Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro numerów Gdańsk
Temat: Gdańsk: Jak dojechać na Westerplatte Gdańsk: Jak dojechać na Westerplatte Chyba Pan redaktor nie był jeszcze w Krakowie. Jak dojechać z dworca PKP w Krakowie na Kopiec Kościuszki? Jedną z możliwości jest jazda tramwajem nr. 1 z dworca do przystanku Salwator i dalej z autobusem nr. 100 na kopiec. Jak nie dopasuje pasażer połączenia, to może czekać nawet ponad godzinę, bo autobus kursuje nie regularnie. Inna linia autobusowa na Kopiec prowadzi z Mostu Grunwaldzkiego do którego trzeba również dojechać z dworca PKP tramwajem. Linia 101 kursuje również nie regularnie i mniej więcej co godzinę. Tak że turyści którzy chcą obejrzeć panoramę Krakowa też nie mają dużego wyboru i muszą się przesiadać. Sam już czekałem przy Salwatorze 30 minut na autobus, połączenie z którego nie byłem zadowolony, bo brakuje w Krakowie jak i Gdańsku porządnego systemu informacji, chociaż Kraków ma wyszukiwarkę połączeń w internecie, w Gdańsku i Trójmieście brakuje taka wyszukiwarka całkiem. Tak samo brakuje możliwości otrzymania wiadomości o możliwości dojechania najszybciej z A do B wykorzystując wszystkie środki lokomocji. Jako turysta oczekuję że wychodząc z dworca głównego nie muszę szukać u PKP, ZKM Gdańsk, ZKM Gdynia i SKM informacji i składać otrzymane informacji do jednego połączenia. Każdy z aktorów zna wyłączni swoje linie i własny rozkład jazdy! Ja oczekuję że jest na dworcu głównym biuro MZKZG, gdzie nie za szybą a jak w np. w firmowych sklepach sieci telefonii przenośnej jest serwisant który oferuje mi fotel gdzie mogę usiąść a on pyta mnie gdzie chce jechać, informuje mnie jaki bilet mogę użyć, sprzedaje mi bilet i wydrukuje najszybsze połączenie od A do Z, uwzględniając kolej, tramwaje i autobusy wszystkich w MZKZG zrzeszonych przewoźników i gmin. Wyszukane połączenie uwzględnia czas który potrzebuje żeby przesiąść się z tramwaju na autobus, ile minut muszę iść pieszo i z którego dowiaduję się na jakim peronie odjeżdża moja kolejka (SKM). Dziwi mnie, że każdy przewoźnik zrzeszony w MZKZG tworzy własną wyszukiwarkę połączeń. Przecież istnieje EFA, wyszukiwarka połączeń stworzona przez mdv z Niemiec, która jest używana w Australii, San Francisco, Londynie, Włoszech, Austrii i Niemczech. EFA umożliwia szukanie połączeń od przystanku do przystanku, ale też przy podaniu ulicy i przy długich ulicach skrzyżowania albo numeru domu, albo ważnego punktu miasta (POI), dodatkowa możliwość to wyszukiwanie bezpośrednio na mapie. Jeden system informacji umożliwił by, że nie musiał by każdy przewoźnik mieć osobny numer dla klientów, bo ci dzwonili by pod "mądry numer dla pasażerów" albo korzystali by z wyszukiwarki w internecie albo na telefonie przenośnym (komórce). Mogli by szukać połączenie podając czas odjazdu albo kiedy chcą zajechać na miejsce. Przecież wypytywanie kierowcy prowadzi do opóźnienia pojazdów. Dlaczego turystka z Krakowa pyta kierowców, nie ma przy dworcu mapy całego Trójmiasta z wszystkimi liniami i ulicami? Nie sprzedaje MZKZG map z całą siecią? Dziwnie że w Trójmieście nie jest możliwe, co na świecie okazało się w wspaniałym rozwiązaniem. W ostatni weekend w Hadze kupiłem za 50 centów plan od przewoźnika HTM, na którym były wszystkie linie i poruszałem się po mieście tramwajami i autobusami bez pytania kogośkolwiek. A w Gdańsku? Jakieś schematy bez mapy! Końcowy Akademia Muzyczna to naprawdę błąd, bo linia 106 nie powinna opuszczać wyspy i jeździć z Westerplatte przez Nabrzeże Przemysłowe i Przeróbkę do Górek Zachodnich. Rozkłady jazdy są gotowe, dlaczego miasto marnuje dalej pieniądze? Proszę ściągnąć mapę na schirmer.info/pdf/propozycja_komunikacji_przerobka.pdf . Temat: Komu jeszcze Triada ukradła wymarzone wakacje 2009 Komu jeszcze Triada ukradła wymarzone wakacje 2009 W zeszłym roku spędziliśmy cudowne wakacje w Hiszpanii na Costa del Sol w hotelu San Fermin. W zeszłym roku wymarzyliśmy sobie kolejne wakacje na Costa Bravie i z pełną determinacja 25 listopada ubiegłego roku zjawiliśmy się w gdyńskim biurze Triady na ul. Starowiejskiej z wydrukiem konkretnej ich oferty: wylot z Gdańska 27 czerwca na 14 dni do miejscowości Santa Susanna, wakacje w czterogwiazdkowym hotelu Aparthotel Maritim. Oczywiście przy tak wczesnym zakupie wycieczki dostaliśmy 40% zniżki + bezpłatnie gwarancje niezmienności ceny. Wszystko było super do 30 marca tego roku, wtedy to dostaliśmy telefon z Triady, że mają odwołane wyloty z Gdańska i proponują wylot z Warszawy. Niby to nie taki wielki problem, bo Triada proponowała nawet zwrot kosztów podróży pociągiem do Warszawy, wycieli jednak dużo paskudniejszy numer. Okazało się, że całkowicie skasowali nam rezerwację wycieczki tzn. nie tylko zmienili miejsce wylotu ale odwołali rezerwację w wybranym hotelu. Reasumując w wybranym przez nas terminie wylotu po odwołaniu naszej wcześniejszej rezerwacji nie mieli juz miejsc w żadnym czterogwiazdkowym hotelu w miejscowości Santa Susanna. Zaproponowali nam w tym terminie hotel trzygwiazdkowy Caprici, który znajduje się obok kanału ściekowego i ma bardzo złe opinie (wystarczy poczytać: www.wakacje.pl/hotele/hiszpania/hotel-caprici-10685.html zakładka "Opinie o hotelu"). Jeżeli chodzi o hotel czterogwiazdkowy to mogli nam jedynie zaproponować hotel Caprici Verd za dopłatą (hmm..., a podobno mieliśmy gwarancję niezmienności ceny) i to w terminie o tydzień późniejszym. Zgodnie z zawartą umową domagaliśmy się zaoferowania hotelu czterogwiazdkowego w miejscowości Santa Susanna w wybranym przez nas terminie i w ustalonej w listopadzie 2008 cenie. Oczywiście Triada nie była w stanie podołać tym oczekiwaniom, poproszono nas o dodatkowy czas na kontakt z centralą, po czym kiedy zjawiliśmy się w biurze po dwóch dnia, po oczekiwaniu w kolejce 25 minut (1 klient, 3 pracowników biura, przy czym dwóch zajętych sobą i jeden obsługujący klienta) usłyszeliśmy, że nic dla nas nie mają. Zażądaliśmy natychmiastowego zwrotu wpłaconych pieniędzy, przy czym konieczne było dodatkowe wykłócanie, aby ten zwrot odbył się w gotówce na miejscu, a nie przelewem na konto. Po tym zdarzeniu odwiedziliśmy dwa inne biura podróży, w których usłyszeliśmy to normalne postępowanie dla Triady, idą na masówkę. Ciekawi jesteśmy czy to my wybraliśmy tak specyficzny hotel, że nam odwołano w nim rezerwację, czy też było to standardowe postępowanie ze wszystkimi turystami, którzy zaplanowali wylot do Hiszpanii z Gdańska. Temat: Popieram Wildsteina Nic ciekawego W przypadku Wildsteina rzeczywiście trudno zdfiniować w sposób jednoznaczny cel jaki mu przyświecał biorąc pod uwagę poniższy komentarz do listy: Lista Wildsteina budzi zainteresowanie i pytania. Próbujemy na niektóre odpowiedzieć. Sygnatura akt na liście jest zbudowania np. tak: IPN BU 001099/57 (nr fikcyjny). Litery to Instytut Pamięci Narodowej, Biuro Udostępniania. Ono przejęło akta PRL-owskich specsłużb. Dwa zera to informacje ściśle tajne. - Na ogół tak oznaczano akta tajnych współpracowników i kandydatów na TW - mówi nam dr Paweł Machcewicz, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN. Liczba po zerach do znaku "/" w powyższym przykładzie oznacza numer partii akt z protokołu przejęcia przez IPN dokumentów. Liczba po kresce oznacza numer tej teczki w spisie. Jednym zerem są oznaczone dokumenty tajne. - Tak oznaczano osoby pracujące na etacie w służbach. Jeśli sygnatura w ogóle nie ma początkowych zer, to oznacza, że dokumenty były uznawane przez te służby za jawne. Często takie oznaczenia mają akta etatowych pracowników - mówi Machcewicz. Dodaje, że tych zasad oznaczania zerami nie można uznawać za reguły absolutne. Różne przypadki ludzkie Człowiek nigdy nie był zatrzymywany przez SB, nie miał w domu rewizji, nie był przesłuchiwany, a mimo to znalazł się na liście. Dlaczego? Mogły się specsłużby nim interesować, bo np. planowały nakłonienie go do współpracy. Zrezygnowały, ale teczkę tej osobie założyły, a ta osoba nic o tym nie wiedziała. Jeśli ktoś podpisał zobowiązanie do współpracy, ale natychmiast powiedział o tym w swoim otoczeniu, wśród kolegów z pracy czy opozycji, i jeśli ta osoba nie współpracowała ze specsłużbami, lecz prowadziła działalność opozycyjną, to może być uznana za pokrzywdzonego. - Każda sprawa jest badana indywidualnie - dowiedzieliśmy się w IPN. Nie dostanie swojej teczki funkcjonariusz SB, nawet jeśli przeszedł do opozycji. Np. płk Adam Hodysz, b. oficer SB, który pracując w SB, w latach 70. zaczął współpracę z gdańską opozycją, nie będzie mógł zajrzeć do swojej teczki. Ewidencja - na wieki Nawet jeśli osoba z listy Wildsteina, czyli listy katalogowej używanej w IPN, zostanie uznana za pokrzywdzoną, to IPN nie wykreśla jej z tej listy. Bo to tylko przewodnik po zasobach archiwalnych, a nie lista agentów. Na liście więc zostaje się na wieki. Są na niej osoby, które IPN już dawno uznał za pokrzywdzone. Autentyzm list Wildsteina W internecie można znaleźć wiele kopii listy. Można ją też kupić na bazarach. Szef PSL Waldemar Pawlak proponował w środę, aby IPN autoryzował wersję listy i udostępnił ją na swojej stronie internetowej. Potwierdziłby tym samym jej autentyczność. Kolegium IPN się na to na razie nie zdecydowało, choć o tym w środę dyskutowało. Być może w przyszłym tygodniu jeszcze raz tę kwestię rozpatrzy. Zwłaszcza interesujące są te fragmenty: Ono przejęło akta PRL-owskich specsłużb. IPN BU 001099/57 Liczba po zerach do znaku "/" w powyższym przykładzie oznacza numer partii akt z protokołu przejęcia przez IPN dokumentów. Liczba po kresce oznacza numer tej teczki w spisie. Temat: Wildstein jest chory z nienawiści i długoNiePożyje Chore jest społeczeństwo W przypadku Wildsteina rzeczywiście trudno zdfiniować w sposób jednoznaczny cel jaki mu przyświecał biorąc pod uwagę poniższy komentarz do listy: Lista Wildsteina budzi zainteresowanie i pytania. Próbujemy na niektóre odpowiedzieć. Sygnatura akt na liście jest zbudowania np. tak: IPN BU 001099/57 (nr fikcyjny). Litery to Instytut Pamięci Narodowej, Biuro Udostępniania. Ono przejęło akta PRL-owskich specsłużb. Dwa zera to informacje ściśle tajne. - Na ogół tak oznaczano akta tajnych współpracowników i kandydatów na TW - mówi nam dr Paweł Machcewicz, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN. Liczba po zerach do znaku "/" w powyższym przykładzie oznacza numer partii akt z protokołu przejęcia przez IPN dokumentów. Liczba po kresce oznacza numer tej teczki w spisie. Jednym zerem są oznaczone dokumenty tajne. - Tak oznaczano osoby pracujące na etacie w służbach. Jeśli sygnatura w ogóle nie ma początkowych zer, to oznacza, że dokumenty były uznawane przez te służby za jawne. Często takie oznaczenia mają akta etatowych pracowników - mówi Machcewicz. Dodaje, że tych zasad oznaczania zerami nie można uznawać za reguły absolutne. Różne przypadki ludzkie Człowiek nigdy nie był zatrzymywany przez SB, nie miał w domu rewizji, nie był przesłuchiwany, a mimo to znalazł się na liście. Dlaczego? Mogły się specsłużby nim interesować, bo np. planowały nakłonienie go do współpracy. Zrezygnowały, ale teczkę tej osobie założyły, a ta osoba nic o tym nie wiedziała. Jeśli ktoś podpisał zobowiązanie do współpracy, ale natychmiast powiedział o tym w swoim otoczeniu, wśród kolegów z pracy czy opozycji, i jeśli ta osoba nie współpracowała ze specsłużbami, lecz prowadziła działalność opozycyjną, to może być uznana za pokrzywdzonego. - Każda sprawa jest badana indywidualnie - dowiedzieliśmy się w IPN. Nie dostanie swojej teczki funkcjonariusz SB, nawet jeśli przeszedł do opozycji. Np. płk Adam Hodysz, b. oficer SB, który pracując w SB, w latach 70. zaczął współpracę z gdańską opozycją, nie będzie mógł zajrzeć do swojej teczki. Ewidencja - na wieki Nawet jeśli osoba z listy Wildsteina, czyli listy katalogowej używanej w IPN, zostanie uznana za pokrzywdzoną, to IPN nie wykreśla jej z tej listy. Bo to tylko przewodnik po zasobach archiwalnych, a nie lista agentów. Na liście więc zostaje się na wieki. Są na niej osoby, które IPN już dawno uznał za pokrzywdzone. Autentyzm list Wildsteina W internecie można znaleźć wiele kopii listy. Można ją też kupić na bazarach. Szef PSL Waldemar Pawlak proponował w środę, aby IPN autoryzował wersję listy i udostępnił ją na swojej stronie internetowej. Potwierdziłby tym samym jej autentyczność. Kolegium IPN się na to na razie nie zdecydowało, choć o tym w środę dyskutowało. Być może w przyszłym tygodniu jeszcze raz tę kwestię rozpatrzy. Zwłaszcza interesujące są te fragmenty: Ono przejęło akta PRL-owskich specsłużb. IPN BU 001099/57 Liczba po zerach do znaku "/" w powyższym przykładzie oznacza numer partii akt z protokołu przejęcia przez IPN dokumentów. Liczba po kresce oznacza numer tej teczki w spisie. Temat: Pielęgniarka, Pielęgniarz Pielęgniarka, Pielęgniarz Adecco Poland Sp. z o.o. należy do międzynarodowej korporacji Adecco S.A. - światowego lidera wśród firm doradztwa personalnego, który posiada 7000 placówek w 60 krajach. W Polsce działamy od 1994 roku. Swoją wiedzą i doświadczeniem służymy w ponad 50 lokalizacjach na terenie kraju. W 2007 roku pracę dzięki Adecco Poland znalazło ponad 34 000 osób. Adecco Poland Sp. z o.o. jest Agencją Pośrednictwa Pracy (numer wpisu do rejestru 364/1a oraz 364/1b), Agencją Doradztwa Personalnego (numer wpisu do rejestru 364/2) oraz Agencją Pracy Tymczasowej (numer wpisu do rejestru 364/3). Nr ref.: PP/Nor/09 Aktualnie dla norweskiego klienta prowadzimy stałą rekrutację na stanowisko: Pielęgniarka, Pielęgniarz OFERUJEMY: Stałe, legalne zatrudnienie na długoterminowych kontraktach w dużych miastach i mniejszych miejscowościach na terenie Norwegii Południowej, Stawka podstawowa 155 NOK brutto / godz.; zwiększenie stawki godzinowej po trzech, sześciu i dwunastu miesiącach pracy – za każdym razem o 10 NOK brutto / godz., Pomoc w załatwieniu formalności związanych z podjęciem pracy w Norwegii, uzyskaniem norweskiej autoryzacji i pozwoleniem na wykonywanie zawodu w Norwegii, Intensywny kurs języka norweskiego w Polsce i w Norwegii – w trakcie kursu zapewnione zakwaterowanie, wyżywienie, różnorodne materiały szkoleniowe (możliwość otrzymywania dodatkowego wynagrodzenia), możliwość kontynuacji nauki języka norweskiego podczas pracy w Norwegii, Po rozpoczęciu pracy w Norwegii szkolenia stanowiskowe oraz przygotowanie do pracy w szpitalach oraz ośrodkach medycznych na samodzielnym stanowisku, Pomoc w załatwieniu formalności związanych z uzyskaniem karty pobytu, znalezieniem mieszkania blisko miejsca pracy, a także przeniesieniem odziny do Norwegii, Zapewnienie wszelkich świadczeń socjalnych wynikających z zatrudnienia na norweskich warunkach, m.in. świadczenie rodzinne na każde dziecko do 18 roku życia (dziecko może mieszkać w Polsce), 100% płatnego chorobowego; ubezpieczenie zdrowotne i od nieszczęśliwych wypadków; płatny urlop 5 tygodni (premia urlopowa w wysokości 12% lub 10%rocznego wynagrodzenia brutto wypłacana w czerwcu kolejnego roku). WYMAGANIA: • chęć udziału w intensywnym kursie języka norweskiego, • chęć wyjazdu za granicę na dłuższy okres czasu, • pielęgniarskie wykształcenie wyższe oraz doświadczenie na samodzielnym stanowisku, lub • pielęgniarskie wykształcenie średnie oraz długoletni staż pracy w zawodzie. SKŁADANIE APLIKACJI: Zainteresowane osoby prosimy o przesyłanie aplikacji zawierającej CV w języku polskim i angielskim z podaniem numeru referencyjnego PP/Nor/09 do Konsultantów Adecco Poland wyspecjalizowanych w Rekrutacjach Medycznych. Dodatkowe informacje o ofercie można uzyskać poprzez kontakt telefoniczny. Wykorzystując swoją wiedzę z poprzednich rekrutacji, Konsultanci chętnie odpowiedzą na wszystkie Państwa pytania. Konsultanci: Gdańsk : natalia.rynko@adecco.com Tel. 058 524 05 29 Oferujemy możliwość odbycia rozmowy kwalifikacyjnej w jednym z 50. biur Adecco Poland na terenie całego kraju. Finalna rozmowa kwalifikacyjna z pracodawcą: Kraków lub Warszawa, termin rozmowy: koniec stycznia / początek lutego. Informacja dotyczy oferty pracy tymczasowej za granicą. Adecco jest agencją pracy tymczasowej. Numery wpisu do rejestru agencji: 364/1b (agencja pośrednictwa pracy w zakresie pośrednictwa do pracy za granicą u pracodawców zagranicznych), 364/2 (agencja doradztwa personalnego), 364/3 (agencja pracy tymczasowej). Dziękujemy za nadesłane zgłoszenia, jednocześnie informujemy, że skontaktujemy się tylko z wybranymi kandydatami. Na CV prosimy o dopisanie następującej klauzuli: Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych zawartych w mojej ofercie pracy dla potrzeb niezbędnych do realizacji rekrutacji /zgodnie z Ustawą z dn. 29.08.97.r. o Ochronie Danych Osobowych Dz. Ust. nr 133 poz. 883/ Temat: Farmaceuta Farmaceuta Adecco Poland Sp. z o.o. należy do międzynarodowej korporacji Adecco S.A. - światowego lidera wśród firm doradztwa personalnego, który posiada 7000 placówek w 60 krajach. W Polsce działamy od 1994 roku. Swoją wiedzą i doświadczeniem służymy w ponad 50 lokalizacjach na terenie kraju. W 2007 roku pracę dzięki Adecco Poland znalazło ponad 34 000 osób. Adecco Poland Sp. z o.o. jest Agencją Pośrednictwa Pracy (numer wpisu do rejestru 364/1a oraz 364/1b), Agencją Doradztwa Personalnego (numer wpisu do rejestru 364/2) oraz Agencją Pracy Tymczasowej (numer wpisu do rejestru 364/3). Aktualnie dla norweskiego klienta - jednej z największych norweskich sieci aptek - prowadzimy rekrutację na stanowisko: Farmaceuta Nr ref.: F/Nor/09 OFERUJEMY: Stałe, legalne zatrudnienie na długoterminowych kontraktach w dużych miastach i mniejszych miejscowościach na terenie Norwegii, Atrakcyjne wynagrodzenie, Pomoc w załatwieniu formalności związanych z uzyskaniem norweskiej autoryzacji i pozwoleniem na wykonywanie zawodu w Norwegii, Intensywny kurs języka norweskiego – w trakcie kursu zapewnione zakwaterowanie, wyżywienie, różnorodne materiały szkoleniowe (możliwość otrzymywania dodatkowego wynagrodzenia), możliwość kontynuacji nauki języka norweskiego podczas pracy w Norwegii, Po rozpoczęciu pracy w Norwegii szkolenia stanowiskowe oraz przygotowanie do pracy w szpitalach oraz ośrodkach medycznych na samodzielnym stanowisku, Pomoc w załatwieniu formalności związanych z uzyskaniem karty pobytu, znalezieniem mieszkania blisko miejsca pracy, a także przeniesieniem rodziny do Norwegii, Zapewnienie wszelkich świadczeń socjalnych wynikających z zatrudnienia na norweskich warunkach, m.in. świadczenie rodzinne na każde dziecko do 18 roku życia (dziecko może mieszkać w Polsce), 100% płatnego chorobowego; ubezpieczenie zdrowotne i od nieszczęśliwych wypadków; płatny urlop 5 tygodni (premia urlopowa w wysokości 12% lub 10%rocznego wynagrodzenia brutto wypłacana w czerwcu kolejnego roku). WYMAGANIA: • wykształcenie wyższe z zakresu farmacji, • doświadczenie na samodzielnym stanowisku, • chęć udziału w intensywnym kursie języka norweskiego oraz wyjazdu za granicę na dłuższy okres czasu. SKŁADANIE APLIKACJI: Zainteresowane osoby prosimy o przesyłanie aplikacji zawierającej CV w języku polskim i angielskim z podaniem numeru referencyjnego PP/Nor/09 do Konsultantów Adecco Poland wyspecjalizowanych w Rekrutacjach Medycznych. Dodatkowe informacje o ofercie można uzyskać poprzez kontakt telefoniczny. Gdańsk : natalia.rynko@adecco.com Tel. 058 524 05 29 Oferujemy możliwość odbycia rozmowy kwalifikacyjnej w jednym z 50. biur Adecco Poland na terenie całego kraju. Finalna rozmowa kwalifikacyjna z pracodawcą: Kraków lub Warszawa. Informacja dotyczy oferty pracy tymczasowej za granicą. Adecco jest agencją pracy tymczasowej. Numery wpisu do rejestru agencji: 364/1b (agencja pośrednictwa pracy w zakresie pośrednictwa do pracy za granicą u pracodawców zagranicznych), 364/2 (agencja doradztwa personalnego), 364/3 (agencja pracy tymczasowej). Dziękujemy za nadesłane zgłoszenia, jednocześnie informujemy, że skontaktujemy się tylko z wybranymi kandydatami. Na CV prosimy o dopisanie następującej klauzuli: Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych zawartych w mojej ofercie pracy dla potrzeb niezbędnych do realizacji rekrutacji /zgodnie z Ustawą z dn. 29.08.97.r. o Ochronie Danych Osobowych Dz. Ust. nr 133 poz. 883/ Temat: Co sądzisz o bydgoszczu? Faktycznie- po co Bydgoszczy uniwerek? Lepiej by bylo zrobic kilka politechnik. Sam jestem po Polibudzie Gdanskiej i nie zaluje, a teraz koncze uniwerek za granica. Zalaczam artykul z dzisiejszego wydania "Pomorskiej" o perspektywach absolwentow UMK. Powiększa się rzesza bezrobotnych absolwentów UMK Magister? Do Neapolu... Największe szanse na pracę w Toruniu mają absolwenci kierunków technicznych, np. z bydgoskiej ATR. UMK coraz częściej opuszczają bezrobotni i nawet dyplom Wydziału Nauk Ekonomicznych, potwierdzona znajomość dwóch języków i różne certyfikaty nie dają już gwarancji zatrudnienia. Na kilka godzin zamieniam się w świeżo upieczoną absolwentkę ekonomii: posiadam First Certificate z angielskiego, uczę się niemieckiego, byłam na zagranicznych praktykach w Wielkiej Brytanii i... szukam pracy w Toruniu. Spośród kilkudziesięciu ofert w gazetach wybieram te, które mogłyby być jakąś szansą. Nie ma ich wiele - większość to propozycje dla absolwentów szkół zawodowych, murarzy, sprzedawców, wykwalifikowanych mechaników. Najbliżej w Neapolu? Wybieram numer pod hasłem "Legalna praca zagranicą". Może jakieś biuro, albo przedsiębiorstwo? - Rozsyłam katalogi z ofertami z Niemiec, Danii, Holandii, koszt 25 złotych - słyszę w słuchawce. Ktoś inny proponuje pracę w Neapolu. - Może nie jest to ambitna praca, ale na pilnowaniu domu czy dziecka można nieźle zarobić. Za pośrednictwo biorę 200 złotych, w Neapolu trzeba zapłacić jeszcze 150 euro - tłumaczy mężczyzna z ogłoszenia. Znajduję coś dla absolwentów i studentów 5 roku: toruński teatr lalki "Vaśka" chce zatrudnić w zawodzie aktora lalkarza. Wymagana jest dobra dykcja, silny głos, umiejętności wokalne i miła prezencja. Certyfikatów i języków obcy w teatrze nie wymagają. Trafiam jeszcze na ofertę wydawnictwa. Niestety, oprócz wymaganego wyższego wykształcenia potrzebny jest własny samochód, którego nie posiadam. Brak auta eliminuje mnie z kilku innych miejsc. Nie jestem odosobniona. Inna absolwentka Wydziału Nauk Ekonomicznych UMK pracuje w obuwniczym przy ulicy Szerokiej. Cieszy się, bo pracę znalazła po czterech miesiącach kolędowania. Coraz gorzej Temat bezrobotnych absolwentów UMK nie jest obcy w Biurze Karier toruńskiej uczelni. - Pracujemy w tej jednostce, która w swoim założeniu ma pomagać absolwentom w poszukiwaniu zatrudnienia i swobodnym poruszaniu się na rynku pracy - mówi Przemysław Pawlak, kierownik Biura Zawodowej Promocji Studentów i Absolwentów, czyli Biura Karier. Choć liczba korzystających z pomocy Biura prawie się nie zmienia, znacznym wahaniom ulega liczba ofert pracy trafiających do BK. - Podczas gdy w pierwszym półroczu 2001 roku ich ilość wzrosła, w ostatnim półroczu minionego roku znacznie zmalała - dodaje Pawlak. Szansa dla inżynierów, dla teologów - raczej nie Bożena Rudnicka z Powiatowego Urzędu Pracy dla miasta Torunia twierdzi: - Toruńskie uczelnie produkują coraz większą rzeszę bezrobotnych. Nawet marketing i zarządzanie nie daje gwarancji na znalezienie pracy. Nie mówiąc o innych kierunkach. Tymczasem na UMK uruchomiono Wydział Teologiczny, który wypuści wypuści kolejne osoby bez szans na zatrudnienie. Według danych PUP liczba zarejestrowanych bezrobotnych z wyższym wykształceniem zwiększa się z miesiąca na miesiąc. - Szanse w toruńskich firmach mają jeszcze absolwenci uczelni technicznych jak ATR w Bydgoszczy. Dla inżyniera zawsze coś się znajdzie - dodaje Rudnicka. Dyplom uniwersytetu przestał być przepustką do dobrej pracy, a uczelnie nie są już salonami sprzedaży wiedzy z gwarancją. Porzekadło o kowalu, który kuje własny los sprawdza się tu jak nigdzie. Ale Neapol to piękne miasto... Temat: wspomnienia "ekstremistów" z Warmi i Mazur Tym, którzy nie zapomnieli słowa „Solidarność” Żródło: - „SOLIDARNOŚĆ OLSZTYŃSKA W STANIE WOJENNYM I W LATACH NASTĘPNYCH 1981 – 1989” - ZENON ZŁAKOWSKI– WYD. STOWARZYSZENIE „PRO PATRIA” W OLSZTYNIE, WARMIŃSKIE WYDAWNICTWO DIECEZJALNE (OLSZTYN 2001). (motto i śródtytuły – tamże) „ Uratowała mnie modlitwa..."- Marek Żyliński „Pod koniec listopada 1981 roku, decyzją Zarządu Regionu Warmińsko- Mazurskiego (był wakat w Prezydium) zostałem wybrany na sekretarza Zarządu Regionu WM NSZZ „Solidarność". 3 grudnia macierzysta Komisja Zakładowa Kętrzyńskiego Przedsiębiorstwa Mechanizacji Rolnictwa w Biedaszkach koło Kętrzyna wyraziła zgodę na oddelegowanie mnie do pracy w Prezydium Zarządu Regionu. Stan wojenny zastał mnie więc jako urzędującego sekretarza. W Olsztynie z zapałem wziąłem się do roboty. W tym też czasie miała początek sprawa, która mi, Andrzejowi Boberowi oraz paru innym osobom przysporzyła dużo kłopotów. Chodzi o pieniądze związkowe, przeniesione do ks. Żołnierkiewicza decyzją Prezydium Zarządu Regionu. Decyzja zapadła w gronie członków Prezydium i protokólantki, ale gdy uzgadnialiśmy, co zrobimy z tą kwotą, byliśmy już sami. Po wybuchu stanu wojennego kilkakrotnie wzywano mnie na zeznania w tej sprawie. Później wiem, że Andrzej Bober miał sprawę o defraudację miliona złotych. W stanie wojennym zupełnie przypadkowo trafiłem do Boberów i wtedy jego matka i bracia bardzo mnie prosili, żebym złożył oświadczenie, że to nie Andrzej i ktoś tam jeszcze, ale Prezydium zadecydowało o pobraniu pieniędzy. Złożyłem takie oświadczenie. Potem wzywano mnie kilkakrotnie jako świadka i wydaje mi się, że m.in. moje zeznania pomogły i Bobera z tego artykułu nie mogli oskarżyć. To posiedzenie w sprawie pieniędzy było chyba jednym z ostatnich posiedzeń Prezydium Zarządu Regionu. W tym czasie poszczególni członkowie Prezydium mieli całonocne dyżury w celu utrzymania kontaktu z głównymi komisjami zakładowymi i z krajem. Coś „wisiało" w powietrzu. Spodziewano się powtórzenia historii bydgoskiej, ale chyba nikt nie zakładał, że może nastąpić to, co nastąpiło. Głównym jednak celem dyżurów było zbieranie informacji z regionu i przesyłanie ich do Stoczni Gdańskiej, bo tam trwały obrady Komisji Krajowej. Tego wieczoru, 12 grudnia, w biurze Zarządu byli również przedstawiciele komisji zakładowych spoza Olsztyna. Niektórzy nie mieli już możliwości powrotu do domów. Szukaliśmy noclegu w olsztyńskich hotelach. Wszędzie otrzymywaliśmy odpowiedzi, że nie ma miejsc. Albo rzeczywiście nie było, albo była już instrukcja, że nie wolno rezerwować. W związku z tym siedzieliśmy w Regionie. Podczas tego dyżuru otrzymaliśmy ze Szczytna bardzo szczegółową informację, ile samochodów, z jakimi numerami rejestracyjnymi i z iloma milicjantami wyjechało ze Szczytna i w jakim kierunku. Była to cała kolumna. Informację tę natychmiast przesłaliśmy do Biura Informacyjno-Prasowego „Solidarności" Stoczni Gdańskiej. Otrzymaliśmy jeszcze zwrotne zapytanie, czy to jest prawda i skąd mamy tak szczegółową informację. A to był wysiłek kolegów ze Szczytna, którzy mieli wystawione swoje czujki i notowali cały ten ruch jednostek milicyjnych i wojskowych w kierunku Gdańska. I później oni, podobnie jak ja, mieliśmy kłopoty, bo próbowano nas podciągnąć pod artykuł o naruszenie tajemnicy państwowej. Temat: Cenckiewicz rzuca ochlap (sluzbowo) mieszkanie na Zaspie a podejrzliwy historyk... Czy ten Cenckiewicz nie umie się internetem posługiwać? Wczorajszy gość Olejnik czyli pani Krzywonos (rewelacyjna babka:)) załatwiła Wałęsie mieszkanie, bo ... polecam lekturę (całego artykułu zresztą)... 209.85.135.104/search?q=cache:1B_Jzmqfu0YJ:www2.tygodnik.com.pl/tp/2822/kraj02.php+wa%C5%82%C4%99sa,+mieszkanie+na+zaspie&hl=pl&ct=clnk&cd=8&gl=pl "Co pomoże tramwajarka? Jagielski kilkakrotnie jeździł z Gdańska do Warszawy na konsultacje. Podczas jednego z takich kryzysów w negocjacjach Wałęsa pod bramą numer dwa miał powiedzieć strajkującym: "Możemy tu siedzieć nawet lata, a nie popuścimy". Był twardy także dzięki takim ludziom jak Henryka Krzywonos. Fotoreporter obecny w stoczni utrwalił scenę, kiedy Henryka Krzywonos (ubrana w szary, zgrzebny mundurek) spiera się z Wałęsą. Może chodziło o członków KOR, którzy już w czasie strajku dostali sankcje prokuratorskie (wiadomość o tym przywiozła do stoczni Grażyna Kuroń, żona Jacka). Z tego powodu strajk przedłużył się jeszcze o dwa dni, aż Mieczysław Jagielski zagwarantował, że wszyscy aresztowani zostaną zwolnieni w poniedziałek 1 września do godziny 12. 31 sierpnia o godzinie 16.40 - 15 dni po tym, jak Henryka Krzywonos zatrzymała swój tramwaj - kilka tysięcy ludzi zgromadzonych przed stocznią usłyszało komunikat o podpisaniu porozumienia. Nazwisko Krzywonos znalazło się wśród sygnatariuszy Porozumień Sierpniowych. W alfabetycznej kolejności było na miejscu dziesiątym: między Zdzisławem Kobylińskim i Stefanem Lewandowskim. Zachodnie stacje telewizyjne filmowały Wałęsę wynoszonego ze stoczni na rękach robotników. Henryka wyszła ze stoczni jako ostatnia. Filmowali ją, kiedy wyjeżdżała ze swojej zajezdni tramwajem numer 15 obwieszonym proporczykami i tablicami "21 razy TAK" (tyle postulatów mieli strajkujący). Te proporczyki wykorzystał później Andrzej Wajda w "Człowieku z żelaza". O czym myślała, jadąc raz jeszcze do pętli, filmowana przez ekipę Wajdy, ta sama i nie ta sama zarazem? - Chyba o tym - zastanawia się - żeby zrobić to wszystko prawidłowo, tak, jak mnie proszono. Żeby dobrze przełożyć każdą zwrotnicę, żeby im dobrze wyszły te zdjęcia. Tramwajarka z "piętnastki" z dnia na dzień znalazła się na szczytach. Jeździła na negocjacje do Warszawy, dostała własny pokój z biurkiem w gdańskim Hotelu Morskim, gdzie mieściły się związkowe biura. Jako przewodnicząca komisji interwencji załatwiła u prezydenta miasta 46 mieszkań dla potrzebujących - w tym to połączone z dwóch na gdańskiej Zaspie dla rodziny Wałęsy, teraz przewodniczącego związku. Dla siebie nie załatwiła żadnego. 13 grudnia, kiedy kolegów Henryki wyciągano z domów, do jej drzwi nikt nie zapukał. Wydawało się, że o tramwajarce z "piętnastki" zapomnieli nawet generałowie." Temat: Popieram Wildsteina Popierasz Wildsteina ale czy lustrację?link IPN Gość portalu: młody gniewny napisał(a): > popieram Wildsteina, gdyby nie ujawnił tej listy musielibyśmy czekać kolejne > lata na odtajnienie akt...może w końcu uda się zamknąć ten rozdział Znaczy się,że zachowujesz się jak Żakowski w stosunku do prof.Staniszkis. Bo przed IPN jak do tej pory stoją kolejki tych co chcą uzyskać świadectwo moralności czy czystości gdyż znaleźli się na tzw.liście Wildsteina.Ludzie podobnie jak Żakowski na liście ich znaleźli i żądają wyjaśnień .Co poniektórym nawet tych wyjaśnień nie trzeba bo wiedzą swoje.Pomawiający dupska do IPN nie ruszą aby sprawdzić,czy rzeczywiście ludzie z listy na nich donosili,natomiast napiętnowani czują się w obowiązku aby oczyścić swoje dobre imię. Niby taki drobny niuansik a ile szumu potrafi wywołać w przypadku znanej osoby a jak śmiesznym wydać się może i niegodnym uwagi w przypadku szarych osób. Tak że jednym wystarczy lista z internetu a drudzy muszą się martwić co w IPN-owskich aktach się uchowało i jak to jeszcze wszystkim z którymi mieli kontakt obwieścić,a nie daj Boże jak się komuś źle wiodło to i w takie świadectwo gotów nie uwierzyć jeno w zdradziecką działalność. Gdybym miał ustawę lustracyjną podobną do niemieckiej to nie kolejki po świadectwa czystości czy moralności stać winny ale tych co donosicili ze swoich teczek poznać by chcieli a nie na podstawie listy wątpliwego pochodzenia i prowadzenia. Wszak do niej taki komentarz dano: em 04-02-2005, ostatnia aktualizacja 03-02-2005 20:12 czytaj dalej » r e k l a m a Lista Wildsteina budzi zainteresowanie i pytania. Próbujemy na niektóre odpowiedzieć. Sygnatura akt na liście jest zbudowania np. tak: IPN BU 001099/57 (nr fikcyjny). Litery to Instytut Pamięci Narodowej, Biuro Udostępniania. Ono przejęło akta PRL-owskich specsłużb. Dwa zera to informacje ściśle tajne. - Na ogół tak oznaczano akta tajnych współpracowników i kandydatów na TW - mówi nam dr Paweł Machcewicz, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN. Liczba po zerach do znaku "/" w powyższym przykładzie oznacza numer partii akt z protokołu przejęcia przez IPN dokumentów. Liczba po kresce oznacza numer tej teczki w spisie. Jednym zerem są oznaczone dokumenty tajne. - Tak oznaczano osoby pracujące na etacie w służbach. Jeśli sygnatura w ogóle nie ma początkowych zer, to oznacza, że dokumenty były uznawane przez te służby za jawne. Często takie oznaczenia mają akta etatowych pracowników - mówi Machcewicz. Dodaje, że tych zasad oznaczania zerami nie można uznawać za reguły absolutne. Różne przypadki ludzkie Człowiek nigdy nie był zatrzymywany przez SB, nie miał w domu rewizji, nie był przesłuchiwany, a mimo to znalazł się na liście. Dlaczego? Mogły się specsłużby nim interesować, bo np. planowały nakłonienie go do współpracy. Zrezygnowały, ale teczkę tej osobie założyły, a ta osoba nic o tym nie wiedziała. Jeśli ktoś podpisał zobowiązanie do współpracy, ale natychmiast powiedział o tym w swoim otoczeniu, wśród kolegów z pracy czy opozycji, i jeśli ta osoba nie współpracowała ze specsłużbami, lecz prowadziła działalność opozycyjną, to może być uznana za pokrzywdzonego. - Każda sprawa jest badana indywidualnie - dowiedzieliśmy się w IPN. Nie dostanie swojej teczki funkcjonariusz SB, nawet jeśli przeszedł do opozycji. Np. płk Adam Hodysz, b. oficer SB, który pracując w SB, w latach 70. zaczął współpracę z gdańską opozycją, nie będzie mógł zajrzeć do swojej teczki. Ewidencja - na wieki Nawet jeśli osoba z listy Wildsteina, czyli listy katalogowej używanej w IPN, zostanie uznana za pokrzywdzoną, to IPN nie wykreśla jej z tej listy. Bo to tylko przewodnik po zasobach archiwalnych, a nie lista agentów. Na liście więc zostaje się na wieki. Są na niej osoby, które IPN już dawno uznał za pokrzywdzone. Autentyzm list Wildsteina W internecie można znaleźć wiele kopii listy. Można ją też kupić na bazarach. Szef PSL Waldemar Pawlak proponował w środę, aby IPN autoryzował wersję listy i udostępnił ją na swojej stronie internetowej. Potwierdziłby tym samym jej autentyczność. Kolegium IPN się na to na razie nie zdecydowało, choć o tym w środę dyskutowało. Być może w przyszłym tygodniu jeszcze raz tę kwestię rozpatrzy. Oto link do IPN (mam nadzieję,że będzie działał) www.ipn.gov.pl/ Ps Miałem nie pisać na ten temat bo już to nudne,ale widzę,że nadal nie na temat. Temat: Nastały ciężkie czasy Nastały ciężkie czasy Dzisiejsza Gazeta Morska: Na zbyt szybkich kierowców "polują" już nie tylko policjanci. Coraz częściej z fotoradarów korzystają służby samorządowe pomorskich gmin. Gmina Człuchów wydała na fotoradar 200 tys. zł. Koszt zakupu zwrócił się w ciągu kilku miesięcy. - W niektóre weekendy fotoradar rejestrował nawet dwa tysiące wykroczeń - mówi człuchowski wójt Adam Marciniak. - Rekordy prędkości bili przede wszystkim turyści na warszawskich numerach. Nierzadko wysyłamy mandaty opiewające na 500 złotych. Najważniejsze dla nas jest jednak to, że poprawiło się bezpieczeństwo na drogach. Kierowcy zaczęli jeździć uważnie. W tym roku nie było u nas ani jednego wypadku śmiertelnego spowodowanego szybkością, a w zeszłym - co tydzień coś się działo. Prócz Człuchowa fotoradary ma samorząd w Malborku, Starej Kiszewie, Potęgowie, Pruszczu Gdańskim. Każdy obrabia co tydzień setki, a nawet tysiące zdjęć samochodów łamiących ograniczenie prędkości. Sąsiednie gminy zgłaszają się już z prośbą o współpracę. Fotoradar ze Starej Kiszewy jeździ czasem na gościnne występy do gminy Dziemiany, a wkrótce zacznie odwiedzać gminę Brusy. Podobną umowę o współpracy z sąsiadami ma nawiązać wkrótce Człuchów. - Jest coraz bezpieczniej - potwierdza Józef Czapiewski, wójt Starej Kiszewy. "Rekordzista" przejeżdżał przez Starą Kiszewę z prędkością 133 km/h - tam, gdzie obowiązywało ograniczenie do "pięćdziesiątki". Dostał oczywiście mandat na 500 zł. W Pruszczu Gdańskim i Malborku samorządy kupiły nie tylko fotoradary, ale też słupy ze statywami, w których fotoradar może być umieszczany. Stoją na drogach wlotowych do miasta. Poprzedzają je tabliczki uprzedzające o kontroli szybkości. Efekt jest taki, że kierowcy nie wiedzą, czy zostanie im zrobione zdjęcie, i na wszelki wypadek wolą zwolnić. Tymczasem fotoradar może pracować gdzie indziej, ustawiony na trójnogu w dowolnym miejscu. - Nie wszystkie gminy korzystają z fotoradarów w optymalny sposób - mówi Janusz Staniszewski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. - Chodzi przede wszystkim o oddziaływanie prewencyjne, tak aby kierowca wiedział, że znajduje się na obszarze poddawanym kontroli prędkości. Pod tym względem wzorcowo działają Malbork i Pruszcz Gdański. Są też jednak gminy, które zamiast zniechęcać kierowców do zbyt szybkiej jazdy, po prostu polują na nich. W Starej Kiszewie fotoradar był schowany pod jakimiś gałęziami i papą. - Fotografujemy znienacka, ale na granicach gminy są tabliczki ostrzegające przed fotoradarem - wyjaśnia wójt Czapiewski ze Starej Kiszewy. - A my żadnych tabliczek nie stawiamy - przyznaje wójt Marciniak z Człuchowa. - Po co? Może mielibyśmy jeszcze wskazywać, gdzie nasz fotoradar stoi? Pozdrawiam Temat: Zróbmy PISOWI niespodziankę!!! Zrobiliści PIS owi niespodziankę dzięki której wygra wybory. OTO ONA Kto był "macherem numer jeden" Posłanka Beata Sawicka, mówiąc o prywatyzacji szpitali, powoływała się na znajomość z posłanką PO Ewą Kopacz, szefową sejmowej komisji zdrowia - dowiedział się serwis tvn24.pl. Takie same informacje podaje "Rzeczpospolita". Zdaniem "Faktu", ujawnienie nazwiska "pierwszego machera", a więc parlamentarzysty, który pomagał załatwić łapówkę dla Beaty Sawickiej moze być prawdziwą katastrofą dla Platformy. Już teraz mówi się, że to polityk z najwyższej półki i bliski współpracownik Donalda Tuska. W jednej z rozmów z oficerem CBA, posłanka mówiła "biznes na służbie zdrowia będzie robiony", "jest nas troje, którzy tworzą prawo", "będziemy przekształcać szpitale w spółki prawa handlowego". Potem dodała: "od tego typu spraw będzie pierwszy macher, frontmenka, partnerka z mojej grupy, a dzisiejsza" – tu CBA wyciszyło słowa posłanki, a w stenogramie je wycięło. Jak dowiedział się serwis tvn24.pl są to słowa "szefowa komisji zdrowia". Z tego wynika, że "macherką numer jeden" jest przewodnicząca tej komisji - Ewa Kopacz z PO. - Nie mam żadnego wpływu na to, kto się powołuje na moje nazwisko. Pani Sawicka wycięła nam podobny numer, jaki ministrowi Ziobrze wyciął Janusz Kaczmarek. Nie mieliśmy na to żadnego wpływu - powiedziała "Rzeczpospolitej" Kopacz. Wczoraj na konferencji prasowej Kopacz podkreśliła, że Sawicka nie jest autorką ani jednego rozdziału w programie PO, a jeśli wypowiadała się na temat służby zdrowia, to był to "indywidualny program, który sobie tworzyła w swojej głowie". *** W dniu zatrzymania z Sawicką rozmawiał reporter TVN Jarosław Kostkowski. - Przeprosiła mnie, że nie może rozmawiać, bo jest w tej chwili - jak się wyraziła - "u Wałęsów". Prosiła o telefon za godzinę - powiedział Kostkowski. Te informacje potwierdził tvn24.pl Jarosław Wałęsa. Przyznał, że tego dnia jadł z Sawicką obiad na gdańskiej Starówce. - Zadzwoniła, powiedziała, że jest w mieście. Wydawało mi się naturalne, żeby zaprosić ją na obiad - mówił J. Wałęsa. Dodał, że Sawicka nie jest bliską znajomą jego, ani jego rodziny, a jedynie koleżanką z Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej. - Rozmawialiśmy o listach, o wyborach, o wszystkim, ale nie o Helu - powiedział syn byłego prezydenta. Jak podaje tvn24.pl, posłanka, korzystając z przysługującego jej prawa do powiadomienia jakiejś osoby o swoim zatrzymaniu, miała też wskazać klubowych kolegów – Julię Piterę i Grzegorza Schetynę. *** Wczoraj na konferencji prasowej szef CBA Mariusz Kamiński ujawnił nagrania operacyjne mające być dowodem na korupcję posłanki Sawickiej. W jednym z podsłuchanych telefonów Sawicka rozmawia - jak powiedział Kamiński - z "kolegą z parlamentu", którego głos jest zmodulowany. Nie ujawnił, o kogo chodzi, nie odpowiedział też, czy CBA ma zarzut przeciwko tej osobie. Jeszcze w trakcie konferencji tygodnik "Wprost" podał, że tym parlamentarzystą jest Marek Biernacki, pomorski poseł PO. On sam potwierdza jedynie, że pomógł Sawickiej skontaktować się z burmistrzem Helu i nie widzi w tym nic złego. - To nie był poseł Biernacki - oświadczył Kamiński. Potem "Wprost" podał, że rozmówcą Sawickiej był poseł PO z Częstochowy Wojciech Picheta. On sam w rozmowie z TVN24 przyznał, że zna Sawicką i wielokrotnie rozmawiał z nią przez telefon. Nie wykluczył też, że to on został nagrany przez CBA, ale jak dodał treść tych rozmów była dla niego samego zaskakująca, bowiem Sawicka oczekiwała od niego "znajomości, których nie miał". - Były jakieś rozmowy (o inwestycji na Helu), ale ja potraktowałem je jako science fiction - powiedział Picheta. W innym nagraniu Sawicka mówiła oficerowi CBA: "jest nas troje, którzy tworzą prawo", "będziemy przekształcać szpitale w spółki prawa handlowego". Dodała także, że przy wejściu nowego prawa umożliwiającego taką prywatyzację, "ci będą mieli fart, którzy pierwsi będą wiedzieć". - Biznes na służbie zdrowia będzie robiony - mówiła w tej rozmowie sugerując, że wręczający łapówkę "biznesmeni" mogą się zainteresować także tym, nie tylko nieruchomościami. *** Sawicka (niezrzeszona, wcześniej PO) została zatrzymana 1 października na przyjmowaniu łapówki od podstawionych funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego za "ustawienie" przetargu na zakup 2-hektarowej działki na Helu. Wraz z nią "wpadł" burmistrz Helu Mirosław W., którego trzy dni później sąd aresztował na trzy miesiące pod zarzutem korupcji. Następnego dnia pod naciskiem kierownictwa Platformy Obywatelskiej, Sawicka, którą na razie chroni immunitet, zrezygnowała z kandydowania w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Temat: kupujcie fotoradary ! fotoradary na Pomorzu - "złotą żyłą" "Na zbyt szybkich kierowców "polują" już nie tylko policjanci. Coraz częściej z fotoradarów korzystają służby samorządowe pomorskich gmin. Gmina Człuchów wydała na fotoradar 200 tys. zł. Koszt zakupu zwrócił się w ciągu kilku miesięcy. - W niektóre weekendy fotoradar rejestrował nawet dwa tysiące wykroczeń - mówi człuchowski wójt Adam Marciniak. - Rekordy prędkości bili przede wszystkim turyści na warszawskich numerach. Nierzadko wysyłamy mandaty opiewające na 500 złotych. Najważniejsze dla nas jest jednak to, że poprawiło się bezpieczeństwo na drogach. Kierowcy zaczęli jeździć uważnie. W tym roku nie było u nas ani jednego wypadku śmiertelnego spowodowanego szybkością, a w zeszłym - co tydzień coś się działo. Prócz Człuchowa fotoradary ma samorząd w Malborku, Starej Kiszewie, Potęgowie, Pruszczu Gdańskim. Każdy obrabia co tydzień setki, a nawet tysiące zdjęć samochodów łamiących ograniczenie prędkości. Sąsiednie gminy zgłaszają się już z prośbą o współpracę. Fotoradar ze Starej Kiszewy jeździ czasem na gościnne występy do gminy Dziemiany, a wkrótce zacznie odwiedzać gminę Brusy. Podobną umowę o współpracy z sąsiadami ma nawiązać wkrótce Człuchów. - Jest coraz bezpieczniej - potwierdza Józef Czapiewski, wójt Starej Kiszewy. "Rekordzista" przejeżdżał przez Starą Kiszewę z prędkością 133 km/h - tam, gdzie obowiązywało ograniczenie do "pięćdziesiątki". Dostał oczywiście mandat na 500 zł. W Pruszczu Gdańskim i Malborku samorządy kupiły nie tylko fotoradary, ale też słupy ze statywami, w których fotoradar może być umieszczany. Stoją na drogach wlotowych do miasta. Poprzedzają je tabliczki uprzedzające o kontroli szybkości. Efekt jest taki, że kierowcy nie wiedzą, czy zostanie im zrobione zdjęcie, i na wszelki wypadek wolą zwolnić. Tymczasem fotoradar może pracować gdzie indziej, ustawiony na trójnogu w dowolnym miejscu. - Nie wszystkie gminy korzystają z fotoradarów w optymalny sposób - mówi Janusz Staniszewski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. - Chodzi przede wszystkim o oddziaływanie prewencyjne, tak aby kierowca wiedział, że znajduje się na obszarze poddawanym kontroli prędkości. Pod tym względem wzorcowo działają Malbork i Pruszcz Gdański. Są też jednak gminy, które zamiast zniechęcać kierowców do zbyt szybkiej jazdy, po prostu polują na nich. W Starej Kiszewie fotoradar był schowany pod jakimiś gałęziami i papą. - Fotografujemy znienacka, ale na granicach gminy są tabliczki ostrzegające przed fotoradarem - wyjaśnia wójt Czapiewski ze Starej Kiszewy. - A my żadnych tabliczek nie stawiamy - przyznaje wójt Marciniak z Człuchowa. - Po co? Może mielibyśmy jeszcze wskazywać, gdzie nasz fotoradar stoi?" miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,2888181.html Temat: Zakończyła się debata liderów list wyborczych Kto był "macherem numer jeden" Posłanka Beata Sawicka, mówiąc o prywatyzacji szpitali, powoływała się na znajomość z posłanką PO Ewą Kopacz, szefową sejmowej komisji zdrowia - dowiedział się serwis tvn24.pl. Takie same informacje podaje "Rzeczpospolita". Zdaniem "Faktu", ujawnienie nazwiska "pierwszego machera", a więc parlamentarzysty, który pomagał załatwić łapówkę dla Beaty Sawickiej moze być prawdziwą katastrofą dla Platformy. Już teraz mówi się, że to polityk z najwyższej półki i bliski współpracownik Donalda Tuska. W jednej z rozmów z oficerem CBA, posłanka mówiła "biznes na służbie zdrowia będzie robiony", "jest nas troje, którzy tworzą prawo", "będziemy przekształcać szpitale w spółki prawa handlowego". Potem dodała: "od tego typu spraw będzie pierwszy macher, frontmenka, partnerka z mojej grupy, a dzisiejsza" – tu CBA wyciszyło słowa posłanki, a w stenogramie je wycięło. Jak dowiedział się serwis tvn24.pl są to słowa "szefowa komisji zdrowia". Z tego wynika, że "macherką numer jeden" jest przewodnicząca tej komisji - Ewa Kopacz z PO. - Nie mam żadnego wpływu na to, kto się powołuje na moje nazwisko. Pani Sawicka wycięła nam podobny numer, jaki ministrowi Ziobrze wyciął Janusz Kaczmarek. Nie mieliśmy na to żadnego wpływu - powiedziała "Rzeczpospolitej" Kopacz. Wczoraj na konferencji prasowej Kopacz podkreśliła, że Sawicka nie jest autorką ani jednego rozdziału w programie PO, a jeśli wypowiadała się na temat służby zdrowia, to był to "indywidualny program, który sobie tworzyła w swojej głowie". *** W dniu zatrzymania z Sawicką rozmawiał reporter TVN Jarosław Kostkowski. - Przeprosiła mnie, że nie może rozmawiać, bo jest w tej chwili - jak się wyraziła - "u Wałęsów". Prosiła o telefon za godzinę - powiedział Kostkowski. Te informacje potwierdził tvn24.pl Jarosław Wałęsa. Przyznał, że tego dnia jadł z Sawicką obiad na gdańskiej Starówce. - Zadzwoniła, powiedziała, że jest w mieście. Wydawało mi się naturalne, żeby zaprosić ją na obiad - mówił J. Wałęsa. Dodał, że Sawicka nie jest bliską znajomą jego, ani jego rodziny, a jedynie koleżanką z Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej. - Rozmawialiśmy o listach, o wyborach, o wszystkim, ale nie o Helu - powiedział syn byłego prezydenta. Jak podaje tvn24.pl, posłanka, korzystając z przysługującego jej prawa do powiadomienia jakiejś osoby o swoim zatrzymaniu, miała też wskazać klubowych kolegów – Julię Piterę i Grzegorza Schetynę. *** Wczoraj na konferencji prasowej szef CBA Mariusz Kamiński ujawnił nagrania operacyjne mające być dowodem na korupcję posłanki Sawickiej. W jednym z podsłuchanych telefonów Sawicka rozmawia - jak powiedział Kamiński - z "kolegą z parlamentu", którego głos jest zmodulowany. Nie ujawnił, o kogo chodzi, nie odpowiedział też, czy CBA ma zarzut przeciwko tej osobie. Jeszcze w trakcie konferencji tygodnik "Wprost" podał, że tym parlamentarzystą jest Marek Biernacki, pomorski poseł PO. On sam potwierdza jedynie, że pomógł Sawickiej skontaktować się z burmistrzem Helu i nie widzi w tym nic złego. - To nie był poseł Biernacki - oświadczył Kamiński. Potem "Wprost" podał, że rozmówcą Sawickiej był poseł PO z Częstochowy Wojciech Picheta. On sam w rozmowie z TVN24 przyznał, że zna Sawicką i wielokrotnie rozmawiał z nią przez telefon. Nie wykluczył też, że to on został nagrany przez CBA, ale jak dodał treść tych rozmów była dla niego samego zaskakująca, bowiem Sawicka oczekiwała od niego "znajomości, których nie miał". - Były jakieś rozmowy (o inwestycji na Helu), ale ja potraktowałem je jako science fiction - powiedział Picheta. W innym nagraniu Sawicka mówiła oficerowi CBA: "jest nas troje, którzy tworzą prawo", "będziemy przekształcać szpitale w spółki prawa handlowego". Dodała także, że przy wejściu nowego prawa umożliwiającego taką prywatyzację, "ci będą mieli fart, którzy pierwsi będą wiedzieć". - Biznes na służbie zdrowia będzie robiony - mówiła w tej rozmowie sugerując, że wręczający łapówkę "biznesmeni" mogą się zainteresować także tym, nie tylko nieruchomościami. *** Sawicka (niezrzeszona, wcześniej PO) została zatrzymana 1 października na przyjmowaniu łapówki od podstawionych funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego za "ustawienie" przetargu na zakup 2-hektarowej działki na Helu. Wraz z nią "wpadł" burmistrz Helu Mirosław W., którego trzy dni później sąd aresztował na trzy miesiące pod zarzutem korupcji. Następnego dnia pod naciskiem kierownictwa Platformy Obywatelskiej, Sawicka, którą na razie chroni immunitet, zrezygnowała z kandydowania w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Temat: Wielki finał Intel Powerade BikeMaraton 2005 Wielki finał Intel Powerade BikeMaraton 2005 24 września w Bydgoszczy odbędzie się wielki finał tegorocznych zmagań w cyklu Intel® Powerade® BikeMaraton. Wszystko zaczęło się w Łomiankach, gdzie w kwietniu zawodnicy ruszyli na trasę pierwszego maratonu. Później były podróże wzdłuż i wszerz kraju by stanąć na starcie kolejnych imprez. W tegorocznym kalendarzu każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Lubiący ekstremalne zmagania na pewno z przyjemnością wspominać będą maratony w Kościelisku, Istebnej, czy na odwiedzonej już po raz ostatni, legendarnej trasie w Danielkach. Miłośnicy tras nieco łatwiejszych, mogli spróbować swoich sił w Łomiankach, Gdańsku, Olsztynku czy Krakowie. Jedną z największych atrakcji tegorocznego cyklu był na pewno przejazd korytarzami sztolni dawnej kopalni złota, pokonywany na trasie maratonu w Złotym Stoku . 12 imprez, 12 urozmaiconych tras w różnych miejscach Polski i tysiące maratończyków, gotowych do wyrzeczeń, by sprawdzić swoje siły w tej pięknej, choć niełatwej dyscyplinie. Czas na kończącą cykl imprezę numer 13! Tym razem organizatorzy Intel® Powerade® BikeMaraton zapraszają do Bydgoszczy i zapewniają, że oprawa godna będzie Wielkiego Finału. Trasa bydgoskiego maratonu należy do łatwiejszych w tym sezonie, jest w przeważającej części płaska i prowadzi po utwardzonym podłożu. Jak jednak przystało na maraton MTB znajduje się na niej także kilka krótkich, ale sztywnych podjazdów. Na starcie pojawi się oczywiście cała krajowa czołówka by skorzystać z ostatniej okazji do walki o miejsca w klasyfikacji generalnej. Czy Justyna Frączek po raz szósty w tym sezonie stanie na najwyższym stopniu podium? Czy wysoką dyspozycję w końcówce sezonu potwierdzą Ilona Cieślar i Paweł Urbańczyk? Kto wygra rywalizację w poszczególnych kategoriach wiekowych? O tym wszystkim przekonamy się już w sobotę 24 września na Wielkim Finale cyklu Intel® Powerade® BikeMaraton 2005! W związku z wyborami parlamentarnymi, które odbędą się dzień po maratonie i trudnościami związanymi z zapewnieniem odpowiedniej ilości policji do zabezpieczenia trasy postanowiono zmienić zaplanowany wcześniej jej przebieg. Zaplanowany długość dystansu Amator wyniesie 58 zaś dystansu Pro 78km. Na koniec sezonu jest to jednak „w sam raz”, nie zapominajmy, że wielu z maratończyków ma za sobą 15 i więcej maratonów i odczuwa już zmęczenie mijającym sezonem. Dodatkowo krótszy dystans będzie sprzyjał szybszemu zakończeniu imprezy: tym razem więcej czasy poświęcimy na dekorację uczestników. Na podium staną przecież nie tylko zwycięzcy maratonu ale także triumfatorzy całego cyklu, ci, którzy przez cały sezon regularnie przyjeżdżali w czołówce swoich kategorii. Nie tylko oni są jednak zwycięzcami, ale wszyscy ci, którzy postanowili zmierzyć się z wyzwaniem, jakim jest maraton MTB! Program zawodów: Piątek: godz. 14.00 - Otwarcie biura zawodów. Początek przyjmowania osobistych zgłoszeń uczestników. Godz. 15.00 - Wycieczka z przewodnikiem na trasę maratonu. Godz. 22.00 - Zamknięcie biura zawodów. Koniec przyjmowania osobistych zgłoszeń uczestników. Sobota: godz. 7.00 - Otwarcie biura zawodów. Początek przyjmowania osobistych zgłoszeń uczestników. Godz. 10.00 - Koniec przyjmowania osobistych zgłoszeń uczestników. Godz. 10.30 - Ustawienie zawodników w sektorach startowych. Godz. 11.00 - Start maratonu, dystanse Pro i Amator. Godz. 11.30 - Początek imprez towarzyszących dla kibiców. Godz. 18.00 - Zamknięcie trasy maratonu. Uroczysta dekoracja zwycięzców. Losowanie nagród. Więcej informacji tradycyjnie na: www.bikemaraton.pl Temat: Autostrada A1- targi, kłótnie i durne pomysły Autostrada A1- targi, kłótnie i durne pomysły Za: www.lodz.naszemiasto.pl/wydarzenia/346370.html "Łódzki odcinek autostrady A1, łączącej Gdańsk z Katowicami, ma być gotowy – według zapowiedzi Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad – w 2007 roku. Tymczasem nie ma jeszcze zgody co do przebiegu A1 przez wschodni skraj miasta. Swoje poprawki zgłosiła niedawno gmina Łódź, protestują organizacje społeczne, walczące o odsunięcie drogi od Łodzi. Budowa autostrady się odwlecze, ale to już nikogo nie dziwi." Nic dziwnego. Trudno, żeby ktoś chciał mieć autostradę pod własnym oknem, jeśli może ją wepchnąć pod okno sąsiada. "UMŁ ma wątpliwości co do lokalizacji węzła, łączącego autostradę z drogą krajową numer 72 (na Brzeziny), który ma być zbudowany w okolicach Nowosolnej. Urzędnicy miejscy woleliby stworzenie węzła nieco dalej, w okolicach Wiączynia. – Dojazd do autostrady powinien być poprowadzony nowo wybudowaną drogą – mówi Mirosław Michalik, wiceprezydent Łodzi. – Uważamy, że autostrada musi bezpośrednio łączyć się z drogą numer 72 – mówi Andrzej Cymerman, dyrektor Biura do spraw Autostrad Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi." Gdyby głupota miała skrzydła w UMŁ fruwałby pterodaktyl. Węzeł w okolicach Wiączynia ma 2 główne wady: - jest zbyt blisko węzła Rokicińska - wyprowadzenie ruchu odbyłoby się ulicą Pomorską- oczywiście przez Rondo Waryńskiego! Mnie osobiście najbardziej podoba się koncepcja węzła na południowym skraju Nowosolnej, ruch wyprowadzony południową obwodnicą Nowosolnej, a dalej ul. Brzezińską. "Drugim punktem spornym jest przebieg autostrady w okolicach stacji Olechów. Według pierwotnych planów, ma ona biec po nasypie. Gmina Łódź wolałaby natomiast estakadę na betonowych podporach, co poprawiłoby napowietrzenie tego rejonu." Najdroższa metoda. Lepiej już w wykopie- dużo mniejszy hałas. Argument o napowietrzeniu rejonu mnie załamuje. Nasyp zapewne stanowi nieprzebytą zaporę dla wiatru, a autostrada jest bogatym źródłem tlenu. A może zlikwidujemy wszystkie nasypy kolejowe? Poprowadzimy tory na estakadach, żeby wiatr mógł swobodnie hulać między podporami. "Trzy lata temu udowodniliśmy w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, że decyzja lokalizacyjna autostrady była wydana bezprawnie. I teraz Urząd Wojewódzki wraca do tej samej lokalizacji! – mówi Rafał Górski ze stowarzyszenia „Obywatel”, które protestowało przeciw poprowadzeniu A1 przez cenny przyrodniczo teren Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich." Ciekawe jak ekolodzy chcą poprowadzić autostradę po wschodniej stronie miasta tak by omijała Park Krajobrazowy? Może tunelem? Ostatnio to modne. "Z kolei organizacji „Bezpieczna Autostrada” nie podoba się przebieg autostrady przez Andrzejów, gdzie ruch ma się odbywać po nasypie i estakadzie w pobliżu domów jednorodzinnych." Poprowadźmy przez Andrespol. Każdy, kto przy autostradzie zbuduje bar czy motel tam zapłaci podatki, a nie w Łodzi. Warto o tym pamiętać. Zresztą, jeśli lokalizacja zostanie zmieniona, następnego dnia rozpoczną protest ludzie mieszkający przy nowej trasie. pozdrawiam Temat: Wyprostują ścieżkę rowerową w al. Jana Pawła II Szanowny Panie Adamie! Wyjaśniam, że zaproszenie na posiedzenie Rady Technicznej w lutym wysłane zostało pocztą i dotarło do nas, o ile dobrze pamiętam, dzień po fakcie. W marcu br. członek Zarządu Stowarzyszenia Marcin Myszkowski przekazał Państwu prośbę o przesyłanie zaproszeń na aktualny numer faksu, ewentualnie informowanie telefoniczne lub za pośrednictwem e-maila, niestety bezskuteczną. Skontaktowanie się z nami nie jest takim strasznym problemem, wielu osobom i instytucjom (w tym ZDM w kilku innych sprawach) się to udało. Nie zależy nam na tym, żeby robić zamieszanie i zmieniać projekt w ostatniej chwili. Znacznie chętniej widzielibyśmy przyjęcie przez ZDM ogólnych standardów projektowych dla infrastruktury rowerowej i rozwiązywanie szczególnie trudnych problemów w drodze wspólnych warsztatów. Jednak uważamy, że jeśli już taki wadliwy projekt powstał, lepiej poświęcić nieco czasu na dokonanie poprawek i uzupełnień, niż wydać pieniądze na wprowadzenie go w życie, a potem przez wiele lat narażać użytkowników drogi (kierowców, rowerzystów, pieszych) na niepotrzebne konflikty i utrudnienia. Chciałbym zwrócić uwagę, że kilkukrotnie występowaliśmy o podanie przez ZDM listy przygotowywanych inwestycji z orientacyjnymi terminami poszczególnych etapów ich przygotowywania, tak by można było zgłoszać uwagi i propozycje z wyprzedzeniem. Taka lista nigdy do nas nie dotarła. Zgłoszenie poprawek do projektu modernizacji Al. Jana Pawła II zaproponowało nam Biuro Drogownictwa Urzędu Miasta na jesieni. Zanim udało nam się umówić z pracownikami Zarządu Dróg Miejskich i obejrzeć projekt, był listopad. Mamy nadzieję, że uda się nam porozmawiać na temat innych przygotowywanych inwestycji (Wał Miedzeszyński, Trasa Siekierkowska i pozostałe, o których prawdopodobnie w ogóle nie wiemy) odpowiednio wcześniej. Wiele uwag (zakręty, skrajnia, konstrukcja nawierzchni, sposób integracji z istniejącą infrastrukturą) powtarza się przy właściwie każdej inwestycji. Dlatego zaproponowaliśmy wprowadzenie standardów projektowych: free.ngo.pl/rowery/raporty/standard.htm i dołączanie ich do specyfikacji istotnych warunków zamówienia. Szczerze pisząc, wydaje mi się, że w wielu przypadkach nie potrzeba rad technicznych, aby stwierdzić że coś jest nie tak z projektem. Trudno jest mi zrozumieć, jak osoba posługująca się tytułem inżyniera może np. zaprojektować śliską polerowaną posadzkę na dole stromego zjazdu albo wyrysować ścieżkę rowerową dokładnie przez jedyne w promieniu kilkunastu metrów drzewo (przy budowanej od podstaw drodze i pasie drogowym szerokości blisko 40 m). Kilkukrotnie występowaliśmy do Urzędu Miasta (października 2002 r., 20 stycznia, 25 marca i 16 czerwca 2003 r.) z propozycją współorganizowania warsztatów dla projektantów i urzędników zajmujących się infrastrukturą rowerową, z udziałem osób zajmujących się wdrażaniem projektów rowerowych w Gdańsku i Krakowie. Jeśli Zarząd Dróg Miejskich byłby zainteresowany takimi warsztatami, propozycja jest cały czas aktualna, można je zorganizować nie czekając aż pan wiceprezydent Urbański zacznie sobie radzić na swoim stanowisku pracy. Odnośnie medialności ścieżek, odnoszę wrażenie, że wzorcowa ścieżka - jako zjawisko dużo rzadsze - byłaby znacznie większym wydarzeniem medialnym niż kolejny bubel. Naprawdę dobre przykłady - takie jak gdańska ścieżka przy Al. Hallera czy krakowski kontrapas w ul. Kopernika - bez problemu przyciągają uwagę prasy, i gdyby takie inwestycje powstawały w Warszawie, z prawdziwą przyjemnością pomoglibyśmy je wypromować. Serdecznie pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt, z nadzieją na lepszą współpracę w nadchodzącym Nowym Roku. Aleksander Buczyński Stowarzyszenie Zielone Mazowsze email: warszawa(at)fz.eco.pl Temat: Ciekawa rozmowa - Ciekawa rozmowa - z Edmundem Krasowskim Pełnił funkcję dyrektora oddziału gdańskiego IPN od 2000 do 2006 roku. Wcześniej związany był ze środowiskami prawicowymi: Porozumieniem Centrum, Ruchem dla Rzeczpospolitej i Ruchem Odbudowy Polski. Był posłem na Sejm przez dwie kadencje. Kieres dobrze prowadził IPN? Bardzo porządnie. Wciąż lawirował. Że chciał zachować się politycznie poprawnie? Ale to przecież za jego czasów Sławomir Cenckiewicz napisał książkę "Oczami bezpieki". Za kadencji Janusza Kurtyki IPN jest bardziej upolityczniony? Instytut się upolitycznił już przy wyborze nowego prezesa IPN. Akcją, która miała na celu spowodowanie, żeby Leon Kieres nie kandydował na kolejną kadencję. Co takiego? Leon Kieres został przez kolegium IPN zobowiązany do tego, by poinformować na konferencji prasowej o sprawie ojca Hejmy. To wypadło tak, jak byśmy odkryli szpiega numer jeden w Watykanie. I to pana Kieresa przekreśliło jako kandydata. Dlaczego? Wywołało olbrzymie poruszenie, dyskusje na całą Polskę. I po tym Kieres stwierdził, że nie będzie kandydował. Nie był przekonany o winie Hejmy? A jak można się przekonać w ciągu kilku godzin? Nie można. Przekonało go "życzliwe" kolegium, które było upolitycznione. Dużą rolę odegrał tutaj jego ówczesny przewodniczący Andrzej Grajewski - później zlustrowany jako współpracownik Wojskowych Służb Informacyjnych pod kryptonimem "Muzyk". Może to brzmi jak science fiction, ale cóż, służby są blisko nas, szczególnie przy tak ważnej instytucji. To jak jest z ojcem Hejmą naprawdę? Nie widziałem dokumentów, ale pytałem ówczesnego szefa biura udostępniania i archiwizacji. A on mi odpowiedział tak: gdyby ojciec Hejmo wystąpił o status pokrzywdzonego, to bym się zastanawiał. Jakże łatwo można w napięciu chwili widzieć dokumenty inaczej niż by to wynikało z ich rzeczywistej treści. Później mieliśmy jeszcze kandydaturę Andrzeja Przewoźnika. Na którego była jedna kartka, która miała świadczyć, że zapisano go jako współpracownika SB. Od razu było wiadomo, że to nic nie znaczy, ale kolegium ochoczo stwierdziło, że kandydat na prezesa musi być nieskazitelny. Potem się okazało, że jest. Ale to już było za późno. Kandydat był spalony. To jak brutalnie utrącano poważnych i umiarkowanych ludzi, pokazywało, że wszystko pójdzie w złym kierunku. No i poszło: w kierunku odkrywania prawdy wygodnej dla specyficznie pojętej ideologii prawicowej, a być może narodowej. Ktoś stwierdzi, że mówi to Pan, bo Kurtyka pozbawił Pana stanowiska. To jest też dosyć ciekawa sprawa, datująca się od 2005 roku. Wtedy to Sławomir Cenckiewicz, w ramach programu badawczego, zabrał się za badanie sprawy "Bolka". Szukał, kim był TW Bolek. I wtedy pojawiła się informacja, przekazana przez profesora Andrzeja Nowaka (promotora pracy magisterskiej Pawła Zyzaka), że jako dyrektor oddziału gdańskiego miałem zabronić publikacji artykułu na ten temat. Nowak przekazał tę informację Andrzejowi Grajewskiemu, a on ogłosił to na kolegium. Wybronił mnie Kieres, ale potem już tylko czekano na odpowiedni moment. Nie zabraniał Pan Cenckiewiczowi? Oczywiście, że nie. Oceniam, że była to pierwsza próba wyczyszczenia drogi dla różnych historyków, żeby mieli tu pełną swobodę. Żeby się nikt w nic nie wtrącał. polskatimes.pl/dziennikbaltycki/opinie/104770,mniej-badan-w-ipn,id,t.html Temat: Hotel Joy pegasos Planet Sarigerme Spedziłem tam urocze 2 tygodnie, wróciłem 1/07. Poniżej negatywne uwagi: Hotel nie reklamuje się że jest 5*, ale 4+*. W hotelu są 2 rodzaje pokoi: - aparamenty "junior suite" składające się z sypialni i pokoju dziennego z balkonem, łazienka z wanną z hydromasażem, pokoje te znajduja sie w niewielkich pawilonach 1 lub 2 pietrowych z oddzielnymi wejsciami, chiche z widokiem na ogród. Faktycznie pokój ten zasługuje na 4+*, ale biuro Itaka nie rezerwuje tych pokoi. Hotel może zakwaterowac tam Polaków, jesli są one wolne, na co nie ma szansy w sezonie. - pokoje tzw. "family double" mieszczące sie w 2 pietrowym hotelowym budynku głównym ( numery od 1xxx do 3xxx), standard max. 4*, długie duszne korytarze bez klimy, pokój podzielony blatem na część sypialną i dzienną, z balkonem z widokiem na basen ( głośno ) lub sąsiedni plac ( budowa). Sprątane codziennie ale niedokładnie. Te pokoje zarezerwowane są dla gości Itaki. Miałem przyjemność mieszkac w obu pokojach, po pierwszym tygodniu w apartamencie wyłaczono nam prąd, twierdząc że jest to awaria i że musimy zmienić pokój. Oczywiście na ten gorszy, bo innych nie ma. Problem dotknał jedynie tych apartamentów w których mieszkali Polacy. Część osób nie chciało zmieniać pokoi. Ja zdecydowałem się na zmianę, zastrzegając że gdy awaria zostanie usunieta, wrócę do większego pokoju, co oczywiście nie nastąpiło. W skrócie - w pokojach z których wyprowadzali się Polacy na drugi dzień pojawiał sie prąd i kwaterowano Anglików, w pokojach z których Polacy nie chcieli się wyprowadzić awaria trwała. Po sprawie pozostał duży niesmak. Druga kwestia to powrót do Warszawy, wylot o godzinie 3:45 rano, a wyjazd z hotelu na lotniosko o godz. 23:00 ( zmieniony ostatniego dnia z godz. 23:45 bez poinformowania uczestników ), czyli prawie 5 h przed wylotem. Czas przejazdu z hotelu na lotnisko to 15 - 20 minut. Na lotnisku byliśmy o 23:30 Odprawa biletowa rozpoczyna się na 2 h przed wylotem, czyli o 1:45 rano, w środku nocy przez 2 h i 15 minut grupa czekała w hallu głównym lotniska, leżąc lub siedząc na podłodze i bagażach na rozpoczecie odprawy. Pani rezydentka, która odwoziła nas na lotnisko, stwierdziła w autokarze, że przepisy bezpieczeństwa nie pozwalaja jej na towarzyszenie nam na lotnisku i szybko pożegnała grupę. Jej bezpieczeństwo faktycznie było zagrożone, szczególnie ze strony zdenerowanych i niezadowolonych uczestników, którym Itaka zaplanowała wielogodzinne czekanie w nocy na lotnisku w Dalamanie. Ciekawostka - wyjazd na lotnisko 5 h przed wylotem dotyczy tylko wylotów do Warszawy, w przypakdku pozostałych miast( Kraków, Wrocław, Poznań, Gdańsk ) wyjazd z hotelu zaplanowano 2 - 3 h przed wylotem. Co kierowało organizatorami, aby tak zaplanowac podróz powrotna pozostaje dla mnie tajemnicą. Mimo to chetnie pojechałbym jeszcze raz, jednak tylko poza sezonem wakacyjnym ze wzgledu na tłumy na stołówce i basenach. Przez pierwszy tydzień, przy obłożeniu Hotelu na poziomie 75% było super. Temat: Air Polonia bankrutem. Air Polonia bankrutem. "SkyEurope oferuje darmowe loty poszkodowanym pasażerom Air Polonii 05.12.2004 SkyEurope, pierwsza nisko-kosztowa, tania linia lotnicza w Europie Środkowej z bazami w Warszawie, Krakowie, Budapeszcie i Wiedniu-Bratysławie ogłosila dzisiaj plan pomocy wielu tysiącom pasażerów odwołanych w niedzielę lotów Air Polonii. Plan jest wynikiem inicjatywy Pana Jana Litwińskiego, Prezesa i Direktora Generalnego Air Polonia aby znaleźć najlepsze rozwiązanie mające na celu ochronę poszkodowanych pasażerów Air Polonia. SkyEurope znacząco przyczyniło się do demokratyzacji transportu powietrznego w Europie Środkowej i Wschodniej, kiedy rozpoczeło działalność trzy lata temu. Wielu pasażerów z tego regionu poraz pierwszy skorzystało z tej formy podróżowania dzięki tanim przewoźnikom. Oferta SkyEurope by pomóc poszkodowanym pasażerom Air Polonii ma zatem na celu również ochronę zaufania jakim klienci obdarzyli sektor tanich przewoźników. Siatka połączeń SkyEurope powinna pozwolić na przebookowanie do 90% z 53 000 pasażerów, którzy zarezerwowali loty na sezon zimowy w Air Polonii (do 26 marca 2005): Trasa Air Polonia ––> Trasa SkyEurope Warszawa – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted Warszawa – Paryż Beauvais ––> Warszawa – Paryż Orly Warszawa – Rzym Ciampino ––> Warszawa – Rzym Fiumicino Katowice – Londyn Stansted ––> Kraków – Londyn Stansted Poznań – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted Gdańsk – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted Bydgoszcz – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted Szczecin – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted SkyEurope wprowadziło ofertę darmowych lotów* dla wszystkich pasażerów, którzy zarezerwowali loty z Air Polonia na wszystkich wymienionych trasach w okresie od 6 grudnia 2004 do 26 marca 2005 (ograniczona dostępność podczas szczytu sezonu – świąt Bożego Narodzenia – wynika z faktu, iż większość lotów SkyEurope w tym okresie zostało już wyprzedanych). Poszkodowani pasażerowie Air Polonii mogą dokonywać rezerwacji na tych trasach od dzisiaj – 5 grudnia 2004 do północy 20 grudnia 2004, z uwzględnieniem dostepności, poprzez wejście na strony SkyEurope www.skyeurope.com i wprowadzenie numeru potwierdzenia z Air Polonii. Pasażerowie otrzymają możliwość wykupienia taryfy za 0,01 PLN i zobowiązani będą do zapłacenia jedynie opłat lotniskowych i pasażerskich wynikających z wybranej trasy. Wszystkie rezerwacje tych darmowych lotów opierać się będą na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy” i uzależnione są od dostepności miejsc. Rezerwacji dokonywać można wyłącznie poprzez stronę internetową. Pasażerowie, którzy dokonali rezerwacji za pośrednictwem biura podróży proszeni są o kontakt ze swoim sprzedawcą w celu dokonania zmian rezerwacji poprzez stronę internetową. * Darmowy przelot = taryfa PLN 0,01 fare (ze względów podatkowych i księgowych) jednak pasażer musi opłacić należne opłaty lotniskowe, podatki, opłaty pasażerskie. “Zrobimy co w naszej mocy by pomóc poszkodowanym pasażerom Air Polonia i zjednoczyć rodziny i przyjaciół w okresie przed- i poświątecznym“ powiedział Christian Mandl, CEO SkyEurope. “Nasza oferta dotyczy pomocy pasażerom. Nie jest naszą intencją by przejąć firmę Air Polonia Sp. z o.o. ze wzgledu na zadłużenie i zobowiazanie firmy. Planujemy stworzenie możliwości pracy dla części osób pracujacych dotychczas dla Air Polonia, chcących dołączyć do SkyEurope w Warszawie bądź Krakowie.” SkyEurope wkrótce ogłosi zwiększenie częstotliwości lotów na istniejących trasach oraz wprowadzi nowe destynacje z Polski." Temat: młodzi arty?ci poszukiwani młodzi arty?ci poszukiwani Młodzi arty?ci poszukiwani Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej FAMA od wielu lat jest największym i najpoważniejszym wydarzeniem kulturalnym ?rodowiska studenckiego, organizowanym przez młodych ludzi. FAMA to doroczne ?więto studentów, dla których kultura i sztuka to pasja, rozwój intelektualny i twórcze spełnienie. Od 1966 roku FAMA ?ciąga do ?winouj?cia studentów z całej Polski, gotowych prezentować swoje najbardziej szalone pomysły. FAMA jest Festiwalem interdyscyplinarnym. Dlatego wła?nie jest to najbardziej twórcze wydarzenie w Polsce, budujące więzi pokoleniowe i ?rodowiskowe. W?ród laureatów FAMY z lat ubiegłych widnieją takie nazwiska jak: Maryla Rodowicz, Magda Umer, Marek Grechuta, Elżbieta Wojnowska, Andrzej Mleczko, Henryk Sawka, Mariusz Lubomirski, Renata Przemyk, Jan Wołek, Adam Nowak z zespołem Raz Dwa Trzy, Irek Dudek Blues Band, Nocna Zmiana Bluesa ze Sławkiem Wierzchowskim, zespół T-Love, grupy teatralne Akademia Ruchu z Warszawy, Teatr STU z Krakowa, Pantomima Szczecińska, kabarety Salon Niezależnych, Elita, Koń Polski, Kuzyni, Władysław Sikora i kabaret Potem. Nie sposób zliczyć twórców, którzy pojawili się w czasie kilkudziesięciu lat istnienia Festiwalu na jego scenach. Od FAMY zaczynali karierę, tu stawiali swoje pierwsze artystyczne kroki. Formuła Festiwalu ulega naturalnym modyfikacjom, odzwierciedlającym zawsze aktualne preferencje, potrzeby i nastroje młodych artystów, a także stan ducha młodego pokolenia. FAMA niesie dwa ?ci?le ze sobą związane nurty ? warsztatowy oraz prezentacyjny. Zasadą stało się powierzanie merytorycznej odpowiedzialno?ci za poszczególne warsztaty wybitnym fachowcom ? pedagogom i autorytetom artystycznym. Udział w czę?ci warsztatowej to nie tylko prezentacja przygotowanych wcze?niej produkcji artystycznych i doskonalenie ich pod okiem ekspertów, ale przede wszystkim tworzenie całkiem nowych jako?ci artystycznych, których premierowa prezentacja odbywa się w trakcie Festiwalu. W przeglądzie regionalnym mogą brać udział studenci, osoby związane ze studenckim ruchem artystycznym, młodzi twórcy reprezentujący różnorodne rodzaje aktywno?ci artystycznej. Ma on na celu promowanie idei festiwalu oraz umożliwienie prezentacji wszystkim chętnym zgłaszającym się do konkursu z naszego regionu. Organizatorzy spodziewają się wielu zgłoszeń, a co za tym idzie niesłychanego potencjału uczestników. Chcieliby, aby udział w tych eliminacjach był szczególnym przeżyciem dla młodych artystów i jednocze?nie możliwo?cią dla trójmiejskiej publiczno?ci na poznanie nowych, wschodzących talentów. Głównym celem przeglądu jest wyłonienie najwybitniejszych i najciekawszych młodych artystów, którzy zostaną zaproszeni do wzięcia udziału w wielkim finale festiwalu w ?winouj?ciu latem 2003 roku. Zamierzeniem jest także zaakcentowanie obecno?ci przedstawicieli trójmiejskiego ?wiata artystycznego w ?winouj?ciu. Pragniemy pokazać, iż gdyńska, sopocka i gdańska młodzież nie tylko konsumuje sztukę ale również ją tworzy i wyznacza jej nowe kierunki. Trójmiasto zawsze miało swój charakter. Organizatorzy chcą go pokazać całej Polsce na FAMIE. Fama ma byc nowoczesna, ma czerpac z nowych nurtow muzycznych i artystycznych, jednoczesnie zachowujac swa tradycje. TWORZYSZ WŁASNĄ MUZYKE, POSIADASZ ZESPÓŁ, ?PIEWASZ SOLO, PISZESZ POEZJĘ, RAZEM ZE ZNAJMOMYMI TWORZYSZ KABARET LUB TEATR AMATORSKI, JESTE? TWÓRCĄ PROJEKTÓW ARTYSTYCZNYCH, TZN.: HAPPENINGÓW, FOTOGRAFII, MALARSTWA, RZE?BY, ALBO WSPÓŁREDAGUJESZ AKADEMICKĄ GAZETĘ ? FAMA JEST WŁA?NIE DLA CIEBIE! KAŻDY PRZEJAW TWÓRCZO?CI STUDENCKIEJ MA SZANSĘ SIĘ ZAPREZENTOWAĆ CZEKAJĄ NAGRODY I WYJAZD NA FINAŁ LATEM W ?WINUJ?CIU Chętni do udziału w eliminacjach powinni się zgłaszać w biurze Rady Uczelnianej Zrzeszenia Studentów Polskich przy Akademii Morskiej w Gdyni przy ul. Morskiej 83 w pokoju D-18, pod telefonem (0-58) 690-14-62, 0-601- 916-674, 0-501-446-081. Pod tymi numerami dostępne są również wszelkie informacje na temat przeglądu. Można też pisać fama.gdynia@wp.pl . Temat: Fordon -4VII .1424 r Gość portalu: wojt napisał(a): > Sa na szcęscie ludzie społecznicy którzy Fordon rozsławiają ks.Bulinski z > parafii Mikołaja ks.Bucholz z Wiatraka , duzo robią Salezjanie np.Fordonski > klub sportowy Salos oprócz srodowisk katolickich radni szczególnie pani > Żydowicz pan Kozłowski pani Berendt ( konkursy wiedzy o Fordonie) jest pewna > grupka zapaleńców no i ja tez coś tam robię nawet wspólpracuje z niektórymi z > tych osób , my mozemy jedynie Fordon rozsławiac ale jak wiesz na wszystko > brakuje pieniedzy które na pewno kilka inicjatyw by wsparły... - ukaze tutaj Wojcie - na poparcie Twoich slow : " Wiatrak buduje Sobota, 12 lipca 2003r. Jeszcze przez tydzień pięćdziesięcioro dzieci z Fordonu będzie uczestniczyć w półkoloniach organizowanych przez Centrum Kultury Katolickiej "Wiatrak". Chętnych było więcej, ale pomieszczenia CKK nie były w stanie pomieścić wszystkich, a na budowę nowej siedziby wciąż brakuje blisko 3 milionów złotych. Półkolonie trwają już od poniedziałku. Dla wielu maluchów jest to jedyne miejsce, w którym mogą odczuć, że trwają wakacje. Tym bardziej, że na ten czas organizatorzy przygotowali wiele atrakcji. Dzieci były już w piekarni i dowiedziały się na czym polega praca piekarza. W czwartek zaprezentowały swoje talenty, a w piątek spacerowały po Leśnym Parku Kultury i Wypoczynku. Przed nimi jest jeszcze m. in. jednodniowy wyjazd do Gdańska, wycieczka do sortowni śmieci, zajęcia teatralne i olimpiada sportowa. Wakacyjna oferta "Wiatraka" nie ogranicza się jednak tylko do półkolonii. - Dla ponad stu dzieci przygotowaliśmy wakacyjne wyjazdy do Nadola, Karpacza oraz do Zakopanego, połączone z tygodniowym pobytem w Bułgarii - wymienia Anna Leszczyńska z CKK "Wiatrak". Na te - płatne - wyjazdy pozostało jeszcze kilka miejsc. Zabrakło ich, niestety, dla rodziców, którzy chcieli wysłać swoje pociechy na półkolonie. Pomieszczenia "Wiatraka" nie były w stanie pomieścić wszystkich chętnych. Dlatego już od półtora roku trwa budowa nowej siedziby centrum - Domu Jubileuszowego. Ma on mieć powierzchnię blisko trzech tysięcy metrów kwadratowych. - Piwnicę chcemy wykorzystać na wszelkie zajęcia sportowe. Na parterze znajdą się sala widowiskowa i kawiarnia, na pierwszym piętrze - sale do zajęć ruchowych, świetlica i biura, a na poddaszu będą pracownie, oratorium i pokoje gościnne - oprowadza po nieistniejącym jeszcze budynku ks. Krzysztof Buchholz, dyrektor CKK. - W tym tygodniu położyliśmy strop na pierwszym piętrze. W przyszłym planujemy wylewać beton. Dom Jubileuszowy ma być ogrzewany ekologicznymi metodami. Ciepło ma pochodzić z odzyskiwalnych źródeł energii. Dzięki temu jego eksploatacja ma być tańsza. - Wszystko jest możliwe dzięki pomocy wielu firm, które dają nam swoich pracowników, sprzęt, a nieraz nawet materiały - podkreśla ks. Buchholz. Najwięcej ofiarowały Rawex, Budopol, Ebud i Projprzem. Jednak mimo tej pomocy budowa już pochłonęła 2 miliony złotych, a na dokończenie potrzeba jeszcze blisko trzech. Dlatego podajemy numer konta "Wiatraka": Bank Pocztowy I O/Bydgoszcz 13201117-93028-27003-100-0/0. Wolontariusze opiekujący się dziećmi w "Wiatraku" wierzą, że po zakończeniu budowy przyjmą na kolonie wszystkich chętnych. bt - Express Bydgoski " Temat: Ktoś chce zrobić z Częstochowy pipidówkę Ktoś chce zrobić z Częstochowy pipidówkę Przepraszam,ale czegos tutaj nie rozumiem. Probuje czytac panski tekst,ale nie moge zlapac logicznego watku.Widze ze probuje zajac pan odpowiednia pozycje w tym wyscigu.Ale pozycje do czego. Mecza mnie te wzajemne napuszcznia ludzi na siebie.Byc moze to jest taka nasza polska specjalnosc. Podaje pan tutaj przyklady ktore juz od samego poczatku utracaja logice,bo jak wytlumaczyc ze od momentu opracowania koncepcji dla Alej chec uzyskania dotacji podparta bedzie klamliwa interpretacja dotyczaca pielgrzymkowej roli traktu Alej. Jak wytlumaczyc te wszystkie badziabagi stawiane ku uciesze powietrza na placach np.Daszyskiego.A moze prezydent tak dla numeru interpretuje zakusy kupna elektrowni,dzialki kolo Patrii,przeksztalcenia kamieniolomow na Srebrnej Gorze w osrodek pielgrzymkowy na szlaku patniczym w strone Alej i J.G. Troche sie pan pogubil w tym tlumaczenia decyzji magistratu i zawilosci Czestochowy. Strasznie manipuluje sie tutaj emocjami czestochowian,ktorzy tak naprawde zasluguja na cos wiecej niz zycie w tym koszmarku. Mieszkancy maja dosc eksperymentow na swoim zyciu,bo tak mozna nazwac tez otoczenie w ktorym przyszlo im przebywac.Maja dosc traktowania ich jako tej grupy ktora musi ciagle uslugiwac i ustepowac w swoim miescie.Ale tez nie pozwola zeby jakakolwiek grupa starala sie zawlaszczyc miasto dla swoich partykularnych celow. Mamy miasto ktore jest w dolku. Finansowym,kulturalnym,naukowym,demograficznym i psychologicznym. Bez koncepcji na nastepne lata,bo nie mozna mowic tutaj o pilgrzymkowej strategii dla cwiercmilionowego miasta. Mamy szeryfa ktory nie umie okielznac takiego zadania jak umiejetne dobranie i pokierowanie magistratem.Mamy radnych ktorzy zapomnieli o planie zagospodarowania i rozwoju dla Czestochowy. Co jeszcze? Na razie starczy.I nagle pan wyskakuje nam tutaj z wizja niespelnionych marzen o salonach,jak pan to pieknie powiedzial w prowincjonalnym miescie. Super. W jednym z artykulow pisze pan ze nie ma szans w nastepnej dekadzie na alternatywe dla Alej. Wiec ja sie pytam czy nie mozna bylo wczesniej opracowac koncepcji przepraw przez wezel kolejowy dla al.Sobieskiego i 1 maja? Czy nie mozna bylo wczesniej pomyslec o koncepcji parkingow potrzebnych w centrum po wylaczaniu z ruchu Alej. Czy nie mozna bylo pomyslec o przerzuceniu polaczenia miedzy ul.Garibaldiego,Krotka do Jasnogorskiej zeby odciazyc maly ruch srodmiejski? Itd,itd... Sa dziesiatki pomyslow na usprawnianie miasta.I centrum i dzielnic przyleglych.Ale do tego musza byc wladze ktore beda myslaly logicznie.A nie tylko od wyborow do wyborow,albo referendum. Byc moze trzeba byloby sciagnac do Czestochowy kilku zaprzyjaznionych architektow z innych krajow ktorzy pokazali by w miescie jak buduje sie drogi z kostki granitowej ktora kilka miesiecy po oddaniu budowy nie bedzie juz wypadac.A moze trzeba by zasiegnac rady kolegow we Wroclawiu,Szczecinie,Gdansku.Byc moze trzeba by zaprezentowac radzie miasta i specjalistom z magistratu jak mozna laczyc asfalt z granitem i kazdym kamieniem by stworzyc swietna harmonie.Jak budowac sciezki rowerowe z asfaltu ktore nie beda psuc estetyki. Czegos mi w tej Czestochowie brakuje.Ma pan racje ze miasto ma prawo posiadac ambicje bycia pieknym. To prawda,ale potrzebna do wszystkiego jest logika. I zamiast zastanawiac sie tutaj nad psychika postepowania takiej lub innej grupy interesow,niech pan pisze dla zwyklych czytelnikow co tzw.O.S.P.CZ chcialoby zaproponowac i zaoferowac w ramach pomyslow dla modernizacji Alej. I niech pan wreszcie napisze obiektywnie ze w tym momencie nie ma innej mozliwosci dla miasta jak pozostawienie,ale uspokojonego ruchu w dwoch pierwszych alejach.Przynajmniej do momentu stworzenia alternatywy komunikacyjnej i modyfikacji centrum miasta.Na pewno mieszkancy nie zgodza sie by chodniki zagracone byly znow chaotycznie zaparkowanymi samochodami. Jezeli juz parkingi to rownolegle i limitowane.Takze bardzo potrzebny jest korytarz dla autobusow i taksowek np. wzorem Paryza. Obowiazakowo droga dla rowerow wzdluz Alej. Jezeli miasto chce zrobic prowizorke taka jak w tej chwili tylko ze z granitami,to uwazam ze wyrzucanie naszych pieniedzy i kombinowanie o dotacje nie maja najmnijszego sensu.Swoje czestochowskie- prowincjonalne ego zaparkujemy przed biurem prezydenta. Temat: Wyburzyli kolejny zabytek w Łodzi Od oceny wartości zabytku jest konserwator zabytków. Niestety łódzki konserwator, albo niewiele robi, vide fabryka Biedermanna, albo zakazuje zburzenia czegokolwiek. Rozsądne gospodarowanie zabytkami to nie tylko zakaz wyburzeń czegokolwiek co tylko skończyło 50 lat i jest zabytkiem wpisanym do rejestru. Patrząc w ten sposób nigdy nic nowego nie wybudowalibyśmy, chyba, że rozbudowywalibyśmy sie na zewnątrz. Ale wtedy w końcu zparotestują ekolodzy. Przenieśmy się na chwilę w przyszłość, czy za 50 lat osiedle na Retkini całe uznane za zabytek będzie miało stać i zajmować miejsce, czy uznane zostanie za relikt PRL i wyburzone? Konserwator zabytków powinien jasno określić w danym mieście lub województwie, zależnie od kompetencji, katalog perełek zabytkowych oraz kilku, dosłownie kilku mniej okazałych przykładów zabytkowej, dawnej zabudowy. Jeżeli ten katalog będzie mniejszy, łatwiej będzie znaleźć pieniądze na jego utrzymanie. Naprawdę nie każdy stary budynek trzeba zachowywać. Czasem się to udaje, właściciel go zrewitalizuje, stworzy biura, szkołę, lub hotel, a czasem nie. I jeżeli właśnie nie jest to perełka architektury, ale jeden z wielu zwykłych budynków no to cóż, wiele budynków jest budowane, i wiele jest rozbierane. Inna sprawa, że fabryczka ta stała na uboczu, nie leżała w jakimś kompleksie zabytkowym, była sama jak palec pośród bloków, stacji benzynowych, salonów samochodowych, cmentarza i paragrafu. Nie stanowiła jakiejś konkretnej wartości w otoczeniu. Czy trzeba było ją zachowywać. Wydaje mi się że nie. Miasto potrzebuje terenów do rozwoju, jednocześnie musi dbać o ład przestrzenny, a także o swoja historię, także zabytki. "Gazecie" proponuję zamiast artykułów "burzą megazabytkową fabryczkę, kamienice, chodnik" rozpoczęcie debaty publicznej o ,nie tyle strategii ale, systemie ochrony zabytków w Łodzi i województwie. Zaproponujmy właśnie stworzenie katalogu kompleksów zabytkowych (Manufaktura, Scheibler i Księży Młyn, Piotrkowska, Gdańska, modernistyczna zabudowa Zachodniej, Narutowicza, os. Mireckiego) oraz perełek architektury (kapliczki w Łagiewnikach, poszczególne kamienice o naprawdę odmiennym lub bogatym stylu jak niektóre kamienice na Narutowicza, cerkwie, kościoły, cmentarze, radegast, dętka, pałacyk przy Sterlinga/Pólnocnej itp.) Ten katalog, pozwoli określić sposób finansowania utrzymania zabytków, pozwoli też na działania destrukcyjno-twórcze w przypadkach gdzie ochrona zabtytku nie jest do końca uzasadniona (Dworzec Łódź Fabryczna). A jeżeli jakiś zabytek (Kamienice przy początkowych numerach Narutowicza, dworzec Łódź Fabryczna) są zagrożone przez inwestycje w miasto to może zamiast burzyć, można je przenieść. To kosztuje dużo pieniędzy, tak, ale wtedy i wilk syty i owca cała. Zabytki nie mogą blokować rozwoju miasta, a miasto powinno się rozwijać uwzględniając szczególną rolę zabytków. Czy np przeniesienie kamienic z rogu Narutowicza/Piotrkowska (nawet samych tylko frontów, klatek i zdobień) i zabudowanie jakiejś dziury w zabudowie kamienicznej w innym miejscu właśnie tymi kaminicami, może nie jest może najgorszym pomysłem. (np obudowanie Magdy, odważna sugestia, sam nie jestem do końca przekoany, ale rzucam jako przykład) Trzeba dokładnie określić politykę zabytkową miasta. Bo chronienie wszystkiego, bez restaurowania, doprowadzi do sytuacji, że zabytki same się zawalą. Ale ograniczenie liczby zabytków, i skierowanie pieniędzy tylko na nie, pozwoli je uratowac i utrzymywać w pełnej krasie. Strona 2 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 109 rezultatów • 1, 2, 3 |