Widzisz wiadomości znalezione dla frazy: Biuro numerów telefonicznych Bydgoszcz
Temat: Centralki telefoniczne do domków,firmy
Temat: Centralki telefoniczne do domków,firmy Witam Do reklamowania się służy inna grupa duskusujna . Administracja onetu tego nie lubi. To jest tylko rada . Pozdrowienia Oferujemy profesjonalny montaż, serwis na terenie Częstochowy: Centralek telefonicznych o minimalnym wyposażeniu 1 linii miejskiej i 6 wewnętrznych, zintegrowanym domofonem, informującym o gościu przez telefon innym dzwonkiem, możliwości blokowania rozmów z danego numeru wewnętrznego, taryfikacji. Centralki te nadają się doskonale do biur i domków jednorodzinnych. Oferowane centralki są produkcji firmy SLICAN z Bydgoszczy, posiadającej na trerenie całego kraju siec serwisową i dystrybucyjną. bliższe informacje : Michał Trych 0-603742531 icq 11474804 Temat: Centralki telefoniczne do domków,firmy Oferujemy profesjonalny montaż, serwis na terenie Częstochowy: Centralek telefonicznych o minimalnym wyposażeniu 1 linii miejskiej i 6 wewnętrznych, zintegrowanym domofonem, informującym o gościu przez telefon innym dzwonkiem, możliwości blokowania rozmów z danego numeru wewnętrznego, taryfikacji. Centralki te nadają się doskonale do biur i domków jednorodzinnych. Oferowane centralki są produkcji firmy SLICAN z Bydgoszczy, posiadającej na trerenie całego kraju siec serwisową i dystrybucyjną. bliższe informacje : Michał Trych 0-603742531 icq 11474804 Temat: Reklamacja w biurze podróży - proszę o pomoc Witam. Mam problem z biurem podróży a mianowicie.... w czerwcu tego roku leciałam z osobą towarzyszącą do Turcji z biura podróży. Wczasy zakupiłam przez pośredników, gdyż owe biuro nie posiadało siedziby w moim mieście. Wszystko było OK do czasu... dzień wcześniej zadzwonili pośrednicy ( mieliśmy wykupioną antenkę (transfer na lotnisko) z Bydgoszczy do Poznania) iż mamy być przed wejściem na dorzec PKS o 19:45, i pod same wejscie podjedzie lub na parking przy dworcu bus transferowy, więc tak zrobiliśmy. W umowie mieliśmy podany numer telefonu slużbowy i mieliśmy go cały czas przy sobie, aż do momentu jak usiedliśmy przed dworcem to oddaliśmy go osobie, która nas odprowadziła na dworzec. Byliśmy już o 19:15 przed samym wejściem na dworcu. Czekamy i czekamy, aż w końcu zrobiła się godzina 20:20 nikt po nas nie wyszedł ani nie podjechał, wypatrywaliśmy z niepokojem busu ale nic nie podjechało. Tym bardziej, że tylko my dwoje mieliśmy wielkie walizki i rzucaliśmy się w oczy. w końcu zadzwoniliśmy do osoby, która miała nasz służbowy telefon i mówi, że ktoś dwonił... odzwoniła na ten numer i to Pani z biura podróży powiedziała, że bus czkał na nas o 19:00 i że nas nie było to musimy sobię radzić sami... lub wziąć taxówkę i rachunek. Nie mieliśmy przy sobie pieniędzy ,bo romieniliśmy już wszystko w kantorze... więc zadzwoniliśmy do znajomego, który nas na ostatnią chwilę zawiózł na lotnisko - z bydgoszczy wyjechalismy o 21:00 a odprawa w Poznaniu była do 23:00. Po czym zgłosiliśmy to po wyjeździe u rezydentki a ona nam powiedziała ze była też taka sytuacja ze para wzięła taxi na lotnisko za 400 zł i biuro im oddało tylko 100zł jak za antenkę w 1 stronę wic powinniśmy sie cieszyć, że nas znajomy zawiózł za 200 zł. Zgłosiliśmy to po przyjeździe do Polski w biurze pośredniczącym, w którym wykupiliśmy wycieczkę i wysłaliśmy reklamacje. Dodam,że rozmowy telefoniczne są nagrywane więc biuro pośredniczące odsłuchało wiadomoości jak organozator podaje im złą godzinę podstawienia się pod dworzec. Wczoraj dostaliśmy odpowiedź od organizatora, że przepraszają nas i oddadzą nam tylko 100 zł za niewykonanie transferu w 1 stronę, a 200 zł - za paliwo dla naszego znajomego, który jechał nas zawieźć i wracał zpowrotem - nie oddadzą, ponieważ pomimo naszych skarg bus stał i czekał na nas chwilę, i nawet patrząc na te 200 zł to napisali, że zawyżona to jest cena bo powinni nam oddac w 1 i zbyt wysokie spalanie samochodu. Ale to przecież nie nasza wina, że samochód tyle spalił i dlaczego musimy się narażać na dodatkowe koszty?? Proszę o odpowiedź czy warto się odwołać i gdzie takie pismo wysłać??? Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam Natalia Temat: 5 miesięcy na naprawę komórki Pani Marianna, która poskarżyła sie Redakcji dziennika Gazeta Pomorska, oddała swoją komórkę do naprawy w punkcie Orange w Tesco w Bydgoszczy od pięciu miesięcy czeka na jej naprawę. Telefon był jeszcze na gwarancji. - Zaniosłam tam komórkę czwartego września ubiegłego roku - opowiada Czytelniczka gazety. - Trudno uwierzyć, ale od tego czasu czekam na aparat. W bydgoskim punkcie Orange informowano mnie tylko, że telefon został wysłany do Warszawy. Pytałam kilka razy, kiedy otrzymam naprawioną komórkę, ale w tym punkcie nikt nic nie wiedział. Ciągle mnie tylko odsyłano. Jak długo mam jeszcze czekać na swój telefon?, pyta. Warto dodać, że jak informuje dziennik Czytelniczka w tym czasie korzystała z innego aparatu. - Dodam, że w punkcie Orange nie dano mi zastępczego telefonu, więc musiałam sobie sama poradzić - mówi. - W końcu zapłaciłam za aparat, który się zepsuł. Nic dziwnego, więc, że chciałabym otrzymać naprawiony telefon, dodaje. - Klientka reklamując działanie aparatu telefonicznego w salonie TP w bydgoskim Tesco przedstawiła kartę gwarancyjną na której naniesione były poprawki między innym numeru IMEI i skreślenia - mówi Maria Piechocka szefowa biura prasowego Telekomunikacji Polskiej w Poznaniu, którą gazeta poprosiła o pomoc. - Pracownik salonu uprzedził klientkę, że może to być przyczyna nie przyjęcia aparatu do naprawy przez autoryzowany serwis producenta. - Klientka została o tym fakcie poinformowana - mówi. - Na podstawie dokumentu potwierdzającego zakup, pracownik salonu wystąpił o wydanie duplikatu karty gwarancyjnej. Ta dotarła na początku tego roku i natychmiast wraz z aparatem została przesłana do producenta. Po interwencji gazety Czytelniczka otrzyma naprawiony aparat. ź/telix.pl Temat: LEPPEROWE KLITUŚ BAJDUŚ ;-) Poseł Samoobrony wypiął się na wyborców Michał Kopiński, mko 02-01-2006, ostatnia aktualizacja 02-01-2006 21:55 Jan Bestry z Samoobrony przez trzy miesiące nie otworzył w Bydgoszczy biura poselskiego, nie prowadzi dyżurów i nie spotyka się z wyborcami. Siedzi w Warszawie, odbiera co miesiąc 12 tys. zł uposażenia i "nie ma go dla nikogo". - Jeżeli kontrola to potwierdzi, spotka go kara - zapowiada Janusz Maksymiuk, prawa ręka Andrzeja Leppera. Dwa tygodnie temu ujawniliśmy, że figurujące w sejmowym spisie biuro poselskie Bestrego przy ul. Jagiellońskiej 2 w Bydgoszczy działa tylko na papierze. W budynku koło Savoyu po biurze parlamentarzysty Samoobrony nie było nawet śladu; nie ma też aktualnego numeru w informacji telefonicznej. Po naszym artykule Bestry "przeniósł" swoje biuro. Po świętach zamiast adresu Jagiellońska 2, w sejmowym spisie pojawił się nowy - ul. Gdańska 10. Ponieważ tradycyjnym dniem dyżurów poselskich jest poniedziałek (kiedy nie pracuje Sejm), udaliśmy się do nowego biura Bestrego. Przed wejściem do kamienicy przy ul. Gdańskiej wiszą trzy tabliczki: "Samoobrona - Rada Miejska", "Samoobrona - Zarząd Wojewódzki" i "Samoobrona - biuro posła Leszka Sułka". O Bestrym ani słowa. Na pierwszym piętrze, w siedzibie partii, zastaliśmy tylko sekretarkę. Trzydziestoparoletnia, przestraszona kobieta, przedstawiła się nam jako pani Felicja. - Tu nie ma żadnego biura poselskiego, pan Leszek Sułek nie jest już posłem - odpowiada na pytanie o dyżur. - A Jan Bestry? - pytamy. - Słyszałam, że miał mieć biuro przy Jagiellońskiej, ale chyba na planach się skończyło. Tutaj na pewno nie ma lokalu, nigdy nawet tu nie przyjechał - wyjaśnia. Dzwonimy do siedziby warszawskich firm, których Bestry był przed startem w wyborach prezesem (po zdobyciu mandatu poszedł na bezpłatny urlop - przyp. red.). - Pana posła nie ma i nie wiem, czy będzie - mówi sekretarka. - Dzwonimy do pani od 14 grudnia. Zapisała wtedy pani nasz numer i obiecała, że poseł bezzwłocznie oddzwoni - przypominamy. - Widocznie nie znalazł jeszcze czasu - odpiera. Gdzie jest Bestry, nie wiedzą też szef Samoobrony w Bydgoszczy Wiesław Wróbel i asystent posła Marcin Stradowski. - Nie widziałem go po wyborach. Tego, że nie ma biura i czasu dla swoich wyborców, nie chcę komentować - przyznaje Wróbel. - Ja też od tygodnia nie miałem z nim żadnego kontaktu - dodaje Stradowski. Bestry zdobył mandat z pierwszego miejsca na bydgoskiej liście Samoobrony. Dostał je, mimo że z naszym miastem nie miał nic wspólnego, dzięki osobistemu poparciu Andrzeja Leppera. Zaraz po wyborach wszelki słuch w Bydgoszczy o nim zaginął. Głośno było za to w kraju. Najpierw, kiedy okazało się, że jako "przedstawiciel najbiedniejszych wyborców" ma jeden z największych majątków w nowym Sejmie (ponad 10 mln zł), a potem - gdy urządził burdę na lotnisku w Gdańsku. O trzymiesięcznym dorobku Bestrego opowiedzieliśmy Januszowi Maksymiukowi, szefowi biura krajowego Samoobrony. - Naprawdę trudno w to uwierzyć - nie kryje Maksymiuk. - Osobiście zbadam tę sprawę i jeżeli wasze zarzuty się potwierdzą, to Bestry zostanie surowo ukarany - zapewnia. VIDE: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3094207.html Temat: "SAWKA-SHOW"-politycznie !!! Poseł wypiął się na wyborców Michał Kopiński, mko 02-01-2006 , ostatnia aktualizacja 02-01-2006 21:55 Jan Bestry z Samoobrony przez trzy miesiące nie otworzył w Bydgoszczy biura poselskiego, nie prowadzi dyżurów i nie spotyka się z wyborcami. Siedzi w Warszawie, odbiera co miesiąc 12 tys. zł uposażenia i "nie ma go dla nikogo". - Jeżeli kontrola to potwierdzi, spotka go kara - zapowiada Janusz Maksymiuk, prawa ręka Andrzeja Leppera. Dwa tygodnie temu ujawniliśmy, że figurujące w sejmowym spisie biuro poselskie Bestrego przy ul. Jagiellońskiej 2 w Bydgoszczy działa tylko na papierze. W budynku koło Savoyu po biurze parlamentarzysty Samoobrony nie było nawet śladu; nie ma też aktualnego numeru w informacji telefonicznej. Po naszym artykule Bestry "przeniósł" swoje biuro. Po świętach zamiast adresu Jagiellońska 2, w sejmowym spisie pojawił się nowy - ul. Gdańska 10. Ponieważ tradycyjnym dniem dyżurów poselskich jest poniedziałek (kiedy nie pracuje Sejm), udaliśmy się do nowego biura Bestrego. Przed wejściem do kamienicy przy ul. Gdańskiej wiszą trzy tabliczki: "Samoobrona - Rada Miejska", "Samoobrona - Zarząd Wojewódzki" i "Samoobrona - biuro posła Leszka Sułka". O Bestrym ani słowa. Na pierwszym piętrze, w siedzibie partii, zastaliśmy tylko sekretarkę. Trzydziestoparoletnia, przestraszona kobieta, przedstawiła się nam jako pani Felicja. - Tu nie ma żadnego biura poselskiego, pan Leszek Sułek nie jest już posłem - odpowiada na pytanie o dyżur. - A Jan Bestry? - pytamy. - Słyszałam, że miał mieć biuro przy Jagiellońskiej, ale chyba na planach się skończyło. Tutaj na pewno nie ma lokalu, nigdy nawet tu nie przyjechał - wyjaśnia. Dzwonimy do siedziby warszawskich firm, których Bestry był przed startem w wyborach prezesem (po zdobyciu mandatu poszedł na bezpłatny urlop - przyp. red.). - Pana posła nie ma i nie wiem, czy będzie - mówi sekretarka. - Dzwonimy do pani od 14 grudnia. Zapisała wtedy pani nasz numer i obiecała, że poseł bezzwłocznie oddzwoni - przypominamy. - Widocznie nie znalazł jeszcze czasu - odpiera. Gdzie jest Bestry, nie wiedzą też szef Samoobrony w Bydgoszczy Wiesław Wróbel i asystent posła Marcin Stradowski. - Nie widziałem go po wyborach. Tego, że nie ma biura i czasu dla swoich wyborców, nie chcę komentować - przyznaje Wróbel. - Ja też od tygodnia nie miałem z nim żadnego kontaktu - dodaje Stradowski. Bestry zdobył mandat z pierwszego miejsca na bydgoskiej liście Samoobrony. Dostał je, mimo że z naszym miastem nie miał nic wspólnego, dzięki osobistemu poparciu Andrzeja Leppera. Zaraz po wyborach wszelki słuch w Bydgoszczy o nim zaginął. Głośno było za to w kraju. Najpierw, kiedy okazało się, że jako "przedstawiciel najbiedniejszych wyborców" ma jeden z największych majątków w nowym Sejmie (ponad 10 mln zł), a potem - gdy urządził burdę na lotnisku w Gdańsku. O trzymiesięcznym dorobku Bestrego opowiedzieliśmy Januszowi Maksymiukowi, szefowi biura krajowego Samoobrony. - Naprawdę trudno w to uwierzyć - nie kryje Maksymiuk. - Osobiście zbadam tę sprawę i jeżeli wasze zarzuty się potwierdzą, to Bestry zostanie surowo ukarany - zapewnia. Temat: Analiza informacji prasowej tp sa. o HIS Od dnia 29 listopada 1999 roku Telekomunikacja Polska S.A. rozpocznie sprzedaż usługi Szybki Dostęp do Internetu - SDI. Usługa polega na zapewnieniu Klientom stałego połączenia z siecią Internet. ------- Za usługę operator będzie pobierał stałą opłatę miesięczną 160 zł, ------- niezależną od stopnia wykorzystania łącza. Usługa SDI w okresie ------- a następnie planowane jest rozszerzenie skali działania na cały kraj. ------- Szybki Dostęp do Internetu jest odpowiedzią na rosnące potrzeby ------- SDI oferuje Klientowi stały, niezależny dostęp do zasobów Internetu z SDI wykorzystuje istniejącą linię telefoniczną nie ograniczając zarazem ------- Usługa oparta jest na systemie HiS (Home Internet Solution), który SDI jest oferowany niezależnie od dotychczasowego systemu dostępu do Na koniec. Chyba specowie w Telekompromitacji Polskiej S. A. nie wyslili http://press.tpsa.pl/biuro/opis.asp?id=122 Szcegolnie powinien nas dziwic i martwic brak podania wysokosci oplaty +-------+ Temat: Bez komentarza [Bydgoszcz] [Gazeta Pomorska] głównie spójniki] Władze miasta wolą pozbyć się kłopotu Zarząd Miasta zgodził się na trzyletnie, bezpłatne Właścicielem hali jest miasto. Jak się dowiedzieliśmy, (2000-12-01) Tarhimdugurth Temat: Polski Express PŁOCK. Z toalety jedzie jak z szamba. Zamiast klimy jest sauna. Autobusy się spóźniają albo nie przyjeżdżają w ogóle. Paliwo kierowca tankuje na trasie. Taki obraz Polskiego Expressu przedstawiają pasażerowie Zdjęcie autobusu Polskiego Expressu na dworcu chcieliśmy zrobić najpierw o 14.20 (Szczecin - Warszawa). Nie doczekaliśmy się go przez 40 minut. Udało nam się o 16.20 (Bydgoszcz - Warszawa).Obejrzyj wideo - tak jechał jeden z kierowców Polskiego Expressu. Poniedziałek 2 czerwca, godz. 13., Warszawa, al. Jana Pawła II. Joanna Robak, płocczanka, dowiaduje się, że w kierunku jej miasta odjadą jedynie dwa autobusy. Wybiera kurs o 14.30. Relacja nr 1. Wóz zajeżdża o 15. Niezidentyfikowany osobnik wpuszcza ludzi do środka i... daje nogę. Upał piekielny, chyba z 40 stopni, matki rozbierają dzieci do majtek. Po kilkudziesięciu minutach tym razem przychodzi kierowca. Pasażerowie prawie ugotowani, a on nie chce ruszyć, bo kasa ma odłączone jakieś kabelki. Ludzie krzyczą: ďż˝Za plecami masz pan inną kasę". Tyle że też nie jest podłączona. Kierowca wzywa jakiegoś speca, majstrują przy kabelkach. Wóz rusza przed 16. "Włączyć klimę" - drą się ludzie. Zaczyna działać jakaś wentylacja, ale to chyba nie jest klima. Efekt - autobus wypełnia straszliwy odór z toalety. "Wyłączyć ten nawiew" - apeluje dramatycznie część pasażerów z odruchem wymiotnym. "Nie wyłączać" - protestują pozostali, ugotowani już w 100 proc. Zaraz skoczą sobie nawzajem do gardeł. Kierowca sugeruje, by uchylić lufcik u góry autobusu. Pasażerowie: "To pan jest chyba od tego, a nie my". Kierowca się broni: "Ale ja jestem za mały [demonstruje], nie dosięgnę". Wyręcza go wysoki mężczyzna. Usiłuje wyręczyć, bo klapa i tak opada z chrzęstem. W okolicach Zakroczymia niespodziewany postój na stacji paliwowej. Pasażerowie wychodzą do sklepiku. Spragnieni, kupują wodę, najmarniej po dwa litry. Zastanawiają się, po co autobus się zatrzymał i czemu nie rusza, skoro nie tankuje. "Jak się będziecie dalej mnie czepiać, to wyjdę i już nie wrócę" - straszy tylko kierowca. Jak otworzyć kufer - Później, kiedy zapowiadam, że złożę skargę, przyznaje, że częstą praktyką Polskiego Expressu jest, by kierowca kupował paliwo za pieniądze za sprzedane bilety. Dodaje, że w tym przypadku pieniądze przywiozło jednak dwóch prezesów firmy. Dopiero po ich wizycie można było zatankować - kończy Joanna Robak. Niedawno, na przełomie kwietnia i maja, też miała pecha. Jechała autobusem Polskiego Expressu, któremu zabrakło paliwa i z tego powodu musiał zatrzymać się na dłużej. A więc relacja nr 2. Facet zza kółka gdzieś dzwoni, do pasażerów się nie odzywa. Bąka tylko, że teraz nie wystarczy dolać benzyny, bo zapowietrzyły się systemy pneumatyczne. Musi przyjechać ekipa techniczna - do odpowietrzenia. Mija godzina, nasza rozmówczyni prosi kierowcę, by zatelefonował do punktu sprzedaży biletów w Warszawie. "Niech zostawią wolne miejsca, byśmy mogli się zabrać najbliższym kursem" - sugeruje. Przyjeżdża kolejny autobus Polskiego Expressu. Ma może z cztery wolne miejsca. Ale nawet, gdyby cały był pusty, nie wszystkim udałoby się do niego przesiąść. Część pasażerów ma bagaże w kufrze, a kierowca nie może go otworzyć - to podobno uboczny efekt tego zapowietrzenia. Pasażerka sugeruje: "Niech pan zadzwoni do kogoś, kto się na tym zna, może jednak jest jakiś sposób". Dzwoni i po dłuższym czasie rzeczywiście się udaje. Wreszcie po godz. 20 ludzi zabiera do Płocka inny przewoźnik - Komfort Bus. Jak radzą sobie ci, którzy jechali do Bydgoszczy, nie wiadomo. Głuchy telefon I co wy na to? - chcemy zapytać szefostwo Polskiego Expressu. Nie dostajemy tej szansy. Na stronie internetowej przewoźnika jest jeden jedyny numer infolinii. Wciąż zajęty. Łudzimy się, że całą listę innych numerów będą mieli w informacji telefonicznej TP SA. Oprócz wspomnianej już infolinii podają wyłącznie namiary na bazę transportową - też w Warszawie, ale przy innej ulicy. Dzwonimy, prosimy o numer do centrali. Porównujemy z cyferkami z infolinii. Identyczne. - Więcej telefonów nie znamy - słyszymy. Zdobywamy numer komórki do osoby, z którą kontaktuje się mazowiecki urząd marszałkowski. Z komunikatu wynika, że aparat jest albo wyłączony, albo poza zasięgiem. To żadna niespodzianka. W czerwcu ub.r. pisaliśmy w "Gazecie": "Przez cały dzień usiłowaliśmy skontaktować się z firmą przewozową i poprosić ją o komentarz w tej sprawie. Bezskutecznie, dwa numery telefonów podane na stronie internetowej Polskiego Expressu milczały jak zaklęte. Zupełnie, jak rok temu, kiedy Polski Express bez słowa wyjaśnienia nie podstawił na przystanek w Bydgoszczy autobusu. Albo jesienią ub.r., kiedy łodzianie też nie doczekali się autobusu i do Warszawy musieli wyruszyć taksówkami. Czy wtedy, gdy płocka policja złapała kierowcę Polskiego Expressu bez prawa jazdy, za to wyprzedzającego na podwójnej ciągłej. We wszystkich tych przypadkach dziennikarze próbowali skontaktować się z firmą, ale po drugiej stronie nikt nie podnosił słuchawki". Zresztą, taki problem mają nie tylko dziennikarze. - Wielokrotnie wzywaliśmy Polski Express do złożenia wyjaśnień - w kwietniu mówiła "GW Toruń" Marta Milewska, rzecznik prasowy urzędu marszałkowskiego. - Spółka nie odpowiedziała na żadne z wezwań. Próby kontaktu telefonicznego oraz pocztą elektroniczną też nie przyniosły rezultatu. Nawet wysłaliśmy pracownika wydziału transportu drogowego do biura spółki, ale jego misja zakończyła się fiaskiem. Arkadiusz Adamkowski Gazeta.pl Płock |