Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro numerów Gdańsk
Temat: przyjmujemy kandyadatów do gdyńskich eliminacji przyjmujemy kandyadatów do gdyńskich eliminacji Młodzi artyści poszukiwani Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej FAMA od wielu lat jest największym i najpoważniejszym wydarzeniem kulturalnym środowiska studenckiego, organizowanym przez młodych ludzi. FAMA to doroczne święto studentów, dla których kultura i sztuka to pasja, rozwój intelektualny i twórcze spełnienie. Od 1966 roku FAMA ściąga do Świnoujścia studentów z całej Polski, gotowych prezentować swoje najbardziej szalone pomysły. FAMA jest Festiwalem interdyscyplinarnym. Dlatego właśnie jest to najbardziej twórcze wydarzenie w Polsce, budujące więzi pokoleniowe i środowiskowe. Wśród laureatów FAMY z lat ubiegłych widnieją takie nazwiska jak: Maryla Rodowicz, Magda Umer, Marek Grechuta, Elżbieta Wojnowska, Andrzej Mleczko, Henryk Sawka, Mariusz Lubomirski, Renata Przemyk, Jan Wołek, Adam Nowak z zespołem Raz Dwa Trzy, Irek Dudek Blues Band, Nocna Zmiana Bluesa ze Sławkiem Wierzchowskim, zespół T-Love, grupy teatralne Akademia Ruchu z Warszawy, Teatr STU z Krakowa, Pantomima Szczecińska, kabarety Salon Niezależnych, Elita, Koń Polski, Kuzyni, Władysław Sikora i kabaret Potem. Nie sposób zliczyć twórców, którzy pojawili się w czasie kilkudziesięciu lat istnienia Festiwalu na jego scenach. Od FAMY zaczynali karierę, tu stawiali swoje pierwsze artystyczne kroki. Formuła Festiwalu ulega naturalnym modyfikacjom, odzwierciedlającym zawsze aktualne preferencje, potrzeby i nastroje młodych artystów, a także stan ducha młodego pokolenia. FAMA niesie dwa ściśle ze sobą związane nurty – warsztatowy oraz prezentacyjny. Zasadą stało się powierzanie merytorycznej odpowiedzialności za poszczególne warsztaty wybitnym fachowcom – pedagogom i autorytetom artystycznym. Udział w części warsztatowej to nie tylko prezentacja przygotowanych wcześniej produkcji artystycznych i doskonalenie ich pod okiem ekspertów, ale przede wszystkim tworzenie całkiem nowych jakości artystycznych, których premierowa prezentacja odbywa się w trakcie Festiwalu. W przeglądzie regionalnym mogą brać udział studenci, osoby związane ze studenckim ruchem artystycznym, młodzi twórcy reprezentujący różnorodne rodzaje aktywności artystycznej. Ma on na celu promowanie idei festiwalu oraz umożliwienie prezentacji wszystkim chętnym zgłaszającym się do konkursu z naszego regionu. Organizatorzy spodziewają się wielu zgłoszeń, a co za tym idzie niesłychanego potencjału uczestników. Chcieliby, aby udział w tych eliminacjach był szczególnym przeżyciem dla młodych artystów i jednocześnie możliwością dla trójmiejskiej publiczności na poznanie nowych, wschodzących talentów. Głównym celem przeglądu jest wyłonienie najwybitniejszych i najciekawszych młodych artystów, którzy zostaną zaproszeni do wzięcia udziału w wielkim finale festiwalu w Świnoujściu latem 2003 roku. Zamierzeniem jest także zaakcentowanie obecności przedstawicieli trójmiejskiego świata artystycznego w Świnoujściu. Pragniemy pokazać, iż gdyńska, sopocka i gdańska młodzież nie tylko konsumuje sztukę ale również ją tworzy i wyznacza jej nowe kierunki. Trójmiasto zawsze miało swój charakter. Organizatorzy chcą go pokazać całej Polsce na FAMIE. Fama ma byc nowoczesna, ma czerpac z nowych nurtow muzycznych i artystycznych, jednoczesnie zachowujac swa tradycje. TWORZYSZ WŁASNĄ MUZYKE, POSIADASZ ZESPÓŁ, ŚPIEWASZ SOLO, PISZESZ POEZJĘ, RAZEM ZE ZNAJMOMYMI TWORZYSZ KABARET LUB TEATR AMATORSKI, JESTEŚ TWÓRCĄ PROJEKTÓW ARTYSTYCZNYCH, TZN.: HAPPENINGÓW, FOTOGRAFII, MALARSTWA, RZEŹBY, ALBO WSPÓŁREDAGUJESZ AKADEMICKĄ GAZETĘ ? FAMA JEST WŁAŚNIE DLA CIEBIE! KAŻDY PRZEJAW TWÓRCZOŚCI STUDENCKIEJ MA SZANSĘ SIĘ ZAPREZENTOWAĆ CZEKAJĄ NAGRODY I WYJAZD NA FINAŁ LATEM W ŚWINUJŚCIU Chętni do udziału w eliminacjach powinni się zgłaszać w biurze Rady Uczelnianej Zrzeszenia Studentów Polskich przy Akademii Morskiej w Gdyni przy ul. Morskiej 83 w pokoju D-18, pod telefonem (0-58) 690-14-62, 0-601- 916-674, 0-501-446-081. Pod tymi numerami dostępne są również wszelkie informacje na temat przeglądu. Można też pisać fama.gdynia@wp.pl . Temat: młodzi artyści poszukiwani młodzi artyści poszukiwani Młodzi artyści poszukiwani Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej FAMA od wielu lat jest największym i najpoważniejszym wydarzeniem kulturalnym środowiska studenckiego, organizowanym przez młodych ludzi. FAMA to doroczne święto studentów, dla których kultura i sztuka to pasja, rozwój intelektualny i twórcze spełnienie. Od 1966 roku FAMA ściąga do Świnoujścia studentów z całej Polski, gotowych prezentować swoje najbardziej szalone pomysły. FAMA jest Festiwalem interdyscyplinarnym. Dlatego właśnie jest to najbardziej twórcze wydarzenie w Polsce, budujące więzi pokoleniowe i środowiskowe. Wśród laureatów FAMY z lat ubiegłych widnieją takie nazwiska jak: Maryla Rodowicz, Magda Umer, Marek Grechuta, Elżbieta Wojnowska, Andrzej Mleczko, Henryk Sawka, Mariusz Lubomirski, Renata Przemyk, Jan Wołek, Adam Nowak z zespołem Raz Dwa Trzy, Irek Dudek Blues Band, Nocna Zmiana Bluesa ze Sławkiem Wierzchowskim, zespół T-Love, grupy teatralne Akademia Ruchu z Warszawy, Teatr STU z Krakowa, Pantomima Szczecińska, kabarety Salon Niezależnych, Elita, Koń Polski, Kuzyni, Władysław Sikora i kabaret Potem. Nie sposób zliczyć twórców, którzy pojawili się w czasie kilkudziesięciu lat istnienia Festiwalu na jego scenach. Od FAMY zaczynali karierę, tu stawiali swoje pierwsze artystyczne kroki. Formuła Festiwalu ulega naturalnym modyfikacjom, odzwierciedlającym zawsze aktualne preferencje, potrzeby i nastroje młodych artystów, a także stan ducha młodego pokolenia. FAMA niesie dwa ściśle ze sobą związane nurty – warsztatowy oraz prezentacyjny. Zasadą stało się powierzanie merytorycznej odpowiedzialności za poszczególne warsztaty wybitnym fachowcom – pedagogom i autorytetom artystycznym. Udział w części warsztatowej to nie tylko prezentacja przygotowanych wcześniej produkcji artystycznych i doskonalenie ich pod okiem ekspertów, ale przede wszystkim tworzenie całkiem nowych jakości artystycznych, których premierowa prezentacja odbywa się w trakcie Festiwalu. W przeglądzie regionalnym mogą brać udział studenci, osoby związane ze studenckim ruchem artystycznym, młodzi twórcy reprezentujący różnorodne rodzaje aktywności artystycznej. Ma on na celu promowanie idei festiwalu oraz umożliwienie prezentacji wszystkim chętnym zgłaszającym się do konkursu z naszego regionu. Organizatorzy spodziewają się wielu zgłoszeń, a co za tym idzie niesłychanego potencjału uczestników. Chcieliby, aby udział w tych eliminacjach był szczególnym przeżyciem dla młodych artystów i jednocześnie możliwością dla trójmiejskiej publiczności na poznanie nowych, wschodzących talentów. Głównym celem przeglądu jest wyłonienie najwybitniejszych i najciekawszych młodych artystów, którzy zostaną zaproszeni do wzięcia udziału w wielkim finale festiwalu w Świnoujściu latem 2003 roku. Zamierzeniem jest także zaakcentowanie obecności przedstawicieli trójmiejskiego świata artystycznego w Świnoujściu. Pragniemy pokazać, iż gdyńska, sopocka i gdańska młodzież nie tylko konsumuje sztukę ale również ją tworzy i wyznacza jej nowe kierunki. Trójmiasto zawsze miało swój charakter. Organizatorzy chcą go pokazać całej Polsce na FAMIE. Fama ma byc nowoczesna, ma czerpac z nowych nurtow muzycznych i artystycznych, jednoczesnie zachowujac swa tradycje. TWORZYSZ WŁASNĄ MUZYKE, POSIADASZ ZESPÓŁ, ŚPIEWASZ SOLO, PISZESZ POEZJĘ, RAZEM ZE ZNAJMOMYMI TWORZYSZ KABARET LUB TEATR AMATORSKI, JESTEŚ TWÓRCĄ PROJEKTÓW ARTYSTYCZNYCH, TZN.: HAPPENINGÓW, FOTOGRAFII, MALARSTWA, RZEŹBY, ALBO WSPÓŁREDAGUJESZ AKADEMICKĄ GAZETĘ ? FAMA JEST WŁAŚNIE DLA CIEBIE! KAŻDY PRZEJAW TWÓRCZOŚCI STUDENCKIEJ MA SZANSĘ SIĘ ZAPREZENTOWAĆ CZEKAJĄ NAGRODY I WYJAZD NA FINAŁ LATEM W ŚWINUJŚCIU Chętni do udziału w eliminacjach powinni się zgłaszać w biurze Rady Uczelnianej Zrzeszenia Studentów Polskich przy Akademii Morskiej w Gdyni przy ul. Morskiej 83 w pokoju D-18, pod telefonem (0-58) 690-14-62, 0-601- 916-674, 0-501-446-081. Pod tymi numerami dostępne są również wszelkie informacje na temat przeglądu. Można też pisać fama.gdynia@wp.pl . Temat: O rozwoju lotnisk SkyEurope pomaga APN SkyEurope, pierwsza nisko-kosztowa, tania linia lotnicza w Europie Środkowej z bazami w Warszawie, Krakowie, Budapeszcie i Wiedniu-Bratysławie ogłosila dzisiaj plan pomocy wielu tysiącom pasażerów odwołanych w niedzielę lotów Air Polonii. Plan jest wynikiem inicjatywy Pana Jana Litwińskiego, Prezesa i Direktora Generalnego Air Polonia aby znaleźć najlepsze rozwiązanie mające na celu ochronę poszkodowanych pasażerów Air Polonia. SkyEurope znacząco przyczyniło się do demokratyzacji transportu powietrznego w Europie Środkowej i Wschodniej, kiedy rozpoczeło działalność trzy lata temu. Wielu pasażerów z tego regionu poraz pierwszy skorzystało z tej formy podróżowania dzięki tanim przewoźnikom. Oferta SkyEurope by pomóc poszkodowanym pasażerom Air Polonii ma zatem na celu również ochronę zaufania jakim klienci obdarzyli sektor tanich przewoźników. Siatka połączeń SkyEurope powinna pozwolić na przebookowanie do 90% z 53 000 pasażerów, którzy zarezerwowali loty na sezon zimowy w Air Polonii (do 26 marca 2005): Trasa Air Polonia ––> Trasa SkyEurope Warszawa – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted Warszawa – Paryż Beauvais ––> Warszawa – Paryż Orly Warszawa – Rzym Ciampino ––> Warszawa – Rzym Fiumicino Katowice – Londyn Stansted ––> Kraków – Londyn Stansted Poznań – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted Gdańsk – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted Bydgoszcz – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted Szczecin – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted SkyEurope wprowadziło ofertę darmowych lotów* dla wszystkich pasażerów, którzy zarezerwowali loty z Air Polonia na wszystkich wymienionych trasach w okresie od 6 grudnia 2004 do 26 marca 2005 (ograniczona dostępność podczas szczytu sezonu – świąt Bożego Narodzenia – wynika z faktu, iż większość lotów SkyEurope w tym okresie zostało już wyprzedanych). Poszkodowani pasażerowie Air Polonii mogą dokonywać rezerwacji na tych trasach od dzisiaj – 5 grudnia 2004 do północy 20 grudnia 2004, z uwzględnieniem dostepności, poprzez wejście na strony SkyEurope www.skyeurope.com i wprowadzenie numeru potwierdzenia z Air Polonii. Pasażerowie otrzymają możliwość wykupienia taryfy za 0,01 PLN i zobowiązani będą do zapłacenia jedynie opłat lotniskowych i pasażerskich wynikających z wybranej trasy. Wszystkie rezerwacje tych darmowych lotów opierać się będą na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy” i uzależnione są od dostepności miejsc. Rezerwacji dokonywać można wyłącznie poprzez stronę internetową. Pasażerowie, którzy dokonali rezerwacji za pośrednictwem biura podróży proszeni są o kontakt ze swoim sprzedawcą w celu dokonania zmian rezerwacji poprzez stronę internetową. * Darmowy przelot = taryfa PLN 0,01 fare (ze względów podatkowych i księgowych) jednak pasażer musi opłacić należne opłaty lotniskowe, podatki, opłaty pasażerskie. “Zrobimy co w naszej mocy by pomóc poszkodowanym pasażerom Air Polonia i zjednoczyć rodziny i przyjaciół w okresie przed- i poświątecznym“ powiedział Christian Mandl, CEO SkyEurope. “Nasza oferta dotyczy pomocy pasażerom. Nie jest naszą intencją by przejąć firmę Air Polonia Sp. z o.o. ze wzgledu na zadłużenie i zobowiazanie firmy. Planujemy stworzenie możliwości pracy dla części osób pracujacych dotychczas dla Air Polonia, chcących dołączyć do SkyEurope w Warszawie bądź Krakowie.” SkyEurope wkrótce ogłosi zwiększenie częstotliwości lotów na istniejących trasach oraz wprowadzi nowe destynacje z Polski. *** About SkyEurope Airlines *** SkyEurope operuje obecnie flotą 13 samolotów z 4 baz w Warszawie, Krakowie, Budapeszcie i Wiedniu-Bratysławie. Siatka połączeń zawiera 35 tras do 19 destynacji w 12 krajach. SkyEurope wspierane jest przez silne instytucje finansowe takie jak: Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju (EBOR), Europejski Fundusz Inwestycyjny (EFI), Bank ABN AMRO oraz Bank Austria Creditanstalt i ostatnio zostało dokapitalizowane 10 milionami euro, co stanowi część programu dokapitalizowania o wartości 50 milionów euro. SkyEurope ma szerokie doświadczenie jako pierwsza nisko-kosztowa, tania linia lotnicza w Europie Środkowej. Świadczą o tym 3 lata prowadzenia z sukcesem operacji oraz 1 milion przewiezionych pasażerów. www.skyeurope.com Temat: Wojny o rozbudowę Jagiellonki - cd. Dziękuję za informację. Udało mi się zdobyć wspomniany numer „Architektury” oraz dzięki „stuntmanowi” zapoznałem się ze stroną płockich inwestycji. Ogólnie pozwala to na zrozumienie przedstawionych koncepcji architektonicznych przebudowy przedmiotowego liceum. Zgodnie z obietnicą mogę teraz przedstawić swoją, mam nadzieję, że obiektywną opinię. Zastrzegam jednak, że nie jestem architektem i jest to tylko mój punkt widzenia jako konserwatora zabytków. Uważam, że oba projekty są ładne, przemyślane, twórcze i z pewnością kosztowały biura projektowe dużo wysiłku oraz pracy, lecz odbiegają one od mojej wizji. Abstrahując od budynków związanych z całą infrastrukturą, jak basen, boiska, internat, czy sala gimnastyczna, gdzie architekt mógł się w pełni wypowiedzieć tworząc nowatorskie koncepcje, to w pierwszym i drugim projekcie zauważyłem naruszenie pewnych zasad konserwatorskich w stosunku do substancji zabytkowego budynku i jego historycznego otoczenia. W projekcie Budoplanu zmieniono historyczny układ komunikacyjny tworząc nowe quasiportykowe wejście główne do gmachu liceum oraz zaprojektowano nowy dziedziniec, który jak mniemam, nigdy w tym miejscu nie istniał. Sądzę również, że panteon popiersi dyrektorów szkoły jest niepotrzebny. Wewnątrz budynku można by było na ten szlachetny cel znaleźć także miejsce. Pozytywną stroną jest chęć odtworzenia zabytkowego detalu architektonicznego. Natomiast projekt Budinventu jest moim zdaniem zbyt odważny. Pomimo zostawienia pierwotnego układu komunikacyjnego, nadmierne przeszklenie dobudowanego (przebudowanego?) skrzydła budynku kontrastuje zbytnio z wertykalną i horyzontalną artykulacją ścian budynku historycznego tworząc wrażenie dysharmonii. Sądzę, że pewne poprawki w tym projekcie pozwoliły by na stłumienie zaistniałego dysonansu. Problem wspomnianego skrzydła nie istnieje w projekcie Budoplanu, gdzie część budynku zabytkowego jest z nim zharmonizowana. Osobiście jestem zwolennikiem kontynuacji w nawiązaniu do „dawności” w projektowaniu architektonicznym przy obiektach zabytkowych (np. Starówka Elbląga, nowe realizacje w Gdańsku). Jestem przekonany, że zaistniały problem z projektami powstał na etapie opracowywania wstępnej koncepcji konserwatorskiej, jeżeli takowa w ogóle miała miejsce. Uważam, że gdyby był prawdziwy konserwator zabytków, problem najzwyczajniej by nie zaistniał, gdyż został by rozwiązany na etapie samej koncepcji oraz uzgodnień i wytycznych. W tym kontekście chętnie pomogę, ale w żadne konflikty nie dam się wciągnąć. Natomiast to czy Płock będzie miał prawdziwego konserwatora (nie muszę to być ja, choć pod względem konserwatorskim jest w Płocku duże pole do popisu), czy też nie, zależy tylko i wyłącznie od Władz Miasta, a dokładniej od Waszego Prezydenta, który ogłosi konkurs na MKZ, czy też ulegnie WKZ i tego nie zrobi? Pozdrawiam Konserwator Temat: Air Polonia upada :) odchodzą z honorem SkyEurope, pierwsza nisko-kosztowa, tania linia lotnicza w Europie Środkowej z bazami w Warszawie, Krakowie, Budapeszcie i Wiedniu-Bratysławie ogłosila dzisiaj plan pomocy wielu tysiącom pasażerów odwołanych w niedzielę lotów Air Polonii. Plan jest wynikiem inicjatywy Pana Jana Litwińskiego, Prezesa i Direktora Generalnego Air Polonia aby znaleźć najlepsze rozwiązanie mające na celu ochronę poszkodowanych pasażerów Air Polonia. SkyEurope znacząco przyczyniło się do demokratyzacji transportu powietrznego w Europie Środkowej i Wschodniej, kiedy rozpoczeło działalność trzy lata temu. Wielu pasażerów z tego regionu poraz pierwszy skorzystało z tej formy podróżowania dzięki tanim przewoźnikom. Oferta SkyEurope by pomóc poszkodowanym pasażerom Air Polonii ma zatem na celu również ochronę zaufania jakim klienci obdarzyli sektor tanich przewoźników. Siatka połączeń SkyEurope powinna pozwolić na przebookowanie do 90% z 53 000 pasażerów, którzy zarezerwowali loty na sezon zimowy w Air Polonii (do 26 marca 2005): Trasa Air Polonia ––> Trasa SkyEurope Warszawa – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted Warszawa – Paryż Beauvais ––> Warszawa – Paryż Orly Warszawa – Rzym Ciampino ––> Warszawa – Rzym Fiumicino Katowice – Londyn Stansted ––> Kraków – Londyn Stansted Poznań – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted Gdańsk – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted Bydgoszcz – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted Szczecin – Londyn Stansted ––> Warszawa – Londyn Stansted SkyEurope wprowadziło ofertę darmowych lotów* dla wszystkich pasażerów, którzy zarezerwowali loty z Air Polonia na wszystkich wymienionych trasach w okresie od 6 grudnia 2004 do 26 marca 2005 (ograniczona dostępność podczas szczytu sezonu – świąt Bożego Narodzenia – wynika z faktu, iż większość lotów SkyEurope w tym okresie zostało już wyprzedanych). Poszkodowani pasażerowie Air Polonii mogą dokonywać rezerwacji na tych trasach od dzisiaj – 5 grudnia 2004 do północy 20 grudnia 2004, z uwzględnieniem dostepności, poprzez wejście na strony SkyEurope www.skyeurope.com i wprowadzenie numeru potwierdzenia z Air Polonii. Pasażerowie otrzymają możliwość wykupienia taryfy za 0,01 PLN i zobowiązani będą do zapłacenia jedynie opłat lotniskowych i pasażerskich wynikających z wybranej trasy. Wszystkie rezerwacje tych darmowych lotów opierać się będą na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy” i uzależnione są od dostepności miejsc. Rezerwacji dokonywać można wyłącznie poprzez stronę internetową. Pasażerowie, którzy dokonali rezerwacji za pośrednictwem biura podróży proszeni są o kontakt ze swoim sprzedawcą w celu dokonania zmian rezerwacji poprzez stronę internetową. * Darmowy przelot = taryfa PLN 0,01 fare (ze względów podatkowych i księgowych) jednak pasażer musi opłacić należne opłaty lotniskowe, podatki, opłaty pasażerskie. “Zrobimy co w naszej mocy by pomóc poszkodowanym pasażerom Air Polonia i zjednoczyć rodziny i przyjaciół w okresie przed- i poświątecznym“ powiedział Christian Mandl, CEO SkyEurope. “Nasza oferta dotyczy pomocy pasażerom. Nie jest naszą intencją by przejąć firmę Air Polonia Sp. z o.o. ze wzgledu na zadłużenie i zobowiazanie firmy. Planujemy stworzenie możliwości pracy dla części osób pracujacych dotychczas dla Air Polonia, chcących dołączyć do SkyEurope w Warszawie bądź Krakowie.” SkyEurope wkrótce ogłosi zwiększenie częstotliwości lotów na istniejących trasach oraz wprowadzi nowe destynacje z Polski. *** About SkyEurope Airlines *** SkyEurope operuje obecnie flotą 13 samolotów z 4 baz w Warszawie, Krakowie, Budapeszcie i Wiedniu-Bratysławie. Siatka połączeń zawiera 35 tras do 19 destynacji w 12 krajach. SkyEurope wspierane jest przez silne instytucje finansowe takie jak: Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju (EBOR), Europejski Fundusz Inwestycyjny (EFI), Bank ABN AMRO oraz Bank Austria Creditanstalt i ostatnio zostało dokapitalizowane 10 milionami euro, co stanowi część programu dokapitalizowania o wartości 50 milionów euro. SkyEurope ma szerokie doświadczenie jako pierwsza nisko-kosztowa, tania linia lotnicza w Europie Środkowej. Świadczą o tym 3 lata prowadzenia z sukcesem operacji oraz 1 milion przewiezionych pasażerów. www.skyeurope.com Temat: IBM szuka miejsca w miastach na Call Center. IBM szuka miejsca w miastach na Call Center. GW Trójmiasto Potentat komputerowy myśli o filii w Trójmieście Maciej Sandecki 26-11-2004 , ostatnia aktualizacja 26-11-2004 20:35 Światowy lider w branży komputerowej szuka w Trójmieście miejsca na swój oddział. Pracę w nim mogą znaleźć nawet dwa tysiące osób. IBM chce otworzyć dużą filię, która zajmowałaby się usługami typu call- center. Od kilku miesięcy firma poszukuje dogodnej lokalizacji w Polsce, a także w Czechach i Estonii. W naszym kraju IBM przypatrywał się nieruchomościom w Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie i Trójmieście. Spółka poprosiła o pomoc Państwową Agencję Inwestycji Zagranicznych w Warszawie. - Zwrócił się do nas belgijski oddział IBM - mówi Iwona Chojnowska-Haponik, dyrektor departamentu obsługi inwestora PAIZ. - Sprawdziliśmy dla nich wiele miejsc w kraju. W połowie roku postanowili wstrzymać cały proces, ale właśnie dostaliśmy pismo, że go wznawiają. Piłka jest więc nadal w grze, ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły. Według naszych informacji, w Trójmieście PAIZ znalazł dla IBM-u dwie lokalizacje: Centromor w Gdańsku oraz budynek przy ul. Łużyckiej w Gdyni. - Byli zainteresowani dużym biurowcem w centrum miasta - mówi Barbara Merchel- Czech, kierownik działu promocji współpracującej z PAIZ-em Agencji Rozwoju Pomorza. - Z tego co wiem, chcą zatrudnić nawet dwa tysiące osób. Call-center to najdynamiczniej rozwijająca się dzisiaj forma obsługi klientów. Poprzez centralę, do której dzwoni się na zwykle bezpłatny numer, uzyskujemy wszelkie informacje o firmie i jej produktach. Obecnie usługa jest poszerzana m.in. o obsługę rachunków bankowych, prowadzenie badań marketingowych, dystrybucję i spedycję, rejestrowania skarg, próśb i życzeń klientów, udzielanie porad, wysyłanie drukowanych na żądanie materiałów. Dostęp do call-center jest całodobowy, więc gdyby IBM zdecydował się na Trójmiasto, na każdej z czterech zmian pracowałoby po 500 osób. Polskie przedstawicielstwo IBM w Warszawie nie wie jeszcze, kiedy rozstrzygnie się sprawa lokalizacji filii. *Atrakcyjne Pomorze Województwo pomorskie pod względem liczby inwestycji zagranicznych plasuje się na piątym miejscu w kraju. Obecnie w naszym regionie działa ponad 3 tys. firm z udziałem kapitału zagranicznego, z czego 176 zainwestowało ponad milion dolarów. Łączna wartość inwestycji sięga 3 mld dolarów. W ostatniej dekadzie swoje przedstawicielstwa otworzyły m.in.: Philips, International Paper, Flextronics, Intel, Ericsson, Dr Oetker, Volvo, Nordea Bank, GE Capital Bank, Skanska, Farm Frites. Potentat komputerowy myśli o filii w Trójmieście ZOBACZ TAKŻE • O szansach na inwestycję IBM w Trójmieście mówi Andrzej Liberadzki, prezes Agencji Rozwoju Pomorza. (26-11-04, 20:38) Gdy IBM szukał u nas biurowca kilka miesięcy temu, nasz region wydał im się bardzo atrakcyjny. Zwracali uwagę na kwalifikacje pracowników - znajomość języków i technologii informatycznych - a to mamy. Patrzyli na infrastrukturę technologiczną oraz łącza. Z tym też jest dobrze. No i zależało im, żeby budynek był w centrum miasta. Szczególnie podobało im się to, że leżymy nad morzem. Teraz pewnie poproszą o pogłębienie oferty. Trudno powiedzieć, który z warunków będzie dla nich najistotniejszy. W ogóle nie rozmawialiśmy o podatkach czy kosztach pracy. Na pewno będziemy się bardzo starali, żeby przyszli do nas. Tylko znowu jest potrzebne kilka tys m2 biur conajmniej klasy B. Temat: Jak wygląda konflikt Warszawa-prowincja Jak wygląda konflikt Warszawa-prowincja Ci z prowincji są zachłanni i zakompleksieni. Ci z Warszawy to zarozumiali egoiści. To typowe opinie, jakie wyrażają o sobie nawzajem ci, którzy w metryce urodzenia mają wpisaną Warszawę i ci, którzy wpisanej jej nie mają. Z braku wolnych stolików w pobliskich knajpach, warszawianka Ewa Ratkowska, studentka IV roku kulturoznawstwa, poszła do nielubianego przez nią Cinnamonu. To najmodniejszy obecnie klub w stolicy, salon wystawowy aktorów serialowych, stylistek i fryzjerów. – Patrzę, a tam przy drinku siedzi dziewczyna, która sprzedaje w warzywniaku obok mojego bloku. Pamiętam, że kiedyś mówiła mi, że pochodzi spod Siedlec – opowiada Ewa. Zdaniem warszawiaków to typowy przykład leczenia kompleksów prowincjuszy poprzez aspirowanie do „towarzystwa”. – Takim „pannom na kartoflach” wydaje się, że przyjechały do Nowego Jorku i od razu zostają nowojorczykami, ludźmi wielkiego świata – mówi urodzony w Warszawie Zbyszek, student psychologii społecznej. Panna na kartoflach – to jedno z tysiąca określeń na przyjezdnych. Warszawiacy nawet Gdańsk czy Poznań nazywają prowincją. A prowincja nazywa Warszawę największą wsią w Polsce. Podobnie sprawa wygląda w całej Europie. Konflikt stolica – reszta kraju nie jest bowiem typowy tylko dla Polski. W szwedzkim Umei czy w Malmö stwierdzenie „ty zero ósemko” jest najgorszą z możliwych obelg. „08” to numer kierunkowy do znienawidzonego na szwedzkiej prowincji Sztokholmu… Warszawiacy nie znoszą przyjezdnych i odmawiają uznania ich za obywateli stolicy, bo obawiają się o swoje miejsca pracy i tożsamość miasta. Na pytanie OBOP-u, co najbardziej denerwuje ich w przyjezdnych, niemal wszyscy odparli: „że zostają tu na stałe”. Konflikt Warszawy i reszty kraju jaskrawo widać w sferze pracy. Ludzie z prowincji oskarżani są o demoralizowanie pracodawców – demoralizują, bo pracują za półdarmo. – To warszawiacy sami nakręcają ten młyn. Z jednej strony wolą zarobić na przyjezdnych, z drugiej oskarżają nas o odbieranie im pracy. No to, kto jest w końcu winny? – irytuje się pochodzący ze Słupska Mariusz Kalukin. – Nie zaniżamy pensji, to raczej warszawiak wietrzy spisek, że mało zarabia przez przyjezdnych, choć tak naprawdę jest po prostu słaby. Lub słaba jest firma, która go zatrudnia – dodaje Edyta Oskierko, która do Warszawy przyjechała pięć lat temu z Mazur. Jej pierwszą pracą było smażenie hamburgerów w sieci fast foodów. Pracując kilkanaście godzin dziennie, z trudem zarabiała na czesne w studium technik prac biurowych. Po fast foodzie nadszedł awans zawodowy w postaci pracy na recepcji w hotelu, potem asystentki szefa w biurze handlowym, aż wreszcie etat producenta programu telewizyjnego w Polsacie, gdzie dziś pracuje. Warszawiacy byli zirytowani tą karierą – im przecież w znalezieniu pracy pomaga mama czy ciocia, a przyjezdni są z reguły w Warszawie pozostawieni sami sobie. kiosk.onet.pl/dlaczego/1230488,1920,artykul.html Temat: Czy młodzież Krakowa pójdzie w niedzielę do gło... jak możecie wykorzystywać wasza matke, ona zapewne zagłosowalaby na Kaczyńskiego tylko narzuciliście jej wasze (nie wasze tylko zdanie Michnika! gazety wybiórczej), normalnie jak czytam takie teksty o Polsce ubezwłasnowolnionej to ręce mi opadaja jak Polacy mogą być zaślepienie w gazete Michnika. Czy nie trzeab zdjąć klapek z oczu i obejrzeć sie co się dzieje wokół. Chyba że ciągle chce się być koniem pociągowym w tym przypadku aferzystów z platformy. "Politycy Platformy Obywatelskiej często podkreślają swój krytyczny stosunek do "rozdawnictwa budżetowego". Sami jednak nie mają żadnych obiekcji w sięganiu po publiczny grosz. Prywatna Fundacja Liberałów, której założycielem i członkiem rady był m.in. Donald Tusk, w latach 2001-2002 otrzymywała dotacje z budżetu województwa pomorskiego. Doradca prezydenta Gdańska - czołowego działacza miejscowej PO Pawła Adamowicza - Lech Parell jako udziałowiec spółki wydawniczej Millenium Media zarabiał jednocześnie na umowach z miastem. Na transakcji z tytułu praw autorskich korzystał też sam Donald Tusk. Miasto zamieszczało również płatne reklamy w miesięczniku "30 dni", wydawanym przez... Millenium Media. W 1995 r. Donald Tusk założył Fundację Pomocy Dzieciom Skrzywdzonym "Dar Gdańska". Idea szczytna; jednym z celów działalności fundacji była "wszechstronna pomoc dzieciom i młodzieży Pomorza Gdańskiego, pozbawionym odpowiednich warunków życia i rozwoju z powodów zdrowotnych i społecznych". Fundacja miała też "upowszechniać dziedzictwo kulturowe i historię Gdańska i Pomorza Gdańskiego wśród dzieci i młodzieży". Spore przychody, nawet rzędu 160 tys. zł rocznie, na swoją działalność fundacja uzyskiwała przez szereg lat z tytułu sprzedaży serii wydawnictw "Był sobie Gdańsk". Najbardziej znana publikacja z tej serii, o tym samym tytule, stała się sławna po tym, gdy Jacek Kurski w wywiadzie dla jednego z tygodników zapytał o przeszłość dziadka Tuska, który służył w Wehrmachcie. Książka sprzedawała się bardzo dobrze, tak jak i inne tytuły z tej serii: "Dawny Sopot" czy "Oliwa". Dlaczego więc nagle rada fundacji doszła do wniosku, że kolejne edycje będą nieopłacalne, i przekazała prawa autorskie prywatnej spółce Millenium Media? Nieco światła na tę sprawę może rzucić kilka szczegółów: po pierwsze, dyrektorem fundacji był jednoczesny większościowy udziałowiec spółki MM Grzegorz Fortuna. Po drugie, siedziba spółki, "Daru Gdańska", Fundacji Liberałów i biuro poselskie Donalda Tuska mieszczą się pod tym samym adresem, mają ten sam numer telefonu. Fundatorem i członkiem Rady Nadzorczej Fundacji Liberałów był jeszcze w styczniu br. Donald Tusk. To także on odpowiada za zarzuty, które w 2003 r. Najwyższa Izba Kontroli postawiła fundacji. Kontrolerzy NIK stwierdzili mianowicie, że specjalnie podzielono na części zamówienia dotyczące usług związanych z przygotowaniem do druku czasopisma wydawanego przez Fundację Liberałów "Przegląd Polityczny" i zastosowano tryb zamówienia z wolnej ręki, by uniknąć obowiązku wynikającego z ustawy o zamówieniach publicznych. Fundacja jej podlegała, gdyż pismo w latach 2001-2002 było dofinansowywane z budżetu województwa pomorskiego. Dlaczego Tusk nie wpisał do swojego oświadczenia majątkowego faktu, że według stanu na 31 grudnia 2004 r. był członkiem Rady Nadzorczej Fundacji Liberałów? Dlaczego sam nie respektuje kryteriów, których tak domagał się chociażby od Włodzimierza Cimoszewicza? W oświadczeniu przekazanym Kancelarii Sejmu 27 kwietnia 2005 r. w rubryce "jestem członkiem rady nadzorczej (od kiedy?)" nie ma ani słowa. A przecież Tusk w 2004 r. uczestniczył w posiedzeniach rady Fundacji Liberałów, co odnotowuje Krajowy Rejestr Sądowy. Zapytany o to przez nas, wyjaśnił, że faktu zasiadania w radzie fundacji nie wpisał w oświadczeniu poselskim, bo była to "funkcja honorowa i nie wziął za to pieniędzy". Zarobi spółka kolegi Fakt, że Fundacja "Dar Gdańska" scedowała prawa do wydawania albumów spółce, dziwi tym bardziej, że publikacje dalej świetnie się sprzedawały, choć rzeczywiście suma honorariów z tytułu praw autorskich, które inkasował Tusk, zaczęła maleć z ponad 44 tys. zł w 2003 r. do niespełna 10 tys. zł rok później. Mniej zarabiał Tusk, ale mniej dostawały też dzieci z tytułu realizowania celów statutowych fundacji. Ostatecznie na początku sierpnia br. Tusk podjął decyzję o likwidacji "wobec wyczerpania się środków finansowych i majątkowych fundacji". W ostatnich latach przynosiła tylko straty. Takich problemów nie miał z pewnością doradca prezydenta Gdańska - czołowego działacza miejscowej PO Pawła Adamowicza - Lech Parell jednocześnie... udziałowiec spółki Millenium Media. Spółka zarabia na umowach z miastem. Urząd kupuje od nich albumy, w 2003 r. - 200 sztuk. Na tym pośrednio zarabia sam Tusk z tytułu praw autorskich. Miasto zamieszcza też płatne reklamy w miesięczniku "30 dni", wydawanym przez Millenium Media. Jeszcze w lutym ub.r., gdy sprawę opisała jedna z lokalnych gazet, krytykowała ją surowo ówczesna szefowa polskiego oddziału Transparency International Julia Pitera, obecnie... posłanka Platformy Obywatelskiej. Obelgi zamiast wyjaśnień "'Nasz Dzien nik' dał popis PRL-owskiej szkoły propagandy komunistycznej, bo nie opisuje faktów, tylko nimi manipuluje" - skarży się po naszych publikacjach szef sztabu Tuska, Jacek Protasiewicz, na łamach "Gazety Wyborczej", której wrocławski dodatek wziął w obronę polityków "skrzywdzonych" artykułami ujawniającymi ich niejasne interesy. Zdecydowanie łatwiej nazwać je "atakiem politycznym" niż merytorycznie odpowiedzieć na zarzuty o nepotyzm i wspieranie koleżeńskich układów za publiczne pieniądze. Paweł Piskorski tworzył "układ warszawski", Schetyna - "układ wrocławski". Trudno oczekiwać, by Donald Tusk reagował na zarzuty, skoro sam jest uwikłany w niejasną siatkę interesów w Gdańsku. "Dziennik sugeruje, że agencja Kaliny Rowińskiej-Schetyny dostała zlecenie tylko dlatego, że szefem biura promocji w mieście był Jacek Protasiewicz, wtedy protegowany Schetyny, dziś szef sztabu wyborczego Donalda Tuska" - czytamy w "Gazecie". Otóż, niczego nie sugerujemy. Zawarcie umowy było faktem. Obracanie publicznymi pieniędzmi wymaga całkowitej przejrzystości, a tego typu transakcji urzędnicy ratusza nie powinni podpisywać ze znajomymi czy członkami rodzin. Takie standardy obowiązują we wszystkich cywilizowanych państwach. - Gdyby Kalina siedziała w domu i robiła na drutach, byłoby dobrze, a że działa w biznesie, to jest problem - wyłuszcza obecny szef Agencji ARRS Effectica Dariusz Franckiewicz. No cóż, nic dodać, nic ująć! Trudno się nie zgodzić z taką opinią." Temat: Czy na wycieczce potrzebny jest pilot? Czy na wycieczce potrzebny jest pilot? Postanowiłem włożyć kij w mrowisko i odpowiedzieć sobie na tak postawione pytanie. O dziwo odpowiedź w moim mniemaniu brzmi - nie. Pilot wycieczek to funkcja stworzona w minionym systemie społecznym i gospodarczym, występująca (ktoś w dyskusji powoływał się na przykłady Czech, Skandynawii, Chorwacji... i Rosji) jako zawód regulowany jedynie w Polsce - o Czechach np. wiem, że jest to wybitnie "wolna" funkcja. W Niemczech panuje totalna swoboda, którą odzwierciedla wypowiedź właściciela niemieckiego biura, że jeśli do niego przyjedzie grupa rosyjska, a u niego jako sprzątaczka jest zatrudniona Rosjanka - to on jej powierzy pilotowanie grupy. W tym też kierunku zmierzają zmiany w ustawie o usługach turystycznych - organizator, o ile ten projekt ustawy stanie się prawem, będzie musiał poinformować, jakie kwalifikacje ma jego przedstawiciel - przewodnika, pilota wycieczek, czy też inne - jest np. pracownikiem biura. Pewnie na ustanowienie funkcji pilota wycieczek (zagranicznych) miała niegdyś swój wpływ słaba znajomość języków obcych wśród polskich turystów. W swej dotychczasowej praktyce byłem wielokrotnie świadkiem, jak przyjeżdżające grupy niemieckie bądź szwajcarskie (do tych dwu nacji ogranicza się moje doświadczenie w zakresie pilotowania przyjazdówek) część pobytu w Polsce doskonale obchodziły się bez miejscowego pilota. Przykładowo: grupa przyjeżdża do Wrocławia, zwiedza go z zamówionym przewodnikiem niemieckojęzycznym, jedzie do Krakowa, gdzie nocuje. Następnego dnia całodzienne zwiedzanie Krakowa z zamówionym wcześniej przewodnikiem - oczywiście w języku niemieckim. Kolejnego dnia rankiem ruszają już z polskim pilotem przez Częstochowę do Wawy. Następny dzień - ziedzanie Wawy, przejazd na Mazury. 5 dzień - Mazury, 6 - Mazury-Malbork (zwiedzanie)-Gdańsk, gdzie przekazuję przesympatycznych Szwajcarów w ręce przewodnika miejskiego i żegnam się z nimi. A oni kolejnego dnia przez Szczecin udają się do Niemiec. Pytam się - gdzie tu miejsce dla pilota? Nawet na Mazurach oferowano mi przewodnika, ale zrezygnowałem z niego, wychodząc z założenia, że nie byłoby tu już dla mnie miejsca. Kwaterowanie w Krakowie i Gdańsku odbywało się zapewne tak, jak to obserwowałem w Wawie i Mikołajkach oraz w przypadku wielu innych grup cudzoziemców - w recepcji voucher na ladę, pracownik recepcji kładzie obok otrzymaną od biura listę uczestników z dopisanymi numerami pokojów. Wydanie kluczy, ustalenie pory obiadokolacji i śniadania następnego dnia oraz jutrzejszego wyjazdu z hotelu. Koniec. Jaka to filozofia? Tam, gdzie nie ma pilota, załatwia to kierowca. W tym układzie pracuję w większej mierze jako przewodnik niż pilot i to może nie w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz jako osoba, która przybliża realia życia w Polsce cudzoziemcom. A jeśli potrafi się ich zainteresować (a z Niemcami nie jest to trudne, bowiem większość z przyjeżdżających tu wykazuje spore zainteresowanie), to pytania mogą być różne i dotyczyć np. nie tylko bigosu czy krupniku, zw. u nich Bärenfang, wprowadzenia euro w Polsce, ale i tak zawiłych spraw, jak chociażby przejścia byłej prywatnej własności Niemców jako osób fizycznych (gospodarstwa rolne,domy, mieszkania) na rzecz obecnych właścicieli. Wiem, odpowiecie mi - a któryż to polski kierowca zakwateruje grupę? Racja, zwłaszcza jeśli okazuje się, że biura z kilkunastoletnią tradycją nie potrafią poprawnie sporządzić rooming listy. A kto pomoże biednemu turyście, jeśli w WC zabraknie papieru życia? I to też racja - Polak w tej sytuacji idzie do pilota, Niemiec - do recepcji (kłania się znajomość języków). Ale młodsze pokolenie znacznie lepiej opanowało języki obce niż ich ojcowie i może za 2 pokolenia ta postawa polskich turystów się zmieni. Niemcy czy Szwajcarzy nie będą targali do wnętrza autokaru nadmiernych bagaży - aparat fotograficzny, przewodnik, parasol, ew. płaszcz. Na postoju kawę czy piwo kupią u swego kierowcy, śmieci wyniosą i wrzucą do parkingowego pojemnika na śmieci (ich sposób bycia nie przewiduje woreczków na podłokietnikach). Czasem kupią u kierowcy sznapsa (40 ml!) i wypiją go. Żadnych awantur alkoholowych - ani w autokarze, ani w hotelu (raz zdarzyło się w szczecińskim Radissonie, ale o tym dowiedziałem się dopiero następnego dnia - obsługa hotelowa sama zażegnała awanturę, nie budząc o 2 w nocy pilota). Żadnego żarcia w autobusie - od tego są postoje. Korzystanie z WC w autokarze tylko! w sytuacjach awaryjnych. Tego nie trzeba im tłumaczyć. Mają to we krwi. Więc po co im pilot? Przewodnik - tak, a pilot? Każdy z Was ma zapewne doświadczenie z polskimi grupami - proszę je porównać z tym, co napisałem powyżej. Przykłady mógłbym mnożyć, ale przecież nie o to chodzi. Dochodzę do mało budującego wniosku - jedyną racją utrzymania funkcji pilota wycieczek jest mentalność polskiego turysty i jego sposób bycia. Zdaję sobie sprawę, że moje poglądy są co najmniej kontrowersyjne i dlatego mam nadzieję, że wkrótce otrzymam "stosowny odpór" ze strony połączonych sił pilockich. Pozdrawiam adwersarzy 13 Temat: Dostalem oferte i SPROBOWALEM!!! i jeszcze taki kwiatek .... Gang polskich "wolontariuszy" Marion Scott, tłum. Joanna McCaffrey 11.03.07 Sunday Mail Gang polskich "wolontariuszy" Czlonkowie zorganizowanej grupy oszustów podajacych sie za dzialaczy organizacji charytatywnych sa poszukiwani w zwiazku z zarzutami wyludzenia od Szkotów setek tysiecy funtów. Gang – pod przewodnictwem zamoznych braci Mateusza i Jacka Szramke – rozprowadza ulotki wsród tysiecy domostw szkockich podszywajac sie pod organizacje dobroczynne o nazwach Scottish Help for the World (Szkocka Pomoc dla Swiata) i Scottish Help for Poor People (Szkocka Pomoc Ubogim). Szkockie rodziny, wierzac, ze pomagaja ubogim w Polsce i innych krajach wschodnioeuropejskich, oddaja oszustom ubrania, zabawki, sprzety domowego uzytku oraz przedmioty takie jak wózki i przybory dzieciece. Ale gazeta Sunday Mail ujawnia, ze numery rejestracyjne polskich organizacji charytatywnych i numery brytyjskich urzedów celnych podane na ulotkach zostaly sfalszowane. Pracownik zatrudniony przez braci Szramke powiedzial zespolowi dochodzeniowemu gazety, ze ofiarowane dobra sa sprzedawane z duzym zyskiem polskim sklepom z artykulami uzywanymi. Urzednicy Biura Regulacyjnego Szkockich Organizacji Dobroczynnych (the Office of the Scottish Charity Regulator), badaja w tej chwili sprawe braci Sramke, a i polscy urzednicy prowadza juz w tej sprawie dochodzenie... Bracia Sramke twierdza, ze przekazuja dobra polskiej organizacji charytatywnej o nazwie „Dewajtis”. Ale wczoraj wieczorem Konsul Generalny Aleksander Dietkow oswiadczyl: "Taka organizacja chrytatywna nie istnieje w Polsce. W moim kraju obowiazuja rygorystyczne przepisy dotyczace dzialalnosci organizacji charytatywnych, a te ulotki nie spelniaja wymogów ani prawa szkockiego, ani polskiego. Polskie Ministerstwo Spraw Wewnetrznych reguluje dzialalnosc organizacji dobroczynnych w Polsce, a zarówno pieczec, jak i numery podane na tych ulotkach sa calkowicie sfalszowane. Nasz kraj cieszy sie wielkim zaufaniem spolecznosci szkockiej, totez oburza mnie fakt, iz oszusci ci próbuja nadszarpnac to zaufanie." Wyludzane w ten sposób dobra sa wywozone ze Szkocji dwa razy w tygodniu. Bracia Sramke mieszkaja w okolicy Gdanska i prowadza lukratywna dzialalnosc gospodarcza obejmujaca prowadzenie hotelu i spólki z uzywana odzieza o nazwie Domplast, która sprzedaje ubrania na wage. Jeden z pracowników spólki Domplast powiedzial przedstawicielowi Sunday Mail: „Kazda ciezarówka przywozi cztery tony uzywanego towaru. Jezeli przedmioty nie sa w dobrym stanie, sprzedajemy je po funcie za kilogram, ale jesli sa w dobrym gatunku, dostajemy prawie szesc funtów od kilograma. Jesli chodzi o towar ze Szkocji, jest on zawsze wysokiej jakosci. Sprzedajemy go hurtowniom i sklepom z odzieza uzywana.” Mateusz, lat 19, i Jacek, lat 17, kieruja grupa prawie dwudziestu osób w malenkim mieszkaniu w dzielnicy Govanhill w Glasgow. Oszusci wynajmuja 5 kontenerów ze skladu kontenerów mieszczacego sie w poludniowej czesci miasta, ale ostanio nie byli tam widziani juz od jakiegos czasu. Alex McLeod, który zarzadza skladem przy Carmichael Street, Ibrox, stwierdzil: "Osoby te korzystaja z naszych uslug od co najmniej siedmiu miesiecy; dwie pelne towaru ciezarówki wyjezdzaja stad do Polski kazdego tygodnia. Nie pochwalam tego co robia, poniewaz ich darczyncy przekonani sa o charytatywnym charakterze tej dzialalnosci. Przyjezdzaja i wyjezdzaja w nocy, totez trudno zamienic z nimi nawet slowo." Biuro Regulacyjne Szkockich Organizacji Dobroczynnych (the Office of the Scottish Charity Regulator - OSCR) podalo, ze dochodzenie w sprawie dzialalnosci gangu trwa juz od szesciu miesiecy. OSCR wystosowalo obwieszczenia przeciwko grupie przestepczej i jesli beda oni dalej lamac prawo, moga zostac ukarani kara grzywny w wysokosci trzech i pól tysiaca funtów i kara pozbawienia wolnosci do trzech miesiecy. W oswiadczeniu OSCR stwierdza sie: "Od sierpnia 2006r. otrzymalismy szereg zgloszen ze strony osób prywatnych, kwestionujacych charytatywny charakter dzialalnosci Scottish Help. Scottish Help rozprowadza ulotki zapowiadajace zbiórke odziezy uzywanej. W ulotkach podany jest "numer Rejestru Organizacji Charytatywnych PL168639 ", jak równiez istnieje wzmianka o „zbiórce na cele charytatywne ". Scottish Help nie jest zarejestrowana w Szkockim Rejestrze Organizacji Charytatywnych." David Thomson, stajacy na czele South Ayrshire Trading Standards, oswiadczyl: "Nasi urzednicy, w nastepstwie skarg tutejszych mieszkanców, juz od pewnego czasu prowadza dochodzenie w sprawie tej podajacej sie za charytatywna organizacji. Przejelismy pelna towaru ciezarówke i towar ten pozostaje u nas do czasu zakonczenia postepowania." Natomiast rzecznik Kosciola Katolickiego oswiadczyl: “Jest to godne potepienia oszustwo, wykorzystujace ludzka szczodrosc i naruszajace dobre imie wielu Polaków, których obecnosc wzbogacila Szkocje, a co do których wkradaja sie teraz podejrzenia w umysly tutejszych spolecznosci.” Przedstawiciel Parlamentu Brytyjskiego z regionu Ayshire, MP Brian Donohoe stwierdzil: "Chcialbym wiedziec, w jaki sposób grupa ta byla w stanie prowadzic swoja dzialalnosc przez tak dlugi okres czasu pod nosem wladz i jakie postepowania sprawdzajace zostaly przeprowadzone w zakresie cotygodniowego wywozu towaru z Wielkiej Brytanii. Nie spoczne dopóki nie otrzymam szczególowego sprawozdania w tej sprawie.” Kate Higgins, menadzer szkockiego oddzialu Fundraising Standards Board, oswiadczyla: "Kazda prawdziwa organizacja charytatywna, organizujaca zbiórki od osób prywatnych, powinna dolaczyc do nas i zadeklarowac chec dzialania w sposób otwarty, godziwy, uczciwy i etyczny. W ten sposób ofiarodawcy beda mogli polegac na rozpoznawalnym znaku zaufania dla naszej organizacji (znaku „tick”) i miec pewnosc, ze ich dary beda przekazane na uczciwe cele. Bracia Szramke nie odpowiedzieli na wiadomosci gazety Sunday Mail pozostawione im w ich lokalu w Glasgow i w ich siedzibie w Polsce. Temat: Czy tygodnik (TW) Polityka przestanie istnieć? Czytaj uważniej !! Kolego wypraszam sobie aby zwracać się do mnie -"koleżko" bo jest zwrot charakterystyczny dla przedstawicieli marginesu i raczej ma znaczenie poniżające dla osoby do której jest kierowne.Dlatego też czasami osoba zwracająca się w ten sposób do kogoś może liczyć się z tym,że dostanie po gębie.Zaskoczony jestem skąd na forum takie zwroty. Nikogo nie wprowadzałem w błąd ale korzystałem z wyjaśnień udostępnianych w prasie,oto one i źródło: Gazeta.pl > Kraj > Informacje > Ostatnie 14 dni Poniedziałek, 7 lutego 2005 Jak czytać listę Wildsteina? ZOBACZ TAKŻE • Kolejka po teczki w IPN (04-02-05, 00:00) em 04-02-2005, ostatnia aktualizacja 03-02-2005 20:12 czytaj dalej » r e k l a m a Lista Wildsteina budzi zainteresowanie i pytania. Próbujemy na niektóre odpowiedzieć. Sygnatura akt na liście jest zbudowania np. tak: IPN BU 001099/57 (nr fikcyjny). Litery to Instytut Pamięci Narodowej, Biuro Udostępniania. Ono przejęło akta PRL-owskich specsłużb. Dwa zera to informacje ściśle tajne. - Na ogół tak oznaczano akta tajnych współpracowników i kandydatów na TW - mówi nam dr Paweł Machcewicz, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN. Liczba po zerach do znaku "/" w powyższym przykładzie oznacza numer partii akt z protokołu przejęcia przez IPN dokumentów. Liczba po kresce oznacza numer tej teczki w spisie. Jednym zerem są oznaczone dokumenty tajne. - Tak oznaczano osoby pracujące na etacie w służbach. Jeśli sygnatura w ogóle nie ma początkowych zer, to oznacza, że dokumenty były uznawane przez te służby za jawne. Często takie oznaczenia mają akta etatowych pracowników - mówi Machcewicz. Dodaje, że tych zasad oznaczania zerami nie można uznawać za reguły absolutne. Różne przypadki ludzkie Człowiek nigdy nie był zatrzymywany przez SB, nie miał w domu rewizji, nie był przesłuchiwany, a mimo to znalazł się na liście. Dlaczego? Mogły się specsłużby nim interesować, bo np. planowały nakłonienie go do współpracy. Zrezygnowały, ale teczkę tej osobie założyły, a ta osoba nic o tym nie wiedziała. Jeśli ktoś podpisał zobowiązanie do współpracy, ale natychmiast powiedział o tym w swoim otoczeniu, wśród kolegów z pracy czy opozycji, i jeśli ta osoba nie współpracowała ze specsłużbami, lecz prowadziła działalność opozycyjną, to może być uznana za pokrzywdzonego. - Każda sprawa jest badana indywidualnie - dowiedzieliśmy się w IPN. Nie dostanie swojej teczki funkcjonariusz SB, nawet jeśli przeszedł do opozycji. Np. płk Adam Hodysz, b. oficer SB, który pracując w SB, w latach 70. zaczął współpracę z gdańską opozycją, nie będzie mógł zajrzeć do swojej teczki. Ewidencja - na wieki Nawet jeśli osoba z listy Wildsteina, czyli listy katalogowej używanej w IPN, zostanie uznana za pokrzywdzoną, to IPN nie wykreśla jej z tej listy. Bo to tylko przewodnik po zasobach archiwalnych, a nie lista agentów. Na liście więc zostaje się na wieki. Są na niej osoby, które IPN już dawno uznał za pokrzywdzone. Autentyzm list Wildsteina W internecie można znaleźć wiele kopii listy. Można ją też kupić na bazarach. Szef PSL Waldemar Pawlak proponował w środę, aby IPN autoryzował wersję listy i udostępnił ją na swojej stronie internetowej. Potwierdziłby tym samym jej autentyczność. Kolegium IPN się na to na razie nie zdecydowało, choć o tym w środę dyskutowało. Być może w przyszłym tygodniu jeszcze raz tę kwestię rozpatrzy. To nie ja śsciemniam ale Ty nie zrozumiałeś mojego tekstu.Przecież tłumaczę jak "chłop krowie na miedzy" że przejęto SB-ckie listy a to czy mamy do czynienia z TW czy kandydatem na TW należy sprawdzać w teczkach tych osób bo w na tej liście wildsteina tego nie ma w sygnaturkach.Z tego co podawano w TV klauzulą tajności dany dokument opatrywała i opatruje osoba która go sporządza.Było to tłumaczone przy Sejmowych KŚ gdy Rokicie chciano postawić zarzut ujawnienia tajemnicy.Dokumenty przejęte przez IPN już takie klauzule posiadały.Kto więc je nadał jak nie pracownicy SB?W obu wyjasnieniach jest już odniesienie do klauzul.Pracownicy IPN zachowali je.Podajesz to samo: "Cyfry następujące po skrócie nie oznaczają, kim była dana osoba (funkcjonariusz,agent itd.) lecz odnoszą się do klasyfikacji dokumentu, z którego zaczerpnięto nazwisko zgodnie z ustawą o informacji niejawnej. Tak więc, jeśli dokument był jawny, cyfry nie są poprzedzone ani zerem, ani żadnym innym oznaczeniem. Gdy dokument był poufny, przed liczbą jest skrót "pf" a gdy był tajny liczba zaczyna się od "0". Dwa zera (00) rozpoczynają sygnaturę wówczas, gdy dokument był ściśle tajny. Ten sposób oznaczenia przyjęty przez IPN nie przesądza o tym, czy dana osoba była pracownikiem (brak jakichkolwiek zer, ew. pf), funkcjonariuszem (jedno zero), współpracownikiem albo kandydatem (dwa zera)choć bardzo często tak właśnie jest. Nie przesądza, bo IPN za punkt wyjścia przyjął pochodzenie dokumentu, a nie kwalifikację osoby". Zresztą nawet w tym fragmencie swojego tekstu masz podane te same uwagi,które ja podnoszę: "Nie sposób zrozumieć, dlaczego archiwiści IPN, mając do dyspozycji teczki, zamiast użyć skrótów określających sytuację poszczególnych osób, posłużyli się oznaczeniami z pomocniczego systemu kartotecznego, co wprowadza w błąd i uniemożliwia odróżnienie agenta od osoby prześladowanej". - tutaj przedstawine już w formie pytania. Proszę więc abyś czytał uważniej moje teksty i nie używał w stosunku do mnie grypsery. Korzystałem jakby ni było z wyjaśnień dra Pawła Machcewicza, dyrektora Biura Edukacji Publicznej IPN. Może przeczytaj też sobie instrukcje aparatu bezpieczeństwa do której podaję link z nadzieją,że będzie działał. www.ipn.gov.pl/instrukcje_aparat_bezp.pdf Mimo wszystko pozdrawiam. Ps Nie mam zamiaru pisać komentarzu do całej listy i sposobu jej wykorzystania przy uwzględnieniu zasad demokratycznego państwa prawa.Zrobiłem to już przy okazji KŚ ds.Rywina i zajęło mi to strasznie dużo czasu i wysiłku.Teraz jestem już zmęczony i przestało mnie bawić zwracanie uwagi na homo sovieticusa w rozumieniu funkcjonowania zasad prawa w państwie demokratycznym. Jedynym bodźcem który popych mnie jeszcze do napisania tekstu jest to,że takie podejście do całej sprawy powoduje podział narodu.Na początku lat 80 miałem jeszcze ten naród zjednoczony (bez względu na przekonania)co wyrażało się min.wspólnymi strajkami,dzięki czemu możliwy był upadek starego systemu. Teraz znowu wracają podziały. Temat: VIII.80 - Jedna depesza PAP w Gazecie Wyborczej:( Rzeczpospolita :'Boisko wielkich mocarstw'. cz2. ..Warszawie Boris Aristow przekazał Gierkowi kolejny list. Był on jeszcze ostrzejszy w tonie, a w dodatku ambasador opatrzył go własnym komentarzem, w którym wspominał m.in. o powstaniu w Kronsztadzie w 1921 r., które - jak wiadomo - utopione zostało we krwi. Gierek relacjonując kolegom z Biura Politycznego treść listu i przebieg rozmowy, stwierdził jednoznacznie, że "jest zbulwersowany tonem oświadczenia". Najprawdopodobniej nikt z Polaków nie wiedział, że na Kremlu powołano już specjalną Komisję Biura Politycznego ds. Polski (od nazwiska jej przewodniczącego nazywano ją "komisją Susłowa"), której pierwszym działaniem było sporządzenie projektu decyzji o postawieniu w stan pełnej gotowości bojowej i przygotowanie do wkroczenia do Polski około 10 dywizji. Być może, gdyby Gierek wiedział o tym, byłby bardziej ustępliwy wobec Sowietów. Kreml nie zgodził się na spotkanie na najwyższym szczeblu, które zaproponowali Polacy (wytypowano już nawet skład delegacji) i 29 sierpnia doszło do kolejnej rozmowy z Aristowem: Gierek i towarzyszący mu wicepremier Mieczysław Jagielski, który od pięciu dni negocjował w Gdańsku z Wałęsą, przekonywali, że nie ma innego wyjścia, niż zgoda na budzący największe kontrowersje i obawy "postulat numer 1" (utworzenia wolnych związków zawodowych - przyp. red.). Moskwa milczała, co odczytano w Warszawie jako brak zastrzeżeń wobec decyzji, którą Gierek określił jako "mniejsze zło". Można powiedzieć, że schemat z drugiej połowy sierpnia 1980 r. - naciski Moskwy z jednej strony, rezerwa polskiego kierownictwa z drugiej - stał się stałym elementem stosunków polsko-sowieckich przez następnych kilkanaście miesięcy. Należy jednak zwrócić uwagę, iż polityka sowiecka, aczkolwiek niezmienna w wymiarze strategicznym, cechowała się elastycznością w taktyce (np. w pierwszych tygodniach po podpisaniu porozumień napominano polskie kierownictwo, ale nie zalecano żadnych drastycznych działań). Zarówno z dostępnych dokumentów, jak i licznych wypowiedzi post factum wynika, iż w kierownictwie polskiej partii odczuwano nacisk ze strony Moskwy jako jeden z najważniejszych, a niekiedy - lub w przypadku niektórych osób - jako wręcz jedyny element kształtujący proces decyzyjny, ale nawet gdyby Polska była suwerenną, komunistyczną wyspą - taką np. jak Północna Korea - w obliczu tak ważnego zjawiska, jakim była "Solidarność", musiałoby dojść do rozbieżności co do strategii i taktyki działań. Nie można więc powiedzieć, że to tylko z poręki i inicjatywy Moskwy pojawili się zwolennicy szybkiego, radykalnego uderzenia na "Solidarność" i całkowitego jej zgniecenia. Presja ze strony Moskwy była dla jednych "bulwersująca", dla innych stanowiła dodatkową zachętę do głoszenia konieczności zlikwidowania siłą niezależnego związku. We wspomnieniach Kani, a zwłaszcza Jaruzelskiego, spotkania z Breżniewem i innymi czołowymi przywódcami sowieckimi przedstawiane są na ogół w czarnych barwach, jako prawdziwe "seanse strachu". Nie ulega wątpliwości, że w większości przypadków były one raczej niemiłe dla Polaków: odbywały się w zasadzie po to, aby uzmysłowić im konieczność podjęcia radykalnych działań i wyrazić - oczywiście "nasycone partyjną troską" - zaniepokojenie pasywnością. Ale nie wszyscy tak dramatycznie odbierali owe kontakty. Interesujące może być porównanie wspomnień Kani i Kazimierza Barcikowskiego, który nie był ulubieńcem sowieckich przywódców, z narady w Moskwie, 5 grudnia 1980 r., w której brali udział wszyscy liderzy Układu Warszawskiego. Dla Kani było to przeżycie nieomal traumatyczne, Barcikowski zaś zwraca uwagę, że już na lotnisku witający ich Konstanin Rusakow (sekretarz KC odpowiedzialny za stosunki z państwami komunistycznymi) "powiedział, że nie trzeba się niepokoić, bo wszystko pójdzie pomyślnie [błogopołuczno]". Zarówno Kania, jak i Jaruzelski jako szczególnie dramatyczne opisują spotkanie z szefem KGB Jurijem Andropowem i ministrem obrony Dmitrijem Ustinowem, które odbyło się w nocy z 3 na 4 kwietnia 1981 r. w Brześciu, choć przecież to właśnie podczas tego spotkania usłyszeli deklarację zgody na rozwiązanie sytuacji "polskimi siłami", bez udziału wojsk Układu Warszawskiego. Być może dramatyzm wynikał zarazem z okoliczności spotkania (w nocy, dowożeni z Warszawy sowieckim samolotem wojskowym, towarzyszył im tylko jeden Polak), jak i niepewności co do stanowiska Sowietów. Ale wszystko skończyło się - jeśli tak można powiedzieć - dobrze. A nawet bardzo dobrze. Stosowana przez Kreml technika stymulowania podziałów znalazła swój finał w czerwcu 1981 r., gdy z inicjatywy Moskwy przeprowadzony został "pałacowy zamach stanu", którego celem było odsunięcie ze stanowisk Kani i Jaruzelskiego (wówczas premiera). Przez wiele miesięcy kierownictwo sowieckie próbowało ustalić, którzy spośród polskich liderów opowiadają się za działaniami radykalnymi i jednocześnie są na tyle ambitni oraz wpływowi, że mogliby przejąć kierownictwo, gdyby dotychczasowe dalej nie było w stanie (lub nie chciało) podjąć odpowiedniej decyzji. 23 kwietnia 1981 r. Biuro Polityczne zaakceptowało opracowanie "komisji Susłowa" zatytułowane "Rozwój sytuacji w Polsce i niektóre kroki z naszej strony". W opracowaniu tym przedstawiono podział polskiego kierownictwa na "prawą flankę" (m. in. Mieczysław F. Rakowski, Andrzej Werblan), centrum (Kania, Jaruzelski) oraz "lewą flankę", do której należeć mieli m.in. Stefan Olszowski, Tadeusz Grabski, Andrzej Żabiński i Stanisław Kociołek (wszyscy członkowie Biura Politycznego). Po parotygodniowych przygotowaniach przystąpiono do akcji, do której sygnałem był otwarty list KC KPZR do KC PZPR, ostro krytykujący Kanię i Jaruzelskiego, jako osoby niewykazujące "rewolucyjnego zdecydowania". Na posiedzeniu Komitetu Centralnego (9 i 10 czerwca) Kania i Jaruzelski zostali ostro zaatakowani, ale zarówno dzięki zręcznej obronie, błędowi taktycznemu, jakim było celowanie jednocześnie w obu, oraz z powodu braku jednomyślności wśród "puczystów", zwolennicy Moskwy przegrali w tajnym głosowaniu w stosunku 24: 89. Była to dobra nauczka dla Kremla. Cztery miesiące później Sowieci zachowali się ostrożniej: skłonili Jaruzelskiego, aby "wziął rozwód" z Kanią, który został odsunięty ze stanowiska i zapadł w polityczny niebyt, a wraz z nim pożegnano się z kunktatorską taktyką wobec "Solidarności". Temat: Poznajemy naszą BYDGOSZCZ Dalej Walor 21: REGIONALNY OŚRODEK MEDIALNY Bydgoszcz jest w regionie najważniejszym ośrodkiem medialnym. Tu znajduje się oddział regionalnej telewizji TV3, regionalna rozgłośnia radiowa Radio Pomorza i Kujaw (PIK), regionalna „Gazeta Pomorska” wykraczająca swym zasięgiem poza województwo - wg rankingów najlepszy dziennik regionalny w Polsce. Ponadto w Bydgoszczy mają swą siedzibę liczne lokalne rozgłośnie radiowe i kilkadziesiąt lokalnych gazet i czasopism. Obok Bydgoszczy również Toruń gromadzi instytucje medialne, ale nie spełniając w takim zakresie jak Bydgoszcz roli ośrodka regionalnego. 1. Tradycje W 1806 r. Jan Kimmel otworzył w Bydgoszczy pierwszą w mieście drukarnię. Od nazwiska następcy zwana jest drukarnią Gruenauera (dzisiejsza drukarnia im. KEN). Od momentu ustanowienia Księstwa Warszawskiego i siedziby departamentu w Bydgoszczy nastąpił rozwój piśmiennictwa i czasopism. Prefekt Gliszczyński dążył do utworzenia departamentowego organu publikacyjnego. 1 lipca 1808 r. zaczęto wydawać w Bydgoszczy „Dziennik Doniesień Rządowych i Prywatnych Departamentu Bydgoskiego” będący pierwszym polskim czasopismem wydawanym w mieście. Od 1810 w miejsce tego pisma i „Gazety Toruńskiej” zaczęto wydawać dwujęzyczną „Gazetę Bydgoską”. Oprócz niej zaczęto wydawać drugą gazetę: „Dziennik Tygodniowy Departamentu Bydgoskiego”. Czasopisma wydawano do końca okresu Księstwa (1815 r.). W I połowie XIX w. w Bydgoszczy istniały 3 drukarnie. Od 1832 wychodziły niemieckie gazety, początkowo nieregularnie, a od 1846 r. wychodził „Bromberger Wochenblatt” – pierwszy trwały dziennik bydgoski. Oprócz niego wychodziły też konserwatywne pisma niemieckie. 1 stycznia 1908 zaczyna wychodzić stała gazeta polska "Dziennik Bydgoski" (numer okazowy 2 XII 1907), redagowana do II wojny światowej przez jej założyciela Jana Teskę. „Dziennik Bydgoski” od 1920 miał największy zasięg obok Gazety Grudziądzkiej i toruńskiego Słowa Pomorskiego, był trybuną Chrześcijańskiej Demokracji. W mieście wychodziły również inne gazety: Gazeta Bydgoska, od 1933 Kurier Bydgoski - trybuna Stronnictwa Narodowego i Polskiego Związku Zachodniego oraz liczne gazety i czasopisma wydawane okresowo. Bydgoszcz już w okresie międzywojennym stała się siedzibą instytucji pocztowej o zasięgu ogólnopolskim. Na polecenie Komisarza Poczt i Telegrafów powołano pod koniec 1919 r. biuro kontroli dokumentów rachunkowych wszystkich urzędów pocztowych Rzeczpospolitej Polskiej pod nazwą Zawodowa Izba Obrachunkowa Ministerstwa Poczty i Telegrafów. Na skutek zarządzonej częściowej ewakuacji Warszawy, toczącej zacięte walki w wojnie polsko bolszewickiej Izbę przeniesiono do Bydgoszczy 18 sierpnia 1920 r. Wczesna Izba Obrachunkowa znalazła swoją siedzibę w budynku dzisiejszego Urzędu Wojewódzkiego, gdzie rozpoczęła swoją działalność polegającą na kontroli przekazów pocztowych i telegraficznych oraz prowadzeniu rozrachunków zagranicznych z ruchu telefonicznego i telegraficznego. Izba pozostała do dnia dzisiejszego. Obecnie jest Centralnym Ośrodkiem Rozliczeniowym Poczty Polskiej przy ul. Jagiellońskiej. Bydgoszcz jest ważnym ośrodkiem pocztowym od zarania tej instytucji. W 1850 r. w Bydgoszczy zlokalizowano Okręgową Dyrekcję Poczty. Gmach tej instytucji wybudowany w 1885 r. w stylu neogotyckim zachwyca do dnia dzisiejszego klasą i dopracowaniem detali. Po II wojnie światowej w Bydgoszczy znalazły się 2 ogólnopolskie instytucje pocztowe: Izba Rozrachunkowa i Bank Pocztowy (75% udział posiada Poczta Polska). W latach 30-tych rozpoczęła się era mass-mediów. W styczniu 1937 r. utworzono podstudio Polskiego Radia Rozgłośni Pomorskiej w sali Teatru Miejskiego. Na antenie prezentowano audycje z Bydgoszczy, które zyskały renomę. W październiku tego roku zorganizowano Ogólnopolską Wystawę Radiową w Bydgoszczy. Po wojnie instytucje medialne rozwijały się sukcesywnie: 28 I 1945 - ukazał się pierwszy numer "Wiadomości Bydgoskich" (pierwsza gazeta w powojennej Bydgoszczy) 1945 – inauguracja Rozgłośni Radiowej w Bydgoszczy 1948 - z połączenia "Gazety Zachodniej" i "Głosu Pomorza" powstała "Gazeta Pomorska" 1954 - założono Klub Międzynarodowej Prasy i Książki 1956 – pierwsze starania w celu uruchomienia ośrodka telewizyjnego w Bydgoszczy 1959 - zaczęła wychodzić popularna popołudniówka "Dziennik Wieczorny" 1961 - przekazanie do użytku stacji retransmisyjnej TV i programów Polskie Radia - Pomorskiego Ośrodka Telewizyjnego w Trzeciewcu koło Bydgoszczy 1973 – przy rozgłośni Polskiego Radia powstała redakcja telewizyjna jako oddział regionalny ośrodka gdańskiego 1984- bydgoski ośrodek telewizyjny włączony w skład redakcji programów publicystyczno-informacyjnych w oddziale gdańskim 1989 – powstaje Gazeta Wyborcza w Bydgoszczy 1990- reaktywacja bydgoskiej redakcji telewizyjnej z zasięgiem na województwa: bydgoskie, toruńskie i włocławskie 30 VII 1993 - otwarcie oddziału Telewizji Polskiej S.A. w Bydgoszczy 1993 – powstała samodzielna spółka Polskie Radio Pomorza i Kujaw 1993 - pierwsze radiowe rozgłośnie komercyjne: radia Vox, El, Pomoże 5 IX 1994 - inauguracja programu miejskiego bydgoskiego oddziału Telewizji Polskiej S.A. 2002 – budowa nowoczesnej siedziby TVB Temat: Z REKI DO REKI BEZ LICZENIA Z REKI DO REKI BEZ LICZENIA Z ręki do ręki, bez liczenia Prokurator Jarosław Swat z bydgoskiej prokuratury był porażony krążeniem pieniędzy z ręki do ręki, przenoszeniem plików banknotów przez emerytki w reklamówkach, przekazywaniem bez pokwitowań, przeliczeń itd. Wystosował pismo do ojca Rydzyka, w którym poprosił o podanie danych personalnych osób zajmujących się w Radiu Maryja księgowością. Ojciec dyrektor odpisał: "Rozgłośnia posiada swoją rachunkowość, ale odmawiam ujawnienia danych w tym zakresie". Stefania B. w swej kawalerce, z której zginęły pieniądze Radia Maryja, jest przypadkowo. Stale przesiaduje w biurze Radia Maryja w parafii przy pobliskim kościele. Zbiera tam ofiary. - Ludzie przekazują na radio po pięć, po dziesięć złotych miesięcznie. Są też tacy, co ofiarowują większe kwoty. Ja to przewożę do Torunia i oddaję w radiu - mówi Stefania B. Nie wie, czy są księgowane i na jakich zasadach przyjmowane. - Mnie nie obchodzi, co dalej się z tymi pieniędzmi dzieje - mówi Stefania B. Emerytowana nauczycielka żyje skromnie. Dorabia tłumaczeniami z niemieckiego tekstów technicznych, na przykład tłumaczy instrukcję obsługi kamer cyfrowych. Jest pełna uznania dla ojca dyrektora, że nigdy jej nie wypomniał, iż to z jej mieszkania zginęły pieniądze rozgłośni, że nie podejrzewał, iż sobie je przywłaszczyła. - Ojcu Rydzykowi wyznałam kiedyś, że jako dyrektorka szkoły podstawowej należałam do partii. Nie odrzucił mnie i trzyma w radiu. Wdzięczna mu za to jestem - mówi Stefania B. - Dalej zbieram pieniążki i nic się nie zmieniło. Pracujący w radiu wolontariusz odczytuje na antenie imienne podziękowania za ofiary pieniężne. - Tylko na początku dawano nam wykazy z nazwiskami ofiarodawców i kwotami, jakie przekazywali na wsparcie radia - mówi. - Teraz do odczytania przed mikrofonem otrzymujemy suche nazwiska darczyńców. Wysokość ofiar jest ukrywana. Pieniądze, jakimi obraca ojciec Rydzyk, łatwość, z jaką je zdobywa, może dobrze o nim świadczyć jako biznesmenie. Wielu duchownych, zakonników jest tym jednak wstrząśniętych i oburzonych. Ojciec Jerzy Galiński, redemptorysta, mieszkający w pobliżu Monachium, znający Rydzyka od wielu lat, mówi: - Ojciec Rydzyk przeprowadza milionowe transakcje finansowe bez uprzedniego zezwolenia władz zakonnych i kościelnych. Rydzyk powinien na wydatkowanie poważnych sum pieniędzy za każdym razem otrzymywać zgodę przełożonych. - Kwoty, jakimi operuje ojciec Tadedusz, daleko przekraczają kompetencje ojca prowincjała wraz z jego radą, ale również ojca generała zakonu Redemptorystów w Rzymie - mówi ojciec Galiński. - Z całą pewnością wymagają one zezwolenia Stolicy Apostolskiej. JERZY MORAWSKI Współpraca Mariusz Staniszewski, "Słowo Polskie", Wrocław RADIO MARYJA: 1991 - 2002 1991 - Słowami "Tu Radio Maryja - katolicki głos w naszych domach" rozgłośnia zainaugurowała działalność. Sygnał dociera do odbiorców w Toruniu i Bydgoszczy. 1993 - Radio otrzymuje pozwolenie na uruchomienie trzynastu stacji nadawczych oraz łącz satelitarnych (dzięki temu jest słyszalne w całej Europie). 14 tysięcy słuchaczy z Rodziny Radia Maryja wędruje na Jasną Górę. Ojców pracujących w rozgłośni przyjmuje papież, który mówi: "Panu Bogu dziękuję codziennie, że jest w Polsce takie radio i nazywa się Radio Maryja". 1994 - Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji jednogłośnie przyznaje koncesję ogólnopolską na nadawanie programu społeczno-religijnego. Ma objąć 80 procent terytorium kraju. Radio rezygnuje z reklam. 1995 - Radio angażuje się w prezydencką kampanię wyborczą. Słuchacze na antenie mówią, że Hanna Gronkiewicz-Waltz to Żydówka. Komisja Episkopatu ds. Środków Społecznego Przekazu przeprasza potem "skrzywdzone osoby". Dwa lata później rozgłośnia włącza się w kampanię przeciw nowej konstytucji. 1996 - W Ogólnopolskiej Pielgrzymce Radia Maryja na Jasną Górę bierze udział prawie 300 tysięcy osób. 1997 - Prymas Józef Glemp w liście do ojca Rydzyka stwierdza, że założyciel rozgłośni "nie może żądać dla siebie przywilejów i stać ponad prawem". Zdaniem prymasa radio "podlega procesowi upolitycznienia". Dzięki poparciu rozgłośni do parlamentu wchodzi grupa kilkudziesięciu posłów i senatorów (AWS). Z inicjatywy radia postaje Społeczny Komitet Ratowania Stoczni Gdańskiej. Zbierana jest nie tylko gotówka, ale też świadectwa udziałowe NFI. Ile, nie wiadomo. 1998 - Ukazuje się pierwszy numer "Naszego Dziennika", który związany jest z radiem. 1999 - Najwyższa Izba Kontroli stwierdza, że radio jest dyskryminowane (nie otrzymało tylu częstotliwości, ile zakładała koncesja). 2000 - W kampanii prezydenckiej ojciec Rydzyk wzywa do głosowania na Mariana Krzaklewskiego. 2001 - KRRiTV wydaje rozgłośni nową, siedmioletnią koncesję. 2002 - Dekret prymasa Polski nakazuje parafialnym biurom Radia Maryja, by prosiły o zgodę na dalszą działalność na terenie archidiecezji warszawskiej. Stacja świętuje dziesięciolecie. Radio Maryja jest piątą pod względem słuchalności rozgłośnią w kraju. LUZ Temat: Kaczmarek przestraszył się Kwacha? Przypomniałem sobie, że pisałem 2 lata temu do pewnej 'Rządowej' gazety serię opini, oczywiście bez jakiejkolwiek reakcji, poza zablokowaniem konta przez gazetową BigSister z Działu X. Tak dla porządku podaję próbkę, szło wtedy o prywatyzację Rafineri Gdańskiej - w końcu do dzisiaj jej nie sprywatyzowano - starali się o nią Orlen, rosyjski Łukoil i Brytyjski Rotch. Na przeszkodzie Kaczmarkowym chuciom stał z wyciągniętą łapą Myler. Teraz dopiero dochodzimy do faktów, wówczas domyślnych. "Tuesday, October 08, 2002 Pani Redaktor A. Piszę do Pani dużo , bo wiem, że oni lubią dużo czytać, wtedy im się wydaje, że są potrzebni, a są potrzebni tylko sobie.[ss=abw] Do rzeczy: Wpierw objaśnienia: 'Przetarg' na Rafinerię jest modelowym nie- działaniem Członków Zboru od Nieboszczki Ludowej, modelem opartym na Selekcji Negatywnej - i czy dotyczy to polityki, czy gospodarki lub socjopsychologii, model u nich pozostaje wciąż ten sam: temu nie damy, bo chodzi do kościoła, temu nie, bo ma dwie narzeczone, a tamten to niech się cieszy, że w ogóle jeszcze jest itp. itd. (Tu powinny nastąpić wyliczenia przykładów na poparcie podanej tezy, ale nie nastąpią, gdyż zakładamy, że mamy do czynienia z jednostkami światłymi). Można się kompletnie nie orientować w opisywanej materii - jak pewien pseudokibic piłkarski - ale i tak wiadomo jak się sprawa - piłka - potoczy. A wynik "Przetargu' jest z góry wiadomy. Nie wiem ile by pisać tych e-mali, obrażać i wyzywać od Cymbałów, kląć jak żołnierz Andersa, to i tak wybiorą kogoś w rodzaju jak rudy Boniek (trener kadry piłakrzy - iberTrener), bez sukcesów (trenerskich) w przeszłości, ale za to rodzic i akuszer horendalnego blamażu na oczach całego świata, w czerwcu, w Korei. A zwykły, nieogolony, ale za to podchmielony pseudokibic piłkarski powie jednym, prostym zdaniem: Przecie on tam, był, i było jak było; W domyśle: Niech sp...a- da. A taki odwrotnie: ładuje się na miejsce całkowicie mu nienależne. Miejsce nieźle wygrzane=przygotowane, więc jakiś czas na pewno sobie na nim posiedzi. Tu jest analogicznie: jakiś będący pod ręką (i pod rękę), wyrosły ponad miarę mierny organizm z Płocka, zostanie obdarowany Łaską Leszka bez Mieszka, jak najbardziej niezasłużoną, zresztą. Przez jakiś czas wy(po)ciągnie ile się da, a potem, gdy się to zawali, to zwali winę na pogodę (susza lub powódź ) albo na złą koniunkturę, a jak jest cwany to dokona wynalazku w dziedzinie dupo-pardon- ochroniarstwa, na przykład: ''I tak dużo osiągnąłem z takimi menedżerami i robotnikami /piłkarzami”(koniec cytatu). Upraszczając całą tę alegorię, Najdłuższy Przetarg Nowożytnej Europy, firmowany przez Grabarza z Łodzi, jest przeciągany ponad miarę i zwyczaje nie tylko biznesowe, tylko po to by nie wygrał go Ruski. ( być może: Tym bardziej Nie, im bardziej nie chce dać w Łapę). Całe szczęście w nieszczęściu, że zadziałała tu komunalna Selekcja Negatywna i odrzucili opcję wypłynięcia Rafinerii na szerokie wody światowej spekulacji za tak zwanym inwestorem finansowym czyli Rotch'em. Cieszy nas to nie dlatego, że on takiego niepewnego pochodzenia i kundelek, alebo, gdyby mu sprzedać to tyle co włożyć się (Polska) sama w dyby zachodnioPolitycznego correct(pc) czego doświadczają BIG Bank czy PZU - nie wykonują teraz żadnego ruchu taktycznego lub strategicznego bez lamentu w całym świecie p.t. naruszenie liberalizmu. W przypadku Rafinerii rozwiązanie jest trywialnie proste, i nie trzeba występować codziennie w telewizorze jak Leszek Co Ma Pusty Mieszek, i nie trzeba mieć, jak on, telewizyjnego autorytetu, żeby wiedzieć, że najlepszym kupującym w obecnej epoce globalizacji jest oferent branżowy. /Szczególnie w dziedzinie strategicznie żywotnej dla średniej wielkości państwa, jak Polska właśnie/. Taki nie zniknie z dnia na dzień ze swoim biurem , ani nie wykręci prawniczego numeru, bo straci w branży twarz a zyska gębę, jest łatwo i bieżąco weryfikowalny i ma majątek rzeczywisty, a nie ten na papierze. Toż to są kanony i elementarz znany każdemu inwestorowi giełdowemu, o maklerach i finansistach nie wspominając. A kontekst polityczny? Zarówno w bliższej i dalszej perspektywie, w polityce wewnętrznej i zagranicznej - same pozytywy. A pracować i myśleć i tak trzeba stale. Z każdym kontrahentem czy partnerem. W umowie sprzedaży wystarczy umieścić kilka zatrzymań i impasów ( brydż), co jak wiemy, min.Wiesław potrafi bez naszego consulting-u i można spokojnie oraz z czystym sumieniem iść na posprzedażne piwo. A tak w ogóle to Pani Redaktor A. ręce opadają. Zacząłem pisać do Pani te epistoły jeszcze w lipcu - a chciałbym robić co innego - znaczy kwartał temu, i nie ma zmian w opisywanym podmiocie - inne zaś w tym czasie upadają. A to z hukiem i peterdami ( Stocznia Szczecińska, Ożarów - kable), a to grzecznie i po cichutku, milcząco, jak całe rzesze 'drobniaczków'. Też bym wolał nie pisać i nie wołać na puszczy, ale mi nie dają te urzędowe Cymbały, których przewidywalne zagrania bardzo źle wpływają na moje sumienie. Sumienie techniczno-ekonomiczne., a nie to wirtualne=niebiańskie. A za dwa miesiące zima. Ostatnią My, Naród i ekipa Uśmiechniętego Leszka ledwo co przeszliśmy. Wystarczyło trochę mrozu i śniegu, jak to zimą, i wszystko stanęło, i stało, tygodniami. Nie dotarły do mnie wiadomości o spodziewanej zmianie na obecną zimę. I nie mam kompleksu Atlasa, (tego od nieboskłonu) tylko żal mi rodaków=Polaków upadających tysiącami w kurtzgalopie ku Europie, w pogoni za establiszmentem, który jak wiadomo z ichniej klasyki: Sam się wyżywi. Tak jak iberTrener Boniek, mieszkaniec słonecznej Italii. Ale co z pseudokibicami, szarakami z Polski? No - pytam się - Co? " Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 109 rezultatów • 1, 2, 3 |