodzi ludzie ubrani kolorowo, starsi na szaro. Kiedy już było tłoczno megafon zapowiedział pociąg, zrobił się ruch na peronie. Kiedy pojawił się w polu widzenia wszyscy wstali. Podjechał, zatrzymał się, zasłonił mi co się działo na peronie. Potem gwizd kierownika pociągu i odjazd. Kiedy znowu zobaczyłem peron, nie było nikogo. Znowu cisza, słychać było ptaki i pojedyncze samochody na ulicy koło dworca. Wiozłem telefon zadzwoniłem, zacząłem jeszcze załatwiać resztę spraw przed końcem dnia. Potem tel. do ciebie nawet nie zorientowałem się kiedy znowu zrobił się tłok i następni podróżni się zjawili. Kiedy rozmawialiśmy podjechał pietrus więc wskoczyłem do niego i tak zakończył się mój pobyt na kolejnej stacji w moim życiu. PS Jest to przedruk mojego maila do przyjaciela, prośba była od ciebie aby coś opowiedzieć Temat: Dworzec we Wrocławiu Niedawno byłem znowu na kolejnym dworcu więc go trochę opiszę. Byłem na dworcu w Starogardzie Gdańskim. Budynek na mój gust wybudowany za reparacje wojenne z Wojny Francuzko - Niemieckiej kiedy to Francuzi dostali w skórę. Budynek jest z żółtej cegły, a może pomalowany. Obskurna poczekalnia rozkład jazdy na obdrapanej ścianie. Jakieś plakaty. Widać że swoją świetność ma już dawno za sobą. Kupiłem bilet u kasjera który nigdzie się nie spieszy. Uprzejmie obsłużył, kiedy się zorientowałem że kupiłem bilet na pociąg osobowy i do Gdańska a nie na pośpieszny, pan spokojnie zmienił tak aby było dobrze , uśmiechną się i odpowiedział na pożegnanie . Drewniane biurko. Szklanka z nie dopitą kawą. I znowu w tle nieodzowne plakaty. Człowiek spokojnie wklepuje na komputerze relacje i drukuje bilet (jedyny sygnał że jesteśmy tu dziś a nie 20 lat temu). Potem obszedłem dworzec w poszukiwaniu WC. Wszystko wyglądało zamknięte na trzy spusty. Cofnąłem się do kasjera po info. I powiedział coś co mnie strasznie zdziwiło: - toaleta jest oczywiście w bufecie - miał taka dumną minę kiedy mówił ze jest bufet więc udałem się we wskazanym kierunku. I faktycznie były drzwi ale wyglądały tak jakby ich nikt nie otwierał od ponad 10 lat. Kartka i info wyglądała na równie wiekową. Nacisnąłem klamkę i drzwi ustąpiły. Wszedłem do środka i twarz mi się uśmiechnęła od ucha do ucha. Bufet był wspaniały. Czas zatrzymał się tu w 80 latach. Garmażerka, kanapki z pożółkłym serem i ze zleżałą szynką, wczorajsze. Pani za bufetem zdziwiona że ktoś tu zagląda. W rogu siedzą stali bywalcy i dyskutują o wojnie w Iraku. Ja podchodzę i pytam się gdzie jest toaleta. Pani kieruje mnie i wchodzę o ciemnego pomieszczenia w którym nie zamykają się drzwi i brak jest światła. Jednak najbardziej urzekł mnie piec kaflowy, nic specjalnego ale wnosił tyle ciepłego klimatu do tego wnętrza:). Kiedy się paliło w środku , słychać było jak trzaska ogień. Piec promieniował ciepłem. I cały to wnętrze było nawet przyjazne, kiedy spadnie śnieg można go powiedzieć że jest to azyl. Kupiłem kawę i znowu zdziwienie , pani podaje mi szklankę, jak ja dawno nie piłem kawy w szklance i w stalowym sczerniałym koszyku. Wypiłem ją szybko bo chciałem na słońce. Na dworcu zaczął się robić ruch schodzili się ludzie. Porobiły się grupy znajomych , ktoś zapalił, inni wyjęli kanapki jakie im zostały do zjedzenia. Przynieśli picie stali rozmawiali miedzy sobą. Jeśli się ktoś pojawiał znajomy witał się ze wszystkimi i szedł do swojej grupy. Młodzi ludzie ubrani kolorowo, starsi na szaro. Kiedy już było tłoczno megafon zapowiedział pociąg, zrobił się ruch na peronie. Kiedy pojawił się w polu widzenia wszyscy wstali. Podjechał, zatrzymał się, zasłonił mi co się działo na peronie. Potem gwizd kierownika pociągu i odjazd. Kiedy znowu zobaczyłem peron, nie było nikogo. Znowu cisza, słychać było ptaki i pojedyncze samochody na ulicy koło dworca. Wiozłem telefon zadzwoniłem, zacząłem jeszcze załatwiać resztę spraw przed końcem dnia. Potem tel. do znajomej nie zorientowałem się kiedy znowu zrobił się tłok i następni podróżni się zjawili. Kiedy rozmawiałem podjechał piętrus więc wskoczyłem do niego i tak zakończył się mój pobyt na kolejnej stacji w moim życiu. Temat: Temat w sam raz dla Tutejszego Ciemnogrodu Temat w sam raz dla Tutejszego Ciemnogrodu i nie tylko dla tutejszego. Ale do omijania )) Gdy ichnie kradna, klamia, matacza, oszukuja, wyludzaja... to wtedy tradycyjnie wata w uszy i woda w gebe. No ale lepsze juz to od postaw typowo klerykalno-ateistycznych. Smieci zajmujace takie postawy usiluja bronic klechow przez napadanie na doreczyciela nowiny. A'propos, na temat tego Goclowskiego i calej afery NIE pisze ponad rok. A Gazeta Wyborcza juz zauwazyla sama. Co za rzetelnosc dziennikarska, no no ) Kuria gdańska tonie w długach Gdańsk Oliwa, budynek kurii, siedziba arcybiskupa fot. Roman Jocher / AG ZOBACZ TAKŻE • Kolejny wierzyciel gdańskiej archidiecezji (12-05-04, 02:00) • Kuria w opałach (12-05-04, 02:00) • Stella Maris (12-05-04, 02:00) Marek Sterlingow, Roman Daszczyński 13-05-2004, ostatnia aktualizacja 12-05- 2004 20:04 Rusza lawina roszczeń wobec gdańskiej kurii. Zobowiązania wobec banków, prywatnych firm i skarbu państwa na pewno przekraczają łącznie 100 mln zł. We wtorek na biurko abp. Tadeusza Gocłowskiego trafiło pismo od komornika Artura Zielińskiego z Inowrocławia. W imieniu warszawskiego banku BISE domagał się w nim natychmiastowej spłaty 7 mln zł. To jednak nie koniec. Według naszych informacji wkrótce swoje roszczenia przedstawi także Kredyt Bank. Nasze źródło twierdzi, że tym razem chodzi o dużo wyższą kwotę - co najmniej 40 mln zł, nie licząc bankowych odsetek. Kuria zaciągnęła kredyty w drugiej połowie lat 90. Pogrążyła ich Stella - Nie będę komentował tej kwoty, bo nie znam szczegółów. Wiem jednak, że Kredyt Bank ma zabezpieczenie na majątku kurii o wartości znacznie przewyższającej kwotę udzielonej pożyczki - twierdzi mecenas Jacek Tylek, pełnomocnik arcybiskupa. Jak mówią nasi informatorzy, Kredyt Bank zajął hipoteki kilkuset hektarów gruntów rolnych (należących do pomorskich parafii) i nieruchomości, w której znajduje się siedziba należącego do kurii wydawnictwa Stella Maris. To właśnie na potrzeby tej firmy kuria zaciągnęła kredyty, których spłaty domaga się teraz komornik. Pieniądze przepadły, bo, jak twierdzi abp Gocłowski, wydawnictwo było źle zarządzane. W Stelli Maris były też inne nieprawidłowości. Zdaniem gdańskiej prokuratury ksiądz Zbigniew B., b. dyrektor wydawnictwa (a także b. kapelan abp. Gocłowskiego), w 2000 r. przekształcił wydawnictwo w pralnię pieniędzy. Firmy z całej Polski miały mu zlecać fikcyjne usługi, w sumie za 65 mln zł. Po potrąceniu kilkuprocentowej prowizji dla księdza pieniądze miały wracać do zleceniodawców. Wśród 24 podejrzanych o pranie pieniędzy biznesmenów jest wiele osób związanych z lewicą, m.in. były baron pomorskiego SLD Jerzy J. forum.gazeta.pl/forum/73,46481,1540823.html?f=13 . Szczegolna uwage pragne zwrocic na termin "pralnia pieniedzy". Nad nim zwyklo sie przechodzic do porzadku dziennego bo i samo okreslenie stalo sie oklepane. Pranie pieniedzy zasadniczo nie rozni sie jednak od paserstwa - od wspoludzialu w przestepstwie. Pasera niespecjalnie interesuje skad pochodzi towarek (choc zazwyczaj i tak wie) interesuje go jedynie wysokosc prowizji uzyskanej z transakcji. Zlodziej nie musi ryzykowac wpadki poprzez wystawianie kradzionego telewizora na ryneczku. Podobnie pioracy pieniadze zdejmuja klopot ze zlodzieja, przekreta, prowadzacego nielegalne interesy (prostytucja, narkotyki...), ktory po zaplaceniu odpowiedniego procentu nie musi tlumaczyc sie nikomu ze zrodel zasilania swego konta bankowego. Kase zdobyl przeciez uczciwie - na interesach z wielebnymi. Najwyrazniej to prawda, ze "panu Jezusowi" zadne pieniadze nie smierdza. Wazne by byly. Dla sutannowych amatorow latwego zycia, pochodzenie pieniedzy takze nie moze miec najmniejszego znaczenia. Wazne, ze na chwwale boza idzie to grosiwo ) . K.P. Temat: Rzygaczami Forum stoi zoppoter napisał: całe Główne Miasto powstało na bagnie. Do dziś tkwią w ziemi dębowe pale, na którym to wszystko stoi :))) Jak choćby kilkanaście tysięcy pali dębowych pod Bazyliką NMP. Stąd te problemy z Gdańskiem, bo kiedy odbudowywano, zazsypywano piwnice, i obetonowano brzegi Motławy. Pale wyschły, teraz brzegi Motlawy "puszczają" i pale gniją... > > - Westerplatte.. Hmmm... Było tym samym, co Poczta Polska i Dyrekcja Kolei > , czyli zawarowanym przez Ligę Narodów miejscem obecności Polski w WM Gdańsk. > > Tylko zdaje się, ze stan osobowy i uzbrojenie składnicy na Westerplatte nieco o dbiegały w górę od ustaleń Ligi Narodów. Pocztowcy też mieli broń wbrew porozumieniom. I polemizowałbym, czy Westerplatte było uznane przez kogokolwiek za polskie terytorium. To nigdy nie miało być polskie terytorium. Ono było oddane Polsce w bezterminowe i bezpłatne użytkowanie. I odpowiednie służby WMG miały prawo tam zaglądać, jak choćby policja budowlana. A co do tego uzbrojenia, to wreszcie tutaj Polska okazała się przewidująca, a nie cielęciem idącym pokornie na rzeź. Poza tym, zwiększenie stanu załogi do 210 (w tym zmobilizownych rezerwistów, przacujących jako tzw. "cywilnic") miało swój głęboki sens. Tak jak wpłynięcie Wilii o obsadzienie W-platte żołnierzami. Traktaty i konwencje mówiły swoje, rzeczywistość była inna. I nei ma co zastanawiać się czy był sens, czy go nie było, czy strona Polska złamała, czy nie złamała umów międzynarodowych. A co do uzbrojenia na Poczcie, to jest to zupełnie naturalne. Bowiem takie placówki automatycznie figurują w spisach jako obiektu zmilitaryzowane. I nie ma w tym żadnej sensacji. A to, że nie wykonano tam rozkazu o niewszczynaniu obrony, to pozostanie tajemnicą do końca - albo Guderski tego rozkazu nie dostał,albo go nie wykonał. Fakt pozostaje, że ten "incydent" jak go nazywano, przeszedł do historii jako zbrodnia sądowa. ZAś Westerplatte dało nam obraz blamażu sił wielokrotnie większych i silniejszych. > > > Tych 188 (czy, jak się mówi teraz 202) ludzi pod mjr. Sucharskim broniło tego, co uznane zostało przez LN za polskie terytorium. To nie nieznani "starcy" kazali im bronić owego skrawka ziemi lecz zwykły obowiązek. Podobnie jak atakującym marynarzom "Schleswig-Holstein" i żołnierzom SS Danziger Heimwehr. Oni wszyscy ginęli nie za jakieś imponderabilia, ale dlatego, że taki mieli rozkaz. > > A kyto te rozkazy wydał? Jacyś starcy w stolicach, zza wielkich biurek. Ja uważ am, że odkąd funkcjonował port w Gdyni można było zlikwidować tę składnicę... > 210 przew około 3000 tysiącom, ze nie wspomnę o dysproporcja w uzbrojeniu... Nie można było zrezygnować z W-platte, skoro była Gdynia, bowiem tu chodziło o prawa Polski. Niezbywalen prawa Polski, ktorych pozbawiona została w kolejnych konwencjach i umowach. Jak chocby stworzenie Rady Portu i Drog Wodnych. > > Legendę dopsano im później ( > > choć w przypadku Polaków jeszcze w trakce trwania walk: PR z W-wy codziennie donosiło "Westerplatte broni się nadal"). > > Czyli chodziło o propagandę... A nie o jakieś rzeczywiste potrzeby. Tak samo było z Pocztą Polską. A tam nie skończyło się na kilkunastu zabitych. Ktoś wydał pocztowcom (cywilom!!!) rozkaz beznadziejnej walki. > Której finał na Zaspie był łatwy do przewidzenia.... Nikt nie wydał pocztowcom rozkazu obrony. Ten rozkaz brzmiał inaczej - o czym wy żej. Urzędy i szkoły miały się nie bronić. Rozkaz wyraźnie zabraniał oporu, celem oszczędzenia ludności cywilnej. A finał nie był łatwy do przewidzenia. Polecam lekturę świetnie napisanej książki Dietra Schenka. > > > Dodam jeszcze, że na Westerplatte w trakcie zmagań zginęło zaledwie 11 jeg > o obr > > ońców... > > 15. A co do legendy, to stworzyli ja Niemcy, już 3 września. Kiedy po bombardowaniu w dniu 2.09. około godz 19:00 dano znac dop dowództwa, iż bombardowanie nie przyniosło spodziewanych rezultatów, bowiem Polacy maja "snajperów" (dlatego tłuczono po czubkach drzew z takim uporem), wilcze doły, a także system doskonale zabezpieczonych bunkrów. Legenda o Westerplatte poszła w świat do tego stopnia, że po napaści na Polskę Niemcy oskrażali nas, iż wbrew konwencjom mieliśmy na W-platte silny garnizon. I dlatego nie mogli go zdobyć. :) Ot, przysłużyli nam się w kwestii legendy. Temat: Apel biskupów o preambułę w Traktacie Konstytuc... Apel do biskupów o zwrot zagarniętych pieniędzy Kuria pod długami Marek Sterlingow, Roman Daszczyński 13-05-2004, ostatnia aktualizacja 12-05- 2004 20:04 Rusza lawina roszczeń wobec gdańskiej kurii. Zobowiązania wobec banków, prywatnych firm i skarbu państwa na pewno przekraczają łącznie 100 mln zł. We wtorek na biurko abp. Tadeusza Gocłowskiego trafiło pismo od komornika Artura Zielińskiego z Inowrocławia. W imieniu warszawskiego banku BISE domagał się w nim natychmiastowej spłaty 7 mln zł. To jednak nie koniec. Według naszych informacji wkrótce swoje roszczenia przedstawi także Kredyt Bank. Nasze źródło twierdzi, że tym razem chodzi o dużo wyższą kwotę - co najmniej 40 mln zł, nie licząc bankowych odsetek. Kuria zaciągnęła kredyty w drugiej połowie lat 90. Pogrążyła ich Stella - Nie będę komentował tej kwoty, bo nie znam szczegółów. Wiem jednak, że Kredyt Bank ma zabezpieczenie na majątku kurii o wartości znacznie przewyższającej kwotę udzielonej pożyczki - twierdzi mecenas Jacek Tylek, pełnomocnik arcybiskupa. Jak mówią nasi informatorzy, Kredyt Bank zajął hipoteki kilkuset hektarów gruntów rolnych (należących do pomorskich parafii) i nieruchomości, w której znajduje się siedziba należącego do kurii wydawnictwa Stella Maris. To właśnie na potrzeby tej firmy kuria zaciągnęła kredyty, których spłaty domaga się teraz komornik. Pieniądze przepadły, bo, jak twierdzi abp Gocłowski, wydawnictwo było źle zarządzane. W Stelli Maris były też inne nieprawidłowości. Zdaniem gdańskiej prokuratury ksiądz Zbigniew B., b. dyrektor wydawnictwa (a także b. kapelan abp. Gocłowskiego), w 2000 r. przekształcił wydawnictwo w pralnię pieniędzy. Firmy z całej Polski miały mu zlecać fikcyjne usługi, w sumie za 65 mln zł. Po potrąceniu kilkuprocentowej prowizji dla księdza pieniądze miały wracać do zleceniodawców. Wśród 24 podejrzanych o pranie pieniędzy biznesmenów jest wiele osób związanych z lewicą, m.in. były baron pomorskiego SLD Jerzy J. Biskup ukarany Kłopoty finansowe kurii wyszły na jaw pod koniec marca. Komornik na wniosek firmy papierniczej z Kostrzyna zajął wtedy w siedzibie kurii meble i obrazy o wartości ok. 300 tys. zł. Negocjowanie ugody trwało kilka tygodni. Kuria nie ukrywała, że nie jest w stanie spłacić tego zobowiązania. Arcybiskup Gocłowski wezwał nawet podległych mu proboszczów do wpłat na ten cel. Ostatecznie doszło do porozumienia, dług został spłacony i licytację zajętych przedmiotów odwołano. Komornik nie jest jednak usatysfakcjonowany. Uważa, że kuria utrudniała mu działania, ukrywając swój majątek. Dlatego mimo ugody 28 kwietnia wysłał do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie polegającym na ukrywaniu majątku przez archidiecezję gdańską. - Prowadzimy postępowanie wyjaśniające. Za wcześnie jest jeszcze na rozstrzygnięcie, jaki obrót przybierze oraz przeciwko komu byłoby prowadzone ewentualnie dalsze postępowanie - mówi szefowa Prokuratury Rejonowej Gdańsk- Północ Janina Macińska. - To przestępstwo zagrożone jest karą do trzech lat pozbawienia wolności. - Nic mi nie wiadomo, aby ktokolwiek w kurii dopuścił się tego przestępstwa - zapewnia mecenas Jacek Tylek, pełnomocnik arcybiskupa. Takich wątpliwości nie ma jednak komornik (odmówił rozmowy z "Gazetą"). Niedawno ukarał abp. Gocłowskiego grzywną w wysokości 500 zł za utrudnianie postępowania komorniczego. Temat: Zamkną wiadukt na Trasie Toruńskiej? Zamkną wiadukt na Trasie Toruńskiej? Wiadukt na Trasie Toruńskiej nad Jagiellońską zagraża życiu ludzi Widmo katastrofybudowlanej wisi nad Żeraniem. Dosłownie. Na głowy ludzi jadących i idących ul. Jagiellońską może zwalić się część wiaduktu.Trasa Toruńska, kierunek centrum. To tu, nad torami PKP i ul. Jagiellońską, znajduje się wiadukt, którego stan techniczny jest tragiczny.Instytut Badawczy Dróg i Mostów przygotował ekspertyzę obiektu. Jutro trafi ona na biurko Marka Mistewicza, dyrektora Zarządu Dróg Miejskich. Już wczoraj ten dokument trafił w nasze ręce. Dziury i rdza – Straszne. Widziałem wiele uszkodzonych konstrukcji, ale tu jest naprawdę źle – mówi nasz informator, jeden z ekspertów IBDM. Ekspert prosi o anonimowość. I wymienia: uszkodzone są wszystkie belki nośne. W każdej chwili któraś z nich może odpaść, co spowoduje w najlepszym przypadku, że kawał betonu spadnie na jezdnię. – Najgorsze, że nie ma już właściwie strun sprężających – mówi specjalista. Struny to pręty zbrojeniowe wkładane w konstrukcję. Dzięki nim wiadukt ma określoną nośność. Strun nie ma, bo... zżarła je rdza. W jednej z podpór wiaduktu dziury są takie, że można w nie włożyć długopis. Zamkną, nie zamkną? Co więc stanie się teraz z wiaduktem? – Trzeba zbudować nowy wiadukt, a ten wyburzyć – mówi nasz informator. – Bo katastrofa wisi w powietrzu. Zdaniem profesora Leszka Rafalskiego, dyr. IBDM, konstrukcja wymaga pilnego remontu. Nie ma sensu, np. jej podpieranie. Tym bardziej, że w niektórych miejscach dodatkowe podpory już zamontowano. Nośniki zabezpieczają spękane filary przejazdu. Prawdopodobnie, gdyby nie podpory, cała konstrukcja dawno by runęła. Losy wiaduktu i bezpieczeństwo warszawiaków zależą teraz od reakcji ZDM. Adam Czugajewicz, rzecznik ZDM, zapewnia na razie, że zarząd nie będziemy czekać z założonymi rękami! – Jednak dopiero ekspertyza da nam odpowiedź na pytanie, co powinniśmy uczynić – mówi. – W połowie roku zaczną się prace zabezpieczające. Poprosiliśmy też policję i inspekcję transportu drogowego o kontrolowanie, czy kierowcy przestrzegają tam ograniczenia szybkości do 40 km na godzinę. I czy na przejazd nie wjeżdżają ciężarówki cięższe niż 20 ton. Jeśli wiadukt nie zostanie zamknięty, nie jest wykluczone, że ZDM wprowadzi dalsze ograniczenia. Być może na przejeździe dopuszczony zostanie tylko ruch samochodów osobowych i autobusów. Tak było kiedyś na moście Syreny. Nie wiadomo jednak, jakimi mostami mają jeździć ciężarówki – bo nie mogą Gdańskim, Poniatowskiego, Śląskim, Świętokrzyskim ani Łazienkowskim. Wszystko się sypie W fatalnym stanie znajduje się nie tylko wiadukt, ale także zejścia z niego. Schody prowadzące na znajdujący się na dole przystanek PKP rozsypały się. Na szczęście sąsiedni przejazd – w stronę Pragi – jest w dobrym stanie. Oba obiekty zbudowano w latach 70. Jednak wiadukt w stronę Pragi wykonano z trwalszych materiałów. Temat: Delegatów było dwóch, czyli historia wielkiej LIPY Delegatów było dwóch, czyli historia wielkiej LIPY Wszystko jest jedną wielką ściemą. Gdy przeczytałem skrót artykułu - myślałem, coś jest na rzeczy - Wielowieyski?? ktoś kto miał dostęp do doradców w Gdańsku, a także wejścia w Episkopacie w Warszawie. Celiński jak pisano na forum? Przecież to małolat - czyli w tamtym czasie zwykły chłopaczek, jakże z kimś takim mogli rozmawiać hierarchowie. Przeczytałem artykuł - i napisałem na forum antylustracyjna LIPA. forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=28&w=46413683&a=46416350 Potem zopbaczyłem w telewizji dwóch marszałkiokitlowopodobnych dziennikarzy, coś tanm bajdurzyli. Więc o co chodzi? Jeszce raz przeczytałem artykuł - by sprawdzić, czy oficjalnie zwrócili się do IPN, że mają program badawczy. Mają całkowicie PUSTE RĘCE. Czytam (podobno kilka miesięcy pracowali) "Poszukiwania Delegata trwały kilka miesięcy. Na jego trop wpadliśmy przypadkimem ... " To śledztwo dzienikarskie jako żywo przypomina inne śledztwo dzienikarskie wyborczej w sprawie Rywina. A czy zwrócili się do IPNu ? Oficjalnie? Piszą, że rozmawiali z historykami z IPN. Proste pytanie - prawda? Biorę do ręki Cenckiewicza "Oczami bezpieki"i wklejam długi fradment, również o TW Delegat: "Za charakterystyczny w tym względzie uznać należy donos „Rejtana", który funkcjonował w niechętnej Wałęsie grupie Borusewicza(...) W raporcie z 1 września 1981 r. „Rejtan" ostrzegał SB, że Gwiazda, Borusewicz i Pieńkowska przygotowują się do frontalnego ataku na Wałęsę w czasie zjazdu. Mają przygotowane wystąpienia, w których zamierzają wygarnąć Wałęsie to, iż jest bardzo ustępliwy w stosunku do Kani i Jaruzelskiego - donosił „Rejtan". Borusewicz miał powiedzieć również - kontynuował TW (...) Planują też zaatakować L. Wałęsę. Nie przewiduje się jednak jego usunięcia z życia politycznego związku69. Niepokój „Rejtana" o Wałęsę dobrze koresponduje z treścią szyfrogramów, jakie trafiały na biurka gen. Adama Krzysztoporskiego i dyrektora Departamentu III „A" gen. Władysława Ciastonia. Już w pierwszym meldunku, szef gdańskiej SB płk Sylwester Paszkiewicz zapewniał wiceministra i dyrektora Departamentu III „A" MSW, że jeszcze przed zjazdem drogą operacyjną - m.in. za pośrednictwem TW ps. „Delegat" - przekazano Wałęsie zestaw informacji i danych obrazujących prowadzoną przeciwko niemu działalność opozycyjną przez niektórych działaczy związku a dających mu możliwość uargumentowania przeciwstawienia się tej kampanii. Po otrzymaniu informacji na temat „spiskowców" Wałęsa odbył spotkanie z delegatami ze Słupska, których poinformował, że Kuroń, Bujak i Rulewski organizują przeciwko niemu „rozróbki". Mówił jednak, że się ich nie obawia i „wierzy w mądrość delegatów, którzy nie dadzą się nabrać" tej grupie. Jednak płk Paszkiewicz z niepokojem stwierdzał, że „w ostatnim czasie zmniejszyły się szansę L. Wałęsy na zostanie przewodniczącym". CO Z TEGO FRAGMENTU WYNIKA? Że nie mógł to być ksiądz.Że TW Delegat przekazwywał inforamcje związkowe z CAŁEJ POLSKI, ostrzegał Wałęsę. Że SB w pewien osłaniało Wałęsę. Nawet mi się nie chce teraz nawiązywać do części warszawskiej - kościelnej. Oczywistym było, że było dwóch Delegatów - ten Delegat który ostrzegał Wałęsę, był TW - i tak funkcjonuje w książce, a ten drugi, to k.o. z pielgrzymki do Watykanu. Jeżeli ja w pół godziny doszedłem do tak oczywistych wniosków, to pytam się, co robili przez kilka miesięcy dzienikarze? A rola dzisiejsza mediów rozdmuchująca sprawę do niebotycznych rozmiarów? Porównajmy sprawę Czajkowskiego. A rozmócy dzienikarzy, z Wałesą i Celińskim na czele rżną głupków. Temat: Bo My Niemcy znamy Schidkowe przekrety Bo My Niemcy znamy Schidkowe przekrety Nie wiem czy pamietacie jeszcze Berlisconi versus Schulze w Parlamencie Europejskim - bardzo szybko zrobila sie z tego zadyma, ze nie bylo wiadomo o co chodzilo na samym poczatku, podobnie jak teraz z Hohmannem, a bylo to tak Jakis wloski faszysta z Lega Norte (a moze Liga Norde) na jakims wiecu darl sie by Wloska Marynarka Wojenna zaczela zatapiac lodzie i statki z afrykanskimi uciekinierami zanimi te dotra do wod terytriarnych Wloch i uciekinierzy stana sie problemen dla Republika Italia. Poza naruszeniem jakichkolwiek innych przepisow i norm moralnych - jest to wezwanie do aktu piraterii na pelnym morzu, rzecz absolutnie niezgodna z jakimkolwiek prawem miedzynardowoym nie od dzisiaj. Martin Schulz zwrocil sie z interpelacja poselska do Berluskoniego a) jako rotacyjnego szefa Europy b) jako szefa Wloch - by ten sie opowiedzial w temacie - co tez Berluskoni zamierza zrobic ze swoim kumplem i faszysta z Polnocy Wloch - reszta jest znana z prasy radia i telewizji - Berluskoni puscil baka i zrobil sie z tego wielki smrod. Wszystscy krzycza ze Hohmann antysemita - nikt nie cytuje Hohmanna tylko kazy powtarza oceny innych, gdy Hohmann nie powiedzial nic antysemickiego a jedynie prawde znana w calej Polsce ze wszelki organizacje - utrwalacze rewolucji pazdziernikowej - KGB, UB , Sluzba Narodu Bojcy, Securitate byly zazydzone I ze to ci Zydzi ponosza odpowiedzialnosc za zbrodnie czerwonego smoka - to co sie dzieje teraz jest proba wybielania sie siemrcia innych to ze jacys ludzie (w duzej ilosci) gineli w Oswiecimiu i Brzezince nie daje absolucji ludziom ktorzy zza biurka mordowali miliony Wg szaacunkowych liczb - bo nikt dokladnie nie policzyl - w czasie hitleryzmu zginelo 40 mln ludzi wlacznie z Niemcami poleglymi na wszystkich frontach i Niemcami ktorzy zgineli od alianckich bomb. - w czasie sowietyzmu zginelo ponad 100 mln ludzi - w obozach Kolymy Sachalina Magadanu ale rowniez w Poznaniu Gdansku pod kopalnia Wujek w Lambimowicach w Bieszczadach na Rakowieckiej czy w Lubiankach. Podczas gdy hitlerowcy mieli swoj proces w Norymberdze Yugoslawie sie rozlicza w osobie Slobodana Miloszewicza w Hadze Rewolucji Pazdziernikowej nikt nie rozlicza - a kolesie nadal prywatyzuja - wlasnie szefem Lukolu czy jak sie nazywa ruski koncern oleiowy zostal "rosjanini" z Nowego Jorku o bardzo gruzinskim wygladzie takim b. mojzeszowym bo poprzednik tez mojzeszowy sie tak nakradl, ze nalezal do klubu moskiewskich dollarowych milliarderow i nie jest to przypadek odosobniony - Alte Seilschaften. A Czeczenia i jak by Herr Spiegel nie zawila w srebrny papierek Samuel Morel- Zyd, Tow. Swiatlo - Zyd, Tow. Wolinska-Zydowka, Rosa Luxemburg Zydowka, Karl Marx i Engels -Zydzi, Schalck-Glodkowski - Zyd Tow. Hiary Minc -Zyd, Tow. Alfred Lampe- Zyd, 75% kierwnictwa polskiej UB Zydzi tak samo z tym kontrwywiadem wojskowym. Die Partei Die Partei die hat immer recht - napisal zydowski enerdowski komunista - jak tlumaczyl to jego rowniez zydowski histograf w juz nie wiem jakiej audycji na Phoenix - to ten ktory to napisal on wcale tak nie myslal tylko napisal w ramach samoobrony - bo inaczej moze by mu ryj od koryta odcieli inni zydowscy towarzysze z KC za Hitlera sie nazywalo taka propagande Durchalte Parolen - i dzienikarz ktory wymyslil niedzielna Pressekonferenz po 40 latach od napisania dwoch takich podtrzymujacych ducha tekstwo stracil prace Zydowski propagandzista piszacy piosenki dla dzieci - doktrynujace Die Partei Die Partei die hat immer Recht jest sylizowany przez innego rodaka na ofiare komunizmu - bo czy nie bylismy wszystcy tak troche ofiaremi komunizmu Ja to nazywam jidische Huzpe. Pyrsk Temat: LW chyba przez dlugi czas byl STEROWANY p.SB andrze_n napisał: > napisal o tym 15 lat temu Gierek w swym wywiadzie - rzece : > > ...jest rzecza historycznie absolutnie sprawdzalna, ze we wszyskich krajach > totalitarnych, ruchy kontestatorskie oplecione sa istna siatka policyjna. Tak > oczywiscie bylo i u nas. Oto mechanizm na przykladzie TV, tam kapitan > Baranski, jako szef zw zawodowego, byl GLOWNYM organizatorem nagonki na > Szczepanskiego (dyr. TV), on byl tym, ktory kierowal gniewem ludzi i > wskazywal winnych.... > > Do pewnego tez czasu sluzby Kani uwazaly, ze panuja nad sytuacja na Wybrzezu, > lecz w ktoryms momencie mleko sie rozlalo. Na posiedzeniach Biura > politycznego, na przyklad Kowalczyk, owczesny minister MSW, przechwalal sie, > ze Walesa jest jego czlowiekiem. Doslownie nie zartuje. Dzis (1990) wiadomo > ze to absurd... > > Powrocmy do sugerowanego przez Pana braku wyobrazni Panskich przeciwnikow. > > -Wykorzystali oni niezadowolenie i rozkrecili fale strajkowa w sposob > bezprecedensowy w naszej historii. Na jakiej podstawie twierdze, ze ludzie z > bezpieczenstwa byli wsrod inspiratorow zrywu robotniczego na Wybrzezu? Ano > dlatego, ze kilkunastu aktywistow, a tylu w swej mikroorganizacji mial > Walesa, nigdy nie byloby w stanie zatrzymac pracy w kilkuset zakladach. > Struktura SB w Polsce byla taka, ze we wszystkich fabrykach a zwlaszcza > waznych, sluzby mialy swe komorki, w ktorych oprocz oficerow SB, byli agenci > i konfidenci oplacani przez resort. Do szczegolnie kontrolowanych zakladow > nalezy zaliczyc stocznie i porty. Do obowiazkow agentow SB nalezalo > informowanie o nastrojach spolecznych i politycznych, a takze o kradziezach, > naduzyciach. Polowa przestempstw byla wykrywana dzieki nim wlasnie. Pajecza > siec ... w Gdanskiem rozbudowana byla horrendalnie. Na temat rozbudowy tyc > sluzb prowadzilem rozmowy tak z Kania , jak i z Kowalczykiem. Wielokrotnie > zwracali uwage, na szczegolna potrzebe kontrolowania wielkoprzemyslowej klasy > robotniczej, Szczerze mowiac, z meldunkow mi przekazywanych jeszcze na > poczatku 1980 SB powinna wiedziec nie tylko o najdrobniejszych > przygotowaniach do strajkow, lecz nawet o kazdym ruchu szczura portowego. W > tym co mowie nie ma nic szczegolnego, tak postepuja wszystkie policje > swiata.... > > Hucpa tych sluzb u nas, jak sie okazalo po niewczasie, byla tak wielka, ze > jak stwierdzila Solidarnosc, na szele Komitetu Strajkowego w Jastrzebiu > (kopalnia), stal niejaki Sienkiewicz - czlowiek, w ktorego biurku pozniej > znaleziono instrukcje nadeslana z SB. Sadze wiec, ze nieprzypadkowo zostal on > przed koncem 1980 wyrzucony z Solidarnosci. Z czasem Solidarnosc na takie > przypadki zapuscila zaslone milczenia, psuly one bowiem "etos" > organizacji.... Temat: Rozmowa z profesorem Michałem Płachtą Na Forum kazdy ma prawo do wlasnego zdania. Jako jeden z kilku dyskutantow robie to pod wlasnym nazwiskiem nie ukrywajac sie pod pseudonimem. Jakie to moje "zacietrzewione komentarze" tak Pana/Pania denerwuja? Istnieja pewne kanony (zwyczajowego prawa) postepowania, jesli zdarzy sie taka przykra sytuacja jak w przypadku prof. Plachty. Ja tylko dlatego sie odzywam publicznie, bowiem profesura Uniwersytetu Gdanskiego milczy w okolicznosciach, kiedy trzeba zajac publiczny glos. Poniewaz jestem osoba niezalezna od gdanskich wladz uniwersyteckich, to mam swobode powiedzenia tego o czym czesc profesury wie, a pozostali nie chca wiedziec. Przeciez de facto latwiej byloby mi milczec i zacierac rece z radosci, ze o to wladze UG popelnily kolejny blad. I w kolejnym artykule wytknac to publicznie na cala Polske. Poprzez moje Forumowe wypowiedzi mam nadzieje, ze argumenty, ktore przytaczam posluza jakims profesorom do "wymuszenia" poprawnego postepowania wydzialu jak i rektora w tej smutnej sprawie. Jest jeszcze ciagle na to czas, mimo, ze przyjemniej byloby gdyby pewne sprawy zalatwiono "normalnie" od razu. Rozumiem, ze sympatykom prof. Plachty trudno jest zaakceptowac, ze rzeczywiscie popelnil on zenujacy, trzykrotny plagiat. Ja mam dowody na biurku, dlatego nie musze sie nad tym zastanawiac. Ci, ktorzy kwestionuja moje prawo do oceny tego czy jest plagiat czy go nie ma, nie zdaja sobie sprawy, ze wydrukowane prace naukowe sa oceniane publicznie i kazdy moze napisac do redaktora naczelnego list informujacy o zauwazeniu plagiatu. Jesli jest zalaczony dowod, rzetelna redakcja drukuje list z komentarzem potwierdzajacym zarzut. Artykul nastepnie jest retraktowany czyli uwazany za niebyly. Takie sprawy zalatwia sie wlasnie publicznie,czego w Polsce ciagle brakuje. Dla mnie o wiele bardziej bulwersujaca sprawa niz sam plagiator i jego plagiaty, jest reakcja i zachowanie wladz wydzialowych, uczelnianych no i samego rektora Ceynowy. I przeciwko temu tutaj zabieram glos i protestuje! Od strony praktycznej prof. Plachta jest "skonczony" jako powazany naukowiec w Polsce. Zrezygnowal z pracy - nie wiem, gdzie znajdzie etat profesorski. Moze na Uniwersytecie Olsztynskim, albo na jakiejs prywatnej uczelni w stylu Wyzszej Szkoly w Rykach... Praktycznie zostal juz bardzo surowo ukarany. Stracil twarz akademicka. To zapytacie o co mi chodzi? Chodzi mi o rzetelnosc instytucjonalna, o takie nawyki profesury, ze nastepnym razem nie trzeba by bylo skladac zawiadomienia do prokuratury. Ze profesorowie nie beda sie tylem odwracac do sprawy, ze stwierdzenie prawdziwosci zarzutow nastapi w ciagu szybkiego czasu, bo calosc dokumentow jest pod reka. Rektor nie bedzie sie zaslanial prokuratura i mowil, ze "nikt mu niczego nie dal stad nie ma pojecia czy zarzuty sa prawdziwe". Rada Wydzialu nie bedzie bezradna i nikt nawet nie zapyta publicznie dziekana czy to prawda... A przeciez sami profesorowie mogli to sprawdzic w ciagu 30 minut! Wszystko bylo i jest pod reka. Na wydziale. Em zarzuca mi, ze dzialam z pozycji Wielkiego Brata. No naturalnie - Ameryka ta lekcje przerabiala 25 lat temu i dzisiaj jej prawodawstwo co do scigania kantow akademickich, moze byc wzorem dla wszystkich srodowisk naukowych. Czy nie ma tutaj "przewalow"? Sa jak wszedzie. Czy rektorzy nie chowaja takich spraw pod dywan w swoim gabinecie? Chowaja. Ludzie sa zawsze ludzmi. Ale jak sprawa "peka" publicznie to juz nie ma mowy aby ja "zduszac" i robic balona z opinii publicznej, ze "przepisy nie pozwalaja rektorowi na podjecie krokow dyscyplinarnych, bowiem rektor podpisal godzine temu zgode na rozwiazanie umowy o prace ze skutkiem natychmiastowym i Pan Profesor juz u nas nie pracuje". TO JEST PRAWDZIWY DOPIERO SKANDAL! I z takimi postawami tutaj na Forum walcze. Nie jestem frustratem. Nierzetelnoscia sie interesuje od maja 1997. Probuje cos zrobic pro bono publico bo jestem z zewnatrz i jest to latwiej, niz sie siedzi wewnatrz. Nie da sie wszystkich przekonac. Ale nawet jak jedna osoba mi uwierzy, to warto bylo sie tutaj "wysilac"... Temat: Dlaczego Hohmann musi odejsc? gdakanie mediow M.Schulze teraz Hohmann Nie wiem czy pamietacie jeszcze Berlisconi versus Schulze w Parlamencie Europejskim - bardzo szybko zrobila sie z tego zadyma, ze nie bylo wiadomo o co chodzilo na samym poczatku, podobnie jak teraz z Hohmannem, a bylo to tak Jakis wloski faszysta z Lega Norte (a moze Liga Norde) na jakims wiecu darl sie by Wloska Marynarka Wojenna zaczela zatapiac lodzie i statki z afrykanskimi uciekinierami zanimi te dotra do wod terytriarnych Wloch i uciekinierzy stana sie problemen dla Republika Italia. Poza naruszeniem jakichkolwiek innych przepisow i norm moralnych - jest to wezwanie do aktu piraterii na pelnym morzu, rzecz absolutnie niezgodna z jakimkolwiek prawem miedzynardowoym nie od dzisiaj. Martin Schulz zwrocil sie z interpelacja poselska do Berluskoniego a) jako rotacyjnego szefa Europy b) jako szefa Wloch - by ten sie opowiedzial w temacie - co tez Berluskoni zamierza zrobic ze swoim kumplem i faszysta z Polnocy Wloch - reszta jest znana z prasy radia i telewizji - Berluskoni puscil baka i zrobil sie z tego wielki smrod. Wszystscy krzycza ze Hohmann antysemita - nikt nie cytuje Hohmanna tylko kazy powtarza oceny innych, gdy Hohmann nie powiedzial nic antysemickiego a jedynie prawde znana w calej Polsce ze wszelki organizacje - utrwalacze rewolucji pazdziernikowej - KGB, UB , Sluzba Narodu Bojcy, Securitate byly zazydzone I ze to ci Zydzi ponosza odpowiedzialnosc za zbrodnie czerwonego smoka - to co sie dzieje teraz jest proba wybielania sie siemrcia innych to ze jacys ludzie (w duzej ilosci) gineli w Oswiecimiu i Brzezince nie daje absolucji ludziom ktorzy zza biurka mordowali miliony Wg szaacunkowych liczb - bo nikt dokladnie nie policzyl - w czasie hitleryzmu zginelo 40 mln ludzi wlacznie z Niemcami poleglymi na wszystkich frontach i Niemcami ktorzy zgineli od alianckich bomb. - w czasie sowietyzmu zginelo ponad 100 mln ludzi - w obozach Kolymy Sachalina Magadanu ale rowniez w Poznaniu Gdansku pod kopalnia Wujek w Lambimowicach w Bieszczadach na Rakowieckiej czy w Lubiankach. Podczas gdy hitlerowcy mieli swoj proces w Norymberdze Yugoslawie sie rozlicza w osobie Slobodana Miloszewicza w Hadze Rewolucji Pazdziernikowej nikt nie rozlicza - a kolesie nadal prywatyzuja - wlasnie szefem Lukolu czy jak sie nazywa ruski koncern oleiowy zostal "rosjanini" z Nowego Jorku o bardzo gruzinskim wygladzie takim b. mojzeszowym bo poprzednik tez mojzeszowy sie tak nakradl, ze nalezal do klubu moskiewskich dollarowych milliarderow i nie jest to przypadek odosobniony - Alte Seilschaften. A Czeczenia i jak by Herr Spiegel nie zawila w srebrny papierek Samuel Morel- Zyd, Tow. Swiatlo - Zyd, Tow. Wolinska-Zydowka, Rosa Luxemburg Zydowka, Karl Marx i Engels -Zydzi, Schalck-Glodkowski - Zyd Tow. Hiary Minc -Zyd, Tow. Alfred Lampe- Zyd, 75% kierwnictwa polskiej UB Zydzi tak samo z tym kontrwywiadem wojskowym. Die Partei Die Partei die hat immer recht - napisal zydowski enerdowski komunista - jak tlumaczyl to jego rowniez zydowski histograf w juz nie wiem jakiej audycji na Phoenix - to ten ktory to napisal on wcale tak nie myslal tylko napisal w ramach samoobrony - bo inaczej moze by mu ryj od koryta odcieli inni zydowscy towarzysze z KC za Hitlera sie nazywalo taka propagande Durchalte Parolen - i dzienikarz ktory wymyslil niedzielna Pressekonferenz po 40 latach od napisania dwoch takich podtrzymujacych ducha tekstwo stracil prace Zydowski propagandzista piszacy piosenki dla dzieci - doktrynujace Die Partei Die Partei die hat immer Recht jest sylizowany przez innego rodaka na ofiare komunizmu - bo czy nie bylismy wszystcy tak troche ofiaremi komunizmu Ja to nazywam jidische Huzpe. Walter Walter Temat: dzieci z chorobą NF1 wizyta w poradni genetycznej Witajcie, To bedzie długi post - chce Wam przedstawić pełny obraz naszej wizyty w poradni genetycznej w AM w Gdańsku ale chyba powinnam zacząć od przedstawienia rodzinki i sytuacji choroby yśćie mieli pełen obraz sytuacji. Mamy dwóch synków Tymek ma 3 lata i jak narazie nie ma rzadnych oznak choroby, więc zakładamy że jest zdrowy, Szymcio 11 miesięcy ma plamki i nerwiakowłókniaka na pleckach. W czerwcu pobierana była biopsja i od tego wszystko się zaczeło. Szukając w internecie czegokolwiek na temat NF dowiedzieliśmy się że najbliższe ośrodki (mieszkamy w Gdyni) zajmujące się tym schorzeniem to Bydgoszcz i CZD Warszawa (w wypisie ze szpitala dostaliśmy skierowanie do poradni onkologii i hemioterapii w AMG). Zgłosiliśmy się do poradni fakomatoz w Bydgoszczy do dr Wojtkiewicz, która na pierwszej wizycie nas wszystkich obejrzała i wysunęła wniosek że choroba Szymcia jest raczej samoistną mutacją). Aktualnie czekamy na rezonans magnetyczny w BDG. We wtorek dzięki Olik, stawiliśmy się na wizytę do dr Wierzby w AMG. Doktor bardzo miła ale....doszukiwała się naszym zdaniem na siłę dziedziczności choroby , gdyż mąż ma na ciele dwie zmiany guzkowate ( jedna z nich wycięta, przebadana, wynik - tłuszczak, na wynik histopatologiczny drugiej czekamy) , wynik histopatologiczny był przez p.doktor obejrzany, ale może lepiej nie będę przytaczała pytań jakie były stawiane. Co do badania Szymka - nawet nie wstała zza biurka by zobaczyć jakie ma plamy i gdzie, nie mówiąc o usytuowieniu nerwiakowłókniaka (rozumiem jest to genetyk, nie na wszystkim musi się znać). Do tego momentu było w miarę ok. Potem nastąpiło pytanie czy jesteśmy już objęci opieką lekarską i gdzie, na naszą odpowiedź iż zgłosiliśmy się do poradni fakomatoz w BDG - pani dr wyraziła wielkie zdziwienie, że ktokolwiek się tam tym zajmuje i że w ogóle jest taka poradnia w Polsce. Stwierdziła, iż ostatnio była na konferencji poświęconej chorobie Recklinghausena i nikogo z Bydgoszczy tam nie było, a o sympozjum we wrześniu na które udaje się Wojtkiewicz- że o takim nie słyszała, wie tylko że we wrześniu ma być poświęcone innej chorobie. Oczywiście uprzedzała nas iż musimy zdecydować się na jeden ośrodek diagnostyczny by nie dublować badań. Przedstawiła iż w przypadku NF w AMG prowadzi się pewien schemat leczenia, dziecko oczywiście objęte jest opieką neurologa, okulisty, ortopedy, fizjoterapeuty (tyle pamiętam , może wymieniła więcej lekarzy). Co do juz konretnych badań - wymieniła że dzieku będą robione badania USG oraz rezonans. Na moje pytanie czy w AMG przy diagnozowaniu i leczeniu NF robione są równierz badania MRI lub PET pani dr stwierdziła że nie ma takiej potrzeby by osobom z Recklinghausenem przeprowadzać badanie PET zwłaszcza u tak małych dzieci ( inny czas uśpienia). nadmieniła również, że na zachodzie także nie przeprowadza się w każdym przypadku takiego badania ( my nie wiemy co na ten temat do końca sądzić). Na koniec dała nam skierowanie i jeśli się zdecydujemy mamy zgłosić się do poradni onkologii dziecięcej. Co do badań genetycznych stwierdziła że nie ma sensu ich wykonować jeśli choroba i tak jest już stwierdzona ( tylko nie usłyszała że chodzi nam o przebadanie starszego synka). Co do badania gęstości kości - również nie ma takiej potrzeby wg pani dr. Na podchwytliwe stwierdzenie męża że jeśli skolioza ma być to i tak będzie - przytaknęła, i uprzedziła o potrzebie wczesnej rechabilitacji. Przy okazji dowiedzieliśmy się od Doroty podczas rozmowy telefonicznej już po wizycie u Pani Genetyk, że PET wchodzi w skład podstawowych badań przeprowadzanych chorym na NF w USA, badanie gęstości kości jest jak najbardziej wskazane przy chorobie naszych dzieci a w BDG mają dostęp do suplementów wspomagających leczenie skoliozy. Znajoma z innego forum po przedstawieniu przebiegu rozmowy z panią dr stwierdziła że schemat leczenia proponowany w AMG to schemat postępowania sprzed 20 lat. Temat: Z tej matni się nie wychodzi. System punktów i ... Z drugiej strony biurka czesc Bardzo razi mnie podejscie autorki tego artykulu do tematu, jest bardzo jednostronne. Byc moze rzeczywiscie w Gdansku wykladowcy sa do niczego, a studenci sa biedni, ale madrzy i porzadni. Ale to chyba nie do konca prawda... Sam jestem obecnie asystentem na pewnym Uniwersytecie Pracuje w miejscu, w ktorym pisalem swoja "magisterke". Lubie swoja prace :) Przy tym chce podkreslic, ze wciaz pamietam jak to drzewiej (tzn w trakcie studiow) bywalo. Co mozna zauwazyc - w ciagu ostatnich 3 lat obserwuje degradacje poziomu intelektualnego i kulturalnego ludzi, ktorzy na studia przychodza. Max 5% chce sie czegos nauczyc. Reszta chce miec papier i swiety spokoj. Szczegolnie widac to u studentow zaocznych. Zasada - daj mi Pan spokoj, bylem w pracy caly tydzien i nie mialem czasu sie przygotowac - jest ogolnie obowiazujaca. Co wiecej zaczyna coraz czesciej pojawiac sie u sluchaczy studiow dziennych. Ostatnio doszlo do sytuacji gdy ze sprawdzianu wiadomosci postawilem dwoje (facet nie mial pojecia o czym pisal, a napisal 3 strony tekstu), to prawie ze zostalem pobity. I co Wy na to? Melodramat? Kolejnym paskudnym zwyczajem jest brak jakiegokolwiek kontaktu ze studentem - tzn Pan Student, nie pojawia sie 3 tygodnie z rzedu na zajeciach, a potem jakby nigdy nic przychodzi i dziwi sie, ze zgodnie z zaleceniami dziekana podalem informacje o jego nieobecnosci do dziekanatu. Ba, nie tylko dziwi sie ale ma pretensje. Żąda mozliwosci odrobienia zajec itp. Postawa roszczeniowa jest obowiazujaca. To bardzo proste - wykladowca ma wszystko podac na tacy i koniec. Ma byc jak w szkole podstawowej, wszystko dla wszystkich. Ale prosze pamietajmy o tym czym jest studiowanie - samodzielne uczenie sie, a wykladowcy maja byc tylko osobami wskazujacymi kierunek poszukiwan Prowadze kursy z szeroko pojetej informatyki. Nie daj Boze gdy zaczynam wymagac, aby ktos obliczyl pochodna (o calce nie wspominajac) w trakcie zajec. Nie daj Boze abym wymagal czegokolwiek co bylo na poprzednich semestrach - nie ma szans tego wyegzekwowac (lacznie na przyklad z umiejetnoscia programowania, ktora chyba powinna byc obowiazujaca przy takim kierunku studiow). Po prostu dzieci wychowywane bezstresowo - nie wolno postawic dwojki, bo sie obrazi i zestresuje. Kolejna sprawa - niedojrzalosc studentow. Zeszly rok ak., kurs programowania. Przez 15 tygodni powtarzalem ludziom, ze nie puszcze ich za darmo, ze musza popracowac, usiasc przy komputerze i po prostu napisac kilka programow - wtedy sie naucza (no i ze nie da sie tego nauczyc w trakcie zajec bo jest na to za malo czasu - 15tyg po 4 godz lekcyjne) - na ok 35 osob postawilem 14 dwoj. Potem bylo zaliczenie warunkowe i okazalo sie, ze z 14 dwoj zostaly 3. Ja kryteriow nie obnizylem. Jaki z tego wniosek - jak sie chce to mozna sie nauczyc. Oczywiscie ktos mi powie, ze Ci ludzie przez 2 tygodnie przed tym zaliczeniem nie spali bo musieli sie uczyc - ale co z tego - przeciez wczesniej mieli caly semestr na nauke. Zeby bylo jeszcze smieszniej zdarzylo sie dwie pielgrzymki rodzicielskie (!sic!) - to bylo chore - mamy powiedzialy " Wie Pan jak jest w Polsce, przeciez nasze dzieci wcale nie musza byc programistami". I drugi tekst " Przeciez Pan tez ma mame". Straszne No i chyba ostatnia sprawa - moje zarobki. Zarabiam malo. Zreszta oprocz politykow, to w szarej strefie budzetowej, nikt dobrze nie zarabia. Chce zyc troche godniej - biore nadgodziny - tak naprawde z nich sie utrzymuje. Do tego staram sie zrobic doktorat, a to tez wymaga pracy. Wiec prosze nie dziwcie sie, ze nie mam czasu na to aby robic dodatkowe 10 podejsc i zajecia odrobcze itd. A krotki czas wolny jakim dysponuje wole przenaczyc na picie piwa z kolegami, albo pojscie z moja dziewczyna na spacer, niz uzeranie sie ze studentami. I uwierzcie mi to zaczyna dzialac. Od kiedy ustalilem kryteria zaliczenia na poczatku semestru i pokazalem ze bede sie tego trzymac to po prostu to zaczyna dzialac. I tyle. Mam nadzieje, ze nie przynudzilem pozdro Temat: Sz-n nie żałuje kolumbionki-musisz to przeczytać! cd. 2 artykulu Obywatelu, macie mieszkanie Henryk Dzieciniak spod trójki, oficer floty rybackiej, oprowadza mnie po swoich 140 metrach. Oglądamy rzeźbione winorośle na drzwiach, gipsowe ornamenty nad żyrandolem. Pan Henryk pięć lat temu sprzedał M-2 w bloku i kupił M-4 przy Wojska Polskiego. - Trzy i pół metra wysokości. Jest czym oddychać. A w bloku? - macha ręką. - Klaustrofobia. Trochę się waha, czy sprzedać Amerykanom mieszkanie. - Jak mi dadzą tyle, że starczy na willę pod Szczecinem, to się wyprowadzę. - A jak nie? - Zostanę. Mogę. Pod szóstką 30 lat temu zamieszkał z żoną i z trójką dzieci mecenas Smyczyński. Wcześniej przeczytał w ?Głosie Szczecińskim?: zamienię pięć pokoi przy Wojska Polskiego na mniejsze. Po adwokacie Smyczyńskim została tabliczka na drzwiach. Wdowa - pani Kazimiera - mówi, że żal jej widoku z okna. Widziała stąd i czołgi jadące na Stocznię, i pierwszego sekretarza Walaszka, który 1 maja stawał na trybunie, i przejazd Ojca Świętego, i atakujących zomowców. Potem ulica zrobiła się kolorowa od reklam i wystaw. A pół roku temu na zebraniu z mieszkańcami domu urzędnik miejski powiedział, że trzeba się żegnać z kamienicą. Ale zaraz uspokoił: - Nie ma się co bać, lokatorzy dostaną zastępcze mieszkania, a właścicielom dobrze się zapłaci. Piotr Zarzeński spod siódemki, emerytowany elektryk, rocznik 1922, przyjechał do Szczecina z Inowrocławia. Pracował na budowie w dzielnicy Niebuszewo. W 1967, może w 1968 roku, wezwali go do rady pracowniczej. Grubas zza biurka rzucił: ?Obywatelu Zarzeński, macie mieszkanie w centrum. Sto metrów?. - Pięknie tu było - wspomina Zarzeński. - Na klatce kwiaty wymalowane, herby niemieckie, na korytarzu mo-zaiki w oknach, w mieszkaniu sztukaterie na suficie. Wyrzuciłem je, bo pluskwy się tam zalęgły. A pluskwy gryzą gorzej niż króliki. - Jak się sprowadzałem, to jeszcze elita tu mieszkała: doktor, sędziowie, adwokat. Tylko ja byłem zwykłym elektrykiem. Ale potem kto mógł, to stąd wiał. Od wojny nic nie remontowano, ADM klajstrował tylko dziury i, zanim się obejrzeliśmy, mieszkaliśmy w ruinie. - Wszyscy mamy dość tej nory i mieszkania na kupie - krzyczy z kuchni jego wnuczka. - Dla nas ta renowacja to wybawienie: dostaniemy dwa mieszkania, dla nas i dla dziadka. Ze wsi do Europy W 1944 r. alianci regularnie bombardowali Szczecin, ważny ośrodek zbrojeniowy. Ale bomby spadały głównie wokół Odry, śródmieście nie było bardzo zniszczone. ?Otworzył się przede mną nowy, obcy świat - pisał we wspomnieniach Jerzy Brinken, nauczyciel geografii, który w lipcu 1945 r. przyjechał do miasta - ciężka architektura niemiecka, szerokie aleje wypełnione zielenią, grupki wystraszonych Niemców. Wszędzie pustka i cisza. Na chodniku walały się sterty gruzu, papierów i śmieci. Wszędzie widać było porzucone meble i przedmioty domowego użytku?. ?Masami napływają Polacy ze wschodu i zajmują nasze mieszkania. Na opuszczenie bloku dają 10-20 minut - pisał w tym samym czasie do ojca doktor Hubert, niemiecki lekarz mieszkający na ul. Krzywoustego. - Moje mieszkanie całkiem splądrowane. Najpierw Rosjanie, potem rodacy i w końcu Polacy, którzy wynieśli również fortepian?. Doktor Wojciech Lizak zapytał swoich studentów, skąd pochodzą ich rodzice i dziadkowie. Większość napisała, że z Podlasia i Kurpiów. - To były jedne z najuboższych terenów przedwojennej Polski - mówi dr Lizak. - Bo kto tu mógł przyjechać? Inteligencja wileńska jechała do Gdańska, Torunia i Krakowa. Lwowska wybierała Wrocław i Gliwice. A w Szczecinie długo zastanawiano się, czy miasto w ogóle będzie polskie. Tu przyjeżdżali ludzie ze wsi zabitych deskami, wprost z XIX wieku trafili do europejskiego miasta. Rozwiązania techniczne w mieszkaniach przekraczały ich wyobraźnię, więc demontowali centralne ogrzewanie i budowali piece. Szklana kopuła i kino pod śmietnikiem Biura Szczecińskiego Towarzystwa Renowacyjnego mieszczą się w XIX Temat: Prawda o tzw "wypedzonych" Historycy do Moskwy... "Bydgoska krwawa niedziela. Śmierć legendy" - to tytuł książki niemieckiego historyka dr Güntera Schuberta, w której autor rozprawił się z mitem niemieckich krzywd popełnionych rzekomo przez Polaków. Książka ukazała w się Niemczech w 1989 r., ale dopiero teraz trafia do rąk polskiego czytelnika. Wczoraj w wypełnionej do ostatniego miejsca sali sesyjnej bydgoskiego ratusza odbyła się promocja tego dzieła. Obecny był m.in. autor, dr GSchubert z małżonką, bydgoszczanie, władze miasta i historycy. Autor zawarł w książce wiele informacji o wrześniowej dywersji hitlerowskiej, przedstawiając dziesiątki wiarygodnych relacji i poszlak. - Jeśli ktoś mówi, że nie było dywersji - podkreślał z naciskiem dr Schubert - to znaczy, że ułatwia sobie zadanie. Prócz znanych dokumentów są jeszcze niezbadane - w moskiewskim Archiwum Armii Czerwonej. Rosjanie przejęli większość akt służb specjalnych III Rzeszy z Gdańska i Królewca. A Bydgoszcz była w zasięgu ich działania. Dr Schubert dziwił się, dlaczego z naszego miasta nie wyszła dotąd inicjatywa zbadania tych archiwów. Szkoda, że nie słyszał tego nieobecny (choć zaproszony na spotkanie) prof. Włodzimierz Jastrzębski, autor kontrowersyjnych tez o "polskich zbrodniach". W najbliższy piątek opublikujemy kolejny materiał o historycznym skandalu związanym z bydgoskim wrześniem 1939. RATUSZ. Prosto z drukarni "Bydgoska krwawa niedziela" Biały kruk? Wczoraj zakończono druk książki "Bydgoska krwawa niedziela - śmierć legendy" niemieckiego autora Güntera Schuberta. Na biurko zastępcy prezydenta Bydgoszczy trafił wczoraj pierwszy egzemplarz książki poświęconej bydgoskiej "krwawej niedzieli". Czy wyniki badań niemieckiego historyka rozwieją wszelkie wątpliwości? Fot. Jarosław Pruss Kilka lat temu podczas sympozjum przygotowanego przez Miejski Komitet Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Bydgoszczy zapadała decyzja o wydaniu publikacji. Miała ona omówić wydarzenia z 3 i 4 września 1939 roku. Pomysłodawcy chcieli, aby jej autorem był historyk niemiecki, który zaprezentowałby inną niż dotąd ocenę. Dlatego też postanowiono przedstawić polskiemu czytelnikowi pracę GSchuberta, berlińskiego historyka, dziennikarza i korespondenta telewizji niemieckiej ZDF. - Na początku września w ratuszu odbędzie się spotkanie promujące tę książkę. Moim zdaniem, zawiera ona obiektywną ocenę tamtych wydarzeń. Po publikacjach profesora Jastrzębskiego wielu (nie tylko polskich) historyków zaczęło domagać się wyjaśnień - powiedział nam Maciej Obremski, zastępca prezydenta miasta, który wczoraj otrzymał pierwsze egzemplarze tej książki. - Nie możemy uciekać od odpowiedzi na trudne pytania. Nawet wówczas, kiedy "krwawą niedzielę" określa się mianem "bydgoskie Jedwabne". Jak nas poinformował Mariusz Krupa, dyrektor wydziału kultury książkę wydano w 500 egzemplarzach. Koszt tłumaczenia i druku wyniesie ok. 20 tys. złotych. Spotkanie promocyjne odbędzie się 2 września o godz. 12 w sali sesyjnego bydgoskiego ratusza. www.pomorska.pl/ Temat: SLD-owskie Matactwa (polityczna mafia) SLD-owskie Matactwa (polityczna mafia) Śledztwo na bocznym torze Prokurator apelacyjny w Warszawie Zygmunt Kapusta wstrzymał stawianie zarzutów w śledztwie dotyczącym zabójstwa byłego szefa policji. Ani on, ani minister sprawiedliwości-prokurator generalny Grzegorz Kurczuk nie odpowiadają na nasze pytania w tej sprawie. Nie zaprzeczają też jednak naszym informacjom. Na polecenie Kapusty, sprawa została poddana kolejnej analizie i przesunięta z Prokuratury Okręgowej do Prokuratury Apelacyjnej. Wyniki analizy objęto klauzulą "tajne". Z informacji "Rz" wynika, że jesienią ubiegłego roku prowadzący śledztwo prokurator zamierzał przedstawić zarzuty czterem osobom podejrzewanym o udział i "pomocnictwo" w zabójstwie byłego szefa policji. O tym, że istnieje taka lista pisał także "Super Express". Według naszych informacji mieli na niej być, jako wykonawcy zabójstwa, Ryszard Bogucki i Siergiej Sienkiv (obaj przebywają w areszcie, podejrzani i oskarżeni o inne zabójstwa), a jako "pomocnicy" - Andrzej Zieliński, ps. Słowik (czeka na ekstradycję w Hiszpanii) oraz Edward M., polonijny biznesmen z USA, powiązany biznesowo i towarzysko z politykami SLD, PSL i ludźmi ze służb specjalnych. O M. było już głośno w kontekście sprawy Marka Papały, po tym, gdy został rozpoznany przez jednego z członków gangu płatnych zabójców z Gdańska i prokuratura zdecydowała o jego zatrzymaniu. Sam M. zaprzeczał swoim związkom z tą sprawą, ale sąd nie uwzględnił jego zażalenia i uznał zatrzymanie za zasadne. O planach stawiania zarzutów w sprawie Papały mówił "Rz" w listopadzie między innymi ówczesny szef Prokuratury Okręgowej w Warszawie Marek Deczkowski. Potwierdzali to także, nieoficjalnie, policjanci. - Pamiętam jakieś straszne zamieszanie wokół sprawy stawiania tych zarzutów - mówi "Rz" prokurator z Ministerstwa Sprawiedliwości. - Wszedłem na chwilę do sekretariatu prokuratora krajowego Karola Napierskiego. Słyszałem jakieś krzyki, co mnie zdziwiło, bo to jest człowiek zwykle opanowany. Potem dowiedziałem się, że w jego gabinecie był Jerzy Mierzewski (prokurator prowadzący śledztwo w sprawie Papały - A.M.) i wiceszefowa Prokuratury Okręgowej. O głośnej dyskusji w ministerstwie słyszał też oficer z KGP. - Było gorąco. Słyszałem, że Mierzewski zastanawiał się nad odejściem z prokuratury. Ja z kolegami też przygotowaliśmy raporty o odejście. Do tej pory trzymam swój w biurku - mówi. Prokurator Mierzewski kategorycznie odmawia rozmowy na temat sprawy i swoich decyzji. - Mijają miesiące, a sprawa stoi niemal w tym samym punkcie. Na podstawie dowodów, które zebraliśmy w każdej innej sprawie już byłyby postawione zarzuty - mówi zniechęcony oficer policji. - Boimy się, że komuś zależy na tym, by albo Ryszard Bogucki uciekł z aresztu, jak kiedyś Ryszard Niemczyk, albo, co gorsza, nagle któregoś z naszych świadków znaleziono powieszonego w celi jak zabójcę Dębskiego. - Co takiego stało się w listopadzie, że zarzuty nie zostały postawione? - pytaliśmy kilkakrotnie Zygmunta Kapustę, szefa Prokuratury Apelacyjnej. Padały jednak tak pokrętne odpowiedzi, że zdecydowaliśmy się wysłać pytanie faksem: "Czy wstrzymał Pan, wydając pisemne polecenie, stawianie zarzutów w sprawie Papały?". Kapusta nie odpowiedział. Jego rzecznik prasowy, Zbigniew Jaskólski, przesłał tylko dwuzdaniowy faks z informacjami już znanymi - że 18 grudnia śledztwo zostało przejęte do prowadzenia w Wydziale ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie i, że "wcześniej w miesiącu grudniu 2002 r. w Prokuraturze Apelacyjnej w Warszawie została dokonana, w ramach czynności nadzorczych, analiza akt postępowania przygotowawczego (...), która została opatrzona klauzulą ČtajneÇ". Ponieważ nie uzyskaliśmy odpowiedzi na pytanie o decyzję wstrzymującą stawianie zarzutów, w środę zapytaliśmy o to samo Grzegorza Kurczuka, ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego. Zapytaliśmy go też, czy wiedział o decyzji Kapusty. Także minister na pytania nam nie odpowiedział. Dostaliśmy natomiast pismo od urzędującego wtedy pierwszy dzień na stanowisku zastępcy prokuratora generalnego Kazimierza Olejnika. Napisał, że "prokuratura nie udziela żadnych informacji dotyczących czynności czy ustaleń procesowych" oraz, co przesłano też do PAP, że w Ministerstwie Sprawiedliwości odbyło się tajne spotkanie, w którym udział wzięli m.in. minister sprawiedliwości, minister spraw wewnętrznych i administracji, szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i komendant główny policji. Celem spotkania było m.in. "określenie dalszych kierunków" śledztwa oraz "dokonanie podziału zaplanowanych czynności pomiędzy poszczególne służby". Generał Marek Papała został zastrzelony przed swoim domem 25 czerwca 1998 r, prawie pięć lat temu. Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 157 rezultatów • 1, 2, 3 |